17 listopada 2015

Czego nie wiedzieliście o De Niro a boicie się zapytać

- You talking to me? - Kto tego nie pamięta ?
Ponoć Martin Scorsese postawił młodego i szerzej nieznanego aktora przed lustrem, a kadr wyczyścił ze zbędnych rekwizytów i pozwolił mu na trzyminutową improwizację.
„Taksówkarz” jak powszechnie się uważa to trampolina do jego kariery aktorskiej. Za tę kreację Robert De Niro nominowany został do Oscara i Złotego Globu. A potem to już poszło.
Łowca Jeleni, Wściekły Byk, Chłopcy z ferajny. To byli sami mocni faceci.
De Niro to jeden z moich ulubionych aktorów choć pewne kreacje podobają mi się bardziej inne nieco mniej.
Gotów jestem nawet twierdzić, że niektóre z ról zagrał jak to się mówi wyłącznie na benzynę do samochodu.
Wielkim się jednak wybacza i ja przymykam jedno oko na taki na przykład flirt filmowy a Adamem Sandlerem, zważywszy, że partnerowali mu i Dustin Hoffman i Barbara Streisand.
Czego nie wiedziałem do tej pory o aktorze, dowiedziałem się z tej oto notatki w portalu na temat pl.




 ... Aktor jest znany ze sporej powściągliwości, ale wiadomo, że jego życie prywatne było dość skomplikowane. Dwukrotnie zamężny jest ojcem czwórki dzieci, w tym córki, którą zaadoptował. po związaniu się z pierwszą żoną...
Rzeczywiście skomplikowane. Do tej pory nie słyszałem ani o coming outcie aktora ani o jakiejś narzucającej się tu myśli o operacji zmiany płci.
Sytuacja jest skomplikowana bo jak się jest zamężnym to się jest matką a nie ojcem i ma się męża a nie żonę.
Ktoś mi tu robi wodę z mózgu i nie wiem czy nie jest to znowu ten cholerny gender.
A jakby o nim ostatnio coraz mniej słychać (o genderze oczywiście a nie o De Niro)
To bardzo niedobrze. Jak mówił nasz ksiądz na niedzielnym kazaniu, największym osiągnięciem szatana jest to, że większość z nas uważa, że go nie ma.
Czytam jednak dzisiaj w dzienniku pl, że „Nowy minister zapowiedział również konieczność usunięcia z rankingów czasopism naukowych "jakichś studiów gejowskich lub lesbijskich"... Według Gowina, jego reformy będą bolesne i wywołają opór środowiska, a także PiS.”
Czy ja naprawdę napisałem „PiS” w moim blogu wolnym od polityki?
Cofam, choć to tylko cytat.
Ostatnie zdanie po cofnięciu otrzymuje brzmienie
Według nowego ministra, jego reformy będą bolesne i wywołają opór środowiska. Kropka
Przywrócicie mi Roberta ( De Niro) jakim go znam i podziwiam.
A zaraz potem zapytam syna jak się stawia lajki

15 listopada 2015

Ekspresja wypowiedzi

W Wałbrzychu wydarzyła się ta nietypowa historia. Nie nie będzie o złotym pociągu, bo to przerobiono już do wyrzygania. Będzie o kobietach i władzy, jaką by ta władza nie była.
Za gazetą pl donoszę, że w Święto Niepodległości, policjanci, którzy przyjechali na wezwanie, zobaczyli, że kobieta która pokłóciła się ze swoim mężem, postanowiła zniszczyć samochód.*
Nagranie z kamery pokazuje jak dama z młotkiem w ręku systematycznie niszczy samochód marki Lanos. Szyby, reflektory, karoseria i tak dalej.
Rozmawiali z nią kilka minut a potem odjechali nie podejmując interwencji.
- Samochód należał do tej kobiety dlatego policjanci nie podjęli żadnych działań. Sama robiła sobie krzywdę - powiedziała portalowi TVN 24 przedstawicielka Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu.
Tak. Pewnie gdyby sama robiła sobie dobrze to interwencja byłaby skuteczna i natychmiastowa.
Rzadko czytam komentarze pod artykułami, bo dość mam żółci wylewanej przez czytających. Tym razem jednak zrobiłem wyjątek
Wśród wielu różnych wypowiedzi znalazłem dwie, które prowokują mnie do głębszego zastanowienia się nad zdarzeniem,
Po pierwsze to sprawa kobiet.
~Dzidul napisał (a może ta ~Dzidul napisała?)
„Chyba nie widzieliście nigdy kobiety w prawdziwej furii, to jedynie lekki gniew.”
No i racja. Kobiety teraz, jak nigdy dotąd potrafią artykułować swoje potrzeby bądź wyrażać niezadowolenie.
Nie kontynuuję tematu aby nie dorobić się opinii „męskiego szowinisty”. Poza tym nic mi do tego. Sam pilnuję aby moja kobieta dogadywała się ze mną bez potrzeby takiej widowiskowej ekspresji.


Sprawa druga do skłonność władzy do organizowania nam życia. Do decydowania o tym co nam służy a czego nie powinniśmy się pod żadnym pozorem tykać.
Z wyżej wymienionych powodów dziwi mnie to zaniechanie podjęcia działań przez stróżów prawa. Zdziwiony był też niejaki ~vetcomsoy który napisał tak
„Sama robiła sobie krzywdę". Taaa, ale jakby robiła sobie krzywdę paleniem skręta, to już co innego, prawda?
Chociaż nie jestem fanem palenia to opowiadam się za wolnością w tej sprawie. Tak jak i za innymi sprawami które być może nie są wymieniane w katalogu cnót pod warunkiem jednakże, że nie przynoszą szkody drugiej osobie.
Niestety władza wie lepiej kiedy możemy sobie robić krzywdę, a kiedy nie. Co gorsze wie też kiedy możemy robić sobie dobrze a kiedy pod żadnym pozorem nam tego czynić nie wolno.
Dlaczego?
Nie będę oryginalny ale i ja powtórzę słowa wielokrotnie cytowanego już Premiera Kanady - Ponieważ jest rok 2015








12 listopada 2015

Wina, wina dajcie.

 
W związku albo bez związku tylko zupełnie przy okazji listopadowego Święta, Starszy wraz z małżonką wyskoczyli na kilka dni do Egeru.
Wystarczy dobrać dwa dni wolnego i już robi się bardzo fajny, kilkudniowy wypoczynek.
Ponieważ święty Marcin nie przyjechał w tym roku na białym koniu a silne co prawda wiatry przynoszą temperatury powyżej dziesięciu stopni, taki wyjazd to fajna odskocznia od dnia codziennego.
Dostaję teraz meldunki z licznych knajpek i winiarni położonych w Dolinie Pięknych Kobiet (Szepasszony-völgy), gdzie składowane są ponoć najlepsze wina Egeru.
Zamiast jednak obchodzić się smakiem i pałać pustą zazdrością, przyjmowaliśmy z małżonką te informacje popijając czerwone i wytrawne wino z okolic Corrbierres w Langwedocji.
Nie cena i gatunek a sentyment zdecydowały o tym wyborze. Wypiliśmy dla równowagi również jakieś białe aby było i patriotycznie.
Uspokajam, że rac nie odpalałem.
Przy okazji wspomnianych już relacji z degustowania win z czardaszem w tle i naszego z Francji wyszedł temat trzeciego czwartku listopada. Tak, to już dziewiętnastego listopada przypada dzień Beaujolais nouveau lub jak chcą sami Francuzi beaujolais primeur.
Słowo klucz, hasło i wyznacznik elegancji (absolutely must have, albo lepiej absolutely must drink) to po prostu młode, lekkie, cierpkie czerwone wino pochodzące z rejonu Beaujolais na północ od Lyonu we Francji.
To właśnie w trzeci czwartek listopada przypada święto Beaujolais, kiedy po raz pierwszy oferuje się w sprzedaży wino z bieżącego rocznika.
Okazuje się, że termin premiery wina jest usankcjonowany prawnie. Czytałem gdzieś, że to całe
świętowanie rozpoczęcia sprzedaży beaujolais nouveau było kiedyś lokalną tradycją w barach w Lyonie, ale dzięki wysiłkom marketingowym moda rozpowszechniła się na cały świat,
co widać nawet po półkach w naszych marketach.
A że o sukces marketingowy tu idzie świadczy cena za którą można kupić całkiem przyzwoite i leżakowane marki.
A co pijało się u nas do tradycyjnej gęsiny na Świętego Marcina?
Okazuje się, że Polacy nie gęsi, choć je jadają i pijali tak zwane wina świętomarcińskie.
Winem tym tradycyjnie raczono się w tej części Europy od 11 listopada do Świąt Bożego Narodzenia. Jak twierdzi Pani Małgorzata Swaryczewska ze Slow Food Polska, winem tym świętowany był koniec zbiorów oraz dzień św. Marcina (11 listopada), patrona winiarzy. Zwyczaj picia wina świętomarcińskiego był szczególnie silny przez wiele stuleci w Europie Środkowej i dawnych krajach habsburskich, gdzie przepisy prawne zezwalały właśnie w tym dniu rozpocząć sprzedaż młodego wina.
Jak więc z tej wypowiedzi wynika, nie powinniśmy w kwestii młodego wina czuć żadnych kompleksów i jak już musimy wybierajmy to co sercu bliższe.
Nasi ludzie w Egerze donoszą mi, że zwyczaj podawania młodego wina powrócił i tutaj a w menu tłumaczonym z madziarskiego na język Polski znajduje się również gęsina.
Z tym węgierskim tłumaczeniem to chyba gruba przesada, bo nasi południowi bracia zdali się na Wujka Google i chociaż chcieli dobrze wyszło jak to u nas braci Słowian bywa, jak zwykle. Oto przykład tłumaczenia



Czy dziwicie się, że po przeczytaniu pozycji z menu, Starszy wraz z małżonką wybrali tradycyjnie Gulyásleves . Tu przynajmniej wiadomo o co chodzi.

06 listopada 2015

Reorganizacja

 Ze wszystkich stron dobiegają takie jakieś deklaracje, zapowiedzi i zapewniania które można by określić jednym słowem - reorganizacja.
Jako jednostce prześmiewczej nawet wobec siebie, przypomniał mi się taki stary dowcip.
Nawet więcej niż jeden, ale nie mam zamiaru zarzucić Was sucharami.
Nie jest całkiem wykluczone, że już kiedyś z tego dowcipu korzystałem na tym blogu ale co tam. Czy ja pierwszy powtarzam się? Znajomi z większy bagażem lat zapewniają mnie, że będzie mnie to spotykało coraz częściej.
No cóż. Sam kiedyś lubiłem powtarzać, ale raczej nie powtarzałem swoich wypowiedzi.
Ech..... C`est la Vie.
W dużej firmie następuje zmiana na stanowisku dyrektora naczelnego. Nowy obawia się, że nie podoła nowym obowiązkom, ale ustępujący dyrektor pociesza go:
- jak już nie będziesz dawał sobie rady to masz w ostatniej szufladzie złożone i ponumerowane kolejno trzy koperty. Za każdym razem otwórz jedną i zastosuj się do tego co tam znajdziesz.
Minęło trochę czasu i nowy dyrektor nie mogąc dać sobie rady z problemami otworzył kopertę nr jeden z taką oto radą.
- za wszystko obwiniaj poprzednika.
Rada zadziałała i na trochę był spokój W końcu trzeba jednak było sięgnąć po drugą kopertę, a w niej rada:
- zrób reorganizację.
Dyrektor zrobił reorganizację i zanim wszyscy od nowa zaczęli się wdrażać w obowiązki i nowe zależności ponownie minął pewien czas, ale główne problemy firmy nadal nie były rozwiązane i pracownicy coraz poważniej grozili poważnymi kłopotami.
Przyszedł więc czas na sięgniecie po trzecią kopertę
- sprzątnij biurko, przygotuj dokładnie takie same trzy koperty, lada chwila ktoś cię wymieni.
Cóż było robić? Dyrektor przygotował trzy koperty.
Reorganizacja potrafi przynieść jednak skutki zgoła nieoczekiwane, albo z góry wiadome. Co kto woli.
W takim Łosiowie, czytam w na temat pl, policjanci narzekają na ślimaczących się kierowców „Skutecznym straszakiem na kierowców w tej okolicy okazały się fotoradary. Urządzenia do pomiaru prędkości zostały tu ustawione odcinkowo, a nie jak w przypadku zwykłych fotoradarów punktowo. Oznacza to, że pomiaru dokonuje się na przestrzeni 10 - 20 km, co znacznie zwiększa szansę na wpadkę za kierownicą, a w konsekwencji rośnie tym samym szansa na mandat i punkty karne. Okazuje się, że informacja o takim zabezpieczeniu sparaliżowała wielu kierowców, którzy tak się przejęli fotoradarami, że teraz jeżdżą znacznie poniżej wyznaczonej granicy prędkości. Zamiast dozwolonych tutaj 50 km/h, kierowcy jadą ok.30 km/h, co zaczyna doskwierać samym policjantom.”
Dlaczego doskwiera? Czyżby nie o to chodziło? Nie o uspokojenie ruchu. Więc skąd te pomysły na „Miasto 30” ?
Sam kiedyś tam słyszałem, przy dyskusji o dopuszczalnej maksymalnej prędkości jak jakiś policyjny celebryta udowadniał, że jeżeli na znaku jest namalowane 50 to znaczy, że można jechać z szybkością do... Powtarzam do 50 km na godzinę.Zlikwidowano przy okazji dopuszczalną tolerancję 10 km na plus.
No i nie ma się czemu dziwić się gdy karane jest już przekroczenie o jeden kilometr na plusie.
Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.
Tak więc zbyt wolni kierowcy blokują ruch na drodze krajowej 94. Na razie policja ostrzega, ale wkrótce kierowcy mogą słono zapłacić za ostrożną jazdę na tej drodze - funkcjonariusze już poinformowali, że za takie utrudnianie ruchu grożą kary finansowe.
A przecież to tylko dziesięć do dwudziestu kilometrów mniej od maksymalnej dozwolonej szybkości.
Jestem zwolennikiem bezpiecznej jazdy, jestem również zwolennikiem rozsądku.
Jestem też fanem popukania się czymś zdrowym w głowę, dla otrzeźwienia przed kolejną reorganizacją.
Póki co, robi się nerwowo bo wykon karania nawala, a plany są napięte.
Uważam, że nie można myśleć jedynie kategoriami wpływu do budżetu. To dopiero jest niebezpieczne
Policjanci zgrzytają zębami. A jak powszechnie wiadomo takie zgrzytanie dla zębów jest wyjątkowo niezdrowe.
I tu może czaić się rozwiązanie zagadki obgryzania historycznej lipy w Cielętnikach koło Częstochowy. Pień ponad 500-letniej lipy drobnolistnej jest obgryzany przez pielgrzymów zmierzających na Jasną Górę. Pątnicy wierzą, że kora drzewa uśmierza ból zębów. Być może i ten spowodowany ciągłym zgrzytaniem.
Proboszczowie cielętnickiej parafii, opiekujący się drzewem, w trosce o jego zdrowie uciekali się do różnych sposobów, od smarowanie pnia smołą po jego grodzenie, teraz niemal dwumetrowym, solidnym, metalowym płotem.
Mimo to amatorów gryzienia kory, próbujących forsować ogrodzenie, nadal nie brakuje a na pniu widoczne są ślady ukąszeń. Za policjantami w kolejce do lipy ustawiają się politycy którzy nie zabrali się do nowego rozdania i niektórzy dziennikarze którzy najpierw zgrzytają zębami a potem piórem lub klawiaturą. Inni  przedstawiciele wymienionych wyżej profesji, póki co ostrzą sobie zęby na to co przed nimi i tylko nie wiem czy wspomniana lipa na ostrzenie jest równie dobra jak na usuwanie próchnicy lub nadmierne zużycie.
Jak widać kolejka amatorów rośnie i może być dłuższa, stąd pomysł na płot wydaje się uzasadniony.
Świadomi naszego historycznego i trudnego w końcu rodowodu wiemy, że naród już nie takie łańcuchy zrywał i nie takie płoty przeskakiwał.
Czasem z tego skakania wychodziły całkiem ciekawe rzeczy.
Niestety również i reorganizacje.

03 listopada 2015

O łączeniu ze sobą pewnych zdrzeń czyli taka sobie historia

Leżał na chodniku w sporej kałuży. Najpewniej od wczoraj zdążył już dokładnie nasiąknąć brudną wodą. Porzucony lub podrzucony, nie mogłem jeszcze w tej chwili tego wiedzieć.
Podszedłem bliżej i wtedy zauważyłem, że jest wypełniony. Wziąłem go delikatnie lub raczej niechętnie w dwa palce i wtedy wylała się z niego kolejna porcja wody z piaskiem.
Strzepnąłem resztki wody i udałem się do biura. Położyłem go przed sobą i chwilę wpatrywałem się w jego skórzaną, napęczniałą od kontaktu z wodą. Powierzchnię.
Nie był to żaden firmowy portfel jak Castello, Puccini, Cardinal, czy też Cerrutti 1881. Nie był to nawet Wittchen. Zwykły choć może nietradycyjny damski portfel. Na skórzanej bądź skóropodobnej (sam już nie wiem) powierzchni widniały rysunki ptaszków w różnych pozach.
Długo wahałem się przed otwarciem portfela i przejrzeniu jego zawartości. W końcu nie mam tego zwyczaju i nawet własnej żonie, pomimo znacznego małżeńskiego stażu do portfela nie zaglądałem. To taka prywatna a nawet można by rzec intymna sprawa. Tu chowa się rzeczy ważne i sentymentalne, oraz oczywiście pieniądze które dla jednych są najważniejsze a dla innych całkiem nieistotne.
Jakże ja chciałbym by i dla mnie były nieistotne, dzięki bogu, na razie są tylko ważne. Ważne przy comiesięcznych opłatach, wykupie recept w aptece i tej całej reszcie czyli zakupie rzeczy o różnym ciężarze gatunkowym.
W końcu zdecydowałem się bo może ktoś tam rwie włosy z głowy i osiągnął już stan przedzawałowy?
Postawiłem siebie w tym miejscu i już nie miałem wątpliwości.
Ponieważ z portfela wyciekała woda a wewnątrz znajdowało się trochę papierowych dokumentów, wyjąłem wszystko na biurko, żeby się wysuszyło.
Nie było banknotów, za to w przegródce na bilon wyczułem garść drobniaków.
Nie liczyłem ich i nie wyjmowałem. Nie są z papieru więc nie rozmokną.
Nie było dowodu osobistego,ale znalazłem prawo jazdy. Nie aktualne już bo wystawione piętnaście lat temu, zawsze to jednak coś.
Na blankiecie odczytałem adres zamieszkania kobiety w wieku trzydziestu paru lat
To co wydawało mi się istotne to trzy karty bankowe z kompletem kodów jednorazowych do dokonywania przelewów. Oprócz tego komplet kart Krakowskiej Komunikacji Miejskiej i legitymację osoby niepełnosprawnej w wieku poniżej 16 lat.
Ktoś oburzy z pewnością, że grzebałem tak w portfelu lub, że wymieniam tutaj jego zwartość, ale chwytałem się wszystkiego by namierzyć właściciela. Poza tym nie wymieniam wszystkiego, nie jestem komornikiem.
Ponieważ od rana korzystałem z dobrodziejstwa Posiadania pracy, mogłem tylko zadzwonić do kilku biur numerów aby ustalić ewentualny numer telefonu, jakby nie było poszkodowanej.
Nic z tego, żaden z wykazów nie znał osoby.
Istniało prawdopodobieństwo, że kobieta ta nie mieszka już pod wskazanym adresem. Żeby się jednak tego dowiedzieć muszę to osobiście sprawdzić. Zaraz po pracy wsiadłem do samochodu i ruszyłem pod znaleziony w dokumentach adres.
Po drodze zastanawiałem się czy brak grubszej gotówki i dowodu osobistego nie są wynikiem kradzieży na jakimś cmentarzu i porzucenia byle gdzie niepotrzebnej reszty.
I jak wtedy zachować się?
Niepotrzebnie? Jak najbardziej potrzebnie. Pewien znajomy znalazł portfel z dokumentami i postanowił odwieść go pod znaleziony w portfelu adres. Drzwi otworzył facet po trzydziestce, bez słowa wziął portfel zajrzał do środka i wypalił.
- W środku były dwie stówy, gdzie są?
- Ale ja ….. zaciął się zaskoczony obrotem sprawy znajomy.
Facet spojrzał na niego jak na złodzieja a potem zamknął mu drzwi przed nosem, mocno nimi trzaskając.
Zaraz potem trzasnęła znajomemu szczęka. Opadła na sam trotuar z zadziwienia. Bo przecież nie oczekiwał nawet zwrotu kasy z benzynę spaloną na dowóz dokumentów. Liczył na miłą rozmowę jak to w takich sytuacjach bywa.
- Nigdy więcej – postanowił.
Jak go znam to następnym razem złamie swoje postanowienie. Taki typ.
Psychicznie przygotowany na każdą ewentualność, podjechałem pod konkretny blok. Wybrałem numer mieszkania i nacisnąłem domofon.
Odezwał się kobiecy głos
- Słucham
- Czy to Pani Monika Pe..
- Tak słucham Pana
- Czy Pani zgubiła portfel z dokumentami?
- Nie wiem... Chwileczkę sprawdzę.
Domofon uciszył się na dłuższą chwilę.
- Proszę niech Pan wejdzie – usłyszałem zaproszenie i zaraz potem brzęk elektrycznego zamka.
Szedłem do klatki i już pod windą, po numerze mieszkania obliczyłem piętro myląc się przy tym o dwa poziomy.
Zapukałem do odpowiednich drzwi, które zaraz otwarły się. Nie wszedłem nawet do środka.
- Mój portfel - powiedziała widząc foliową torebkę w której znajdował się pechowy topielec.
Sprawdziłem dane, wypytując o datę urodzenia. Tyle mogłem sprawdzić. Poza tym osoba na zdjęciu wydała mi się podobna. Biorąc oczywiście pod uwagę parszywą rozdzielczość fotografii i fakt, że zrobiono ją piętnaście lat temu.
Szczęśliwie Pani pamiętała, że w portfelu nie było banknotów. Nie było też dowodu osobistego
który szczęśliwie leżał w innym miejscu.
O czy tu gadać w tak przypadkowej i stresującej sytuacji.? O tym, że Pani Monika żyła prawie dobę w słodkiej nieświadomości? Że zgubiła portfel szukając drobnych?
Nie pytałem o szczegóły.
Wszystko skończyło się dobrze, a ja usłyszałem kilka miłych słów o sobie i swoim zachowaniu.
( W końcu kto tego nie lubi)
- Bóg zapłać i niech panu Bóg błogosławi – usłyszałem na pożegnanie.
Nawet poczułem się zaskoczony ponieważ najczęściej słyszałem takie słowa od Proboszcza. Od cywilów słychać je coraz rzadziej.
- Ja już mam doby dzień i ufam, że dla Pani te stał się nie najgorszy.
Szybko wszedłem do windy i zjechałem na sam dół. Z pobliskiego cmentarza wypływał sznur samochodów utrudniając włączenie się do ruchu. Jakoś mi to inaczej niż zwykle w takich razach całkiem nie przeszkadzało. Przez tę chwilę czułem się jakiś lepszy.
Stan euforii nie trwał całej doby.
Dzisiaj rano, w samym środku kąpieli odmówił posłuszeństwa piec gazowy. Ten sam co obsługuje centralne ogrzewanie. Symbol błędu który wyświetlił się na czytniku powiedział mi wszystko.
Odmówiła pompa która już kiedyś miała chwilowe zatrzymanie, ale w sprytny sposób udało się ją namówić do życia. W podpatrzony u fachowca sposób popchnąłem pompę i dokończyłem mycia.
Niestety maszyneria pracowała za głośno powodując wibracje całego pieca..
- Mamy pompę do wymiany – oznajmiłem żonie wiadomość która stawia na nogi.
Moja żona przyjęła ją ze stoickim spokojem pozostając w pozycji siedzącej na swoim wózku.
- Masz nerwy ze stali – powiedziałem do Niej z podziwem.
Zaraz po ósmej wykonałem telefon
- Ale to nie są tanie rzeczy – powiedział fachowiec.
- Wiem, już kiedyś mi Pan o tym wspominał. Sama pompa to prawie osiem stówek. W porządku, czekam na Pana.
Że też musiało trafić ją w takiej chwili.
Przypadek?
Nie sadzę.