17 czerwca 2022

Kto tu mnie skreśla ?

I znów dopadła mnie historia pisana przez samo życie, oczywiście z czyjąś niewielką pomocą. To historia kobiety która po 60-tce została wdową, zamieszkała z córką, jej mężem i wnukami. Tak było praktycznie. Córka mogła spełniać się w pracy zawodowej, a babcia odbierała wnuki ze szkoły i woziła na dodatkowe zajęcia.
Wszystko to do czasu gdy samotna seniorka nie zapragnęła pójść do osiedlowego klubu, gdzie zorganizowano wieczór dla singli (z całą elegancją przynależną do wieku uczestników). Mamusię to wciągnęło co nie podobało się córce, ale ona nie zwracała na to uwagi i bywałą tam w każdą środę. W końcu poznała pewnego mężczyznę i powiedziała córce, że jest jej bratnią duszą. Tu znalazła się wypowiedź córki:

- Mama zaczęła go często widywać na spacerach po mieście, w parku, w kinie. Nie rozumiem ludzi, którzy mają ponad 60 lat i nadal chodzą na randki. Na początku myślałam, że się rozstaną i sprawa przycichnie. 
Niestety mamusia zdecydowała się na ślub co spotkało się znowu z niezrozumieniem ze strony córki
- Ludzie, którzy decydują się na ślub po sześćdziesiątce, są dla mnie zagadką. Nie wierzę w miłość w tym wieku, dlaczego nie mogą się po prostu przyjaźnić? Po co legalizować związek w tym wieku?
Mama wyprowadziła się, a dorosła w końcu córka nie ma ochoty na kontakt z matką.
Dlaczego przytaczam tę prozaiczną w końcu historię? Ponieważ ostatnio życie dopisało mi kolejną cyfrę do mojej liczby przeżytych lat, a ponieważ pierwsza z nich to to szóstka poczułem się jakby adresatem tej historii.
Jest faktem, że szaleję za moja wnuczką i z małżonką wydzieramy ją sobie z rąk. Znaczy to, że posiadam małżonkę i nie mam żadnych planów matrymonialnych.
Nie robię też planów na przyszłość  w stylu wyrażonym przez  Stefana Friedmanna  w jednej z kabaretowych historii lat 70 tych.
- Ustaliliśmy z żoną, że gdy któreś z nas pierwsze umrze to ja jadę w podróż dookoła świata.
Poczułem się jednak dotknięty taką stygmatyzacją ludzi po sześćdziesiątce.
Poleruję motocykl przed planowaną jazdą i tak myślę, że ktoś chciałby mi tego zabronić. Nie tak dawno czytałem wynurzenia jakiegoś młokosa po dwudziestce, że po 60- tym roku życia powinni z urzędu zabierać prawa jazdy.


               Ten gość ma 86 lat i jeździ na trialu czyli na terenowym motocyklu
                                                        Źródło  motormania.com.pl

Obowiązuje kult młodości, a wiek dojrzały nazywany przez nich starością niechaj zdycha. Tylko dlaczego nie potrafią sobie wyobrazić własnej kariery zawodowej bez pomocy owych rozsypujących się wątłych staruszków?
Seniorów którzy zajmą się ich dziećmi, coś tam naprawią, coś tam ugotują, Coś tam, coś tam.
Owszem jestem krytyczny wobec osób zapominających o swoim wieku, ale to problem znany od lat. 
Pamiętacie jak się kiedyś mówiło? -
Z tyłu liceum, z przodu muzeum.
Patrząc na takie wyluzowane osoby jest mi zwyczajnie głupio, a
le nie na tyle bym zabierał im prawo do radości, radości z życia. 
Poza tym niezastąpiony Jan Sztaudynger pisał - Starość nie młodość musi się wyszumieć. Bo żeby szumieć trzeba mieć i umieć
      Na sam koniec zdałem sobie sprawę, że już pisałem  na temat wykluczenia. Tam wspomniałem o dyskryminacji ze względu na wzrost. Teraz piszę o wykluczeniu ze względu na wiek. A jeżeli ktoś jest stary i w dodatku niewysoki?
Jak mówi stare przysłowie - nieszczęścia chodzą parami. 
Chociaż są to nieszczęścia przypisywane przez innych, a nie odczuwane przez zainteresowanych, tworzą pewne stereotypy.
I ile to się trzeba potem nakombinować by pokazać, że z powodu braku paru centymetrów we wzroście i nadmiaru kilku lat w wieku, nic mi nie dolega.
Można też na starość spojrzeć tak jak to zrobił  Jaromir Nohavica, w utworze 
A więc nie trzeba mnie pocieszać.
Dla zainteresowanych link do wspomnianego tekstu z lutego br.
A tak wracając do standaryzacji.
W Moskwie, w czasach Breżniewa zainstalowano automat do golenia.
Płacił klient kilka kopiejek, wkładał głowę, a tam dwie brzytwy, jedna z lewej druga z prawej walczyły z zarostem.
- Jak to możliwe ? - pytali naukowcy z zachodu - przecież każdy z nas ma inną twarz
- Tak, ale tylko do pierwszego golenia w naszym automacie - odpowiadali twórczy.

 

06 czerwca 2022

O aktywnym wypoczynku

- Czy tobie ktoś powiedział, że jesteś upierdliwy z tym swoim planowaniem?
- A co złego jest w planowaniu? Przecież nie narzucam swojej woli, a jedynie pragnę się wpasować w jakiś z grubsza ustalony plan dnia. Chcę wiedzieć czy z rana pójdę jako pierwszy do łazienki, czy może jako drugi? Kolejność nie ma znaczenia, znaczenie ma świadomość. Lubię to sobie poukładać w głowie. W końcu jestem z tych ludzi którzy są na dworcu już pół godziny przed odjazdem pociągu.
- Tak, ale ty mnie zmuszasz. Zmuszasz do podjęcia decyzji, a ja wywinąłem się na chwilę od tego codziennego kieratu i chcę uciec od planowania, decydowania i tym podobnych bzdur których mam potąd.
Tutaj mój kolega i współmieszkaniec pokoju hotelowego w trakcie delegacji do Holandii wykonał charakterystyczny i dobrze znany mi gest, przesuwając wskazującym palcem z lewej na prawą dokładnie na wysokości nosa.
Przebywający w Holandii jako goście Targów w Utrechcie, znaleźliśmy się przyczyn ekonomicznych, razem w jednym dwuosobowym pokoju hotelowym. Zdecydowanie zażądaliśmy osobnych łóżek i to zdecydowanie wywołało wesołość na twarzy recepcjonistki, egzotycznej piękności o nieskazitelnych zębach. Może zabrzmi to śmiesznie, ale z jej rąk przyjąłbym nawet klucz do składziku na hotelowe miotły, gdyby tylko powiedziała, że taki pokój nam przeznaczono.
Nie mogłem się jednak zdecydować na dłuższą pogawędkę. W miejscowym języku ani, ani, a po angielsku najlepiej wychodzi mi zamówienie kawy, ale za to takiej jakiej chcę czyli podwójnego espresso z kilkoma kroplami mleka, bez cukru.
Ostatnio zdobyłem się jednak na odwagę ( być może przymuszony okolicznościami) i w knajpie w Amsterdamie spytałem barmana o drogę do toalety, a otrzymaną informację zrozumiałem.
Jak po każdym takim wyjeździe, obiecuję sobie, że podciągnę ten swój angielski.
Wychodzi jak w "Dniu Świra"
Może się to jednak kiedyś udać, bowiem już na drugi dzień budowałem w myślach całkiem zgrabne chociaż proste zdania.
Napisałem "w myśli" bowiem z używaniem języka obcego jest jak z lataniem - trzeba się odważyć.
Z wiekiem jednak wzrósł u mnie poziom obawy przed kompromitacją.
Jakby dla zagmatwania sytuacji, sam lubię cytować przy różnych okazjach fragment dialogu aktora z węglarzem w Bieszczadzkich Wodziłkach, który zapamiętałem z filmu Zakochany Anioł ( polecam)
- A gdzież wy ludzie się tak spieszycie, przecież Was nie zjedzą. A jak zjedzą to was wysrają.
Można to wprost odnieść do odwagi - Dlaczegoż wy ludzie nie odważycie się....
Wracając zaś do dialogu z pokoju hotelowego, uświadomiłem mojego współlokatora, że skłonność do planowania i potrzeba wiedzy nie są jedynymi moimi przywarami. Ponieważ po części pracowaliśmy, a po części wypoczywaliśmy, zdecydowałem się na całkiem szczere wyznanie, że ja mam również problem z wypoczynkiem
Po prostu nie umiem odpoczywać. Za karę można by mnie wysłać nad morze i położyć na leżaku. Bezsensowne marnotrawienie czasu jest czymś czego nie rozumiem. No chyba, że idzie o aktywny wypoczynek, a więc cięcie, skręcanie, czy choćby polerowanie motocykla. Świetnie wypoczywam w czasie jazdy na nim, ale trudno to nazwać nic nierobieniem, skoro muszę zaplanować każde wejście w zakręt, aby móc z niego w całości wyjść. Poza szybkością, najczęstszym powodem lądowania motocyklem w rowie jest właśnie zlekceważenie kąta lub rozkojarzenie.
      Kiedyś, ileś tam lat temu wylądowałem w czasie wakacji we Francji.  W ramach wypoczynku nad rzeką zbudowałem dla tamtejszych dzieci szałas z gałęzi. Traf chciał, że były to gałęzie oblepione liśćmi laurowymi. W czasie przebywania w szałasie można się było oddawać aromaterapii.
Zwyczajowo myje tez i poleruję ich wszystkie samochody. Robię to z pasją której brak dla naszego samochodu, ale w domu mam zawsze coś innego do roboty. W  południowej Francji powinienem się nauczyć owej szlachetnej sztuki wypoczynku, słysząc choćby odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie
- Kiedy ostatnio polerowano te samochody ?
- Sam polerowałeś w czasie poprzedniej wizyty u nas.
Trzy lata, niezły rezultat   
W zasadzie zawładnęło to mną od chwili gdy uznałem, że jestem już dorosły, chociaż pewnie i wcześniej miałem jakieś tego zadatki. 
Innym razem w Białce Tatrzańskiej, na początku naszego małżeństwa, wynajmowaliśmy stara góralską chałupę. Właściciele byli jak większość górali w Ameryce i pod ich nieobecność to przynajmniej przewietrzyło się wnętrze. Rozpakowaliśmy się właśnie i zastanawiałem się co mogę robić w takim cudzym domu w którym robota do zrobienia wychodziła dosłownie z każdego kąta. 
Wtedy jakby spod ziemi pojawił się gospodarz z Ameryki. W ręce trzymał puszkę amerykańskiej farby i takiej produkcji pędzel. Była to połowa lat osiemdziesiątych, a więc widok sprzętu wywołał u mnie niesamowite emocje. Kolorowa burżujska puszka z lakierem który nie śmierdział.
Gospodarz chciał, aby w wolnej chwili pomalować okna. Wyjąłem mu puszkę z ręki i nim dogotowała się woda na kawę zacząłem malować pierwsze okno.
Człowiek był tak zszokowany, a jednocześnie zadowolony z natychmiastowego wykonania jego polecenia, że odpuścił nam opłatę za pobyt i to za całe dwa miesiące.
W gratisie pomalowaliśmy mu siatkę na zielono. Tym razem nasz krajowy lakier ftalowy śmierdział jak sto nieszczęść
Nie umiem odpoczywać. Wspominałem o tym już kilka razy, kilka razy mówiłem tez że mam świadomość  iż z pewnością jest na to jakaś określona jednostka chorobowa.
Nigdy jednak nie pomyślałem, że swoimi działaniami przyniosę komuś jakaś szkodę. Uważałem też, że nie jestem zagrożeniem dla siebie samego.
To mogą być jednak pozory, bowiem w Onecie przeczytałem taką oto historię
"Wakacje rodziny z Maine w zaledwie kilka chwil zamieniły się w prawdziwy koszmar. Jak wynika z policyjnej relacji, 18-letni Levi razem ze swoją o rok młodszą siostrą wykopał na plaży dół. Rodzeństwo użyło do tego popularnego frisbee. Dół miał głębokość 10 stóp, czyli mniej więcej trzy metry. Gdy rodzeństwo było w środku, piasek nagle zaczął się osuwać, zakopując nastolatków. Levi  został zasypany całkowicie, podczas gdy jego siostra mniej więcej do wysokości klatki piersiowej. 17-latkę udało się uratować (czuje się dobrze), jej brata niestety już nie. Do zasypania nastolatków doszło mniej więcej o godz. 16.00, zaś do ciała 18-latka służby dotarły dopiero trzy godziny później.
        Natura jest jednak bardziej pomysłowa od nas samych i czasem potrafi bronić nas przed nami samymi. Być może stąd moje zamiłowanie do gór i ogólnie mówiąc nierównego krajobrazu, a niechęć a może nawet lekki dystans do morza.
Wracając zaś do artykułu, pomyślcie jak trzeba być zdesperowanym, aby wykopać trzymetrowy dół na plaży za pomocą frisbee? Jak ktoś nie wie co to friesbee to podpowiadam, jest to dysk z plastiku który ma tendencję do lotu, a rzuca się go psu, aby złapał go w powietrzu. One to nawet chętnie robią, choć równie dobrze potrafią bezczynnie wylegiwać się w pełnym słońcu na tarasie. Koty są mistrzami nic nierobienia, a ja jak już wspomniałem.
Z wiekiem częściej odpoczywam pomiędzy poszczególnymi etapami aktywnego wypoczynku, ale to nie zmienia faktu, że nie umiem być bezczynny.
           Odbiegając zaś od głównego motywu tego tekstu W myśl zasady że podróże kształcą załączam dwie fotki.
Pierwsza to uprawnienie do parkingu dla pewnych grup. Dzieci, inwalidzi służby mundurowe, ale czy widzieliście taki ograniczenie?
Jak się to ma do modnej od  pewnego czasu idei równouprawnienia.




I jeszcze jedno. Potwierdzenie zasady że w Amsterdamie rowery są wszędzie.
Kilka sztuk znalazłem nawet w kanale.  




Generalnie jest ładnie, bo gdy na chwilę odłożę błazeńska czapkę, Amsterdam rzeczywiście jawi mi się niczym ta opiewana Wenecja Północy