Jak w popularnej kiedyś komedii, trzeba mieć swoje wyjście awaryjne. Komedia plącze się do dzisiaj po wszystkich możliwych kanałach telewizyjnych. I pewnie stan taki, trwać będzie jeszcze długo. Nie mam tej pewności długowieczności co do swojego bloga.
Wobec ciągłych kłopotów z poprzednią lokalizacją, postanowiłem przez jakiś czas duplikować swojego bloga, obserwując bacznie co czas przyniesie.
I to wszelkie powody podjętej decyzji. A poniżej mój ostatni tekst:
I to wszelkie powody podjętej decyzji. A poniżej mój ostatni tekst:
Nareszcie
praca. Oznaką wieku dojrzałego jest przywiązanie do pewnych
regularnych czynności. A więc poranna kawa, przegląd prasy. Z
wiekiem zaś ważniejsze od rannej kawy staje się ponoć regularne
wypróżnienie. Ale o tym ostatnim dopiero przyjdzie mi się kiedyś
przekonać osobiście.
Brak
pracy wpłynął na mnie zwiększonym objadaniem się i wzmożonym
piciem. Przy weekendowym nadmiarze okazji, skutkowało to wieczornym
pragnieniem, którego nie ugasił nawet głos rozsądku - jutro do
pracy.
A
w pracy? Jak co dzień, zakręcam kołem fortuny i patrzę czy równo
się kręci. Zakręciłem i dzisiaj. No, przyznam szczerze, trochę
mi tego brakowało.
Kiedy
pojawiam się na wsi, inaczej niż kiedyś, nie wyszukuję rzeczy do
zrobienia ale pretekstu
do
nierobienia. W sobotę odpaliłem jednak piłę motorową i
rżnąłem to całe drewno, powstałe z wyłomów i nadmiernych
mrozów. Szybko też rozbolał mnie urzędniczy kark i roztrzęsły
się ręce. Za kilka dni z pewnością do tego mógłbym się
przyzwyczaić, ale nie mam aż tyle urlopu.
W
poniedziałek byłem w pracy, w piątek również. Tylko w środę,
korzystałem z dobrodziejstwa urlopu. Sam właściciel, z całą
rodziną zawitał na zastępstwo. Z czego się cieszę i nad czym
osobiście trochę boleję.
Czuję
się trochę przywiązany do pracy i nie bardzo mogę pozwolić sobie
na tak zwany urlop na życzenie. Ta zdobycz związkowców na użytek
wczorajszych facetów, zupełnie mnie nie dotyczy. Proces
organizacji zastępstwa, trwa w mojej sytuacji trochę dłużej.
Pozostaje satysfakcja bycia niezastąpionym. Przypominam sobie o tym,
gdy spaceruję alejkami Cmentarza Rakowickiego. Tam, mogiła w mogiłę
leżą sami niezastąpieni. Chyba dla zdrowia psychicznego mój mądry
organizm polubił tę robotę.
Z
powyższych względów nie dane mi było uczestniczyć w pogrzebie
ostatniej osoby z gniazda, w którym wzrastał ojciec. Zmarła
Ciotka a zarazem moja matka chrzestna. Po cichu liczyłem na pogrzeb
w dni wolne od pracy, czyli trzeci, albo piąty maja. Rodzina
zdecydowała się na piątek, czwartego. Z przyczyn o których
pisałem wyżej pozostało mi zaświecić lampkę na świeżej
mogile. Na usprawiedliwienie dodam, że dzień wcześniej byłem
pożegnać się z Nią w domu. A potem posiedziałem z resztą
rodziny nad wspomnieniowa herbatą. Od wielu lat nie widziałem
części kuzynostwa. Ich dzieci w ogóle. Przy okazji wyszło na
jaw, że chyba jako jedyny, posiadam już wiedzę o moim dziadku.
Zaskoczonym młodzieńcom opowiadałem o wojnie, odznaczeniu i
podaniu dziadkowi ręki przez austriackiego cesarza.
-
Nigdy tego nie słyszałem – powiedział młodzieniec, którego do
tej pory znałem wyłącznie z fotografii na Naszej Klasie. - Będę
jeszcze musiał porozmawiać z Tobą Wujku
-
Z przyjemnością opowiem Ci wszystko co zapamiętałem -
powiedziałem do Niego i poczułem się nagle jak własny dziadek,
szukający chętnych do tych opowieści. Z tą jednak różnicą, że
wtedy dziadek dobiegał osiemdziesięciu paru i opowiadał o swoim
życiu.
Ja,
zdecydowanie młodszy, czuję się trochę jak sekretarz zmarłej
poetki, czy pewien arcybiskup, namiętnie opowiadający o swoich
szefach.
Potem,
to jak to u mnie. Koło raz puszczone turlało się z coraz większą
mocą dookoła pokoju. Rozpocząłem swój show. Trochę
nostalgicznie, trochę łzawo, a na końcu wesoło. Rozejrzałem się.
Wokół stołu siedzieli członkowie rodziny, od dzieci po samego
męża zmarłej.
-
Żartujemy tak, a tam ciotka w sąsiednim pokoju leży –
zreflektowała się jakaś starsza sąsiadka.
-
Jak znam swoją Matkę Chrzestną, to dała by wszystko, aby być
tutaj. Zawsze lubiła być w środku takiego zamieszania. Sam nawet
myślałem czy nie przenieść się z tą herbatą do drugiego
pokoju,
-
Też prawda – potwierdził mąż – dając do zrozumienia, że
chwila oddechu od smutku i przywołanie miłych chwil, jest też
ważnym elementem pamięci.
Ze
względu na czas i miejsce, nic nie wymknęło mi się spod
kontroli. Tylko drogą powrotną myślałem sobie przez chwilę -
jestem sobą wobec śmierci. Cudzej śmierci. Czy zachowam dobry
humor, wobec swojej, przyszłej? Mam nadzieję, że tak.
Refleksyjny
nastrój pozostał mi tego wieczora i następnego dnia.
W
niedzielę zaś, wybraliśmy się z żoną do miejscowego kościoła.
Stary kościół pokryto nowym miedzianym dachem. Szalunek z desek
też wymieniono na nowy i zgrano kolorystycznie z dachem. W środku
nowa podłoga, nie pamięta już dziadów i pradziadów, wznoszących
modły. Na kolanach proszących o coś, lub za coś dziękujących.
Teraz
jest czysta i nowa. Jednak te wydeptane bruzdy, bardziej działały
na moją wyobraźnię. Ale jest ładnie. Wydaje się że i
polichromie zyskały nowy blask. To rozgwieżdżone niebo i sąd
ostateczny.
Kościół
o pustym wnętrzu , rozświetlony przez planowana uroczystością.
Dla nas gratka.
Za
chwilę jednak weszła zakonnica i niepotrzebne oświetlenie zgasło.
Dotarliśmy do wyjścia.
Ułożono
również alejki na pobliskim cmentarzu. Dzięki temu, mogliśmy wraz
z żoną dotrzeć do znajomych, dla których to ostatni adres
zamieszkania. Jest i skromna mogiłka Staszka, o którym pisałem
jakiś czas temu. Sztuczne kwiatki z wieńca, trzymają się. Oparły
się słońcu i deszczom.
Rzeczna
ziemia i okrągłe głazy przykryte resztą jedliny. Wokół granity
i zdobienia. Moda na kosztowne nagrobki dotarła i tutaj. I tylko
dwaj Frasobliwi, podparłszy ręką brodę, patrzą co też
najlepszego stało tutaj z góralską tradycją.
Kiedy
wróciliśmy do domu, myśl o przeszłości ustąpiła miejsca
obrazkom teraźniejszym. Pomiędzy domami biegały komunistki i
komuniści. Bohaterowie kościelnej uroczystości. Białe alby
dziewczynek i chłopców, harmonizowały w nowoczesnym tabletami
trzymanymi w dłoni. To pierwszy dzień, kiedy można poszpanować
przed resztą osiedlowej dzieciarni. Jutro rodzice nie pozwolą już
wynieść sprzętu z domu. No chyba że to jest Mp3, ale kto by teraz
szpanował czymś tak prozaicznym.
I
tak łączy się tradycja z nowoczesnością, w jeden kolorowy
melanż. Ze szkodą dla tradycji.
-
Zauważyłaś, że coraz częściej piszę o tych co odchodzą? -
spytałem z żony
-
Chyba coraz bardziej zbliżamy się do tych półek, z których
biorą.
Tak
toczy się to koło, które ktoś puścił.
Co
do tego - Kto? - od wieków toczą się dyskusje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz