Piątek
wlókł się niemiłosiernie. Upał doskwierał, uświadamiając mi,
że jestem w pracy. Jakoś tak na sam koniec, podjechał do mnie
Młodszy. Na swym szalejącym ścigaczu, w miłym towarzystwie. Znana
mi już od pewnego czasu blondynka, zdjęła czarny kask i
uśmiechnęła się do mnie szeroko. Odpowiedziałem miłym uśmiechem
i powitałem ich.
Jeszcze
raz dla porządku obejrzałem nowe opony motocykla.
-
Teraz do kompletu brakuje Ci już tylko koszulki z napisem” Jeżeli
potrafisz przeczytać ten napis to znaczy, że zwiało mi dziewczynę”
- zagadałem.
-
To prawda. Siodełko dla pasażera jest raczej symboliczne –
stwierdziła Dziewczyna Młodszego - ale mam do Niego zaufanie.
Pogładziła
go po policzku, na który to gest, niezręczny dla prawdziwego
faceta, odsunął się w bok.
-
Moja kiedyś dziewczyna, a obecnie żona, też miała do mnie
zaufanie, ale wyrażała go w inny sposób - zauważyłem
-
Próbujesz się czepiać? – wyrzucił z siebie zaczepnie Młodszy.
-
Tylko zauważam, że czasy się zmieniają – nie dałem się
sprowokować
Dzieci,
dziećmi. Wychowanie wychowaniem, ale czujność w dyskusji z
Młodszym jest bezcenna.
Zaryzykuję
nawet stwierdzenie, że czujność jest podstawą trwałości
rodzinnych relacji.
Jak
dobry ojciec, udzieliłem pomocy nie bacząc na związane z tym
koszty. Wypikało szesnastą. Złapałem, aktówkę w dłoń i
uruchamiając alarm, ewakuowałem się z budynku.
Jakże
powoli zasuwała się ta automatyczna brama. W pośpiechu,
zapomniałem o piciu i jabłuszku, zostawiając wszystko w służbowej
lodówce. Udało się jednak wyrwać przed falą wyjeżdżających z
sąsiednich firm. Nie złapał mnie tez żaden z pobliskich
kolejowych przejazdów.
Droga
pełna zakrętów przez Wieliczkę, Dobczyce i Wiśniową. W
Dobczycach skorzystałem z dyskontu „dla uboższych” - jak go
nazwał kiedyś pewien polityk.
Nabyłem
sery, warzywa i pewne portugalskie wino, za rozsądne pieniądze.
Wziąłem trzy butelki.
Reszta
drogi przebiegła mi pogodnie i szybko. Odsłuchiwałem w czasie
jazdy jakieś dwa słuchowiska polskiego Radia, z serii Sceny
Teatralnej Trójki. To wspaniały pomysł, że można je znaleźć w
internecie. Na wsi powitał mnie kolega, który przywiózł mi kasetę
do kosiarki, wraz z zapasem żyłki. Niedostępna w Krakowie,
przyjechała z nim aż z Nowego Sącza. Są jeszcze uczynni ludzie na
tym świecie. A wobec ludzkiej dobroci nie można przejść
obojętnie. Zaraz też zaproponowałem mu pozostanie do jutra, na
mojej gościnnej wsi. Długo wahał się się konsultując z rodzina
decyzję. Kiedy się w końcu zdecydował, żona powiedziała
-
Z góry wiedziałam, że zostaniesz.
Wybór
padł na wino. Trochę chyba pod wpływem mojej sugestii.
-
Wiesz co skoczymy do sklepu, bo jestem chyba słabo przygotowany do
tego spotkania.
Prawdą
jest że od pięciu lat nie było okazji degustować wspólnie.
W
pobliskim markecie dokupiliśmy jeszcze dwie butelki, biorąc za
klucz wyboru kolor. Bo w czym tu wybierać, gdy nie ma wyboru.
Zjedliśmy
spóźniony obiad i dopiero po nim, żona przyznała się do
tygodniowych niepowodzeń.
Po
pierwsze pralka. Jakimś cudem ruszyła z otwartym bębnem, blokując
cały mechanizm. Pralka jest ładowana od góry.
Po
drugie kibel. Padł ofiarą operacji przesiadania się z wózka.
Puściły mocowania i całość wyglądała jak łazienka w
akademiku po juwenaliach.
-
Dzięki Bogu nic sobie nie zrobiłaś – uspokoiłem ją.
Teściowa
która upiekła ciasto drożdżowe z dżemem i kruszonką, wsypała
żonę, że ta bardzo się martwiła, że będę się awanturować.
-
O co ? - spytałem zdziwiony - Mogę być tylko wdzięczny
opatrzności, że nic Ci się nie stało. Zastrzegam jednak, że za
naprawę biorę się dopiero jutro.
Podparłem
muszlę listewkami poziomując ją i zaraz też wróciłem do
drożdżowego placka i portugalskiego wina.
Wino
było koncertowe. Testowałem je przecież w poprzednim tygodniu.
Kolega
chwalił na zmianę ciasto i wino.
Żona
zajadała się serem z dyskontu.
-
Dla takich chwil, warto ponosić te wszystkie koszty – zadumał się
Znajomy.
Po
pewnych rozmowach wyjaśniających, między córką a matką,
teściowa opuściła imprezę po godzinie, wymigując się dobrą
książką.
Emocje
związane z nieposłuszeństwem sprzętów spowodowały, że i żona
poczuła się zmęczona dniem.
O
dziesiątej zostaliśmy sami. I wtedy zaczęły się prawdziwe
Polaków rozmowy. No muszę od czasu do czasu komuś się wygadać, a
i znajomy posiada podobny charakter. Chociaż na co dzień to on jest
zamknięty w sobie. Gadaliśmy, piliśmy wino i słuchaliśmy
kolejnych uderzeń zegara. Włączyłem delikatne oświetlenie
tarasu, takie które nie razi w oczy, a pozwala trafić dłonią do
kieliszka z winem. In vino veritas – mówili starożytni, a my jak
małpy powtarzamy za nimi tę prawdę, w martwym już języku. Ale
przecież i wino było dla nas łaskawe, wyzwalając emocje, ale
pozwalając cały czas kontrolować jasność i kulturę wypowiedzi.
W oddali szemrał strumień, naśladując padający deszcz, co nawet
ze dwa razy sprawdzaliśmy.
-
Muszę naprawić ten bijący zegar. Leży zepsuty w moim domu.
Zakochałem się w tym wybijaniu godzin. To fantastyczne, tak leniwie
kontrolować czas z poziomu tarasu.
To
było stwierdzenie kończące miły wieczór. Zegar wybił właśnie
wpół do drugiej. Załadowałem i uruchomiłem zmywarkę. Chińska
maszyna ruszyła z impetem, napełniając cały dom szumem lejącej
wody i głośnym pstrykaniem programatora. Zawsze sprzątam po
sobie.
Znajomy
udał się na piętro, ja po krótkiej wizycie w łazience do
sypialni.
-
Ile tego wina wypiliście wczoraj ? - spytała z rana żona.
-
Jak to ile ? Wszystko - Stwierdziłem zdziwiony samym pytaniem.
Śniadanie,
kawa, reszta tego drożdżowego placka z wczoraj i do roboty. Okazało
się, że muszę dokupić śruby do mocowania, gumowy kielich
uszczelniający wpływ wody i silikon.
Udałem
się do sąsiadów i wykorzystałem ich córkę.
Nie
oburzajcie się proszę. Ja z definicji nie jeżdżę samochodem po
nocnych imprezach, dlatego też poprosiłem o podwózkę Dorotkę.
Dorotka
podrzuciła mnie do najbliższego sklepu, gdzie okazało się, że są
tylko śruby. Gumki nie ma.
W
następnym składzie budowlanym tez nie było.
-
Trudno będę improwizował, wracamy – powiedziałem do córki
sąsiadów. Ale ona (dobre dziecko), podwiozła mnie z własnej
inicjatywy do Łącka. Tam nabyłem gumowy lejek za całe dwa
pięćdziesiąt. Okazuje się, że w przypadku awarii sprzętu i
konieczności nabycia części, mieszkanie w mieście ma swoje
zalety.
Wziąłem
się ostro za naprawę, ale nic nie przebiega gładko. Pękniętym
okazało się kolanko odpływowe, a ja nie miałem już śmiałości
gonić Dorotki. Rozpocząłem pieszy kurs po sąsiadach i jeden
podarował mi takie stare, zostawione na wszelki wypadek.
-
Może się sprzydać – mówi mój gospodarz.
I
jego słowa okazały się prorocze. Ucieszyłem się.
Na
chwilę. Kolanko miało tyle lat, że przystosowane zostało do
węższych uszczelek. Przy pomocy nożyc do blachy, zwęziłem
posiadaną uszczelkę. Nie drgnęła mi ręką i wszystko udało się
jak trzeba. Po nałożeniu silikonu zrobiłem próbę szczelności.
Bez zarzutu. Chwilę później odblokowałem pralkę i uruchomiłem
ją.
-
Ja zrobiłem próbę szczelności, Ty zrób próbę obciążenia –
zażartowałem
Dawno
nie widziałem tyle wdzięczności w oczach mojej żony, jak w to
sobotnie popołudnie.
-
Jesteś bohaterem w swoim domu – powiedziała do mnie.
Tak
tez nazywała mnie w kilku wykonanych później rozmowach
telefonicznych.
Była
trzynasta, kiedy znajomy zdecydował się odjechać. Ja chciałem go
przytrzymać jeszcze do popołudnia. On stwierdził że musi naprawić
auto żony, bo tez chce trochę tego bohaterstwa spić z jej ust.
Dałem
dobry przykład. Zadzwonię w poniedziałek i dowiem się jak było
z chwaleniem.
Moja
żona potrafi zrobić mi reklamę przed gośćmi. W takiej sytuacji
potrafię wybaczyć jej wszystko. Przy czym aby była ścisłość -
nie nadużywa u mnie skłonności do wybaczania.
Kiedy
wypiłem południową kawę, zabrałem się za naprawę kosiarki.
Uniwersalną głowicę trzeba było dopasować do typu podkaszarki.
Poszło.
Wziąłem
się do koszenia, ale zrobiłem tylko płaski kawałek na ogrodzie.
Zaraz też zaczął wiać mocny, zimny wiatr i temperatura spadła.
Spadł też deszcz, niwecząc pozostałe plany związane z
koszeniem. Może i dobrze, bo nie mam już trzydziestu lat. Kosiarka
gotowa, zatankowana, przyda się następnym razem. Może dzieci,
tknięte porywem dobroci zaproponują
-
Daj klucze, skoczymy na wieś i wykosimy.
Marzy
mi się. Ale ja nie przekreślam nikogo.
Cyfrowy
Polsat wyłączył mi w sobotę dostęp do platformy cyfrowej,
ponieważ wypowiedziałem umowę. To zbędne koszty, gdy jestem tam
tak rzadko.
Pokonałem
kłopoty organizacyjne i na dekoderze z nieaktywną kartą mogę
oglądać tak zwane programy FTA, czyli bezpłatne. Najbardziej
cieszę się że nie zamilkło słuchane tą drogą radio. Tutaj fale
radiowe przynoszą tylko „katolicki głos do mego domu”.
Na
dekoderze jest też TVP Kultura. A więc niech tak będzie - na wsi
z Kulturą.
Niedzielne
sześć stopni ciepła, zdopingowało nas do wyjazdu. W południe
zawitaliśmy do Krakowa. Żona zajęła się rozpakowywaniem bagaży
i wstępnym porządkowaniem po dwóch tygodniach męskich rządów.
Ja nastawiłem ciasto na pizzę.
Kiedy
wyciągałem ją z pieca, jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki
pojawił się Młodszy. Chwilę później zapukała do drzwi jego
dziewczyna. Znów było miło i rodzinnie.
Pod
warunkiem zachowania czujności, oczywiście. A może ta moja pizza
odrobinę łagodzi obyczaje?
Alleluja! Dawno przestałam zaglądać na Twój onetowy blog, bo mnie strasznie denerwuje sam onet i nawet nie wiedziałam, żeś już i Ty na bloggerze :)
OdpowiedzUsuńNajpierw wyrażam więc swą radość, a potem zagłębię się w nadrabianie zaległości.
Pozdrawiam serdecznie
iimajka
Witaj
UsuńFaktycznie czytaliśmy się kopę lat.
A jak na mnie trafiłaś?
U Klarki dziś zauważyłam komentarz z profilu google :) Od razu władowałam się, nie wycierając nawet butów ;)
UsuńNaspamuję, ale tak to jest, jak nie ma czasu przysiąść i przeczytać na raz zamiast na raty :)
UsuńUśmiałam się serdecznie z jakże znajomego: "- Ile tego wina wypiliście wczoraj ? - spytała z rana żona.
- Jak to ile ? Wszystko - Stwierdziłem zdziwiony samym pytaniem."
Mąż zza ramienia również.
A Dorotce podpadłeś - "dziecko"(nawet dobre) w wieku uprawniającym do siadania za kółkiem... Oj :)
Dorotka ma 25 lat. Ale nie potrafię na nią patrzeć inaczej niż na ukochaną córusię mojego sąsiada. W końcu mój syn ma 30. To do czegoś zobowiązuje.
UsuńA wino ech jest już tylko miłym wspomnieniem. I nawet nie bolała po nim głowa.
Pozdrawiam raz jeszcze
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńAntoni, jak Ty potrafisz opisywać codzienne sprawy. To wielka sztuka, dzięki której codzienność staje się niecodzienna i nadzwyczajna.
Antoni, nie wiem na ile to pomocne dla osoby na wózku, ale widziałam w sklepach kibelek przenośny. Oglądałam go pod kątem działkowym, ale znajomy kupił dla matki, bo z wózkiem ciasno było w ubikacji.
Pozdrawiam serdecznie
Myślisz że te opisy wychodzą jako tako? dziękuję.
OdpowiedzUsuńMoja żona pokonała piramidę trudności i słabości własnych, aby dojść do tego momentu. Taki zakup to cofanie się do podstawy tej piramidy. Kwestia tylko właściwego mocowania. Ten na wsi prawdę powiedziawszy wymagał już remontu. Został więc w trybie nadzwyczajnym wyremontowany.
Jest odpowiedni sprzęt do dyspozycji niepełnosprawnych, ale czytając cenę uważnie liczyłem zera bo myślałem że się mylę.Niestety, najlepiej zarabia się na nieszczęściach
Pozdrawiam
Antoni, żadne "jako tako". Dobrze wychodzą, a nie "jako tako".
UsuńW drugiej sprawie natomiast masz rację. Cofać się nie wolno, o! I tak trzymać!
...Antonio...rozbudziłeś moją wyobraźnię tymi opisami :) też chcę pić wino na łonie natury, patrzeć w rozgwieżdżone niebo przy blasku świec, słuchać ciszy itd, itd...a tym czasem zapierniczam po 10 godzin jak ten ciul ( mój ulubiony śląski wulgaryzm:) i nie mam tu na myśli malowania...uściski. Ania
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście sympatyczne i wcale nie tak wulgarne określenie, a mnie w związku z tym słowem przypomniała się taka piosneczka śpiewana na melodię "szła dzieweczka"
UsuńSzły starzyki do aptyki, kupiły se maść, kupiły se maść, kupiły se maść
Bo nie chciały im stać ciuliki musieli iśc spać, musieli iść spać, musieli iść spać
Starzykom ciuliki nie chciały stać, musieli musieli musieli iść spać
Starzykom ciuliki nie chciały stać, musieli musieli musieli iść spać
JerryW_54
Kiedyś to ja potrafiłem rozbudzić nie tylko wyobraźnię, ale dobre i to. Życzę Ci tego wina pod gwiazdami i dyskusje po świt, albo nawet bez dyskusji. I pozdrawiam
Usuńha ha ha...nooo Antonio ! Jestem również wzrokowcem więc do rozbudzania
Usuń( wyobraźni ? ) potrzebuję czegoś więcej...ha ha ha. A ty Jerry z tymi ciulikami dowaliłeś do pieca...ale się uśmiałam, bo oczami wyobraźni widziałam te stare ciuliki o sorki: starzyki...ha ha ha. Chyba sam skomponowałeś? Buziaczki. Ania
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńTeż miałem dobry weekend. Było i wino z Biedronki i usłyszałem kilka pochwał od swojej Pani, zazwyczaj krytycznej wobec mojej osoby i nieskorej do czczej chwalby. Usłyszałem nawet, że niewiele brakuje a można by mnie nawet kochać. Miodzio na sercu a w głowie winny szmerek. Maj, po prostu maj był tego chyba powodem. Pozdrowienia - JerryW_54
Ty jesteś romantyczny Jerry. To przebija w każdym Twoim słowie.
UsuńA z kobietami tak już jest, przecież wiesz. Co do wina, może piliśmy takie samo. Pozdrawiam
Antoni, mężczyźni są jednak bardzo pracowici:) Gratuluję udanych napraw:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie dla płci w imieniu płci. Pozdrawiam
UsuńBardzo lubię czytać o takich prostych domowo-działkowych czynnościach, drobnych i większych naprawach wykonywanych na wsi często bardziej dzięki szczęściu niż wyposażeniu tamtejszych sklepów.
OdpowiedzUsuńU nas trzeba było wymienić spłuczkę. Spłuczka była, brakowało rury do podłączenia do miski sedesowej i oczywiście też takiej gumki do uszczelnienia. Była też wymiana zaworów itd.
U mnie robił to pan majster, ale fajnie na pewno mieć przy sobie mężczyznę, który sam takie prace w domu bezpłatnie wykona :)
Zgadzam się z Twoją żoną, byłeś bohaterem w swoim domu!
Co do syna - oczywiście trzeba być czujnym :)
Nie można przecież pisać wyłącznie postów naprawiających planetę. Kto lubi jak się go cały czas wychowuje. Prosto o prostych sprawach, to chyba dobra metoda.
UsuńU mnie fachowiec ma problem żeby zarobić. chyba że idzie o współczesną pralkę lub zmywarkę. To taka pozostałość po PRL-u
Pozdrawiam
Uff, jakże tak wykorzystać... bez gumki. A ta gumka pożyczona, to może już używana była i dlatego nie pasowała? A dla ścisłości , to w Swoim domu , to Ty nie tylko bohaterem, ale pizzerinim także jesteś .
OdpowiedzUsuńTak piszesz,że nie tylko klimat, ale i smak czuję / zwłaszcza portugalską nutę/. Hanula
A przyznam ze wstydem że Portugalię kojarzyłem tylko z Porto, a tu takie zaskoczenie.
UsuńCo do naprawy. Pożyczyłem kolanko, bez gumki używane. Gumkę miałem nową nie używaną i to ją docinałem. A w domu jak w domu wszystkiego po trochu. Pozdrawiam
No jakże tak , a madera lub / niby greckie, ale znane także w Portugalii/ ouzo?
UsuńPolecam Malmsey / jeśli lubisz na słodko, ba nawet karmelowo polony posmak można wyczuć/, albo nieco wytrawniej - Verdelho./ chyba tak się pisze/. Popraw się Antoni, czas na degustację:)Ja tam Twoim gruzińskim smakom uległam za namową i z polecenia:)Hanula
Proszę, wszystko tylko nie quzo. Degustację innych trunków, z preferencją wytrawnych tradycyjnie odłożę do piątku. Dzięki za Twoje typy. Zawsze to ułatwienie. Pozdrawiam
Usuń...ale quzo ze świeżymi figami...super! to przepis od rodowitych greków. Ania
UsuńNo właśnie. Ja nie jestem rodowity, ja tylko czasem udaję greka.
UsuńPozdrawiam
Na onecie "Nie masz nic przeciwko, że żona wpadnie pokazać mi tyłek?" Łapczywie klikam żądny wrażeń a tu....Antoni. I to akurat nie o seksie. Rzeczywiście było coś takiego niedawno. Te tytuły. Pozdrawiam. JerryW_54
OdpowiedzUsuńOstatnio sam narzekałem na te Onetowe tytuły. Ale nie ważne tak czy siak,Onet zrobił mi reklamę. Pozdrawiam
Usuńo... jak tu ładnie :)) Witam :)
OdpowiedzUsuńI ja witam. Jest mi miło, że się podoba
Usuńpzdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). No ty to masz bogate życie zwnętrzne.Dobrze jest być zdrowym i pełnym życiowego wigoru. Też bym tak chciał: tu kolanko, tam winko...Ech.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Jak to jest w tym starym powiedzeniu?
UsuńTrawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona.
Prawdą jest że ogólna sprawność, ułatwia to kolanko, bo z winkiem to byśmy sobie dali radę bez problemu. A więc może kiedyś po jakiejś premierze teatru MIST na bankiecie?
Pozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl).To dało by się łatwo zorganizować. Wojtek wystawia spektakl "Mój dekalog", a ty przyjżdżasz taryfą pod mój dom, a ja wsiadam z nadzieją , ze po kulku piwkach zostanę odwiziony spowrotem taryfą z tobą, a ty wyorbitujesz tą samą taksówka do Siebie. Pasuje?
UsuńPozdrawiam Mirek
Zasiałeś mój niepokój. Oczywiście twórczy. Trzeba to przemyśleć.
UsuńPozdrawiam