15 sierpnia 2019

Słowa dawno zapomniane przypominam sobie


Składam litery w słowa, a słowa w zdanie. - Mam urlop.
Zaraz tam urlop, po prostu tydzień wolnego. Ostatni tydzień wolnego miałem ponad dziesięć lat temu, muszę najpierw nauczyć się to wyartykułować. 
Jeszcze raz.
A więc mam urlop.
Szefowie namawiali mnie na tę przerwę w pracy. To uspokoi ich sumienie, a zarazem spowoduje, że nie wypadnę gdy nadejdzie harvest time  czyli czas zbiorów. Przy tym tempie w jakim gna świat stanie się to za chwilę.
U - r - l - o - p.
Ponieważ pracuję w cyklu wolne poniedziałki w zamian za pracujące soboty, zaczynam we wtorek.

Póki co mamy poniedziałek
Poniedziałek  czyli dzień wolny przed urlopem. Udałem się jeszcze do Sanepidu w celu dokonania uzgodnień. W pracy nazwali mnie magikiem od kontaktów z urzędami więc nie mogłem odmówić.
Zaraz potem zawiozłem żonę na zakupy. Sam zacząłem rozglądać się za miejscem wymiany oleju w aucie. No trochę już na starym pojeździłem. Minęło 25.000,  trochę wstyd.  Każdy chce się umawiać na  czwartek, na przyszły tydzień, za dwa tygodnie. Czwartek? W czwartek to ja będę ... No właśnie co będę?
Nie robiłem wielkich planów, kierując się powiedzeniem Woodyego Allena - chcesz rozśmieszyć Pana Boga ? Powiedz mu o swoich planach na przyszłość.
Trafił się w końcu punkt wymiany oleju w którym dokonali tego na poczekaniu. W ciągu pół godziny oglądałem zdjęcia rozwieszone na ścianach, pokazujące skutki zaniedbywania wymiany oleju.
Straszą.
Olej wymieniony, sumienie uspokojone, żona zadowolona z zakupów.
Po drodze dzwoni kolega od motocykla. 
- Taka fajna pogoda, jedziemy?
Jedziemy. Siadam na Drag Stara i proponuję kawałek trasy. Odwiedzamy miasto mojego dzieciństwa. Potem ojca, z którym niestety już nie pogadam.  Ojciec milczy już od ponad dwunastu lat. Jak ten czas leci.
Chwila zadumy nad granitową płytą. Dokąd my się tak wszyscy spieszymy?
No właśnie.  Tylko czy dla takiej refleksji muszę wybierać się na cmentarz?
A może to właśnie jest to co mówi do mnie ojciec?
Żeby szanować to życie bardziej, nie ganiać się i przeżywać go świadomie.
Może?
Refleksje cmentarne są krótkie. Opuszczają człowieka zaraz za  bramą.
Siadamy na  motocykle.
Zamek Rabsztynie, Wolbrom, Miechów, Skalbmierz, Nowe Brzesko, Niepołomice. Złożyło się z tego prawie 190 kilometrów.


Wieczorne wino smakuje doskonale, chociaż dzień wcześniej tak nie smakowało.
Sąsiad, który dowiedział się o moim urlopie, popędził do sklepu po piwo by mnie nim ugościć.
- Będziesz pił piwo po winie? - spytała żona
- W końcu od jutra mam urlop. W sumie idzie o jedno piwo.
Jutro, czyli tomorrow przytnę krzaki i wykoszę trawnik. A w środę....

Wtorek
Dzień zaskoczył mnie deszczem. Gałązki krzaków zwisały nisko nad ziemię od nadmiaru wody która dokładnie pokryła liście.
Niby modliłem się o deszcz, ale nie we wtorek.
Tobie Antoni to trudno dogodzić - rzekłby z pewnością dobry Pan Bóg gdyby miał czas mnie posłuchać. Przecież i on musiał dopasować się do tego świata i gna do przodu, a jego siwa broda rozwiewa się na boki przy każdym zakręcie.
Korzystając z gorszej pogody moja żona wraz z teściową rozpoczęły etiudę na cztery ręce.
Miotła i ścierka do kurzu. Obie uwijają się sprawnie.
Wciskam się w kąt. ale i tak muszę w którymś momencie podnieść nogi.
Nie lubię omiatania, czuję się niezręcznie jak ktoś robi koło mnie a ja siedzę.  Wilgoć wokół wszystko mokre jak robić.
Porządkuję papiery, chcę przegrać zdjęcia na osobny dysk.
Zbliża się  godzina kiedy jadę z żoną na rezonans. Po ośmiu miesiącach wyczekiwania  nadszedł ten termin. Termin na NFZ. Wcześniejszy mieliśmy prywatnie i za dwa tygodnie.  Tylko czy mnie stać na  kolejne siedem stów?
Szczególnie, że tych cyklicznych przelewów jest u nas sporo.
Badanie spóźnione ponad godzinę i to spóźnienie z każdym klientem się powiększa. Kiedy wjeżdża żona opóźnienie wynosi już dwie  godziny.
Mieliśmy jechać do znajomej. Czekaliśmy na sygnał.
Wobec  braku odpowiedzi od przyjaciółki żony, planuję zrobić porządek z krzakami w środę od rana.
Nieśmiało myślę, że jak się uwinę, a ona odpisze, może, skoczymy do niej na kawę. To tylko 170 km.

Środa
Rano i już po deszczu.
Z krzakami dupa, a dodatkowo pojawia się syn z psem.
Przypomina mi się ta historia o dyskusji filozofów na temat : kiedy zaczyna się życie.
Jak wiecie w mediach trwa na ten temat spór.
Powtórzę się bo już kiedyś tę historię przytaczałem.
Zebrali się filozofowie z różnych religii.
Przedstawiciel Watykanu mówił,  że życie zaczyna się od chili kiedy  plemnik połączy się komórką jajową. Protestant twierdził, że od chwili porodu. Przysłuchujący się dyskusji rabin, żachnął się.
 - Co wy tam wiecie. Jak pies zdechnie a dzieci wyuczą się i pójdą z domu wtedy zaczyna się prawdziwe życie.
Dzieci wyuczyły się, ale to nic nie zmienia. Wiadomo idzie o to by go przygarnąć na parę godzin. Dodatkowo przychodzi mail od znajomej, że jednak odwiedza ją siostrzenica z córką. Z kawy w dość dalekim Jastrzębiu nici.
Pies drze ryja jak to ma w swoim zwyczaju. Nasza suka dopasowuje się do entuzjazmu setera. Zwariowane lotnisko.
Krzaki ciężkie od wody. Spoglądam w górę, być może rozjaśni się wkrótce,. Synoptycy zapowiadają powrót upałów. Ja znam życie to od przyszłego tygodnia.
Zacząłem drugi dzień urlopu.
Obeschło. Rzuciłem się do roboty, jak przysłowiowy szczerbaty na suchary Przyciąłem wierzbę hakuro, bordowego klona i wszystkie krzaki dokoła.
Obniżyłem wysokość noża w kosiarce i pojechałem po całym trawniku. Koło czternastej było po robocie.Zadzwonił znajomy, który miał dzwonić wczoraj. Zdecydował się na wizytę.
Przyjechał późnym popołudniem. Kolega ma problemy z córką.  Taka się już urodziła - mówią w takich razach ludzie.
Kolega ma 50 lat i dylemat kto zajmie się jego córką za powiedzmy dwadzieścia lat.
Kuźwa, to niby dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam poukładane, ale jakoś nie potrafię się cieszyć, że ktoś ma do dupy ( nawet z dodatkiem "też")
Kolega posiedział trochę nie spuszczając oka z córki. Potem pojechał, a ja odpuściłem mu wszystkie zaniedbania w pielęgnowaniu naszej znajomości.  Cholera, muszę namówić naszego wspólnego znajomego do odwiedzin kolegi.
Może trzeba się będzie nieco skuć ? Pewna polska piosenkarka śpiewa - Czasami trzeba  odejść od zmysłów  by nie zwariować. Może rzeczywiście tak trzeba.
Koniec dnia czerwonym pachnie winem - napisał i śpiewał Jonasz Kofta.
Otworzyłem czerwone wino i nawet cyknąłem fotkę  na Facebooka. Kieliszek na tle zachodzącego słońca.

Media społecznościowe mnie wciągają.  Miłość do czerwonego wina trwa od dawna.
Mija drugi dzień urlopu.
W związku z urlopem manifestuję swoją miłość do wina codziennie. Codziennie ale w granicach rozsądku.
W końcu na piję jak szewc, a urlop jest krótki
Swoją drogą na wspominanym już forum zachęcałem by nie pić jak szewc. Wszyscy mówią o piciu  jak o groźnym zjawisku, ale o kulturze związanej z tym zjawiskiem jakoś się zapomina. Więc ja, jeśli Państwo pozwolą, proszę bardzo. Nie Kamyczek a swego rodzaju Kamerdol  savoir-vivre

Nie pij jak szewc, napij się z szewcem
Może narzekać  ci się odechce.
Lecz jakie  wypić z tym panem wino ?
Białe  wytrawne mój poczciwino.
Zresztą nie kolor  stanowi  clou
By się zebrało kolesi dwu .
Wszak od Zgorzelca aż do Królewca
Problemem bywa odnaleźć szewca
Zaproś do stołu także stolarza
Który codziennie dłonie  naraża.
Jemu w kielichy czerwone lej
Wszak z każdym rokiem palców ma  mniej
Wypij z prawnikiem  co reputację
Postawi w życiu ponad kolację.
Strzel sobie winko z panem doktorem
I wyrzuć z siebie pomysły chore.
A po tych winach,  niech ci się  zdarza
Odnaleźć radość  w pracy grabarza

Czwartek.
Na piątek wymyśliłem sąsiedzkie spotkanie. 
Grill czy gulaszówka ? Targają mną wątpliwości.
Co do alkoholi nie mam dylematu.
A może tak po polsku? Zastaw się a postaw się, czyli jedno i drugie?
Bez przesady. Przecież jestem uosobieniem rozsądku za rozsądną cenę.
Grill.  W końcu mam nowego, wypasionego grilla w prezencie od syna. Mogę grillować, wędzić, tylko jakoś straciłem apetyt na mięso.
Ważę tyle, że aż wstyd o tym mówić.
Moje BMI mówi mi jednak  - waga idealna.
Zona mówi -  musisz więcej jeść. Kogo słuchać?
- A z kim śpisz? Z BMI ? - spytał znajomy.
Proste a jakie  mądre.
Robię grilla i wpierdzielę poza kolejką parę kawałków grillowanego boczku.
Szkoda mi jednak tego widoku w lustrze, mięśni pod brzuchem które układają się w tak zwaną v-kę.
Zdjęcia jednak nie udostępnię  bowiem nie jestem pieprzonym celebrytą.
Razem z pojawieniem się V-ki spadło mi parę innych rzeczy. Na przykład dupsko przypomina przysłowiowe ziarenko kawy, A tu trzeba między nogi brać ten ćwierćtonowy  motocykl i nim manewrować.
Więc jak tu wybrać priorytety ? Navigare necesse est i wszystko jasne.
Słonce wita od rana, działka posprzątana. Żyć nie umierać.
Postanowiłem wymienić olej w silniku motocykla.
Olej kupiłem, filtr kupiłem. Za specjalnymi oringami pogoniło mnie do Krakowa. Zakup za całe 2,40 ale zajął mi półtorej godziny.
Po powrocie do domu zastałem już listę innych, pilnych rzeczy do zrobienia.
Odhaczyłem wszystkie nabrzmiałe sprawy i wyszedłem z psem. Okazało się, że już osiemnasta.
Nie chce mi się babrać z wymianą oleju.
No, no, po raz pierwszy nie chce mi się czegoś związanego z motocyklem, a przecież nie ogarnęło mnie w żadnym stopniu  urlopowe nicnierobienie. Nie będę wyciągał z tego małego w końcu faktu żadnych wniosków. Wymienię jutro przed południem.  Powoli, krok za krokiem, minuta za minutą, dzień odchodzi do historii. Żeby tylko to żegnanie dnia nie weszło mi w nawyk.
Jak siebie znam to nie wejdzie.
W historii popijania wielu twierdziło już to samo, a wychodziło inaczej.
Moja 82 letnia teściowa odmawia wypicia przed snem kieliszka domowej ratafii na dobry sen, z obawy przed uzależnieniem.
Uśmiecham się wtedy pod nosem.


Piątek
Olej poczeka bowiem urząd wzywa.
Nawet nie wzywa, ale dzień wcześniej  wypełniałem pewne papiery i składałem oświadczenia przed urzędnikiem. Wieczorem odniosłem wrażenie, że oświadczenie jest chyba niekompletne.
O trzeciej nad ranem byłem już tego pewien i  miałem kupę czasu by uporać się z najtrudniejszym. Dotrwać do rana.
Punkt ósma byłem w urzędzie, mówiąc, że po nieprzespanej nocy. Pani spojrzała na mnie jak na jakieś zjawisko.
Wyłuszczyłem sprawę.
Okazuje się, że wczoraj zrobiłem wszystko jak trzeba, a przypomniane później zdarzenia  Pani nie interesują.  Odetchnąłem z ulgą, a przygotowywane nad ranem misterne tłumaczenia przydało się za przeproszeniem psu na budę.  Pewnie to lepiej. Zdecydowanie lepiej.
Po powrocie do domu zająłem się olejem.
Celebrowałem wszystkie czynności, doczyszczając, polerując, dokręcając. Kontrolne odpalenie motocykla i jego praca na wolnych obrotach by nowy olej rozrzucił się po całym układzie zakończyło dzieło.
Potem pojawiła się znajoma i zaczęła opowiadać o budowie mózgu. Jej wypowiedź była nakierowana na rywalizujące ze sobą  obszary przyjemności i rozsądku.
A więc przyjemność odpowiada za przyjemność (proste) na przykład za sen, a ów rozsądek  nie pozwala zasnąć  podrzucając coraz to nowe problemy.
- Odnoszę wrażenie, że mój mózg ma wyłącznie obszary rozsądkowe o czym może świadczyć ostatnia noc.
Na Facebooku znalazłem też mem który to dobitnie to obrazuje. Chciałem go wstawić, ale  natłok newsów spowodował, że nie mogę go znaleźć.
Boże kto daje radę to wszystko przeczytać lub chociaż przejrzeć ?
W zastępstwie wklejam zdjęcie naszego kaktusa, który zakwitł swoim kwiatem jednego dnia, ale w czwórnasób
Po wojskowemu w równym rządku. Dodatkowo wyczuł właściwy moment.


Co za porządek pełna symetria. 
Kto to powiedział że symetria jest estetyką idiotów?  No tak Julian Tuwim.
Wieczorkiem rozpaliłem grilla  i rozpoczęliśmy sąsiedzkie spotkanie.  Dużo szumu, jedzenia i coś na popitkę. Mam nadzieję, że goście wyszli zadowoleni bo dym grilowanego mięsa mocno szczypał mnie w oczy jeszcze po zakończeniu imprezy.
Starzejemy się. Kiedyś wystarczyło tylko hasło i już dzwoniło szkło, teraz umawiamy się dużo wcześniej, tak by wszystkim pasowało. Potem zawsze okazuje się, że, jednak  ktoś nawalił. A przecież  to chyba jedyne takie spotkanie w roku. W takim składzie i takiej okazji.
Kiedyś nie potrzeba było okazji. Czyżby wszystkim nam zdrowy rozsądek wyżerał te połacie mózgu które odpowiadają za przyjemność?
To kalectwo na swoją nazwę jak "wariat" czy "gruźlik".  to się nazywa tetryk.
W dupie tam.
Dzisiaj jeszcze tylko sprzątnę ze stołu, a grilla wypucuję jutro.
Z ostatnim kieliszkiem wina kiedy goście poszli, zasiedziałem się na tarasie spoglądając na lampkę własnej konstrukcji która delikatnie rozświetlała mi zmrok
 Użyłem do zrobienia jej kolorowych butelek po winie i likierach oraz zestaw lampek świątecznych.
Coś tam jeszcze dopracuję, ale nie dzisiaj.








Sobota

Zabronili podlewać ogródek. Spoglądam z żalem na schnące ogórki, a przy okazji na sąsiada za siatką który planował napełnianie basenu na sierpień.
Obu nas ten zakaz dotknął, ale ja przynajmniej trochę tych ogórków zjadłem. Mój żal jest więc jakby mniejszy. Dodatkowo w tym roku wiele z nich było gorzkich, bez względu na stronę od której zaczynałem obieranie.
Pocieszające jest to, że obu nas cechuje postawa par excellence obywatelska. Bez względu na to w jaki sposób owo określenie zostało ostatnimi czasy zdegradowane.
A może to taka zwykła powszednia przyzwoitość?
Pies stoi przede mną i patrzy mi prosto w oczy. Hipnotyzuje mnie tymi ślepiami w prośbie o spacer.
Przyzwyczaiła się od tych przechadzek. Tylko miejsca do spaceru jakby mniej. Pobliska żwirownia rozpoczęła eksploatację kolejnego kawałka łąki. Małej ojczyzny kilku saren, grupy bażantów i przynajmniej jednego zająca, którego z zapamiętaniem szukała suka. Zając robił ją jak chciał o potem przystawał w pewnej odległości i patrzył na sukę. Wiedział, że nie musi walczyć o życie, a tylko unikał zabawy i wąchania pod krótkim zajęczym ogonem.
 Kiedy przegoniono zwierzęta, przy pomocy ciężkich spychaczy,  ściągnięto życiodajny humus. Potem powiększano  dziurę wybierając piach. Kamienie są pewnie niżej. Całość przypomina krajobraz księżycowy. Człowiek to jednak super destruktor.   Wiem, wiem piach jako składnik betonu jest elementem, rozwoju. Pytanie pozostaje tylko takie - jakim kosztem ? 
Rozumiem strajkujących przeciwko nowym kopalniom węgla brunatnego.
Dziura w ziemi rośnie, albo raczej pogłębia się.
 
Nie wszystko jeszcze  na szczęście przeliczono na tak zwane kubiki piasku i żwiru.
Wokół pracują kombajny a potem zbija się słomę w zgrabne prostopadłościany. Wychodzę, nie dam się długo prosić.

Sobota wieczorem.
Praktycznie koniec mojego tygodniowego urlopu. Obył się bez fajerwerków i rozkładania  parawanów. Kupowania o-scypków i baranków z Chin. Stania 6 godzin w kolejce do kolejki na Kasprowy.
- Sknera - powie ktoś - urlop jest po to, żeby stracić.
Można stracić z głową i tak by przy okazji nie stracić głowy.
Korzyści są
Wymienione oleje i filtry w  domowym parku maszynowym.
Zadbany ogród, kilka napraw i lista spraw do załatwienia jakby nieco mniejsza.
No i to żegnanie dnia na tarasie, pod starą jabłonią, z kieliszkiem dobrego, albo przynajmniej niezłego wina w dłoni.
No i ten luz, że nie muszę a mogę. Z wyjątkiem oczywiście tych rzeczy które robię nie zastanawiając się nad tym czy muszę, czy tylko chcę je robić.
Wiadomo, że można się zrelaksować, ale nie aż tak by się z tego luzu posrać.
Może to wulgarne wyznanie ale w punkt.


Więc  kochani jak to szło?
Urlop, urlop i już po !



Spostrzeżenia na marginesie i nie na temat

W malowaniu paznokci nastał nowy trend, który polega na zabarwieniu jednego paznokcia na inny kolor
Wczoraj wpadłem na to dlaczego. 

  
Przecież to tak zwany fuckowy palec.
Tak to jakaś roztrzepana właścicielka kolorowego manicure wie, że trzeba złożyć dłoń w piąstkę a palec z pomalowanym inaczej paznokciem wystawić na sztywno. 
Proste, a jakie pomocne.