30 kwietnia 2018

Co sie stało to się nie odstanie

Stało się.
Od dwóch dni mogę ubiegać się o kartę seniora w kilku firmach zajmujących się kolejowymi przewozami, zaś do osiągnięcia ustawowego wieku emerytalnego zostało mi odliczanie palcami tylko jednej ręki.
Sześćdziesiąt lat czyli sześć razy po dziesięć, żeby pozostać tylko przy latach, a nie bilansować dni i nocy, albo i jeszcze gorzej.
Dzień urodzin podobny był do dnia poprzedniego i dziesiątku innych, ale wierzyłem i wiedziałem, że przyda się jakiś mocny akcent.
Mocny akcent pojawił się w drodze powrotnej do domu i polegał na wjechaniu w dupę koniakowego Suzuki Swift.
Łaskawy los spowodował, że trafiłem w tylny zderzak, pomiędzy jego wzmocnieniami a tylnym kołem. Koło mojej Yamahy zaklinowało się jednak, a przechylony motocykl pluł benzyną spod korka na baku.
Chwilę trwało zanim wyrwałem ten motor z uścisku Swifta, w końcu to masa około ćwierć tony.
- No to mam urodziny z przytupem – powiedziałem do właścicielki samochodu wypełniając oświadczenie.
- Wszystkiego najlepszego – powiedziała kobieta
- Teraz to już chyba musi być tylko lepiej – odpowiedziałem nieco jednak zdenerwowany.
Było lepiej i motocykl nie został uszkodzony. Pozwolił mi łaskawie na kontynuowanie jazdy i powrót do domu.
Kiedy wykładałem na blat kuchenny mrożone warzywa „krojone w słupki” zwróciłem się z apelem do żony
- Przygotuj z nich coś wyjątkowego, to bardzo drogie warzywa.
Dla odreagowania, zaraz po obiedzie rzuciłem się na koszenie. Pomogło, a przy każdym zapełnionym trawą koszu czułem się lepiej. Na koniec koszenia czułem już tylko zmęczenie i pragnienie.
Wieczorne winko, pozwoliło na dystans i ogólna ocenę, że dobry Pan Bóg przychyla się do moich marzeń w nie do końca jednak zgodny z moimi oczekiwaniami sposób.
Mam na to kilka przykładów o których już na tym blogu pisałem, a może kiedyś przy okazji do tego powrócę.
Rano zauważyłem opuchnięcia kostki lewej stopy i kolana nogi prawej. Do dzisiaj te fragmenty mojego ciała są barwy granatowej, a do kompletu doszło jeszcze ramię lewe które uderzyło w lusterko.
A tak to wyglądało z pozoru całkiem niewinnie.
Niestety, w motocyklu jest mnóstwo wystających elementów, a to podnóżki, a to nóżka zwana kosą a to dźwignia zmiany biegów lub hamulca.
Miał być akcent ? Był, ba było to nawet takie uderzenie jubileuszowe.
W sobotę spotkali się moi najbliżsi na urodzinowym obiedzie. Korzystając z bliskości w jakiej ostatnio mieszka moja matka, wśród gości znalazła się i ona. Szczególnie to miłe bo jestem jakby to obrazowo powiedzieć, jej prezentem urodzinowym. Mamy ten sam dzień i miesiąc urodzin, a w wieku różni nas 22 lata.
Obiad, tort, szampan i takie tam, chociaż z cyfrą na torcie było małe zamieszanie.
Sprzedająca świeczki urodzinowe, w małym wiejskim sklepiku pomyliła się i zamiast szóstki i zera
sprzedała dziewiątkę i zero. Wyszło wtedy gdy chcieliśmy wcisnąć szóstkę do tortu, a ona cały czas chciała stać na głowie.
Mieliśmy dylemat, bo nie wypadało wcisnąć w tort samego zera. Było by to zbyt osobista i wielce dla mnie krzywdząca ocena.
Szósta stojąca na głowie? W końcu sam jeste czasem nieźle pokręcony.
- Niechże to będzie dobra wróżba – powiedziałem, dmuchając płomyki z dziewięćdziesięciu.
Pytanie tylko wybrzmiało we mnie, czy akurat tego chcę ponad wszystko?
A propos chcenia, jestem w wieku w którym większą radość daje wręczanie niż otrzymywanie prezentów, jednak te otrzymane sprawiły mi niesamowita frajdę.
Dołączyłem do elitarnego klubu posiadaczy Kundeków (Kindle), w ten sposób nie będę już musiał czytać e-booków z laptopa.
Mam warunki, i odpowiednie podświetlenie a więc wypada zwiększyć swoje czytelnictwo.
O ile ? O ile czas pozwoli.
Przełożyłem też dokumenty do nowego, skórzanego portfela dla motocyklistów.
Solidny czarny portfel w wygniecionym w skórze dużym logo Yamahy Drag Star (gwiazda) moim imieniem i rokiem urodzenia. Z boku portfela wystaje metalowe koluszko do którego przypina się łańcuszek, który z drugiej strony mocuje się na pasku spodni za pomocą specjalnej szlufki.
Przypiąłem sobie to cudo do spodni i zaraz potem rzuciłem się do oglądania ulubionego filmu – „Gang dzikich wieprzy”. Polecam, chociaż zdałem sobie sprawę, że bohaterowie z których losem lubię się identyfikować, są ode mnie znacznie młodsi. Mnie zaś z racji wieku być może bardziej pasowałby ten bilet ze zniżką na koleje regionalne.
Póki co, dzisiaj z samego natarłem feralne miejsca Altacetem i siadłem na motocykl.
Sunąłem do pracy wyjątkowo pustymi drogami, a teraz siedzę w pustym biurze, patrząc jak leniwie przesuwają się wskazówki zegara.
Jutro odwiedzą mnie znajomi i sąsiedzi. Przy grillu wypada być twardym, a dla dramaturgii nie zaszkodzi pokazać śladu wylewu na kostce. A co, my twardziele.

26 kwietnia 2018

Książki na indeksie

Parafrazując pewne popularne powiedzenie, złożyłem do kupy taki oto rym:
Cała Polska śmieje się z Was, programiści ludzkich mas.
Mnie też poniższe zdarzenie rozbawiło do żywego, ale po chwili dało mi jednak do myślenia. 
"W Lubartowie na jarmarku" - śpiewał kiedyś Andrzej Rosiewicz. Piosenka ta oprócz wprowadzenia elementu wesołości, spowodowała, że nie mylę już Lubartowa z Lubaczowem.
I kiedy wydawało się już, że poza nuceniem  -" W Lubartowie na jarmarku można kupić tanie piwo" - okazało się, że miasto to znane stało się z całkiem innego powodu
Czytam oto jakiejś regionalnej gazecie, że dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Lubartowie odwołał Tydzień Harry’ego Pottera.
Miasto natychmiast znalazło się na ustach całej Polski. Powstały dziesiątki zabawnych memów i artykuły o tym, jak w bohaterze popularnej książki dla dzieci zwietrzono diabła. 
"W poniedziałek, w szkole rozpocząć miała się impreza zorganizowana przez anglistów. Jej celem była promocja czytelnictwa oraz kultury krajów anglojęzycznych. W oparciu o bestseller, po który dzieci sięgają z wielką przyjemnością. Miało się odbyć szereg wydarzeń: wspólne czytanie, pokazy fizyczno-chemiczne, wystawy fotosów, konkursy. Uczniowie przygotowywali się do akcji przez kilka tygodni, robiąc dekoracje czy kompletując kostiumy. W piątek dyrektor jednak wszystko odwołał.
Ponoć to na prośbę rodziców
   Pytali, dlaczego pozwalam na takie rzeczy. Mówili, że to książka nieodpowiednia dla dzieci – tłumaczył, dyrektor szkoły  – Przynosili mi wydruki fragmentów książki, gdzie mowa była o cmentarzu, jakimś przywiązanym bohaterze i spuszczaniu krwi. Mocno naciskali. Straszyli mnie sądem, jeśli nie wycofam się z organizacji. Chcieli sprawę „skierować dalej”.
Rodzice, których oburzyła decyzja dyrektora, są przekonani, że dyrektor uległ naciskom katechetek, proboszcza i burmistrza. – Tym bardziej, że podobna sprawa zdarzyła się kilka lat temu w innej z lubartowskich podstawówek – podkreśla mama jednego z uczniów."
"Za Lublinem za Rzeszowem
w mieście zwanym Lubartowem
mej młodości przyszedł maj
w Lubartowie piękny kraj"
I do tego mentalnie w czasach młodości naszych rodziców, co z pewnością spodoba się gościom z nowoczesnego świata. Kto by nie chciał, choć tylko na chwilę, do skansenu.
Pytanie pozostaje jedno, jak wielki jest ten skansen i czy granic jego nie należy szukać wzdłuż granic administracyjnych naszego pięknego kraju.
W końcu - Piękna nasza Polska cała. Piękna żyzna i nie mała.   
Z własnego doświadczenia wiem jak trudno pozostać niezauważonym gdy się ma  kontakt z  kontrowersyjną literaturą.
Grubo ponad dziesięć lat temu znalazłem się  w szpitalu w  Cesarsko Królewskim Mieście Krakowie.  
Przygotowując się do zabiegu, porzuciłem kontakt z telewizją, a w celu odtrucia organizmu założyłem na uszy słuchawki z tak zwaną muzyka poważną. Zaraz też sięgnąłem po książkę. Hitem w tym czasie stała się powieść Dana Browna Kod da Vinci.
Czytałem sobie tę książkę, czytałem, przerywając na czas posiłku lub obchodu lekarskiego.
Właśnie do sali weszła grupa medyków, która pochyliła się nad moim problemem ze zdrowiem. Szybko odłożyłem książkę.
Coś tam pogadali, coś zanotowali i już odchodzili gdy jedna z sióstr powiedziała do mnie:
- O, czyta Pan tę książkę od której można stracić wiarę.
Stwierdzenie mocne, szczególnie, że rzecz cała miała miejsce w szpitalu prowadzonym przez Ojców Bonifratrów, zaś opiekunkami chorych były w dużej części siostry zakonne.
Grupa medyków odwróciła się w milczeniu pełnym ciekawości.
Nie pozwoliłem jednak na to by ta niezręczna chwila trwała i odpowiedziałem tak
- Droga siostro, a ileż by była warta nasza wiara, gdyby jedna głupia książka mogła już zniszczyć?
- Ma Pan rację - powiedziała lekko zawstydzona zakonnica.
Medycy wrócili do swoich zajęć, ja do lektury, ale pamiętałem już by na czas przerwy w czytaniu odkładać książkę tytułem do spodu.
Po co mierzyć się z zarzutami, gdy już musiałem mierzyć się z bólem.
Książki nikt mi nie zabronił czytać i przy okazji nie zabronił myśleć.
Zastanawiam się jednak,  jak daleko w głąb sięga nasza wiara, kiedy już zedrzeć z niej tę ludową i nieco odpustową powłokę.
Może okazać się, że pod skorupą nic już nie ma



A to dopiero może okazać się bolesne. 
 
     

24 kwietnia 2018

Od rzemyka do konika

Bo przecież od czegoś się kiedyś zaczyna.
Sobota, jest wczesne przedpołudnie w hali marketu budowlanego. Do wszystkich czynnych kas ustawiły się spore kolejki. Stoję i ja, dzierżąc w rękach 2 litry farby emulsyjnej ze specjalnym przeznaczeniem do ścian kuchni i łazienki. By jakoś przetrwać jakoś ten czas, beznamiętnie obserwuję stojących w innej kolejce. Rejestruję zakupy, ubiory, rozmowy, nie dokonując przy tym żadnych ocen. Gdyby ktoś z boku obserwował mnie w takiej sytuacji, doszedłby pewnie do wniosku, że oto zasypia moja ostatnia szara komórka. Nudy.
Właśnie za mną ustawił się młody ojciec z dwu lub trzyletnim synem. Ojciec jest wygolony na przysłowiową zapałkę, ale wobec wszechobecnej mody na taką fryzurę nie wyciągam z tego żadnych negatywnych wniosków.
Na wózku przed nimi dumnie leżą cztery worki cementu portlandzkiego. Syn zadaje pytania, ojciec zaś cierpliwie na nie odpowiada.
- A co to jest ?
- Cement
- A po co cement ?
- Bo z cementu po dodaniu wody i piasku robi się beton
- A po co ?
- Do wylewki w garażu
- A po co w garażu?
- Zobaczysz jak będziesz mi pomagał. Będziesz?
- A po co pomagał ?
Każdy kto ma dzieci zna ten schemat pytań i odpowiedzi.
Przed nami kasjer który dwoi się i troi, zachowując przy okazji grzecznościowe formy.
W pewnej chwili podnosi się ze swego miejsca i zwraca się z banalną prośbą do dokładnie wygolonego pana.
- Gdyby ktoś za panem się ustawił, to niech pan powie, że „zakryte”.
Teraz dociera do mnie ten lekko śpiewny akcent sprzedawcy.
Tabliczka z imieniem „Roman” na piersi nie sugeruje wschodniego pochodzenia, akcent już tak.
- Co Pan mówi - stojący z tyłu maluch zwrócił się z pytaniem do ojca.
- Pan sobie nie radzi i wraca na Ukrainę – odpowiada wyraźnie zadowolony z żartu tatuś.
Ot takie sobotnie nic, w sklepie budowlanym.
Pewnie można by przejść nad tym do porządku dziennego, w obecnych czasach kiedy co rusz każe się komuś wypierdalać z tego kraju.
Jest jednak młode,a nawet najmłodsze pokolenie, które znając wcześniejszą dociekliwość zapyta
- Dlaczego pan sobie nie radzi i dlaczego na Ukrainę?
I tu, obym się mylił tkwi pole do popisu dla ojca.
Bo wszystko jest kiedyś pierwszy raz, bo w pewnym wieku rodziców słucha się bezkrytycznie, a potem zupełnie nie wierzy się już starym. Czym jednak skorupka za młodu nasiąknie.
Owo tytułowe od rzemyka... a po latach można już opluć żółtego lub skopać czarnego. Sam sobie winien jak sobie nie radzi.
Przesadzam?
Być może, ale widzę, że kiedyś tam nie dmuchaliśmy z odpowiednim zapałem na zimne.

16 kwietnia 2018

Jak spać by się przy tym wyspać ?

Moda na straszenie ma się dobrze.
Od zawsze straszono nas końcem świata, piekłem i tym, że w najbardziej rozrywkowym organie kobiety czają się złowieszcze zęby które gotowe odgryźć nieopatrznie penetrującego tam naszego najlepszego przyjaciela. 
Ba jeżeli człowiek unikał powyższego, zawsze mógł zapaść na suchoty gdyby próbował radzić sobie dogodzić samemu.
Czasy się zmieniają, a straszenie ma się coraz lepiej.
Nic nie potrafi wzbudzić takiego lęku jak bzdury opowiadane przez wszechobecną sieć. Widzieliście takie artykuły, których pełno na Onecie :
Robiłeś tak do tej pory? Przeczytaj a nigdy już tego nie zrobisz
Jadłeś takie owoce? Po przeczytaniu artykułu ich nie tkniesz
W zasadzie to nie powinniśmy nic robić ani nic nie jeść, żeby nie narazić się na zarzut nieumiejętności lub balansowania na pograniczu choroby.
Tylko położyć się do łóżka i czekać co los przyniesie.
Nie do końca jednak. Czytam oto, że nie wolno nam spać tak jak nam wygodnie. To szalenie niebezpieczne, a już w sen w pozycji embrionalnej to szczególnie
W pozycji embrionalnej zasypia większość z nas. Ułożenie to jest jednak najgorszym z możliwych. Śpiąc na boku z podkurczonymi nogami, po prostu robimy sobie krzywdę. Dlaczego to najgorsza z możliwych pozycji do spania?
Układając się w "pozycji płodu", zaokrąglamy plecy i tym samym bardzo obciążamy kręgosłup. Stąd poranne bóle pleców, karku, nawet stawów kolanowych.
Najgorzej jest zasypiać w pozycji embrionalnej na prawym boku. Może to blokować, a na pewno utrudniać, funkcjonowanie wielu organów wewnętrznych, pojawiają się problemy z trawieniem i oddychaniem.”
Aż człowiek boi się zasnąć, a trawiony bezsennością organizm zadaje prawie hamletowskie pytanie
- Jak więc spać panie premierze? Jak spać ?
I tu autorzy artykułu nie pozostawiają nas w nieświadomości. Okazuje się bowiem, że lekarze i fizjoterapeuci nie mają wątpliwości - najzdrowiej spać na plecach (z rękami wzdłuż ciała i lekko rozstawionymi nogami). Mięśnie są wtedy rozluźnione, kręgi wracają na swoje miejsce, poprawia się krążenie, organizm skuteczniej oczyszcza się i regeneruje.
Tak. Spania na plecach oduczyła mnie bardzo szybko po ślubie moja małżonka, która nie mogła zasnąć przy moich organicznych dźwiękach przypominających jazdę na motocyklu lub wycinanie drzewa przy pomocy piły motorowej.
Szybko znalazłem korzyści z zasypiania na boku, razem z małżonką, w pozycji na łyżeczki z ręką na … mniejsza zresztą o szczegóły.
Żaden z organów się przy tym nie uskarżał i powiem nieskromnie, wszystkie były na czas  do dyspozycji.
Nie podejrzewałem nawet ile zła czaiło się w tych nocach, które teraz tak dobrze wspominam.
Na koniec zastanawiam się nad rolą tych rozstawionych nóg. Dobrze pamiętam pewna historię z takim właśnie ułożeniem nóg związaną.
Uwaga, mogę niechcący urazić niektórym ich poczucie estetyki.
Pewna pani mająca dość chrapania małżonka w sypialni, po wielu nieudanych terapiach, udała się do znachorki. Ta wysłuchała ją dokładnie a następnie zaleciła.
- Jeżeli mąż zacznie chrapać a śpi na plecach, niech mu pani rozłoży szerzej nogi.
Kobieta uznała to za bzdurę i wyszła nie pozostawiając nawet dobrowolnej ofiary.
Kiedyś jednak po kilku kolejnych tygodniach bezsennych nocy postanowiła zaryzykować. Kiedy mąż chrapał smacznie, odchyliła kołdrę i rozchyliła mu nogi. Nie trzeba było rozstawiać ich specjalnie szeroko by chrapanie zaraz ucichło.
Kolejnej nocy zrobiła to sami, potem znów to samo i mogła spokojnie przespać kolejne noce.
Zadowolona i zrelaksowania udała się do znachorki z odpowiednim honorarium, a dodatkowo z kwiatami i czekoladkami.
- W czym tkwi tajemnica braku chrapania? - zapytała.
- To proste. Kiedy pani rozchyla facetowi nogi, moszna spada mu na dziurę i nie ma cugu. (cug - ciąg, przepływ powietrza )
Jak już poczucie naszej estetyki i oburzenie wrócą do normy, w przypadku desperacji, radzę spróbować powyższej metody.
Dobranoc.


 
Inspiracja

11 kwietnia 2018

Stan umysłu

 Mój ukochany aktor Clint Eastwood jak sierżant Tom Highway w filmie „Wzgórze rozdartych serc” mówił:   Jadam drut kolczasty i sikam napalmem.
Sierżant Higway jest weteranem wojny w Wietnamie i pewnie wie co mówi, ale opis jego menu działa silnie na moja wyobraźnię. Wydawało by się bowiem, że ostrzej już nie można. Wczoraj dowiedziałem się że jednak można.
Pewna grupa Rosjan piła samogon, zagryzając go skradzionymi na budowie parówkami. W istocie parówki były nie tym za co je pierwotnie uważano. Okazało się że były to laski dynamitu który służył do prac rozbiórkowych. W sumie trzydzieści siedem kilogramów materiałów wybuchowych.
Kiedy pojawiły się u biesiadujących problemy żołądkowe wynikające z konsumpcji dynamitu, przypisali to marnej jakości alkoholu.
To właśnie różni nas od Rosjan. Nie słyszałem jeszcze by skacowany obywatel tego kraju oskarżał wódkę za złe samopoczucie. Zawsze winna jest w takiej sytuacji niezbyt świeża zakąska.
Tu nasuwa mi się następujące pytanie, a nawet dwa :
Po pierwsze, z czego Rosjanie robią parówki skoro konsumujący nie zauważyli różnicy?
Po drugie, czym sikali biesiadujący po tej jakże udanej imprezie ?
Powszechnie mówi się, że Rosja to nie kraj a stan umysłu, takie zaś informacje tylko to stwierdzenie uwiarygadniają.
Co zaś zapanowało nad moim umysłem?
Zrobiło się ciepło i miło, a więc wypolerowany motocykl coraz częściej unosi mnie w dal. W nowych kowbojkach wyglądam na twardziela, chociaż napalmem nie sikam.  Jest jednak na twardo, bowiem podkute blachą buty stukają o bruk zdecydowanie donośniej niż damskie szpilki.
Żeby tylko tę niesłabnącą pasję pogodzić z pracami które czekają mnie w ogrodzie, które chociaż  są konieczne nie podnoszą mi adrenaliny.
Traktuję motocykl trochę jako lek na wszystko czyli panaceum.Panaceum to przecież domniemany środek leczniczy przeciw wszystkim chorobom, poszukiwany przez alchemików, spotykany w legendach i mitach.
I jak to nie bywa w legendach, poszukiwanie go kończy się bankructwem, alkoholizmem,  bądź a najlepszym wypadku nieplanowaną ciążą. W dobie kiedy Internet rządzi, nie trzeba już szukać w grotach, w górach, na morzach czy odległych lądach. 
Niczym bajkowy Koziołek Matołek, po dalekich drogach szukamy tego co jest bardzo blisko. Oto kiedyś, jakiś miłośnik wiatru we włosach sporządził niniejszy wykres która pokazuje jak być szczęśliwym i czuć się zdrowym, przy czym na każdą okazje proponuje tę sama terapię. Panaceum.



Kolega nie był egoistą i schemat w sieci zamieścił całkowicie non profit.
Przyznam, że sprawdzałem i to działa. Nawet mycie działa jak powinno i przyspiesza rekonwalescencję.
Powiem więcej. Dla tej pierwszej  pasji gotów jestem zrezygnować z drugiej rzeczy która czyni mnie radosnym, a mianowicie z degustacji czerwonego wina.
Wiadomo bowiem, że obie rzeczy się wykluczają 
Pijesz nie jedź.  Nie piłeś ? Masz wybór.
Spieszmy się i  korzystajmy z tego wyboru póki go jeszcze mamy, bo w poszukiwaniu sponsora różnych akcji typu plus, może się okazać, że cykliczne wstawianie stało się obowiązkowe. Budżet czeka, a ojczyzna to nasza wspólna sprawa. 


04 kwietnia 2018

Strzał z boku, a nawet kilka strzałów

Historia którą opowiadaliśmy sobie lata temu przy piwie, brzmiała następująco:
Pewien facet, zmagał się z kryzysem wieku średniego, rozwiódł się więc ze swoja dotychczasową żoną, by rzucić się w ramiona młodszej. Nowa miłość była tak wielka, że pozostawił w smutku pierwszą żonę jak i dwoje, raczej drobnych jeszcze dzieci. Regularne alimenty załatwiały w jego mniemaniu problem braku ojca.
Pieniądze jak wiadomo wiele ułatwiają, nie załatwiają jednak wszystkiego.
Nowa miłość, nowe małżeństwo i chęć spełnienia się nowej żony jako matki, spowodowały, że nasz bohater prężył się, dwoił i troił, ale do zapłodnienia nie dochodziło.
Trzeba by do doktora. Kiedy kobieta przeszła pozytywnie wszystkie badania, cień niemocy padł na męża.
- Jakże to - dziwił się – ja ojciec dwójki dzieci?
Prawda okazała się bardziej skomplikowana. Okazało się, że facet jest od początku bezpłodny, a więc żadne z porzuconych niedawno dzieci nie jest jego.
Po prostu, dwa strzały w odstępie kilku lat padły z boku.
Ta historia wydawała nam się tak nieprawdopodobna, że aż ciekawa. Ciekawy był też wniosek jaki z niej wyciągali dla siebie faceci.
- Nigdy nie zdecydowałbym się na badania DNA.
Szlachetne dusze, a tak krytykują współczesnych mężczyzn.
Nic to jednak  wobec wydarzeń z dalekiej Rosji.
Wiadomo, że tam jest wszystko „bolsze” czyli duże, większe i największe. Od lat toczą oni rywalizację w tej sprawie ze swoimi braćmi mentalnymi, Amerykanami.
Pamiętacie taki cytat z filmu Romans Czterdziestolatka :
- Jakby te wszystkie gumiaki które utopiliśmy w błocie na budowie Dworca centralnego stopić w jedną oponę, to byłaby ona tak wielka, że nawet Amerykanie ( nie można było wtedy pisać ironicznie o Ruskich) nie dorobili by do niej traktora.
A oto dowód na osiągnięcia Rosjan, w nawiązaniu oczywiście do historii naszego bohatera z początku tekstu.
Pewien mężczyzna z Omska, kapitan morskiego statku po wielu latach dowiedział się, że wychowuje cudze dzieci.
Kiedy relacje między małżonkami znacznie się pogorszyły, kapitan zagroził żonie odejściem, a potem jak powiedział tak zrobił.
Była żona zaczęła domagać się alimentów. Dla jasności kapitan postanowił zrobić testy DNA.
Testy pokazały, że żadne z pięciorga dzieci nie jest jego. Badania DNA nie pozostawiają w tej kwestii żadnych wątpliwości.
Prawdopodobnie żona sama zrezygnowała z badania tak zwanej próbki B.
Rosjanin postanowił zaś zrezygnować z ojcostwa i zupełnie odciął się od rodziny. To wydaje się dziwne bo jakże tak z dnia na dzień odrzucić dzieci które się kochało przez lata?
Była żona kapitana stwierdziła natomiast, że tak czy inaczej alimenty ktoś płacić musi i zapowiedziała, że będzie szukała prawdziwego ojca dzieci na własną rękę.
Może to zakończyć się powodzeniem pod warunkiem posiadania dobrej pamięci i krótkiej listy ewentualnych kandydatów.
Na posumowanie tej całej historii można by rzec, że jednak co Rosjanin to
Rosjanin