Dlaczego?
Bo Biskup Myriel na co dzień dawał przykład skromności i dobroci, wspierając dobroczynność.
Bo było to jeszcze w dziewiętnastym wieku i swobodę wypowiedzi wyobrażano sobie inaczej, a naprawdę dlatego też, że ten biskup dobrowolnie zrezygnował z mieszkania w przeznaczonym dla siebie pałacu, oddając go na szpital.
Wiele lat później podobnymi gestami popisze się papież Franciszek rezygnując z mieszkania w pałacach Watykanu. Nie uprzedzajmy jednak wydarzeń oraz tego jak bardzo w efekcie swoich decyzji jest dziś samotny aktualny papież. Wszystko przez to, że Franciszek podobnych wyrzeczeń oczekuje od swojego dworu. Zdjęcie w dzisiejszych newsach pokazuje to aż nazbyt dobrze
źródło gazeta.pl |
Wracając zaś do Prowansji.
Któregoś dnia w miasteczku zjawił się wypuszczony z więzienia galernik Jean Valjean.
Tu niektórzy już wiedzą co będzie dalej.
Valjean jak każdy kryminalista budził powszechne obrzydzenie. Ponieważ nikt nie chciał mieć z nim nic wspólnego, wypędzano go z domów i oberży.
Jedyną osobą, która przyjęła go jak człowieka, był wspomniany wyżej biskup.
Były galernik, zdumiony był bardzo takim postępowaniem, co jednak nie przeszkadzało mu w tym by w nocy uciec ze srebrną zastawą stołową skradzioną z domu biskupa Myriela.
Ponieważ jak to mówią przestępstwo ma krótkie nogi, został on zatrzymany przez policję.
I tu wkracza do akcji biskup, który zapewnia, że sam podarował mu te srebra.
Dodatkowo dodaje dwa świeczniki z tego samego kruszcu.
- Dlaczegoż nie zabrałeś i tych dwóch świeczników? Przecież ci je dałem przyjacielu.
Dopiero po odejściu policjantów stwierdził, że w ten sposób wykupił duszę Valjeana od sił zła i oddał Bogu.
I jak to już w życiu bywa, świeżo oddany Bogu Valjean spotkał na przedmieściach Digne nastoletniego kominiarza z Sabaudii i ukradł mu monetę 40 sous.
Po wszystkim jednak szybko się zreflektował. Zrozumiał swój błąd i wołając „Jestem nędznikiem!" postanowił zmienić swoje życie.
Teraz już nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o powieść Nędznicy – Wiktora Hugo.
Książa opublikowana została w 1862 roku a w tym samym mniej więcej czasie ukazało się także jej pierwsze polskie wydanie
Czytałem ją we wczesnej młodości za sprawą (o ile dobrze pamiętam) jeszcze przedwojennego wydania Gebettnera Wolfa. Książkę tę wraz z kompletem dzieł Dumasa, pożyczałem od sąsiadów z drugiego piętra.
W czasach gomułkowskiej rzeczywistości, sąsiad szył pantofle z kawałów filcu, a dzieci w tych ciepłych bamboszach pochłaniały stare książki.
Jakoś nie pamiętam by Nędznicy byli lekturą szkolną. Może jakieś skróty, może jakiś fragment?
Były to jednak czasy, kiedy budowaliśmy nowy ład i sojusze robotniczo-chłopskie, stąd powieść o wzniesieniu się duszy nie pasowała do kontekstu. Duszy wtedy nie było a jedynie serce i to jak wiadomo po lewej stronie.
Pod wpływem książki, pozwoliłem sobie na obejrzenie kilku ekranizacji. Ostatnią z Gerardem Depardieu i Johnem Malkovichem.
Odpuściłem sobie tylko musical. Bo nie zawsze przekonują mnie uniwersalne prawdy, wyśpiewane w rytm wpadającej w ucho melodii. To jednak tylko moje zdanie.
O co chodzi w książce Wiktora Hugo?
Tutaj zamiast wymyślać i silić się na oryginalność, posłużę się cytatem z Wikipedii która oddaje ducha tego co chciałem napisać.
„Nędznicy w założeniach autora mieli być przede wszystkim „powieścią o wzniesieniu się duszy", utworem opartym na etyce chrześcijańskiej, przedstawiającym pozytywne i negatywne wzorce postępowania. Hugo podkreślał, że pierwszym bohaterem dzieła jest Nieskończony, człowiek – dopiero drugim. Praktyczne stosowanie w życiu zasad chrześcijańskich – miłości bliźniego, gotowości do poświęceń dla drugiej osoby, bezinteresownej pomocy – jest w ocenie autora kluczem zarówno do budowania osobistych relacji z innymi ludźmi, jak i do przebudowy społeczeństwa w celu eliminacji istniejących w nim patologii. Hugo zdecydowanie potępia uczucia nienawiści i chęci odwetu, nawet pozornie usprawiedliwionego, jednak twierdzi również, że każdy, o ile tego chce, może naprawić swoje błędy i osiągnąć zbawienie...
Powieść podkreśla, że chrześcijańska przemiana człowieka jest długotrwałym i trudnym procesem, który nie gwarantuje zrozumienia ze strony społeczeństwa...”
Próbowałem wypytać znajomych o to czy Nędznicy byli kiedyś lekturą.
Ktoś tam czytał, ktoś inny kojarzy jako książkę w bibliotece na półce z lekturami, zazwyczaj w wielu egzemplarzach.
Ktoś podobnie jak ja pamięta, że rzeczywiście nigdy nie była lekturą. Ale to wspaniała powieść. Wielowątkowa, z bogatym tłem historycznym. Przyciąga przede wszystkim ze względu na postać głównego bohatera - człowieka na wskroś dobrego, ale skrzywdzonego przez "system tzw. sprawiedliwości".
Warto więc ją przeczytać i dzisiaj. Czas nadrobić zaległości.
Szczególnie wobec tego co teraz wokół nas się dzieje. Szczególnie w tym społeczeństwie w którym ponad 90% obywateli mieni się katolikami, albo w katolickiej tradycji zostało wychowanych.
Szczególnie teraz kiedy „Książęta Kościoła” zbierają tak niepochlebne opinie i wprost obrzucani są inwektywami.
W społeczeństwie w którym w związku z kolędową wizyta proboszcza wykłada się na stół ozdobiony białą serwetą, krzyżem i egzemplarzem Pisma Świętego, nigdy jednak do tej „książki” się nawet nie zajrzało.
W kraju w którym odwiedzający nas duszpasterz miał do mnie pretensję, że położona na stole Biblia jest zaczytana.
No to może Nędznicy?
Beletrystyka?
A dlaczego nie? Jak to mówią - przecież dobra możemy uczyć się wszędzie.
Nie ma co zrażać się tym, że pełne wydanie to pięć tomów. W 1954 i w 1986 wydawnictwo „Iskry” opublikowało skróconą wersję powieści, a w celach dydaktycznych wydawane były również zaadaptowane fragmenty powieści.
A kiedy już przeczytamy lub chociaż obejrzymy film i coś z tego zostanie nam w głowie, wtedy dopiero siadajmy przed komputerem do pisania artykułów, postów i komentarzy.
Może wtedy świat będzie odrobinkę lepszy, choćby o tyle by kiedyś żal było umierać.
Wszystko to jednak tylko marzenia i mrzonki, bo przecież chcieć to wcale nie znaczy mieć.
I może na koniec jakiś głos ze środka, głos rozsądku.
„ Chcielibyśmy być jak skała, jak stal albo jak dąb. A my - z gliny. W niej tu i ówdzie kawałek szlachetnego marmuru, nierdzewnej stali. Obiecujemy i zapominamy. Jesteśmy pewni i wątpimy. Angażujemy się i odstępujemy. Podziwiamy i gardzimy. Grzeszymy i żałujemy.
Chcielibyśmy, by bliźni nasi byli jak te posągi ze spiżu, z marmuru albo z betonu. A oni tacy jak my: z gliny. Tylko trochę w nich szlachetnego kruszcu.
- I przyrzekają, a potem nie dotrzymują. I są wierni, a potem odchodzą. I kochają, a potem zdradzają. I są cyniczni we dnie, a płaczą po nocach. Upadają i znowu się podnoszą." (ks. Mieczysław Maliński)