- No i jak było?- spytałem kobietę
swojego życia.
- No hiper – odpowiedziała zdawkowo.
- To już nie super a hiper ?
- No hiper... hiperbarycznie. Jeszcze
mi teraz w uszach strzela od tej zmiany ciśnienia.
Od poniedziałku, szanowna moja
małżonka korzysta z dobrodziejstwa techniki zaprzęgniętej w
służbę medyczną i odbywa sesje terapeutyczne w komorze
hiperbarycznej.
Oglądałem to cudo na zdjęciach i
powiem, że sprawa wrażenie. Wygląda to jak podwodne laboratorium.
Taki dziesięcioosobowy batyskaf.
Chyba nie tylko mnie dopadło takie
skojarzenie, ponieważ na jednej ze ścian przykleił ktoś
fototapetę z rafą koralową. Przy odrobinie dobrej woli, pod
wpływem zmieniającego się ciśnienia można patrząc przez
iluminator odnieść wrażenie zanurzania się w ciepłych morzach.
Co prawda nie o wrażenia idzie a o coś
innego. A to wszystko za pieniądze NFZ. Narzekałem że nic się w
temacie zdrowia nie zmienia, a tu nowa technika wspomaga. Fakt, że
na miejsce czekaliśmy tradycyjnie długo, ale w końcu się
znalazło. Teraz tylko spełnić wymagania co do odzieży (bawełna)
i już. Do środka można zabrać butelkę wody niegazowanej i
kolorowy magazyn. Co ciekawe codzienne gazety nie są dopuszczone.
Może chodzi o to, żeby czytając codzienne informacje nie zejść
na serce, przy zmiennym ciśnieniu w komorze.
Widok Szyca siedzącego na kiblu i
myjącego zęby w trakcie wypróżnienia wzbudzi nasz uśmiech,
często litościwy, nie przyspieszając jednak ciśnienia. Chociaż
kto tam wie? Różnych ma Pan Bóg lokatorów.
Codzienne przejazdy do szpitala są
ciągiem dalszym wędrówek starymi szlakami.
W sobotę wybraliśmy się bowiem w
Gorce.
Całkiem wypadało, bo córka znajomych
z narzeczonym, pofatygowali się specjalnie na naszą wieś ze
ślubnym zaproszeniem.
Wprost nie wypadało nie być.
Młody z dziewczyną wybrał full
service czyli wesele z ocepinami i poprawinami, my zdecydowaliśmy
się tylko na ślub.
Powrót w Gorce. Boże jak to brzmi.
Przygotowania trwały, a ostatni
tydzień odliczaliśmy już jak idący do rezerwy żołnierz.
Niestety. Sobota powitała nas pogodą
zmienną ze skłonnością do deszczu. I tak lało, po to by za
chwilę tylko padać, a następnie kapać. Za oknem migały nam
krajobrazy, dobrze znane z tego dwudziestoletniego podróżowania w
te i wewte. Deszcz zdecydowanie dusił w nas przyjemność ale emocje
po staremu chwytały za gardło.
Dojechaliśmy na styk i zameldowaliśmy
się w kościele tuż przed Młodymi.
Powitaliśmy rodziców Panny Młodej i
zasiedliśmy w drewnianych ławach.
Kościół w Krościenku to betonowy
obelisk, zbudowany w czasach PRL. Nie urzeka, a szpeci swoją bryłą,
pewnie dlatego nie zdecydowaliśmy się nigdy na jego oglądanie.
Teraz spotkało mnie miłe zaskoczenie. Zdobień i główny ołtarz
ujęły mnie prostotą. Zaraz jednak za serce złapała uroczystość
zaślubin kobiety, która od dziecka rosła i dojrzewała na naszych
oczach, przez dwadzieścia dwa lata. Ileż wspomnień dobrych,
lepszych, śmiesznych i tych z pozoru nieistotnych? Wszystko to
przelatywało mi przed oczami w trakcie nabożeństwa. Mogłem sobie
na to pozwolić bo to w końcu nie mój ślub. A potem grosz
rozsypany na szczęście, kolejka do składania życzeń i wino,
które zamiast kwiatów mieliśmy wręczać młodym (takie życzenie).
Stał się cud i na niebie rozbłysło słońce. Stan taki trwał już do wieczora.
Oczywiście moja małżonka niczym
matka chrzestna wielkiego statku rozbiła butelkę z winem na placu
przykościelnym. Chyba trochę ryzykuję pisząc w poprzednim zdaniu
"oczywiście". Pomińmy je więc.
- Płyńcie po morzach i oceanach
wspólnego życia, omijając wszelkie rafy i płycizny - powiedziała
w komentarzu aby jakoś rozładować stres.
Brawo za refleks.
Do młodych wybraliśmy się z pustymi
rękami, ale i z sercem na dłoni.
Trudno, odrobimy to w przyszłości.
Tutaj spotkało nas kolejne wzruszenie
i w dodatku większe od poprzedniego.
Wszyscy mieszkańcy osiedla w którym
spędziliśmy ostanie dwie dekady ustawiła się w kolejce do nas by
się serdecznie przywitać i wycałować.
Nie podejrzewaliśmy, że spotka nas
takie powitanie. Czy można chcieć czegoś więcej?
Tak prawdę powiedziawszy to tylko nowi
właściciele naszego kiedyś domu kiwnęli tylko głowami z oddali.
Może nie chcieli robić tłumu,
może.... może...
Jedno wiem, że nie musieli rzucać nam
się w ramiona. Nie mieli żadnego obowiązku. Nasze drogi
skrzyżowały się w konkretnym celu i kiedy ten cel został
zrealizowany nie musimy się znać.
Chociaż tak szczerze powiedziawszy to
gdzieś tam trochę mnie piknęło. Utrzymuję dobre relację z
kobietą od której kupiliśmy obecny dom, ale ja nie jestem chyba
dobrym przykładem. Jestem zbyt sentymentalny.
Poprosiłem Syna by przywiózł mi
kilka kamieni z z rejonu wspomnień.
Przywiózł cztery kamerdole. Teraz
ułożyłem je na skalniaku i tak mam kawałek Gorców na
wyciągnięcie ręki.
Młodzi i zaproszenie goście pojechali
na wesele a my odwiedziliśmy znajomych w Szczawnicy.
Nie za długo nie za krótko, ot tyle
na ile pozwala przyzwoitość. Cieszy, że wciąż mamy o czy ze sobą
rozmawiać.
Jak to śpiewali Skaldowie ? – Nie
domykajmy drzwi, zostawmy uchylone.
Jakby na zakończenie tego czarownego
popołudnia, ten właśnie kawałek leciał w jakiejś miejscowej
stacji. Mijaliśmy właśnie wzniesienia w Lubomierzu.
- Wiesz Kochanie – tu zwróciłem się
do swojej małżonki – Mam taki pomysł. W lipcu pojedziemy na wieś
w gościnne progi rodziców naszej dzisiejszej panny młodej i
zorganizujemy grilla dla tych wszystkich którzy tak mi nas dzisiaj
powitali. Co prawda nie mamy tam jest żadnych rzeczy materialnych
ale serce jednak dalej w kapeluszu z piórkiem.
Kiedy późnym wieczorem podjechaliśmy
pod dom powitała nas kota która niespiesznie wyszła z krzaku
berberysu jakby mówiąc: powłóczyliście się, pogościli, a co z
moja michą?
Żona w lot odczytała tę aluzję.
Skoro ludzie pamiętają, to nie jest już źle. A kiedy jeszcze okazuje się, że pamiętają dobrze, to właściwie już komplet. Niczego więcej nie należy chcieć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W tamtą sobotę rzeczywiście miałem wszystko
UsuńPozdrawiam
Najważniejsze żeby było wszystko dobrze.Pozdrawiam życzę miłego weekendu.
OdpowiedzUsuńI nawzajem, najlepszego. Pozdrawiam
UsuńTak, tak, nigdy nie domykać drzwi! Trzeba o tym pamiętać. Ale co z tymi co preferują drzwi antywłamaniowe zbrojone stalą...? Takie też można "nie domknąć?"
OdpowiedzUsuńMożna
UsuńPozdrawiam
Ludzie, którzy na nasz widok uśmiechają się, pragną się serdecznie przywitać i zamienić kilka zdań - dla takich chwil warto żyć.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Byliśmy szczęśliwi Pozdrawiam
Usuńa mówią, że teraz to tylko na pieniądzach ludziom zależy, a tu proszę - i miłość i wzajemny szacunek, i przyjaźń, pięknie!
OdpowiedzUsuńWięc może to dobrze że czasami wieś polska konserwatywna jest
UsuńPozdrawiam
Mnie też to urzeka. Może to już starość puka do mojej wyobraźni
UsuńNo proszę, tom się dowiedział po półwieczu, że Krościenko to Gorce...:)) A głupiemu by się może zdało, że Pieniny:) Ale powrotu i to udanego do tej samej wody po raz drugi winszuję:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Zrządzeniem losu tylko ślub był w Krościenku a i Szczawnica tylko przy okazji.
UsuńA ileż to do Gorców ? Jak copkom rzucić
Pozdrawiam
Przez 20 lat można się bardzo przywiązać do miejsca i ludzi, wyobrażam sobie jak ciężko było opuszczać Gorce.
OdpowiedzUsuń...z sentymentem pozdrawiam...póki co :) Ania
OdpowiedzUsuń...niestety nie wiem czemu wyświetlam się "Anonimowy"...ach te komputery.
Usuńooo ?!
OdpowiedzUsuńNo i udało się. Pozdrawiam "po latach"
UsuńPozdrawiam
to najlepszy wskaxnik sympatii... jak nas postrzegaja dawni nasi znajomi. ich reakcja bardzo dobrze o was swiadczy :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście chyba nie jest najgorzej
UsuńPozdrawiam
Czy sesje pomagają? Mam klaustrofobie ale ciekawa to bardzo metoda: Podstawą tlenoterapii hiperbarycznej jest działanie czystego tlenu pod zwiększonym ciśnieniem. wspomaga leczenie zakażeń i stanów zapalnych, sprzyja neowaskularyzacji oraz zwiększa liczbę multipotencjalnych komórek macierzystych, które przemieszczają się do uszkodzonych komórek i tkanek i powodują ich regenerację.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe.
Przyjaźń powstaje powoli nie nachalnie i bywa że trwa wzruszając. Wam się to pięknie przytrafiło a żonie brawa za refleks.
Pozdrawiam ciepło.
Czy działa zobaczymy za jakiś czas.
UsuńPrzyjaźń, choć to może zbyt duże słowo dla tego przypadku, rzeczywiście wzrusza
Pozdrawiam
Zastanawiam sie czy i mnie kiedys czekaja takie powitania i takie przyjaznie...mysle, ze wraz z pociecha z wlasnych dzieci, takie przyjaznie sa miernikiem naszego zycia. Pozdrawiam i trzymam kciuki za powodzenie 'hiper' doswiadczen.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, doczekasz się. Pozdrawiam
UsuńDla takich milych chwil warto zyc, jest to bardzo mile i wzruszajace, a co najwazniejsze nie przeliczalne na zadne pieniadze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dokładnie tak.
UsuńPozdrawiam
No wzruszyłam się :-) Fantastycznie i bardzo miło, że ludzie tak pamiętają i, mimo wyprowadzki, darzą sympatią.
OdpowiedzUsuńOby Małżonce, nowa metoda, sprzyjała :-)
Dla Młodych dużo szczęścia.
Sentyment rozumiem, bo sama taka jestem :-)
Dziękuje i pozdrawiam
Usuń