29 października 2024

Ciesz się życiem czyli jesienne dylematy

To z pewnością  jesień nastraja mnie tak filozoficznie. Mniej czasu spędzonego w ogrodzie, więcej w domu, bo pogoda nie sprzyja (albo nie sprzyjała wtedy gdy zabrałem się za tę notatkę). A kiedy pogoda nie sprzyja, wracam do domu, parzę herbatę i z kubkiem gorącego płynu idę do swojego pokoju. Tam kładę na talerz gramofonu którąś z czarnych płyt i pogrążam się w melancholii.
A nie, nie, korzystając ze sztuki pozytywnego myślenia staram się odgonić od siebie depresyjne myśli.
Nie jest moją rolą dawanie dobrych rad w kwestii tak delikatnej i indywidualnej, ale z racji powadzonego bloga uzurpuję sobie prawa do opowieści o sobie.
I jak to jesienią, przy widocznych objawach nadchodzącej zimy myślę o przemijaniu i sensie życia w związku z owym przemijaniem.
Kiedy tak przeszukiwałem sieć w poszukiwaniu odpowiedzi na proste pytania, całkiem przez przypadek wpadł mi w oko cytat z Hiroyuki Sanady.*

" Są tacy, którzy chcą mieć basen w domu, podczas gdy ci, którzy go mają, ledwo z niego korzystają. Kto nie ma partnera, tęskni za nim, ale kto go ma, często go nie ceni. Ten, kto jest głodny, oddałby wszystko za talerz jedzenia, podczas gdy ten, kto ma go pod dostatkiem, narzeka na smak. Ten, kto nie ma samochodu, marzy o nim, podczas gdy ten, kto go ma, zawsze szuka lepszego. Kluczem jest wdzięczność, zaprzestanie oceniania wszystkiego, co mamy i zrozumienie, że gdzieś ktoś oddałby wszystko za to, co już masz i nie doceniasz”




Tylko tyle i aż tyle.
A my nadal zabiegani jak w piosence Starszych Panów:

 Dobranoc, dobranoc, mężczyzno
zbiegany za groszem jak mrówka,
dobranoc, niech sny ci się przyśnią
porosłe drzewami w złotówkach.
Złotówki, jak liście na wietrze,
czeredą unoszą się całą,
garściami pakujesz je w kieszeń,
a resztę taczkami w Pekao.

Z wypowiedzi  Pana Sanady wynika, że tak naprawdę to pieniądze szczęścia nie dają.
Jestem gotów w to uwierzyć. Ba zgadzam się z tym w całej rozciągłości.
Tylko samopoczucie popsuł  mi pewien magnes na lodówce w domu sąsiadki do której chodzę cyklicznie po jajka ( wiejskie)
Na małej plakietce pyszniło się takie motto:
"Co prawda pieniądze szczęścia nie dają, ale wygodniej płacze się w mercedesie niż na rowerze"
Runęła całą moja delikatna filozoficzna konstrukcja rozważań i myśli które niczym ptaki zrywają  się ku absolutowi.
Mieć czy być ? to dla większości pytanie bez odpowiedzi. 
Pytanie z gatunku - Co było pierwsze?
Bo przecież zgadzamy się, że oczywiście" być" , ale....


Mam nadzieję, że  już po śmierci jest nam naprawdę wszystko jedno, Nie widzimy różnicy w tym  czy spoczywa na naszej mogile polny kamień,  czy może dwie tony granitu z kopalni w południowej Afryce. Każdemu z nas będzie dane osobiście się o tym przekonać.

* Japoński aktor ur w 1960 r. Dołączył do Japan Action Club ( sztuki walki), zorganizowanego i prowadzonego przez Sonny'ego Chibę, gdy miał 12 lat. Po raz pierwszy stał się sławny jako gwiazda kina akcji. W latach 1999-2000 grał błazna w anglojęzycznej produkcji „Króla Leara” z członkami Royal Shakespeare Co., jako pierwszy japoński aktor występujący z RSC.

12 października 2024

Z pamiętnika szalonego emeryta

Zaplątałem się w rytuałach dnia codziennego. Dzisiaj tak samo jak wczoraj i przedwczoraj, a nawet tydzień temu odkładam w to samo miejsce maszynkę do golenia i szczoteczkę do zębów. Kiedy po raz pięćsetny parzę poranną kawę i sprawdzam skrzynkę mailową, wyrywa mi się z wewnątrz taki krzyk. Krzyk bezgłośny, krzyk sprzeciwu, aby tak żyć choć trochę inaczej. Żeby za Horacym powiedzieć - Carpe diem. „Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie".
E tam. Powiedzieć to jedno, a zrobić drugie
A gdyby tak ...
Połączyć Horacego ze Stachurą na przykład. Edward działa na mnie niezmiennie od lat

Jechać by można do miast
Lub w las
Na błoń.
Na koń
I goń
Nieboskłon.
Ale czy warto?

No właśnie, też często zadaję sobie to pytanie.

Wtorek
Dzisiaj zameldowała się wnuczka i napełniła nasz dom dziecięcym entuzjazmem. Przewróciła wszystko do góry nogami, a dotychczasowe zasady nagle przestały obowiązywać.
Wszystko to w oprawie szczerego śmiechu i nieudawanych emocji.
Zasady porządku i właściwego miejsca dla rzeczy nie obowiązują bo bezinteresownie kochać i rozpieszczać wnuki to jest zadanie dziadków.
Rodzice rzucili się w objęcia przyrody. Za czasów mojego rodzicielstwa, dziadkowie naszych dzieci nie byli tak wyrozumiali dla naszych potrzeb styranych rodziców. Działo się to w PRL a więc to już prehistoria.




Czwartek
Dzisiaj do kompanii dołączył seter irlandzki starszego syna. On też razem z małżonką od kilku godzin w objęciach przygody. Że też tak im się zgrały terminy
Szum i szczekanie psa miesza się z głośnym śmiechem wnuczki.
Z samego początku małą dopadła ta popularna choroba zwana mamozą. Było to jednak tylko mała infekcja, a wobec atrakcji w postaci własnej zjeżdżalni, huśtawki i towarzystwa dwóch psów i pierogów z jagodami istniała perspektywa szybkiego powrotu do zdrowia.
Spróbowaliśmy rozmów video z rodzicami wnuczki, ale zaraz ich zaniechaliśmy, bo małą bardzo rozczulała się w ich trakcie. Pozostały zdjęcia przesyłane na telefon i to w obie strony
Wszystko więc w porządku i tylko w tyle głowy siedzi myśl, że młodzi są blisko strefy konfliktu na bliskim wschodzie.

Sobota
Kiedy już wszystko udało się opanować i nie groził nam żaden kataklizm, a wszystko zaczęło się składać w harmonijną całość, żona wylądowała na SOR-ze, a potem w szpitalu. Tam pilne badania, tomografy i nocne transfuzje.
Pozostałem z całym towarzystwem domowym sam. Dobrze, że prace domowe nie są mi straszne więc bez histerii minęła nam sobota i niedziela już bliska końca

Poniedziałek
Rano synowa odebrała wnuczkę. Mieli ją odebrać w niedzielę wieczorem, ale ze względu na konflikt Izraela z Hezbollahem samoloty zmieniły trasy i miały międzylądowanie na Cyprze, gdzie z kolei zrobiła się kolejka do startu i opóźnienia w odlocie. Dotarli na lotnisko w Balicach pod Krakowem koło 1.00 w nocy.
Dobrze, że nie nastawiałem małej na niedzielny powrót rodziców, bo pewnie ze spania byłyby nici.
Synowa pyta dlaczego nie powiedziałem o pobycie żony w szpitalu?
A co by to zmieniło w Waszej sytuacji - odpowiadam.
Siedzę więc w domu, teraz już wyłącznie z dwoma psami i czekam na rozwój sytuacji.
Ponieważ nie lubię siedzieć bezczynnie, a w wyżej opisanej sytuacji bezczynność jest zabójcza, przygotowuję ogród do zimy.
Jak na ironię nowy tydzień zaczyna się ładnie i bezdeszczowo. Poprzednie dni z wnuczką wymagały od nas mnóstwa pomysłowości bo wiadomo, że - "W czasie deszczu dzieci się nudzą"
Sam więc już nie wiem czy zadać sobie to Carpe diem?
Przecież nie rzucę tego wszystkiego, by złapać wiatr w żagle i poczuć go na twarzy. Nawet motocykl ma mi to za złe.

Wtorek
O czymże dumać na tej wiejskiej trawie, aby czas wyczekiwania na wieści zleciał
Może o powidłach?
Znajoma o której kiedyś wspominałem, a z którą od dziesięciu chyba lat koresponduję napisała:
Ty masz takie problemy, a ja piszę o tym jak robię powidła
Powidła śliwkowe są ważne - odpisałem. Co roku pilnuję kiedy na rynku pojawią się polskie węgierki. Kupuję z 10 kilogramów, a żona robi z nich powidła. Robi je w piekarniku i wychodzą wspaniale. Dodatkowo nie trzeba ich ciągle mieszać. Mam słabość do powideł i piernika z nimi.
Powidła są tak ważne, że wymyślono nawet bajkę o powidłach
Brzmi tak : ( oczywiście lepiej ją usłyszeć niż czytać, ale co tam, macie wyobraźnię )
"Powidłach zostają cztery dziury w plecach."
Tak mi minął czas oczekiwania na dobrą wiadomość. Po południu odebrałem żonę ze szpitala.
Po dwóch transfuzjach, mocno osłabiona. W szpitalu podciągnęli ją w wynikach i wysłali do domu.
Mam doświadczenie. Kiedyś już to przerabiałem, ale chcieli mi ją wtedy oddać bez podciągania. Jakąż ja wtedy wojnę urządziłem w szpitalu. Potem okazało się, że słusznie, bo na kolejnej wizycie za miesiąc nie miałbym się już z kim pokazać

Środa
Żona dochodzi do siebie. Co najlepiej wpływa na kobiecą psychikę? Czyste okna. Zastałem żonę jak ściereczką pucowała szyby w oknie od tarasu. Prosiłem, żądałem, a na koniec znowu prosiłem by się nie forsowała, ale jak kobieta sobie coś postanowi .....
Po oddaniu wnuczki prawowitym rodzicom zabrałem się za ogród i warzywniak.
Rozrzucam kompost, jeżdżę glebogryzarką, kosiarką i wykańczam nożycami do trawy.
Nie wychodzę z gumiaków, chociaż by był nastrój i wiejskie samopoczucie to powinienem paradować w gumofilcach. Niestety mojego rozmiaru nie robią.
Nic to.
Czwartek
Coraz bardziej jestem przygotowany do zimy.
Złożyłem meble ogrodowe i częściowo zdemontowałem huśtawkę.
Jutro mamy wizytę w innym szpitalu w całkiem innej sprawie.

Postscriptum
Jak się tak narobię, nabiegam i wielokrotnie pochylę i wyprostuję to nie mam siły "chwytać dnia". A może to wszystko to jest właśnie moje osobiste carpe diem. Może właśnie tak żyję pełnią życia, aż do odcięcia zasilania?
Wiadomo to jaki plan przewidzieli dla nas bogowie?
Po drugie wdzięczny jestem za tę możliwość, bo taka moja żona, żeby daleko nie szukać, nie ma już takiej możliwości.
Ze względów praktycznych i ideowych piątkową degustację wina przeniosłem na wtorek, kiedy to już nie obowiązywała mnie odpowiedzialność za wnuczkę, a żona bezpiecznie powróciła na łono. Łono rodziny.
Pies starszego syna coraz częściej popołudniowe godziny spędza wpatrzony w drogę prowadzącą do naszego domu. Będzie musiał poczekać jeszcze do niedzielnego wieczora.
Poza tym nic nowego
… Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum,
Wódka w parku wypita albo zachód słońca,
Lecz pamiętaj, naprawdę nie dzieje się nic
I nie stanie się nic, aż do końca.

Naprawdę nie dzieje się nic...

03 października 2024

Janusze remontów ? Czasami nie da się inaczej

Pisałem już trochę o tym jak sobie radzę w amatorskim majsterkowaniu. Załączyłem zdjęcia, a to karmnika, a to regału na drewno kominkowe, Ponieważ mam tę lekkość wypowiedzi czyli jestem gadułą w towarzystwie, zdarza się, że chlapnę tu i tam coś niecoś o swoich działaniach. Czasem ziarno rzucone na podatny grunt wykiełkuje i wzrośnie, a czasem nawet da owoce. Pewien mój znajomy opowiedział żonie co zrobiłem ostatnio i został propozycję nie do odrzucenia, aby ściągnął mnie na domowy montaż, którego wzmiankowany znajomy nie mógł zrealizować od kilku lat.
Ponieważ lubię jak się o mnie dobrze mówi, bo któż nie lubi, zgodziłem się szybko. W zasadzie to lubię pomagać do czasu gdy pomoc nie zaczyna przekraczać tej cienkiej granicy i staje się niepisanym obowiązkiem czyli jest już wykorzystywaniem.
Na tapecie był montaż kilku lamp i kinkietów w domu który na ten montaż sporo już się wyczekał.
Spakowałem niewiele, zapewniony przez gospodarza, że niezbędne narzędzia posiada. On sam zadeklarował, że służyć mi będzie za pomocnika.
Podskórnie poczułem już klimat z filmów animowanych sąsiedzi. Pat i Mat w najlepszym wydaniu


Poczułem się prawie częścią tego animowanego serialu już gdy przyszło do przygotowania drabiny do montażu kinkietów. Zaiste bizantyjskie to było rozwiązanie bowiem składało się z wielu elementów. Tu znowu okazało się, że książki ubogacają jak i ułatwiają życie i to najlepiej gdy książki są różne. Tak różne, aby można było złożyć z nich odpowiednią podpórkę W omawianym przypadku oparliśmy się o przewodniki i książki podróżnicze w twardej oprawie


Tylko Max Kolonko nie wpasował się do zestawu, ale on ma od pewnego czasu problemy z wpasowaniem się do większości projektów.
- Trzeba sobie w życiu radzić - powiedział baca zawiązując buta dżdżownicą.
Tak skomentowałem powstałą konstrukcję, a ponieważ kocham książki, ale nie jest to miłość bezwarunkowa; poprosiłem znajomego by trzymał drabinę od dołu i ją w ten sposób asekurował.
Wykonywałem w końcu na niej wygibasy z wierceniem udarowym w murze włącznie.
Wykonując montaż posiłkowałem się przy okazji kilkoma zaadoptowanym naprędce narzędziami do prac innych niż były im fabrycznie dedykowane. Z rozrzewnieniem wspominałem swój stan posiadania narzędzi które spokojnie leżały w moim warsztacie Zrozumiałem też jak nieprecyzyjne jest określenie "niezbędne"
Dla każdego z nas znaczy to chyba coś innego.
Pomijając niedogodności, uprzejmie informuję, że wszystkie zainstalowane lampy zaświeciły i reagowały na wyłączniki, nie wyłączając schodowych. Dodatkowo żadnego z nas nie poraził prąd, a drabina nie spadła z misternej konstrukcji. No po prostu maestria.
Przy okazji przypomniały mi się dawne czasy młodości kiedy o podstawowe narzędzia było trudno, a jakość zakupionych taka sobie. Czasy zmieniły się teraz półki marketów zawalone są markowymi produktami. Trzeba tylko chcieć. Z samym chceniem bywa różnie.
Już Wyspiański atakował tę przywarę Polaków w "Weselu" - Pany to by chciały mieć ino one nie chcą chcieć.
Jak kiedyś byłem u szwagra z pierwszą wizytą na nowym mieszkaniu i od razu zaproponowano mi naprawę czegoś to do prac używałem szwajcarskiego scyzoryka wielofunkcyjnego z mojego samochodu. Szwagier nie miał bowiem żadnego, ale to żadnego narzędzia.
Zmusiłem go potem by kupił torbę z podstawowymi narzędziami w Lidlu za 80 złotych. Nie będę już taki bezradny w czasie następnej wizyty. Nie podejrzewam, że on sam zrobi z nich jakikolwiek użytek.
Profilaktycznie ograniczyłem swoją rodzinność, a więc może się jednak skusi.
W sumie nie ważne czym się naprawia, ważne są efekty.
Kiedy w studenckich czasach szczelność straciła spłuczka w wynajmowanym mieszkaniu, naprawiłem ją prezerwatywą. Wezwany fachowiec pokładał się ze śmiechu wyznając, że czegoś takiego nigdy nie widział.
- Naprawiłem tym co miałem pod ręką - odpowiedziałem skromnie.
Zaraz też zauważyłem zazdrość w jego oczach.
Odbiegłem jakby od tematu i wyjdzie na to, że znowu się chwalę.
Podchodźcie do remontów z dystansem i humorem, łatwiej wtedy znosi się niepowodzenia, a sukces ma smak szampana choć czasem szamponu.