I słowo stało się ciałem. W
niedzielne południe, w naszym domu zabrzmiały swojskie nuty
góralskiej kolędy. Od podłogi po dach niosły się śpiewy kolędników.
W nasze progi zawitali goście z naszej
górskiej wsi. Nie mamy tam już domu, ale przyjaźnie jak widać pozostały.
Nie potrafię wprost wyrazić naszej radości. Cenię to sobie
bardzo, że chociaż nie musieli to przyjechali. A przyjechali
paradnie, we dwa samochody.
Z kolędą Otwarty sercem i prezentami. A jakie to
były prezenty!
Uwaga! będę się chwalił i przemówi przeze mnie materialista.
- Po pierwsze dlatego, że mamy daleko do tamtego gorczańskiego lasu, las przyjechał do nas. Dorodna jodełka wykopana z ziemią, zapakowana w donicę i gotowa do posadzenia w naszym ogrodzie.
- Po drugie sery, a więc ser biały o smaku niepowtarzalnym.Poza tym podpuszczkowy zwany tam w górach serem klaganym. Dodatkowo ser klagany w wersji wędzonej niczym oscypek i oczywiście sznurówki zwane przez braci Słowaków korbaczami (warkoczami)
- Po trzecie mięsa, czyli wybór produktów powstałych na święta ze świni, która swe życie złożyła na ołtarzu tradycji. Była kiełbasa, pasztet, salceson i kaszanka do wyboru. A wszystko takie jak trzeba.
- Ciasta, krokiety i słodycze, a jak by komu jeszcze było mało to dla lepszego trawienia gorzałka pędzona samodzielnie w szopie na uboczu. Do wyboru z cukru i ze zboża to na może być po czwarte.
Wszystkie smaki Gorców, niczym wspomnienie dzieciństwa, wróciły w
jednej chwili i to za sprawą ich mieszkańców.
Zadziwieni byliśmy razem z małżonką,
że to wszystko zmieściło się do samochodów. Ale zmieściło się
i dzisiaj wymieniam to jak leci z pamięci.
Zraz też po tym jak przyjęliśmy
dary aby uwolnić ręce, rzuciliśmy się sobie w ramiona. Za chwilę
po gospodarsku pokazałem im każdą dziurę w naszym nowym domu i dopiero po tym zwiedzaniu
zasiedliśmy do stołu. Było to mocne wyzwanie logistyczne, gdyż
przygotowaliśmy posiłek dla jedenastu osób, ale jak to móiwą gdy ludzie zgodni...
I za spotkanie i za przyjaźń co nie
straszna jej przeprowadzka, wypiliśmy nie raz i nie dwa. Śmiało powiem że i nie trzy.
Było razy kilka ale nie będę wdawał
się w szczegóły ze względu na dobro publiczne i naszej młodzieży
wychowanie.
Wspomne tylko że dobrze zmrożona wódeczka rozwiązała
języki i rozmowa zaraz potoczyła się tak jak toczyła się jeszcze
dwa lata temu. Obgadaliśmy wszystkich i za wszystkie czasy, a jak
kogoś irytuje określenie „obgadać” to informuję, że było to
obgadywanie życzliwe dla zainteresowanych. Przecież w w tą niedzielę
chcieliśmy usłyszeć tylko dobre wiadomości.
A potem jakby nie było już przy kawie
i ciastach spytałem o kiedyś swój dom.
- A czy przycięte? Czy winogron
prowadzony jak trzeba? A czy może? A czy na pewno?.
Nie na wszystkie moje pytania
otrzymałem odpowiedź, boć to teraz każdy żyje własnym życiem,
a i wiejska ciekawość ustępuje miejsca innym cechom.
- A jak zaadoptowali się nowi
właściciele?
O to pewnie musiałbym spytać ich
samych. Niestety nie spytam, bo nie kontynuujemy naszej znajomości.
W zasadzie to normalne. Oni kupili, ja
sprzedałem. Wymieniliśmy pieniądze na klucze do domu i formuła
naszej znajomości wyczerpała się. Jeszcze ze dwa grzecznościowe
telefony i sprawa umarła.
To chyba normalne? to nawet chyba dobrze?
chociaż ja zadzwoniłem ze świątecznymi życzeniami do byłej
właścicielki naszego nowego domu.
-Czy będę dzwonił w Gorce? Nie.
Odpowiem tez na ostatnie niezadane pytanie. Czy wybieram się odwiedzić stary dom?
Nie wybieram się. Zdecydowanie
Jedno tylko odczytałem z wypowiedzi
moich gości. Chyba było nam dobrze ze sobą skoro często
podkreślali
– Nie ma to jak było z wami.
To wspaniały komplement i
pewnie najcenniejszy z prezentów.
A więc za zdrowie, za góry, za las i
za drogę na Lubań, jedyną w swoim rodzaju i za to źródło krystalicznie czystej wody po drodze.
Przede wszystkim za ludzi którzy mieszkają pośród tych lasów i gór, oraz nieopodal źródła.
Przede wszystkim za ludzi którzy mieszkają pośród tych lasów i gór, oraz nieopodal źródła.
A kiedy wieczorem pojechali nasi goście, powietrze
drżało dalej od tej śpiewnej góralskiej mowy.
Nie muszę chyba wspominać, że w poniedziałek rano poprosiłem Młodszego o podwózkę do pracy.
Nie zdecydowałem się usiąść za
kierownicę.
No i dobrze bo po drodze mijaliśmy
patrol z alkomatami gotowymi do badania.
A ten spokój który ogarnął mnie gdy
ich mijałem był bezcenny.
Na szczęście na zdrowie na ten Nowy
Rok
Hej kolęda kolęda.