31 stycznia 2023

Czy to dobrze Panie Bobrze ?

Początek roku zawsze objawia się całą furą horoskopów, które zapowiadają nam świetlaną przyszłość, bowiem z punktu widzenia biznesowego napisanie komuś, że w tym roku będzie miał przesrane, spowoduje tylko utratę klikalności. Zainteresowany i tak gdzie indziej znajdzie taki horoskop który przepowie mu, że będzie super. Można by się pokusić o stwierdzenie, że zaletą horoskopów jest taka sama jak przysłów, wzajemnie sobie przeczą. No ale jeżeli korzystasz z chwili przerwy w pracy, a przed tobą stoi filiżanka wonnej i aromatycznej kawy, takiej to o której Charles Maurice de Talleyrand powiedział - Kawa musi być gorąca jak piekło, czarna jak diabeł, czysta jak anioł i słodka jak miłość. Wszystko się zgadza z wyjątkiem tej słodyczy. Pije gorzką ponieważ miłość do niej po latach zmieniła się w uzależnienie, a posiadanie w pracy osobistego ekspresu z młynkiem poczyniło w tej kwestii spore postępy
Zniewala więc swoim zapachem świeżo parzona kawa, a ja zamykam na chwilę tabelki zestawienia w Excelu na rzecz niezobowiązującego tekstu który być może przepchnie mi żyły i przewentyluje mózg.
Dzisiaj na tę okoliczność wybrałem Horoskop totemowy, który przez swoją nazwę sugeruje indiańskie mądrości.
Któż z nas będąc dzieckiem nie bawił się w Indian i nie biegał z własnoręcznie zrobionym z kawałka gałęzi orzecha laskowego łukiem. Któż nie płakał nad śmiercią Winetou i nie podkochiwał się w pięknej Apanachi.
Niektórzy wyrośli z tego, innym pozostało pomimo upływu lat. Stad pewnie wzięło się soczyste określenie niedojrzałości jakże trafnym stwierdzeniem, że oto stare ch.je bawią się w Indian.
Wracając zaś do horoskopu. Według zamieszczonego w Onecie tekstu indiański horoskop wywodzi się z dawnych wierzeń plemion zamieszkujących tereny Ameryki Północnej i Południowej. Występuje w nim 12 zwierząt, które symbolizują 12 typów osobowości — Wydra, Wilk, Sokół, Bóbr, Jeleń, Dzięcioł, Łosoś, Niedźwiedź, Kruk, Sowa, Gęś, Wąż.
Każdy z nich ma określone cechy charakteru, mocne strony oraz słabości. Według daty urodzenia jestem w tej indiańskiej systematyce bobrem.

                                                                               źródło Drapiezniki.pl

" Bobry są pełne niepokoju i często czymś się martwią, chociaż na pierwszy rzut oka w ogóle tego nie widać. Sprawiają bowiem wrażenie osób niezwykle spokojnych, pewnych siebie i wyluzowanych. W rzeczywistości natomiast biorą na siebie bardzo dużo obowiązków, są ambitne, a często też miewają nierealne oczekiwania wobec siebie. Cechuje je duża wytrwałość i konsekwencja. Po prostu robią swoje, nawet jeżeli jest ciężko albo źle idzie. Ciężko jest je zniechęcić czy powstrzymać. Mają skłonność do zatracania się w obowiązkach. Często zapominają o odpoczynku i ignoruje swoje potrzeby. W miłości Bóbr poszukuje spokoju, stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Na początku jest nieufny i zamknięty. Potrzebuje więcej czasu, żeby się zaangażować, ale będzie wierny i wytrwały."
Gdyby nie to, że jak wspominałem powyżej, pisze się takie treści tak by każdy był zadowolony, krzyknąłbym - taki właśnie jestem.
Popełniłbym jednak grzech pychy jak ten Dyrektor pewnej firmy który życzył sobie usłyszeć tekst mowy pogrzebowej jaką wygłoszą podwładni nad jego trumną, czyli na wypadek ewentualnej śmierci:
Kadrowy posłuszny poleceniu zasiadł przy swoim biurku i zaczął tworzyć tekst owej mowy pożegnalnej.
Następnego dnia wygłosił ją przed Dyrektorem często używając słów w stylu : wybitny, genialny, niezastąpiony, pracowity, sumienny.  Wielki człowiek i obywatel.
Łza wzruszenia spłynęła po policzku Szefa. Wytarł ją  szybko mankietem koszuli i powiedział ze wzruszeniem
- Tak. Taki właśnie byłem.
Ja tak nie powiem, znam bowiem historię mowy pogrzebowej.
O! kawa się skończyła, czas wracać do Excela.

23 stycznia 2023

Kilka słów o miłości

Z okazji byłych już w tym roku Dni Babci i Dziadka wiele pisano o miłości. Napiszę nieco i ja o miłości do drugiego człowieka w sposób być może nie oczekiwany.
Jak już wlazłem do kościoła to podzielę się z Wami kilkoma spostrzeżeniami.
Sojusz tronu z ołtarzem - cytat, slogan z książek do historii, pozostaje niezmiennie aktualny i w obecnych czasach. Być może czuję lepiej to co się wokół mnie dzieje teraz niż to co wydarzyło się pięćset lat temu. Efekty są widoczne. Zgodnie z prawami fizyki które mówią, że każdej akcji towarzyszy reakcja, odpowiedzią na ten jawny i widoczny sojusz staje się wypowiadanie coraz częściej i swobodniej głosów na temat kościoła krytycznych. Jakby na przekór logice te wszystkie krytyczne słowa nie stają się niestety zaczynem do jakiegoś pożytecznego fermentu tej instytucji, a jedynie powodują, że sama instytucja zamyka się w oblężonej twierdzy. W czymś w czym od lat czuje się najlepiej. Cały czas słyszę, że w tym kraju prześladuje się katolików, że zabrania im się swobodnie wykonywać swoje obrzędy. Świat się jednak zmienił i to już nie działa.
  
                   

Czytam te krytyczne wypowiedzi i z wieloma nie sposób się nie zgodzić. Coraz łatwiej zanegować mi wypowiedzi krakowskiego arcybiskupa Jędraszewskiego, które od pierwszych słów budzą we mnie wewnętrzny sprzeciw. Ktoś powiedział, że sam Jędraszewski jest liderem procesu sekularyzacji w Polsce.
Od lat zastanawiam dlaczego ludzi którzy w dzień wolny zgromadzili się w świątyni opieprza się bez żądnych skrupułów, wytykając im realne, ale i wymyślone niedociągnięcia. Ciągłe okazuje się niezadowolenie z wiernych wraz z ustawicznym straszeniem ogniem piekielnym. Jakże się ma do tego stwierdzenie, że Bóg jest miłością?
Gdzie dodanie jakiejś otuchy, aby pchany z mozołem wózek codzienności stawał się odrobinę lżejszy ? Staram się doszukać takich pozytywnych przesłań, dotyczących choćby stosunku do drugiego człowieka i miłości, a ponieważ nic w tym życiu nie jest oczywiste, znalazłem taki pozytywny stosunek w wypowiedzi publicysty i protestanta zarazem Tomasza Piątka.
Właśnie ukazała się książka zatytułowana "Ojciec nie święty", która jest zbiorem rozmów autora Piotra Szumowicza z kilkoma osobami. Nie czytałem książki ( jeszcze ?), nie oceniam więc ani treści, ani zestawu osób zaproszonych do rozmowy. Uwagę moją przykuł natomiast fragment rozmowy z Tomaszem Piątkiem, a w nim odpowiedź na następujące pytanie:

- A jak Pan jako protestant ocenia podejście Jana Pawła II do antykoncepcji, homoseksualizmu czy aborcji?

- Było ono nieludzkie i wynikało właśnie z tej szatańskiej pychy, z pragnienia oceniania ludzi, rządzenia nimi manipulowania nimi i potępiania ich. Luter zakładał, że już sam pociąg seksualny jest bożym cudem, bo człowiek jest z natury zły i zwykle jest bliźniemu wilkiem, a tu nagle dzieje się taka wspaniała rzecz, że jeden człowiek drugiego pragnie i chce być mu miły. Miłość to wielki dar, miłość pochodzi od Boga, Bóg jest miłością. Wierzę – podobnie jak Luter – że monogamiczne małżeństwo jest najlepszym sposobem na kultywowanie miłości i pociągu seksualnego. Ale nie wyobrażam sobie, żeby z tego powodu wszystkie inne rodzaje miłości i pociągu od razu potępić i wyrzucić do śmieci tylko dlatego, że ktoś kocha osobę tej samej płci. Nie mamy wiele miłości na świecie, żeby sobie pozwalać na takie jej marnotrawienie. Chociaż właściwie nie powinienem tak mówić, bo każda szczera miłość jest i zawsze byłaby święta, nawet gdybyśmy wokół nas mieli jej dużo. Katolicy jednak myślą inaczej. Potępiają związki homoseksualne. Potępiają nawet miłość dwojga małżonków, jeśli ci nie chcą mieć dzieci. To są szatańskie pomysły, bo szatan jest wrogiem miłości. *)

Mocne, ale nic dodać nic ująć, zwłaszcza w kwestii miłości do drugiego człowieka. Czuję dokładnie to samo. Cud miłości i szacunku do drugiej osoby jest niezależny od płci wieku i jako taki godny jest najwyższego uszanowania.
Bo kimże my jesteśmy, dając sobie prawo do ocen? ( Celowo powtarzam za Franciszkiem)
Tego choćby mi brakowało w niedzielnych kazaniach, przepełnionych polityką oraz nakazami i groźbami.


17 stycznia 2023

Wizyta która coraz częściej staje się powodem rozważań

Poprzez okres Covidowej ostrożności przyzwyczailiśmy się już do tego, że nie ma świątecznych wizyt duszpasterskich. W zasadzie nie miałbym nic przeciwko utrzymywaniu tego stanu z taką modyfikacją, że potrzebę takiej wizyty można zgłosić w parafii zapraszając księdza do siebie, ale to chyba zawsze można było zrobić. Nie będę tu nawet wspominał o kopercie co to stała się jakimś fetyszem, a to w końcu my sami w pewnym sensie jesteśmy winni takiemu stanowi rzeczy. Nigdy nie szedłem za modami w tej kwestii, bowiem zawsze byłem zwolennikiem tak zwanego zrównoważonego budżetu jeżeli po stronie przychodów, to co się z tym wiąże w rubryce wydatków.
Przerabiałem wizyty księży w wielkim bloku i na wsiach, a są one nieporównywalne jak woda i ogień, chociaż punktów wspólnych im nie brakuje.
Na wsi z założenia przyjmuje się otwartość każdego domu na świąteczne spotkanie z księdzem, a odstępstwo od tego zwyczaju potrafi być napiętnowane, chociaż w ostatnich latach i to się zmienia.
W naszej wsi w sposób nowoczesny on line można się dowiedzieć o terminach takich wizyt na internetowej stronie parafii.
Kiedy więc czytam, że w danym dniu wizyta odbędzie od południowych granic wsi do skrzyżowania, to znaczy mniej więcej tyle, że odwiedzać będą w odwrotnej kolejności. Proboszcz zaczynał od skrzyżowana, a kończył przy granicy miejscowości.
Przyzwyczajeni do takiego stanu mieszkańcy wiedzieli mniej więcej o której taka wizyta się przydarzy. Jest to o tyle ważne, że na wsi wizyty zaczynają się zaraz po ósmej i trwają do dwudziestej.
Kto więc chce bierze urlop, inni idą do pracy, bo ktoś nie śpi żeby spać mógł ktoś.
W tym roku, proboszcza który ma problemy z biodrami zastąpił nowy ksiądz i przyjął za dobrą monetę to co zostało zapowiedziane na stronach parafii. W efekcie cześć wsi do wizyty była nieprzygotowana, a cześć od wczesnych godzin porannych do późnych popołudniowych spoglądała to na biały obrus z kropidłem to przez okno, bo być może już idzie.
Przyszedł o 19.30 gubiąc po drodze ministrantów i zmieniając nie tylko kolejność całego dnia ale i poszczególnych domów.
Gdzieś mi podziała się ta cała wojowniczość, chyba dlatego, że z każdym rokiem testosteronu w organizmie coraz mniej. Z drugiej strony nawet sympatyczny i lekko zagubiony ten ksiądz i parę razy zachwycał się moim motocyklem, sam kręcąc pedałami mocno zużytego roweru. Ksiądz należy do tych zakonnych, skierowanych do pomocy w parafii. Może dlatego nie był nadęty jak ten sylwestrowy balonik.
Tak to po 11 godzinach oczekiwania, postawiono nam ptaszka w kartotece, co może się okazać istotne w organizacji na przykład pochówku któregoś z nas. W końcu cmentarz jest parafialny.
Tyle wspomnień z tego roku.
Przy okazji zaś świeżych wspomnień, odszukałem wpis z poprzednich wizyt i tę notkę z 2011roku, zamieszczoną na tym blogu.
Dwanaście lat. Internet przez ten czas zmienił się nie do poznania, ba Polska zmieniła się nie do poznania. Kościół jednak uważa, że cała jego atrakcyjność polega na tym, że trwa i się nie zmienia. Czy na pewno to zaleta?
Poniżej wpis z mojego bloga pod datą 5 stycznia 2011.

Kropiona wizyta.
Przybyli wczoraj jak trzej królowie.
Dwóch pierwszych zapukało z pytaniem, czy ich przyjmę?. Kiedy akceptująco kiwnąłem głową, zaśpiewali dwie zwrotki tradycyjnej kolędy. Nigdy nie wiem jak się wtedy zachować. Pewnie powinienem stać słuchać i cieszyć się, że to dla mnie, ale co roku z okazji wizyty kolędników mam taki sam dylemat. Później przyszedł ten trzeci, a zarazem najważniejszy. Odmówili modlitwę a najstarszy pokropił mieszkanie. Później rozsiadł się wygodnie w dużym skórzanym fotelu, a złocistą stułę rozłożył na boki. Fakt pokropienia wpisał do parafialnej kartoteki osobowej. Zaliczyłem kolejną wizytę duszpasterską w moim mieszkaniu. Dwudziestą ósmą w naszym domu, wspólnym domu. Zmienia się świat, zmieniają się okoliczności, zmienia się również atmosfera.
Kiedyś moja niepracująca matka doprowadzała dom do stanu błysku, a my nie mogliśmy nawet głębiej odetchnąć, bo przecież za chwilę może przyjść ksiądz. Cały dzień dedykowany był tej wizycie.
Jedynie ojciec podchodził do tematu wizyty jakby spokojniej.
- Mam w barku jarzębiak, to sobie mogę palnąć po bańce z wielebnym.
Jako dziecku nie mieściła mi się w głowie taka poufałość, bo ksiądz przecież był drogowskazem do mojego wiecznego życia.
Jakże to częstować wódką taki moralny drogowskaz. Minęło kilka lat i przeszedłem przyśpieszoną edukację, również w tej kwestii. Wiedza i własna rodzina, a także tempo codziennego życia wymusiły na nas swobodniejsze podejście do tematu. Bo to przecież żona biegiem, po pracy via przedszkole pędziła do domu. A tam szast -prast : biały obrus lichtarz, pismo święte i witajcie u nas. Modlitwa, kropienie i kartoteka. Ten sam kartonik od wielu lat, gdzie spisuje się nasze dobre i złe zachowania wobec parafii. Powiem szczerze, że w trakcie tego ceremoniału czuję się jak przed pracownikiem działu kadr. A jak napisał Lenin – kadry decydują o wszystkim. Nie o dział kadr jednak szło.
Młody ten ksiądz, ale nie za młody. To dobrze. Czas najbliższy pokaże jednak, o czym porozmawiamy.
No więc,.. Co tam u was słychać? – powiedział.
Dziękuję w porządku, a co u Was? - odwzajemniłem pytanie.
Ksiądz spojrzał na mnie uważnie
- U nas również w porządku. Dzięki Bogu.
Pytanie - odpowiedź , pytanie - odpowiedź , w zasadzie wyczerpały temat.
Łapiąc się kołą ratunkowego, ksiądz powrócił do kartoteki.
- Starszy syn. Gzie jest starszy?
- Mieszka u babci - tutaj krótki opis powodów.
- Ale młodszy jest.
- Jestem - odpowiedział tubalnym głosem dwudziestolatek.
- A do kościoła chodzisz?
- Bywam, ale nie chcę dalej dręczyć tego tematu.
- Ale - zaczynał właśnie pasterz, gdy wmieszałem się do rozmowy.
- Kto z nas nie był młodym, poszukującym buntownikiem?. To prawo wieku. Wątpić i zadawać pytania. Niestety, coraz mniej chętnych do udzielania odpowiedzi. Polityka weszła w sferę sacrum. Tak wiele osób czuje do niej obrzydzenie.
- Bo najważniejsza jest prawda – podchwycił temat
- I ksiądz chce jej szukać w polityce?
- Wybory mogą być różne, a chodzi o to, aby nie dokonać niewłaściwych, na przykład…
- Przepraszam.W moim domu nie mówi się o polityce. Takie wprowadziłem zasady i zdecydowanie ich przestrzegam.
- Ale, prawda wymaga…
- Zabroniłem nawet własnemu Ojcu i on się dostosował, myślę więc, że i ksiądz nie będzie miał z tym problemu. W tym kraju nikt nikogo nie przekonał do swoich poglądów. Częściej zniechęcił takim bredzeniem. A ja lubię swoich znajomych, rodzinę i księdza też polubiłem. Zostawmy to w sferze własnej prywatności.
- Oby to były wybory właściwe.
- Od tego mam sumienie.
Potem już było tylko o zdrowiu i tego zdrowia pożyczyliśmy sobie w najbliższym roku.
Wzrokiem omiótł jeszcze mieszkanie rejestrując wiszący na ścianie krzyż prawosławny, pamiątkę ze Lwowa.
Nie było pytania, nie musiało być odpowiedzi. Buddy, który stał na półce za jego plecami, z pewnością nie zauważył.
Wiem, pokój niczym Salon z Grześkowiaka:
„Od powietrza morowego, no i od wszelkiego złego
Salon nieźle jest chroniony,w rogu wiszą dwie ikony.
Budda się w czystości nurza. …”
Śpiewał świątek wyszarpany z wiejskiej kapliczki. Jak mój krzyż, którego jakiś dureń dla kilku hrywien, wyszabrował w jakiejś cerkwi.
I właśnie o to mi chodzi o szacunek dla wszystkich religii.
Tylko menory nie mam. Stała się tak popularnym elementem wystroju w tym chrześcijańskim narodzie, że aż trąci kiczem. Może tu idzie również o ten szacunek dla innych religii?
Z rozrzewnieniem wspominam wiejskie kolędy,na mojej górskiej wsi. Ksiądz katecheta, ten sam od lat. Bez kartoteki pamiętał: kto, co i dlaczego?. Odśpiewywał ze dwanaście zwrotek kolędy. Na Boga! Słyszałem je pierwszy raz w życiu. Recenzował postępy prac remontowych. Oglądał moje anioły na strychu, wychodząc po drabinie. Wtedy tak śmiesznie zawijał sutannę między nogami. A potem była i Metaxa i rozmowy o życiu. Tylko te rozmowy były takie tischnerowskie. Może dlatego, że Ksiądz Profesor bywał na pobliskiej parafii.
Nie namawiał mnie do „właściwych wyborów” , ufając w moje tradycyjne sumienie. Deklarował gotowość do pomocy, nie tylko przy Metaxie, Ja jednak tej pomocy miałbym najpierw potrzebować. I zdarzało się.
On po prostu wierzył, że człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga, a więc i mądrości wyborów nie można mu odmówić.
Bo chodzi o to, aby dzierżąc opiekę nad owczarnią, nie widzieć w niej samych baranów.
Za to jestem wdzięczny księdzu Markowi, a jemu podobnych życzę Wam, w trakcie obecnych i przyszłych, tradycyjnych, kropionych wizyt.

Tyle historia.
Świat się kończy mówią niektórzy.
Ponieważ wczoraj był tak zwany blue monday czyli najbardziej depresyjny dzień roku pozwolę sobie przestawić taki oto graficzny komentarz do tego stwierdzenia




13 stycznia 2023

Przysłowiowe mądrości

Wszyscy z pewnością pamiętają pierwsze polskie zdanie, zapisane w księgach pod koniec XIII wieku.


Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj.
Autorem tekstu jest niejaki Bogwał, właściciel Brukalic na Śląsku. Pamiętamy ponieważ część z nas ma dziwne i jednoznaczne skojarzenia ze słowem pobruszę, ale tu się mylą, ponieważ właściwe tłumaczenie z polskiego na nasze brzmi - Daj, niech ja pomielę (pokręcę żarna), a ty odpoczywaj.
To co dla nas ważne, bo przecież Polska zawsze Mistrzem jest, zdanie to zostało wpisane na listę Pamięć świata przez UNESCO.
A jak już pierwsze zdanie mamy za sobą, to czy wiecie jak brzmiało pierwsze przysłowie w języku polskim? Ważna to kwestia ponieważ jak wiadomo - przysłowia są mądrością narodu. Ostatnie badania pokazują nam, że wiele z nich jest seksistowskich, a więc  jakby z założenia  niespecjalnie mądrych.
Szczerze powiem, że sam nie wiedziałem na temat przysłów wiele, ale za sprawą artykułu Onetu teraz już wiem. Niechaj będzie dla równowagi bo zwykle czepiam się tego portalu za literówki .
Otóż najstarsze znane przysłowie polskie pochodzi z 1407 r. i oryginalnie zostało zapisane w języku staropolskim z elementami łacińskimi jako:
Quando się łyka drą, tunc ea drzy,
Co to oznacza?
Kiedy się łyka drą, wtedy je drzyj.
Ponieważ jak w przypadku pierwszego polskiego zdania niewiele nam to mówi, a według zupełnie współczesnego języka powszechnego drzeć to można co najwyżej ryja, skorzystajmy z tłumacza. Tłumaczenie kontekstu z polskiego na nasze wygląda tak
Przez wieki chłopi nosili obuwie z łyka lipowego, czyli łapcie. Zużyte po zimie nadawały się tylko do wyrzucenia, a powiedzenie było jedną z oznak nadchodzącej wiosny.
Narosło nam potem tych przysłów. a wymyślenie jakiegoś nowego kosztowało wiele trudu, ale to wymyślanie uważane było za jakąś potrzebę życiową. Wszak tak można było przejść do historii. Śmiesznym przykładem może być bohater jednego z utworów Aleksandra Fredry który w bólu i mozole wydusił z siebie, że "Łatwiej kijek pocienkować niż go potem pogrubasić".
Z publikowanej listy przysłów wybrałem kilka które mnie zainteresowały i które pomimo lat nie straciły nic na swojej aktualności, z wyjątkiem pojedynczych określeń bo teraz np zamiast karczma mówi się knajpa.

  • Dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi
  • Nie weźmie diabeł złego, bo wie, że i tak jest jego
  • Dawniej łotry były na krzyżach, dziś często krzyże na łotrach
  • Pieniądze szczęścia nie dają, ale żyć pomagają
  • Wino i pieniądze rodzą różne żądze
  • Bohatera poznaje się na wojnie, mędrca w gniewie, a przyjaciela w potrzebie.

No więc wymyślamy, a kiedy już uda nam się coś sensownie sklecić okazuje się, że był już ktoś przed tobą.
  • Co młodość uroni, tego starość nie dogoni , ileż to razy powtórzyłem tę kwestię w mniej lub bardziej podobny sposób
  • Czego panowie nawarzą, tym się poddani poparzą - znacie to z codzienności? Oczywiście, patrząc choćby na wskaźnik inflacji.
  • Ubóstwo nie tuczy, ale wiele uczy - no i okazuje się, że wiele nauki jeszcze przed nami.
 

Stare mądrości

05 stycznia 2023

Piramida absurdów

            Dotarła do mnie wiadomość że z dniem 1 stycznia 2023 zlikwidowano nazwę osiedla Cipki w miejscowości Suche koło Poronina. Suche Cipki tak działały na wyobraźnię, że sam nie odmówiłem sobie przyjemności odwiedzenia tego osiedla w miejscowości Suche, w trakcie jednej z motocyklowych eskapad. Nagle i podobno  na życzenie mieszkańców którzy mieli dość niewybrednych dowcipów przyjezdnych. Ciekaw jestem czy po takim zdecydowanym ruchu odcinającym się od własnej przeszłości, ilość turystów odwiedzających to miejsce zwiększy się czy zmniejszy?              
                                  
 
Uważam, że nie zadziałał tu zmysł biznesowy mieszkańców którzy jak to w górach, żyją przecież z turystów. Któż bowiem odmówiłby sobie zakupu modnego obecnie elementu wyposażenia lodówki czyli magnesu z nazwą miejscowości. Taki magnes z napisem Suche Cipki toż to by była rewelacja. 
A pocztówką z widokiem na góry i pozdrowieniami z wyżej wspomnianej kilkukrotnie już miejscowości ? Rarytas.
Zamiast tego mamy odcięcie się od tematu, ale nie do końca. W ludzkiej pamięci pozostaje przyzwyczajenie i jeszcze przez wiele lat do Cipek będzie się jeździć.
        Przypomina mi to historię pewnego Pan który nazywał się Nagi. To z pewnością było spolszczenie słowa Nagy, W języku węgierskim nagy znaczy tyle co Wielki, a południowa Polska byłą w końcu wiele lat  pod zaborami w Cesarstwie Austro-Wegierskim. Pan Nagi ponieważ był biznesmenem  w branży  spożywczej nie chciał mieć na etykietach swoich produktów budzącego skojarzenia nazwiska.  Zmienił je na wolne od skojarzeń Nowicki. Nie zmieniło to jednak przyzwyczajeń mieszkańców miasteczka, którzy chodzili dalej po produkty do Nagiego.
  Na Facebooku, w grupie dla motocyklistów znalazłem z kolei informację, że w miejscowości Zimna Wódka brak tablic z nazwą miejscowości. Przy drodze stoją tylko puste słupki, a tablice z pewnością padły ofiarą kolekcjonerów, zachwyconych swojsko brzmiącą nazwą. Nici z selfika to i nieudana wyprawa. Nie ma co wrzucić na Facebooka.
Może warto  podrzucić pomysł na magnesy w kształcie tablicy z nazwą miejscowości i dla Zimnej Wódki. To jakiś pomysł dla miejscowej branży pamiątkarskiej?
Jacy jesteśmy ze swoimi skojarzeniami? My ( ci) którzy na swoim komputerze w miejscu hasło najczęściej wpisywali : piwo, wino lub dupa? Lubimy pewne skrajności, ba kochamy się w nich, stąd pewnie takie narodowe powodzenia słowa kur.a.
Zraz też rozjaśniają się nam oblicza gdy za granicą widzimy nawę która nam się jednoznacznie kojarzy a dodatkowo że naiwni miejscowi nie rozumieją o co kaman?  
Tak śmiałem się dla przykładu we Francji przejeżdżając przez miejscowość Condom. Zdziwionym Francuzom nierozumiejącym dlaczego chcę zdjęcie przy tablicy z nazwą miejscowości, trzeba było wytłumaczyć, że to co u nas znaczy Condom to dla przeciętnego Francuza jest "angielską kapotą". Co zastanawiające, sami Anglicy nazywają to "francuskim płaszczykiem".
Zawyłem tez radośnie widząc takie oto zdjęcie przy wejściu do salonu motocyklowego. No więc okazuje się, że nasi też tam byli.


A tak wracając do wspomnianych na początku Cipek. Podejrzewałem, że nazwa ma też swój rodowód Węgierski z tego względu, że węgierski szewc to cipesz. Miejsce gdzie osiedliła się rodzina węgierskich szewców mogła tak być nazywana przez polskich sąsiadów i było dla mnie zrozumiałe, bez frywolnych skojarzeń.
Prawda okazałą się prozaiczna. Cipkarstwo to po prostu kiedyś koronkarstwo. I nagle ni ma się z czego śmiać Panowie. Nawet na widok mariażu tradycji z nowoczesnością czyli koronkowy stringów z Koniakowa.
A może zamiast pozbywać się nazwy trzeba było wyjaśniać i kultywować tradycję. Przecież górale tak ja lubią. Same cipki starciły by zaś na atrakcyjności jako wulgaryzm. Było o co się bić.
Skąd się zaś wzięła tytułowa piramida? Trochę ze skojarzeń i oczywiście pomyłek.
W Onecie pojawiła się bowiem informacja o renowacji starego grobowca w kształcie piramidy w miejscowości Rapa.
Co ciekawe, piramida została wybudowania na kształt piramidy Cheopsa. Powstała z początkiem XIX wieku i była  własnością rodziny Farenheit. Jak to bywa w tej trudnej historii Mazur, z czasem zaczęła być traktowana byle jak. Ostatnimi jednak czasy wyremontowano ją i stała się obiektem turystycznym, chociaż dalej pozostaje grobowcem, a wewnątrz cały czas znajdują się szczątki pochowanych tam członków rodziny.
A pomyłka?  Po prostu autorowi artykułu pomyliło się balsamowanie zwłok z ich profanowaniem., a taka pomyłka brzmi już złowieszczo.



I już sam nie wiem, czy ta informacja mnie uspokaja, czy budzi skojarzenia ?