18 lipca 2022

Czy też jesteś panademiczno seksualny ? Rozważania przed majowym weekendem, opublikowane w środku wakacji

Poniższy tekst z założenia nie powstał jako prześmiewczy. Chciałem pokazać, że gdyby tak dobrze zastanowić się nad sobą to spełniamy kryteria wielu grup  zainteresowań, o czym na początku nie mamy zielonego pojęcia. 

               Ponieważ lubię być poinformowany przynajmniej w sposób przeciętny i ogólny, zaglądam do prasy męskiej jak i kobiecej. Gdybym by ciekawski zgłosiłbym się do pracy w CBA.  Ponieważ nie jestem, wystarcza mi ten biały wywiad na tematy ogólne. Czytam ja sobie na łamach Onetu informacje o tym, że niejaka Sandra Kubicka wyznała w przypływie szczerości, że jest demiseksualna.
Zaraz też zapaliły mi się świetliki ciekawości w oczach i dalejże sprawdzać
Kto to taki i jak się ma do takiej biseksualności na przykład ?
Okazuje się, że osoby demiseksualne podkreślają, iż odczuwają pociąg seksualny do innej osoby tylko wtedy, gdy wcześniej nawiążą z nią silną więź emocjonalną. Innymi słowy – zastrzegają sobie, że nie pójdą do łóżka z kimś, do kogo nie czują większego uczucia.
Znane zachowanie i wcale nie takie niepopularne. Ileś tam lat temu gdy poznawałem biznes od tej jego świetlanej jak i tej ciemniejszej strony, zaproszony zostałem na kolację w męskim towarzystwie.
Jeden z honorowych gości wykazał zainteresowanie panią siedzącą przy sąsiednim stoliku. Pani była w pracy, a jeden z uczynnych kontrahentów chciał ich sobie przedstawić.
- Panowie, jak tak nie umiem - powiedział honorowy gość - ja muszę nawiązać więź. Muszę choćby parę razy z kimś takim zatańczyć.
Et tu Brute ?
Jak zauważyli redaktorzy: swoim wpisem na Instagramie Sandra Kubicka jednoznacznie dała do zrozumienia fanom, że nie jest fanką "jednorazowych przygód" z przypadkowymi mężczyznami. Taką postawę ( ponoć) szczególnie mocno ceni się w obecnych czasach.
O moi nieszczęśni rodzice - chciałbym zakrzyczeć za bohaterem molierowskiego Mieszczanina Szlachcicem - czemóż nie kazaliście mi bardziej przykładać się do nauki.
Okazuje się bowiem, że i ja jestem demiseksualny ponieważ jak Sandra nie jestem fanem jednorazowych przygód z przypadkowymi mężczyznami, powiem więcej,  jestem też demiseksualny w bardziej tradycyjny sposób.


                                                  flaga osób demiseksualnych Wikipedia

A jak już zwierzać się i wyznawać to najlepiej o preferencjach, to się dobrze czyta i jest jak to mówią nośne.
Kilka miesięcy temu na wyznanie o własnej orientacji psychoseksualnej zdecydowała się Monika Miller,  czyli wiadomo czyja  wnuczka.
Ujawnieniem publicznie, że jest panseksualna, wzbudziła szerokie zainteresowanie prasy.
Osoby panseksualne nie zwracają uwagi na wygląd zewnętrzny drugiej osoby, a bardziej pociągają ją cechy charakteru czy osobowości.
Czy tu także mógłbym zgłosić swój akces?
Odpowiem trawestacją słów jednego z bohaterów "Hair" - Jestem panseksualny, ale zgrabnej blondynki z łóżka bym nie wykopsał.
Najpierw jednak postarałbym się odkryć jej pozytywne cechy charakteru i szybko zbudować mocną więź emocjonalną.
Czy byłbym w tym działaniu tak szybki jak znany z dowcipów Szybki Lopez? 
Pocieszam się, że tak, ale nie mam pewności, od ponad czterdziestu lat tego nie próbowałem.
Z wiekiem człowiek coraz bardziej boi się śmieszności. I to też częsta przyczyna trwałości przekonań.
Niczym packa na muchy, być może zmiotła by mój lot w kierunku zapalonej świecy informacja, że jestem już tylko i wyłącznie aseksualny.
W końcu to jednak też seksualność w jakiejś tam formule zaprzeczenia.
Jaki więc jestem?
Jestem jaki jestem, a czasami nawet bardziej.
Swoją drogą jakich to mądrych nazw potrzeba teraz dla określenia zwykłych norm zachowania.

07 lipca 2022

O tych paragonach co to ponoć budzą grozę

Nie jest tanio, to truzim. Można się nawet pokusić o powiedzenie, że jest drogo. dokłada się do tego jeszcze  wszechobecne narzekanie. My Polacy lubimy narzekać, na wszystko i bez przerwy. Na kiepskie zarobki, głupiego szefa, brak orgazmu. W trakcie zaś miesięcy wakacyjnych narzekamy na: brak szerokiej oferty alkoholi w ramach all inclusive, niewygodne materace i pokojach hotelowych i kiepski widok z jego okien, a przed wszystkim na jedzenie. Jedzenie jest najważniejsze, a przecież jak mówi przysłowie :" Jemy aby żyć, a nie żyjemy aby jeść".

W mediach zwłaszcza społecznościowych pojawiają się prawie codziennie zdjęcia paragonów za jedzenie w knajpie, najczęściej w znanych miejscowościach turystycznych. Ogólnie dla tej formy prezentacji wymyślono nazwę "paragony grozy" i tak już zostało. Dlaczego paragony to wiadomo, ale dlaczego grozy?


Po pierwsze nikt do konsumpcji w tym lokalu przymuszony nie był.
Dobry zwyczaj ostatnich lat u nas, a od dawna obowiązujący już w Europie nakazuje, aby wywiesić menu wraz z cenami przed wejściem do knajpy.
Staję więc  przed kartką, czytam, a jeżeli potrafię się zbilansować, wchodzę.
Odczytałem nazwę lokalu na paragonie. Na ich stronie internetowej widnieje menu wraz z cenami. Można więc być mądrym już na etapie planowania wyjścia.
Oczekuje się wzruszeń w klimatycznym otoczeniu, wraz z regionalnymi potrawami, a nie akceptuje się ceny która wynika między innymi z tego, że kelner który nam podaje kwaśnicę występuje w góralskich guniach, a kelnerka przez cała zmianę dźwiga na szyi sznur korali.  
Pamiętam jak mój francuski brat minął w Paryżu cztery lokale, aby wejść do piątego ze względu na poziom cen  oferowanych tam dań. Wypiliśmy wodę, albo wodę i kawę, a jemu  chciało się szukać.  Nie musiał przecież, ponieważ jako właściciel poważnej firmy mógł zapłacić bez narzekania.
Wtedy nie rozumiałem tego zachowania, dziś bez stresu korzystam z tych wzorców. Wybieram lokale i potrawy na które mnie stać i nie narzekam.
Sam decyduje co jem i nie chcę być jak ten górnik który wraz z kolegami zasiadł do śniadania na przodku pod ziemią.
Otwierają górnicy buterbroki ( po śląsku kanapki ) zajadają. Żony zadbały, aby wewnątrz była kiełbaska lub szyneczka.
Nasz bohater zdejmuje papier z chleba, zagląda do środka i mówi- Cholera, z żółtym serem - potem ze wstrętem rzuca kanapką o ścianę. Następnego dnia sytuacja powtarza się dokładnie w takiej samej kolejności.
Gdy trzeciego dnia górnik nie rozpakował nawet kanapki tylko rzucił nią o ścianę, koledzy mówią do niego.
- Zajrzyj do środka może dzisiaj jest z szynką.
- Wiem z czym jest, sam sobie robię śniadania - odpowiedział poirytowany górnik.
No właśnie o to chodzi, o irytację na własne decyzje.
Wiem, że wczasy i długie weekendy żądzą się swoimi prawami, ale żaden czas nie zwalnia z myślenia.
Sam miałem dwa przypadki, kiedy nie potrafiłem zrobić użytku z menu przed założeniem zamówienia.
Pierwszy jeszcze w czasach studenckich, kiedy w wypasionej knajpie zamówiłem dla siebie i brata piwo Krakus - produkt wtedy nieobecny na półkach i pożądany.
Był jeden problem. W karcie stało jak wół, że piwo podajemy wyłącznie do konsumpcji.
Wybrałem więc najtańszą pozycję w karcie którą był tam pstrąg soute, a do którego mogłem już domówić owego Krakusa.
Kiedy zobaczyłem  kelnerów wyjeżdzających lśniącym nierdzewnym wózkiem z zaplecza, powiedziałem do brata
- Spójrz jak się ktoś wyluzował.
Wózek dojechał do nas, a po podniesieniu pokrywy zamówiony pstrąg płonął.
- Czy jesteś pewien tej ceny? - spytał półgębkiem brat
- Delektujmy się teraz - powiedziałem udając spokój, chociaż tętno dawno przekroczyło setkę 
Zerknąłem do karty którą tak niedbale odczytałem
Pełny tekst brzmiał:
Pstrag soute - wg wagi. Cena za 100g plus dodatki wg  karty.
Było to w czasie kiedy nie było jeszcze kart kredytowych. Ba, nie mieliśmy nawet kont w banku.
Wyglądało na to, że dobry Pan Bóg chciał mnie czegoś nauczyć, ale zrobił to tak by za bardzo nie bolało.
W kieszeni miałem kasę którą ojciec powierzył mi wraz z prośbą o zakup kąpielowego piecyka gazowego.  Było więc czym zapłacić.
Potem przez jakiś czas  ściemniałem w domu o brakach w zaopatrzeniu, aby na spokojnie dozbierać brakującą kwotę.
Za drugim razem, kiedy już posiadałem ową cudowną kartę kredytową ale nadal trwał proces mojego "dojrzewana w mądrości" ( czy on się kiedyś zakończy?) wybrałem się z rodziną do Chłopskiego Jadła. Podawano tam danie pod nazwą "Koryto". Na nim jak w korycie znaleźć można było wszystko. Mięso wołowe, kotlety schabowe, kurczaki ale i pierogi i inne kluski. 
Pozycja nie wymieniona w menu, przygotowywana na specjalne zamówienie.
Zaproszenie oprócz rodziny przyjęli również: mój ojciec i matka mojej żony, dla których takie wyjście do knajpy było sporym wydarzeniem.
Koryto podawano jak owego pstrąga. Co prawda nie na wózku, ale z honorami. W takim drewnianym naczyniu na kształt owego tytułowego koryta, a przy wyjściu dania na salę kuchni kucharz głośno dzwonił wielkim mosiężnym dzwonkiem.
Wespół, w zespół udało nam się uszczknąć ledwie połowę podanego dania gdy wszyscy opadli z sił. 
- Poprośmy o zapakowanie reszty do domu - podpowiedziała praktyczna jak zawsze  żona.
- Nie wypada - odpowiedziałem wychowany na wzorcach z PRL gdzie tak łatwo można było zdenerwować kelnera.
Wziąłem  rachunek i gdy spojrzałem na kwotę zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Na pamięć wyciągnąłem z portfela kartę i dołożyłem kelnerski napiwek.
Bo gdy Titanic tonął to też orkiestra grała...
- A tę resztę proszę nam zapakować  na wynos -  powiedziałem z uśmiechem do kelnera. Powoli odzyskiwałem wzrok.
- Wiedziałeś, że to tyle kosztuje ? - spytała żona.
Jakże mógłbym Was inaczej zaprosić - odpowiedziałem.
Skłamałem, aby nie psuć atmosfery i nie wywoływać w zebranych wyrzutów sumienia, wszak to nie oni, a ja popisałem się podręcznikową wprost głupotą.
Mięsa  starczyło jeszcze na dwa dni do obiadu, nie wspominając o pierogach.
Czy czegoś nauczyły mnie te wpadki?
Tak, że nie jest grzechem pytać, czytać i analizować. Nie jest też wstydem wyjść z knajpy jeżeli ceny nam nie odpowiadają. 
Publikować paragony i narzekać na ceny, to jakby przedstawiać dowody na własną głupotę.
I nie wiem czy przy okazji modlić się o mądrość czy już tylko o zdrowie, bo o mądrość zdecydowanie za późno?