26 grudnia 2021

Czytelnictwo wymaga punktualnych

                                                                                                                źródło swiatczytników.pl

Tyle się krzyczy o spadku poziomu czytelnictwa w naszym kraju. Z badań wynika, że czytelnictwo leży i kwiczy. Nikt nie czyta, za to wielu pisze. Wystarczy, że celebrytka urodzi dziecko, a już w księgarni pojawia się pozycja sygnowana jej nazwiskiem. Koniecznie coś o ciąży porodzie i wychowaniu. Każdy kogo nazwisko przewinie się przez media, prześlizgnie się nawet sprintem, ma swoją biografię. Nie mam nic przeciwko biografiom, ale lubię gdy są pisane z dystansu. Nie mogę naczytać się tych z dwudziestolecia międzywojennego, choć kiedyś uważałem, że nie ma nic nudniejszego niż biografie.
Myliłem się. Nie tylko w tym jedynym twierdzeniu, a kolejne lata tylko ten katalog błędów rozszerzają.
Zresztą kto się w życiu nigdy nie mylił niechaj pierwszy rzuci kamieniem.
No więc jak wspomniałem na początku, ponoć czytelnictwo leży.
Może nie jestem typowym Polakiem bo parę książek w roku przeczytam, a nowoczesna technika w postaci czytnika ebooków bardzo mi w tym pomaga.
Do istnienia czytników dopasowały się biblioteki publiczne, proponując ciekawe rozwiązania.
Po zapisaniu się do biblioteki otrzymuję kartę biblioteczną z numerem. Na jej podstawie mogę wypożyczać książki z mojej rejonowej biblioteki. Mogę również powołując się na mój numer, napisać maila do biblioteki powiatowej i prosić o kod do biblioteki elektronicznej. Miasto  w swej dobroci kupiło ileś tam kodów i rozdziela je potrzebującym.  Ważność kodu to 1 miesiąc, a o nowe trzeba wystąpić z początkiem każdego miesiąca.
Wszystko szło swoją dobrą ścieżką aż do czerwca gdy otrzymałem informację, że w tym miesiącu pula kodów została wyczerpana. W kolejnym miesiącu nie czekałem już do piątego, ale zaraz pierwszego dnia miesiąca, około 9.00 rano wysłałem prośbę o kod.
Odpowiedź którą otrzymałem pokrywała się z tą z poprzedniego miesiąca.
Wakacje- pomyślałem - większe czytelnictwo. W przyszłym miesiącu wykażę "KaGieBowską" czujność.
Nadeszła północ a z nią kolejny miesiąc. Dokładnie dwie minuty po północy wysłałem prośbę o kod.
Odpowiedź następnego rana wstrząsnęła mną. Była powieleniem negatywnej odpowiedzi z poprzednich miesięcy.
Zirytowany, ale nie na tyle by nie trzymać poziomu, odpisałem do biblioteki:

Szanowna Pani.
Ponieważ od trzech miesięcy otrzymuję negatywną odpowiedź na prośbę o kod, a w tym miesiącu wysłałem maila już dwie minuty po północy, proszę podpowiedzieć  o której napisać, aby taki kod otrzymać.
   Szanowny Panie - brzmiała odpowiedź – W tym miesiącu otrzymaliśmy niewielką pulę kodów i ostatni któremu go przekazaliśmy wysłał maila o godzinie  0:00. 
Z poważaniem
Imię i nazwisko

Opadły mi ręce. 
Tu jest tak jak z promocją choćby w Lidlu gdzie rzuca się produkt do gazetki, a potem dwie sztuki na sklep. Siódma trzy jest już po herbacie. Wiem to z doświadczenia ponieważ sam d
ałem się parę razy pogonić z rana do sklepu.
Rzuciłem parę gorzkich słów o swoim szczęściu i przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Wkurzonych było chyba jednak więcej ponieważ czwartego dnia miesiąca otrzymałem następujący mail :
  Szanowny Panie
Ponieważ był Pan jedną z pierwszych osób które wysłały prośbę o kod i dla których go brakło, informujemy, że uzyskaliśmy dodatkową pule kodów do wykorzystania w tym miesiącu. Czy jest Pan zainteresowany?
Zainteresowany? 
Oczywiście że jestem zainteresowany – odpisałem natychmiast,  wykorzystując do prywatnych celów sprzęt służbowy.
Radości było co niemiara, bo po około 3 miesiącach, doczytując książkę poznaliśmy jej zakończenie.
Nie zwlekam już kurtuazyjne o te dwie minuty, w tym miesiącu równo o północy wysłałem prośbę
Kod przyszedł w południe.
Zadaję sobie tylko jedno pytanie. Czy to ja byłem szybszy, czy Gmina poszła po rozum do głowy dodając coś do kasy biblioteki?
I teraz wyjdzie, że tak naprawdę zadaję sobie znacznie więcej pytań jak choćby to:
Czy jest tak dobrze z naszym czytelnictwem czy tak kiepsko z budżetem, że kodów raz po praz brakuje.
Chciałbym się skłonić do pochwały czytelnictwa, myślę jednak, że należy zapłakać nad budżetem.
Powszechne rozdawnictwo ma przecież swoją drugą stronę.

PS
Firma w której wypożyczamy e-booki powstawała w czasie kiedy pisałem już tego bloga, choć wtedy jeszcze na Onecie. Ktoś z firmy zgłosił się wtedy do mnie i na podstawie mojej zgody, nieodpłatnie można było czytać moje posty na tej platformie. Potem coś się zmieniło i w ramach porządkowana sytuacji prawnej,  podesłano umowę. Na jej podstawie dalej za darmo chciano publikować moje teksty, firma chciała jednak korzystać z praw do dalszego wykorzystywania moich tekstów. Tak to mniej więcej zapamiętałem. Oczywiście, co wydawało mi się naturalne – odmówiłem podpisania takiej umowy. Tak to rozeszły się moje drogi z firmą która jest teraz jedną z najpoważniejszych platform do zakupu i wypożyczania ebooków.
Czy żałuję ?
Nie ma co żałować przeszłości .
Jeden z kabareciarzy śpiewał, że : przyszłość jest niewiadoma, a przeszłość analogicznie
Miał rację już Napoleon twierdząc, że historia to uzgodniony zestaw kłamstw.
Kiedy spod klawiatury wyszły te dwie sentencje zastanawiałem się  do czego nawiązują ?
Do  niczego,  ale są fajne.  Nie?





20 grudnia 2021

W drodze do Ziemi Obiecanej, a może tylko na Ostrołękę

Kazania z reguły zaczynają się jakimś  efektownym casusem, a potem przechodzą do Biblii. Ponieważ jednak każdy z nas ma już dosyć kazań, zacznę  więc odwrotnie.
Przez 40 lat Izraelici krążąc po bezdrożach, dotarli z niewoli egipskiej do ziemi obiecanej. Według Biblii wędrówka przez Synaj odbyła się okrężną drogą, zajmując im bite 40 lat, czyli symboliczną długość życia jednego pokolenia. Swoją drogą życie pokolenia trwa tez zdecydowanie dłużej ku rozpaczy księgowego z ZUS-u. Nie o ZUS-ie jednak chciałem chociaż jeszcze się go uczepię za chwilę, a o 40 latach tułaczki.
  Stojąc przed lustrem i przyczesując totalnie siwe włosy zastanawiam się w jakim miejscu znajduję się w przededniu  mojej/naszej 40 rocznicy ślubu.
Z pewnością nie jest to ziemia obiecana chociaż parę wzgórz typu Synaj pokonałem w swojej wędrówce.  Z tego jakie komunikaty wysyła w świat Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Ziemi Obiecanej nie uświadczę również na emeryturze, która coraz bardziej natarczywie spogląda na mnie przez szybę.
Nie tracę nadziei ponieważ w trakcie naszej wędrówki po tym najpiękniejszym ze światów, lub łez padole (w zależności od sytuacji) zawsze w jakiś tam sposób rozplątywały się supły sytuacji bądź w ostatnim momencie nadchodziła pomoc.
Tutaj doszukuję się pewnych analogii z owym przesławnym marszem Izraelitów. Ich też w trakcie wędrówki Bóg miał w cudowny sposób wybawiać od groźby śmierci z pragnienia lub głodu, jak również od przegranej podczas ataku Amalekitów.
Czy jestem aż na tyle zarozumiały, że Bóg czy jak tam raczycie Go nazywać, zadał sobie tyle trudu by śledzić poczynania faceta o wzroście miernym i takich samych przymiotach?
Ponoć Bóg pomaga tym którzy sami sobie radzą, a ja chyba w tym radzeniu sobie nie najgorzej wypadłem. Nie chcę jednak wszystkiego zawdzięczać sobie. chociaż powinienem używać formy nam, w końcu to rocznica naszego ślubu.
Parę razy mógłbym dać głowę, że splot zdarzeń był taki jakby ktoś celowo potrącił kostkę domina. I tak się to tka w myśl starego powiedzenia - raz na wozie raz pod wozem. Byle tylko pod wozem nie szykować sobie miejsca na starość.
Chciałem napisać starość ta co przyjdzie, ale nie oszukujmy się ona już tu jest. 
26 grudnia 2008 roku w przeddzień naszej 27 rocznicy ślubu kościelnego  napisałem taki rocznicowo-wspomnieniowy tekst którym zainteresowała się nawet któraś z telewizji. proponując mi spotkanie w ramach telewizji weekendowej. Nie przyjąłem zaproszenia bowiem nigdy nie miałem parcia na szkło. Zresztą wtedy bardzo zależało mi na zachowaniu blogowego incognito.
Teraz już mi nie zależy, ale przyzwyczaiłem się do mojego alter ego i jest mi z nim dobrze, więc jest jak jest
A oto treść tamtego posta :
My pokolenie nie wojenne ale stanu wojennego. Taki substytut wojennej traumy, wpisany w losy naszego pokolenia. Ale nawet w czasach wojennej zawieruchy, ba w czasie patriotycznych zrywów i powstań ludzie rodzili się kochali przeżywali wzloty i upadki w końcu żenili się.
W tych dniach wspólnie z żoną obchodzimy kolejną rocznicę ślubu. Ślubu zawartego w pierwszym tygodniu stanu wojennego. 20 grudnia 1981r. Ta data wyryła się na stałe w naszej pamięci. Przygotowania do ślubu trwały już pełną parą. Daty wyznaczone w urzędzie, otrzymaliśmy przydział na 10 butelek wódki, talon na buty i pewnie jeszcze dodatkową kartkę na mięso, ale tego faktu już nie bardzo pamiętam. Kartkę na buty można było dostać w dwu przypadkach: w związku ze ślubem własnym lub pogrzebem też własnym,  aby w trumnie prezentować się w pełnej krasie. Szczęśliwy byłem ponieważ mnie obowiązywał pierwszy powód. Dzięki dobrodziejstwu Pewexów żonie udało się kupić parę metrów materiału, a znajoma uszyła z tego sukienkę. W niedzielę 13 grudnia rano bezskutecznie kręciliśmy kanałami naszego telewizora a potem pojawił się Pan Generał. Ponieważ zajęci byliśmy sobą, nie bardzo zwracaliśmy uwagę na to co dzieje się w TV. Gdzieś z daleka dobiegł mnie zgrzyt słów: stan wojenny, ale kto w chwili uniesienia zwracał by uwagę na takie duperele. Kiedy ochłonęliśmy usłyszeliśmy że radio powtarzało słowa złowieszcze. Co teraz ?  - zadawaliśmy sobie pytanie. Patrole, koksiaki, przepustki, a my organizujemy wesele. Wódka schłodzona, kurczaki grillowane, tylko bukietu brakuje. Brak benzyny spowodował, że kwiaciarnie świeciły pustkami. Znajoma ulitowała się nad nami i porywając się gdzieś w nieznane, zwlekła bukiet kolorowych frezji z lekka przemrożonych. Zima dopisała, mróz i śnieg to było jedyne czego w tym czasie było pod dostatkiem. Ubrany byłem w garnitur kupiony gdzieś okazyjnie i buty otrzymane z sortów Ochotniczych Hufców Pracy, ponieważ posiadanie kartki na buty nie gwarantowało jeszcze ich zakupu. Po uzyskaniu pozwolenia na podróż z urzędu miasta, mogłem już wraz z rodzicami dotrzeć do Krakowa gdzie odbywał się mój ślub. Kontrole na rogatkach miasta  dokonywane przez uzbrojonych po zęby żołnierzy w otoczeniu transporterów opancerzonych. Nie do końca czuliśmy jednak grozę sytuacji. W końcu ci żołnierze mówili takim samym jak ja językiem,  urodzeni i wychowani w tym samym kraju. To dawało jakiś bonus, zmniejszało strach. Wypychając samochód z zaspy,  bo służby oczyszczania chociaż zmilitaryzowane dbały najbardziej o strategiczne ulice, dotarłem do Urzędu Stanu Cywilnego. Kościelny mieliśmy wyznaczony na następną niedzielę. W przemoczonych butach po wypychaniu auta z zaspy,  bo sort OHP nie należał do topowej elegancji i jakości. W świetle polskiego prawa pojąłem za żonę moją obecną, aktualną i jedyną małżonkę. Było mi miło ponieważ znajomi dopisali i stawili się w komplecie. Pojawił się nawet poszukiwany listem gończym, mój znajomy członek KOR-u, co wtedy zapamiętałem mu z wdzięcznością i do dzisiaj pamiętam chociaż los rzucił go za ocen. Przymarznięte frezje dotrwały do końca uroczystości jakby i one chciały powiedzieć „ i w kryzysie nie damy się”. Frezje padły zaraz po wyjściu z Urzędu. Wsiedliśmy do samochodu. My po swojemu szczeniacko szczęśliwi, ojciec wiozący nas bardzo skoncentrowany. Gdzieś w połowie drogi, na środku ronda zatrzymał nas patrol sprawdzając dokumenty i przepustki. Ojciec próbował tłumaczyć
- Widzi Pan my ze ślubu, wiozę synową i syna.
I wtedy coś podkusiło mnie, a może dobry humor to sprawił, że zażartowałem:
- Daj tato spokój ślub, ślubem a może w bagażniku przewozimy granaty.
Oj głuptaku jeden, nieświadomy realiów. Dobrodziej w wojskowej czapce uszance wsadził przez okienko głowę do środka i spytał mnie osobiście
- Miał Pan ślub?
- Tak miałem - odpowiedziałem .
- A chciałby Pan doczekać nocy poślubnej?
I wtedy poczułem na plecach powagę sytuacji.
- Ok - powiedziałem - nie było poprzedniego zdania.
- No to wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - powiedział i zasalutował Pan Porucznik. Życzenia na nową drogę życia od wojskowego w stanie wojennym czy to dobra wróżba na następne lata ? 
A potem przyjęcie, delikatne prezenty i ograniczony czas imprezowania ponieważ godzina milicyjna obowiązywała od dwudziestej drugiej.
Potem święta, a w niedzielę zaraz po świętach (27.12) nasz ślub kościelny. I nie myślcie, że udało mi się to bez kolejnego pozwolenia z urzędu. Poszedłem do odpowiedniego wydziału i napisałem podanie o pozwolenie na wyjazd do Krakowa.
- Nie podał Pan powodu - stwierdziła oschle urzędniczka.
Wziąłem więc papier i dopisałem:  mój wyjazd spowodowany jest chęcią przespania się ze swoją ślubną, prawowitą małżonką.
- Jest Pan zbyt dosłowny - skomentowała, ale pozwolenie dostałem. Zaprzyjaźniony ksiądz Pijar poprowadził ceremonię zaślubin w sposób nie przystający do nędzy tego co nas otaczało dokoła. A potem wesele, znowu ograniczone czasowo ze względu na godzinę milicyjną i może dobrze ponieważ własne wesele daje najmniej okazji do nieskrępowanej zabawy.
A potem przyszło nowe - wolność i sprawiedliwość. I nikt pewnie kupując obecnie kwiaty na ślub nie myśli, że mogło to być kiedyś takie skomplikowane.
Gwoli ścisłości nie kreuję się przy okazji na kombatanta. Nawiązując tylko do pierwszych słów posta, w życiu każdego pokolenia Polaka jest gdzieś wpisana wojna, walka czy coś z tych klimatów. Nie myślicie że może już czas by było inaczej ? Znaczy normalnie.
Czego Wam i sobie z okazji rocznicy ślubu życzę.
Od napisania tego tekstu minęło 13 lat, a kolejne pokolenie pasione jest właśnie wojną, a żeby było nowocześnie wojną hybrydową.
A potem przyszły dni słoneczne, pochmurne, oraz cała seria dni codziennych co były takie sobie.
Jeden syn i drugi. Szkoły, zmiany pracy, dom w Gorcach i kiedy już wszystko wydawało się lecieć swoją ścieżką. Zdarzyło się bum.
W naszym życiu pojawiła się ta druga. Szok, próba wyparcia, brak zgody. Na koniec zaś decyzja żyjemy w tym trójkącie: ja, moja żona i jej niepełnosprawność. Ta ostatnia okazała się z perspektywy lat, bardzo wymagającą kochanką. 
Po kolejnej chyba już 10 operacji w 2009 roku moja żona siadła na wózku. Bez perspektyw na odwrócenie tej sytuacji. Co prawda ordynator opowiadał jakieś bzdury o regeneracji rdzenia, a myśmy to łykali jak młode pelikany. Któż by nie łykał.
I znów zmiana pracy w tym gorącym czasie bo ktoś wykorzystał moją sytuację, sprzedaż chałupy w Gorcach w której planowaliśmy wspólną starość. Na koniec mały biały domek - jak ten o którym śpiewał wiele lat temu Mieczysław Fogg i o którym tak marzył mój Ojciec. Mnie się udało, choć domek jest raczej kremowy (żona uważa, że to spłowiały żółty)    
Czego oczekiwaliśmy w tym okresie 11 lat?
Zdecydowanie nie oczekiwaliśmy współczucia, a jedynie odrobiny empatii. 
Może trochę humory, głupoty nawet, ale takiej w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Empatia zaś to nie są sztampowe wyrazy współczucia czy życzenia powrotu do zdrowia.
- Ja nie jestem chora – mówi zwykle moja żona - Ja tylko nie chodzę.
 Niepełnosprawna. Teraz elegancko jest mówić - osoba z niepełnosprawnościami"
Z poczuciem humoru, chociaż nad tym pracowaliśmy jakiś czas. Jak z nim bywa?
Z tym bywa różnie, ale któremu z nas micha śmieje się od rana do wieczora i we wszystkie dni tygodnia?
Kiedy ktoś niezdarnie życzy mojej żonie zdrowia, ona zaraz przerywa:
- Ależ ja jestem zdrowa. życz mi szczęścia, bo na Titanicu wszyscy byli zdrowi tylko im szczęścia zabrakło.
Pewna nasza głęboko wierząca i praktykująca znajoma, zaraz po nieudanej operacji, jeszcze w szpitalu, pocieszała moją żoną słowami – Bóg tak chciał.
Żona pytała mnie wiele razy – Czy On naprawdę tego chciał?
Znajoma z misją nie poprzestała na tym określeniu bożej woli i pociągnęła swoją opowieść o Panu Bogu nieco dalej. Gdy żona zwierzała jej się z codziennych problemów, ona powiedziała jej:
- Bóg Cię kocha.
- Boję się pomyśleć jak bym wyglądała, gdyby mnie tylko lubił – odrzekła zaraz, moja jedyna i kochana małżonka. Znajoma nie zrozumiała. Może i dobrze.
Ze względu na deklarowany przez żonę brak szczęścia, nie mogę powiedzieć że jesteśmy szczęściarzami. Mogę jednak stwierdzić, że ten bilans 40 lat pomimo wszystko wychodzi nam na plus.
Może uda się tak utrzymać w przyszłości?
W tych pięknych okolicznościach, pasowałoby się podeprzeć jakimś okolicznościowym wierszykiem. Tym razem niczego sam nie poskładam ale oddam  głos Edwardowi Stachurze:
...
Ale czy warto?
Może nie warto?
Ech chyba warto...
Tak, tak - warto.
O tak to warto.
Jeszcze jak warto       
     




 
 






15 grudnia 2021

Porażająca szczerość

W domu mam mnóstwo bezużytecznych przedmiotów.
Bibelotów i dupereli które z założenia nie miały niczemu służyć, a jedynie klimatycznie wyglądać i indywidualizować nasze mieszkanie.
W garażu mam parę narzędzi które miały być bardzo użyteczne, ale moje oczekiwania wobec nich były niestety zbyt duże. 
Amerykanie mówią - nigdy nie oczekuj od towaru więcej niż za niego zapłaciłeś, ja niestety oczekiwałem.
Parę ciuchów które po zakupie przymierzyłem jeszcze raz w domu i już wiedziałem, że nie będą mi towarzyszyć w moich wyjściach z domu, a do prac w ogrodzie mam już wystarczająco dużo wyciągniętych i spranych t-shirtów.
Żaden jednak z wyżej wymienionych przedmiotów nie było opisany na metce czy w sieci jako produkt niepotrzebny, zbędny czy obciachowy.
To co znalazłem w serwisie AliExpress spowodowało że oczy otwarły mi się szeroko.
Raz jeszcze sprawdziłem czy nie mam omamów wzrokowych. Nie, nie miałem.
Dla pewności dokonałem porównania. Położyłem na stole stówkę i widziałem stówkę. Nie pięćdziesiąt nie dwieście, ale właśnie stówkę.
Schowałem kontrolny banknot i wróciłem do Internetu

                        


Bezużyteczne pudełko drewniane.
Szczerzy są ci Chińczycy, nie ma co. U nas to się jeszcze nie przyjęło i oszukujemy się używając opisowych określeń jak "strefa miejsc intymnych" zamiast napisać dupa i okolice, albo "srebrne lata" zamiast napisać starość.
Bo co by było gdyby producenci byli szczerzy. Wyobraźmy sobie te etykiety:
Nieskuteczne tabletki na odchudzanie. Toż to byłby hit, szkolny przykład w sferze marketingu.
Wino znane jako półwytrawne - Niespecjalnie smaczne wino które miało być wytrawne ale nie wyszło.
Niestety.
Brak takiej szczerości producentom papieru. Piszą oni na opakowaniach "papier toaletowy" a przecież wiadomo, że to papier do dupy.
Nie, że takiej kiepskiej jakości bo to byłaby właśnie szczerość, a tylko określenie miejsca w którym z założenia możemy nim operować.
Powoduje to, że coraz mniejszym zainteresowaniem cieszą się mydła toaletowe, poprzez owo skojarzenie z papierem też toaletowym.
Mieć osobne mydło do dupy? to chyba zbytek łaski. 
Ponieważ ostatnio używam żeli do mycia ciała ( całego), nie wiem czy dalej mydła opisuje się jako toaletowe.
Nic nie jest pewne we współczesnym świecie. Słyszałem takie pyszne powiedzenie:
Mówiło się, że ponoć uczyliśmy francuzów jeść widelcem, ale to Chińczycy nauczyli nas myć ręce. 
Teraz uczą nas szczerości. 
Z doświadczenia wiem, że szczerość na trzeźwo się nie opłaca, więc to nieco ryzykowne.
Poza tym, dzisiaj powszechnie mylona jest szczerość z hejtem. Może dlatego, że nikt nie chce hejtu, a na szczerości większości nie zależy.
 






08 grudnia 2021

Groch z kapustą czyli nie wiem czy nadążam za sobą ?

Od pewnego czasu otrzymuję komentarze w języku rosyjskim, albo lepiej napisać cyrylicą. Sadząc po zamieszczonych tam linkach to zwykły spam. Trudno, takie jest życie kogoś kto otwiera się na sieć. Przez chwilę byli tu zwolennicy magii i rzucania uroków miłosnych z pewnych rejonów Afryki, a teraz użytkownicy cyrylicy. 
Politycy lubią wspominać o alfabecie. Bynajmniej nie z miłości do mowy ojczystej, wszak każdy słyszy jak okropnie wybrzmiewa ich język. Alfabetu czepiają się zwykle z powodów politycznych.
- Jakim alfabetem pisana jest ta polityka?- zadają retoryczne pytania.
Jakim językiem pisuje się tutaj komentarze? Dwa do dwóch równa się cztery, a częściej coś pomiędzy trzy a pięć. Ponieważ aby być politykiem nie można być precyzyjnym.
Jak już jesteśmy przy otwartości, to okazuje się, że znani mi blogerzy pozamykali się w swoich blogach, do czytania których potrzeba mieć specjalne zaproszenie. Czy w ten sposób liczą wyłącznie na dobre komentarze? W tym kraju zwykle krytykuje się pod pseudonimem więc może to jakaś obrona. Sam używam do pisania swojego alter ego, a więc nie mam pretensji. Komunikat po wpisaniu adresu zwykle brzmi - Ten blog to grupa zamknięta. Nie dostałeś zaproszenia.... czy coś w tym stylu. Ludzie, co się z nami porobiło? 
No cóż, sam pozostanę przy dotychczasowej formie dostępności.

 

Stopy będą nadal rosnąć - twierdzi Prezes NBP. To wiadomość dobra dla mnie. Jako posiadacz małego rozmiaru stopy, zakupów butów dokonuję w okresie wiosennym kiedy to sklepy zapełnione są półbutami "do komunii". 

Tak. Tylko wtedy rozmiar niby jest, ale tęgość znowu nie taka.
- Tobie Antoni wszystko przeszkadza - powie ktoś.
Ileż to stron napisano ku pocieszeniu, że niby rozmiar nie ma znaczenia.
Nie ma? Kazałbym autorowi takich tekstów iść w za dużych o dwa rozmiary butach  na spacer, trening czy pielgrzymkę.
Właściwy rozmiar to tylko połowa sukcesu, ale cieszę się gdy jest i kupuję nie zważając już na fason i kolor. 
Po zapowiedzi Prezesa NBP widzę siebie oczami wyobraźni, jak mierzę jakieś firmowe buty w rozmiarze pomiędzy 42-44 bo w tych rozmiarach zawiera się
około 80 % półek sklepów obuwniczych.
Dostępność rozmiaru mniejszego niż 40 jest taka jak popularność trufli w naszych lasach. Ponoć bywają, ale widziały je tylko jednostki.

*

Nie zabieram głosu mędrca w sprawach wałkowanych przez aktualną politykę.
Wiem bowiem, że znamy tylko tyle ile ważni tego świata zdecydowali się nam powiedzieć.
Zwykle jest to więc  jedynie czubek góry lodowej tego tematu i z reguły prowadzi do błędnych wniosków, ale za to takich jakich rządzący oczekują.
Próbuję uświadomić to choćby moje teściowej, ale na razie bez rezultatu.
Moja teściowa to zresztą najmniejszy problem, bo nie ma wpływu na bieżące wydarzenia.
Że nie powinno się być biernym? Zgoda, ale sami nawet nie wiemy jakim manipulacjom podlegamy
   "Sprytnym sposobem na utrzymanie ludzi w bierności i posłuszeństwie jest ścisłe ograniczenie zakresu akceptowalnych opinii oraz pozwalanie na żywe debaty w tym właśnie spektrum – a nawet zachęcanie do bardziej krytycznych i odmiennych poglądów. Daje to ludziom poczucie wolności wyrażania opinii, podczas gdy cały czas założenia systemu są wdrażane poprzez ograniczenia narzucane na zakres debaty.” Ta uważa mój ulubiony Noam Chomsky.
Czyż nie ma chłop racji?

*

W magazynie Wyborcza.pl czytałem przerażający artykuł  o tym jakiego spustoszenia w sferze psychicznej dokonał w głowie młodej kobiety pewien ksiądz spowiednik.
Artykuł nosił tytuł - Spowiedź z molestowaniem.
Podtytuł - Ksiądz: Ty, córko, nie masz pragnień! Popracujmy nad nimi
Nie zdawałem sobie sprawy jak wielką krzywdę można wyrządzić komuś, nie używając do tego siły fizycznej.
Nie pierwsza to pewnie i nie ostatnia gorzka refleksja nad artykułem dotyczącym molestowania drugiej osoby.
Tak tylko całkowicie na marginesie, jedno zdanie z artykułu przybliżające kontekst historyczny:
  " W 2017 roku idzie na pielgrzymkę diecezji kaliskiej do Częstochowy. Poznaje księdza Pawła F., opiekuna grupy GACIE – skrót od Grupa Adoracji, Ciszy i Ewangelizacji."
Czy nie jest to przypadkiem celowe naruszanie strefy sacrum?
Przecież równie dobrze grupa mogłaby się nazywać Grupa Adoracji Ewangelizacji w Ciszy i Skupieniu.
Ale tak nie byłoby śmiesznie i nie sugerowałoby, że ten ksiądz to luzacki koleś?
To tak dla zamydlenia oczu.
A może ja się mylę i czepiam jak zwykle, drobin jakichś nieistotnych

*

Póki co zapalamy kolejne adwentowe świece, planujemy składniki na susz do kompotu i prawdziwy świąteczny barszcz do uszek. Martwimy się rosnącą ceną karpia. Sporej części naszego społeczeństwa całkiem nie przeszkadza w tych zabiegach to co dzieje się na naszych wschodnich granicach.
Tak jak nie przeszkadzało im w poprzednich latach taszczenie do domu, w worku foliowym,  zdychającego z braku wody karpia. Konającego na chwałę  Narodzonej Dzieciny.
W tym roku dostawiając na wigilijny stół puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, nie uczynię tego bezrefleksyjnie. Towarzyszyć mi będzie poczucie wstydu za rzeczy na które nie mam wpływu. 

  

04 grudnia 2021

Kochanka w szkarłatnej pościeli

Mój internetowy znajomy. Człowiek o wartości dojrzałego wina, Człowiek którego bardzo lubię, Człowiek z którym pozwalam sobie na niebywałą szczerość, a przy okazji  Człowiek  z którym nigdy nie spotkałem się osobiście, ożenił się.  
Wiadomość tę ukrywał do samego końca, a o ceremonii dowiedziałem się z Facebooka.
Znacie chociaż jedną kobietę, która taką wiadomością nie podzieliłaby się z przyjaciółkami?
Nie negujcie więc stwierdzenia, że jest świat męski i świat damski, albo jak to napisał w tytule swej książki John Gray - Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa.
Jak więc sobie zapewne wyobrażacie, zaskoczenie było totalne, a brak czasu spowodował, że nie przygotowałem żadnego godnego prezentu.
Nie mogłem sobie jednak odmówić napisania kilku słów obramowanych prostym rymem.
Myślę, że pasuje do Waszej nowej sytuacji. 

Piję Fiano di Avellino wespół z moją dziewczyną

Pijamy wino Fianko
z aktualną kochanką
Po figlach w szkarłatnej pościeli
każdej szalonej niedzieli

Fianko? Toż nie ma takiego wina
Jakaż jest tego łgarstwa przyczyna ?
Chcecie znać prawdę prześmiewcy Fianki ?
Nie mam również kochanki

Degustowałem dziś wino Fiano
Wespół z żoną kochaną
mogę więc wczuć się w te błogie stany
Szkarłatną pościel też bowiem mamy



Wszystkiego Najlepszego !
Wszystkiego Najlepszego na nowej drodze życia



                                                                         fot dziennikwschodni.pl





 

30 listopada 2021

Winny Świat Antoniego i nie tylko jego

  Właśnie odbyłem sesję wymiany e-maili  ze znajomą o której wspominałem Wam parę postów wcześniej. Rozmowa dotyczyła wina i wszystkiego co się wokół wina  kręci. Według mnie koło wina kręci się cały świat i to od ponad dwóch tysięcy lat, a więc ta wymiana myśli była nad wyraz owocna. Biadoliłem już wiele razy nad zanikiem  sztuki epistolografii, ale sam jestem dowodem tego by przy odrobinie wysiłku oddać   się emailografii. Tu list leci błyskawicznie, bez wrzucania go do skrzynki i naklejania polizanego znaczka. Może ten rytuał przygotowania znaczka do nalepienia zwiera w sobie jakiś ładunek emocji, ale szybkość  transportu to rekompensuje. 

W podzięce za tę korespondencję przesyłam prosty wierszyk, który dotyczy jej  ulubionych  win robionych metodą Amarone, czyli wstępnego podsuszana gron przed ich fermentacją. No to lecimy

Amarone della Valpolicella

Kiedy  popijam Amarone
Mam przed oczami Weronę.
Widzę bez Julii balkony
I Romka co taki szalony.
Dla mnie to wino do degustacji
Zaraz po wstępnej dekantacji

A gdy próbuję Młode Wino,
Łzy wspomnień po policzkach płyną.
Bo widzę siebie pod balkonem
Gdy rzucam kwiaty słów szalone
I zwykle to mnie trochę smuci
Bo ten czas nigdy już nie wróci





24 listopada 2021

Konrad do spółki z Hamletem, albo co jest z tą sztuką

Naszło mnie dziwne uczucie. Jakieś deja vu czy coś ?
Co prawda w 1968 r Kiedy Kazimierz Dejmek reżyserował Dziady w Teatrze Narodowym miałem 10 lat, a ponieważ moi rodzice nigdy na Dziadach nie byli, a co najwyżej na koncercie Jerzego Połomskiego, nie miałem skąd czerpać dobrych wzorców oburzenia. Nadrobiłem jednak te zaległości i kiedy przyszła pora, jednym tchem przeczytałem wszystkie części Dziadów.
Ba, należałem do tych szczęśliwców którzy obejrzeli Dziady w reżyserii Konrada Swiniarskiego w krakowskim Starym Teatrze. Boże, jakże myśmy tę sztukę przeżywali i ileż było dyskusji na polskim i poza nim w moim prowincjonalnym liceum. Można było równocześnie słuchać  Pink Floydów, Yes, King Krimson, oraz uwielbiać Dziady.
Poszedłem za ciosem i obejrzałem Hamleta z Sir Laurencem Olivierem, Inokientijem Smoktunowskim, i Janem Englertem w Teatrze TV. Dodatkowym smaczkiem tego telewizyjnego przedstawienia było to że reżyserem w 1974r był 
Gustaw Holoubek nomen omen Konrad-Gustaw z Dejmkowskich Dziadów z 1968r.
Dlaczego się tym wszystkim popisuję ?
Z powodu wypowiedzi przedstawicieli władzy którzy zabierają głos na temat Dziadów wystawianych obecnie na deskach krakowskiego Teatru Słowackiego.
Chodzi o najnowsze teatralne dzieło Mai Kleczewskiej w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Premiera sztuki odbyła się w 120-lecie prapremiery "Dziadów" w inscenizacji Stanisława Wyspiańskiego
Oto  świeża garść cytatów z Onetu:

"Odradzam organizację wyjść szkolnych na spektakl »Dziady« w Teatrze J. Słowackiego" — napisała w swoim stanowisku małopolska kurator oświaty Barbara Nowak

— Bardzo dziękuję pani kurator za reakcję — zwrócił się Przemysław Czarnek do Barbary Nowak. — Nie wolno siedzieć cicho i milczeć w obliczu właśnie deformowania piękna i bezczeszczenia sztuki

Z kolei Piotr Gliński zaznaczył, że "niepokoją go wszelkie działania, które są kontrowersyjne w sztuce i przekraczają granice tej akceptowalnej kontrowersji"

Na usta ciśnie mi się pytanie - czy cytowane osoby widziały chociaż  przedstawienie? A może nie muszą go oglądać ponieważ z racji funkcji wszystko wiedzą najlepiej.
Ponieważ widziałem kilka wersji tej sztuki czuję się upoważniony do wyrażenia własnego zdania
Czyżby obsadzenie aktorki w głównej roli (męskiej) tak uraziło uczucia patriotyczne, że trzeba dyskutować o granicach wolności sztuki?
Czyżby taka niejednoznaczność  naruszała te wszystkie normy określane ostatnio elegancko cnotami niewieścimi?
A po co to w ogóle?
W demokratycznym społeczeństwie 
widownia głosuje nogami i portfelami, bo przecież bilety do teatru nie są teraz najtańsze.
Totalna krytyka Dziadów spowodowała że jak twierdzi Dyrektor teatru - trzeba dostawiać przedstawienia wobec ogromnego wzrostu zainteresowania.
Smaczku całemu skandalowi dodaje fakt że w treści sztuki nie zmieniona żadnej wypowiadanej przez aktorów kwestii. Wszystko pochodzi od Wieszcza. A że Wieszcz był trochę prorokiem, to już nie nasza wina.
Eksperymenty szkodzą sztuce ? Tak ?  A mnie wydawało się, że ją wzbogacają i to one właśnie przesuwają tę granicę na rzeczy które sztuką nie są, a powinny.
Swoją drogą Andrzej Wajda miał kupę szczęścia, że na pomysł obsadzenia w roli Hamleta Teresy Budzisz Krzyżanowskiej ( też widziałem ) wpadł w 1989r.
Nie było wtedy tylu obrońców czci, uczuć i moralności. Na moralność socjalistyczną wszyscy mieli jak to się mówi- wywalone.
W tym to 1989 roku Teresa Budzisz-Krzyżanowska zagrała jedną ze swoich największych ról. Andrzej Wajda obsadził ją w tytułowej roli Szekspirowskiego Hamleta w Starym Teatrze w Krakowie. Spektakl nosił tytuł Hamlet IV, ponieważ była to czwarta inscenizacja tego dramatu Szekspira w karierze Wajdy. Przedstawienie toczyło się częściowo w teatralnej garderobie, a częściowo na właściwej scenie. Historia rozgrywała się w Danii z dramatu Szekspira i równocześnie w teatrze, który wystawia sztukę wielkiego Stradfordczyka. Budzisz-Krzyżanowska grała zarówno Hamleta, jak i aktora wcielającego się w jego postać.
                                                                           źródło telemagazyn.pl

Ówczesna prasa Kultura pisała  o tym w sposób następujący:
"Nie wiadomo, kiedy Budzisz-Krzyżanowska przeistacza się w Hamleta" - notowała Urszula Biełous. - "Po prostu wychodzi zza kulis w cielistym kostiumie i niedbałym ruchem zdejmuje kapelusz, zmienia kostium na inny i - dalej jest, działa, mówi, porusza się, sama, oddzielona od widowni, od aktorów także, jak ptak uwięziony w klatce. (...) Hamlet Krzyżanowskiej tyle czuje, tyle cierpi, tak wiele rozumie, że wydaje się - jakby był obdarzony stanem świadomości ponad wszystko, ponad wszystkimi. Kruchy i wrażliwy, agresywny i atakujący. Walczący zajadle na skutek swojej słabości, porażek i krzywd. Budzisz gra, zda się lekko bez wysiłku, bezbłędnie, tj. bez cienia fałszu. Jest to jej wielkie osiągnięcie aktorskie. (...) Hamlet prawdziwy, cichy refleksyjny - mimo bólu i agresji - tak jakby aktorka swą grą, swoim byciem, pisała esej na temat natury ludzkiej (...)" ("Kultura" 1989, nr 36).
I taka uwaga z tamtego okresu:
Aktorka "(...) nie była kobietą przebraną za mężczyznę, lecz wcieleniem dramatu i rozterek Hamleta, które przecież nie są od płci uzależnione (...) (Joanna Godlewska, "Najnowsza historia teatru polskiego", Wrocław 1999). *
Kiedyś  tam i to nie w odległej galaktyce, rząd wydał wojnę sztuce. Przegrał tę wojnę z kretesem.
Dlaczego jako naród nie uczymy się na cudzych błędach, co gorsza nie uczymy się nawet na własnych.
A to już jest par excellence sztuka.

* Na podstawie https://culture.pl/pl/tworca/teresa-budzisz-krzyzanowska

19 listopada 2021

O delikatnych facetach

Dzięki bogu, sezon na komary już się skończył. Gdzieś tam jeszcze w zakamarków wyleci jakaś niedobita,  zaspana komarzyca, ale wygląda wtedy jak naćpana i trafić sobie w człowieka nie potrafi, nie mówiąc już o tym aby dopaść i w ciało się zanurzyć.
Komarów nie widzę w ogóle. Jeżeli miały jakąś dziejową misję do wykonania w tym roku, to ją wykonały i śpią gdzieś na kanapie przed telewizorem, lub wyzdychały.
Oni są spoko. Kąsają nas jedynie komarzyce, które stanowią aż 90 procent wszystkich komarów. Samce nie są krwiożercze i żywią się jedynie pyłkami kwiatów, choć przeważnie przez całe krótkie życie nie jedzą niczego.
Jak to mając do dyspozycji średnio 9 partnerek na 1 komarze ciało, nic nie jedzą?
To jak ten górnik z dowcipów co dociążony robotą w kopalni był tak bardzo, że nawet nie chciał zjeść obiadu tylko ustawił się na małżeńskie tam i nazad  a potem zaraz szedł spać.
Komarzyce potrzebują krwi, aby móc po kilku dniach złożyć około 300 jaj w stojących zbiornikach, z których z 230 wyklują się kolejne komary płci żeńskiej.  Do rozrodu skłania je nasza krew. Po pobraniu nam krwi bez pozwolenia, komarzyca rozpoczyna składanie jaj. (Twoja pogoda.pl)
To pokazuje, że człowiek wzorem świata zwierząt rozpoczął właśnie ewolucję. Niczym ten komar żywiący się pyłkiem z kwiatów (ach jakie to poetyckie) faceci doskonalą się w sztuce kulinarnej a sięgając wyżyn mistrzostwa, serwują swoim partnerkom wyszukane dania sparowane z odpowiednim winem.
Jakiś czas temu mój syn zapraszał do domu swoje znajome ( brakuje mi tutaj właściwego słowa) którym przygotowywał kolacje, a następnego dnia podawał śniadanie ( nie do łóżka) do stołu w salonie, dzięki czemu mogłem być świadkiem takich oto rozmów.
- Ty gotujesz ? To świetnie bo ja przypalę nawet wodę na herbatę. Będziesz więc nam gotował.
Nie było gotowania bo nie było żadnych "nas"
Teraz jest w jego życiu Taka która gotuje i sprząta z nim na zmianę. Duch równouprawnienia czuje się tam dobrze.
Ogólnie mówiąc następuje wielka zmiana.
Facet zdobywca ( piszą teraz o takich seksista ) odchodzi do lamusa, na rzecz gościa który wcale nie garnie się do sexu, a jedynie wtuli się w pełne piersi partnerki, aby zasnąć jak niemowlak.
To tylko krok do tego by rozpłakać się w trakcie komedii romantycznej. Słyszałem o takich przypadkach. Mnie też czasem ściśnie gardło, ale ja to co innego. Nade mną moja żona pracuje od prawie czterdziestu lat.
No więc mamy delikatnych i wyrafinowanych facetów i kobiety które są świadome swoich oczekiwań. Już nikt im nie wmówi, że tyle ( tutaj ruch dłoni wskazujący miarę) to osiemnaście centymetrów. Same mają metr w domu nie mówiąc o dildo w szufladzie.
Kobiety prowadzą ciężarówki, statki, samoloty. Kilka dni temu przeczytałem, że strzepały tyłki facetom w szachach zajmując na mistrzostwach open w Turcji cztery pierwsze miejsca. Ba, wskoczyły do oktagonu, bijąc się bez umiaru po twarzach i biustach poprawionych przez chirurgów, kopiąc po tyłkach i brzuchach ile wlezie.
Czy mi to przeszkadza? A cóż mi ma przeszkadzać w moim wieku? Najbardziej prostata. Zastanawiam się  tylko jak mogłyby wyglądać moje relacje z taką fighterką z oktagonu. Związek z kobietą która może cię sprać na kwaśnie jabłko lewą ręką.
Dla jasności dodam, że nikt nigdy nie powinien używać siły wobec drugiego człowieka, bez względu na płeć, wyznanie czy kolor skóry.
Porobiły się z nas białe misie pogrążające się w stresach i depresjach, a one, silne kobiety wciskając kształtny tyłek w jeansy i robocze trzewiki prą do przodu.

Cipiejemy Panowie.

A może to one chcą byśmy tacy byli?
Przypomina mi się post Mały Miś, który napisałem w 2011 roku.
Mały Miś pokazuje jak kobiety pracują by nas zmienić i czy ta zmiana wychodzi im na dobre.
W folderze wrzesień 2011 postu Mały miś szukać proszę pod datą 11.09.2011r.
Dzisiaj uważam, że w tym procesie sami wyprzedzamy oczekiwania kobiet, a efekt jaki jest każdy widzi


 
Ponieważ jest jakiś problem z przekierowaniem,  wklejam wspomniany post  :

Po raz pierwszy od  dłuższego czasu przeczytałem  tak szczerą rozmowę. Być może zachwyt wynika z faktu, że potwierdza moje przemyślenia?
W Elle zamieszczono rozmowę Anny Luboń z socjologiem dr hab. Tomaszem Szlendakiem.
Tytuł artykułu :   Dlaczego kobiety chcą zmieniać mężczyzn
Rzuciłem się na tekst ponieważ wielokrotnie zadawałem sobie to pytanie.
Oczywiście mam swoje gotowe odpowiedzi, ale jak to mówią - mądrego przyjemnie posłuchać.
No więc dlaczego?
… Jak to się dzieje że kobieta tuż po ślubie zaczyna się przeprogramowywać i rekonstruować mężczyznę z wymarzonego księcia na białym koniu w misia w papuciach…
Kiedyś poznała bezkompromisowego, dowcipnego i podobającego się kobietom faceta. A zamienia go w  człowieka ukierunkowanego na dom i sprawy rodziny. Powoli to te sprawy dominują na tym co się dzieje na zewnątrz. Robi to, po to  aby go zatrzymać.
A kiedy jako wymagający pedagog,  kobieta osiągnie swój wychowawczy sukces, zżyma się  na  pojętność swojego ucznia:
- Ciebie to nawet kijem z domu nie można przepędzić. Zostaw tego pilota. Ruszmy się gdzieś.
Zapuściłeś się, zrób coś z tym brzuchem.
Ale najlepsza receptą będzie rowerek treningowy, wyciągany zza zasłony w sypialni. Będzie mógł pedałować oglądając przy okazji pięć pięć tysięcy sześćset dwudziesty czwarty odcinek „Mody na sukces” . I będzie przecież cały czas  na oku.
I tak współczesny Felicjan Dulski nie musi dymać na  własnych nogach na  Kopiec. Ona na ten Kopiec może pojechać. A że prócz ciała jest również umysł, kobiece  ambicje  odważnie sięgają również tam.
… Ale kobiety nie tylko chcą mężów "umisiowić". Chcą ich też nauczyć sprzątać po sobie brudne skarpetki. Albo żeby się trochę podciągnęli towarzysko: zaczęli mieć właściwe poglądy. Najczęściej takie jak one.
Wśród kobiet w naszej kulturze cały czas pokutuje wyobrażenie o związku jako komunii dusz. Mężczyźni takich wyobrażeń nie mają. Zupełnie inaczej widzą zakres autonomii w związku. Kobieta chciałaby, żeby związek działał jak jedna osoba, żeby oboje podobnie myśleli o wielu dziedzinach. Mężczyźni nie zmuszają się do tego, żeby czuć świat tak samo. Kobiety próbują kształtować mężczyzn na swoje podobieństwo, bo wydaje im się, że tylko wtedy jest dobrze…
 Pan doktor uważa i trudno mi się z tym nie zgodzić, że faceci poddają się swoim kobietom z wygodnictwa. Nie do przecenienia jest również obraz stosunków wyniesiony z domu .
- Tak kochanie. Oczywiście Kochanie. Masz rację Kochanie.
 Tak przecież zachowywał się jego ojciec i czynił to dla własnego spokoju.
Dla własnego wygodnictwa tracimy więc wolność, ale równocześnie przestajemy traktować własny dom jako pole walki. Tutaj role są już podzielone. Żona rządzi  
 ….Może dlatego, że mają w domu święty spokój. Mężczyźni są w stanie wiele oddać dla spokoju. Unikają konfliktów, w które kobiety wchodzą częściej. Oddając część władzy, wolności, mężczyzna bardzo dużo zyskuje w swoim mniemaniu…
Przypomina mi się taki dowcip:
W trakcie męskiego piwa, faceci  żalą się jak to są gnębieni i przez swoje małżonki. Wtedy jeden z nich mówi:
- A ja w domu robię to na co mam ochotę. A dzisiaj na przykład mam ochotę słuchać żony. 
Lektura artykułu  pozwoliła mi zrozumieć dlaczego mężczyźni nie próbują zmieniać kobiet?

… Bo lista cech, których kobiety oczekują od mężczyzn, jest dłuższa, niż lista cech pożądanych przez mężczyzn u kobiet. Im wystarczy, że kobieta pasuje wizualnie, jest miła, inteligentna, nie wstyd się z nią pokazać. Co tu więcej zmieniać?
Może piersi. One  zawsze mogły by być większe.
Oczywiście wszystkie te działania nie powinny być postrzegane tylko w negatywnym zabarwieniu. Wymagająca kobieta w sprzyjających okolicznościach  potrafi być muzą mężczyzny.
…  A przecież  wtedy  również wykonuje rodzaj formatowania. Żonie Einsteina przypisuje się znaczną część idei, które opublikował pod swoim nazwiskiem. Freud też pisał dzięki swojej partnerce…
Niestety zdaniem  socjologa  to są wyjątki.
…. Zazwyczaj jednak kobiety formatują mężczyzn, ściągając ich w dół: żeby się nie wyróżniali, żeby byli jak inni, kiedy spotkają się z sąsiadami w niedzielę w kościele.
Pamiętam taką scenę z Czterdziestolatka, kiedy inżynier Karwowski idzie na służbowe chociaż domowe spotykanie z młodą i atrakcyjną panią architekt (w tej roli Grażyna Szapołowska) Przezorna żona nakazuje ubranie koszuli polo do marynarki. Efekt  śmieszności i nieatrakcyjności faceta został osiągnięty
 Marlena Dietrich powiedziała, że większość kobiet usiłuje zmienić swojego faceta, a kiedy im się to wreszcie udaje, ten facet wcale im się nie podoba.   
… Tym, co przyciąga kobietę  do mężczyzny, jest jego egzotyczność. To, że potrafi ją zaskoczyć, że jest nieprzewidywalny. Ale potem kobieta zaczyna go socjalizować, dopasowywać do swojej codzienności. Obudzi się, kiedy będzie za późno. Ten mężczyzna, za którego wyszła, już się nie zachowuje, jak trzeba, ani nie wygląda, jak trzeba. Stał się kimś innym, nudnym i przewidywalnym. Pierwsza myśl to rozwód – cztery na pięć jest inicjowanych przez kobiety. Dopiero socjoterapia może jej uświadomić, że to ona wymogła na swoim partnerze zmiany, których teraz nie akceptuje. Że to ona sama doprowadziła do końca atrakcyjności swojego mężczyzny…
 I w zasadzie nic dodać nic ująć a każdy komentarz wydaje się zbędny z wyjątkiem jednego.
Na koniec warto dopuścić do głosu prawdziwego fachowca, jeśli idzie o  damsko-męskie relacje. Nieżyjący już  Georges Brassens tak śpiewał o tym, co z twardego faceta potrafi zrobić delikatna  i krucha kobietka. Przepraszam że wrzucam cały tekst, ale nie mogłem się zdecydować na żaden skrót. Wszystkie  bowiem zwrotki tworzą zamkniętą doskonałą całość.  

Nigdy w życiu mym nie umiałem zdjąć
Czapki przed nikim,
A teraz na twarz, na kolana ryms -
Przed jej bucikiem.
Byłem wściekłym psem, ona uczy mnie,
Jak jeść z jej rączki.
Miałem wilcze kły, zamieniłem je
Na mleczne ząbki.

Jestem mały miś, własność lali tej,
Co palec ssie, kiedy zasypia.
Jestem mały miś, własność lali tej,
Co mamy chce, gdy jej dotykam.

Byłem twardy drań, ona sprawia że,
Jak z makiem kluska.
Smaczny, słodki i ciepluteńki wciąż
Wpadam w jej usta.
Mleczne ząbki ma, kiedy śmieje się
I kiedy śpiewa,
Lecz ma wilcze kły, gdy jest na mnie zła,
Kiedy się gniewa.

Jestem mały miś, własność lali tej,
....

Siedzę w kącie mym i cichutko łkam
Pod jej pantoflem,
Kiedy wścieka się, choć powodu brak,
Bo jest zazdrosna.

Jestem mały miś, własność lali tej,
....

Pewien śliczny kwiat wydał mi się raz
Ładniejszy od niej,
Pewien śliczny kwiat, zginąć musiał więc,
Pod jej pantoflem

Jestem mały miś, własność lali tej,
....

Wszyscy mędrcy wciąż wykrzykują mi,
że w jej ramionach,
Gdy skrzyżują się, gdy oplotą mnie,
Niechybnie skonam.
Może będzie tak, może będzie siak,
Ale dość krzyków!
Jeśli zginąć mam, jeśli wisieć mam,
To na jej krzyżu
 

10 listopada 2021

Wzorzec metra

W nocy z 21 na 22 sierpnia 1986 roku w jeziorze Nyos w Kamerunie doszło do limnicznej erupcji z dna jeziora, która natychmiast uwolniła około 1,6 miliona ton CO2. Gaz spowodował śmierć ok 1700 okolicznych mieszkańców.
Internety i inne media lubią przypominać takie historie. Tragedie świetnie się sprzedają i wzrasta klikalność linków. Z jednej strony to dobrze bowiem pokazuje jak krucha jest nasza egzystencja wobec wszechpotężnych sił przyrody. Z drugiej....no właśnie.
Czytam sobie o tym wydarzeniu po raz kolejny i dowiaduję się całkiem przy okazji, że poziom wody w jeziorze obniżył się o metra?




Ile to jest? Pewnie dwa razy po pół metra, ale dwa razy po pół metra to przecież metr.
Jeden metr, dwa metry...pięć metrów i tak dalej.
Znam tylko jeden przypadek z mowy potocznej kiedy używa się takiej formy. Oto przykład, cytuję :
- Wczoraj założyliśmy się o metra i Jacek przegrał.
- Wypiliście całego metra?
- A co mielibyśmy innego z nim zrobić ?  Na każdego wypadło tylko po pół metra.
Jeden z emerytowanych już kabareciarzy twierdził, że w Sevres pod Paryżem widział wzorzec metra. Były to dwie zalakowane butelki wódki o pojemności pół litra utrzymywane w stałej temperaturze i wilgotności.
Chronione przez dwóch strażników, z których każdy pilnował jednej połówki.
Trzeba pilnować bowiem wszystko drożeje. Na Facebooku widziałem opinię, iż niedługo pół litra będzie kosztować 50 złotych.  O my biedni.
No może nie wszyscy. 
Ponoć wino piją ci którzy cieszą się życiem, wódkę ci którzy chcą o nim zapomnieć. Poza tym dobre wino już dawno przekroczyło pięć dych za flaszkę.
Jak nie jak tak !
Wszystko drożeje z ogromną szybkością, a niektórzy uważają, że to dlatego iż rząd niektórym nam daje.  A ja cały czas mam przed oczami cytat z Margaret Thatcher  która mówiła - Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy". 
Powoli zauważamy że coraz bardziej rośnie grupa tych którym się zabiera. Zerknijcie na prąd, gaz czynsz. Na pocieszenie znalazłem informację że bywa gorzej choćby na Karaibach.  Tam czynsz jest już tak wysoki, że niektórzy używają go do do transportu naprawdę dużych węży.  Węży olbrzymów. Nie wierzycie? spójrzcie poniżej 
 




04 listopada 2021

Kiedy zaczyna się życie

Czas taki, że wszyscy wokół mówią i piszą o śmierci. Mówi się nawet o cywilizacji śmierci, ale to jakby w innym kontekście. No więc 1 listopada to czas do takich rozmów o śmierci idealny. Przez lata prowadzenia bloga tyle już narzekałem na komercjalizację i zatracenie się nomen omen ducha święta, że tym razem o tym ani słowa.
Jakby dla przeciwwagi chcę pisać o życiu, a dokładnie o jego początku.
Codziennie dochodzą mnie hiobowe wieści dotyczące przyszłości kościoła w Polsce w kontekście masowego wypisywania się z lekcji religii.
Ileż bowiem można słuchać, przemyśleń domorosłych filozofów lub janczarów ideologii.
Dziwić się alergicznym reakcjom inteligentnych w końcu dzieci, szczególnie tych w wieku w którym zadaje się trudne pytania?
Dziwić się negacji wygadywanych bredni?
O jakie brednie chodzi ?
Katecheci mówią na przykład, że homoseksualizm to choroba, którą można leczyć m.in. elektrowstrząsami albo wycięciem macicy, że tampony noszą tylko zboczone dziewczyny, które nie potrafią wytrzymać bez niczego w pochwie. Że jeżeli mąż chce seksu, to żona musi się zgodzić. Że plemniki w prezerwatywie to zamknięte duszyczki, a tabletki antykoncepcyjne zabijają zarodki
No comment - wypadałoby powiedzieć.
Zaraz zaraz a propos duszyczek.
W czasach komunistycznych czyli słusznie minionych, katechetka mówiła nam na lekcjach religii, że tylko człowiek obdarzony jest duszą. 
A od kiedy mamy do czynienia z człowiekiem? -  Oczywiście jako ludzie myślący natychmiast zadaliśmy takie pytanie - No od kiedy ?
Katechetka zaczerwieniła się nieco (może nawet nieco bardziej niż nieco) i powiedziała, że człowiek zaczyna się w chwili gdy plemnik spotka się z jajeczkiem, a powstała w wyniku zapłodnienia zygota zaczyna się dzielić.
Może nauka oficjalnie była w sprawie tego początku innego zdania, ale bez szemrania przyjęliśmy te zapewnienia osoby z kościelnej branży.  
Pozostając zaś w branży. Czyżby ksiądz katecheta nie uważał na tej lekcji religii będąc szczeniakiem ?
Czyżby nowe kościelne badania zmieniły coś w tej sprawie?  
Nie będąc zygotą - zgodnie ze słowami katechetki - Plemnik ani jajeczko nie mogą mieć duszy !
Gdybym miał dzieci w wieku szkolnym, z pewnością napisałbym im z tego przedmiotu zwolnienie i żaden purpurat na czele z tym krakowskim, do zmiany decyzji by mnie nie nakłonił.
Bo jakże można opowiadać takie głupoty i dodatkowo robić kartkówki z Pana Boga.


                                                                                             ( foto  tapeciarnia.pl)




29 października 2021

Każdemu wolno kochać ?

Gówniarzem byłem kiedy ruch hippisowski rozlewał się na cały świat, a Woodstock w 1969 r zgromadził tysiące ludzi pod znakiem miłości i wolności. "Make peace not war"  brzmiało ich hasło. I rzeczywiście kochali się namiętnie ku zgorszeniu starszego pokolenia. Pamiętam te kolorowe stroje, koraliki i bose stopy, zabrudzone od miejskiego bruku. 
Potem hippisi poszli w dyrektory i ministry a nawet marszałki.
Co przenieśli do współczesności wyznawcy tego pokojowego nurtu ?
Nie do uwierzenia, a jednak jeżeli ktoś nie wyłapie subtelności to niektórzy wcale nie mało. Słychać przecież wyraźnie  "make pis" a o "war" wspomina się teraz coraz częściej.
W atmosferze tego hippisowskiego pokoju i oraz rozumianego na mój sposób chrześcijańskiego wybaczenia, obserwuję to co dzieje wokół pewnego obywatelskiego projektu ustawy. Nie wymienię kojarzonego z tym projektem nazwiska ponieważ nie będę tej pani napędzał popularności. Wszak stare powiedzenie brzmi - Dobrze lub źle byle tylko mówili. Nie ze mną te numery Brunner
         Mam do powiedzenia a może zacytowania parę słów w tym temacie, ale jakby trochę inaczej.

"Jednemu los da złota trzos, Drugiemu gładkość lic, Lecz bywa też tak, Że czasem nie da nic."
Samo życie, prawda?
"Lecz nie martw się, Choć dziś Ci źle, W słoneczne jutro wierz... Kiedy zjawi się ktoś, Czule wyzna Ci coś I miłości da znak... nucąc tak:
Każdemu wolno kochać
to miłości słodkie prawo
bo kocha się sercem a każdy je ma
Każdemu wolno kochać...
a więc za miłości sprawą,
niech znikną troski
a radość niech trwa
Byle serca się dobrały,
sen miłości wtedy śnić
może śmiały i nieśmiały,
snując złotą szczęścia nić
Każdemu wolno kochać...
to otuchą nas napawa,
miłość jest łaskawa
i warto dla niej żyć..."

Mówię a raczej piszę słowami piosenki którą skomponował Emmanuel Schlechter,  muzykę skomponował  Szymon Kataszek i Zygmunt Karasiński, a w 1933r zaśpiewał ja pierwszy raz Adam Aston.
Zaraz ktoś oburzy się i powie, że: nie będzie nam żyd mówił jak Polak ma kochać. Bo Polak najlepiej wie co, kto z kim może, a kto nie  i po co ? Tego po co może nie zawsze wiedzieć,  ale  przede wszystkim wie jak jeść widelcem. Klękajcie więc wszyscy przed narodem wybranym


Choć od tamtego czasu minęło 88 lat słowa piosenki są tak niebywale aktualne.
Teraźniejszość 2018 rok Za nami traumatyczna Druga Wojna Światowa, czas otrzeźwienia narodów
W tym to 2018 roku przedstawiciel młodego pokolenia Sławomir Uniatowski urodzony w  1984 r  napisał i zaśpiewał tekst pod takim samym tytułem jak Aston, jakże podobny w wymowie a inny w treści.
 Zaczynało się od słów:

Każdemu wolno kochać
I wolno być kochanym
Każdemu wolno kochać
Do tego prawo mamy

Uważnie przejrzałem oba teksty. W żadnej linijce tekstów nie znalazłem wskazania o jaką miłość chodzi. 
To proste - Miłość to jest miłość.
I wydawać by się mogło, że to wołanie o prawo do miłości z 1933r bardziej uzasadnione, bo był to czas kiedy Europę zalewała faszystowska nienawiść i taka sama poprawność. Wszyscy zaś wiemy, a niektórzy nawet pamiętają czym to się wszystko skończyło. Wbrew temu co uważali niepoprawni (jak się okazuje optymiści) nie wyciągnęliśmy z tej lekcji żadnych wniosków. Znów życie nam brunatnieje, a my jak w jednej ze scen z filmu "Cabaret" uważamy, że jeszcze zdążymy nad tym zapanować.

Czy jest coś piękniejszego niż miłość jednego człowieka do drugiego ?
W tych trudnych czasach, epidemii która dołożyła się do bezrobocia, ubóstwa, wykluczenia, depresji i innych plag, wsparcie ukochanej osoby to jest czasami jedyna opoka na której można budować teraźniejszość i przyszłość.
A czy ktoś do tego potrzebuje osoby tej samej czy innej płci. Cóż mi do tego, na jakiej opoce wspiera ktoś swoje życie. Czy to zburzy moje? Z całą pewnością nie.
Dlaczego my w tym całym popierdolonym choć pięknym świecie zachowujemy się jak pisklęta które potrafią zadziobać inne pisklę tylko dlatego, że nie pasuje do schematu.
- No właśnie! - powie ktoś - naturalnym prawem przyrody jest eliminować inność.
Przyroda przyrodą, natura naturą,  ale my różnimy się od kurczaków choćby tym, że umiemy jeść widelcem.
Czy mam prawo wypowiadać się w tej sprawie ? Mam na bazie własnych doświadczeń.
Czy powinienem wypowiadać się w tej kwestii?
Odpowiem inaczej,  nikt nie ma prawa milczeć.


Post scriptum

Wraz z moją przyszłą małżonką, ileś tam lat temu dziobani byliśmy przez oszalałe stado kurcząt, bo jakże to tak aby żona była wyższa od męża. To się nie godzi, to nie pasuje do schematu.
Ileż to przekonujących rozmów wykonali stroskani członkowie rodziny i znajomi królika.
I być może nie szykowałbym się teraz do okrągłej rocznicy ślubu, gdybym wtedy im wszystkim, głośno i wyraźnie nie powiedział  "Mam to w dupie" 




26 października 2021

Na duszy mi pstro czyli Carpe diem

Remanenty.
Gdzieś się zawieruszył, ale znalazłem jeszcze jeden, z mojego "okresu winnego"
Poniżej wierszyk o tym, że trzeba chwytać dzień (Carpe diem)  dopóki mamy jeszcze chwytne dłonie, bo kiedy wejdzie w nie artretyzm, skoncentrujemy się nie na łapaniu dnia, ale życia. Łapać i trzymać, aby zbyt wcześnie się od nas nie odkleiło. Wtedy to jest  desperackie i wydaje mi się, że czasami  nawet nieco żałosne.

Trzeba kochać żeby żyć, trzeba młode wino pić
By ratować się przed chłodem brać dziewczyny tylko młode
Bo gdy wejdziesz w drogie wino, kupowane z mędrca miną
Puszczasz wtedy w gwizdek parę, a kobiety chcą cię stare.
Wiersz ten uszu ci nie pieści seksistowskie niosąc treści ?
Ale taki jest ten świat dziś Apollo juto dziad.
Stare młode, młode stare, Martwimy się ponad miarę
Wszak najlepsze wino to, co ci zrobi w duszy pstro.


Tak więc jak napisał  Horacy:  Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie…”
No i rada na koniec, oczywiście jeżeli ktoś rad potrzebuje.



20 października 2021

Jak łatwo zejść na złą drogę, budząc niezdrową sensację

 Nie ma teraz dobrej prasy kościół w Polsce. Zresztą nie tylko w Polsce. Afera goni aferę, a wśród urzędników Pan B. atmosfera jak na Titanicu.  Uważają, że może i jest zanurzenie, ale całość jest nie do zatopienia. Bo to przecież dwa tysiące lat  i takie tam. Nie jestem specjalistą od udzielana dobrych rad, chociaż można je udzielać bez ograniczeń ponieważ  jak uczy stare powiedzenie - dobre rady nic nie kosztują. Podpowiadam by jednak choć jednym okiem zerknąć na Irlandię, to bardzo pouczający przykład. Póki co afer jest natłok, a dziennikarze chętnie o nich piszą, ponieważ uważają, że brudy w kościele zawsze podnoszą statystyki czytelnictwa. Jeżeli zaś nie ma chwilowo afery, a presja z góry na wynik jest, zawsze  można coś wymyślić. 

Czytam ja oto w  popularnym serwisie internetowym że: 


No tak. Tyle teraz piszą o stosunkach panujących w żeńskich klasztorach, o mobbingu i wykorzystywaniu przez księży. O działaniach sekciarskich i podobnych cieniach klasztornego życia. 
Mając w pamięci kultowy już chyba film "Matka Joanna od aniołów" kliknąłem na link, mając na myśli tytułową "pomoc" przynajmniej jako działanie wytrawnego  egzorcysty, dodatkowo barwnie opisany rytuał wypędzenia złego i powrót na łono. Tytuł do tego samego artykułu na drugiej stronie informował już że :  

 

Określenie - "zapadał już zmrok" wywołało u mnie jakieś wątpliwości, a podtytuł rozdziału odsłaniał już wszystko

No i po tym wyjaśnieniu wszystko stało się jasne.
A ja mam pytanie - Czy nie można było tak od razu?  Zakonnice zgubiły się w lesie. Policja pomogła je odnaleźć.
Pewnie i można by było ale jaki to byłby news? I powiem to szczerze, kogo by tak naprawdę zainteresował by kliknąć?
To, że potencjalny czytelnik kliknął w link i przeszedł do artykułu jest tylko pozornym sukcesem redakcji. 
Ja na koniec pomyślałem - Kuźwa naciąłem się jak małe dziecko. Teraz będę bardziej ostrożny.
Nie deklaruję, że nie dam się wciągnąć w pozorny news, ale od pewnego czasu, nauczony doświadczeniem,  nie robię użytku  z linków  "Znana aktorka topless", "Zarabiaj na tym przynajmniej 10.000 $ tygodniowo", albo - "Owiń tym nogi zobaczysz co się stanie".
Super są także takie hity jak "Lekarze nie chcą żebyś to wiedział " bądź "Branża pogrzebowa zaniepokojona nowym pomysłem, będzie bezrobotna".
Jakość dziennikarstwa i nie mówię tu tylko o tym politycznym, drastycznie spadła.
No ale z drugiej strony bez tej klapy nie byłoby tego posta.
Może i ja złapałem się modnego tematu, ale różnica polega jednak na tym, że robię to totalnie non profit

13 października 2021

O automatycznych tłumaczeniach



Automatyczne translatory robią karierę. Ponoć niedługo będą tak szybkie, że przetłumaczą nasze myśli na najpopularniejsze języki obce. Daj boże, że nie doczekam tej chwili. Póki co cieszy albo i śmieszy mnie to co mam. Oglądam ja sobie nowe posty na Facebooku i nagle zainteresował mnie taki materiał promocyjny
"Jak zastosować płaszcz foki podjazdowej" - Tak brzmiało automatyczne tłumaczenie angielskiego tytułu



Oczami wyobraźni widziałem polarników w ciepłych kurtkach z foczego futra. Mam te wizje, pochodzące jeszcze z czasów dzieciństwa, a wynikające z lektury książek Centkiewiczów jak choćby Odarpi syn Egigwy i inne tym podobne. Wtedy to o zasoby Ziemi dbaliśmy jakby mniej i z wypiekami na twarzy czytaliśmy opisy heroicznych zmagań z  marynarzy statków wielorybniczych z wielorybami, a myśliwych z fokami i białymi niedźwiedziami.

Uruchomiłem film a tam przez kilka minuta dwóch facetów rozlewa na podjeździe i alejce wokół domu jaką gumowatą substancję, mającą z pewnością na celu  hydroizolację.
Nie było więc ani płaszcza  (no chyba, że bitumiczny), ani foki, ani tym bardziej foki podjazdowej czego byłem najbardziej ciekaw,  bowiem określenie podjazdowa kojarzyło mi się wyłącznie z wojną
Pomimo lat mam dużą wiarę w rozwój techniki, wrzuciłem więc angielski tekst na tłumacza Google


Wszystko stało się jasne a angielski tytuł miał sens. Tamto tłumaczenie zaś jak mawia mój znajomy było "z dupy" 
Tekst kieruję pod rozwagę takich jak ja którzy niespecjalnie uważali na lekcjach angielskiego. Lekcje te Ministerstwo edukacji zafundowało nam dopiero w szkole średniej, zaraz po kompletnym zniechęceniu do rosyjskiego w podstawówce. 
Zniechęcenie to przekładało się  jak to mówią fachowo na  naukę bierną. 
Efekty są takie, że dzieci śmigają z angielskim w lewo i w prawo a ja posiłkuję się czasami takim automatycznym tłumaczem. Cos tam umiem, coś tam pamiętam, na zamówienie w barze espresso wystarczy ( proszę zwrócić uwagę, że nie użyłem bardzo popularnej u nas nazwy - ekspresso )
Wracając do tematu. Uważajmy! bowiem bezrefleksyjne wklejenie tekstu z automatycznego tłumacza może mieć czasem konsekwencje dalekie od zabawnych przeinaczeń.


07 października 2021

A mnie to śmieszy



Na jednym z portali społecznościowych zamieściłem wpis ze zdjęciem.
Wpis brzmiał :
Dun, co to za zwierzę? Musi być gospodarskie, bo w sklepie mięsnym widziałem taką reklamę szynki Z DUNA



Sprawdziłem, Dun to z angielskiego bury, a poza tym mroczny, natrętny(wierzyciel). Napastować, molestować i monitorować to też dun.
A przecież musi być przecież takie zwierzę, tak jak jest koń, bohater słownych skojarzeń jak końferencja, końcentracja, końcesja itp.
Dun też ma takie zadatki. Przecież Dun grająca w karty to Dunkierka.
Na razie więcej nie wymyśliłem, ale zauważam że od jego imienia nazwano dwie rzeki Dunaj i Dunajec.
Niech to dunder świśnie !  O i tu dun się ukrył.
A może miejsce skąd pochodzą te zwierzaki to dudnra ?
A poza tym moja teściowa, osoba z która trzeba się liczyć choćby ze względu na wiek i żonę, zarzekała się, że jest takie zwierzę ( tu wykonała nieokreślony gest ręką) o z takim ryjem.
Może miała na myśli knura ? Wszak aparaty słuchowe zawsze ma w drugim pokoju.
Prawdą jest, że mnie ten widok na szybie mięsnego rozśmieszył tak jak i moją żonę, ale wiadomo - kto z kim przestaje.
Może wesołości dodało owe stwierdzenie teściowej o ryju, w każdym bądź razie było wesoło.
Zaskoczony jestem natomiast martwą ciszą w sieci.
Czyżby poziom abstrakcyjnego dowcipu tak bardzo opadł, że podzielił los kawałów politycznych?
No cóż, polityka dzisiaj przerosła kabaret, a ilość abstrakcyjnych sytuacji chyba nas też przerasta.
A tak wracając do szynki
Wobec natłoku towaru na rynku, (ech ten kapitalizm rozkładający się na wystawach) producenci choćby szynki chcą się wyróżnić. Stąd też mamy szynkę wiejską, ale też nie ze wsi, tradycyjną, szynkę plebana, z karczmy, z kija, z Bobrownik (to pewnie od miejsca produkcji) ale też z tłuszczykiem itd, itp.
Skąd pomysł aby zduna który na co dzień parał się gliną, wiązać z szynką? Nie wiem i może dlatego obstaję za tym, że jest takie zwierzę Dun.

02 października 2021

O wyrażaniu i urażaniu uczuć

Od wielu lat mówiło się o tym w środowisku prawniczym. Jak można urazić czyjeś uczucia religijne? To relikt z PRL gdzie władza komunistyczna nie chciała
być taka całkiem zła tylko w połowie dobra i tym zapisem puszczała perskie oko do ludzi wierzących, choć być może bardziej do ich pasterzy.  Potem umarł komunizm, a zapis został, ponieważ - władzy raz otrzymanej nie oddamy nigdy - tak mówił klasyk. 
Teraz kiedy nie ma dnia, aby czyjeś uczucia religijne nie zostały obrażone.
Ludzie to tylko ludzie. Różnią się od siebie choćby tym, że niektórzy są po prostu obrażalscy. Inni zaś chodzą na pasku pasterzy i obrażają się na rzeczy wskazane.
Poza tym rządzący chcą się wkupić w łaski sukienkowych działaniem restrykcyjnym  wobec wolnej myśli, ponieważ ciągną oni za sobą niczym stado baranów całkiem pokaźny elektorat.
Zadziwiający jest ten jednostronny brak tolerancji wobec innych, zwłaszcza przy zwiększającej się ilości godzin religii w szkołach która miłości wobec innych powinna uczyć. 
Tak to więc Matka Boska z tęczowym tłem, papież z kamieniem na szatach,  oraz  mnóstwo innych rzeczy wywołują urażenie czyichś uczuć religijnych.
Kilka dni temu jakiś idiota po zdobyciu Giewontu postanowił zdobyć kolejny tym razem szczyt głupoty i wdrapał się na olbrzymi stalowy krzyż stojący na szczycie.
Dla zdecydowanej większości takie działanie to to skrajna nieodpowiedzialność i głupota. Znaleźli się jednak i tacy którym przede wszystkim uraziło to uczucia religijne.
A z tym to już nie ma żartu
Art. 196 Kk przewiduje karę grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2 dla tego, kto „obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych”
Mój urażony sąsiad, trzyma na bardzo krótkim łańcuchu psa i nie pamięta by nalać mu wody do miski, a do żarcia wrzucić coś innego niż kawałek suchego chleba i stare ziemniaki ( oczywiście jak sobie przypomni)
Strasznie to rani moje uczucia w tym religijne bo przecież religia mówi o braciach mniejszych. Nie znam tylko takiego miejsca gdzie by ode mnie zgłoszenie o urażenia tak sformułowanych uczuć przyjęli.
Widzicie z jaka falą agresji spotykają się organizacje strażników przyrody. Przecież taki maltretowany pies, kot, koń, to własność suwerena i suweren ze swoją własnością zrobi co zechce.
Chłop może zatłuc psa, oćwiczyć żonę i przechlać kasę w poczuciu wolności, ale razi go tęcza którą to sam Bóg wymyślił na znak przymierza z człowiekiem.
Nawołuje się o wolność wyznania, ale milczy o wolności do innych wyznań lub  niewyznawania żadnej religii.
Między myśleniem a tolerancją jest z pewnością jakaś  korelacja, ale tak wyrywkowo traktowana tolerancja wyprowadzić nas może na manowce.
Znowu odezwał się mój coraz lepszy znajomy Noam Chomsky

 

Śledząc codzienne wiadomości, odnoszę wrażenie, że u nas ten proces już się rozpoczął 



26 września 2021

Filozoficzny motek wełny

Który z facetów jest chętny, aby go zaciągnąć do sklepu z wełną. Ja też specjalnie nie byłem szczęśliwy, ale przecież nie zawsze możemy robić to co tylko nam się podoba. Z pewnością moja żona mocno nudzi się w markecie gdy przez dłuższą chwilę tkwię na stosiku z wkrętarkami lub piłami ukosowymi. Żona oczywiście nudzi się szybko i odjeżdża na stoisko z firankami i dodatkami do kuchni gdzie jej mogę szukać kiedy już napatrzę się do woli i uzmysłowię sobie, że mój budżet i w tym miesiącu nie wytrzyma tego wydatku.
Idąc do sklepu z motkami wiedziałem, że nie mam takiej alternatywy. Nastawiłem się więc na to, że i tu może być śmiesznie, a być może coś mnie jednak zaskoczy.
Nałożywszy sobie na głowę mentalna czapkę stańczyka wkroczyłem z kobietą mojego życia do sklepu.

- O boże jak tu kolorowo - pomyślałem. Że też  nie zabraniają jeszcze handlu takim sklepom. Gdzie się nie obejrzeć tęcza. Na lewo tęcza, na prawo tęcza. Nie masz szans przed nią uciec. Można by powiedzieć, że od wejścia do sklepu jesteśmy atakowani ideologią.
Spoglądałem na ten sklep przez pryzmat słynnych parasolek w Pszczynie. Przypomnę, zawieszenie kolorowych parasolek nad jedną z ulic w Pszczynie było według radnego z jednej opcji politycznej agitacją i promocją środowisk LGBT.

- Sodoma i Gomora pomyślałem - a do moich uszu dobiegł następujący dialog

- Robi Pani francuza ? - spytała sprzedawczyni.

- Cóż za swoboda rozmowy i jak bezpośredniość w tym w sklepie z wełną - stanąłem zaskoczony

Natychmiast nakierowałem uszy na rozmowę, czując się nieco zawstydzony kierunkiem w którym to wszystko zmierza.

- Jak Pani robi francuzem to w jednym miejscu musi być przejście z oczek prawych na lewe.

Odetchnąłem z ulgą. Dobrze, że nastąpiło to wyjaśnienie bowiem mnie o mało co ze zdziwienia nie wyszło z orbit i oczko prawe i lewe.
W tym sklepie pewne słowa nabierają innych, tradycyjnych znaczeń. Tak jak choćby zrobić melanż. Nie, nie o imprezę tu chodzi. 
Brałem do ręki motek za motkiem,  oglądałem pod światło i ze światłem. Cieszyłem się delikatnością merynosa, aż doszedłem do miejsca gdzie moim oczom ukazał się taki oto cytat zdobiący ścianę



O mój boże, Seneka w sklepie z motkami. Tego naprawdę się nie spodziewałem. Nie żeby coś złego myśleć o osobach robiących na jednym lub dwóch drutach. Wręcz przeciwnie. Wychodzi na to, że do motka dodają tu motto i to całkiem w gratisie.
Po uzyskaniu zgodny zrobiłem zdjęcie. które zamieściłem powyżej. Może warto tak dla relaksu wejść do sklepu do którego zwykle nie wchodzimy i pewnie nie weszlibyśmy nigdy gdyby nie wymóg towarzystwa. Przeżyć zaskoczenie tam gdzie się go nie spodziewamy.
Dodatkowo takie sklepy w których sprzedawca ma czas dla klienta, w tym przypadku by pogadać o kolorach i dobrać odpowiednie druty, są bezcenne.
Za resztę można zapłacić kartą, jak mówi stara reklama.
No cóż,  do swojego katalogu kolorów nieznanych mężczyznom,  do poznanego jakiś czas temu ecru dorzuciłem róż pudrowy.
To już coś

20 września 2021

Co innego czytam co innego widzę czyli krótki strzał.

W przypadku poniższego tekstu określenia użyte w tytule jak "krótki" i "strzał" wydają się mieć swoje głębokie uzasadnienie.
Reklamy. Bazują nie niedomówieniach, stereotypach i roznegliżowanych kobietach. Na paru innych rzeczach również, choćby na podświadomości.
Ostatnio zwróciłem uwagę na taką oto reklamę, dość intensywnie umieszczoną na stronach. A może tylko to ja kliknąłem, a ciasteczka cookies robią już swoje.
Ja mam takie pytania do zorientowanych w temacie.
- Czy tak wygląda wasz lekarz urolog w przychodni, który na każdej wizycie pyta o jakość waszego życia i współżycia?
- Czy wasz lekarz z NFZ kiedykolwiek zbliżył się do tego wizerunku?
- Czy tak wygląda lekarz urolog w ogóle, choćby nawet w przychodni prywatnej?
Nie pytam o badanie, bo zawsze jakiś napalony się znajdzie, ale :
- Czy zdecydowalibyście się na opowiadanie takiemu lekarzowi o codziennych problemach z funkcjonowaniem niektórych waszych części ciała?
Wiem, że każdy sądzi według siebie, ale moje ostatnie pytanie brzmi
- Kto tu ściemnia ?




 

15 września 2021

O winie po winie

Pisząc poniższy tekst zainspirowałem się mailem który otrzymałem od mojej
internetowej znajomej, chociaż wydaje mi się, że stopień zażyłości mógłbym  spokojnie stopniować.  Staram się nie używać słowa - przyjaciel, przyjaciółka.
Dlaczego ?  
Jak napisała poetka? - "Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono." 
Kilkoro moich "przyjaciół" całkiem nie sprawdziło się swego czasu. Nie mam ich już wśród znajomych na Facebooku, ani w telefonie. Nie jestem Paweł Iwanowicz Cziczikow ( bohater Gogola) i martwych dusz nie kolekcjonuję. 
Od tej pory słowa "przyjaciel" nie wydusisz ze mnie.
Spokojnie G, w żadnym razie to nie jest kierowane do Ciebie, to tylko taki mój  pogląd na ogólny temat. Zresztą to tylko słowa, tak naprawdę liczą się czyny.
Pomimo upływu lat pisujemy do siebie od czasu do czasu, a fakt, że nie widzieliśmy się nigdy w życiu, ułatwia nam przenoszenie swoich odczuć na klawiaturę i ekran monitora.
Dzięki temu możemy być dla siebie samych obiektywnymi, a czasem zdecydowanie krytycznymi.
Zresztą, autokrytyka to była zawsze moja mocna strona.
Kończąc wstęp
Z czasów gdy jeszcze zgłębiałem tajemnice produkcji wina, zachowało mi się kilka w moim przekonaniu zabawnych wierszyków, kuplecików, które lekko a czasami nieco pieprznie sprawę traktują.
Jak to zwykle robię, oswajam temat i lekko go obśmiewam.
Ta metoda bardzo sprawdza się również przy wszelkiej maści problemach, niedyspozycjach i zawodach.
Problem obśmiany staje się wtedy mniejszy. Robią się one wtedy ot takie na naszą miarę. 
Wracając zaś do kuplecików. Coś tam już publikowałem, teraz troszkę dorzucę.


Kuplecik malutki, malutki kuplecik
Zachlapał się błotem mój nowy sztyblecik
Spoglądam na niego, zachlapan jest równo.
Dobrze, że to błoto, mogło by być gówno
Kuplet nieco większy ni z głowy ni z dupy
Cały dzień wczorajszy chodziłem jak struty
W kieszeni znalazłem cztery złote ino
To raczej za mało na porządne wino.
Oddał bym się cały w dzierżawę lub leasing
Gdyby w ustach moich pojawił się riesling.
Naszła by mnie nawet i z chcicą ochota
Gdym zakosztował na koniec merlota
Na nic moje plany, dźwigam suche wary
Bo na płatną miłość to jestem za stary
A gdy już takowa spotkać mi się zda
Stawiają warunek bym to płacił ja

A jeżeli poruszony temat pragnienia w związku damsko-męskim w który wpleciono klika wulgaryzmów jest dla kogoś nieodpowiedni, oto kuplecik umieszczony w sferach zbliżonych do sacrum

A teraz nie błahy choć jeszcze kuplecik
Kardynał na głowie poprawił birecik.
Strzepnąwszy sutannę rękami obiema
Pytając zawołał - czemu wina nie ma?
A służby kościelne zazwyczaj tak sprawne
Odrzekły z pokorą - jest ale wytrawne.
Wiadomo reguły nie są w winie wiotkie
Sukienkowi piją z zasady półsłodkie
A to wino polskie z odmian Solarisa
Po piciu którego wszystko pięknie zwisa
Zasępił się cały książę eminencja
Co mi jest potrzebne, omni czy potencja ?

Na marginesie:
Niestety oni nie chcą dokonywać takiego wyboru
pasuje im i omni i potencja, bo przecież ominpotencja  czyli wszechmoc to cecha posiadania nieograniczonej mocy i potencjału do kupy.