Kiedy pielęgniarka wbiła mi w żyłę
wenflon a potem podłączyła do niego kroplówkę, doszło do mnie
że to nie są żarty. Poczułem się nawet jak celebryta i jak
celebrytę ogarnęła mnie nagła potrzeba zrobienia sobie w tej
scenerii zdjęcia, tak zwanego|”selfies”i opublikowania go na
Istagramie. Problem jednak w tym, że z Istagramu nie korzystam a na
Facebooku poza wizytówką trudno znaleźć jakieś ślady mojej
aktywności.
Podzieliłem się tą myślą z żoną
która siedziała naprzeciw mnie, na swoim wózku i od niechcenia
obserwowała swoją kroplówkę która schodziła zdecydowanie
wolniej niż moja.
Rozparty w białym skórzanym fortelu,
obserwowałem jak kropla za kroplą znika w pajęczynie mojego
układu krwionośnego.
Przygotowana do zabiegu kończyna górna
mojej żony zaznaczona została czerwoną strzałką, najpewniej w
celu uniknięcia pomyłki.
- A ty nie masz strzałki ? -
zainteresowała się ślubna – nie pomylą się?
- Z pewnością nie. Przecież nie mam
buta tylko na jednej nodze, to chyba wystarczy dla orientacji.
- Odrzuciłeś tego buta niczym prorok
sandał w „Żywocie Briana”
- I uważam, że zawsze trzeba patrzeć
na jaśniejszą stronę życia.
Za chwilę w naszym pokoju pojawiła
się starsza, elegancka pani w dużym słomkowym kapeluszu.
Tak ubrane starsze panie zdarzają się
teraz niezwykle rzadko. Onieśmielają i zmuszają do poprawnego
zachowania. A może tylko mi się tak wydaje?
Obecność starszej pani pokrzyżowała
nam nieco pomysł na czekanie. Żona bowiem chłonęła jakiś
szwedzki kryminał z Kindla, a ja pogrążyłem się w ostatnio
wydanej biografii Władysława Broniewskiego. Musiałem się nieco
skoncentrować bowiem czytałem na 4 calowym ekranie telefonu.
Czyta się jak dobry kryminał, a
dodatkowo z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej zmienia się
moja opinia nie tylko o poecie ale i o człowieku. Tragiczna postać
z mocno zafałszowanym w PRL-u życiorysem. Starsza pani preferowała
najstarszą metodę oczekiwania a mianowicie opowiadanie o swoich
dolegliwościach i ocena profesjonalizmu lekarzy. Zżymała się
przy okazji na jednorazową pelerynkę z fizeliny, którą siostra
przełożona kazała jej założyć
-No i po co te koszty?
Opowiadaliśmy grzecznie, próbując
złapać co nieco z tekstu. Co lepsze kawałki z książki
odczytywałem żonie na głos i raz tylko niepotrzebnie zacytowałem
rozmowę Broniewskiego z osobą która udzieliła mu pożyczki na
wysoki procent. Już można się było domyślać narodowości
bankiera .
To był dla naszej starszej pani
samograj. Wygłosiła opinie na temat zdolności handlowych i sprytu
przedstawicieli wyznania mojżeszowego. Podrzuciła też jakiś
przykład, który ze względu na zupełny brak dramaturgii nie nadaje
się do cytowania.
No nie podejrzewałem starszej i miłej
pani o takie emocje.
Nie podjęliśmy dyskusji, a pani jako
pierwsza wylądowała w zabiegowym.
- Na swój sposób to co robimy jest
nowatorskie - powiedziałem do żony zaraz gdy pielęgniarka
wstrzyknęła nam po porcji antybiotyku.
- Dlaczego nowatorskie – spytała
żona?
No bo są wczasy rodzinne, rodzinne
obiady, a nawet rodzinne muzykowanie. My postawiliśmy na nową
jakość która nazywa się - rodzinne operowanie.
Wielokrotnie bywałem w szpitalu,
towarzysząc małżonce i nigdy nie narzekałem na swoje zdrowie.
Zyskałem nawet u lekarza prowadzącego
moja żonę opinię „faceta nie do zarypania”.
Wszystko jest jednak pierwszy raz.
Któregoś dnia pochwaliłem się
swoimi problemami.
Szybka ocena sytuacji (brawo) i decyzja
- Jak wpadniecie na zabieg z żoną, to
zrobimy to przy okazji.
Przy okazji? Trudno, już nauczyłem
się z tym żyć. Czasem tylko chciałbym trochę inaczej.
Okazja trafiła się za dwa tygodnie.
Ku zaskoczeniu swojego szefa wziąłem dzień wolnego, co w moim
przypadku oznaczało zamknięcie firmy na trzy spusty. Z tym mam
akurat za przeproszeniem
trochę do dupy. Stawiłem się jednak
rano, gotowy do znoszenia cierpień i poświęceń. Zabrali żonę.
Ja dokończyłem „okres Palestyński” mojego bohatera i czekałem
na swoją kolejkę.
Pielęgniarka pojawiła się i
zaprosiła do sali zabiegowej.
Kazali położyć się na wysokim,
zabiegowym łóżku. Położyłem się
Kazali się rozluźnić. Postanowiłem,
że z tym bez przesady.
Potem wystraszyli mnie, że trochę
poboli, ale znieczulili. Okazało się, że to znieczulenie miało
boleć. Kontrolnego kłucia igła już nie czułem.
Pojawił się znajomy doktor.
- Doktorze – zacząłem – jak widzę
te wszystkie zabiegi wobec mojego małego problemu, to aż czuję
wstyd, że Wam za przeproszeniem dupę zawracam.
Doktor podniósł głowę i
odpowiedział
- Teraz czuje Pan wstyd a potem
poczuje Pan żal, że się Pan zdecydował.
- Jak żal? Doktorze ja jestem w
komfortowej sytuacji. Mówią, że bomba nie wpada do starego leja
drugi raz. Moja żona wzięła pecha na klatę, a więc biorąc
statystycznie, to ja jestem spokojny.
- No tak ale dla mnie to mogłaby być
pierwsza bomba.
- To moja żona też już przerabiała
i to się nazywa błąd lekarza. A więc może pan ciąć spokojnie.
Po dwudziestu minutach byłem
kompleksowo oprawiony.
Rzuciłem jeszcze na pożegnanie dwa
dowcipy o chirurgach, dziwiąc się, że młody doktor zdobny w
czapkę z samochodzikami ich nie znał.
Wróciłem do sali gdzie oczekiwała
żona. Na operowaną nogę ubrałem luźny klapek i choćby przez
różnice wysokości podeszwy w bucie i klapku utykałem koncertowo.
Spakowaliśmy się i podjechaliśmy pod
windę. Gdyby ktoś z Was stał w tej chwili przed wejściem do
szpitala oczom jego ukazałby się następujący widok:
Na wózku siedzi kobieta Z
zabandażowaną prawa ręką i wystającym z bandaży wskazującym
palcem który zdaje się fuckować. Za nią, nie wiadomo czy
bardziej pchający czy przytrzymujący się wózka mocno utykający
facet w jednym bucie i jednym klapku.
- Wiesz co kochanie? wyglądamy jak
ucieleśnienie powiedzenia wiózł ślepy kulawego.
- Też sobie o tym pomyślałam –
odparła.
Dobrze, że nie widział nas żadem
policyjny patrol, bo ze zdziwieniem pewnie by zauważył, że facet
niezdarnie upycha kobietę w samochodzie, a potem sam wpycha się
za kierownicę i powoli odjeżdża.
Tak to zakończyło się nasze
hardcorowe, piątkowe doświadczenie.
A gdzie tam zakończyło.
Po powrocie ukazało się, że suka
odkryła ogród sąsiadów i korzystając ze szpar w siatce co chwila
witała ich, radośnie merdając ogonem.
Są rzeczy ważne i ważniejsze –
stwierdziłem i wziąłem się za uszczelnianie płotu.
W piątek i sobotę co jakiś czas
przypominała mi się jednak prośba leka,rza.
- Niech pan posiedzi kilka dni z nogą
do góry.
Zakładając deseczki przy samej ziemi
raczej wystawiałem tyłek do góry, bo na zaopatrzonej nodze ani
klęknąć ani przykucnąć.
Potem puszczałem sukę na wybieg i
notowałem w pamięci którędy uciekła. Tak to metodą prób i
błędów już w niedzielę odniosłem pełny sukces, bo suka mocno
obszczekała ogrodzenie i niechętnie wróciła pod taras by położyć
się w cieniu jabłoni.
Posiedzę z pół godziny z tą nogą
do góry, żeby nie całkiem kłamać doktorowi.
Po kwadransie zadzwonił domofon.
Rozpoczęła się celebra niedzielnych wizyt.