28 kwietnia 2022

Vivat i Hura Edward Stachura

Tak mi się zacytowało Edwarda Stachurę w poprzednim tekście, a że wszystko ma swój powód albo przyczynę, pozwolę sobie do nich nawiązać.
Święta za nami, a wspomnienia dalej tkwią w nas. Z resztą to było całkiem niedawno.
Wielka sobota, tradycyjnie w ten dzień jeżdżę na cmentarz oddalony od mojego miejsca zamieszkania o ok 70 km. Czasami jeździłem z jednym lub drugim synem, teraz raczej sam bo dzieci mają swoje życie (ja wcale nie narzekam).
Jadąc sam mogę posłuchać tego czego chcę i na dodatek tak głośno jak chcę.
Trafiło na Edwarda Staruchę. Nie jestem już licealistą, ale okazało się, że Sted dalej na mnie działa. Ze względu ma okoliczności być może bardziej

Zupełnie tu nieźle jest mi,
Organki mi służą do gry
Na twarzy obeschły jeż łzy,
Już warg nie zagryzam do krwi.
Dekadenckie to i zauważyłem przy okazji, że Sted należy do najbardziej pokrzywdzonych ludzi na świecie, a dobry Pan Bóg jak Stachura sam mówił - wbił w niego wszystkie swoje noże.
"Życie to nie teatr" to taki wiekowy już Long Play i zarazem utwór tytułowy w wykonaniu Jacka Różańskiego z muzyka Satanowskiego. Satanowski to taki demoniczny kompozytor, z całkiem pasującym do tematu nazwiskiem.






Szczęście od boga, że w planie miałem tylko 70 km bo gdybym jeszcze posłuchał jeszcze Leonarda Cohena z okresu Chelsea Hotel to nie wiem jak by się ten dzień zakończył. Tak ogólnie myślę, że być może tkwi we mnie jeszcze więcej z młodych gniewnych niż starych wkurwionych. W końcu ciągle mi jeszcze na czymś zależy.
O ile Cohen dożył swych lat (82), chociaż w tak zwanym międzyczasie przeżył wiele, łącznie z alkoholizmem, oszustwem na jego szkodę i w końcu z utratą wiary w bliskich o tyle Stachura odszedł w kwiecie wieku.
Stachura przynajmniej dwukrotnie próbował rozstać się z życiem, a dopiero druga próba okazała się udanaPierwszy raz najprawdopodobniej próbował popełnić samobójstwo, rzucając się pod nadjeżdżający elektrowóz. W wyniku tego zdarzenia stracił aż cztery palce u prawej dłoni. Po wypadku leczył się psychiatrycznie w szpitalu pod Warszawą.
Po raz drugi zrobił to we własnym domu przy ulicy Rębkowskiej w Warszawie. Zażył dużą liczbę tabletek psychotropowych; próbował podciąć sobie nożem żyły, co mu się nie udało, a następnie powiesił się na sznurze przymocowanym do sufitu (według raportu milicyjnego śmierć nastąpiła przez zadzierzgnięcie). Miał wtedy 42 lata.
Może powinienem odłożyć te depresyjne piosenki na półkę i jechać gdzieś?
Gdzie?
Jechać by można do miast
Lub w las
Na błoń
Na koń
I goń Nieboskłon


Mówicie odłożyć? Nie zażywać?
Uzależnionemu?

22 kwietnia 2022

Ej piękna !

Jako użytkownik Facebooka, otrzymuję codziennie dziesiątki informacji, postów, reklam lub zdjęć. Czasem nawet coś mnie w tym natłoku informacji zainteresuje. Rzuciła mi się w oczy historia pewnego faceta, który nieszczęśliwie się zakochał. Banał pomyślicie. A ponieważ kochał bezgranicznie a więc i swą miłość obdarzył bezgranicznym zaufaniem. Jak to z zaufaniem czasami bywa, stracił miłość, dziecko które w tak zwanym międzyczasie przyszło na świat, a na koniec mieszkanie i został jedynie z wysokimi alimentami. Nie doczytałem się czy stracił zaufanie do samej instytucji związków, ale to modne jest zostawiać takie niedomówienie na końcu artykułu. Z francuska nazywa się to zgrabnie sous-entendu.
Oczywiście błędem był już ten pierwszy raz, ponieważ następnego dnia Facebook uraczył mnie nową historią, kobiety której mąż odszedł do innej młodszej pozostawiając wyrwę w jej życiu tak wielką jak krater aktywnego wulkanu.
Z czasem zdałem sobie sprawę, że teksty te przypominają jak żywo historie które w czasach dzieciństwa czytywałem w trakcie wiejskich wakacji u cioci, a których kopalnią była gazeta Przyjaciółka.
Pamiętam didaskalia. Sławojka za domem, pocięte egzemplarze gazety z których próbuję złożyć cały artykuł, widok na górę pokrytą gęstym lasem. Cichy szum wiatru, bzyczenie owadów, ogólnie rzecz ujmując obezwładniający spokój. Ja siedzę i czytam o spełnionej i tej niespełnionej miłości.
Nawiasem mówiąc, kiedy parę lat  później usłyszałem tekst wypowiadany przez Janusza Gajosa w filmie "Gwiezdny pył" - (Kondratiuka) uśmiechnąłem się do siebie w ten jedyny sposób kiedy to przypominasz sobie zdarzenie, kobietę i zakazaną przyjemność.
Cytat brzmiał:
"Z gazet to ja czytam tylko Przyjaciółkę, bo tam piszą co robić aby nie zajść w ciążę."
No proszę, mistyczne wspomnienia z suchego wychodka w Beskidzie Wyspowym.
Wracając zaś do motywu przewodniego, te artykuły są oczywiście podrasowane do współczesnych warunków. Historie wzruszają, zmuszają do refleksji, wzburzają, rodzą bunt i co tam jeszcze chcielibyśmy w sobie wywołać, one to wywołują.
Człowiek który się wzruszy uważa się za lepszego od tego który pozostaje niewzruszony. Czyż naszym marzeniem nie jest być lepszymi ?
Za późno doszedłem do tych wniosków i tak historie czytam, czym wzmagam dostawę nowych historii i jakoś nie potrafię się od nich odciąć.
W czym tkwi fenomen tych krótkich ludzkich historii? Trochę powyżej już to wytłumaczyłem. Domyślam się też, że na tym iż wobec ludzkich tragedii, tych mniejszych i większych opisanych na Facebooku moje życie jawi mi się jako nieustanne pasmo sukcesów i powód do dumy.
Swoją droga, nie mogę się za moje dotychczasowe życie wstydzić ( poza chwilami słabości o których chciałbym zapomnieć) i oczywiście bliscy są mi powodem do dumy, ale w ten sposób efekt uskrzydlenia zdarza mi się codziennie i trwa od jednego posta do drugiego.
Postacie w tych ckliwych historiach są sztampowe i generują sztampowe, złe lub naiwnie dobre cechy.
Tutaj bycie dobrym procentuje lub jest przynajmniej powodem do dumy. Złe zachowanie będzie ukarane, a grzesznik powróci skruszony na łono rodziny.
Niestety jeden mem potrafi przewrócić wszystko do góry nogami. Nagle bowiem okazuje się, że wszystko to gra. A może jednak nie jest to żadna gra?
Sam Sted pięknie o tym napisał:

Życie to jest teatr mówisz ciągle opowiadasz
Maski coraz inne coraz mylne się nakłada
Wszystko to zabawa wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach
To jest gra....


 

15 kwietnia 2022

Motocykl który ratował święta.

Marzyła mi się jazda na motocyklu. Ba, brak takowej mocno mi już uwierał. Pieniądze ( nie takie małe) na przegląd i drobny remont wydane, a rury wydechowe zimne.
Patrząc każdego ranka na pogodę za oknem, myślałem - może to już dziś ?. Traciłem jednak zainteresowanie jazdą gdy zerkałem na termometr: minus dwa, zero, plus jeden. 
Czy to są temperatury na motor? Nie używałem od pewnego czasu określenia motor na rzecz motocykl, ale profesor Miodek lub Bralczyk uważają że to są formy dopuszczalne i równorzędne. Niech więc będzie, wracając zaś do tematu, w zasadzie to pierwszą dawkę jazdy czyli oficjalny debiut miałem kilka tygodni temu i pierwsze 50 km w tym roku zostało zrobione. Wczoraj dostałem  możliwość normalnego użytkowego funkcjonowania. Miałem po południu odebrać wyniki tomografu małżonki w jednej części Krakowa i rezonansu w całkiem przeciwnej lokalizacji. Tylko motocykl pomoże w jeździe przez centrum Krakowa po szesnastej. 
Rzeczywiście, droga uciekała szybko. Bez stresu wjeżdżałem pomiędzy długie kolejki oczekujących samochodów. Niektóre z nich ułatwiały mi to zjeżdżając nieznacznie na bok ( dziękuję ) inne trwały w uporze, prezentując stanowisko - ja stoję, stój i ty (jakież to nasze). Przypomnę tylko, że jazda motocyklem pomiędzy stojącymi (!) rzędami samochodów jest zgodna z Kodeksem Drogowym.
Na Alejach trzech Wieszczów są nawet tablice ukazujące motocyklistę jadącego pomiędzy dwoma samochodami z dopiskiem - spokojnie zmieścimy się !
Przejeżdżałem więc sprawnie i owocnie co skutkowało tym, że już po dwóch godzinach zameldowałem się w domu w wynikami.
Na miejscu przy bramie wjazdowej czekała na mnie żona.
Ponieważ nie pamiętam już kiedy to ostatni raz żona czekała na mnie za bramą, poczułem lekki niepokój.
- Mamy problem, maszynka do mięsa rozpadła się i nie mam czym zmielić mięsa na pasztet. Ratuj.
Kupię taką ręczna - powiedziałem - lub elektryczną.
Osiemnasta czterdzieści pięć to trochę późno jak na prowincję, ale bez słowa wsiadłem na motocykl i pojechałem do najbliższego miasta, miasteczka na poszukiwania.
W Mrówce PSB dowiedziałem się, że Pani ze stoiska gospodarczego co prawda takie urządzenie jak maszynki kojarzy, ale od dłuższego  już czasu nie dostała tego towaru, bo ponoć są problemy ze stalą.
W dwóch innych miejscach też nic nie załatwiłem, więc przekonany ostatecznie do zakupu maszynki elektrycznej, udałem się do salonu AGD RTV reklamowanego szeroko na łamach mediów.
Tu doznałem szoku ponieważ maszynki elektryczne oscylowały w cenie około 500 zł,-
Była to różnica spora, powyżej moich wyobrażeń nie przekraczających kwoty 200 zł,-.
Odpuściłem.
- Jutro kupię Ci maszynkę w sklepie koło mojej pracy. Ten sklep to taki relikt z PRL-u więc z pewnością maszynki do mięsa posiadają.
W tak zwanym międzyczasie żona obdzwoniła sąsiadów, którzy wykazali się nieposiadaniem takiego sprzętu.
Ciotka zaś naszej synowej, posiadała nie używaną od kliku lat maszynkę elektryczną, którą zgodziła się pożyczyć.
- OK. Odbiorę ją jutro przed pracą.
Kiedy wjeżdżałem  motocyklem do garażu, pomyślałem ,że może by tak jutro na nim do tej pracy?
Ucieszyła mnie ta koncepcja
Ranek przywitał mnie słońcem, ale temperatura wynosiła zaledwie  plus dwa stopnie.
Trudno, niechaj będzie samochód.
Ktoś tam jednak na górze postanowił, że nie bacząc na warunki zrealizuję moje motocyklowe marzenie.
Po wejściu do samochodu i przekręceniu kluczyka zauważyłem tylko przygasające światła i klekot tak zwanego bendixa. Samochód nie odpalił
Trudno, niechaj będzie motocykl.
Kurczę, dlaczego mówię trudno kiedy realizuję wczorajsze marzenie?
Ubrany nieco lekko bo jak do pracy w biurze, siadłem na motocykl i ruszyłem po ową wyczekiwaną przez żonę maszynkę.
Ciotka maszynkę dała. Ja stwierdzając, że termometr nie kłamie wróciłem do domu.
Widząc radość żony, pomyślałem - bezcenne.
Kiedy podjechałem pod miejsce mojej pracy, bez problemu znalazłem miejsce parkingowe, bowiem motocykl postawisz tam gdzie raptem wejdzie tylko pół samochodu.
Wszedłem na górę i odpaliłem komputer, wtedy zadzwoniła żona.
- Nie uwierzysz powiedziała
- Dzisiaj uwierzę we wszystko
- Umyłam maszynkę i kiedy ją włączyłam na sucho do prądu, zazgrzytała i rozpadła się. Nie mam sprzętu.
Po prostu plastiki były zleżałe, a plastik jest elementem ślimaka, który odwala większość prac w maszynce. Kolejny sprzęt który rozwalił się mniej więcej w tym samym miejscu.
Poszedłem do wspomnianego sklepu.  Kupię tę cholerną ręczna maszynkę, by uratować święta. W przyszłym tygodniu dokupimy przystawkę do robota planetarnego i cześć. Ileż taka maszynka starego typu może kosztować 50 -70 zł?
- Mamy, oczywiście, że mamy - odpowiedziała na pytanie sympatyczna Pani w sklepie pamiętającym PRL -  Te są Polskie, a te Chińskie. Wie Pan jaka jest różnica: jakość wykonania, trwałość itp.
- A ceny?
- Wybrany model  polskiej maszynki to 215 zł-
O kuźwa - pomyślałem.
Model elektryczny tylko produkcji chińskiej kosztował już 235 zł,-, ale do tego modelu Pani zachowywała dystans.   
O reputacji dalekowschodnich produktów wiele czytałem jak i sam przekonałem się na własnym przykładzie.
Wybrałem maszynkę do mięsa chińskiej produkcji za 105 zeta. W końcu idzie tylko o pasztet na te święta. Nie ma świąt bez pasztetu więc ja te święta uratuję.
Niczym renifer Niko z dziecięcej kreskówki choć to nie te święta, dumny i zadowolony wsiadłem na motocykl i popędziłem do domu. Nie minęła jeszcze dziesiąta, a ja już byłem w nim trzeci raz tego ranka. Dzień się jednak jeszcze nie skończył.
Historia w sumie bzdurna bo rzeczy się psują co jest normalne, a tak zwane nieszczęścia jak mówią przysłowia chodzą parami.
Ja zaś uważam od pewnego czasu, co nawet opisałem w poście "znajomy Pana Boga" że moje marzenia realizują się, ale nie zawsze w sposób w jaki bym sobie życzył
Poszalałem na tym moto dzisiaj i nie przeszkadzała mi w tym ani temperatura, ani praca.
Co z resztą?
Przed świętami oczywiści nikt nawet nie będzie próbował zaglądać do mojego auta. Dzieci pożyczą kabriolet, ale żebym za bardzo nie mógł przekuć porażki w sukces, na czas świąt zapowiadają opady i znaczne obniżenie temperatury.
Jak tu prowadzić samochód z parasolem w ręku. Przyjdzie jeździć z opuszczonym dachem, co jest przyjemnością porównywalną... i tu mi przychodzą mi na myśl przyjemności z jednej tylko kategorii, a nie chcę być posądzonym, że mam w głowie tylko jedno.
Mam nadzieję, że pasztet się uda ( Puk Puk odpukać ), a w samochodowym rozruszniku wytarły się tylko szczotki, albo zwyczajnie akumulator nie wytrzymał zwiększonej liczby  startów,  bo inaczej czeka nas ciąg dalszy tej makabreski.
Wszystkiego świątecznego.

Epilog

Po powrocie do domu podłączyłem akumulator do prostownika. Żarł prąd jak  oszalały, ale po półtorej godziny wskazał pełne naładowanie. Niedobrze - pomyślałem - mała pojemność. Swoje lata ma. 
Gdy następnego dnia przekręciłem kluczyk silnik zajęczał, ale ostatkiem sił  zapalił.
Potrzymałem go na uruchomionym silniku aby się podładował i udałem się do pierwszego sklepu z częściami samochodowymi.
Przywiozłem nową baterię i rozgryzając pomysłowość projektantów samochodów 
przez dłuższą chwilę mocowałem się ze starym aby go wyjąć, oraz z nowym aby go założyć z każdej strony po kilka cm luzu i śruby utopione gdzieś w niewidocznej głębi.  Udało się
Silnik odpalił ochoczo, a kiedy przypomniałem sobie kod do radia, oraz sposób wprowadzania i ono radośnie zagrało. 
Szczęście moje nie miało granic, bo szczęście to radość  z rzeczy prostych.
A kasa ? Jak to kasa rzecz nabyta.
I tych powodów do radości też Wam życzę

  To mówisz święta ? - zdaje się mówić moja suka




08 kwietnia 2022

Oczytany czyli jaki?

Aby podkręcić popularność artykułu wystarczy dać dobry tytuł.
Jak w 2014 roku jednemu z moich tekstów nadałem tytuł - "Jakie w końcu jest to życie samotnego? czyli swingiem po singlu", to do dzisiaj jest w czołówce czytanych postów. Bo wiadomo, że singiel i swing kojarzą się większości z tym co się Kowalskiemu z dupą kojarzy.
Pewnie dla wielu młodych ludzi zaskoczeniem byłoby, że swing ma i inne znaczenia poza określeniem ekscentrycznych zachowań w klubie dla swingersów.
Swing (z ang. „kołysać się”) – to był najpierw kierunek muzyki jazzowej popularny na przełomie lat 30. i 40. XX wieku. Swing to muzyka w której dużą rolę gra sekcja rytmiczna współpracująca z instrumentami dętymi.
Swing – to także, co jakby naturalne styl tańca towarzyskiego pochodzący ze Stanów Zjednoczonych, tańczony do muzyki jazzowej.
Jakby kto nie wiedział, podpowiadam.
Wracając zaś do tematu.
Dałem się złapać na tytuł - Tylko ludzie oczytani używają tych słów.
Być może nie jestem gigantem czytelnictwa, ale średnią krajową podnoszę jak mogę. No nieprawda, mógłbym bardziej. 
Magia zadziałała i zerknąłem na test wyboru, gdzie sprawdziłem się w zakresie znajomości słów ludzi oczytanych.
Otóż one w kolejności jak pojawiały się w pytaniach
Rachityczny, ambiwalentny, cezura, defetyzm, konterfekt, mizoandria, plenipotencja, felerysta, luminarz, nieporowaty
Wypełniłem test.


W zasadzie pomyliłem się tylko przy feleryście, przyjmując, że kolekcjonuje flagi a nie ordery.
Nomem omen słowo felerysta nie występuje w słowniku języka polskiego w sieci.
Kiedyś było prosto. Ordery kolekcjonowali przodownicy pracy ze szczególnym uwzględnieniem górników których hektarami obwieszano nimi z okazji Barbórki.
Nie jest więc chyba ze mną tak źle.
I teraz zastanawiam się, czy by nie napisać możliwie najkrótszego opowiadania w którym wszystkie owe słowa ludzi oczytanych miałyby się znaleźć.
Kiedyś tam w szkole Pani zadała wypracowanie w którym miało by się znaleźć coś z religii, coś z wyższych sfer, coś z seksu, a żeby to wszystko kończyło się pytaniem retorycznym.
Najlepiej poradził sobie z tematem, jak to w dowcipach bywa, Jasio którego opowiadanie brzmiało :

O boże -  jęknęła hrabina - jestem w ciąży, ale z kim?
Krótko i pięknie.
Podjąłem wyzwanie. Poniżej próbka krótkiego opowiadania z wszystkimi słowami jakich wg Onetu "oczytany człowiek" powinien używać

Pewien rachityczny feletrysta zlecił wykonanie własnego konterferktu, na którym zgodnie z udzielonym plenipotencjami artysta miał namalować sponsora jako luminarza w swej dziedzinie.
Twórca zaliczał właśnie kolejną cezurę w swoim życiu, a do dzieła posiadał stosunek ambiwalentny, gdyż z natury swojej miał skłonność do mizoandrii i był w tym uporze nieporowaty. Postanowił nie siać defetyzmu, ale na stylowym konterfekcie uwiecznił małżonkę znanego nam już felerysty. 

Voila !

04 kwietnia 2022

Słuchając siebie

Zaglądając tutaj, jesteście od czasu do czasu skazani na odrobinę tego co usilnie chciałbym, aby było poezją. Ponieważ według Moliera (Mieszczanin szlachcicem) istnieje następujący podział :
Nauczyciel -  Chce pan napisać wierszem?  
Uczeń  - Nie, nie, nie chcę wierszy.
- Wolisz zatem prozą?
- Nie, nie! Ani wierszem, ani prozą.
- Musi być albo Jedno, albo drugie.
- Czemu?
- z tej przyczyny, iż dla wyrażenia myśli posiadamy Jedynie wiersz lub prozę.
- Tylko wiersz lub prozę?
- Tak, panie. Wszystko, co nie jest prozą, jest wierszem, a wszystko, co nie jest wierszem, jest prozą.
Koniec cytatu
Tak więc jeżeli to co poniżej zamieszczam nie jest prozą to do cholery jasnej musi być wierszem.
Zainspirowała mnie wymiana myśli z moją znajomą, która delikatnie dmuchnęła jednym zdaniem złożonym, a reszta poszła sama i tylko powietrze wibrowało od dźwięków harfy

Słuchając siebie

Słucham bicia serca,
swego krótkiego oddechu
i stłumionego kaszlu P.
Muzyki Cigarettes After Sex,
ale to tylko zespół
który nic nie zmienia.
Wyliczam noce
od nastania których
śledziłam Marsz Księżyca,
i szalony taniec gwiazd,
czasami tylko bezmiar ciemności.
Wspominam dni które się zapisały,
wyrzucając sobie te których zapisać nie warto.
Wyciągam jedną kartę z porzuconej talii
To Dama Karo
I jak tu nie wierzyć w przeczucia.
Choć idzie tylko o moje życie.
Tylko?


To ta nasza młodość w dojrzałym wykonaniu, a przecież kiedyś było prościej
 jak we fraszce którą napisałem przy okazji Walentynek


Świat chce być prosty, a jest kręty
zwykł mawiać pewien Walenty.
A tym się chlubił
Że kochać lubił
Nie bacząc na alimenty

I tej prostoty Wam życzę w związku z nowym miesiącem który kombinuje i przeplata.