Drugie wejście...

Grill dymił  coraz bardziej,  a wiatr kierował dym wprost w oczy Marka.  Przymuszony sytuacją zabrał swoje piwo  i przesiadł się w inne miejsce. Uczynił to niechętnie,  ale po chwili  pogodził się z sytuacją. Z nowego miejsca  miał  również bardzo dobry widok. Sączył małymi łyczkami zimne piwo i równie niespiesznie przesuwał wzrokiem  po nogach Magdy.  Krótka , zwiewna letnia sukienka zdawała się być  ledwie namiastką tajemnicy.  Powiewający na delikatnym wietrze kolorowy batyst  zapraszał wiatr do dalszej śmiałości.  Zaczął od podziwiania  stóp,  które ozdabiały delikatne skórzane paseczki.  Aktualny pedicure i żywy letni  kolor działały na jego wyobraźnię , a  łydki opalone  i piekielnie gładkie wyobraźnię tę napędzały.  Chciał uniknąć nachalnego gapienia się na  Magdę,  ale kobiety z pewnością wyczuwały takie spojrzenia.  Dwukrotnie został przyłapany na tym ukradkowym jak mu się wydawało spojrzeniu,  a kiedy ich oczy spotkały się , jej twarz ozdobił delikatny uśmiech. Nie był to jednak jakiś kpiący uśmieszek czy ironia. W tym delikatnym skrzywieniu ust czaiła się  całkiem otwarta zachęta.
- Próbuj - zdawały się mówić pełne przyzwolenia do tego działania oczy.
Może dlatego w swoim gapieniu się stawał coraz bardziej bezczelny.   Nad ogrodem  powoli zapadał zmrok,  a obecni  tam zajęci byli jakimiś czynnościami związanymi z przygotowaniem uczty. Ktoś podlał karkówkę piwem i odwrócił kiełbaski na ruszcie, inny przyniósł nowe chłodne puszki. Magda rozkładała talerze i sztućce wdzięcznie  przemykając z miejsca na miejsce,  dzięki czemu widział te nogi w całej swojej krasie.   Drgały napinające się tuż pod skórą mięśnie, nie nadające nogom  jednak w żadnym wypadku  atletycznego rysu.  Były w porządku  takie jakimi je widział. Wyobrażał sobie, że są równie delikatne w dotyku.  Sukienka z dużym dekoltem odsłaniała bardziej niż zasłaniała pozostałe walory.
- Zawsze uważałem,  że ma fantastyczne piersi – utwierdził się w przekonaniu. Rzeczywiście  piersi pomimo ukończenia  czterdziestki,  w dalszym ciągu zdawały się bronić przed uznaniem praw  grawitacji. Swobodnie falowały unosząc się i opadając na przemian.
-Twoja karkówka – wyrwał go z rozmarzenia głos  Andrzeja.
Gospodarz położył przed nim talerzyk  z opieczonym mięsem i spora porcją musztardy. Brzęknęły sztućce, rozpoczęła się konsumpcja.
Marek znalazł się na tej imprezie zupełnie przypadkowo.  Kiedy  meblował się w nowym służbowym mieszkaniu  już drugiego dnia okazało się,  że naprzeciw  w uroczym bliźniaku od dziesięciu z górą lat mieszka Andrzej, kolega ze studiów.  Kolega przebywał właśnie na wcześniejszej emeryturze ponieważ pracował zawodowo w firmie,  która może używać przymusu bezpośredniego zgodnie z prawem.  Zapomniałem  że oprócz przymusu stosuje jeszcze  prewencję.   Ponieważ to stosowanie przymusu jest mocno stresujące,  a stres jest szkodliwy dla zdrowia,  lata pracy liczone były podwójnie  albo potrójnie.  Marek należał do obywateli praworządnych  więc przez te parę lat nie mieli ze sobą kontaktu.
Teraz Andrzej zupełnie już  bezstresowo  pichcił  coś na grillu,  podlewając całość mniej lub bardziej stężonym alkoholem. Mówiło się,  że skłonność do alkoholu to jeszcze jedna pozostałość  po tej stresującej robocie.
Kiedy Marek nachlał się na jakimś wieczorku wspomnień powiedział,  że wzorem kolegi  on również powinien otrzymać rentę zdrowotną,  ponieważ w związku ze sprzeciwem ideowym  żony zmuszony był do stosowania tak zwanego stosunku przerywanego,  co kosztowało go wiele zdrowia i zawsze wiązało ze stresem.
Ponieważ grill zdarzał się w domu Andrzeja często, po kilku dniach Marek starał się przemknąć koło domu kolegi niezauważalnie.  Szedł więc na przygiętych kolanach z opuszczoną głową starając nie wychylać ponad płot.  Przypominał w tym czaplę,  która przemierza jeziorko w poszukiwaniu ryb. Pomimo tych działań,  które kłóciły się nieco z jego osobistą  godnością , Markowi tylko co drugi raz udawało się  uniknąć biesiadowania.  Dobrze że żona przebywała sto pięćdziesiąt kilometrów od domu dzięki czemu mógł uniknąć wymówek po powrocie.
Tym razem również  miał topić gorycz  porażki  w szklance z chłodnym piwem. Niespodziewanie jednak los się odwrócił  i siedział teraz upajając się  analizą pięknej  Magdy.
Nie było w tej analizie nic złośliwego,  czy prześmiewczego. W każdej  z kategorii którą wymyślił zbierała komplet punktów.
Magda studiowała  na tym samym roku co Marek i Andrzej. Prześliczna blondynka o posągowej urodzie.  Faceci oszaleli na jej punkcie. Ona otoczona wianuszkiem adoratorów  przeżywała kolejne dni coraz bardziej świadoma swej atrakcyjności.  Powoli  grupowi  fani odpadali jeden po drugim tracąc nadzieję na coś więcej,  a i przy okazji gubiąc sen s życia.  Magda zaś zaczęła prowadzać się z kolegami z wyższych roczników.  Ktoś coś wspominał o Akademii Medycznej  dorzucając kąśliwą uwagę o anatomii, ale to pewnie złe ludzkie języki  były.   Odrzucony facet  zawsze znajdzie wytłumaczenie w którym to „honor i moralność” nie pozwoliły mu na trwanie w związku. To schemat i sztampa,  niestety co rusz ktoś  z niego korzysta..  Nie tylko  bowiem  Księżyc posiada swoją drugą ciemną stronę .
Ponieważ Marek posiadał w domu lustro i  duży ładunek samokrytyki,  nie odważył się  nigdy na żadne  taktyczne manewry.  Wiedział,  że to nie ta półka. Tylko wieczorami  tuż przed zaśnięciem  lub tuż po wybudzeniu,  kiedy umysł kręcił się jeszcze w  trybie sennym  marzył sobie,  że oto Ona i On gdzieś tam i coś tak.
A potem wyrósł z tych nierealnych szczeniackich  snów,  a w normalnym życiu wszystko sobie poukładał .  Nie był nieszczęśliwy w małżeństwie. Nie był w nim również  wyjącym ze szczęścia facetem.  Jak śpiewał Jonasz Kofta którego uwielbiał cytować
- Nie jest mnie dobrze, nie jest mnie źle. Cholera wie czego ja chce.
Tamte senne marzenia powróciły w trakcie tego grillowego wieczora.
- Ona jest po rozwodzie -  powiedział do mnie Andrzej.  Facet ją podle traktował  i odeszła od  niego. Kiedy dzisiaj je powiedziałem,  że mieszkasz naprzeciw , koniecznie chciała żebym  Cię zaprosił.
-Ona mnie pamięta?  Żart jakiś Ci się urodził Jędruś  - odpowiedział Marek.
- A jednak.
Marek zaczął zastanawiać się  dlaczego Andrzej tak zagadywał  na temat Magdy.  I w ogóle  -  o co tu chodzi?
To działo się w sferze  rozumu i rozsądku, serce zaś zaczęło  rysować szalone scenariusze.  Powróciły te  senne wizje  i tamte obrazy. Wpisywał więc tę  obecną Magdę w tamte szczeniackie projekty, klatka po klatce.  Jak afrodyzjak działało piwo, grill, a może  sukienka,  najpewniej zaś burza rudych jak ogień włosów,  w których wyglądała fantastycznie.  Kilka razy próbował odgonić od siebie te obrazy powołując się na swój  żelazny rozsądek.  Ileż to razy jednak serce wygrywa z rozumem.
Nie było to również ta prymitywna samcza potrzeba seksu,  ale realna możliwość  bliskości.
- Nie, nie  seksu nie odrzucaj – wyprostował go  jakiś wewnętrzny głos. Tylko czy ciebie  jeszcze stać, po tych wszystkich małżeńskich latach  na dziki, szalony, nieskrępowany regułami i przyzwyczajeniami seks?  Czy potrafisz  wykrzesać z siebie emocje, ale tak aby z nimi nie przesadzić i nie dać plamy?  Bo czy lata praktyki nie są zabójcą namiętności?
- Fajny taki ogród, z takim wieczornym grillem i tą nieskrępowaną atmosferą .
Z rozmyślań wyrwał go czyjś głos. Podniósł oczy,  przed nim stała Magda.
- Można?-  spytała wskazując ręką na krzesło  stojące obok.  Nie czekając zaś na pozwolenie usiadła.
- Tak siadaj  -   zaprosił lekko jeszcze rozkojarzony Marek.
Widocznie zmieszany, ponieważ jeszcze przed chwilą pogrążony był w całkiem cielesnych rozważaniach  na temat swoje sąsiadki.
-J ak to dobrze, że myśli w dalszym ciągu pozostają w ukryciu. Czułbym się  naprawdę głupio.
Co się z Tobą działo przez te wszystkie lata Madziu ?
- No wiesz długo by mówić,  ale nie ma się czym chwalić. Tak naprawdę nie skończyłam tych studiów, ani  normalnie, ani później.  Wyszłam za mąż za faceta  starszego ode mnie o pięć lat, po medycynie.
A więc  z tą medycyną było coś na rzeczy – skojarzył Marek.
Stara lekarska rodzina i duża kasa. Szybko jednak przekonałam się,  że byłam facetowi potrzebna  jak spinki do wyjściowej koszuli. Reprezentacyjna żona przy boku faceta  którem się udało. Niedługo potem wygasło coś co wydawało mi się uczuciem i na trzeźwo zauważyłam zimnego wyrachowanego faceta . Taki co to  dodatkowo nie przepuści żadnej kobiecie. To taka rodzinna tradycja. Tak robił ojciec kardiolog i tak robi synuś,  specjalista chirurgii plastycznej.  Długo myślałam patrząc na teściową, która wytrzymała tak dużo.   W końcu po jakichś dziecięciu  latach zdecydowałam się odejść.  I jestem  sama.
- A dlaczego czekałaś dziesięć lat?
- Człowiek czasami nie umie podjąć decyzji.  Zresztą mąż tak często podkreślał mi, że wszystko mu zawdzięczam i  że tam w normalnym życiu nie dam sobie rady.  Minęło wile lat zanim  udało mi się stłumić  ten tkwiący we mnie  Jego głos.  A teraz jestem jak to mówią singlem, albo kobietą samotną. To zależy od dnia i samopoczucia.  Wiesz Jonasz Kofta śpiewał Kiedyś :
- Nie jest mnie dobrze, nie jest mnie źle. Cholera wie czego ja chcę – zacytowali w duecie, którego  nie planowali.
Ujęła go tym cytatem, to znak że, że….
- Że lubi Koftę – podpowiedział rozum  
- Nie mogę powiedzieć , że przegrałam życie. Nie powiem również, że osiągnęłam sukces. Pracuję w banku, jako osoba niezależna od nikogo. Osiągnęłam niezły status zawodowy. Wszystko to oczywiście kosztem swojego wolnego czasu. Szefowie wiedzieli,  że Magdę można wysłać w najdalszą delegację  i pojedzie.  Z czasem nauczyłam się czerpać z tego  jakieś korzyści.  Kreta, Majorka czy Egipt nie stanowią dla mnie problemu, ale zawsze zamawiam  w hotelu jedynkę.
- Jak sobie przypomnę ten wianuszek  facetów  którzy Cię otaczali.
 - Ciebie, pamiętam tam nigdy nie było
- Wiesz miałem  lustro w domu
-  Ale byłeś szalenie dowcipny.  Jak zaczynałeś opowiadać   to szło boki zrywać. Podziwiałam Cię za tę głowę do tych wszystkich kawałów.  A już jak zrobiłeś małpę to szło boki zrywać.
 - Pamiętasz moją małpę?
- Pamiętam jak ją robiłeś  na pierwszej wspólnej grupowej imprezie.  Tylko Piotrkowi wychodziła równie dobrze. Zresztą gdy odszedłeś z naszej grupy on ją eksploatował bezlitośnie.
- Dużo pamiętasz  rzeczy związanych ze mną. To już tyle lat.
-  Wtedy chciałam żebyś  zaproponował mi wspólne wyjście do kina, albo na Planty.  Kobiety podziwiają zgrabną klatę i twardy tyłek,  ale gdy mają lat szesnaście  lub osiemnaście lat. Potem to się zmienia. Powiem tak wrodzone poczucie humoru też może być argumentem. Myślałam sobie , że żadna kobieta do końca życia nie  może się nudzić z takim facetem.
- Znam  taką jedną –  powiedział Marek, ale ugryzł się zaraz w język, gdyż ta odpowiedź aż nazbyt wyraźnie sugerowała ślubną małżonkę,  a tego  sztampowego użalania się nad sobą  chciał uniknąć.
- Żony są zwykle surowymi jurorami – podsumowała Magda.
- No popatrz. Wychodzi na to,  że przez niską samoocenę straciłem okazję na randkę z najfajniejszą dziewczyną na roku – wyrzucił z siebie Marek
 - Życie jest pełne zmarnowanych okazji i chociaż mówią, że nie da rady wejść dwa razy do tej samej rzeki,  ja jestem zdania,  że niektóre rzeczy można spróbować  naprawić. Dalej jesteś taki dowcipny? Z tego co widziałam i słyszałam , to trzymasz formę.
Pomimo wypitego piwa wrażliwość Marka pozostała na niezmienionym poziomie. KGB-owska zaś  czujność  podpowiadała mu jednak  zachowanie ostrożności.  Bo ten amerykański  w swojej swobodzie  dialog prowadził  w kierunku na który przynajmniej Marek nie był przygotowany. Z drugiej jednak strony  pilna odpowiedź na zadane pytanie wydawała się koniecznością.
- Myśl Marku i odpowiadaj –  ponaglał się -  Czy naprawdę chcesz być dowcipny? . 

***
Andrzej wygasił do końca żar w swoim ogrodowym grillu, następnie  zebrał przyrządy do grillowania i wyniósł do kuchni. Wrócił za chwilę aby pozbierać porzucone w trawie puszki. I butelki.  Kiedy ogarnął pobojowisko odetchnął z ulga i rozsiadł się w swoim wiklinowym fotelu. Żona  która zdążyła już nastawić zmywarkę wyszła na taras  i po swojemu zlustrowała otoczenie.
-  No, może być . To co? idziemy się bzykać na górę czy będziesz się do północy patrzył w gwiazdy?
 Edyta byłą bardzo bezpośrednia w wyrażaniu swoich emocji i oczekiwań. Szczególnie od czasu gdy stała się tak zwaną ryczącą czterdziestką. Swoje prawo do orgazmu realizowała z cała stanowczością. Wzbudzało to w nim mieszane uczucia. Bo kiedyś marzył o kobiecie bezpośredniej z zachowaniem   na granicy perwersji, przy czym to on miał decydować  kiedy ta perwersja się zaczyna.  Za każdym razem kiedy musiał przełamywać   te idiotyczne pozy przyzwoitości  u napalonych dziewczynek z dobrego domu, myślał to samo. O ileż prostsze i ciekawsze było by życie gdyby taka powiedziała  że ma ochotę na seks. A dodatkowo jaka oszczędność czasu z której można by wykroić jeszcze jeden numerek. Jak to śpiewał Markowski?
Naga do mnie przyjdź  i od progu powiedz na co masz chęć.
Lata wpłynęły na zmianę filozofii życiowej Andrzeja.  Jeszcze jeden -  sztandarowe zawołanie męskiej populacji wykorzystywał ostatnio tylko w takcie oglądania meczów piłkarskich w TV.  Edyta miała mu to za złe, ponieważ  ten  fizyczny entuzjazm był tym co między innymi połączyło te dwie połówki jabłka.  Teraz do furii doprowadzało ją  nadużywane przez niego powiedzonko.
- Jak coś się zrobi od razu porządnie to nie trzeba poprawiać
- To choć raz zrób to porządnie – odgryzała się trochę na wyrost , bo w końcu nie był taki ostatni. Raniło to jego męskie ego i nawet na jakiś tydzień  wyprowadził się z ich sypialni do pokoju na parterze, ale kiedy  życie brutalnie  przypomniało o swoich potrzebach,  wrócił do góry. Ona postanowiła go ukarać dłuższą abstynencją ,  ale jak już zjawił się w tej sypialni, taki bezradny. Poza tym godzenie się do awanturze działa jak mocny afrodyzjak.
- Tak do końca nie wiem czy mam ochotę  na bzykanko,  chyba wypiłem za dużo piwa i jestem cholernie śpiący. Wiem natomiast doskonale  kto się bez seksu dzisiaj nie obejdzie.
- Myślisz o Marcie?
- Może o Marcie, może o Marku ? Może o nich do kupy. Ty widziałaś jak Ona na niego patrzyła.  Aż mu tego trochę zazdroszczę.
- Zrób tutaj stójkę , to spojrzę na Ciebie  tak samo.
- Przecież ją robię regularnie.
- O stójkę na rękach albo głowie mi idzie, Ty zawsze o jednym.
- Marek nie robił żadnej stójki ,  zrobił małpę i opowiedział kupę dowcipów.  Fakt niektóre słyszałem pierwszy raz w życiu.
- O to właśnie idzie Kochanie. Kobieta potrzebuje faceta którego może podziwiać , faceta którym się może pochwalić, błysnąć w środowisku swoich koleżanek. W innym przypadku wystarczy jej wibrator.
-To co idziesz na górę czy mam planować jakieś wyjście awaryjne.
- Boże toż to molestowanie i szantaż.
-Dokładnie tak. Nastaw się pozytywnie bo  będzie również dominacja.
 Andrzej wstał ze swego ulubionego wiklinowego fotela ,  a gdy żona zniknęła za drzwiami     rozciągnął szeroko ręce aż usłyszał chrzęst naciąganych stawów.
- Dominacja – powiedział do siebie i znacząco podrapał się po tyłku.  Jak to facet
Niebo rzeczywiście  wyglądało tej nocy wspaniale. Idealnie  ciemno granatowe na którym złociły się miliony drobnych punkcików.  Marek odszukał Wielki Wóz i wskazał  go Jej nazywając głośno.  Po co tak robił ? Tego nie wiedział, ale za każdym razem gdy gapił się na niebo  odczuwał taką nagłą  i bardzo silną potrzebę.  Jak gdyby bez tej czynności oglądanie gwiazd  nie było ważne i zupełnie nieprofesjonalne. W tym temacie brał przykład z kolegi . Andrzej ,  ten to się znał na tych punkcikach. Potrafił wskazać  i nazwać co najmniej pół setki  gwiazd, konstelacji  i czego tam jeszcze nie wymyślono.  Astronomia to była jego pasja , która jak to mówili rodzice nie da mu chleba. Idąc więc za głosem wynikającym z własnego DNA wybrał prawo.  Skończył je z większymi lub mniejszymi perypetiami i  wylądować w policji, gdzie gwiazdy mógł oglądać najwyżej na pagonach przełożonych. Teraz  jako policyjny emeryt  siedział w tym swoim wiklinowym fotelu i patrzył w gwiazdy zupełnie bezinteresownie . Czasem  gdy dopadła go zawodowa dolegliwość  imprezował do czasu,  aż bez potrzeby patrzenia w niebo widział je wszystkie po zamknięciu powiek. Twierdził że panuje nad tą drobnostką,  jak swoją skłonność do gorzały nazywał.  Rzeczywiście były okresy gdy potrafił to udowodnić.   Edycie to nie przeszkadzało specjalnie. Zasiadali czasem przed telewizorem,  w sobotni wieczór i pod postacią drinków z colą potrafili doskonale poradzić sobie z butelką.  Potem łóżko i seks, czasem seks i łóżko , coraz częściej tylko łóżko.
- Tak, Wielki Wóz powtórzyła za nim wskazując wyciągnięta ręką dokładnie w ten sam punkt  .Ich wyciągnięte dłonie dotknęły się  przypadkowo, a kiedy Ona odsunęła ją delikatnie na bok, Marek objął jej dłoń swoją. Chwile trwali w tej pozycji wskazujących gwiazdy niczym  jakiś  patetyczny spiżowy pomnik.  Kiedy Ona chciała zabrać dłoń, On przygarnął ją do siebie pocałował  i odwrócił jakby z jej linii papilarnych próbował przeczytać najbliższą przyszłość.
- Masz długa linię życia – powiedział a kiedy poczuł,  że brzmi to niesamowicie banalnie  powtórnie podniósł jej dłoń do ust, ale tym razem   pocałował  jej wewnętrzną stronę .  Zaskoczona ta nagłą sytuacją na początku postanowiła wyrwać dłoń z jego  objęcia ,  ale powstrzymała Ją jakaś  niewytłumaczalna  dziecięca wprost ciekawość.  On zaś wykorzystując tę chwilę niepewności musnął ustami w ulubionym miejscu samobójców,  w okolicach nadgarstka gdzie  wygodnie usadowiły się tętnice.  Delikatny acz gwałtowny dreszcz przeszedł Ją od dłoni  poprzez  kręgosłup, aż utkwił głęboko w głowie. Spojrzał jej w oczy.   Tak trzeba , to jeszcze dość dobrze  pamięta  a kiedy zobaczył  ten błysk w oczach postanowił iść dalej.
Powoli nie spiesz się  - wyznaczał sobie tempo .  Zbliżył twarz do jej twarzy tak blisko jak tylko to było możliwe , zatrzymał się na chwilą aby dać jej szansę na  ewentualne wycofanie się.
Marta tkwiła tak  w bezruchu sparaliżowana ciekawością. Posunął się jeszcze dalej i ich usta spotkały się w delikatnym , przyjacielskim prawie pocałunku.
Być może każda ze stron oczekiwała tego wybuchu namiętności od drugiej strony.  Według wszelkich reguł to on  powinien niczym w powieści Heleny Samozwaniec wpić się w jej usta z ta dziką zwierzęcą furią. On szkolony przez całe dziesięciolecia  małżeństwa do temperowania swoich emocji nie umiał się na to zdobyć. Pewnie by i nie potrafił  po latach całowania na dzień dobry, do widzenia, dobranoc. I po seksie z podziękowaniem, chociaż  wielokrotnie burzył się w sobie – kurde jakie podziękowanie.
- To mamy już za sobą – zbagatelizował sprawę próbując ratować sytuację. -  Może być już tylko lepiej.  Jeszcze nie odchodzisz przecież. Słowik to a nie skowronek się zrywa -  Podparł się klasykiem.
Lubił podpierać się  klasykami.  Nie byłe jakimś cholernym erudytą , ot po prostu potrafił splatać ze sobą różne wątki, podeprzeć się cytatem.  Tworzył z tego dość strawną papkę którą udawało mu się karmić zebranych. Po dorzuceniu kilku dowcipów i powiedzeń  Allena  spinał to w jeną wielką całość. Wszak zebrani nie lubią jak traktuje się ich jak idiotów, z drugiej strony wymaganie od nich wielkiej inteligencji szczególnie na imprezie po alkoholu, mogłoby ich tylko zniechęcić. W zasadzie to on powinien napisać książkę pod tytułem – Jak blefować doskonale.  Jego działanie nie służyło  żadnym niskim pobudkom. Stworzył sobie taki świat w którym  czuł się dobrze.  Bo nasz  świat nie jest taki jaki jest , tylko taki jakim go opisujemy.
- Wiesz jak kobieta powinna  traktować mężczyznę ? –sięgnął do swego repertuaru.
Jak psa – odpowiedział  natychmiast -  Karmić go  dobrze , nie drażnić i wypuszczać.
 Zaśmiała się  delikatnie aby  za chwilę dodać :
A co jak mężczyzna traktuje kobietę jak sukę ?
- Nie znam tego dowcipu  - odpowiedział Marek
- To nie dowcip  to smutna rzeczywistość. Byłam tak traktowana przez ponad dziesięć lat mojego małżeństwa. Zanim zdecydowałam się uciec od tego wszystkiego .Już na imprezie opowiadałam Ci,  że to moje małżeństwo to był niewypał i że uczucie wygasło, ale  to nie jest cała prawda.
Blask ulicznych lamp  walczył  z nocą,  a ona wdzierała się w Rynek swoją  mroczna atmosferą.  Podświetlony kolorowymi reflektorami ratusz wydawał się jeszcze bardziej smukły ze względu na fakt,  że szczyt wieży krył się  w miejscu gdzie światło już nie docierało.  Poprzeplatane kolorowymi światełkami drzewa  dodawały temu miejscu bajkowej  tajemniczości.  Kawiarniany ogródek z rattanowymi meblami  doświetlony był przez małe dyskretne  lampki ustawione na stolikach.  Kelnerki powoli szykowały się do zamknięcia  lokalu,  ale przy trzech stolikach trwała jeszcze ożywiona dyskusja przeplatana  śmiechem.  Przy czwartym stoliku, na obrzeżach ogródka siedział Marek z Martą.
- Przez dziesięć lat traktowana byłam jak suka.- powtórzyła ostatnie zdanie Marta.  Mój pan i władca  uważał,  że zapewnienie mi dachu nad głową i wyżywienia w pełni rekompensuje moje potrzeby. Przy całym rodzinnym majątku wyliczał mi pieniądze na  ubranie, wytykając równocześnie,   że nie mam gustu.  Seks, który tak mocno związał mnie z nim na początku związku stawał się powoli koszmarem. Na początku kochaliśmy się w każdej możliwej i niemożliwej sytuacji. Bzykaliśmy się jak króliki do czasu ślubu i nawet chwilę po. Potem gwałtownie zaczął ograniczać wszelkie intymności, traktując seks jako swoista nagrodę,  jeżeli  zachowywałam się zgodnie z jego  życzeniem.  Jak ja znienawidziłam tej nagrody.   Z czasem  wpadłam na pewien chytry sposób . Pod koniec tygodnia sprowokowałam jego wybuch niezadowolenia i miałam  spokój.  On po prostu traktował kobiety jak zdobycz.  Posiadane trofeum nie kręciło już  tak bardzo,  a z czasem zupełnie.  Kiedy dowiedziałam się że ten znany chirurg plastyczny otocza się gronem adoratorek  chęć do nieposłuszeństwa była jeszcze większa. 
- To dlaczego od niego nie odeszłaś od razu? Tego nie rozumiem.
-  Bo Ty pewnie nie byłeś w sytuacji ciągłego zagrożenia , on latami niszczył moją samoocenę.  Było w tym coś z szarlatańskiego  eksperymentu.  
Marta otworzyła się zupełnie  i opowiedziała mu  o poszczególnych etapach rozpadu związku. Odnosił wrażenie,  jakby  czyniła  to po raz pierwszy, zawstydzona ale i podekscytowana możliwością.  Bo takie zwierzenia przed jakby nie było obcą osobą to takie  zrzucenie ubrania, tylko że z duszy.  Słuchał o awanturach, nieporozumieniach na koniec o rękoczynach.  Siedział naprzeciw  Niej sącząc powoli czerwone wino.  Pozostałe stoliki opustoszały już,  a kelnerki siedzą przy jednym ze stolików nerwowo spoglądały na zawartość ich kieliszków.  Siedząc tak przez Martą i jej duszą jak potłuczonym lustrem , ale poprzez  te  odpryski  dojrzał  również  narastającą irytację personelu.  Sprowokował dopicie wina i zaproponował jeszcze spacer  deptakiem odchodzącym z rynku.
Gorąca atmosfera  pełna niedomówień i oczekiwań  ostygła do temperatury  odgrzewanej pospiesznie zupy.  I czuł się jak w zupie  w tej gęstej atmosferze,  w której niewidomo czy zatracić się i ,iść aż na dno, czy z godnością machając rękami dopłynąć do bezpiecznego brzegu.
Marek zapłacił rachunek i podszedł do Marty która czekała za ogrodzeniem . Wskazał  dwa przeciwstawne kierunki , pozwalając jej dokonać wybory. Wybrała, a więc szli powoli we wskazanym kierunku , w celu którego teraz gorączkowo próbował się doszukać.
Jeszcze godzinę temu   jako bezpieczny  ale jednak zdeterminowany  amator kwaśnych wiśni , zastanawiał się jak  i gdzie dyskretnie nabyć paczkę gumek.  Teraz zrozumiał,  że każda propozycja seksu z jego strony byłaby nadużyciem jej zaufania.   Zszarganiem wtajemniczenia  jakiego  dostąpił tego wieczora.  Minęli dwie kamienice , aby zatrzymać się przed dużą szybą  wystawową.  Ich postacie odbijały się w niej wyraźnie.
Marta jest rzeczywiście fantastyczna pomyślał patrząc na odbicie w szybie, ona zaś spojrzała na niego,  chwilę poszukiwała jego dłoni , na koniec  wsparła swoją głowę na jego ramieniu.
- Marek jesteś fantastyczny. Większość  facetów z którymi miałam do czynienia myślało tylko jak mnie przelecieć. Ty potrafisz tak fantastycznie słuchać.  Wiesz, czuję się taka bezpieczna przy Tobie.
Słuchając tych zwierzeń  patrzył w ich lustrzane  wystawowe odbicie .  Burza jej rudych włosów spływała  mu z ramienia na tors . Dojrzał w Jej oczach ten blask , który być może poprzednio źle zinterpretował. Był to rzeczywiście blask podziwu dla niego jako faceta. Podziwu w zupełnie inny sposób.
Czy to  sprawił  żal  okazji, która była tak wielka  i tak wielkim okazała się niespełnieniem.  Czy wzruszył się tym słowami o sobie, że ktoś jeszcze może go tak postrzegać . Faktem jest,  że w kąciku oka pojawiła się  łza  która powoli zaczęła    spływać po policzku.   Zauważyła to i otwartą dłonią starła  słoną tę jego  łzę,  Całując go w ślad który ta łza pozostawiła.
- Dziękuję Ci że jesteś –powiedziała  cicho.
Trzymając się za ręce szli deptakiem,  aż do jego końca.  Po chwili noc otuliła ich aksamitna czernią i zniknęli  gdzieś wśród  krzewów i drzew.   I przez chwilę jeszcze wydawało się,  że widać ich odbicia w wystawowej szybie.  On z tą  zatroskaną  twarzą  i Ona z głową  na jego ramieniu. W Jej błyszczących rudych włosach  skrzyły  się wszystkie gwiazdy z Wielkim Wozem na czele.  

***
Wracał do domu niespiesznie. Noc już całkiem objęła w posiadanie miasto i wszystko zamarło i   wygasło z wyjątkiem ulicznych latarni. Ulica którą szedł nie należała do tak zwanych handlowych, dlatego tez próżno by szukać dodatkowego oświetlenia przemierzanej drogi.  Z powodu braku szyb wystawowych nie mógł również zobaczyć jak  aktualnie wygląda jego mina. Byłoby to o tyle ciekawe,  że doświadczył tego wieczora pełnej gamy doznań. Od fascynacji osobą do mocnego  napięcia emocjonalnego i  chwili kiedy wszystko klapnęło niczym przekłuty balon, czy układanka z puzzli. Nie pogrążył się jednak w nicość,  gdyż na to miejsce Magda  rzuciła przed niego  garść nowych elementów do układania. Jedynym problemem był brak obrazka matki, czyli wzoru według którego mógłby tę nową układankę tworzyć.  Niebo zaciągnęło się chmurami,  najpierw zasłaniając gwiazdy na koniec  księżyc,  który wyglądał jak za grubą muślinową zasłoną…
- Będzie coś z deszczu pomyślał  i odruchowo poprawił marynarkę układając ją równo na ramionach. Marynarka. Dziwny strój na grilla, ale tak prawdę powiedziawszy On tego grilla nie planował. Został porwany z drogi i wzięty w jasyr. Nie planował też tego buzującego po czaszką uczucia. Zastanawiał się, czy dzisiaj będzie jeszcze mógł zasnąć Szczerze wątpił w taką możliwość. 
Martę  pożegnał się pod jej domem. Pocałowała go na pożegnanie i szybko zniknęła za drzwiami wejściowymi do klatki schodowej niewielkiego bloku. Stał jeszcze przez chwilę,  patrząc jak jej postać przemyka z młodzieńczą  prawie  sprawnością po  betonowych schodach. Nie doczekał  jednak chwili, gdy rozświetli się światło w którymś z okien na drugim piętrze.  Za chwilę natomiast zgasło światło i klatka schodowa wypełniła się mrokiem. Odwrócił się na piętach i powoli ruszył do domu.
Od czasu kiedy weszli w gęstwę parku nie mówili do siebie przez dłuższa chwilę. Ona szła przytulona do niego i ani przez chwilę nie wypuściła jego ręki  z mocnego kurczowego uścisku. Jakby bała się, że nagle zniknie i że to wszystko co się zdarzyło było tylko pięknym snem z koszmarnym zakończeniem.
Czuła się fantastycznie przebywając w jego towarzystwie. Samą  swoją obecnością wpływał na nią pozytywnie. Rozsiewał jakieś cudowne fluidy dzięki którym  stawała się zadowoloną z życia, pełnowartościową kobietą.  W trakcie całego wieczoru zrobiła mu swoisty test. Opowiadając jakąś historię zadawała mu  pytanie sprawdzające  poziom jego uwagi. Za każdym razem zdał celująco.  To dobry  sposób aby ocenić faceta.  Sprawdziła to wielokrotnie, że większość facetów powtarza tylko
- Tak kochanie, oczywiście kochanie.
Po dodatkowym pytania - ale co tak?- Następowała głucha cisza.
Stała teraz na ciemnej klatce schodowej patrząc na Marka,  który z zadartą do góry głową stał jeszcze przez chwilę pod  domem. Później wsadził ręce do kieszeni, następnie odwrócił się tyłem i odszedł wzdłuż drogi wyjazdowej z osiedla.  Nie miała ochoty wracać do domu.  Chciała zbiec najszybciej jak się da po tych cholernych schodach i pobiec za nim. Nie bacząc na ciszę nocy wykrzyczeć jego imię, które niesione wiatrem odbije się od okolicznych domów i wpadnie wraz z wibrującym echem wprost do jego  uszu. On odwróci się do niej,  a ona rzuci mu się w ramiona całując  nerwowo i pospiesznie. Marek to imię chciała odmieniać przez przypadki, czasy i liczby,  jak nastolatka. Zapomniała już jak to jest, a życie nauczyło Ją aby do uczuć podchodzić z rezerwą. Czyż to jeden raz sparzyła się na swoich oczekiwaniach?.  A bez tego zauroczenia, fascynacji i gotowości do poświęceń nawet seks jest kaleki  i niepełny.  Teraz to eksplodujące wprost uczucie, dojrzałe doświadczeniem, a jednak świeże jak u  wkraczającej w życie dziewczyny. I te motyle o których opowiadają kobiece aktywistki w kobiecych programach. To stawało się coraz bardziej realne.
W dali majaczył już blok, w którym jego firma wynajęła  służbowe mieszkanie.  Przyspieszył nieco kroku ponieważ z nieba spadły pierwsze, pojedyncze, ciężkie od nabrzmiałej atmosfery wieczora krople  deszczy. Uderzyły go  w twarz, spadły na głowę i ramiona.  Odruchowo postawił kołnierz marynarki.  Wejścia do klatki nie bronił żaden domofon, ponieważ ostatni funkcjonujący został uszkodzony przez młodzieńców z  trzeciego piętra. Widocznie noszenie klucza do bramy było zbyt stresujące. Powoli już wyszedł na pierwsze piętro, a dalej zewnętrzną klatka schodową, aż do samych drzwi na końcu korytarza. Zdecydowanym ruchem przekręcił klucz w zamku i wszedł w czeluść  mieszkania. Ostre światło żarówki uderzyło go w oczy, przywołując do rzeczywistości. Rzucił marynarkę na krzesło, ale zaraz poprawił ją starannie układając na oparciu, aby przez te kilka godzin które pozostały do światu przeschła i odzyskała swój właściwy fason.  Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Woda spływała mu po twarzy ramionach a dalej w dół by rozbić się z  o brodzik kabiny i spłynąć obfitą pianą do kratki. Umył się szybko, ale stał dalej pod prysznicem, z twarzą skierowaną na strumień wody.  Zmniejszył temperaturę  wody,  aby spłukać emocje które wypełniły jego wnętrze i buzowały pod skórą.
- No to się narobiło – pomyślał -  Łagodnym łukiem przeszedłem etap z macho do psychoterapeuty.
 Zdecydowanie wolał to pierwsze zadanie, ale los często decydował za niego, obsadzając go w roli słuchacza. Ileż to razy sączył piwo słuchając opowiadań kumpla o swojej żonie, dziewczynie, niewdzięcznym dziecku, czy popapranym życiu.  Wyglądało na to, że ktoś robił mu reklamę, ponieważ  z czasem pojawiały się drugie połowy jego kumpli. Opowiadały swoją wersję prosząc jednocześnie, żeby pod żadnym pozorem nie wygadał się z faktu tej rozmowy. Marek milczał jak grób i być może w tej dyskrecji tkwiła tajemnica jego sukcesu. 
  - Cholerny sędzia pokoju – myślał o sobie.
Denerwowała  go ta jego umiejętność, z czasem zaczął ja nosić jak stygmaty.  Widząc  ulgę  na twarzach tych wszystkich zbolałych opowiadaczy, osiągał swoją mała satysfakcję. 
- I  Jeżeli już ma tak być,  że dzięki mnie ktoś będzie lepszy lub szczęśliwy, to niech się tak będzie -  powiedział głośno do nikogo ufając,  że słowa trafią do adresata. A kiedy przyszedł czas  gdy to On potrzebował kogoś z kim mógłby pogadać trafił w próżnię.
Z cenę jednego piwa pozostawał mu tylko psycholog na NFZ.
Małżeństwo  Marka traciło  na znaczeniu  powoli.  Erozja związku obliczona na lata dokonywała się stopniowo. Jak dodawany w maleńkich ilościach arszenik truje na raty, tak umierało to małżeństwo. Długofalowa agonia małżeństwo pojmowanego jako związek dusz.  Słabły emocje i temperatura. Uniesienia stawały się rzadkie za sprawą codziennych obowiązków.  Wymuszane intymności pogłębiały w nim frustracje.  Nie chciał tego tak łatwo odpuścić. Zainicjował dwie, albo trzy rozmowy, niestety bez rezultatu.
- Psychoanalizę to Ty sobie prowadź u swoich kolegów –  odburknęła żona i w zasadzie to zamykało drogę do jakiegoś porozumienia ponad podziałami.
Właściwie to Ona miała do Niego te same pretensje i uwagi. Uważała, że poświęca jej za mało czasu. Ponoć wygasił emocje i bazuje wyłącznie  na rutynie. Najpewniej prawda tkwiła gdzieś po środku, bo życie nie jest czarno –białe. Życie oferuje cała paletę szarości.
Nie robili sobie scen i publicznych projekcji. Zachowywali wobec siebie elegancję w słowach i czynach. On jadał regularnie, w czystym i pachnącym mieszkaniu. Ale  kiedy po obiedzie pragnął czymś wypełnić popołudnie, pozostawały tylko  oglądane przez nią telewizyjne seriale.  Zagłębiał się więc w internecie, który stał się jego drugim światem. W czasie tych milczących wieczorów stawał się coraz częściej światem numer jeden.
Wychodzili do znajomych i tych znajomych zapraszali do siebie. W trakcie tych spotkań grali wprawnie swoje role, zgodne uśmiechnięte małżeństwo.
- Tak kochanie, oczywiście kochanie - nigdy publicznie nie obniżyli swoich standardów.
I wtedy przyszła ta propozycja z innego miasta. To chyba był najlepszy a zarazem ostatni moment.
- Nie jestem jeszcze taki stary, by podjąć to ryzyko – postanowił o  sobie.
Nie chodziło tu jednak o zwykłe, męskie sprawdzenie siebie.  W wyjeździe dojrzał  szansę dla nich obojga.  Bo przecież odległości i nieobecności powodują tęsknotę. A tęsknota może być fundamentem. Na ten fundament bardzo liczył, w zasadzie była to jego ostatnia deska ratunku.
Nie wyrzuca się przecież ot tak sobie tych wszystkich lat.  Czasu  kiedy przysłowiowych pięciu minut nie można było wytrzymać bez siebie. Kiedy obrazowi partnera towarzyszyło przyspieszone bicie serca.  Tych chwil kiedy bez skrępowania pocałunkami poznawaliśmy każdy kawałek kochanego ciała partnera.  Zachłanni na to poznanie smakowaliśmy to łapczywie, jakby chwila nam dana miała się już nigdy nie powtórzyć.
- I co się z tym wszystkim kurwa stało?
Trwał tak w tym filozoficznym zamyśleniu, trąc szorstkim ręcznikiem plecy tak długo, aż nabrały  intensywnego bordowego zabarwienia. Wyszedł z łazienki. Z lodówki wyciągnął butelkę zimnej wody mineralnej z której pociągnął spoty łyk.  Czynił to tak energicznie że woda wylała mu się z kącikami  ust, spadając na rozgrzany tors.  Otwarta dłonią starł niedbale krople, po czym schował butelkę. Nie ubierając nic na siebie jak to miał w zwyczaju,  położył się na szerokim sprężystym materacu. Bardzo go lubił ponieważ dzięki niemu mógł spać wzdłuż, albo w poprzek swojego łóżka, w zależności od fantazji jak go w danej chwili ogarnęła. Zegarek wskazywał pierwszą trzydzieści. świecące cyfry  elektrycznego zegara z godną podziwy cierpliwością zmieniały się minuta po minucie. Nie mógł zasnąć. Dodatkowo deszcz, którego pierwsze krople zaczęły spadać na chodnik gdy prawie wchodził do domu, rozpadał się na całego. Krople waliły o parapet, a ciepły deszcz nie zamierzał  przestawać. Zamknął oczy i próbował odgonić od siebie te wszystkie myśli pełne pytań i wątpliwości.   Chciał chociaż przepchnąć je na czas rannej kawy i przeglądania wiadomości.
I wtedy usłyszał dzwonek. Zainstalowany nad wejściowymi drzwiami gong ogłaszał czyjeś przybycie.. Najpierw delikatnie jakby nieśmiało, by za chwilę wrócić do jego uszu powtórką już  bardziej śmiałą. Kiedy w końcu śmiałość  alarmowania zbliżyła się do granicy natarczywości ubrał szlafrok i podszedł do drzwi.  Uchylił je najpierw delikatnie, by za chwilę otworzyć na pełną szerokość.
Na progu stała Ona. Nieśmiała i zawstydzona swoim zdecydowaniem.  Zdecydowana jednak na działanie z widoczną wprost determinacją.  Padający deszcz zmoczył jej włosy prostując je  układając ściśle wokół szyi i ramion. Mokra sukienka dokładnie opinała jej ciało , modelując sylwetkę. Jej piersi z wyraźnie zarysowanymi sutkami dopełniały tego obrazu.  Drżała cała z emocji lub deszczu, albo obu tych rzeczy łącznie. Pomimo że głos wiązł jej w krtani zebrała się w sobie i wyrzuciła szybko:
- Nie potrafiłam zostać domu. Nie mogłam znieść tej ciszy, nie mogłam wytrzymać  bez rozmowy. Nic nie jest  ważne bez Ciebie. Teraz stoję tu i boję się  o to co o mnie sobie pomyślisz.  Ale gwiżdże na to co pomyślisz, Dla mnie jest ważna ta chwila i Ty jesteś dla mnie ważny.
- Przede wszystkim myślę,  że się przeziębisz stojąc tak na progu w mokrej sukience. Wchodź.
Wziął  Ją za rękę i wprowadził do przedpokoju. Kiedy tylko zamknęli za sobą drzwi Ona rzuciła mu się na szyję obejmując go rękami tak mocno, jak tylko mogła to zrobić targana emocjami. On zaś zaczął całować ją szybko i namiętnie w usta, które tym razem bezbłędnie odszukał. Kiedy już nacieszył się tą pierwsza bliskością chciał, aby chwila trwała a emocje rosły.  Przesunął usta niżej kierując się na szyję i płatki uszu.  Drżała cała przyjmując oczekiwane czułości. Próbowała uciec od tej przyjemności, która prowadziła aż do fizycznego bólu, ale ten ból sygnalizował jej niechybne nadejście Wielkiej Przyjemności.  Mokra sukienka w jednej chwili wylądowała na podłodze, rzucona  byle jak w kąt przez zgodne w tym działaniu obie pary rąk. Ten sam los spotkał również pozostałe części damskiej garderoby. Owinął ją połami swojego szlafroka, aby chociaż trochę osuszyć i rozgrzać jej wilgotną skórę.   Następnie wziął  na ręce i zaniósł do sypialni. Tam delikatnie położył na łóżku, siadając trochę niepewnie na jego skraju. Zrzucił  wcześniej wilgotny szlafrok w którego czeluściach suszyła się podczas powitania Marta.  Nie chciała przedłużać tej chwili wahania  więc tylko szepnęła mu do ucha:
- Wszystko w porządku, jestem bezpieczną  dziewczynką. Chodź do mnie.
Posłusznie wykonał plecenie, chociaż w tej chwili  o bezpieczeństwie myślał najmniej. Wiedział że największą przyjemność czerpie się  w drodze na zatracenie.  W głowie kłębiły mu się setki myśli, ale jedna zaczęła dominować. Wydawała się być poleceniem którego Marek postanowił się trzymać.
- Zapomnij o wszystkim czego się do tej pory nauczyłeś…   
W  blasku wychodzącego właśnie zza chmur księżyca  zobaczyć można było ciała tych pięknych  uczuciem czterdziestoletnich kochanków. Któż by jednak miał obserwować szaloną choreografię dwóch spragnionych siebie ciał,  gdy nowy dzień powoli szykował się do powstania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz