Wychowano mnie skromnie, ale przecież miałem marzenia. Marzenia o fajnym rowerze, potem o fajnej dziewczynie i takie tam z racji wieku z ową fajną dziewczyną związane.
W którymś momencie odniosłem wrażenie, że odwiedzać zaczęły mnie córki Zeusa i Mnemosyny
Z wiadomych powodów związanych z dojrzewaniem, najpierw była Erato z taką małą lirą.
I jakoś tam potem pojawiła się Euterpe z aulosem;
Wtedy właśnie uwierzyłem w siebie i odważyłem się zaprosić do siebie Kaliope z tabliczką i rylcem
Zamarzyły mi się z tych spotkań wawrzyny lśniące na mej skroni, ale dla odmiany miejsce odwiedzających mnie sióstr zajęła Melpomene z maską tragiczną. To by mniej więcej pasowało, wszak każdy z nas ( no może prawie każdy) zanim staje się wkurwionym starcem najpierw jest młodym gniewnym z tragicznie smutną powagą.
Kiedy siwizna przyprószyła mi włosy i doszedłem do wniosku, że to już raczej z górki zaczęła pojawiać się Polihymnia bez atrybutu.
Każdy tak jakoś na starość poprawia relację z Panem Bogiem, bo jeśli okaże się, że naprawdę jest...
Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że cały czas i pomimo wszystko, cały czas przyglądała się mojemu życiu Talia z maska komiczną. Jak to u mnie, wymieniając od czasu do czasu swoja maskę na maskę Melpomeny.
Nie odwiedziła mnie nigdy Terpsychora z lirą i plektronem, ani Urania z cyrklem i kulą. Nie umiem więc tańczyć i niczym dziecko mylę gwiazdy na niebie.
A kiedy w pobliżu pojawiła się Klio — muza historii, ze zwojem papirusu,spojrzałem na zapiski i uzmysłowiłem sobie, że tak naprawdę to siostry Klio nie pojawiały się u mnie, a ledwie przechodziły ulicą przy której mieszkałem i to często chodnikiem z drugiej jej strony.
Zresztą sama Klio tez pewnie przyśniła mi się na wskutek weekendowej degustacji.
Tym większe zaskoczenie spłynęło na mnie gdy usłyszałem
- Będzie Pan miał dwie korony.
- Dobrze, że dwie a nie trzy – odpowiedziałem - Zawód papieża jest teraz taki niepewny.
Zakręcona dentystyka z lusterkiem w ręce nie załapała dowcipu, albo tylko nie przyzwyczaiła się jeszcze do mnie.
Swoją drogą, jakże przewrotnie nazwał ktoś „koroną” produkt do zakrycia zużytego dziadostwa.
Gdy patrzę jednak na to co dookoła, na te wznoszone piedestały i celebrowane koronacje, myślę, że autorzy nazwy tej odmiany dentystycznej protezy mieli rację i to nie tylko w kontekście stomatologii.
***
I co ja robię jak nie piszę?
Żyję, ale Panie co to za życie.
Życie pełną piersią. Przynajmniej w weekendy.
Dzisiaj dowiedziałem się że już wkrótce będę sobie mógł żyć pełna piersią i w pozostałe dni tygodnia z powodu likwidacji firmy w której pracuję.
***
Znam doskonale to powiedzenie, ale po ludzku błądzę
Jakiś czas temu napisałem, że z okazji okrągłego jubileuszu poważyłem się na zrobienie prawa jazdy kategorii A. Przy poprzednich dziesiątkach zmieniałem robotę,przy tej nie będę juz taki odważny.
- Antoni!, Antoni!- skandowało życie podpuszczając mnie prymitywnie.
- Nic z tego - zdałem się mówić mu w odpowiedzi - Nie ze mną te numery Brunner.
W którymś momencie odniosłem wrażenie, że odwiedzać zaczęły mnie córki Zeusa i Mnemosyny
Z wiadomych powodów związanych z dojrzewaniem, najpierw była Erato z taką małą lirą.
I jakoś tam potem pojawiła się Euterpe z aulosem;
Wtedy właśnie uwierzyłem w siebie i odważyłem się zaprosić do siebie Kaliope z tabliczką i rylcem
Zamarzyły mi się z tych spotkań wawrzyny lśniące na mej skroni, ale dla odmiany miejsce odwiedzających mnie sióstr zajęła Melpomene z maską tragiczną. To by mniej więcej pasowało, wszak każdy z nas ( no może prawie każdy) zanim staje się wkurwionym starcem najpierw jest młodym gniewnym z tragicznie smutną powagą.
Kiedy siwizna przyprószyła mi włosy i doszedłem do wniosku, że to już raczej z górki zaczęła pojawiać się Polihymnia bez atrybutu.
Każdy tak jakoś na starość poprawia relację z Panem Bogiem, bo jeśli okaże się, że naprawdę jest...
Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że cały czas i pomimo wszystko, cały czas przyglądała się mojemu życiu Talia z maska komiczną. Jak to u mnie, wymieniając od czasu do czasu swoja maskę na maskę Melpomeny.
Nie odwiedziła mnie nigdy Terpsychora z lirą i plektronem, ani Urania z cyrklem i kulą. Nie umiem więc tańczyć i niczym dziecko mylę gwiazdy na niebie.
A kiedy w pobliżu pojawiła się Klio — muza historii, ze zwojem papirusu,spojrzałem na zapiski i uzmysłowiłem sobie, że tak naprawdę to siostry Klio nie pojawiały się u mnie, a ledwie przechodziły ulicą przy której mieszkałem i to często chodnikiem z drugiej jej strony.
Zresztą sama Klio tez pewnie przyśniła mi się na wskutek weekendowej degustacji.
Tym większe zaskoczenie spłynęło na mnie gdy usłyszałem
- Będzie Pan miał dwie korony.
- Dobrze, że dwie a nie trzy – odpowiedziałem - Zawód papieża jest teraz taki niepewny.
Zakręcona dentystyka z lusterkiem w ręce nie załapała dowcipu, albo tylko nie przyzwyczaiła się jeszcze do mnie.
Swoją drogą, jakże przewrotnie nazwał ktoś „koroną” produkt do zakrycia zużytego dziadostwa.
Gdy patrzę jednak na to co dookoła, na te wznoszone piedestały i celebrowane koronacje, myślę, że autorzy nazwy tej odmiany dentystycznej protezy mieli rację i to nie tylko w kontekście stomatologii.
***
I co ja robię jak nie piszę?
Żyję, ale Panie co to za życie.
Życie pełną piersią. Przynajmniej w weekendy.
Dzisiaj dowiedziałem się że już wkrótce będę sobie mógł żyć pełna piersią i w pozostałe dni tygodnia z powodu likwidacji firmy w której pracuję.
***
Znam doskonale to powiedzenie, ale po ludzku błądzę
Jakiś czas temu napisałem, że z okazji okrągłego jubileuszu poważyłem się na zrobienie prawa jazdy kategorii A. Przy poprzednich dziesiątkach zmieniałem robotę,przy tej nie będę juz taki odważny.
- Antoni!, Antoni!- skandowało życie podpuszczając mnie prymitywnie.
- Nic z tego - zdałem się mówić mu w odpowiedzi - Nie ze mną te numery Brunner.
Nie wierzcie pogodzie,
gdy deszcze trzydniowe zaciągnie wśród drzew
Nie wierzcie piechocie,
gdy w pieśni bojowej odwaga i gniew.
Nie wierzcie, nie wierzcie,
gdy w sadach słowiki zakrzyczą co sił –
wy jeszcze nie wiecie,
co komu pisane i kto będzie żył.
Niby uważam Okudżawę za mistrza, a o treści pieśni pozwoliłem sobie zapomnieć.
I nie wierz gdy życie
Rozściela kobierce na drodze zmęczonych twych stóp
I nie wierz, bo ono chichocząc okrutnie
podłoży ci nogę, byś ryjem uderzył o bruk.
To
już ja, bo nastrój mi się zrobił jakiś taki nostalgiczny. Byle tylko ta
nostalgia nie wzięła góry nad zdroworozsądkowym myśleniem.
***
Myślę, że strata pracy nie jest tak dolegliwa jak głupota, chociaż paradoksalnie głupota mniej boli. A połączenie braku pracy i głupoty to dopiero mieszanka. Czytam oto w prasie że pewna para, która na stałe mieszka w Austrii, niedawno przyjechała do Polski. 35-latek i 28-letnia kobieta zatrzymali się w wynajętym domku nad jeziorem. Gdy skończyły im się pieniądze, postanowili obrabować kasę w gminnym sklepie we wsi Dominów.
***
Wczoraj dotarła do mnie smutna wiadomość. W wieku 30 lat zmarła synowa moich znajomych pozostawiając dwójkę drobnych dzieci ( dwa i pięć lat), nie wspominając o załamanym niewiele starszym mężu mężu.
Choroba zniszczyła ją w ciągu dwóch miesięcy.
Wiem, że nie umawialiśmy się na sprawiedliwy świat, nie bluźniłem też do Boga. Stać mnie było jedynie na krótkie lecz wymowne - kurwa mać.
***
Jestem najstarszy w biurze. Wyliczyłem sobie, że jestem dokładnie o tyle starszy od Pani Prezes o ile jestem młodszy od jej ojca.
Skomplikowane?
Chyba nie ale daje do myślenia.
Myślę, że trochę trudno wydawać jej polecenia dla mnie i za każdym razem gdy je wykonam mówi - dziękuję.
Myślę, że większość managerów nie ma tego problemu, gdy mogą sobie porządzić
***
Zastanawiam się czy nie zachowałem się seksistowsko, ale czasem mój język działa po krótkim łuku nerwowym, chociaż myślałem, że już z tego wyrosłem. W każdym razie powinienem.
A było to tak
Pilnie potrzebowaliśmy nowej drukarki bo stara dopisywała na dokumentach granatowe plamy i kilka linni wzdłuż dokumentu.
Odpowiednią zamówiono on line.
Żeby wykonać terminowe prace wziąłem do roboty własną drukarkę.
Niektórzy też biorą do roboty własną łopatę. Nie?
Karta drukuje się za kartką, temat za tematem gdy wchodzi Zastępca Pani Prezes i mówi z zakłopotaniem
- Drukarka jeszcze nie doszła
- Drukarz z pewnością już by doszedł - odparłem natychmiast.
Uświadomiłem sobie wtedy, że obok siedzi Prezesowa.
Może z czasem powinienem nieco więcej milczeć?
Tylko, że jeżeli będę milczał to przy moim wzroście ktoś mnie zdepcze nie zauważając.
***
Kto pyta nie błądzi -mówi stare przysłowie. Obowiązywało ono przed wynalezieniem nawigacji samochodowej. Teraz parę klików w urządzenie i ono już nie pozwoli nam zabłądzić. I nie trzeba pytać.
Ludzie mają jednak wątpliwości i oczekują odpowiedzi na swoje ...
Bytaj więc bez lęku i stresu
***
Odpiąłem akumulator od motocykla. Czyli jak to mówią już "po ptokach"
Pożegnałem sezon w Mnikowie tradycyjnym miejscu zlotów wiosennych i jesiennych. Uczestnicząc w paradzie motocykli czułem się wyjątkowo, chociaż chyba po raz pierwszy pokonałem ten dystans tak wolno.
Do moich nowych szefów dotarło że nie jestem jeszcze takim zapyziałym staruszkiem, kiedy podjechałem na targi branżowe motocyklem. Oglądali go z niedowierzaniem. Lubię takie chwilę, bo lubię zaskakiwać. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Akumulator podpięty pod ładowanie, kubek gorącej herbaty grzeje zmarznięte dłonie a pies leży u mych stóp. Przyjemnie.
***
Przyniosłem dzisiaj do pracy kalendarz książkowy na rok 2019.
Nie wiem czy nie jestem zbyt bezczelny z tym planowaniem przyszłego roku w tym miejscu - powiedziałem wykładając terminarz na biurko.
Szefowie zaskoczeni zaniemówili.
I mnie zatkało ale w innym czasie i z nieco innego powodu.
Tak się złożyło że ostatnimi czasy nawiązałem trochę nowych znajomości z pensjonariuszami DPS-u czyli Domu Pomocy Społecznej.
Jeden z nich, mocno podekscytowany opowiedział mi jaki prezent świąteczny zrobił mu Maciuś. Maciuś to kot przybłęda który pojawił się znikąd. Kotem zaopiekował się Pan nazwijmy go Waldek.
Kot posiadał pewien feler. Złamany jakiś czas temu ogon ( może był on przycięty łapką na szczury, może i przetrącony przez człowieka). Wisiał na tak zwanym włosku i utrudniał życie kocurowi.
Pan Waldek przeniósł swoje ciało całkowicie pozbawione dolnych kończyn na inwalidzki elektryczny skuter, wsadził kota pod kurtkę i pojechał do weterynarza który miał swoją siedzibę koło ośmiu kilometrów dalej.
Można by się pokusić o stwierdzenie - wiódł ślepy kulawego, gdyby nie to, że oni obaj raczej kulawi na swój sposób, a dodatkowo Pan Waldek chociaż sam bez grosza, nie pozostał ślepy na krzywdę zwierzaka. Kiedy po prawie dwóch kwadransach jazdy pojawił się przed gabinetem weta, cieszył się że cierpienia kota to już prawie przeszłość.
Pan doktor od zwierzaków wysłuchał opowieści o cudownym spotkaniu zranionego kota i niepełnosprawnego człowieka z domu pomocy społecznej, obejrzał kota, coś tam w głowie liczył i kombinował, aby rzucić w zdziwione oczy Waldemara - To będzie dwieście dziesięć złotych.
Niestety, o takim groszu Pan Waldek może sobie tylko pomarzyć. Pewnie tak samo o bezinteresownej ludzkiej dobroci. Zapakował kota pod kurtkę i ruszył do tego domu który zgotował mu na ostatnie lata przewrotny los.
- Panie Antoni, Pan sobie wyobraża jaki Maciuś zrobił mi prezent na Mikołaja?
Odpadł mu ten przetrącony kawałek i to całkiem za darmo.
Wartość kociego prezentu można podać z dokładnością do dziesięciu groszy, czyli równe dwieście dziewięć złotych.
Ogon się wygoi ponieważ Pan Waldek dokarmia kota czym może, kupując ze skromnego kieszonkowego kocią karmę.
Czasem mnie jeszcze złapie zębami - śmieje się pokazując palec - ale już mamy umówiony system wychodzenia na codzienne kocie spacery.
- Siada na parapecie i tak cicho miauczy. Siadam wtedy na wózek i otwieram mu okno. I wie pan co ? Nagle okazało się, że znowu jestem dla kogoś ważny i potrzebny. Że kurde to wszystko znów ma sens.
Pan Weterynarz też nie będzie miał straty. Podniesie trochę stawki za czyszczenie uszu tych dwóch persów kupionych za półtora tysiąca od sztuki przez pewną bogatą wdowę z pobliskiego osiedla pilnie strzeżonych rezydencji.
A kto umarł ten nie żyje, jak mówił Franz Maurer czyli po naszemu - śmierć frajerom.
Do Świąt pozostały dwa tygodnie.
Boże, jak ten czas leci
***
Horror powyżej? To jak nazwać to poniżej
Pewien portal informacyjny podjął próbę kompresowania wiadomości . W jednym miejscu umieszcza się dwa newsy, ale efekty zaskoczyć potrafią chyba wszystkich
I co tu czytamy w efekcie?
***
Myślę, że strata pracy nie jest tak dolegliwa jak głupota, chociaż paradoksalnie głupota mniej boli. A połączenie braku pracy i głupoty to dopiero mieszanka. Czytam oto w prasie że pewna para, która na stałe mieszka w Austrii, niedawno przyjechała do Polski. 35-latek i 28-letnia kobieta zatrzymali się w wynajętym domku nad jeziorem. Gdy skończyły im się pieniądze, postanowili obrabować kasę w gminnym sklepie we wsi Dominów.
Tuż przed napadem 35-latek dla
niepoznaki założył kominiarkę, jak się później okazało zrobił
to przed kamerą monitoringu, i wtargnął do sklepu. Mężczyzna
wymachiwał czymś, co przypominało pistolet, zmusił ekspedientkę
do wydania z kasy znacznej sumy pieniędzy. Następnie wybiegł ze
sklepu i odjechał samochodem, w którym czekała na niego kobieta.
Jak ustalił "Super Express",
który ochrzcił parę przydomkiem "głupi i głupsza"
nawiązując tym samym do słynnej komedii z 1994 roku, rabusie
poruszali się charakterystycznym samochodem, starym kabrioletem
marki Renault. Auto zapamiętali świadkowie napadu, a policjanci z
drogówki w Świdniku łatwo je namierzyli. Zatrzymali parę do
kontroli. W środku znajdował się 35-letni mężczyzna oraz
28-letnia kobieta, którzy odpowiadali rysopisowi sprawców. Para
została zatrzymana i doprowadzona do świdnickiej komendy. *
W jakimś sensie stworzyłem podobne połączenie, ale tylko braku pracy i kabrioletu.
W związku z naprawą naszego regularnego samochodu i nieodpartą potrzebą spojrzenia na góry, pożyczyliśmy kabriolet.
Automatycznie otwierany dach, jasnopopielata skórzana tapicerka i dwa tysiące centymetrów pod maską tworzyły w trakcie tej przejażdżki piorunując,e wrażenie dla nas i porażające dla niektórych znajomych. Profilaktycznie nie wspomniałem nikomu że właśnie zostałem bezrobotnym.
Nie dokonaliśmy też żadnego napadu na żadną Biedronkę a za drożdżówki w Lewiatanie grzecznie zapłaciłem przy kasie.
Może to coś trzeba mieć w genach?
Głupotę albo elementarną odrobinę uczciwości ?
***
***
Tyle dzieje się wokół aż można dostać od tego poplątania z pomieszaniem. Nie wierzycie ? Oto dowód
W związku z naprawą naszego regularnego samochodu i nieodpartą potrzebą spojrzenia na góry, pożyczyliśmy kabriolet.
Automatycznie otwierany dach, jasnopopielata skórzana tapicerka i dwa tysiące centymetrów pod maską tworzyły w trakcie tej przejażdżki piorunując,e wrażenie dla nas i porażające dla niektórych znajomych. Profilaktycznie nie wspomniałem nikomu że właśnie zostałem bezrobotnym.
Nie dokonaliśmy też żadnego napadu na żadną Biedronkę a za drożdżówki w Lewiatanie grzecznie zapłaciłem przy kasie.
Może to coś trzeba mieć w genach?
Głupotę albo elementarną odrobinę uczciwości ?
***
Piłem. Kto mówi że nie piłem? Butelkę
wytrąbiłem a może drugą też otworzę.
Żyję a więc muszę komuś o tym
komuś powiedzieć.
Żyję choć ponad miesiąc temu świat
mi się zawalił na głowę.
Odszedłem ze starej pracy.
No może bardziej to ona ode mnie odeszła.
I co ?
Myślałem, że świat zwali mi się na głowę.
Stało się trochę inaczej.
Od 1 października pracuję
W sumie zrobiłem sobie raptem tydzień urlopu i zaraz potem rzuciłem się na głęboką wodę.
Trochę zmotywował mnie starszy Syn który stwierdził:
- Rozumiem, że nie interesują cię już wyzwania, a raczej idzie ci o spokojną stabilizację.
- Nie tak chociaż w moim wieku łatwiej decydować się na stabilizację.
Zaraz potem pomyślałem - Cholera zrobię to !
Zrobiłem
Od następnego poniedziałku podjąłem wyzwanie.
Zmieniłem branżę, a ta nowa jest tak różna od poprzednie jak dzień od nocy, lato od zimy, jak... jak..
No dobra jest inaczej, chociaż oczekują ode mnie tego czego mniej więcej w
poprzedniej pracy. Porządku w dokumentach i wizji
Porządek zacząłem robić od zaraz, na wizję przyjdzie trochę poczekać.
Muszę to wszystko kurde poznać
Przypomniałem za to sobie jak potrafi boleć zmęczony kręgosłup.
Trafiłem tu akurat na tak zwany
harvest time czyli czas zbioru.
Wszyscy w zespole od prezesa do sprzątaczki zbierają.
Papierologia musi poczekać.
I ja wziąłem w tym udział. W końcu jak wszyscy to wszyscy
Gdzieś tak koło trzynastej
miałem ochotę popłakać się.
W dupę dawał mi kręgosłup.Mógłbym to określić w sposób bardziej cywilizowany ale to zdanie najdokładniej określa moje samopoczucie w tamtej chwili.
Wytrzymałem bez
płaczu a po czterech dniach kręgosłup się przyzwyczaił.
Kto by pomyślał.
Mało szczegółów ale więcej nie będzie. W końcu ma ustaloną swoją czerwoną linię.
Ciągnie mnie do bloga, choć myślałem, że odwyk się udał.
Tworzę posty ale ich nie publikuję. Najwyżej zbiorę to później do kupy. Może to kogoś urazi ale uważam że ta forma straciła ostatnimi czasy trochę ze swej świeżości.
Tak tkwi we mnie potrzeba napisania drugiej książki, bo pierwsza tkwi już w szufladzie od paru lat. Problem jednak w tym, że teraz każdy pisze a mało
kto czyta.
Pewnie teraz też usłyszę że to nieprawda.
Mniej więcej takiej treści e-maila wysłałem do swojego wirtualnego znajomego blogowego półtora miesiąca temu, ale nie dostałem odpowiedzi.
Chcę myśleć że wynika to tylko z przepracowania adresata
***
Tyle dzieje się wokół aż można dostać od tego poplątania z pomieszaniem. Nie wierzycie ? Oto dowód
No cóż. Ponoć cały ten ziemski ład wynurzył się z chaosu. Czyżby więc był to słuszny kierunek ?
***
Wczoraj dotarła do mnie smutna wiadomość. W wieku 30 lat zmarła synowa moich znajomych pozostawiając dwójkę drobnych dzieci ( dwa i pięć lat), nie wspominając o załamanym niewiele starszym mężu mężu.
Choroba zniszczyła ją w ciągu dwóch miesięcy.
Wiem, że nie umawialiśmy się na sprawiedliwy świat, nie bluźniłem też do Boga. Stać mnie było jedynie na krótkie lecz wymowne - kurwa mać.
***
Jestem najstarszy w biurze. Wyliczyłem sobie, że jestem dokładnie o tyle starszy od Pani Prezes o ile jestem młodszy od jej ojca.
Skomplikowane?
Chyba nie ale daje do myślenia.
Myślę, że trochę trudno wydawać jej polecenia dla mnie i za każdym razem gdy je wykonam mówi - dziękuję.
Myślę, że większość managerów nie ma tego problemu, gdy mogą sobie porządzić
***
Zastanawiam się czy nie zachowałem się seksistowsko, ale czasem mój język działa po krótkim łuku nerwowym, chociaż myślałem, że już z tego wyrosłem. W każdym razie powinienem.
A było to tak
Pilnie potrzebowaliśmy nowej drukarki bo stara dopisywała na dokumentach granatowe plamy i kilka linni wzdłuż dokumentu.
Odpowiednią zamówiono on line.
Żeby wykonać terminowe prace wziąłem do roboty własną drukarkę.
Niektórzy też biorą do roboty własną łopatę. Nie?
Karta drukuje się za kartką, temat za tematem gdy wchodzi Zastępca Pani Prezes i mówi z zakłopotaniem
- Drukarka jeszcze nie doszła
- Drukarz z pewnością już by doszedł - odparłem natychmiast.
Uświadomiłem sobie wtedy, że obok siedzi Prezesowa.
Może z czasem powinienem nieco więcej milczeć?
Tylko, że jeżeli będę milczał to przy moim wzroście ktoś mnie zdepcze nie zauważając.
***
Kto pyta nie błądzi -mówi stare przysłowie. Obowiązywało ono przed wynalezieniem nawigacji samochodowej. Teraz parę klików w urządzenie i ono już nie pozwoli nam zabłądzić. I nie trzeba pytać.
Ludzie mają jednak wątpliwości i oczekują odpowiedzi na swoje ...
Bytaj więc bez lęku i stresu
***
Odpiąłem akumulator od motocykla. Czyli jak to mówią już "po ptokach"
Pożegnałem sezon w Mnikowie tradycyjnym miejscu zlotów wiosennych i jesiennych. Uczestnicząc w paradzie motocykli czułem się wyjątkowo, chociaż chyba po raz pierwszy pokonałem ten dystans tak wolno.
Do moich nowych szefów dotarło że nie jestem jeszcze takim zapyziałym staruszkiem, kiedy podjechałem na targi branżowe motocyklem. Oglądali go z niedowierzaniem. Lubię takie chwilę, bo lubię zaskakiwać. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Akumulator podpięty pod ładowanie, kubek gorącej herbaty grzeje zmarznięte dłonie a pies leży u mych stóp. Przyjemnie.
***
Przyniosłem dzisiaj do pracy kalendarz książkowy na rok 2019.
Nie wiem czy nie jestem zbyt bezczelny z tym planowaniem przyszłego roku w tym miejscu - powiedziałem wykładając terminarz na biurko.
Szefowie zaskoczeni zaniemówili.
I mnie zatkało ale w innym czasie i z nieco innego powodu.
Tak się złożyło że ostatnimi czasy nawiązałem trochę nowych znajomości z pensjonariuszami DPS-u czyli Domu Pomocy Społecznej.
Jeden z nich, mocno podekscytowany opowiedział mi jaki prezent świąteczny zrobił mu Maciuś. Maciuś to kot przybłęda który pojawił się znikąd. Kotem zaopiekował się Pan nazwijmy go Waldek.
Kot posiadał pewien feler. Złamany jakiś czas temu ogon ( może był on przycięty łapką na szczury, może i przetrącony przez człowieka). Wisiał na tak zwanym włosku i utrudniał życie kocurowi.
Pan Waldek przeniósł swoje ciało całkowicie pozbawione dolnych kończyn na inwalidzki elektryczny skuter, wsadził kota pod kurtkę i pojechał do weterynarza który miał swoją siedzibę koło ośmiu kilometrów dalej.
Można by się pokusić o stwierdzenie - wiódł ślepy kulawego, gdyby nie to, że oni obaj raczej kulawi na swój sposób, a dodatkowo Pan Waldek chociaż sam bez grosza, nie pozostał ślepy na krzywdę zwierzaka. Kiedy po prawie dwóch kwadransach jazdy pojawił się przed gabinetem weta, cieszył się że cierpienia kota to już prawie przeszłość.
Pan doktor od zwierzaków wysłuchał opowieści o cudownym spotkaniu zranionego kota i niepełnosprawnego człowieka z domu pomocy społecznej, obejrzał kota, coś tam w głowie liczył i kombinował, aby rzucić w zdziwione oczy Waldemara - To będzie dwieście dziesięć złotych.
Niestety, o takim groszu Pan Waldek może sobie tylko pomarzyć. Pewnie tak samo o bezinteresownej ludzkiej dobroci. Zapakował kota pod kurtkę i ruszył do tego domu który zgotował mu na ostatnie lata przewrotny los.
- Panie Antoni, Pan sobie wyobraża jaki Maciuś zrobił mi prezent na Mikołaja?
Odpadł mu ten przetrącony kawałek i to całkiem za darmo.
Wartość kociego prezentu można podać z dokładnością do dziesięciu groszy, czyli równe dwieście dziewięć złotych.
Ogon się wygoi ponieważ Pan Waldek dokarmia kota czym może, kupując ze skromnego kieszonkowego kocią karmę.
Czasem mnie jeszcze złapie zębami - śmieje się pokazując palec - ale już mamy umówiony system wychodzenia na codzienne kocie spacery.
- Siada na parapecie i tak cicho miauczy. Siadam wtedy na wózek i otwieram mu okno. I wie pan co ? Nagle okazało się, że znowu jestem dla kogoś ważny i potrzebny. Że kurde to wszystko znów ma sens.
Pan Weterynarz też nie będzie miał straty. Podniesie trochę stawki za czyszczenie uszu tych dwóch persów kupionych za półtora tysiąca od sztuki przez pewną bogatą wdowę z pobliskiego osiedla pilnie strzeżonych rezydencji.
A kto umarł ten nie żyje, jak mówił Franz Maurer czyli po naszemu - śmierć frajerom.
Do Świąt pozostały dwa tygodnie.
Boże, jak ten czas leci
***
Horror powyżej? To jak nazwać to poniżej
Pewien portal informacyjny podjął próbę kompresowania wiadomości . W jednym miejscu umieszcza się dwa newsy, ale efekty zaskoczyć potrafią chyba wszystkich
I co tu czytamy w efekcie?
"W sortowni odzieży znaleziono ciało noworodka możliwe. Rewolucyjna metoda podbija serca Polaków." o haśle sprawdź już nawet nie chcę wspominać.
Cholera, pewnie będę miał senne koszmary.
Swoją drogą to od jakiegoś W czasu straciłem tę łatwość zasypiania. Pewnie przeszkadza mi w tym tak zwane doświadczenie życiowe, chociaż coraz mniej mnie potrafi zdziwić.
***
Mam w domu szarą szmacianą ekologiczną torbę z napisem po angielsku.
Ponieważ co nieco umiem sobie z angielskiego przetłumaczyć wiem już, że prawdziwa poezja tkwi w winie.
Nie jestem więc pijusem, ochlaptusem czy początkującym alkoholikiem, a jedynie aktywnym miłośnikiem poezji. Niby to samo a jak brzmi.
Od pewnego czasu zastanawiam się nad doborem już nie kilku wierszy ale całej zgrabnej antologii na nadchodzące święta.
***
Idą Święta. To już tylko cztery dni do Wigilii. Tak sobie myślę - A może by opublikować w sieci ten cały zapis w jednym kawałku, przedzielając tylko wpisy gwiazdkami.
Pytanie tylko jedno mnie dręczy - czy komuś mój wpis jest do czegoś potrzebny? A może tylko ja pragnę sobie coś udowodnić?
Co?
Że rok się kończy. Zwariowane dwanaście miesięcy które czyniły mnie na przemian: pełnym euforii easy riderem, zatroskanym mężem, zmartwionym synem, dumnym ojcem, pozbawionym pracy starszym facetem i w końcu gościem który zamiast stabilizacji podjął wyzwanie. Na sam koniec jakoś się w tym wszystkim odnalazłem.
Może kilku byłych znajomych odezwie się w te święta ludzkim głosem. Nie jestem pamiętliwy, to też przywilej wieku.
***
Słyszałem tę piosenkę dzisiaj w radio . Słowa lecą mniej więcej tak :
Moja żona mnie dzisiaj skrzyczała,
Powiedziała, że mazgaj, że głupi.
Że ze wstydu się za mnie rumieni,
Kiedyż wreszcie zmądrzeję już raz.
A na śmiesznym tle sprawa powstała:
Poprosiłem, poziomek niech kupi.
"Zdziecinniałeś - powiada - w jesieni?".
To już jesień? Jak leci ten czas!
Pojęcie sezonowości owoców odchodzi do lamusa. Cały rok jadam rzodkiewki które oczywiście są jarzyną, ale non stop są obecne na sklepowych półkach.
Dzisiaj odkryłem kolejny całoroczny produkt
- A mnie jest szkoda lata - na widok ceny zacząłem nucić pod nosem refren wspomnianej wyżej piosenki.
***
Pojutrze Wigilia. Dzisiaj znalazłem w skrzynce odbiorczej maila od mojego wirtualnego kolegi. To ten sam o którym pisałem jakieś piętnaście centymetrów wyżej. Dzięki bogu żyje i ma się dobrze. To dobrze.
Kupiłem filety z karpia, czyli jestem w zgodzie z własnym sumieniem, choć niosłem rybę w folii. Od ponad piętnastu lat nie kupuję żywych ryb.
Czy tym zbawię świat? Niby nie, ale, żeby przebyć tysiąc mil trzeba wykonać pierwszy drobny krok. Mały krok dla człowieka... i tak dalej.
***
Wieniec z jodły udekorowany wisi pod sufitem. Dom ustrojony światełkami i zaprogramowany do włączania i wyłączania w określonych godzinach.
Sałatka się kroi.
-Sama się kroi - skwitowałaby z pewnością małżonka.
Dopinamy drobiazgi.
Wychodzi na to, że i w tym roku się uda jak w latach ubiegłych.
Może to już pora by złożyć najserdeczniejsze Życzenia Świąteczne wszystkim którzy zaparli się i dotarli do końca tego długaśnego posta postów.
***
Mam w domu szarą szmacianą ekologiczną torbę z napisem po angielsku.
Ponieważ co nieco umiem sobie z angielskiego przetłumaczyć wiem już, że prawdziwa poezja tkwi w winie.
Nie jestem więc pijusem, ochlaptusem czy początkującym alkoholikiem, a jedynie aktywnym miłośnikiem poezji. Niby to samo a jak brzmi.
Od pewnego czasu zastanawiam się nad doborem już nie kilku wierszy ale całej zgrabnej antologii na nadchodzące święta.
***
Idą Święta. To już tylko cztery dni do Wigilii. Tak sobie myślę - A może by opublikować w sieci ten cały zapis w jednym kawałku, przedzielając tylko wpisy gwiazdkami.
Pytanie tylko jedno mnie dręczy - czy komuś mój wpis jest do czegoś potrzebny? A może tylko ja pragnę sobie coś udowodnić?
Co?
Że rok się kończy. Zwariowane dwanaście miesięcy które czyniły mnie na przemian: pełnym euforii easy riderem, zatroskanym mężem, zmartwionym synem, dumnym ojcem, pozbawionym pracy starszym facetem i w końcu gościem który zamiast stabilizacji podjął wyzwanie. Na sam koniec jakoś się w tym wszystkim odnalazłem.
Może kilku byłych znajomych odezwie się w te święta ludzkim głosem. Nie jestem pamiętliwy, to też przywilej wieku.
***
Słyszałem tę piosenkę dzisiaj w radio . Słowa lecą mniej więcej tak :
Moja żona mnie dzisiaj skrzyczała,
Powiedziała, że mazgaj, że głupi.
Że ze wstydu się za mnie rumieni,
Kiedyż wreszcie zmądrzeję już raz.
A na śmiesznym tle sprawa powstała:
Poprosiłem, poziomek niech kupi.
"Zdziecinniałeś - powiada - w jesieni?".
To już jesień? Jak leci ten czas!
Pojęcie sezonowości owoców odchodzi do lamusa. Cały rok jadam rzodkiewki które oczywiście są jarzyną, ale non stop są obecne na sklepowych półkach.
Dzisiaj odkryłem kolejny całoroczny produkt
- A mnie jest szkoda lata - na widok ceny zacząłem nucić pod nosem refren wspomnianej wyżej piosenki.
***
Pojutrze Wigilia. Dzisiaj znalazłem w skrzynce odbiorczej maila od mojego wirtualnego kolegi. To ten sam o którym pisałem jakieś piętnaście centymetrów wyżej. Dzięki bogu żyje i ma się dobrze. To dobrze.
Kupiłem filety z karpia, czyli jestem w zgodzie z własnym sumieniem, choć niosłem rybę w folii. Od ponad piętnastu lat nie kupuję żywych ryb.
Czy tym zbawię świat? Niby nie, ale, żeby przebyć tysiąc mil trzeba wykonać pierwszy drobny krok. Mały krok dla człowieka... i tak dalej.
***
Wieniec z jodły udekorowany wisi pod sufitem. Dom ustrojony światełkami i zaprogramowany do włączania i wyłączania w określonych godzinach.
Sałatka się kroi.
-Sama się kroi - skwitowałaby z pewnością małżonka.
Dopinamy drobiazgi.
Wychodzi na to, że i w tym roku się uda jak w latach ubiegłych.
Może to już pora by złożyć najserdeczniejsze Życzenia Świąteczne wszystkim którzy zaparli się i dotarli do końca tego długaśnego posta postów.