Marzyła mi się jazda na motocyklu. Ba, brak takowej mocno mi już uwierał. Pieniądze ( nie takie małe) na przegląd i drobny remont wydane, a rury wydechowe zimne.
Patrząc każdego ranka na pogodę za oknem, myślałem - może to już dziś ?. Traciłem jednak zainteresowanie jazdą gdy zerkałem na termometr: minus dwa, zero, plus jeden. Czy to są temperatury na motor? Nie używałem od pewnego czasu określenia motor na rzecz motocykl, ale profesor Miodek lub Bralczyk uważają że to są formy dopuszczalne i równorzędne. Niech więc będzie, wracając zaś do tematu, w zasadzie to pierwszą dawkę jazdy czyli oficjalny debiut miałem kilka tygodni temu i pierwsze 50 km w tym roku zostało zrobione. Wczoraj dostałem możliwość normalnego użytkowego funkcjonowania. Miałem po południu odebrać wyniki tomografu małżonki w jednej części Krakowa i rezonansu w całkiem przeciwnej lokalizacji. Tylko motocykl pomoże w jeździe przez centrum Krakowa po szesnastej.
Rzeczywiście, droga uciekała szybko. Bez stresu wjeżdżałem pomiędzy długie kolejki oczekujących samochodów. Niektóre z nich ułatwiały mi to zjeżdżając nieznacznie na bok ( dziękuję ) inne trwały w uporze, prezentując stanowisko - ja stoję, stój i ty (jakież to nasze). Przypomnę tylko, że jazda motocyklem pomiędzy stojącymi (!) rzędami samochodów jest zgodna z Kodeksem Drogowym.
Na Alejach trzech Wieszczów są nawet tablice ukazujące motocyklistę jadącego pomiędzy dwoma samochodami z dopiskiem - spokojnie zmieścimy się !
Przejeżdżałem więc sprawnie i owocnie co skutkowało tym, że już po dwóch godzinach zameldowałem się w domu w wynikami.
Na miejscu przy bramie wjazdowej czekała na mnie żona.
Ponieważ nie pamiętam już kiedy to ostatni raz żona czekała na mnie za bramą, poczułem lekki niepokój.
- Mamy problem, maszynka do mięsa rozpadła się i nie mam czym zmielić mięsa na pasztet. Ratuj.
Kupię taką ręczna - powiedziałem - lub elektryczną.
Osiemnasta czterdzieści pięć to trochę późno jak na prowincję, ale bez słowa wsiadłem na motocykl i pojechałem do najbliższego miasta, miasteczka na poszukiwania.
W Mrówce PSB dowiedziałem się, że Pani ze stoiska gospodarczego co prawda takie urządzenie jak maszynki kojarzy, ale od dłuższego już czasu nie dostała tego towaru, bo ponoć są problemy ze stalą.
W dwóch innych miejscach też nic nie załatwiłem, więc przekonany ostatecznie do zakupu maszynki elektrycznej, udałem się do salonu AGD RTV reklamowanego szeroko na łamach mediów.
Tu doznałem szoku ponieważ maszynki elektryczne oscylowały w cenie około 500 zł,-
Była to różnica spora, powyżej moich wyobrażeń nie przekraczających kwoty 200 zł,-.
Odpuściłem.
- Jutro kupię Ci maszynkę w sklepie koło mojej pracy. Ten sklep to taki relikt z PRL-u więc z pewnością maszynki do mięsa posiadają.
W tak zwanym międzyczasie żona obdzwoniła sąsiadów, którzy wykazali się nieposiadaniem takiego sprzętu.
Ciotka zaś naszej synowej, posiadała nie używaną od kliku lat maszynkę elektryczną, którą zgodziła się pożyczyć.
- OK. Odbiorę ją jutro przed pracą.
Kiedy wjeżdżałem motocyklem do garażu, pomyślałem ,że może by tak jutro na nim do tej pracy?
Ucieszyła mnie ta koncepcja
Ranek przywitał mnie słońcem, ale temperatura wynosiła zaledwie plus dwa stopnie.
Trudno, niechaj będzie samochód.
Ktoś tam jednak na górze postanowił, że nie bacząc na warunki zrealizuję moje motocyklowe marzenie.
Po wejściu do samochodu i przekręceniu kluczyka zauważyłem tylko przygasające światła i klekot tak zwanego bendixa. Samochód nie odpalił
Trudno, niechaj będzie motocykl.
Kurczę, dlaczego mówię trudno kiedy realizuję wczorajsze marzenie?
Ubrany nieco lekko bo jak do pracy w biurze, siadłem na motocykl i ruszyłem po ową wyczekiwaną przez żonę maszynkę.
Ciotka maszynkę dała. Ja stwierdzając, że termometr nie kłamie wróciłem do domu.
Widząc radość żony, pomyślałem - bezcenne.
Kiedy podjechałem pod miejsce mojej pracy, bez problemu znalazłem miejsce parkingowe, bowiem motocykl postawisz tam gdzie raptem wejdzie tylko pół samochodu.
Wszedłem na górę i odpaliłem komputer, wtedy zadzwoniła żona.
- Nie uwierzysz powiedziała
- Dzisiaj uwierzę we wszystko
- Umyłam maszynkę i kiedy ją włączyłam na sucho do prądu, zazgrzytała i rozpadła się. Nie mam sprzętu.
Po prostu plastiki były zleżałe, a plastik jest elementem ślimaka, który odwala większość prac w maszynce. Kolejny sprzęt który rozwalił się mniej więcej w tym samym miejscu.
Poszedłem do wspomnianego sklepu. Kupię tę cholerną ręczna maszynkę, by uratować święta. W przyszłym tygodniu dokupimy przystawkę do robota planetarnego i cześć. Ileż taka maszynka starego typu może kosztować 50 -70 zł?
- Mamy, oczywiście, że mamy - odpowiedziała na pytanie sympatyczna Pani w sklepie pamiętającym PRL - Te są Polskie, a te Chińskie. Wie Pan jaka jest różnica: jakość wykonania, trwałość itp.
- A ceny?
- Wybrany model polskiej maszynki to 215 zł-
O kuźwa - pomyślałem.
Model elektryczny tylko produkcji chińskiej kosztował już 235 zł,-, ale do tego modelu Pani zachowywała dystans.
O reputacji dalekowschodnich produktów wiele czytałem jak i sam przekonałem się na własnym przykładzie.
Wybrałem maszynkę do mięsa chińskiej produkcji za 105 zeta. W końcu idzie tylko o pasztet na te święta. Nie ma świąt bez pasztetu więc ja te święta uratuję.
Niczym renifer Niko z dziecięcej kreskówki choć to nie te święta, dumny i zadowolony wsiadłem na motocykl i popędziłem do domu. Nie minęła jeszcze dziesiąta, a ja już byłem w nim trzeci raz tego ranka. Dzień się jednak jeszcze nie skończył.
Historia w sumie bzdurna bo rzeczy się psują co jest normalne, a tak zwane nieszczęścia jak mówią przysłowia chodzą parami.
Ja zaś uważam od pewnego czasu, co nawet opisałem w poście "znajomy Pana Boga" że moje marzenia realizują się, ale nie zawsze w sposób w jaki bym sobie życzył
Poszalałem na tym moto dzisiaj i nie przeszkadzała mi w tym ani temperatura, ani praca.
Co z resztą?
Przed świętami oczywiści nikt nawet nie będzie próbował zaglądać do mojego auta. Dzieci pożyczą kabriolet, ale żebym za bardzo nie mógł przekuć porażki w sukces, na czas świąt zapowiadają opady i znaczne obniżenie temperatury.
Jak tu prowadzić samochód z parasolem w ręku. Przyjdzie jeździć z opuszczonym dachem, co jest przyjemnością porównywalną... i tu mi przychodzą mi na myśl przyjemności z jednej tylko kategorii, a nie chcę być posądzonym, że mam w głowie tylko jedno.
Mam nadzieję, że pasztet się uda ( Puk Puk odpukać ), a w samochodowym rozruszniku wytarły się tylko szczotki, albo zwyczajnie akumulator nie wytrzymał zwiększonej liczby startów, bo inaczej czeka nas ciąg dalszy tej makabreski.
Wszystkiego świątecznego.
Epilog
Po powrocie do domu podłączyłem akumulator do prostownika. Żarł prąd jak oszalały, ale po półtorej godziny wskazał pełne naładowanie. Niedobrze - pomyślałem - mała pojemność. Swoje lata ma.
Gdy następnego dnia przekręciłem kluczyk silnik zajęczał, ale ostatkiem sił zapalił.
Potrzymałem go na uruchomionym silniku aby się podładował i udałem się do pierwszego sklepu z częściami samochodowymi.
Przywiozłem nową baterię i rozgryzając pomysłowość projektantów samochodów
przez dłuższą chwilę mocowałem się ze starym aby go wyjąć, oraz z nowym aby go założyć z każdej strony po kilka cm luzu i śruby utopione gdzieś w niewidocznej głębi. Udało się
Silnik odpalił ochoczo, a kiedy przypomniałem sobie kod do radia, oraz sposób wprowadzania i ono radośnie zagrało.
Szczęście moje nie miało granic, bo szczęście to radość z rzeczy prostych.
A kasa ? Jak to kasa rzecz nabyta.
I tych powodów do radości też Wam życzę
To mówisz święta ? - zdaje się mówić moja suka