Ludzie zejdźcie z drogi bo listonosz
jedzie – któż nie pamięta tego i innych hitów które wypchnęły
Skaldów na szczyty popularności. Nucił go sobie każdy pod
nosem, bo prawie każdy jakiegoś wujka w Ameryce miał. Wokół
krążyły posępne opowiadania o tym, jak to ze świątecznego listu
ktoś wyciągnął dziesięć dolców. Moja ciotka nie była tak
rozrzutna i do koperty wkładała jeden, maksymalnie dwa dolary,
pisząc na rogu kartki zaszyfrowaną wiadomość - jeden kwiatek,
albo dwa kwiatki dla Staszka. To znaczyło, że dwa dolce
przeznaczone są najpilniejsze potrzeby mojego ojca.
W Pewexie można za to było kupić
dwie lub trzy butelki wódki. Mógł więc staruszek w czasie świąt,
nad bańką żytniówki rozpamiętywać fakt rozejścia się rodziny
po świecie. A ponieważ honorowy był i owe darowizny trochę mu
uwłaczały, zrezygnował z tych upominków w czasie którejś z
nocnych rozmów z własną siostrą.
Jego starszy brat stwierdził, że jest
frajerem, bo jak dają to trzeba brać.
Biorąc pod uwagę choćby tę cechę
mojego charakteru, nie mam wątpliwości co do mojego synostwa, czy
jego ojcostwa. Jak kto woli
Wbrew temu co się szeptało, nie tylko
wyciąganiem pieniędzy z zachodnich listów zajmowała się wtedy
poczta. Oni dostarczali też pieniądze w postaci reny emerytur i
stanowili dla tych ludzi często jedyny realny kontakt ze światem,
który gnał za szybami okien, całkowicie zapominając o ich
istnieniu,
Kiedy nadchodziła pora przekazu, moja
babka piekła ciasto, najczęściej drożdżowe i parzyła nową
herbatę z torebki z napisem Ulung.
A kiedy pojawiał się listonosz
wypytywała o najnowsze wieści.
Faktem jest, że dla starszych,
niemajętnych ludzi to listonosz a nie fryzjer stanowił źródło
informacji. Zaraz za programem pierwszym radia odbieranym na radiu z
mrugającym zielonym okiem.
Pił więc listonosz kolejną herbatę
i spożywał kolejny kawałek ciasta, by za chwilę wypłacić
przekaz z ZUS-u. Regułą stało się,
że na początku otrzymywał od babki końcówkę, którą stanowiły
monety, a później w wyniku postępującego spoufalania się, sam
potrącał sobie te końcówki.
Babka akceptowała taki stan rzeczy,
chociaż w przypadku skarg na tego typu praktyki, wyciągano wobec
pazernych dyscyplinarne sankcje. A ZUS zawsze liczył z końcówką.
Nie jest oczywiście moim celem
oczernianie poczty i nie w takim celu przywołuję te wspomnienia.
Chciałem tylko pokazać, jak kiedyś
listonosz wchodził w drogi naszego życia. Ba on się nawet stawał
częścią naszego życia. Po obejrzeniu filmu o Obrońcach Poczty
Gdańskiej, wyrobił się u mnie duży szacunek do tych granatowych
mundurów.
Powszechne montowanie domofonów i
grodzenie osiedli stało się powodem do tego, że nie wiem nawet
jak wygląda mój listonosz. Listy są w skrzynce, z której zabieram
je na górę.
Tylko w przypadku awizo muszę udać
się do najbliższego oddziału, gdzie stojąc kolejce obserwuję
niedoinwestowanie tej instytucji.
Zauważyłem też, że większość
klienteli okienek stanowią osoby starsze, dla których przelewy
internetowe, a nawet sam internet, czy zwykłe bankowe konto są
czarną magią.
Ale to klient schyłkowy, czyli
ograniczony w czasie.
Nawet moja teściowa porzuciła pocztę
od czasu, gdy córka załatwia jej elektroniczna obsługę konta
Jak w taki sposób komunikować się z
listonoszem?
Czy ktoś próbował może pisać do
niego list? I Czy to ma sens?
Oczywiście że ma. Wtedy mamy pewność,
że taki list dotrze do jego rąk bo przecież - swój do swego panie
tego.
Że to głupi pomysł?
Niekoniecznie
Schodziłem dzisiaj rano klatką
schodową i kątem oka zauważyłem kartkę przyczepioną do jednej
ze skrzynek.
Ponieważ była napisana otwartym
tekstem pozwoliłem sobie na przeczytanie. Cytuję ( pisownia
oryginalna):
Sz. Panie Listonosz. Co jest z moimi
pieniądzmi na 25.09.2012 Z poważaniem
Tu następuje podpis znanej mi
sąsiadki.
Prosto szybko i bez potrzeby nalepiania
najtańszego nawet znaczka, który teraz kosztuje 1,55 zł,- A to wystarcza trzy bułki.
Kartka kartką, nic wielkiego.
Pomyślałem jednak, że są jeszcze ludzie którzy wierzą w moc
sprawcza takiego doręczyciela. Inni traktując go jak automat do
wydawania listów. Nie wpuszczają nawet za próg tylko w drzwiach
szybko kwitują odbiór przesyłki, trzaskając mu drzwiami przed
nosem. On sam też nie kwapi się do wejścia, bo jeżeli nie on to
jego kolega miał z tym problem. Został pobity lub okradziony.
Cicho puka do drzwi, przynajmniej ten
nasz.
O, listonosz - mówi żona,
posiadaczka tak zwanego cienkiego ucha.
Co ty – zaprzeczam tytułem filmu –
Listonosz zawsze dzwoni dwa razy.
Moja żona, która niestety większość
czasu spędza w domu, przekazała ostatnio kwotę wartości
sześciopaku piwa, na rzecz pracowników poczty. Przynajmniej na
rzecz jednego jej przedstawiciela.
- On tak często wychodzi na to trzecie
piętro z poleconymi, niech ma – stwierdziła.
- Przypominasz mi moją babkę –
zauważyłem - Czekać tylko na drożdżowe świeżą herbatę.
Nie wiem czego moja sąsiadka doczeka
się najpierw. Czy spóźnionej renty? czy listu od listonosza?
A jak rentkę pokwitował syn i tylko
zapomniało mu się o tym poinformować mamusię?
Wtedy starsza pani może pisać … na
Berdyczów,