Nie jest tanio, to truzim. Można się nawet pokusić o powiedzenie, że jest drogo. dokłada się do tego jeszcze wszechobecne narzekanie. My Polacy lubimy narzekać, na wszystko i bez przerwy. Na kiepskie zarobki, głupiego szefa, brak orgazmu. W trakcie zaś miesięcy wakacyjnych narzekamy na: brak szerokiej oferty alkoholi w ramach all inclusive, niewygodne materace i pokojach hotelowych i kiepski widok z jego okien, a przed wszystkim na jedzenie. Jedzenie jest najważniejsze, a przecież jak mówi przysłowie :" Jemy aby żyć, a nie żyjemy aby jeść".
W mediach zwłaszcza społecznościowych pojawiają się prawie codziennie zdjęcia paragonów za jedzenie w knajpie, najczęściej w znanych miejscowościach turystycznych. Ogólnie dla tej formy prezentacji wymyślono nazwę "paragony grozy" i tak już zostało. Dlaczego paragony to wiadomo, ale dlaczego grozy?
Po pierwsze nikt do konsumpcji w tym lokalu przymuszony nie był.Dobry zwyczaj ostatnich lat u nas, a od dawna obowiązujący już w Europie nakazuje, aby wywiesić menu wraz z cenami przed wejściem do knajpy.
Staję więc przed kartką, czytam, a jeżeli potrafię się zbilansować, wchodzę.
Odczytałem nazwę lokalu na paragonie. Na ich stronie internetowej widnieje menu wraz z cenami. Można więc być mądrym już na etapie planowania wyjścia.
Oczekuje się wzruszeń w klimatycznym otoczeniu, wraz z regionalnymi potrawami, a nie akceptuje się ceny która wynika między innymi z tego, że kelner który nam podaje kwaśnicę występuje w góralskich guniach, a kelnerka przez cała zmianę dźwiga na szyi sznur korali.
Pamiętam jak mój francuski brat minął w Paryżu cztery lokale, aby wejść do piątego ze względu na poziom cen oferowanych tam dań. Wypiliśmy wodę, albo wodę i kawę, a jemu chciało się szukać. Nie musiał przecież, ponieważ jako właściciel poważnej firmy mógł zapłacić bez narzekania.
Wtedy nie rozumiałem tego zachowania, dziś bez stresu korzystam z tych wzorców. Wybieram lokale i potrawy na które mnie stać i nie narzekam.
Sam decyduje co jem i nie chcę być jak ten górnik który wraz z kolegami zasiadł do śniadania na przodku pod ziemią.
Otwierają górnicy buterbroki ( po śląsku kanapki ) zajadają. Żony zadbały, aby wewnątrz była kiełbaska lub szyneczka.
Nasz bohater zdejmuje papier z chleba, zagląda do środka i mówi- Cholera, z żółtym serem - potem ze wstrętem rzuca kanapką o ścianę. Następnego dnia sytuacja powtarza się dokładnie w takiej samej kolejności.
Gdy trzeciego dnia górnik nie rozpakował nawet kanapki tylko rzucił nią o ścianę, koledzy mówią do niego.
- Zajrzyj do środka może dzisiaj jest z szynką.
- Wiem z czym jest, sam sobie robię śniadania - odpowiedział poirytowany górnik.
No właśnie o to chodzi, o irytację na własne decyzje.
Wiem, że wczasy i długie weekendy żądzą się swoimi prawami, ale żaden czas nie zwalnia z myślenia.
Sam miałem dwa przypadki, kiedy nie potrafiłem zrobić użytku z menu przed założeniem zamówienia.
Pierwszy jeszcze w czasach studenckich, kiedy w wypasionej knajpie zamówiłem dla siebie i brata piwo Krakus - produkt wtedy nieobecny na półkach i pożądany.
Był jeden problem. W karcie stało jak wół, że piwo podajemy wyłącznie do konsumpcji.
Wybrałem więc najtańszą pozycję w karcie którą był tam pstrąg soute, a do którego mogłem już domówić owego Krakusa.
Kiedy zobaczyłem kelnerów wyjeżdzających lśniącym nierdzewnym wózkiem z zaplecza, powiedziałem do brata
- Spójrz jak się ktoś wyluzował.
Wózek dojechał do nas, a po podniesieniu pokrywy zamówiony pstrąg płonął.
- Czy jesteś pewien tej ceny? - spytał półgębkiem brat
- Delektujmy się teraz - powiedziałem udając spokój, chociaż tętno dawno przekroczyło setkę
Zerknąłem do karty którą tak niedbale odczytałem
Pełny tekst brzmiał:
Pstrag soute - wg wagi. Cena za 100g plus dodatki wg karty.
Było to w czasie kiedy nie było jeszcze kart kredytowych. Ba, nie mieliśmy nawet kont w banku.
Wyglądało na to, że dobry Pan Bóg chciał mnie czegoś nauczyć, ale zrobił to tak by za bardzo nie bolało.
W kieszeni miałem kasę którą ojciec powierzył mi wraz z prośbą o zakup kąpielowego piecyka gazowego. Było więc czym zapłacić.
Potem przez jakiś czas ściemniałem w domu o brakach w zaopatrzeniu, aby na spokojnie dozbierać brakującą kwotę.
Za drugim razem, kiedy już posiadałem ową cudowną kartę kredytową ale nadal trwał proces mojego "dojrzewana w mądrości" ( czy on się kiedyś zakończy?) wybrałem się z rodziną do Chłopskiego Jadła. Podawano tam danie pod nazwą "Koryto". Na nim jak w korycie znaleźć można było wszystko. Mięso wołowe, kotlety schabowe, kurczaki ale i pierogi i inne kluski.
Pozycja nie wymieniona w menu, przygotowywana na specjalne zamówienie.
Zaproszenie oprócz rodziny przyjęli również: mój ojciec i matka mojej żony, dla których takie wyjście do knajpy było sporym wydarzeniem.
Koryto podawano jak owego pstrąga. Co prawda nie na wózku, ale z honorami. W takim drewnianym naczyniu na kształt owego tytułowego koryta, a przy wyjściu dania na salę kuchni kucharz głośno dzwonił wielkim mosiężnym dzwonkiem.
Wespół, w zespół udało nam się uszczknąć ledwie połowę podanego dania gdy wszyscy opadli z sił.
- Poprośmy o zapakowanie reszty do domu - podpowiedziała praktyczna jak zawsze żona.
- Nie wypada - odpowiedziałem wychowany na wzorcach z PRL gdzie tak łatwo można było zdenerwować kelnera.
Wziąłem rachunek i gdy spojrzałem na kwotę zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Na pamięć wyciągnąłem z portfela kartę i dołożyłem kelnerski napiwek.
Bo gdy Titanic tonął to też orkiestra grała...
- A tę resztę proszę nam zapakować na wynos - powiedziałem z uśmiechem do kelnera. Powoli odzyskiwałem wzrok.
- Wiedziałeś, że to tyle kosztuje ? - spytała żona.
Jakże mógłbym Was inaczej zaprosić - odpowiedziałem.
Skłamałem, aby nie psuć atmosfery i nie wywoływać w zebranych wyrzutów sumienia, wszak to nie oni, a ja popisałem się podręcznikową wprost głupotą.
Mięsa starczyło jeszcze na dwa dni do obiadu, nie wspominając o pierogach.
Czy czegoś nauczyły mnie te wpadki?
Tak, że nie jest grzechem pytać, czytać i analizować. Nie jest też wstydem wyjść z knajpy jeżeli ceny nam nie odpowiadają.
Publikować paragony i narzekać na ceny, to jakby przedstawiać dowody na własną głupotę.
I nie wiem czy przy okazji modlić się o mądrość czy już tylko o zdrowie, bo o mądrość zdecydowanie za późno?