29 listopada 2010
| |
- Piotruś zrobiłeś
mi te zestawienia na koniec kwartału ?
- Panie leżą od wczoraj na biurku po prawej stronie, tam
pod wykazem warunkowo dopuszczonych do
światłą niebieskiego za ostatnie pół roku.
Pan wyciągnął zestawienie
spod pliku innych papierów i położył prze sobą centralnie na środku
biurka. Potarł dłonią długą siwą brodę i
pogrążył się w lekturze.
Rzędy cyfr
przewijały się przed boskimi oczami, słupki, wykresy i zestawienia.
Wśród kadry urzędniczej nie do dziś wiadomo, że zestawień
nie tworzy się w celu informowania czytającego, ale dla ochrony tyłka piszącego, tym niemniej to zestawienie było nad wyraz mało optymistyczne.
- Nie jest to pocieszające - podsumował lekturę Pan - ciągły spadek. Jest
gorzej niż w poprzednim kwartale, a
poprzedni wydawał nam się najgorszym od
wielu lat.
- Cóż ja mogę zrobić?. Wobec poziomu imprez na ziemi, wieczna
szczęśliwość w tradycyjnym rozumieniu wydaje się być mało atrakcyjna.
Jak cieszyć się bliskością Światła Niebieskiego jak oni
rozumieją to wprost, a mają tam stroboskopy i diody LED.
- Czy może być coś bardziej atrakcyjnego nić wizja
wiecznej szczęśliwości, w pobliżu Naszego Tronu?
- Wiesz Panie – zaczął powoli Święty Piotr - kiedyś
było inaczej. Życie było jednym pasmem
udręk, a choroby śmiertelne. Pracowano tylko na czarno i nie było opieki
socjalnej. Dotykało ich carskie samodzierżawie
i wtedy wszyscy oni liczyli na boską
sprawiedliwość i nagrodę chociaż po
śmierci. Wtedy to my byliśmy goście, Sprawiedliwi , nieograniczenie
miłosierni i bosko dobroduszni. Przeciwwagą
było piekło z rozpaloną smołą i głupimi
diabłami.
A potem
zgodnie z Twoją myślą, ludzkość
zaczęła ewoluować.
Najpierw wymyślono
penicylinę, dzięki czemu
przygodne kontakty nie były już
obarczone takim ryzykiem. Potem
gumę do żucia. Potem gumę czyniącą
przygodne kontakty bardziej beztroskimi. A potem to już poszło. Woodstock, hippisi,
a na końcu Internet. Hasło które im
podrzuciłeś Panie –„czyńcie sobie ziemię posłuszną” zostało zinterpretowane wprost. A posłuszną zinterpretowano jako
dającą satysfakcję i tak z pomocą Marychy i dopalaczy, posłuszna ziemia
stałą się jedną wielka imprezą, gdzie
najważniejsze trzy rzeczy to sex, drugs,
and rock&roll przy czym
ostatnio miejsce rocka zajmuje R&B - rythm and beat. I czym my mamy odwrócić ich uwagę? Perspektywą
przebywania w pobliżu Niebieskiego Tronu?
To już nie jest chwytliwe.
- To co robić ? - spytał Pan - jak stawić czoła obecnym czasom?
- Trzeba by
popracować nad naszym PR
- A cóż to takiego? - spytał Pan- Kiedy przez siedem dni tworzyłem ziemię , nie
przypominam sobie abym tchnął ducha w jakieś PR
- O Panie
odrzekł Święty Piotr – to jest tak zwany
public relations, czyli publiczne relacje, kontakty z
otoczeniem) dotyczą kształtowania stosunków publicznie działającego podmiotu z
jego otoczeniem. Taki publiczny
wizerunek. Wiem to dzięki Wikipedii, ale nie pytaj mnie Panie - co to ta
Wikipedia?, Sam do końca nie rozumiem
jej działania. Tyle jednak ostatnio przewija się tutaj nawiedzonych internautów, że trochę się
podszkoliłem. Przewija się nie znaczy
jednak pozostaje, większość trafia od razu do czyśćca , za używanie
nielegalnego oprogramowania.
Trzeba by popracować nad jakimś marketingiem.
- No to wezwijmy jakichś marketingowców.
- Panie wszyscy
oni po śmierci trafiają bezpośrednio do piekła, za sprzedawanie iluzji,
oszustwo i ewidentne kłamstwo. Czy chcesz Panie budować wizerunek Nieba przy pomocy specjalistów od kłamstwa i
oszustwa?.
Nie koniecznie, ale są przecież różne sposoby i różne
drogi do budowania Chwały Niebieskiej.
Ja pogadam z
Belzebubem. Biorę to na siebie, może
wypożyczy mi takiego specjalistę od jak mówisz PR
I nie czekając na odpowiedz Świętego Piotra, na niebieskiej klawiaturze wybrał
numer Piekła.
- Słuchaj Bubek- rzekł Pan - Podrzuć mi tu jakiegoś
specjalistę od PR. Idzie mi o konsultację.
Takiego od White Water,
czy od tego banku? No od tego banku, co przekręcił dwa miliony naiwnych zbieraczy grosza? Wszyscy moi potencjalni
klienci, życzyli bowiem śmierci prezesowi.
A masz tam jeszcze coś innego u siebie?
- Ale ja ich mam siebie na pęczki. Oni wszyscy cierpią ogień piekielny a za notoryczne i ustawiczne kłamstwo. Zaraz
jednego podrzucę.
Kiedy Pan odkładał słuchawkę Święty Piotr zdobył się na
odwagę:
- A propos, to
trzeba by znowelizować ósme przykazanie. Ponieważ brzmi ono – nie mów
fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, a Ci wszyscy marketingowcy
zrobili sztukę z czynienia fałszywego świadectwa w imieniu bliźniego
swego.
- Fałsz jest fałsz, jak wiśnia jest wiśnia - rzekł
filozoficznie Pan i pogładził swoją siwą brodę.
No cóż przyszedł
czas czego się obawiałem, że przyjdzie
korzystać z pomocy potępionych, aby miliony mogły być wyzwolone. Trudno.
I trudno
odpowiedzieć na pytanie ile czasu minęło, zanim u bram Niebieskiego Królestwa
pojawił się skulony i przestraszony facet. Czas bowiem w niebie nie jest istotny.
- Wezwaliśmy Cię
tu ponieważ potrzebujemy rady w sprawach którym poświęciłeś całą
ziemską wędrówkę - usłyszał kiedy tylko wszedł do
środka- Chcemy poprawić nasz wizerunek.
Na te słowa wyprostował się i zaczął po swojemu:
- Trafiliście Państwo świetnie. Chociaż jesteśmy profesjonalną agencją public
relations z Polski, to spectrum naszego
działania wykracza znacznie poza ten rejon. Dla swych klientów świadczymy
usługi doradcze jako niezależny i obiektywny partner a także proponujemy
Państwu stałą współpracę z naszą Agencją PR jeśli posiadają Państwo w swoich
strukturach Działy PR. Na życzenie Klienta opracujemy profesjonalną strategię
PR oraz propozycję działań marketingowych, zajmiemy się jej wdrożeniem a także
stałym monitoringiem wyników. W swej ofercie proponujemy też szeroki wachlarz
szkoleń oraz doradztwo w pozyskiwaniu środków unijnych. Agencja przygotowuje materiały prasowe dla swych
Klientów przywiązując dużą wagę do jakości tych materiałów prasowych, by same w
sobie stanowiły profesjonalną wizytówkę firmy. Opracowane informacje są
rzetelne i merytoryczne. W przypadku materiałów fachowych proponujemy grono
ekspertów z różnych dziedzin, z którymi współpracuje nasza Agencja. Proponujemy
też działania związane z projektowaniem i wdrażanie systemów tożsamości
organizacją i prowadzeniem rozmaitych wydarzeń w firmie takich jak wyjazdy
grupowe, imprezy firmowe, "drzwi otwarte". Zajmujemy się też
doradztwem w zakresie sponsoringu, jako elementu dopełniającego budowania
strategii i wizerunku firmy.
- Już się gubię - powiedział Pan , ale zaraz dodał - Zalewasz
mnie tutaj masą informacji, ale niech myśl własna zmarszczy na chwilę twoje
czoło. Jak wyobrażasz sobie dzień otwartych drzwi w niebie?
Takich fali reanimacji ze śmierci klinicznych nie
wytrzymałby żaden fundusz, nie
tylko polskiego NFZ.
Roman bo tak w życiu doczesnym miał na imię specjalista
od PR nie zwracając uwagi na pierwsze
wątpliwości brnął dalej ze swoją historią
Potrzebuję trochę danych. Prawdziwe marketingowe opracowanie powinno
zostać poprzedzone pewnymi informacjami otóż potrzebuję paru informacji aby opracować
następujące działy analizy
1.
Historia Firmy
2.
Status własności
3.
Główne produkty
4.
Obsługiwane rynki
5.
Informacje finansowe
6.
Cele strategiczne i finansowe formy
Na tej podstawie opracujemy
1.
Plany strategiczne przedsiębiorstwa
Oraz
2.
Politykę cenową
3.
Promocję i reklamę
4.
Dystrybucję
Sam biorę na siebie analizę SWOT.
- Który z panów wypełni mi krótką trzydziestominutową ankietę ?
- Nie wywalę cię stąd natychmiast, ponieważ moje
nieograniczone miłosierdzie i boska cierpliwość znane są od pokoleń. Ale
ostrzegam Cię bo Gniew boży zburzył Sodomę i Gomorę – Nie
przeginaj.
- To może zacznijmy od drobnych gadżecików. Wypuścimy takie t-shirty z napisem „kocham
niebo” i „Niebo jest cool”, w narodowych językach chrześcijańskiej nacji.
Tylko Polakom trzeba to zrobić po angielsku. U nich ważne jest tylko to co jest
po angielsku.
- I może zapalniczki?
– Nie zapalniczki do głupi pomysł. Ale
pośrednio pomnażają klientów. O przepraszam uczestników akcji „Niebo”. I
wisiorki do kluczy, albo karty rabatowe. Zbierasz punkty na taką kartę i z
wszystkich ekologicznych produktów nabija ci się po 1 punkcie za każde wydane
10 Euro. I po uzyskaniu określonej
ilości punktów idzie się do Nieba. Tylko trzeba to Niebo uczynić atrakcyjnym. Uprzedzam
jednak że w dobie TV, DVD i Internetu,
uwzględniając obowiązujące w Firmie
Dziesięć Przykazań, nie będzie to takie proste.
A może by te
dziesięć punktów trochę przeredagować? Na przykład „Nie będziesz pożądał żony
bliźniego swego przez pierwsze pięć lat małżeństwa twego”.
Albo – „Nie cudzołóż przed dwudziestą drugą”
W ten sposób
target potencjalnych klientów
zdecydowanie rozszerzy się.
Na propozycję zmian lub dopisania aneksu do
Dziesięciorga Przykazań broda Pana zmierzwiła się, a uderzenie
otwartą dłonią w blat stołu wywołało
huragan w południowych rejonach Oceanu Atlantyckiego.
- Piotr zabierz go
stąd - marketing nie jest na pewno elementem boskiego pomysłu na świat.
Kiedy za pogonionym specjalistą od PR zamknęły się drzwi,
dało się słyszeć głęboki, boski oddech ulgi.
- To co – spytał
Święty Piotr – nabór po staremu?
Modlitwa, dobroczynność i asceza, a dodatkowo wojny i
klęski żywiołowe?
W końcu to ostatnie, to też jakiś pakiet, target i klienci – podsumował Piotr określany
Świętym, przekręcając klucze w Niebieskich Bramach Nieba.
Ale w jednym on miał rację - „Niebo
jest cool”, od ponad dwóch tysięcy lat. A wiara w to jest podstawowym elementem tej
układanki .
|
25 listopada 2010
| |
Tak się wyluzowałem, że całkowicie zapomniałem o zmianie
opon.
Samochód w letnich butach, a tu już ze dwa razy skrobałem szron z
szyby. Opamiętanie przyszło na mnie
wczoraj, gdy obejrzałem prognozę
pogody. Cała Polska pokryta śnieżynkami migającymi na zmianę z kroplami deszczu.
Jeszcze tego samego wieczoru popędziłem
do piwnicy po zimowe koła. Upchnąłem je do bagażnika, licząc na łut szczęścia w warsztacie wulkanizacyjnym. Kiedyś takie
odwlekanie było u mnie nie do pomyślenia. Wszystkich świętych to była taka
graniczna data. Zresztą, kto nie zjeżdżał na letnich oponach z pokrytego lodem Lubomierza, ten nie wie o co chodzi. Kiedy koła nie posiadają
żadnej przyczepności, suniesz jak na
saniach. Na nic blokowanie wciśniętym
hamulcem, bo wiesz że masz dziesięć
procent na to, że wyrobisz się na
zakręcie poniżej. Raz przeżyłem takie zdarzenie
i zmotywowało mnie ono do tej specyficznej gumowej pamięci.
Koło południa zerwałem się na
chwilę z pracy ponieważ w okolicy widziałem reklamę warsztatu
oponiarskiego. Umówię się na jakiś termin albo co – wykombinowałem.
Snując czarne przypuszczenia, że z akcji wyjdzie mi tylko
- albo co, skręciłem pod zakład.
Chociaż oba
stanowiska były zajęte to nie zauważyłem kolejki. Muszą być zapisy – pomyślałem
- Na kiedy mnie może Pan zapisać? - spytałem człowieka
ubranego w kombinezon z reklamą Uniroyal.
- Za pięć minut. Pasuje Panu?
- Cholera to wspaniale. Bardzo mi pasuje.
Wymiana opon z wyważeniem kół trwała kwadrans, Na koniec
schlapali mi koła czymś mokrym i błyszczącym, co działać miało ochronnie na
opony, ale chyba poprzez mózg prowadzącego.
- Czterdzieści cztery – powiedział uprzejmy człowiek w czerwonym kombinezonie, co
oznaczało że zapłaciłem tytko dwie trzecie stawki, którą zwykle płacę u
znajomego gumiarza na pobliskim osiedlu.
Znów potwierdziła się zasada, że nikt cię tak nie oskubie jak twój znajomy.
-Dlaczego tak pusto? Spytałem zagadując grzecznościowo na koniec
- Bo Polak ma wszystko w dupie, proszę Pana. Władzę ma w dupie, wybory w dupie i zalecenia,
wymagania i terminy też ma w dupie
- To ten Polak
musi mieć chyba największą dupę w Europie –odbiłem lekko filozoficznie piłeczkę
– skoro do tej dupy tyle mu się zmieści.
- Z oponami to już wszystko? Powrócił do głównego nurtu
rozmowy „Men In red”
- Mam jeszcze jedną oponę, w zasadzie oponkę. O tutaj
- pokazałem klepiąc się w okolicach brzucha.
Chętnie bym się jej pozbył, ale nie pomoże w tym żaden pana hydrauliczny
podnośnik ani klucz pneumatyczny.
- Ja mam dwie tutaj – uwydatnił swoją nadwagę mój rozmówca.
Od pewnego czasu żona mówi do mnie Michelin. Nic dodać nic ująć.
Ale jak sypnie śnieg
i zrobi się kolejka chętnych to pewnie zrzucę parę kilo.
- No to tego Panu życzę i do widzenia.
Może i ten luz mi się opłacił
A kiedy za godzinę zobaczyłem pierwsze płatki śniegu
wirujące nad moją głową, doszedłem do
wniosku że idealnie wstrzeliłem się w
punkt
Rano stanąłem na wagę, elektroniczny wyświetlacz
zatrzymał się na dobrze znanej mi
liczbie.
Odczytowi wartości wagi towarzyszyło uczucie głodu
Trudno, mój czas jeszcze nie nadszedł. Kołysząc biodrami
zdobnymi w wyhodowaną elastyczną osłonę
szkieletu kostnego, udałem się do kuchni gdzie
wrzuciłem dwie grzanki do tostera.
|
21 listopada 2010
| |
Siedemnaście
Włożyłem w kieszeń odtwarzacza DVD płytę z muzyką relaksacyjną. Kiedy popłynęły
pierwsze dźwięki, a na mnie spłynęło dobrodziejstwo relaksacji, odczytałem opis
płyty z pudełka CD.” Kolekcja ta to prawdziwe perły światowej muzyki
relaksacyjnej, muzyki tła lub muzyki na każdą okazję. Instrumentalna, spokojna.
Przeznaczona zarówno do relaksacji, muzykoterapii, terapii snu (zasypiania),
ośrodków spa, gabinetów kosmetycznych jak i jogi, medytacji, czy też jako
ekskluzywna muzyka tła w hotelu, pasażu handlowym, klubie lub restauracji”. Nie bardzo uwierzyłem w to, że muzyka ta
będzie odpowiednia zarówno dla mojego zasypiania, jak i do kotleta w
restauracji. A oczami wyobraźni już widziałem grupę pochrapujących klientów, z
twarzą jak pisał poeta „wtuloną w kotlet schabowy panierowany”. No cóż wiek
marketingu.
Szesnaście
Zrzuciłem ubranie aby nic nie tworzyło bariery dla wnikania
relaksacyjnych dźwięków muzyki. Niechaj świergot trznadla odczuję każdym
receptorem znajdującym się na moim ciele.
Co prawda niektóre części mojego ciała źle zinterpretowały zamysł rozluźnienia
poprzez dźwięki i zaczęły delikatnie spinać się w poszukiwaniu celu. Neutralne
myśli w postaci wiekowego Chińczyka, zapisującego cienkim pędzelkiem rząd
znaków na bambusowym papierze, spowodował powrót do pierwotnie założonego rozluźnienia. Co
prawda przejście obok dużego lustra zawieszonego w przedpokoju wywołało
najpierw zainteresowanie stanem mojej figury, a później autokrytyczny
uśmiech. Żadnych napięć. Luz, luz, luz
Klepnąłem się w lekko zarysowany brzuch i stanąłem najpierw en face, później z lewego, a
następnie z prawego profilu. Z prawej strony zaokrąglenie wydawało się
mniejsze. Wiem już dlaczego gwiazdy
Świętego Lasu fotografują się z jednej strony. Faceci od tej która
powiększa, kobiety od tej która pomniejsza.
Piętnaście
Zredukowałem światło w łazience i sięgnąłem po żel pod prysznic "aromaterapy". Piecyk gazowy z
automatycznie zapalającym płomieniem, tym razem był dla mnie łaskaw i zaskoczył
wyjątkowo za pierwszym razem. Nie musiałem wyskakiwać jak oparzony spod zimnego
strumienia wody, by dmuchnąć w
palenisko. Ciepła woda spłynęła mi po klatce piersiowej i plecach. Tak.
Dlaczego kobietom woda ścieka po piersiach i sutkach, a facetom nie wypada żeby
po sutkach? Im spływa po klatce piersiowej. Stałem tak chwilę, a przez oczami
pojawił się obraz bohatera „ Amercian Beauty” w analogicznej sytuacji. Żadnych
napięć! - przywołałem się po raz kolejny
i wylałem na dłoń sporą porcję żelu. Dziwny to żel, nie pienił się wcale a i z
aromatem też nie było rewelacji. Natarłem się jednak dokładnie, pośród
wątpliwości które towarzyszyły mi w trakcie. Próba spłukania nie do końca udana
wątpliwości te tylko spotęgowała. Zalewając łazienkę i ryzykując porażenie prądem, wylazłem z
kabiny i rozjaśniając światło spojrzałem na butelkę. Balsam do ciała o
właściwościach natłuszczających. O rzesz
ku….. Spokój, tylko spokój dzisiejszego popołudnia. Żel pod prysznic w podobnym
kolorze opakowania stał obok. Tak. Właściwy relaks wymaga dobrych oczu. A
słyszałem przecież że z moich oczu „wyziera dobro”. To chyba jednak nie to
samo.
Czternaście
Zmycie tłustego balsamu wymagało użycia bardziej
zdecydowanego mydła. I żel już nie cieszył. Chociaż użyłem go aby wypełnić kolejny
punkt programu. I tak później pasowało użyć rozluźniającego mleczka.
Pełny relaks.
Nie myślisz o
swoim podkładającym Co rusz nogę życiu. Nie analizujesz stanu konta
bankowego, po wydaniu kasy na pomocnicze materiały relaksacyjne. Przez tą
pomyłkę jestem spóźniony o jeden etap. Tak więc czternaście, będę realizował
będę jak trzynaście i trzeba będzie
chyba połączyć siedem i osiem, aby
osiągnąć zaplanowany stan totalnego rozluźnienia, które wyzwala ciało spod
kontroli umysłu z wyjątkiem nadzoru nad
zwieraczami. Tak wyluzowany to ja nigdy nie byłem, no może w ciągu pierwszego
roku po urodzeniu.
Trzynaście
Szorstki ręcznik wysuszył moją skórę, drażniąc ją przy
okazji i masując. Biorąc lewy koniec
ręcznika w lewą rękę, a prawy w prawą, zarzuciłem go na plecy i korzystając z takiego
prymitywnego narzędzia czochrałem włosy na plecach w lewo i w prawo. Wyczytałem w Internecie, że
poprawia to krążenie i usuwa napięcia.
Być może zbyt poważnie podszedłem do tematu, ponieważ po chwili usłyszałem trzask
pękającego materiału, a brzeg ręcznika
mniej więcej w środku długości przerwany był dziesięciocentymetrowym
pęknięciem. Kurde znowu się będę musiał
tłumaczyć.
A swoją drogą dlaczego? Dlaczego tłumaczę się z byle powodu?
Antoni, dlaczego rozerwałeś ręcznik?
No, no dlaczego ? dla fantazji? Pewnie dlatego że
materiał by sprany i osłabiony.
Dlaczego ?
Dlaczego nakapałeś w kuchni, dlaczego zadeptałeś
przedpokój, dlaczego tak krzywo pokroiłeś chleb. I cała kupa innych dlaczego? na które nie ma
logicznej odpowiedzi, poza jedną na wszystkie - Dlatego że żyję. Poza tym
łatwiej zauważa się czyjeś krople na
kuchennej podłodze.
A dlaczego nie ma pytań w stylu:
Dlaczego nie spytałeś: dlaczego
ten szklany wazon wypadł mi z ręki rozbijając się z hukiem na podłodze?
Powiedziałeś tylko – to na szczęście.
Dlaczego na szczęście?
Dwanaście
Ciało pokryte balsamem połyskuje w świetle punktowym, odbijając
je i załamując. Widziałem na filmach , oraz pokazach kulturystów. Spojrzałem z
ciekawością na siebie. Mój brzuch odbijał promienie na wszystkie strony. No cóż jak się nie ma co
się lubi, to się lubi co się ma.
Brawo , filozofia relaksu zaczyna działać.
Jedenaście
W czasach kiedy koncerny kosmetyczne wymyśliły i
zaproponowały już wszystko dla swoich naiwnych klientów, rzuciły się na pomysł
skorzystać z pokładów naiwności zakamuflowanych w mężczyznach. Oczywiście
faceta nie przekona się, że przy pomocy
kremu można nawodnić organizm, ponieważ od pokoleń On uzyskuje ten sam efekt
przy pomocy piwa. Nie tylko skóra, ale cały organizm osiąga stopień pełnego
nawilżenia, a dodatkowo w cenę jest wliczona radość a czasami euforia
wynikająca z kontaktu z kumplami. To zaś
jest bezcenne. W facetów uderzono zmęczeniem. To ty facecie, aktywny,
działający dla dobra, zapracowany, możesz to zmęczeniu usunąć stosując krem pod
oczy i dalej możesz rzucać się w wir zawodowych i rodzinnych obowiązków.
Chwytliwy jest już sam fakt zauważenia, że faceci robią coś innego oprócz picia piwa i
przerzucania kanałów w telewizorze, za pomocą pilota. Według mojego rozeznania
już sam fakt zauważenia tego przez
osobistą kobietę, byłby skuteczniejszy od wspomnianego kremu, ale jak już
pisałem jak się nie ma co się lubi.
Dziesięć
Nie zapominając o okularach rozpakowałem krem pod oczy. Najpierw
sięgnąłem jednak po ulotkę.
… Skóra
mężczyzny jest o 25 procent grubsza niż kobiety. Dzięki temu lepiej broni się
przed mrozem albo wiatrem, jak również łatwiej się regeneruje….
No proszę od
dzisiaj określenie że faceci są
gruboskórni będę przyjmował jako stwierdzenie faktu, a nie złośliwość
….W głębszych
warstwach męska skóra ma bogatsze wyposażenie w kolagen oraz elastynę. To
sprawia, że zaczyna się starzec później niż damska lecz gwałtowniej. Co prawda
codzienne golenie działa jak wygładzający peeling ale bywa też przyczyną
podrażnień, natomiast stosowanie płynów po goleniu z alkoholem dodatkowo
wysusza naskórek. Wtedy na pomoc przychodzi odpowiedni krem…
Odpowiedni krem
proszę bardzo. Ale dlaczego pod oczy?
… Skóra pod
oczami jest siedmiokrotnie cieńsza niż na policzkach. Więc zmarszczki pod
oczami uwidaczniają się najczęściej. Dodatkowo pogłębia je praca przy
komputerze, godziny spęczone za kierownicą jak również dym z papierosów.
Natomiast intensywny tryb życia powoduje worki i cienie pod oczami…
No i mam
wyjaśnienie. Wyobrażacie sobie jakby
wyglądał facet z workiem pod oczami?. O liczbie mnogiej nawet nie potrafię
pomyśleć. Boże dlaczego przeczytałem o tym tak późno?
Może dlatego,
że od dłuższego czasu mam pierwsze, całkowicie wolne i samotne popołudnie.
Przeciwzmarszczkowe kremy wzbogacone są
kwasami owocowymi, antyutleniaczami a także kwasem hialuronowym Zawierają
substancję poprawiające mikrocyrkulację krwi. …O proszę. Ja nie mam nic
przeciwko maksi cyrkulacji byle w odpowiednim momencie
Wtarłem trochę
wokół oczu, profilaktyka przecież jest najważniejsza. Spojrzałem na siebie do
lustra. Powoli zaczynam wyglądać ja Marcel Marceau A
gdybym tak zaoszczędził na tym kremie i zamiast
tego na powieki położył kompresy z
herbaty ekspresowej? Odrzuciłem tą myśl widząc siebie z dwoma torebkami na
powiekach, a z każdej zwisa cieniutki
sznureczek z metką herbaty Tetly, albo
Irving. Wiszą tak na wysokości uszu
niczym kolczyki. I wyglądam jak korsarz, albo członek stowarzyszenia przeciwko
homofonii. Nie, herbacie zdecydowanie
nie. Dlaczego ten krem nie chce się
wchłaniać. Może przesadziłem z ilością.
Dziewięć
Waciki. To ten
produkt na który dostawała kieszonkowe żona Siary i co stało się synonimem
niskich zarobków. Mnie to kur…a nawet na waciki nie wystarczy. W zależności od
opcji można ominąć łacińską wstawkę, chyba że idzie o zaakcentowanie
dramaturgii wypowiedzi.
Źle otwarte opakowanie spowodowało poprzez nieumiejętne sięgnięcie po waciki, że cała zawartość wyleciała na podłogę.
O ja Cie
……Cholera doszedłem do dziewięciu, a w
dalszym ciągu tak łatwo popadam w stan irytacji.
Ej! rozluźnij się!. A pierdzielę to - pomyślałem wrzucając całą
kupę wacików do szuflady. Czego czy nie widzą ….
Starłem resztkę
kremu. Naciągając skórę na twarzy spojrzałem w lustro. No tak, po tym kremie
lepiej się naciąga. Może i działa,
przejrzałem półkę żony. Ale wszystko tam okazało się dla mnie nie przydatne.
Szczególnie krem ściągający pory. Po co kiedy stałem właśnie całkiem nagi w tej
łazience.
Osiem i siedem
Żeby nadrobić
plan o czy wspominałem wyżej bo wypadłem z rytmu.
Niektóre
elementy mojego ciała doszły wreszcie do wniosku, że to relaksowanie to jedna wielka lipa. A z przedłużającego się stanu przebywania bez ubrania, nie należy wyciągać żadnych wniosków co do najbliższej
przyszłości. Mój największy przyjaciel
zdecydował się na pełną
obojętność wobec otaczającego go świata. Jeżeli to efekt aromaterapii trzeba uważać na
ten żel. Jeżeli zaś to krem, to używać z rozmysłem. Tak potraktuję to jako
dwa punkty chociaż w innych sytuacjach taka dezercja przyjaciela, wypełniłaby
wszystkie punkty zaplanowanego wieczoru.
Sześć
Nomen omen czyta się seks, szczególnie chyba z niemiecka. A że ma być
odwrotnie założyłem na siebie gruby frotowy szlafrok. Na takim szlafroku w
damskiej wersji mona by napisać „anty seks”, ale nie wyobrażam się sobie w
różowym prześwitującym szlafroczku, Te piórka drażniące nos i w ogóle. No chyba
że ktoś to lubi. Ale wiadomo gusta…
Wyszedłem z łazienki Przechodząc obok lustra spojrzałem na siebie - spoko.
Zgiąłem w łokciu prawą rękę i wyprostowałem kciuk. W kręgu naszej kultury
znaczy to właśnie - spoko. Być może wpływ na pozytywny autowizerunek miał brak
okularów korekcyjnych, ale nie zawracałem sobie głowy takimi drobiazgami.
Relaks.
Pięć
Siadłem
wygodnie w fotelu. Muzyka sączyła się w
tle , a ja nalałem kieliszek ulubionego czerwonego wina. Odkorkowałem butelkę
na początku działań relaksacyjnych, aby
wino mogło odetchnąć. Ponoć czerwone wino powinno się pić dopiero po minimum 30
minutach od zdjęcia korka. Mój Boże, a kto miałby czas na takie czekanie?,
szczególnie gdy pragnienie dominuje na dobrym smakiem.
Zdarzały się
chwile, gdy otwierałem dwie butelki.
Pierwsza na pierwszy ogień, druga mogła pooddychać. Ale na tych imprezach smak i aromat nie były
czynnikami decydującymi.
Powoli wziąłem
do ręki kieliszek i podniosłem do światła. Rubinowy kolor trunku zmieniał
optykę widzenia świata, Jak w soczewce mienił się wszystkim odcieniami
czerwieni, różu nie wyłączając. Potrząsnąłem kieliszkiem, aby zapach podniósł się ponad
brzeg kieliszka. Pociągnąłem łyk. Wspaniały smak, doskonały rocznik, południowy stok winnicy - zdało
się mówić moje wewnętrzne ja, nie zauważając,
że z szyjki butelki zwisała smętnie resztka banderoli fiskalnej.
Południowy smak
winnicy ? W Carrefourze ?.
Nie dałem się
jednak ponieść temu dołującemu realizmowi.
Cztery
Doskonały smak.
Trzeba było od tego zacząć. To co, dalej świergot trznadla ? Może jakiś film?
Albo powrócić
do tej książki porzuconej ze dwa miesiące temu.
Tylko gdzie ona leży?
Okolice łóżka
wydawały się nieodpowiednie poczuciu estetyki Kochanej Żony.
Wszystkie
rzeczy znajdujące się w naszym domu
ułożone są z reguły w jej poczuciu estetyki, a ja mając na względzie trwałość związku, jako priorytet nie kruszyłem kopii o miejsce składowania maszynki do krojenia
jajek. Oczywiście ten stan wewnętrznego
zrozumienia dla porządku rzeczy i ludzi
osiągnąłem stopniowo, z wiekiem, gdzieś
w okolicy piątej rocznicy wspólnego pożycia.
Prawa ręka jest
swobodna. Lewa ręka jest swobodna.
Prawa noga jest
swobodna, lewa noga jest swobodna.
Czy w takiej sytuacji
chce mi się szukać książki o niełatwych relacjach mężczyzny i kobiety
dwadzieścia lat później?
A może trzy ?
Cóż tam mamy
pod tym numerem?
Tri - jakby powiedział mistrz hipnozy i relaksacji Kaszpirowski.
Jeszcze tylko dwa i adin, stan
pełnej nirwany, w osobistym rozumieniu tego określenia.
Najpierw łyk wina.
Podniosłem kieliszek do ust i już miałem zanurzyć powoli łapczywe wargi w rubinowym
napoju bogów, gdy z tego oderwania od
zewnętrznego świata wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
Nie to nie może
być prawda. Gdzieś w tle leciały właśnie odgłosy godowe uchatki bałtyckiej
skompilowane z muzyką Mozarta na instrumenty elektroniczne, w konwencji
New Romantic. Przede mną stało kusząc kolorem i aromatem wino. Za drzwiami
stał ktoś i domagał się wejścia.
Przez chwilę
udawałem że mnie nie ma, ale ten Ktoś nacisnął guzik dzwonka drugi, a za chwile trzeci raz. Cóż było robić?
Może to życie, może
to mój los ze swymi darami.
- Dary, dary losy - nucąc niebezpiecznie
przyczepiający się do człowieka refren, podszedłem do drzwi. Delikatnie uchyliłem
skrzydło. Na progu stał młody człowiek,
ubrany w elegancki garnitur.
- Dzień dobry ,
tu podał imię i nazwisko, ja jestem
sąsiadem z drugiego bloku i startuję w wyborach samorządowych z formacji „Czas na zmiany Panie Kochany”
- Co Pan, Panie kochany chciałby zmienić - spytał z
pewnością w głosie podobną Monice Olejnik.
- Życie Panie
kochany, Życie chciałem zmienić i zaczynałem od siebie i dobrze mi szło. Pan mi
się wpierdzielił z tymi swoimi
pytaniami. Boże jak ja nienawidzę
polityki.
Wyciągnąłem mu
z ręki ulotkę i zamknąłem drzwi. Stał
jeszcze chwilę w osłupieniu na wycieraczce zanim poszedł dalej, zadawać pytanie
- Co zmienić? Oprócz obsady stołków, bo
to jest dla nich oczywiste. A przecież
to oni powinni przedstawić swój projekt zmian. Ja mam im pisać program
wyborczy? O nie
Wróciłem do
pokoju. Walnąłem wino nie zwracając uwagi na jego smak. Płyta właśnie się skończyła, a maszyna wypluła na zewnątrz kolorowy nośnik.
Mój proces
relaksacji dobiegł końca. Może skończył
się trochę ostrym resetem, co spowoduje u mnie ból głowy, jak u kobiety bez
spełnienia, ale jutro z nowymi siłami
stawię wszystkim czoła. Śmieciarzom
blokującym wyjazd z osiedla, którzy
flegmatycznie zapinają pojemnik za pojemnikiem, dwadzieścia po siódmej, a gros mieszkańców wyjeżdża wtedy do pracy.
Strażnikom
miejskim czającym się po krzakach, aby
wręczyć mandat emerytce, za
wyprowadzenie piętnastoletniej suczki kundelka bez kagańca. Młody mógłby ich
opieprzyć albo nie daj boże przyłożyć.
Wymuszającym pierwszeństwo, młodzieńcom w sportowych samochodach.
Nawałowi pracy i niedoborowi kasy stanowiącej
rekompensatę tej roboty. I tak do
następnego wieczoru z kremem redukującym zmarszczki.
Chyba że
spróbuję medycyny ludowej. Jakiś
towarzyski drink – siedemnaście, jakiś
wspólnie obejrzany film – szesnaście i seks, byle tylko nie jakiś. I to będzie od piętnastu do jednego.
I może
jeszcze raz jeden.
|
18 listopada 2010
| |
Zajrzał za
pralkę. Ręką przeciągnął wzdłuż węża odpływu i z nadzieją spojrzał na końcówki palców, były suche.
Suche i trochę zakurzone. Potem odsunął płytkę zasłaniającą odpływ
brodzika i wykonując pozycję „padnij”,
zajrzał w czeluść jamy. Swoimi
działaniami przypominał mi sierżanta, dokonującego kontroli czystości podległych
mu żołnierskich pomieszczeń. Dobrze że nie miał białych rękawiczek, one dołują
najbardziej.
Jeszcze
tylko toaleta - nie tracąc energii
skierował się do kolejnych drzwi.
Zamiłowanie
do porządku wyrobione u mnie ręką żony i zastosowaniem skomplikowanego systemu
nagród bądź braku nagród, przyniósł
efekty. Bez stresu otwierałem sąsiadowi
pomieszczenia łazienki i toalety. On macał rury wzdłuż, od sufitu do podłogi w
nadziei znalezienia ukrytego wycieku, przyczyny
ustawicznego zalewania świeżo odremontowanej łazienki. Nadzieja gaśnie ostatnia i widziałem jak gasła mu w oczach. Nie byłem
już sprawcą nieszczęść, stałem się powiernikiem sąsiedzkich kłopotów.
- Idę od
Pana i sprawdzam, ale jestem pewien, że
to znowu sąsiad z drugiego. On mi nigdy
nie otwiera drzwi. U Pana jak zwykle
sucho - wystawił mi certyfikat
wilgotności.
- Tak
sąsiedzie: sucho, czysto i bezpiecznie, jak w reklamie podpasek.
Nie na
darmo nauczyłem się przeznaczenia tych wszystkich plastikowych buteleczek,
pełnych chemikaliów, żeby sąsiad – sierżant tego nie zauważył .
- Zgadza
się zgadza - poprawił się sąsiad .
- Wie sąsiad, byłem wczoraj u tego z
pierwszego piętra, bo łazienka wprost nade mną. Zbierałem się trochę, bo
wiadomo sąsiad ze skłonnością. Otworzył mi i już w drzwiach poczułem, że dzisiaj równiej pofolgował swojej ulubionej
skłonności. Grzeczniutko jednak otworzył
mi łazienkę i pokazał plamy na suficie.
- To od Bednarka - powiedział - On mnie zawsze zalewa, ale ja to
pierdzielę. Łazienka jest po to żeby była woda, to i jest. W kranie jest, w kiblu jest a i trochę na
suficie. Nie będę zadzierał z Bednarkiem, jak człowiek pożyczył mi latem dwie
dychy, a ja mu je jeszcze wiszę. Zrobię dym, on się wkurzy i zażąda zwrotu, a u
mnie Panie Bronku przednówek, kasy nie ma.
Może bym i
zrobił remont, i nową umywalkę wstawił , ale wiesz Pan ,m kasę mam tylko na
flaszkę – zakończył, puszczając perskie oko.
- Jak Pan
chce niech pan sam atakuje Bednarka – dodał.
- Byłem dzisiaj, ale nie otworzył. Auto stoi
przed blokiem więc powinien być w środku. Pewnie się poczuwa, bo jakby się nie
poczuwał, to by otworzył.
- A może
poszedł do kościoła? Sobota wieczorkiem, awansem za niedzielę.
- Pomodlić
się o suche rury? – zażartował monotematycznie
sąsiad.
Korzystając
z okazji omiótł wzrokiem po elementach wyposażenia i kosmetykach.
Powiedz mi czym się pryskasz a powiem ci kim jesteś. Sąsiedzi wszak poddają nas
ciągłej psychoanalizie.
Poza kosmetykami, innych pamiątek nie
było. Ojciec opowiadał mi, że
kiedyś w trakcie popularnie obchodzonych wtedy imienin,
wyszedł do toalety. Jana znał od lat żartował z jego
krakowskiej oszczędności, ale to co zastał w łazience, przerosło jego
wyobrażenie oszczędności. Na bieliźnianym sznurku, przypięte klamerkami do
bielizny smutno zwisały dwie prezerwatywy. Wyprane dokładnie po ostatnim użyciu. Całkiem niedawnym użyciu
ponieważ w świetle żarówki , jeden perlił się jeszcze kropelkami nie zaschniętej wody.
Pewnie
wspólne przygotowywanie stołu na przyjęcie gości, wyzwoliło drzemiące w nich
pokłady namiętności. Być może był to
bezpieczny prezent imieninowy. Prezent w dalszym ciągu dość popularny wśród
płci. Skąd Wam przychodzi do głowy, że akurat to chcemy dostać z okazji
imienin? A gdyby tak spróbować bez
okazji . Już widzę takie hasło:
„Chcesz
otrzymywać kwiaty bez okazji ? I Ty spróbuj być
spontaniczną.” Wracając do
znajomego Ojca, kolega uwierzył być może, w przedwojenne hasło reklamujące gumki. Brzmiało ono :”Prędzej Ci serce pęknie”.
A teraz ? Wymyślono strefy zgniotu samochodów, jednorazowe maszynki do golenia
i prezerwatywy wytrzymujące (bądź nie jeden raz) O ile gumka spowszedniała, o
tyle maszynka jednorazowa dalej jest jakimś symbolem statusu majątkowego. Znajomy
zwierzył się kiedyś przy piwie:
- Chciałbym
być kiedyś tak bogaty, by móc używać maszynkę jednorazową tylko raz.
Zamknąłem
drzwi puszczając sąsiada przodem.
- To mówi
sąsiad, że na pierwszym sufit zalany? – nie wiem po co pociągnąłem dalej temat.
Może to wrodzona empatia? – To znaczy że
sąsiad drugiego wanny używa, a do mnie
miał pretensje o kąpiele, szczególnie te późne. A tu patrz Pan sam sobie wodą
ciurka.
- Ciurka,
ciurka drogi Panie, raz po wannie raz po ścianie – zrymował sąsiad znowu monotematycznie.
- Ale że go
ten z pierwszego nie spieprzył za te zacieki?
- Bo wie Pan On w ogóle grzeczny jest. Nawet jak
idzie zawiany, to się grzecznie kłania,
gdy się przypadkiem mijamy na przykład na schodach. .
- To dobrze,
że się mijaliście na schodach. Ja mijałem go kiedyś, gdy stał za potrzebą przed
krzakiem bzu za blokiem. I On wtedy postanowił właśnie, pomimo wszystko przywitać sąsiada . Gdybym nie odskoczył, to
by mi na buty nalał… A potem wyrzucił z
siebie
Sooorrrry
starrry.
- O grzeczny i przeprosił. Nie mówiłem?
- W dupie
mam to jego przepraszam, spieprzałem jak szczeniak. Ale refleks jeszcze mam.
- A może by
Pan zszedł na dół i zapukał? Co? Ja
stanę za murem, a jak sąsiad nie spodziewając się niczego otworzy, ja go
zaskoczę wyjściem smoka.
- Co Pan
dzisiaj brał, na takie pomysły ? – spytałem.
- Piwo
niepasteryzowane, a Panu postawię dwa jak to się uda.
Cóż było
robić, przekonał mnie. Zeszliśmy na dół. Sąsiad przyczaił się za murem, ja
zapukałem. Po chwili dało się słyszeć delikatne dreptanie i poczułem że jestem
lustrowany.
Zgrzyt klucza w zamku, jeszcze łańcuch i w szparze lekko rozwartych drzwi pojawiła
się siwa czupryna sąsiada z drugiego.
Co się
dzieje ? - spytał rozkojarzony
Witam –
odpowiedziałem lekko zaskoczony, że poszło tak gładko. Nie przygotowałem się na
taką ewentualność. Myśl szybko – zażądałem od siebie.
- Bo widzi
sąsiad, założyłem się z sąsiadem z parteru o dwa piwa, że Pan jednak przyjmuje odwiedziny. I jak Pan
widzi wie - wygrałem.
Nie skłamałem.
Po prostu podałem prawdę w ciekawszych kolorach.
Zza muru
wypadł rozgorączkowany Henryk - sąsiad z
parteru. Andrzej - sąsiad z drugiego,
chcąc czy nie, zgodził się na wizję lokalną.
Nie znaleźliśmy niczego co by go
kompromitowało, z wyjątkiem wycieku z
rury. Wycieku z rury głównego pionu
wodnego. I to w sobotę po południu.
Ale piwo
wygrałem, może zarobiłem
Przydało
się, bo za chwilę sąsiedzi z drugiego i z
parteru, zgodnie zakręcili wodę wszystkim.
Nie umarłem
z pragnienia, miałem dwa piwa, a inne (lepiej będzie niektóre) rzeczy potraktowałem z nowobogacką
rozrzutnością - jednorazowo.
Sąsiedzka
sobota pożegnała mnie rdzawą wodą, przed
samiutką północą.
|
14 listopada 2010
| |
Uczciwość to taka głupia cecha. Nakłania nas do robienia
rzeczy sprzecznych z marzeniami, a w
zamian daje wyłącznie satysfakcję i to nie zawsze.
Piotr siedział przy stole w kuchni i beznamiętnie
wpatrywał się w porcelitowy kubek.
Popielato- granatowe, Inspirowane sztuką ludową wzory, zdobiły
zewnętrzną ścianę naczynia. Wewnątrz od ponad godziny parzyła się torebka herbaty ekspresowej. Zbyt długo zwlekał z piciem, aby teraz napar
sprawił mu przyjemność. Zamiast aromatycznego gorącego płynu letnia lura, z pływającymi osadami na
wierzchu.
Odeszła. Jego żona odeszła w zeszłym tygodniu.
Cichaczem spakowała swoje rzeczy i zniknęła z jego życia. Dokonując swoistego podziału majątku. Odeszła
ze swoimi rzeczami, cennymi pamiątkami i kontem, które do zeszłego tygodnia
było wspólne. Dorobek życia wypłacony w gotówce spowodował debet w banku, widoczny na otrzymanym wyciągu. I to w zasadzie koniec całej
historii. Typowej, zdarzającej się niestety dość często. Przyzwoitość i zaufanie ukarane
za towarzyszącą im uczciwość.
Od dziecka wpajano
mu przedwojenne zasady postępowania, a
kiedy był już nastoletnim
młodzieńcem, z zasad tych uczynił regułę
i traktował jak swego rodzaju metodę na
życie.
Czy z tym żyło się
lepiej? Zdecydowanie nie. Kiedy chodził z Joanną i sprawy szły w kierunku nieuchronnego seksu, dokonał bilansu wszystkich za i
przeciw, a kiedy z sumy wyszło mu – przeciw, napisał do niej długi pożegnalny
list. Napisał w nim że odchodzi ponieważ zaczął myśleć o niej jak o kobiecie, a seks traktuje poważnie. Nie chce nadużyć jej zaufania, będąc świadomym tymczasowości związku i braku
przynajmniej z jego strony planów na przyszłość. Chcąc być uczciwy wobec niej odchodzi.
Otrzymał list w którym Joanna napisała :
Moja mama mówi, że ja to mam szczęście
do porządnych ludzi.
Kumple pukali się w czoło twierdząc, że te wyznania mógł spokojnie uczynić po romantycznym spotkaniu i zwalić wszystko na niedopasowanie, chłód emocjonalny, czy co
tam jeszcze…
On jednak tak rozumiał uczciwość. Kiedy po latach spotkał
Joannę, przywitali się serdecznie i bez żalu. On już wtedy żonaty, Ona artystka, wolny strzelec. Pozdrowienia, trzy słowa o sobie, ot to na co
jest czas pomiędzy jednym a drugim przystankiem autobusu.
Łyżeczką wyłowił torebkę i okręcając sznurkiem wokół
metalu i wycisnął resztkę tkwiącej pomiędzy wiórkami esencji. Podniósł kubek do
ust i pociągnął spory łyk. W smaku była taka jak ocenił, letnia i zdecydowanie
niesmaczna.
Elżbietę poznał,
kiedy lizał rany po poprzednim związku. Zakochał się jak szczeniak i
zaangażował po same czubki palców. A kiedy został odtrącony, zamknął się w
swojej skorupie. Ela pokazała mu dobrość
i czułość – uczucia tak ważne w jego
sytuacji. Nie zakochał się w niej od razu, uczucie dojrzewało jak wino.
Ślub, dom,
wyposażenie i plany na przyszłość. Z
czasem nauczył się mówić, że ją kocha i
że jest niezbędna dla jego życia jak
powietrze. Jako pewnik przyjmował, że u
niej jest podobnie.
A później zapadła decyzja o wyjeździe do pracy za
granicę. Długo rozmawiali na ten temat i tylko w eksportowej robocie widzieli
źródło poprawy sytuacji materialnej. Spakował więc walizy i ruszył za
szczęściem. Nie od razu za wielką wodę, ale na początek za wąski kanał zwany Angielskim
lub La Manche, w zależności od tego na
którym jego brzegu stoimy. I telefony. Raz w tygodniu, ze względu na koszty, a
później kiedy znalazł stałą pracę, częściej. Przesyłał pieniądze na ich wspólne
małżeńskie konto. A kiedy stan konta
zaczął rosnąć, oni zaczęli myśleć o poważniejszych wydatkach. On kupił
samochód, ponieważ ułatwi to jej codzienne obowiązki, do wypełniania których została sama. Ona zaś
postanowiła zrobić prawo jazdy. Dotrzymywać zobowiązań to przecież takie ważne.
Ona skończyła
teorię, On walczył z samotnością
na wyspach. Współmieszkańcy wyciągali go
na weekendowe szaleństwa, raz poszedł ale smak Guinessa zakłóciła mu
konieczność tłumaczenia kumplom, że nie
akceptuje piątkowych panienek i że jeżeli żona
nie widzi to również nie w porządku.
Wybierał więc
książkę na weekendowe wieczory, albo Internet i szklaneczkę whisky. Zmniejszało
to również prawdopodobieństwo spotkania Mileny, koleżanki z pracy. Atrakcyjna
Czeszka adorowała go, wywołując zazdrość kolegów. Kiedy spotkał ją kiedyś w pubie, a sprawa
wzajemnych relacji nabrzmiała,
przy szklaneczce whisky opowiedział jej o żonie, miłości i zaufaniu.
Milena powtórzyła słowa, które już
kiedyś przeczytał - Twoja żona to ma szczęście do porządnych ludzi.
Zaproponował jej przyjaźń, a Ona na nią
przystała. Ale w Czechach jak i u nas nie wierzą w przyjaźń mężczyzny z
kobietą. Wolał więc unikać niezręcznych sytuacji i eliminował pewne
miejsca ze swej mapy.
Żona rozpoczęła jazdy, o czym informowała go ostatnio w
mailu. A później obstalowała sobie dodatkowe lekcje, szczególnie z parkowania.
Parkowanie to miało okazać się brzemienne w skutkach.
Póki co rozmowy z żoną stały się jakby rzadsze, z powodu tych właśnie dodatkowych jazd.
Wiadomo bowiem powszechnie, że szkoły kierowania obciążone są na maksa i dodatkowe lekcje
można brać albo skoro świt, albo
wieczorem. Niechęć do porannej aktywności spowodowała wybór drugiej części dnia
na wspomniane korepetycje.
- Ty chyba chcesz zrobić doktorat z parkowania – zażartował Piotr, w trakcie
jednej z wieczornych rozmów.
-Daj spokój, to dla nas ważne - zgasiła go żona.
Odstawił kubek do zlewu, obok innych stojących w równym rządku.
Wyjrzał przez okno. Próżno jednak szukał sylwetki kilkuletniego Audi. Wraz żoną i pieniędzmi z konta odjechało w
siną dal. Zakwalifikowała je jako rzecz
osobista, lub ważną pamiątka. Zresztą z
przyczyn praktycznych zarejestrowali
Audi na Elżbietę.
Ta dal nie była tak do końca siną . Dobrzy ludzie
powiedzieli, że odeszła z instruktorem nauki jazdy. Krótki acz burzliwy romans,
zaowocował spektakularnym porzuceniem.
Ela wynajęła mieszkanie gdzieś na mieście
i spotykała się tam z Panem Edkiem, który tak chętnie uczył ją praktycznej
umiejętności zmiany biegów, wykorzystując do tego celu każdą znajdującą
się w pobliżu dźwignię, osobistej nie
wyłączając.
I tak Piotr przeżywał porzucenie, kwestionując wpojone
zasady, Elżbieta z Edwardem pili eleganckie alkohole, w równie eleganckich knajpach, za sprawą
irlandzkiej pensji Piotra.
Wszystko do czasu kiedy skończyły się pieniądze, a
prowadzone niewprawną ręką niedoświadczonej kierowcy Audi, wylądowało w rowie. Zmięta karoseria obniżyła
możliwości jezdne pojazdu, oraz całą jego materialną wartość. W końcu i Pan
Edek kiedy poczuł kończące się pieniądze, zaczął udzielać dodatkowych lekcji
parkowania innym ambitnym kursantkom, a dla Eli miał jakby mniej czasu.
- Frajer – ocenili Piotra znajomi, którym opowiedziałem ta historię. Nie
rozlicza się z tego, czego nie widać.
Nie widać znaczy nie ma. A tak ma przesrane życie.
- Jeszcze się taki nie urodził, co by babie dogodził –
podsumowali inni.
Moje opowiadanie jest jednostronne ponieważ nie znam
poglądu na ten temat drugiej strony. Ela zerwała kontakty towarzyskie z gronem
swoich znajomych, w czasie kiedy to Pan
Edek był jej całym światem. Teraz zmieniła numer telefonu, być może ma jakieś powody tej emigracji.
Sami ze sobą komunikują się czasami przy pomocy maila. Jak by nie było ten nieformalny podział
majątku nie zmienił pewnych wspólnych praw własności.
Na papierze nadal są małżeństwem, a przynajmniej Piotr analizuje
powody, które wywołały wiadome skutki
A może jest tak jak śpiewa K. Kowalska
„ Łatwiej odejść trudniej znieść
Codzienności smak” Jest jednak optymistyczne zakończenie tej zwrotki;
„Ale mogę jeśli chcesz
Być ci niebem W które ze mną wzlecisz”
Tylko czy z czasem niebo, również nie staje się
codziennością ?
|
09 listopada 2010
| |
No i najadłem się tego smalcu babcinego ze świeżym
chlebem. Poruszyłem wspomnienia, zwiększyłem cholesterol i naraziłem się
miażdżycowo. A efekty już widać. Wypadłem z rytmu i opuszczam się w
regularności publikacji wpisów. Bo jest jakiś inny powód?
A może to tylko
depresja? Wszechobecna depresja zaczynająca się po czterdziestce, a owocująca
dziesięć lat później. I to z jakiego powodu?
Że zmarnowaliśmy sobie życie zakładając rodzinę, która
zabiła w nas pasję i podcięła skrzydła. A przecież tak dobrze
zapowiadaliśmy się w młodości.
Że zmarnowaliśmy sobie życie nie zakładając rodziny, a mamy takie silne poczucie więzi rodzinnej,
której nie mamy okazji spożytkować. A tak dobrze zapowiadaliśmy się w młodości.
Że nie mamy samochodu (obecnie rzadkie)
Że mamy samochód, ale jest gorszy od samochodu naszego sąsiada
Że zmienili czas na letni, że zmienili czas na zimowy
Że zima, że lato, że jesień.
Że mam taką skłonność do depresji. Że żona widzi tylko
swoją depresję, a chciałbym, aby choć na chwilę pochyliła się nad moją
I tak dalej. Że mi
się wszystko poodwracało. Dzięki że chociaż krwiobieg działa jak poprzednio i
pryszcz to moje nadciśnienie.
Bo odwrócony krwiobieg to dopiero powód do zmartwień.
Jakiś czas temu Hanula napisała w komentarzu:
„Od jakiegoś czasu prowadzę obserwacje i badania. Otóż,
gorące napoje powinny szybciej uderzać do głowy, a mnie najpierw rozgrzewają
stopy /z natury lodowate, ręce, a później całą resztę... I tak się obserwuję od
pewnego czasu i nadziwić się nie mogę...
Moja diagnoza że to być może właśnie odwrócony
krwiobieg. Że nie ma czegoś takiego?
Oczywiście że jest.
Przyszedł kiedyś facet do lekarza
- Panie doktorze mam odwrócony krwiobieg
- A czym to się u Pana charakteryzuje - spytał
zaciekawiony lekarz, który kończył właśnie drugą specjalizację, tym razem z psychiatrii.
- Wie Pan dwadzieścia lat temu jak dziewczyna głaskała
mnie po głowie, mój penis stawał dęba. A teraz kobieta dotyka mojego penisa a
mnie stają dęba wyłącznie włosy na
głowie.
Hanula ma szczęście, że dotknęła ją najlżejsza forma tego
schorzenia. I Ja dzięki bogu nie muszę
rejestrować się do lekarza rodzinnego
Od zmiany czasu zasypiam jak małe dziecko, bez mrugnięcia
okiem. No przesada. Może mrugnę ze dwa razy, ale czując bezsens walki pogrążam
się w objęcia Morfeusza. Co nie
przeszkadza mi budzić się nad ranem dla smutków trosk i wyrzutów sumienia i to
bez względu na to, czy mam powód do sypania głowy popiołem czy nie. Zadaję
sobie pytania na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Ale w tym stawianiu
trudnych pytań nie jestem chyba odosobniony. Otóż przeczytałem jakiś czas temu
na Onecie, że wyszukiwarka ask.com stworzyła listę 10
pytań bez odpowiedzi. Ranking
sporządzono na podstawie analizy około miliarda pytań, zadawanych przez
użytkowników w ciągu ostatnich 10 lat.
Dziesiątka najczęściej zadawanych pytań bez odpowiedzi wygląda
następująco:
1. Jaki jest sens życia?
2. Czy Bóg istnieje?
3. Czy to prawda, że blondynkom żyje się weselej?
4. Jaki jest najlepszy sposób na zrzucenie wagi?
5. Czy kosmici istnieją?
6. Kto jest najsłynniejszym człowiekiem na świecie?
7. Czym jest miłość?
8. W czym tkwi sekret szczęścia?
9. Czy Tony Soprano umarł?
10. Jak długo będę żył?
A gdyby tak każdy z nas zrobił sobie ranking
pytań które zadaje sam sobie, a na które
nie otrzymuje odpowiedzi.
|
04 listopada 2010
| |
Kiedy dorzuciłem do ekologicznej torby krem o odpowiednim stopniu nawilżania okolic
oczu, osiągnąłem stopień pełnej satysfakcji zakupowej. Udałem się więc w
kierunku kilkukondygnacyjnego parkingu. Zgodnie z obyczajem zarabiania na kilku
frontach, parking był płatny powyżej jednej godziny. Mnie na zakupy wystarczy,
dla żony to jedynie prolog. Czy długo, czy krótko, przed wyjściem na parking znajduje
się automat do którego wrzucamy bilet parkingowy. Bezduszna maszyna określa
kwotę zapłaty, albo puszcza wolno, w przypadku nie przekroczenia w/w godziny.
Zbliżyłem się do maszyny, ale nim zdążyłem wrzucić bilet zauważyłem odręczne pismo, wykonane
granatowym niezmywalnym pisakiem.
„Lubię kurwy i chleb ze smalcem’ – taki manifest
przeczytałem na ścianie w Galerii Krakowskiej. Przyznam szczerze, że autorytatywnie mogę się wypowiadać jedynie
o chlebie ze smalcem. Być może korzystanie z usług wspomnianych pań jest tak
wyczerpujące, że chleb ze smalcem służy do zabezpieczenia sił na, lub uzupełnienia straconej energii po. Ja w duecie lokowałem raczej wspomniany chleb, koło kubka herbaty, albo zbożowej kawy z
mlekiem, ale to już to takie smaki
dzieciństwa. Moja babcia przygotowywała smalec
z cebulką, w małym emaliowanym rondelku, który przykryty
był takąż samą pokrywką. Garnek stał gdzieś w chłodnym miejscu , ponieważ
wspomniana babcia nie posiadała lodówki. Zresztą takowa była jej zupełnie
zbędna. Czasem zaraz po szkole, ubrany w
satynowy granatowy fartuch z białym mocno wykrochmalonym kołnierzykiem i tornistrem na plecach, oraz tarczą szkolną na ramieniu, gnałem polnymi dróżkami
do babci. Duża dwójka określająca numer
szkoły na mojej tarczy podskakiwała radośnie, przyszyta do lewego ramienia. A kiedy wpadałem do małego drewnianego domku, babka kroiła szeroką pajdę świeżego chleba od Rabendy oczywiście ze
wspomnianym smalcem. Esencja herbaciana
zaparzona w małym dzbanuszku, uzupełniona wodą, która ciągle gotowa do parzenia
herbaty stała na blasze dużego, bielonego, kuchennego pieca. Taka herbata pita
w kubku, który pamiętał jeszcze przewrót majowy
Piłsudskiego, smakowała wyjątkowo.
Całość jak zwykle przesłodzona, z
powodu
dobrodusznego serca babki. Nigdy nie powtórzyłem tego smaku, chociaż
herbata była zwykła, tania. Ulung albo Junan. Siedząc na schodach przed gankiem patrzyłem w
dal na dojrzewające śliwki. Jakiej maści była ta krzyżówka? Na Boga, nie pamiętam. Pamiętam tylko, że miały lekko
gorzką skórkę, bardzo słodkie wnętrze mocno przyklejone do pestki, a całość niesamowicie przyspieszająca perystaltykę jelit.
Czasem aż trudno było dojść do domu. I
wiśnie ciemno krwiste ale bardzo kwaśne. Kuszące swoim kolorem na
rozłożystych chociaż drobnych gałęziach. Nie ma już tamtych śliw, nie ma jabłoni, a
przede wszystkim babci, która tworzyła ten wspaniały smalec. Babcia w kuchni - zjawisko chyba powszechne, ponieważ
poprzez sentyment producenci żywności, na masową skalę tworzą babcine wariacje.
A więc szynka babuni, golonka, babuni,
nalewka babuni. Sok i konfitury, na pasztecie i parówkach kończąc. Widząc te
cuda uśmiecham się szeroko, ponieważ
wiem, że te parówki mają tyle wspólnego z
babunią ile fasolka po bretońsku z
Bretanią, a placki po węgiersku z Węgrami. To akurat wiem ponieważ pytałem jednego zaprzyjaźnionego
Węgra i dla równowagi jedną Bretonkę.
Oczywiście, nie znają takich potraw.
Miejsce w którym
stał drewniany domek jest w tej chwili poboczem drogi szybkiego ruchu. I bardzo
szybko mogę dojechać w okolice cmentarza, aby zapalić dla Niej lampkę na grobie. Cena postępu, mówię
oczywiście o drzewach i budynkach, chociaż swoją drogą, babcia też
zakończyła życie w wyniku kontaktu
bezpośredniego z motoryzacją, a więc jakby nie było z nowoczesną techniką.
Po powrocie do domu nie mogłem odmówić sobie przyjemności
przygotowania takiego domowego smalcu, z odrobioną boczku, jabłka, oraz majeranku i wspomnianej wcześniej
cebulki. Zapach jaki roznosił się wokół
kamionkowego naczyńka był zabójczy, tak jak i poziom cholesterolu, który
wtłaczałem sobie do organizmu, Cóż to wobec radości i wspomnień. Zażyję dodatkowe pół tabletki na
cholesterol. Poza tym ten ostatni dzieli się na dobry i
zły. Czy wyobrażacie sobie, aby smalec
domowy zrobiony z taką ilością serca, faszerowany takimi wspomnieniami mógł
szkodzić? Zdecydowanie nie!
Czuje to smarując
następną kromeczkę swojskiego chleba, o którym już kiedyś pisałem
- Smacznego.
- Dziękuję – odpowiedziałem sobie radośnie.
|