Kiedy założyłem swojego bloga borykałem się ….
Nie nie, prawidłowe rozpoczęcie powinno brzmieć tak:
Blog mój powstał prawie pięć lat temu z potrzeby. Z potrzeby rozliczeń. Kiedy mija człowiekowi pięćdziesiąt lat i już nie jest nawet szpetnym czterdziestoletnim jak określała to Agnieszka Osiecka, zaczyna się wtedy rozliczać ze swojego życia.
Taki mały lub duży, jak u kogo, kryzys tożsamości. Jedni zmieniają żony inni samochody.
Ktoś skoczy na spadochronie, ktoś inny wypali marychę by ocenić czy rzeczywiście wiele stracił w młodości.
Doświadczają spóźnionej miłości, bądź seksu na jaki nie mogą już liczyć w zgodnym i przewidywalnym małżeństwie. Nie oceniam bo nie mam do tego prawa, a poza tym nie chcę.
Każdy ma jakiś powód i każdy to życie przeżywa po swojemu, jak chce, albo przynajmniej na tyle na ile pozwalają mu okoliczności.
Można wpaść w depresję, kiedy po posumowaniu dokonać okazuje się, że tak naprawdę niewiele nam się udało w tym życiu. Dodatkowo stajemy się coraz bardziej podobni do własnych rodziców od których jeszcze ćwierć wieku temu odciąć chcieliśmy wszystkie łączące nas więzy podobieństw.
Ja wybrałem ten drugi sposób na jubileusz mojego półwiecza. Depresja nie uderzyła mnie jak przypuszczałem w dniu moich urodzin ale dopiero w jakieś dwa miesiące po.
Dodatkowo ogarnął mnie syndrom marynarza. Po dwunastu latach pracy poza domem powróciłem na rodzinne śmieci i nagle okazało się, że reszta mojej rodziny radzi sobie w dotychczasowej sytuacji całkiem dobrze. Wręcz poczuła się znużona moją ciągła obecnością. Każdy wytyczył sobie własne ścieżki, które teraz co chwilę krzyżowały się z moją drogą życia.
Od tamtego czasu odradzam wszystkim instytucję rodziny na odległość.
Korzyści finansowe nie rekompensują rozluźnienia więzi.
Może byłem tylko przewrażliwiony w tamtym czasie? Być może nie miałem racji ani w tej ani w kilku innych sprawach. Jeżeli myliłem się to trudno, nmajwyżej może być mi przykro. Życia nie można przeżyć powtórnie i inaczej. Było jak było a jest jak jest.
- Antoni Relski – pomyślałem. Los sprawia, że nie znajduje szczęścia w życiu, nie odnosi również sukcesu. Wiecznie drugi, wtórny i przez to śmieszny dla otoczenia.
- Antoni Relski - witaj mój opiekunie duchowy.
Wystarczyło tylko nadać mu tytuł nawiązujący do filmu w którym ów Relski występuje.
Z biegiem lat z biegiem dni?
Nie, jeżeli to podsumowanie to niech będzie – Suma lat z biegu dni.
Poszło. Dyskretnie i anonimowo.
Szybko jednak okazało się, że nie będę mógł bezkarnie narzekać na swoje życie i otaczający mnie świat. Takie było pierwsze założenie nowego bloga.
Dość szybko na pierwszej stronie Onetu pojawił się mój tekst – Powiedz Ojcu, że go kochasz.
Komentarze które dostałem, pokazały mi, że moje wspomnienia i przemyślenia są dla kogoś ważne.
Już nie byłem Panem Nieistotnym, rozpocząłem prawdziwą wirtualną przygodę.
Sięgnąłem do pokładów swojej pamięci i bieżących przeżyć. Zrozumiałem też, że nikt nie chce czytać o cudzych kłopotach bo i własnych ma bez liku.
Blog podziałał na mnie terapeutycznie i dzięki Bogu udało mi się zwalczyć w sobie jakąś potrzebę misji.
Kto dobrowolnie chce żeby go pouczać i wychowywać?
Nieświadomie narzuciłem więc sobie pewną autocenzurę. Nie pisałem o polityce, a więc i o kościele. Nie narzekałem i mam nadzieję nie wychowywałem, a jeżeli już to przynajmniej nie za bardzo.
Wpadłem natomiast w manię statystyk.
Podkręcały mnie liczniki odwiedzin i ilość zamieszczanych komentarzy.
Tu muszę przyznać, że miałem szczęście do czytelników. Ileż to razy zazdroszczono mi kulturalnej atmosfery komentarzy.
Z tego miejsca wszystkim komentującym serdecznie dziękuję.
Poinformowałem rodzinę o tym, że prowadzę blog. Nie podałem natomiast nikomu z moich bliskich i znajomych adresu mojego bloga.
- Piszę z wiedzą, że nikt z Was tego nie czyta. Mogę więc pozwolić sobie na swobodę wypowiedzi. Jeżeli zaś jakimś cudem traficie na mój blog, być może poznacie mnie od innej strony. To chyba jest warte wysiłku?
Nie trzeba było tego wysiłku wiele, ponieważ w Internecie pozostawiłem wiele śladów. Poza tym nikt w sieci nie jest do końca anonimowy.
Stan pełnej anonimowości trwał jakieś trzy lata. Skończył się za również za sprawą Onetu. Po kilku notkach opublikowanych na pierwszej stronie, nie sposób było nie skojarzyć, że zbyt dużo wspólnego mają niejaki Antoni z własnym mężem i ojcem.
I tak upadła jedna z zalet prowadzenia bloga anonimowość.
Chciałem tej utraty i nie chciałem.
Jeżeli rodzina podejdzie do tego tematu tak jak bym sobie życzył to wysiłek opłacił się z nawiązką. Jeżeli nie to trudno.
- Nic nie jest takie na jakie wygląda – podkreślałem, często mieszając wątki w wprowadzając fikcyjnych bohaterów.
Bo życie jako takie nie jest nudne, można tylko o nim opowiadać w bardzo nudny sposób.
A przecież działo się. Świeże wspomnienia i gorczańska wieś. High life targów i biznesowych spotkań i prostota świniobicia. Naprawdę duża różnorodność.
Z czasem pisanie stało się radością i potrzebą. Na koniec czułem się źle jeżeli nie napisałem codziennie przynajmniej jednej strony tekstu.
Później ta radość pisania lekko osłabła i pozostało przyzwyczajenie do pisania. Jak ten dojrzały małżeński seks. Wszyscy fachowcy piszą, że jest bardzo ważny, tylko ty nie potrafisz doszukać się w nim głębszego sensu, poza samym przyzwyczajeniem.
Niespodziewanie temu kryzysowi pomógł pewien wywiad.
Jedno z wydawnictw postanowiło nakręcić film o blogerach. Załapałem się w nim na wypowiedź.
Pewnie się trochę wymądrzałem, ale wypłatę z tego tytułu zainkasowałem, a w umowie o dzieło nazwano mnie twórcą. Spodobało mi się ale to koniec przyjemności, film nie ukazał się do dzisiaj. Przez rok była to dla mnie mocna motywacja do prowadzenia bloga. Po tym wszystkim co tam naopowiadałem, nie wypadało by odwiedzający trafili na martwego bloga.
Dzisiaj straciłem już nadzieję na powstanie tego edukacyjnego „dzieła”.
W którymś momencie zapikowałem i zaryłem twarzą a chłodną trawę. Żona rozpoczęła życie na wózku, a ja z tego powodu miałem pretensję do całego świata.
Żona uczyła się życia na nowo i dla mnie życie w poprzednim formacie się już skończyło.
Trzeba było ponad roku i wizyty u francuskiego specjalisty usłyszała uczciwą diagnozę – w tej chwili medycyna nie zna sposobu by odwrócić to co Panią spotkało.
I wtedy zmieniliśmy jeszcze bardziej nasze życie.
Sprzedałem ukochany dom na wsi. Odciąłem to co mnie wiązało z Gorcami i chociaż nowi właściciele zapraszają do odwiedzin, nie spieszę w wizytą. W trosce o własne serce, mogło by tego nie wytrzymać.
Nie ma już więc już Jaśków Marysiek, Franków, bimbru i sianokosów Nie ma też tamtej wsi do której sprowadzaliśmy się dwadzieścia lat temu. Teraz na każdym domu wisi satelita, a w środku LCD. Przed domem parkuje jeden lub nawet dwa samochody. Do pola jeździ się quadem lub motocyklem crossowym. Wokół coraz więcej łąk, bo i do nich Unia dopłaca a są mniej pracochłonne. Zaoszczędzony zaś czas można przeznaczyć na pracę w mieście.
Wszyscy więc załatwiają swoje gospodarskie sprawy w soboty, czyli wtedy gdy ja właśnie chciałem odpocząć w ciszy wsi po tygodniach szumu miasta.
Nie ma już tamtej wsi. Tak przynajmniej potrafię to sobie wytłumaczyć
Mieszkanie w bloku na trzecim piętrze razem z jego nowymi właścicielami, które ze względu na wysokość stało się dla nas uciążliwe, mijam bez emocji. A to przecież też ćwierć wieku mojego życia.
I jadę na swoją nową wieś. Tam gdzie płasko i równo, porządnie jak w szafie z pościelą.
Dziesięć arów ogrodzonych siatką. Od frontu ogrodzenie z metalowych profili. Domofon i automat bramowy. Teraz kostka brukowa łącząca bramę z wiatą garażową.
To ostatnio cały mój świat. No może jeszcze droga do pracy, sama praca i zakupy po.
Potem wracam. Automatyczna brama otwiera i zamyka podwoje, aż kusi by wyciągnąć paszport albo jakiś inny dokument tożsamości. Tylko komu go pokazywać?
Potem już tylko jak ta piłeczka do nauki gry w tenisa, zawiązana na sznurku, ląduję dalej lub bliżej ale zawsze jest to jakoś przewidywalne i ograniczone długością sznurka.
Cest la vie Cały ten Paryż z pocztówki i mgły wymyślony.
Cest la vie – śpiewał Andrzej Zaucha - Cały Twój świat knajpa kościół widok z mostu...
Koszenie trawy, nawożenie, przycinanie i pewnie zbieranie jakichś plonów z czasem. Ileż poezji jest w opróżnianiu zbiornika z trawą w spalinowej kosiarce?
Czy opis kolejnych prac remontowych ma w sobie chociaż nutkę romantyzmu.
Ileż można eksploatować ten wątek?
Przyznam to sam sobie uczciwie – Antoni nudzisz !
Wypaliłem się chyba. Bo czuję jakąś taką pustkę w głowie i nawet w gronie znajomych wydaje mi się, że opowiedziałem już wszystko.
Zmuszam się do pisania kolejnych tekstów traktując to jako konieczność a nie przyjemność
z drugiej strony patrzę na świat przez blogowe okno fotografując karteczki, plakaty już w trasie obmyślając opisy. Działa jak silnik spalinowego statku pasażerskiego, wszystko jest przewidywalne, a kapitan marzy o luzowaniu żagli i walce o kurs.
Pamiętacie film Amator z Jerzym Stuhrem w roli głównej? Tytułowy Filip Mosz filmowiec amator patrzy na żonę która zmienia pieluchy ich córce poprzez ramkę kadru utworzonego z dłoni. Filmowcy robią tak często. Wtedy jego żona w złości obrzuca go tymi brudnymi pieluchami.
Ja jak on przekroczyłem tę strefę. Kiedy w szpitalu siedząc przy łóżku żony nie raz nie dwa budowałem w pamięci nowy tekst aby opublikować go po powrocie. Ganiłem się za takie postępowanie ale jak alkoholik wytrzymywałem w postanowieniu do następnego razu. Były chwile kiedy Antoni Relski zaczynał nade mną dominować.
Kiedy zacząłem zdawać sobie z tego sprawę postanowiłem że trzeba wstać i wyjść. Tylko jak pisał Młynarski trzeba wyczuć kiedy w szatni płaszcz zostaje przedostatni...
Przed opublikowaniem tego tekstu powstrzymuje mnie świadomość straty jaką ponoszę.
Przez te bez mała pięć lat dorobiłem się grona wirtualnych znajomych. Z niektórymi przekroczyłem nawet bramy realu.
Dziękuje za te pięć lat tym którzy dopingowali mnie na początku i tym wszystkim którzy zostali tutaj do dzisiaj
Nie napiszę żegnajcie, bo tęsknota z pewnością zagoni mnie na Wasze blogi, a może i na mój. Być może pozostawię dla wprawy jakiś tekst. Nigdy nie powinno się zamykać za sobą wszystkich drzwi.
- Nie zamykajmy drzwi, zostawmy uchylone – śpiewali Skaldowie
A teraz, czy odważę się nacisnąć klawisz "publikuj" ?
A swoją drogą - Czy ktoś zauważył końcowe odliczanie w tytułach?
Jeżeli przeczytaliście ten tekst to znaczy, że się odważyłem
Kiedy wstać i wyjść
I jeszcze jedno
Ta uśmiechnięta twarz która towarzyszyła mi na na blogu jako Antoni Relski nie jest moja prawdziwą twarzą. Zgodne to jest z zasadą bloga, że nic nie jest takie na jakie wygląda. Poszukiwałem odpowiedniego wizerunku Antoniego Relskiego i w internecie znalazłem kogoś kto spełniał wszystkie moje oczekiwania w tym względzie.
Podpis brzmiał "man" czyli człowiek. To też mi odpowiadało. Dopiero po pewnym czasie kiedy zżyłem się z moim nowym wizerunkiem, otrzymałem informację od kogoś zza wielkiej wody że jest Dr Phil prowadzący w Stanach jakieś popularne Tv Show.
Mam nadzieję że Dr Phil wybaczy mi to zapożyczenie wynikające z nieświadomości
A że Dr Phil jest popularny świadczy choćby ten rysuneczek z Ophrą najpopularniejszą kobietą w USA.
Dziękuję i przepraszam Dr Phil
A teraz to już naprawdę
I jeszcze jedno
Ta uśmiechnięta twarz która towarzyszyła mi na na blogu jako Antoni Relski nie jest moja prawdziwą twarzą. Zgodne to jest z zasadą bloga, że nic nie jest takie na jakie wygląda. Poszukiwałem odpowiedniego wizerunku Antoniego Relskiego i w internecie znalazłem kogoś kto spełniał wszystkie moje oczekiwania w tym względzie.
Podpis brzmiał "man" czyli człowiek. To też mi odpowiadało. Dopiero po pewnym czasie kiedy zżyłem się z moim nowym wizerunkiem, otrzymałem informację od kogoś zza wielkiej wody że jest Dr Phil prowadzący w Stanach jakieś popularne Tv Show.
Mam nadzieję że Dr Phil wybaczy mi to zapożyczenie wynikające z nieświadomości
A że Dr Phil jest popularny świadczy choćby ten rysuneczek z Ophrą najpopularniejszą kobietą w USA.
Dziękuję i przepraszam Dr Phil
A teraz to już naprawdę