26 grudnia 2021

Czytelnictwo wymaga punktualnych

                                                                                                                źródło swiatczytników.pl

Tyle się krzyczy o spadku poziomu czytelnictwa w naszym kraju. Z badań wynika, że czytelnictwo leży i kwiczy. Nikt nie czyta, za to wielu pisze. Wystarczy, że celebrytka urodzi dziecko, a już w księgarni pojawia się pozycja sygnowana jej nazwiskiem. Koniecznie coś o ciąży porodzie i wychowaniu. Każdy kogo nazwisko przewinie się przez media, prześlizgnie się nawet sprintem, ma swoją biografię. Nie mam nic przeciwko biografiom, ale lubię gdy są pisane z dystansu. Nie mogę naczytać się tych z dwudziestolecia międzywojennego, choć kiedyś uważałem, że nie ma nic nudniejszego niż biografie.
Myliłem się. Nie tylko w tym jedynym twierdzeniu, a kolejne lata tylko ten katalog błędów rozszerzają.
Zresztą kto się w życiu nigdy nie mylił niechaj pierwszy rzuci kamieniem.
No więc jak wspomniałem na początku, ponoć czytelnictwo leży.
Może nie jestem typowym Polakiem bo parę książek w roku przeczytam, a nowoczesna technika w postaci czytnika ebooków bardzo mi w tym pomaga.
Do istnienia czytników dopasowały się biblioteki publiczne, proponując ciekawe rozwiązania.
Po zapisaniu się do biblioteki otrzymuję kartę biblioteczną z numerem. Na jej podstawie mogę wypożyczać książki z mojej rejonowej biblioteki. Mogę również powołując się na mój numer, napisać maila do biblioteki powiatowej i prosić o kod do biblioteki elektronicznej. Miasto  w swej dobroci kupiło ileś tam kodów i rozdziela je potrzebującym.  Ważność kodu to 1 miesiąc, a o nowe trzeba wystąpić z początkiem każdego miesiąca.
Wszystko szło swoją dobrą ścieżką aż do czerwca gdy otrzymałem informację, że w tym miesiącu pula kodów została wyczerpana. W kolejnym miesiącu nie czekałem już do piątego, ale zaraz pierwszego dnia miesiąca, około 9.00 rano wysłałem prośbę o kod.
Odpowiedź którą otrzymałem pokrywała się z tą z poprzedniego miesiąca.
Wakacje- pomyślałem - większe czytelnictwo. W przyszłym miesiącu wykażę "KaGieBowską" czujność.
Nadeszła północ a z nią kolejny miesiąc. Dokładnie dwie minuty po północy wysłałem prośbę o kod.
Odpowiedź następnego rana wstrząsnęła mną. Była powieleniem negatywnej odpowiedzi z poprzednich miesięcy.
Zirytowany, ale nie na tyle by nie trzymać poziomu, odpisałem do biblioteki:

Szanowna Pani.
Ponieważ od trzech miesięcy otrzymuję negatywną odpowiedź na prośbę o kod, a w tym miesiącu wysłałem maila już dwie minuty po północy, proszę podpowiedzieć  o której napisać, aby taki kod otrzymać.
   Szanowny Panie - brzmiała odpowiedź – W tym miesiącu otrzymaliśmy niewielką pulę kodów i ostatni któremu go przekazaliśmy wysłał maila o godzinie  0:00. 
Z poważaniem
Imię i nazwisko

Opadły mi ręce. 
Tu jest tak jak z promocją choćby w Lidlu gdzie rzuca się produkt do gazetki, a potem dwie sztuki na sklep. Siódma trzy jest już po herbacie. Wiem to z doświadczenia ponieważ sam d
ałem się parę razy pogonić z rana do sklepu.
Rzuciłem parę gorzkich słów o swoim szczęściu i przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Wkurzonych było chyba jednak więcej ponieważ czwartego dnia miesiąca otrzymałem następujący mail :
  Szanowny Panie
Ponieważ był Pan jedną z pierwszych osób które wysłały prośbę o kod i dla których go brakło, informujemy, że uzyskaliśmy dodatkową pule kodów do wykorzystania w tym miesiącu. Czy jest Pan zainteresowany?
Zainteresowany? 
Oczywiście że jestem zainteresowany – odpisałem natychmiast,  wykorzystując do prywatnych celów sprzęt służbowy.
Radości było co niemiara, bo po około 3 miesiącach, doczytując książkę poznaliśmy jej zakończenie.
Nie zwlekam już kurtuazyjne o te dwie minuty, w tym miesiącu równo o północy wysłałem prośbę
Kod przyszedł w południe.
Zadaję sobie tylko jedno pytanie. Czy to ja byłem szybszy, czy Gmina poszła po rozum do głowy dodając coś do kasy biblioteki?
I teraz wyjdzie, że tak naprawdę zadaję sobie znacznie więcej pytań jak choćby to:
Czy jest tak dobrze z naszym czytelnictwem czy tak kiepsko z budżetem, że kodów raz po praz brakuje.
Chciałbym się skłonić do pochwały czytelnictwa, myślę jednak, że należy zapłakać nad budżetem.
Powszechne rozdawnictwo ma przecież swoją drugą stronę.

PS
Firma w której wypożyczamy e-booki powstawała w czasie kiedy pisałem już tego bloga, choć wtedy jeszcze na Onecie. Ktoś z firmy zgłosił się wtedy do mnie i na podstawie mojej zgody, nieodpłatnie można było czytać moje posty na tej platformie. Potem coś się zmieniło i w ramach porządkowana sytuacji prawnej,  podesłano umowę. Na jej podstawie dalej za darmo chciano publikować moje teksty, firma chciała jednak korzystać z praw do dalszego wykorzystywania moich tekstów. Tak to mniej więcej zapamiętałem. Oczywiście, co wydawało mi się naturalne – odmówiłem podpisania takiej umowy. Tak to rozeszły się moje drogi z firmą która jest teraz jedną z najpoważniejszych platform do zakupu i wypożyczania ebooków.
Czy żałuję ?
Nie ma co żałować przeszłości .
Jeden z kabareciarzy śpiewał, że : przyszłość jest niewiadoma, a przeszłość analogicznie
Miał rację już Napoleon twierdząc, że historia to uzgodniony zestaw kłamstw.
Kiedy spod klawiatury wyszły te dwie sentencje zastanawiałem się  do czego nawiązują ?
Do  niczego,  ale są fajne.  Nie?





20 grudnia 2021

W drodze do Ziemi Obiecanej, a może tylko na Ostrołękę

Kazania z reguły zaczynają się jakimś  efektownym casusem, a potem przechodzą do Biblii. Ponieważ jednak każdy z nas ma już dosyć kazań, zacznę  więc odwrotnie.
Przez 40 lat Izraelici krążąc po bezdrożach, dotarli z niewoli egipskiej do ziemi obiecanej. Według Biblii wędrówka przez Synaj odbyła się okrężną drogą, zajmując im bite 40 lat, czyli symboliczną długość życia jednego pokolenia. Swoją drogą życie pokolenia trwa tez zdecydowanie dłużej ku rozpaczy księgowego z ZUS-u. Nie o ZUS-ie jednak chciałem chociaż jeszcze się go uczepię za chwilę, a o 40 latach tułaczki.
  Stojąc przed lustrem i przyczesując totalnie siwe włosy zastanawiam się w jakim miejscu znajduję się w przededniu  mojej/naszej 40 rocznicy ślubu.
Z pewnością nie jest to ziemia obiecana chociaż parę wzgórz typu Synaj pokonałem w swojej wędrówce.  Z tego jakie komunikaty wysyła w świat Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Ziemi Obiecanej nie uświadczę również na emeryturze, która coraz bardziej natarczywie spogląda na mnie przez szybę.
Nie tracę nadziei ponieważ w trakcie naszej wędrówki po tym najpiękniejszym ze światów, lub łez padole (w zależności od sytuacji) zawsze w jakiś tam sposób rozplątywały się supły sytuacji bądź w ostatnim momencie nadchodziła pomoc.
Tutaj doszukuję się pewnych analogii z owym przesławnym marszem Izraelitów. Ich też w trakcie wędrówki Bóg miał w cudowny sposób wybawiać od groźby śmierci z pragnienia lub głodu, jak również od przegranej podczas ataku Amalekitów.
Czy jestem aż na tyle zarozumiały, że Bóg czy jak tam raczycie Go nazywać, zadał sobie tyle trudu by śledzić poczynania faceta o wzroście miernym i takich samych przymiotach?
Ponoć Bóg pomaga tym którzy sami sobie radzą, a ja chyba w tym radzeniu sobie nie najgorzej wypadłem. Nie chcę jednak wszystkiego zawdzięczać sobie. chociaż powinienem używać formy nam, w końcu to rocznica naszego ślubu.
Parę razy mógłbym dać głowę, że splot zdarzeń był taki jakby ktoś celowo potrącił kostkę domina. I tak się to tka w myśl starego powiedzenia - raz na wozie raz pod wozem. Byle tylko pod wozem nie szykować sobie miejsca na starość.
Chciałem napisać starość ta co przyjdzie, ale nie oszukujmy się ona już tu jest. 
26 grudnia 2008 roku w przeddzień naszej 27 rocznicy ślubu kościelnego  napisałem taki rocznicowo-wspomnieniowy tekst którym zainteresowała się nawet któraś z telewizji. proponując mi spotkanie w ramach telewizji weekendowej. Nie przyjąłem zaproszenia bowiem nigdy nie miałem parcia na szkło. Zresztą wtedy bardzo zależało mi na zachowaniu blogowego incognito.
Teraz już mi nie zależy, ale przyzwyczaiłem się do mojego alter ego i jest mi z nim dobrze, więc jest jak jest
A oto treść tamtego posta :
My pokolenie nie wojenne ale stanu wojennego. Taki substytut wojennej traumy, wpisany w losy naszego pokolenia. Ale nawet w czasach wojennej zawieruchy, ba w czasie patriotycznych zrywów i powstań ludzie rodzili się kochali przeżywali wzloty i upadki w końcu żenili się.
W tych dniach wspólnie z żoną obchodzimy kolejną rocznicę ślubu. Ślubu zawartego w pierwszym tygodniu stanu wojennego. 20 grudnia 1981r. Ta data wyryła się na stałe w naszej pamięci. Przygotowania do ślubu trwały już pełną parą. Daty wyznaczone w urzędzie, otrzymaliśmy przydział na 10 butelek wódki, talon na buty i pewnie jeszcze dodatkową kartkę na mięso, ale tego faktu już nie bardzo pamiętam. Kartkę na buty można było dostać w dwu przypadkach: w związku ze ślubem własnym lub pogrzebem też własnym,  aby w trumnie prezentować się w pełnej krasie. Szczęśliwy byłem ponieważ mnie obowiązywał pierwszy powód. Dzięki dobrodziejstwu Pewexów żonie udało się kupić parę metrów materiału, a znajoma uszyła z tego sukienkę. W niedzielę 13 grudnia rano bezskutecznie kręciliśmy kanałami naszego telewizora a potem pojawił się Pan Generał. Ponieważ zajęci byliśmy sobą, nie bardzo zwracaliśmy uwagę na to co dzieje się w TV. Gdzieś z daleka dobiegł mnie zgrzyt słów: stan wojenny, ale kto w chwili uniesienia zwracał by uwagę na takie duperele. Kiedy ochłonęliśmy usłyszeliśmy że radio powtarzało słowa złowieszcze. Co teraz ?  - zadawaliśmy sobie pytanie. Patrole, koksiaki, przepustki, a my organizujemy wesele. Wódka schłodzona, kurczaki grillowane, tylko bukietu brakuje. Brak benzyny spowodował, że kwiaciarnie świeciły pustkami. Znajoma ulitowała się nad nami i porywając się gdzieś w nieznane, zwlekła bukiet kolorowych frezji z lekka przemrożonych. Zima dopisała, mróz i śnieg to było jedyne czego w tym czasie było pod dostatkiem. Ubrany byłem w garnitur kupiony gdzieś okazyjnie i buty otrzymane z sortów Ochotniczych Hufców Pracy, ponieważ posiadanie kartki na buty nie gwarantowało jeszcze ich zakupu. Po uzyskaniu pozwolenia na podróż z urzędu miasta, mogłem już wraz z rodzicami dotrzeć do Krakowa gdzie odbywał się mój ślub. Kontrole na rogatkach miasta  dokonywane przez uzbrojonych po zęby żołnierzy w otoczeniu transporterów opancerzonych. Nie do końca czuliśmy jednak grozę sytuacji. W końcu ci żołnierze mówili takim samym jak ja językiem,  urodzeni i wychowani w tym samym kraju. To dawało jakiś bonus, zmniejszało strach. Wypychając samochód z zaspy,  bo służby oczyszczania chociaż zmilitaryzowane dbały najbardziej o strategiczne ulice, dotarłem do Urzędu Stanu Cywilnego. Kościelny mieliśmy wyznaczony na następną niedzielę. W przemoczonych butach po wypychaniu auta z zaspy,  bo sort OHP nie należał do topowej elegancji i jakości. W świetle polskiego prawa pojąłem za żonę moją obecną, aktualną i jedyną małżonkę. Było mi miło ponieważ znajomi dopisali i stawili się w komplecie. Pojawił się nawet poszukiwany listem gończym, mój znajomy członek KOR-u, co wtedy zapamiętałem mu z wdzięcznością i do dzisiaj pamiętam chociaż los rzucił go za ocen. Przymarznięte frezje dotrwały do końca uroczystości jakby i one chciały powiedzieć „ i w kryzysie nie damy się”. Frezje padły zaraz po wyjściu z Urzędu. Wsiedliśmy do samochodu. My po swojemu szczeniacko szczęśliwi, ojciec wiozący nas bardzo skoncentrowany. Gdzieś w połowie drogi, na środku ronda zatrzymał nas patrol sprawdzając dokumenty i przepustki. Ojciec próbował tłumaczyć
- Widzi Pan my ze ślubu, wiozę synową i syna.
I wtedy coś podkusiło mnie, a może dobry humor to sprawił, że zażartowałem:
- Daj tato spokój ślub, ślubem a może w bagażniku przewozimy granaty.
Oj głuptaku jeden, nieświadomy realiów. Dobrodziej w wojskowej czapce uszance wsadził przez okienko głowę do środka i spytał mnie osobiście
- Miał Pan ślub?
- Tak miałem - odpowiedziałem .
- A chciałby Pan doczekać nocy poślubnej?
I wtedy poczułem na plecach powagę sytuacji.
- Ok - powiedziałem - nie było poprzedniego zdania.
- No to wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - powiedział i zasalutował Pan Porucznik. Życzenia na nową drogę życia od wojskowego w stanie wojennym czy to dobra wróżba na następne lata ? 
A potem przyjęcie, delikatne prezenty i ograniczony czas imprezowania ponieważ godzina milicyjna obowiązywała od dwudziestej drugiej.
Potem święta, a w niedzielę zaraz po świętach (27.12) nasz ślub kościelny. I nie myślcie, że udało mi się to bez kolejnego pozwolenia z urzędu. Poszedłem do odpowiedniego wydziału i napisałem podanie o pozwolenie na wyjazd do Krakowa.
- Nie podał Pan powodu - stwierdziła oschle urzędniczka.
Wziąłem więc papier i dopisałem:  mój wyjazd spowodowany jest chęcią przespania się ze swoją ślubną, prawowitą małżonką.
- Jest Pan zbyt dosłowny - skomentowała, ale pozwolenie dostałem. Zaprzyjaźniony ksiądz Pijar poprowadził ceremonię zaślubin w sposób nie przystający do nędzy tego co nas otaczało dokoła. A potem wesele, znowu ograniczone czasowo ze względu na godzinę milicyjną i może dobrze ponieważ własne wesele daje najmniej okazji do nieskrępowanej zabawy.
A potem przyszło nowe - wolność i sprawiedliwość. I nikt pewnie kupując obecnie kwiaty na ślub nie myśli, że mogło to być kiedyś takie skomplikowane.
Gwoli ścisłości nie kreuję się przy okazji na kombatanta. Nawiązując tylko do pierwszych słów posta, w życiu każdego pokolenia Polaka jest gdzieś wpisana wojna, walka czy coś z tych klimatów. Nie myślicie że może już czas by było inaczej ? Znaczy normalnie.
Czego Wam i sobie z okazji rocznicy ślubu życzę.
Od napisania tego tekstu minęło 13 lat, a kolejne pokolenie pasione jest właśnie wojną, a żeby było nowocześnie wojną hybrydową.
A potem przyszły dni słoneczne, pochmurne, oraz cała seria dni codziennych co były takie sobie.
Jeden syn i drugi. Szkoły, zmiany pracy, dom w Gorcach i kiedy już wszystko wydawało się lecieć swoją ścieżką. Zdarzyło się bum.
W naszym życiu pojawiła się ta druga. Szok, próba wyparcia, brak zgody. Na koniec zaś decyzja żyjemy w tym trójkącie: ja, moja żona i jej niepełnosprawność. Ta ostatnia okazała się z perspektywy lat, bardzo wymagającą kochanką. 
Po kolejnej chyba już 10 operacji w 2009 roku moja żona siadła na wózku. Bez perspektyw na odwrócenie tej sytuacji. Co prawda ordynator opowiadał jakieś bzdury o regeneracji rdzenia, a myśmy to łykali jak młode pelikany. Któż by nie łykał.
I znów zmiana pracy w tym gorącym czasie bo ktoś wykorzystał moją sytuację, sprzedaż chałupy w Gorcach w której planowaliśmy wspólną starość. Na koniec mały biały domek - jak ten o którym śpiewał wiele lat temu Mieczysław Fogg i o którym tak marzył mój Ojciec. Mnie się udało, choć domek jest raczej kremowy (żona uważa, że to spłowiały żółty)    
Czego oczekiwaliśmy w tym okresie 11 lat?
Zdecydowanie nie oczekiwaliśmy współczucia, a jedynie odrobiny empatii. 
Może trochę humory, głupoty nawet, ale takiej w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Empatia zaś to nie są sztampowe wyrazy współczucia czy życzenia powrotu do zdrowia.
- Ja nie jestem chora – mówi zwykle moja żona - Ja tylko nie chodzę.
 Niepełnosprawna. Teraz elegancko jest mówić - osoba z niepełnosprawnościami"
Z poczuciem humoru, chociaż nad tym pracowaliśmy jakiś czas. Jak z nim bywa?
Z tym bywa różnie, ale któremu z nas micha śmieje się od rana do wieczora i we wszystkie dni tygodnia?
Kiedy ktoś niezdarnie życzy mojej żonie zdrowia, ona zaraz przerywa:
- Ależ ja jestem zdrowa. życz mi szczęścia, bo na Titanicu wszyscy byli zdrowi tylko im szczęścia zabrakło.
Pewna nasza głęboko wierząca i praktykująca znajoma, zaraz po nieudanej operacji, jeszcze w szpitalu, pocieszała moją żoną słowami – Bóg tak chciał.
Żona pytała mnie wiele razy – Czy On naprawdę tego chciał?
Znajoma z misją nie poprzestała na tym określeniu bożej woli i pociągnęła swoją opowieść o Panu Bogu nieco dalej. Gdy żona zwierzała jej się z codziennych problemów, ona powiedziała jej:
- Bóg Cię kocha.
- Boję się pomyśleć jak bym wyglądała, gdyby mnie tylko lubił – odrzekła zaraz, moja jedyna i kochana małżonka. Znajoma nie zrozumiała. Może i dobrze.
Ze względu na deklarowany przez żonę brak szczęścia, nie mogę powiedzieć że jesteśmy szczęściarzami. Mogę jednak stwierdzić, że ten bilans 40 lat pomimo wszystko wychodzi nam na plus.
Może uda się tak utrzymać w przyszłości?
W tych pięknych okolicznościach, pasowałoby się podeprzeć jakimś okolicznościowym wierszykiem. Tym razem niczego sam nie poskładam ale oddam  głos Edwardowi Stachurze:
...
Ale czy warto?
Może nie warto?
Ech chyba warto...
Tak, tak - warto.
O tak to warto.
Jeszcze jak warto       
     




 
 






15 grudnia 2021

Porażająca szczerość

W domu mam mnóstwo bezużytecznych przedmiotów.
Bibelotów i dupereli które z założenia nie miały niczemu służyć, a jedynie klimatycznie wyglądać i indywidualizować nasze mieszkanie.
W garażu mam parę narzędzi które miały być bardzo użyteczne, ale moje oczekiwania wobec nich były niestety zbyt duże. 
Amerykanie mówią - nigdy nie oczekuj od towaru więcej niż za niego zapłaciłeś, ja niestety oczekiwałem.
Parę ciuchów które po zakupie przymierzyłem jeszcze raz w domu i już wiedziałem, że nie będą mi towarzyszyć w moich wyjściach z domu, a do prac w ogrodzie mam już wystarczająco dużo wyciągniętych i spranych t-shirtów.
Żaden jednak z wyżej wymienionych przedmiotów nie było opisany na metce czy w sieci jako produkt niepotrzebny, zbędny czy obciachowy.
To co znalazłem w serwisie AliExpress spowodowało że oczy otwarły mi się szeroko.
Raz jeszcze sprawdziłem czy nie mam omamów wzrokowych. Nie, nie miałem.
Dla pewności dokonałem porównania. Położyłem na stole stówkę i widziałem stówkę. Nie pięćdziesiąt nie dwieście, ale właśnie stówkę.
Schowałem kontrolny banknot i wróciłem do Internetu

                        


Bezużyteczne pudełko drewniane.
Szczerzy są ci Chińczycy, nie ma co. U nas to się jeszcze nie przyjęło i oszukujemy się używając opisowych określeń jak "strefa miejsc intymnych" zamiast napisać dupa i okolice, albo "srebrne lata" zamiast napisać starość.
Bo co by było gdyby producenci byli szczerzy. Wyobraźmy sobie te etykiety:
Nieskuteczne tabletki na odchudzanie. Toż to byłby hit, szkolny przykład w sferze marketingu.
Wino znane jako półwytrawne - Niespecjalnie smaczne wino które miało być wytrawne ale nie wyszło.
Niestety.
Brak takiej szczerości producentom papieru. Piszą oni na opakowaniach "papier toaletowy" a przecież wiadomo, że to papier do dupy.
Nie, że takiej kiepskiej jakości bo to byłaby właśnie szczerość, a tylko określenie miejsca w którym z założenia możemy nim operować.
Powoduje to, że coraz mniejszym zainteresowaniem cieszą się mydła toaletowe, poprzez owo skojarzenie z papierem też toaletowym.
Mieć osobne mydło do dupy? to chyba zbytek łaski. 
Ponieważ ostatnio używam żeli do mycia ciała ( całego), nie wiem czy dalej mydła opisuje się jako toaletowe.
Nic nie jest pewne we współczesnym świecie. Słyszałem takie pyszne powiedzenie:
Mówiło się, że ponoć uczyliśmy francuzów jeść widelcem, ale to Chińczycy nauczyli nas myć ręce. 
Teraz uczą nas szczerości. 
Z doświadczenia wiem, że szczerość na trzeźwo się nie opłaca, więc to nieco ryzykowne.
Poza tym, dzisiaj powszechnie mylona jest szczerość z hejtem. Może dlatego, że nikt nie chce hejtu, a na szczerości większości nie zależy.
 






08 grudnia 2021

Groch z kapustą czyli nie wiem czy nadążam za sobą ?

Od pewnego czasu otrzymuję komentarze w języku rosyjskim, albo lepiej napisać cyrylicą. Sadząc po zamieszczonych tam linkach to zwykły spam. Trudno, takie jest życie kogoś kto otwiera się na sieć. Przez chwilę byli tu zwolennicy magii i rzucania uroków miłosnych z pewnych rejonów Afryki, a teraz użytkownicy cyrylicy. 
Politycy lubią wspominać o alfabecie. Bynajmniej nie z miłości do mowy ojczystej, wszak każdy słyszy jak okropnie wybrzmiewa ich język. Alfabetu czepiają się zwykle z powodów politycznych.
- Jakim alfabetem pisana jest ta polityka?- zadają retoryczne pytania.
Jakim językiem pisuje się tutaj komentarze? Dwa do dwóch równa się cztery, a częściej coś pomiędzy trzy a pięć. Ponieważ aby być politykiem nie można być precyzyjnym.
Jak już jesteśmy przy otwartości, to okazuje się, że znani mi blogerzy pozamykali się w swoich blogach, do czytania których potrzeba mieć specjalne zaproszenie. Czy w ten sposób liczą wyłącznie na dobre komentarze? W tym kraju zwykle krytykuje się pod pseudonimem więc może to jakaś obrona. Sam używam do pisania swojego alter ego, a więc nie mam pretensji. Komunikat po wpisaniu adresu zwykle brzmi - Ten blog to grupa zamknięta. Nie dostałeś zaproszenia.... czy coś w tym stylu. Ludzie, co się z nami porobiło? 
No cóż, sam pozostanę przy dotychczasowej formie dostępności.

 

Stopy będą nadal rosnąć - twierdzi Prezes NBP. To wiadomość dobra dla mnie. Jako posiadacz małego rozmiaru stopy, zakupów butów dokonuję w okresie wiosennym kiedy to sklepy zapełnione są półbutami "do komunii". 

Tak. Tylko wtedy rozmiar niby jest, ale tęgość znowu nie taka.
- Tobie Antoni wszystko przeszkadza - powie ktoś.
Ileż to stron napisano ku pocieszeniu, że niby rozmiar nie ma znaczenia.
Nie ma? Kazałbym autorowi takich tekstów iść w za dużych o dwa rozmiary butach  na spacer, trening czy pielgrzymkę.
Właściwy rozmiar to tylko połowa sukcesu, ale cieszę się gdy jest i kupuję nie zważając już na fason i kolor. 
Po zapowiedzi Prezesa NBP widzę siebie oczami wyobraźni, jak mierzę jakieś firmowe buty w rozmiarze pomiędzy 42-44 bo w tych rozmiarach zawiera się
około 80 % półek sklepów obuwniczych.
Dostępność rozmiaru mniejszego niż 40 jest taka jak popularność trufli w naszych lasach. Ponoć bywają, ale widziały je tylko jednostki.

*

Nie zabieram głosu mędrca w sprawach wałkowanych przez aktualną politykę.
Wiem bowiem, że znamy tylko tyle ile ważni tego świata zdecydowali się nam powiedzieć.
Zwykle jest to więc  jedynie czubek góry lodowej tego tematu i z reguły prowadzi do błędnych wniosków, ale za to takich jakich rządzący oczekują.
Próbuję uświadomić to choćby moje teściowej, ale na razie bez rezultatu.
Moja teściowa to zresztą najmniejszy problem, bo nie ma wpływu na bieżące wydarzenia.
Że nie powinno się być biernym? Zgoda, ale sami nawet nie wiemy jakim manipulacjom podlegamy
   "Sprytnym sposobem na utrzymanie ludzi w bierności i posłuszeństwie jest ścisłe ograniczenie zakresu akceptowalnych opinii oraz pozwalanie na żywe debaty w tym właśnie spektrum – a nawet zachęcanie do bardziej krytycznych i odmiennych poglądów. Daje to ludziom poczucie wolności wyrażania opinii, podczas gdy cały czas założenia systemu są wdrażane poprzez ograniczenia narzucane na zakres debaty.” Ta uważa mój ulubiony Noam Chomsky.
Czyż nie ma chłop racji?

*

W magazynie Wyborcza.pl czytałem przerażający artykuł  o tym jakiego spustoszenia w sferze psychicznej dokonał w głowie młodej kobiety pewien ksiądz spowiednik.
Artykuł nosił tytuł - Spowiedź z molestowaniem.
Podtytuł - Ksiądz: Ty, córko, nie masz pragnień! Popracujmy nad nimi
Nie zdawałem sobie sprawy jak wielką krzywdę można wyrządzić komuś, nie używając do tego siły fizycznej.
Nie pierwsza to pewnie i nie ostatnia gorzka refleksja nad artykułem dotyczącym molestowania drugiej osoby.
Tak tylko całkowicie na marginesie, jedno zdanie z artykułu przybliżające kontekst historyczny:
  " W 2017 roku idzie na pielgrzymkę diecezji kaliskiej do Częstochowy. Poznaje księdza Pawła F., opiekuna grupy GACIE – skrót od Grupa Adoracji, Ciszy i Ewangelizacji."
Czy nie jest to przypadkiem celowe naruszanie strefy sacrum?
Przecież równie dobrze grupa mogłaby się nazywać Grupa Adoracji Ewangelizacji w Ciszy i Skupieniu.
Ale tak nie byłoby śmiesznie i nie sugerowałoby, że ten ksiądz to luzacki koleś?
To tak dla zamydlenia oczu.
A może ja się mylę i czepiam jak zwykle, drobin jakichś nieistotnych

*

Póki co zapalamy kolejne adwentowe świece, planujemy składniki na susz do kompotu i prawdziwy świąteczny barszcz do uszek. Martwimy się rosnącą ceną karpia. Sporej części naszego społeczeństwa całkiem nie przeszkadza w tych zabiegach to co dzieje się na naszych wschodnich granicach.
Tak jak nie przeszkadzało im w poprzednich latach taszczenie do domu, w worku foliowym,  zdychającego z braku wody karpia. Konającego na chwałę  Narodzonej Dzieciny.
W tym roku dostawiając na wigilijny stół puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, nie uczynię tego bezrefleksyjnie. Towarzyszyć mi będzie poczucie wstydu za rzeczy na które nie mam wpływu. 

  

04 grudnia 2021

Kochanka w szkarłatnej pościeli

Mój internetowy znajomy. Człowiek o wartości dojrzałego wina, Człowiek którego bardzo lubię, Człowiek z którym pozwalam sobie na niebywałą szczerość, a przy okazji  Człowiek  z którym nigdy nie spotkałem się osobiście, ożenił się.  
Wiadomość tę ukrywał do samego końca, a o ceremonii dowiedziałem się z Facebooka.
Znacie chociaż jedną kobietę, która taką wiadomością nie podzieliłaby się z przyjaciółkami?
Nie negujcie więc stwierdzenia, że jest świat męski i świat damski, albo jak to napisał w tytule swej książki John Gray - Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa.
Jak więc sobie zapewne wyobrażacie, zaskoczenie było totalne, a brak czasu spowodował, że nie przygotowałem żadnego godnego prezentu.
Nie mogłem sobie jednak odmówić napisania kilku słów obramowanych prostym rymem.
Myślę, że pasuje do Waszej nowej sytuacji. 

Piję Fiano di Avellino wespół z moją dziewczyną

Pijamy wino Fianko
z aktualną kochanką
Po figlach w szkarłatnej pościeli
każdej szalonej niedzieli

Fianko? Toż nie ma takiego wina
Jakaż jest tego łgarstwa przyczyna ?
Chcecie znać prawdę prześmiewcy Fianki ?
Nie mam również kochanki

Degustowałem dziś wino Fiano
Wespół z żoną kochaną
mogę więc wczuć się w te błogie stany
Szkarłatną pościel też bowiem mamy



Wszystkiego Najlepszego !
Wszystkiego Najlepszego na nowej drodze życia



                                                                         fot dziennikwschodni.pl