27 lipca 2018

Wesela nie będzie


Od dawna mówiło się, że telewizja kłamie.
Ale żeby robić to tak mało subtelny sposób


To tylko początek posta. Dalej było o ramonesce Małgorzaty Szumowskiej  i mojej kamizelce motocyklowej. O klubach motocyklowych w kontekście motocyklowych gangów.
Nie będzie bo przewrotny chochlik  skasował mi cały misternie zbudowany tekst.
Biorąc pod uwagę pogodę, nie  mam siły ani ochotny na wykonanie tych wszystkich prac jeszcze raz.
W zaistniałej  atmosferze niemocy, zastanawiam się nad moją ewentualną odpowiedzią na zaczepkę w stylu:
- Powtórz to kochanie.
Kiedyś przyjmowane z aplauzem, teraz przy takim ciśnieniu atmosferycznym  i biomecie ...
A jak ktoś jednak lubi myśleć bez względu na temperaturę to proszę,
Wojciech Młynarski nigdy z myślenia nie zwalniał, nigdy też nie stracił na aktualności

 

 
 



26 lipca 2018

Skojarzenia

Okazało się że jestem strachliwy.
Nie podejrzewałem sibie o taką cechę do czasu gdy nie przyszyło mi przejrzeć strony internetowej jednego  z popularniejszych  tabloidów a w nim takie oto nagłówki

Dziwicie mi się dlaczego nie zdecydowałem się na oglądanie efektów?
Zaraz potem znalazłem kolejny ciekawy tytuł





No cóż. Uważam, że każdy ma prawo do odrobiny intymności a więc szanując je nie klikałem.
Zastanawiają mnie tylko te dywagacje smakowe.Skąd redaktor wiedział ?
Ktoś powie, że mnie się wszystko kojarzy z jednym. Odpowiadam tak to prawda, i oby trwało to jak najdłużej.
Modlę się o to by nie zdobyć się na wyznanie w trakcie jakiegoś męskiego piwa 
- Wiecie ten cały seks jest mocno przereklamowany
Są jednak rzeczy które z seksem w żaden sposób skojarzyć mi się nie chcą
ale to z pewnością bardzo dobra informacja
To mnie budzi z erotycznych skojarzeń, bo słowo frezarka w tym kontekście po prostu przeraża






24 lipca 2018

Piekło zamarzło albo rzeczy na całe życie


...Żelazko także nader rzadko zstępowało z wyżyn półki na poziom naszego codziennego życia. Matka prasowała nim tylko półkoszulki niedzielne ojca i swoje tiulowe czepki; reszta bielizny szła pod maglownicę. Raz nawet o to żelazko pogniewała się matka ze stróżką, która je od nas pożyczyć chciała.
— Moja pani! — powiedziała jej matka bardzo stanowczym głosem. — Taki porządek to nie na pożyczki, nie na ludzkie ręce!… To kosztuje!… To raz na całe życie sprawunek!…
Nasza szkapa Marii Konopnickiej, lektura mojego dzieciństwa. Nie tak całkiem oderwana wtedy od rzeczywistości bo i konie w mieście funkcjonowały normalnie, a wśród produktów sprzedawanych w sklepach były trwałe meble, narzędzia i inne rzeczy „na całe życie „
Dziś trwałość to abstrakcja. Sztucznie postarza się  produkty, aby psuły się zgodnie z planem, a ich  trwałość określa się na pięć lat.  Jakiś czas temu, drogą kupna nabyłem otwornicę do wiertarki. Urządzenie nie było drogie bo i mój zakres prac nie był wielki. Ot jeden otwór o średnicy 60 mm  w desce świerkowej o grubości 25 mm.  Nie wywierciłem jednak nawet tego  jednego otworu, bowiem w połowie wiercenia urządzenie pękło z niewielkim hukiem, a przecież doświadczenie w takich pracach mam.
Chińszczyzna – powiecie i macie rację, narzędzie wyprodukowano w PRC czyli People Republic  of China.
Każdy z nas potrafi jednak wymienić choć jedną rzecz, która jest dla niego symbolem trwałości, choćby trwałości marki
No choćby małżeństwo albo gitary Gibson.
A tu czytam, że piekło zamarzło, jak mówi się w takich chwilach
Amerykańska firma Gibson, znana z produkcji gitar elektrycznych, na których grali najsłynniejsi muzycy, złożyła wniosek o upadłość. Wytwórca ma 500 mln dol. długów - podał brytyjski serwis BBC.
Na gitarach Gibsona grali między innymi Elvis Presley, Keith Richards czy Jimmy Page.
Czy wiecie ile kosztują używane przez nich egzemplarze?
Sporo.
Wytwórnia tak kultowa jak gitary Gibsona nie może tak sobie upaść, nawet w czasach gdy powszechnie kradnie się nuty i całe utwory, a za zespół muzyczny wystarczy średniej jakości laptop z pirackim oprogramowaniem.  
Nie może i pewnie nie upadnie, wystarczy tylko przekonać Chińczyków, że granie na gitarze Gibsona nobilituje, a jest to bardzo uzdolniony i niemniej liczny naród.
Boję się tylko jednej rzeczy z tego wynikłej, małej etykietki naklejonej na tył kultowego wiosła:
Gibson - made in PRC 


                                                                   foto internet

20 lipca 2018

Rączki na kołdrę

Dzieci, rączki na kołdrę i spać.
Słyszałem takie polecenie w dzieciństwie nim jeszcze zdążyłem zrozumieć, że podyktowane jest ono troską o mój właściwy rozwój emocjonalny, a przede wszystkim religijny.
Pomimo wielokrotnego złamania zakazu, nie wysechł mi mózg, ani nie dostąpiłem wielu innych plag nasyłanych na grzeszników za niestosowne zachowanie.
Będąc dzieckiem chowałem ręce za siebie jeżeli nie chciałem by ktoś zobaczył co w nich trzymam.
Kiedy dorosłem chowanie rąk zastąpiło wkładanie ich do kieszeni. Myślę że nie tylko ja zdołałem poznać przyjemną użyteczność kieszeni.
Czasem trudno się opanować, bo kieszenie wydają się jakby stworzone do tego, by wkładać do nich dłonie
Lubimy wkładać ręce do kieszeni, ponieważ wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że ten gest pozornie dodaje nam pewności siebie. Stajemy się jakby bardziej ważni.
A kto chce być ważny ?
Choćby przedstawiciel władzy czyli policjant.
Niestety przełożeni nie pozwalają by policjant czuł się ważniejszy niż ma się czuć.
Czytam oto w Onecie, że Komenda Główna zakazała policjantom trzymania rąk w kieszeni
Takie zarządzenie wydał 30 maja komendant główny policji Jarosław Szymczyk. Wzbudziło to spore kontrowersje, ale rzecznik komendanta nie rozumie, skąd to zamieszanie.
- Jak społeczeństwo oceniałoby policjanta, który stałby oparty o radiowóz z rękami w kieszeni? – pyta mł. insp. Mariusz Ciarka.
Zarządzenie komendanta głównego dotyczy regulaminu musztry w policji. W punkcie 2a możemy przeczytać: "Jeżeli nie jest to związane z realizacją obowiązków służbowych, umundurowanemu policjantowi zabrania się wkładania rąk do kieszeni munduru, w szczególności spodni".
Czytam i nasuwa mi się kilka pytań:
- Ciekawe jakie to czynności służbowe policjanta wymagają trzymania rąk w kieszeni ?
- Co policjanci na to, że traktowani są jak dzieci ?
Przypomina mi to wspomniane na początku polecenie rodziców, aby trzymać ręce na kołdrze, bo przecież pan komendant jest dla swoich policjantów jak ojciec. Surowy ale jak ojciec.
No i zrobiło się zamieszanie w Internecie
Rzecznik prasowy komendanta głównego Mariusz Ciarka nie rozumie tego zamieszania. - Jeżeli policjanci patrolowaliby ulice z rękami w kieszeni albo stali w ten sposób oparci o radiowóz, to z wizerunkowego punktu widzenia nie wyglądałoby to dobrze. Byłoby to też źle odbierane przez ludzi
No niby tak. Rozmowa z ręką w kieszeni jest zdecydowanym faux pas, rozmówca może poczuć się zlekceważony, a my możemy zostać odebrani jako aroganci bądź luzacy. Etykieta amerykańska jest jednak w tym względzie bardziej tolerancyjna.
Stąd może te ręce czerpiące inspiracje z amerykańskich glin?
Przy okazji pan rzecznik w rozmowie z Onetem wytłumaczył jakie to służbowe czynności policjanta wymagają trzymania rąk w owych nieszczęsnych kieszeniach.
jeżeli policjant musi np. sięgnąć pod długopis, notatnik czy też wykonać inną czynność związaną z interwencją.
Ta oczywistość jest jakby jedynie pół odpowiedzią
Kiedyś był pomysł na ubranie policjantów w mundury bez kieszeni, z powodów antykorupcyjnych, ale wywołało to słuszne oburzenie funkcjonariuszy. Teraz wraca się do tematu, jakby nie było innych problemów wizerunkowych polskiej policji.
Problem z kieszeniami nie dotyczy tylko policjantów, albo ich raczej w mniejszym stopniu.
Grupą wiodącą prym w trzymaniu rąk w kieszeniach są… lekarze. Sprzyja temu na pewno krój lekarskiego kitla, który umiejscawia z przodu obszerne, naszywane kieszenie.
Na temat tych lekarskich kieszenie krążą różne, choć czasem usprawiedliwione opowieści
Postawa lekarza w rękami w kieszeni ma swoje głębokie naukowe uzasadnienie
Wg specjalistów od mowy ciała, ręce trzymane w kieszeniach z przodu, np. podczas rozmowy z kimś, mogą być nieświadomą próbą zademonstrowania swojej ważności w sprawach nie całkiem zrozumiałych dla rozmówcy.
- No musimy wykonać u chorego ablację, trepanację, albo defragmentację.
A ty drżysz na dźwięk samego niezrozumiałego hasła.
Czy w ogóle nie można trzymać rąk w kieszeniach ?
Etykieta bezwzględnie zabrania trzymania rąk w kieszeniach marynarki, dopuszcza natomiast –w sytuacji swobodnej-trzymanie jednej ręki w kieszeni spodni. Może to mieć miejsce np. na przyjęciu ogrodowym, kiedy chwilowo stoimy samotnie trzymając w jednej ręce szklankę i oczekujemy na kogoś. Należy ją jednak bezwzględnie wyjąć podczas powitania i rozmowy z kimś.
Tyle fachowcy od savoir-vivre.
Poza tym, otwarte, widoczne dłonie od zawsze były symbolem dobrych, pokojowych intencji ich właściciela.
Czy wszystkim na tym pokojowym przekazie zależy?
Pokazujmy dłonie bowiem jest to najważniejsze narzędzia w ewolucji człowieka, a między mózgiem a dłońmi istnieje więcej połączeń niż pomiędzy innymi częściami ciała. Dłonie uzupełniają nasze słowa, a często mówią więcej niż chcemy powiedzieć.
Być może na tej podstawie stworzono definicję gentlemana.
Gentleman to człowiek który potrafi opisać kobietę bez użycia rąk.
Nie bądźmy jednak Amerykanami, bo kiedy trzymamy ręce w przednich kieszeniach wysyłamy sygnały o braku pewności siebie i braku zaangażowania.
Może to być odbierane jako - jestem tu, bo muszę, ale mi się nie chce.
A może to jest odpowiedź na aktualny problem policjantów?
Może robić tak by im się chciało i czuli zaangażowanie?
I na koniec taki argument przeciwko przegrzewania rąk w kieszeniach.
Uniemożliwiając dłoniom swobodny ruch, zaburzamy naszą zdolność do płynnego i ekspresyjnego opowiadania. Wolniej też będziemy formułować odpowiedzi na pytania. Możecie sprawdzić to sami. Spróbujcie opowiedzieć ciekawą historię z rękami w kieszeniach.
Trudniej?
Być może nie wiedział o tym pewien adwokat, który występował w obronie swego klienta w sądzie, za czasów słusznie już minionych.
Wygłaszając przemowę trzymał był rękę w kieszeni.
- Wysoki sądzie – zareagował prokurator – adwokat obraża sąd trzymając rękę w kieszeni
- Bardzo przepraszam – zawołał adwokat wyciągając rękę z kieszeni spodni – nie wiedziałem ze wkładając rękę do kieszeni, dotknę prokuratora.
No moi milusińscy, ręce na kołderki i spać.

Na podstawie 

informacje Onet

16 lipca 2018

Zrobiło mi się głupio

Luc Besson jest jednym z najbardziej znanych Francuzów w świecie kina. Zasłynął przede wszystkim filmami akcji, które zwykle okazywały się wielkimi hitami kasowymi. Były to między innymi „Leon zawodowiec" i "Piąty element". Niestety jego ostatnia produkcja - "Valerian i Miasto Tysiąca Planet" była, jak piszą krytycy, kosztowną porażką.
Jakby tego było mało pewna 27-latka, która oskarżyła reżysera o gwałt.
Ot informacja jakich tysiące w branży filmowej i tak typowa dla tego świata jak napis HOLLYWOOD.
Swoja drogą w związku z tymi wydarzeniami można by go zmienić na nieco inny, bardziej aktualny  #METOOWOOD.
Napis się nie zmieni, ale ludzie pod wpływem strachu z pewnością.
Wracając zaś do wspomnianego we wstępie Francuza.
Jak się okazuje, pokrzywdzona 27 latka żyła z nim w nieformalnym związku.
Aktorka twierdzi, że czuła się zobligowana do uprawiania seksu z Francuzem w zamian za role filmowe.
A to już rzeczywiście ciekawe.
To raczej nie jest molestowanie a zawoalowana forma prostytucji.
Niechaj drżą ci którzy podarowali swojej kobiecie futro z norek, samochód, albo pierścionek z diamentem. Oni z pewnością przeżyli w następstwie tego gestu upojne chwile, bo być może ich partnerki czuły się zobligowane owym prezentem do uprawiania seksu.
Kiedyś zapytałem mojego młodszego syna, czy wie od czego zaczyna się tak zwana „gra wstępna”?
Zaskoczonemu pytaniem odpowiedziałem, że gra wstępna zaczyna się od wyniesienia śmieci z domu.
Teraz mogę pożałować tej podpowiedzi, bowiem partnerka mogła się czuć zobligowana do seksu wobec nietypowego zachowania swojego mężczyzny. Swoją drogą zakładam, że syn owe śmieci wynosi regularnie, czerpiąc z dobrych domowych wzorców.
Molestowanie przybiera więc kolejną formę.
Jeżeli kobieta czuje się zobligowana do uprawiania seksu, bo przecież on może tych śmieci nie wynieść, to już nie jest w porządku.
A w porządku jest odwieczne nagradzanie seksem i karanie jego brakiem praktykowane od wieków w każdym prawie małżeństwie ?
Aż prosi się sparafrazować pewnego księdza
  • jeżeli Twoja kobieta maluje paznokcie na to ulubiony kolor to uważaj bo coś się może stać
  • Jeżeli Twoja kobieta spędza czas na depilacji nie unikając intymnej to uważaj bo coś się może stać
  • Jeżeli twoja kobieta chce byś wyniósł śmieci to uważaj bo...
No może nie zaraz, a dopiero po paru latach wypomni ci, że była zobligowana to poczujesz się głupio.


13 lipca 2018

Czy wiesz że

W ramach cyklu, "A to Polska właśnie"  pozwolę sobie zacytować idola którego książki towarzyszyły mi w okresie kiedy żyłem w przekonaniu, że chcieć to móc
Wydawało mi się, że jeżeli tylko znajdę punkt podparcia to jeżeli nie przesunę to przynajmniej zmienię ziemię. Tę ziemię. Obecnie myślę, że ten punkt istnieje dokładnie w tym samym miejscu co bajkowy kwiat paproci.
Zacytuję po raz kolejny ( przepraszam) nieodżałowanego Jonasza Koftę
Czy świat się cokolwiek zmieni
Gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy wkur...ni ?    
Lata mijają, Marek Hłasko żył w innych realiach i zmarł w zeszłym stuleciu,
ale opinie wyrażone przez niego są nadal boleśnie aktualne


Czas się zmienił o tyle, że obecnie pisarz mógłby podpadać pod paragraf o naruszeniu dobrego imienia Najjaśniejszej.
Ot taki absurd historii

09 lipca 2018

Nie rozumiem tego świata

Wyznanie w tytule nie jest chyba odkrywcze, bo każdy dzień przynosi niejednemu z nas nowe zaskoczenie. Być może na tym polega świat, przecież już wieki temu, Sokrates stwierdził - wiem, że nic nie wiem.
Żaden z nas nie ma jednak wystarczająco odwagi i wiedzy na takie stwierdzenie.
Wracając zaś do źródła czyli powodu owego wyznania. Impulsem był artykuł w w internetowym wydania tabloidu zatytułowany - Odważne wyznanie gwiazdy TV
Dlaczego zaglądam do tabloidów?
Bo sprzyja temu temperatura jak w szczycie sezonu ogórkowego, nieustanne znużenie polityką oraz to, że tam mogę przeczytać o rzeczach i wydarzeniach które wykraczają daleko poza moją granicę wyobraźni, a tę mam bogatą.
Wiem też, że nastąpiła mocna dewaluacja słowa „gwiazda” i tytuł ten otrzymują osoby które bez skrępowania pokazują dupę na wizji. Kiedyś na takie zachowanie było bardziej przyziemne określenie.
Któż zatem jest ową gwiazdą i o co chodzi ?
Uczestniczka najsłynniejszego rosyjskiego reality show "Dom-2" Anastasia K, wyznała w wywiadzie dla Dom2Life.ru, że sypiała z mężczyznami dla pieniędzy. Do prostytucji pchnęła ją trudna sytuacja życiowa, jej matka zachorowała bowiem na raka. By zapłacić za badania i terapię 24-latka wyprzedała wszystkie cenne przedmioty, złoto wyprzedała w lombardzie, wzięła także pożyczkę. Pieniędzy nadal jednak brakowało.
Anastasia poprosiła więc o pomoc swojego bogatego chłopaka Andrieja Sz. 34-latek urządził jej jednak awanturę i okrutnie zwyzywał. Zrozpaczona dziewczyna zdecydowała się wówczas na desperacki krok - seks za pieniądze.
Kochervey zaznaczyła, że umówiła się tylko z dwoma mężczyznami. - Nie jestem z tego powodu dumna - powiedziała. ...

Nie oceniam postępowania Anastazji, nie jestem ortodoksyjnym purytaninem, a w sytuacji zagrożenia życia członka rodziny, człowiek potrafi podjąć najgorsze wyzwania.
Zresztą Waldemar Łysiak ustami swego bohatera w książce "Statek" stwierdza  że prostytutka to najuczciwsze z zajęć, ponieważ za ustaloną kwotę otrzymuje się dokładnie to co się zamówiło.
Natomiast Andrej to za przeproszeniem buc i można by przypuszczać, że ich życiowe drogi nigdy się już nie skrzyżują.
Nic z tych rzeczy
... Po jakimś czasie ponownie zaczęła spotykać się z Andrejem i powiedziała mu o zdradzie. Sz. wpadł wówczas w szał i od tamtego momentu przy każdej kłótni wyzywa ją od "dzi***k".
Swojego zachowania wobec Anastasii nie zmienił nawet, gdy dostali się do programu. Ostatnio zmusił dziewczynę, by zjadła na wizji karalucha. 
Nie rozumiem zachowania dziewczyny, a Andreja dalej uważam za buca.
Przy łykanych przez dziewczynę upokorzeniach, połknięcie karalucha wydaje się drobiazgiem.
Pomijając kwestię gdy dana osoba z upokarzania czerpie przyjemność ( a wcale to nierzadki przypadek, o czym świadczy ilość ofert od domin), to powtórzę to co na początku, że nie rozumiem tego świata.
Być może prawda jest całkiem inna niż podają dziennikarze.
Bo prawda jak i racja są jak dupa, każdy ma własną.
Wdzięczny jestem losowi za czas w którym przyszło mi poznać moja żonę i za tamtejsze przeświadczenie, że świat wtedy się stał taki prosty. A piękno przecież tkwi w prostocie.
A może świat zawsze był taki pokręcony tylko w tamtych czasach nie było takich tabloidów?






04 lipca 2018

Trzeba to opić

Chlapacz trzyma mocno. Przez wzgląd na tradycję zdecydowałem  się "zamontować" go, a więc wbrew otrzymanej instrukcji.
Teraz byle deszcz i mokra droga wydają się nie doskwierać tak bardzo, ale jak będzie czas pokaże

Tradycyjnie i po naszemu wypadałoby to opić. Ponieważ to środek tygodnia proponuję  lemoniadę
Jedna z firm proponuje cała karafkę tego cudownego napoju.
O przepraszam cała "karawkę" tego cudownego napoju.


Zamazałem z litości nazwę lokalu bo z pewnością lemoniada jest wspaniała, a "karawka"  tylko chwilą słabości personelu. Poza tym jak napisano w Biblii  - Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamieniem.

Sezon na przetwory trwa. Trzy dni temu przywiozłem do domu dwanaście kilogramów wiśni. Będzie dżem, wiśniówka i ratafia.
Nie byłoby w tym wydarzeniu nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że do transportu wykorzystałem motocykl. Wiadro wiśni wpakowałem do dużej torby a tę przytroczyłem do oparcia tylnego siedzenia Yamahy.
W domu odpiąłem torbę, wyjąłem wiadro i zaniosłem do kuchni.
Porzucona na chwile torba natychmiast znalazła amatora - lokatora. 

W tym dniu, kota nie wróciła na noc do domu. Rano cała torba ozdobiona była kocią sierścią.
Wczoraj załadowałem piętnaście kilogramów moreli do starego worka podróżnego  i tą samą metodą przywiozłem do domu. 
Worek nie umie tak jak pasażer przechylić się do kierunku skrętu, dlatego jechałem wolno i skręcałem spokojnie. 
Starszy syn podsumował  moje działania. Rodzina w tym względzie jest niezastąpiona. - Dla twoich celów najlepszy byłby Ural z bocznym wózkiem.  W takim to można i dwa worki ziemniaków przewieźć z placu do domu.
- U nas jada się mało ziemniaków, ale o tym to pewnie  jeszcze pamiętasz - odciąłem się. 
Swoja drogą to chciałbym mieć taką przyczepę. Nie, nie do Urala ale do mojej Yamahy.
Wpakowałbym do niego małżonkę, a z tyłu przytroczył wózek i na zlot.
Najbliższy już w lipcu w mojej ukochanej górskiej miejscowości.
Jak ją znam, ubrałaby skórę i zaryzykowała. 
Niestety współczesny wózek boczny kosztuje tyle co niezły motocykl. Wspólne wycieczki pozostają więc tylko w sferze marzeń.
Swoją drogą czy ja wiem? Jeszcze całkiem nie dawno  mówiłem, że motocykl to moje wielkie niespełnione marzenie. I co ? I spełniło się. 
Ja człowiek czegoś che bardzo, to cała reszta to betka. Nie ma takiej rury na świecie której nie można odetkać.
Tak śpiewał Jerzy Stuhr  w utworze  "Śpiewać każdy może"
Czas pokazał, że nie tylko śpiewać.
Każdy może rządzić, być prezesem państwowego giganta, albo dla odmiany, małej stadniny koni z tradycjami. Wystarczy tylko w odpowiednim czasie się zapisać na (za przeroszeniem) członka.
Członek może zostać posłem, a taki niby zwykły poseł to już może najwięcej.
      
 
   


02 lipca 2018

Kierowca wyklęty, motocyklista niezłomny

To się chyba nazywa pech, zwykły pech. Mój znajomy z którym wychodzę czasami na piwo, cierpi na syndrom pustej beczki. Na czym to polega ? Na tym, że kiedy jest nas czworo, kelnerka przynosi trzy piwa stawia przed trójką, zawsze omijając kumpla. Mówi zawsze to samo:
- Właśnie skończyła się beczka, czwarte będzie za chwilę
No nie uwierzyłbym gdybym nie była świadkiem po trzykroć na owo nagłe opróżnienie beczki.
Pech, zwykły pech, powiecie.
No to ja jestem pechowcem w innej dziedzinie.
Całkiem niedawno opisywałem ze szczegółami moje podróże motocyklem w trakcie i w związku z naprawą samochodu..
Pogoda pod psem a ja przemykam się między kroplami deszczu.
Niedługo po tamtych wydarzeniach, po których zostały mi rozklejone z powodu wody buty motocyklowe przyszło mi zmagać się z poprawkami blacharskimi. Precyzyjnie mówiąc, z blacharką zmagał się znajomy blacharz, moim zaś zadaniem poza oczywistym zadbaniem o kasę, było zorganizować sobie dojazd do pracy.
Na termin czekałem ze trzy tygodnie, w końcu usłyszałem :
- Od 25-ego robimy
Pomyślałem, że to dobrze bo upały panują iście afrykańskie.
Już po przyjściu do domu, usłyszałem znajomą prognozę pogody.
Od 25-ego fronty atmosferyczne, załamanie pogody i zdecydowany spadek temperatury.
Spojrzałem na swoje ledwo co posklejane buty motocyklowe i powiedziałem
- No to macie pecha.
- Jaka pogoda ? - spytała żona która pojawiła się już po końcowej planszy
- A jaka ma być jak oddaję samochód do fachowca?
Jeżeli coś zdarzyło się trzy razy pod rząd to jest już : prawidłowość, tradycja, francowaty pech – niepotrzebne skreślić.
Z punktu widzenia pomidorów, ogórków i sałaty rozumiem potrzebę deszczu, żeby tylko jeszcze czas opadów poszedł mi na rękę.
Nie za wiele wymagam? Nie, bo czasem lubi mi się spełniać.
Na tym blogu pisałem o tym jak spełniły się moje oczekiwania, chociaż w bardzo przewrotny sposób, co podsumowałem stwierdzeniem, że wola boża różnymi drogami chadza.
Ostatnio miałem kolejną tego próbkę.
Ze dwa i pół miesiąca temu rzuciłem się na robotę wokół domu jak przysłowiowy szczerbaty na suchary, Mówiąc krótko: kopałem ziemię, ciąłem, rżnąłem i rąbałem drewno.
Pod sam koniec prac kręgosłup w swej dolnej części dowalał mi tak, że nie mogłem znaleźć pozycji do stania, siedzenia a nawet spania.
Cichaczem smarowałem to jakimiś maściami, a kiedy nie pomogło, przyznałem się mojej żonie.
Ta w trymiga załatwiła mi skierowanie i zarejestrowała na termin „już za dwa miesiące”.
Dwa miesiące to w sam raz tyle ile organizm mój potrzebował na regenerację. Bóle minęły, pozostało tylko szybsze zmęczenie przy pracach w których się pochylam, czyli w zasadzie we wszystkich.
- Nie nadaję się już do zbierania truskawek w Szwecji – skwitowałem, ale dobrze wiedziałem, że i w Polsce z truskawkami też bym nie narozrabiał.
Kiedy przyszedł dzień „O” jak ortopeda, a na niebie wisiały ołowiane chmury, wzniosłem oczy ponad ekran komputerowego monitora i poprosiłem
- Boże, żeby nie lało w drodze do lekarza, potem to jest mi już wszystko jedno.
Nie padało.
Uzbrojony w aktualne RTG kręgosłupa, wszedłem do gabinetu doktora.
Rzuciłem ramoneskę oraz kask na łóżko i zasiadłem naprzeciw specjalisty.
- Pan przyjechał motocyklem ? - spytał doktor
- A Pan też jeździ ? - spytałem aby przełamać lody.
- Kiedyś motocyklem a teraz skuterem – odpowiedział.
I zaczęło się opowiadanie o sytuacjach na drodze, o egzaminach, o fajnych trasach.
Kurde mol, czy ja się muszę leczyć u motocyklistów? Urolog też pasjonat dwóch kółek.
- Co pana boli?
- Nic mnie już nie boli, czekałem na wizytę dwa miesiące, a mówią, że czas jest najlepszym lekarzem. Pomogło.
Doktor puknął mnie tu i tam a potem kazał się schylić .
- O, jak Pan się tak szybko schyla i podnosi to znaczy że wszystko jest w porządku, a te rotacje i zwyrodnienia, to choroby cywilizacji.
Nie jestem fanem wizyt w przychodni, ale myślę że po 60 to można już komuś ten kręgosłup pokazać, jak się trafia okazja.
Kurde , nazwać ból okazja to takie przewrotne.
Dostałem jakieś regenerujące tabletki, które są ponoć tak samo skuteczne jak drogie.
- Za dwa miesiące może Pan przyjść do kontroli - pożegnał mnie doktor
- Szerokości - powiedziałem i opuściłem gabinet.
Mogę to znaczy, że nie muszę. Nie wziąłem terminu.
Wyszedłem z przychodni i za chwilę miałem zrozumieć jak nieopatrznie użyłem określenia „wszystko jedno” w odniesieniu do pogody.
Z nieba spadły pojedyncze krople deszczu.
Phi, nawet nie opłaca się wkładać przeciwdeszczowego ubranka.
Ze smutkiem zauważyłem parę staruszków wychodzących z przychodni. Jedno podtrzymywało drugie, żeby nie zawadzić o wystająca płytkę chodnikową bądź ominąć wysoki krawężnik.
- Ile mi jeszcze zostało tego motocykla – spytałem sam siebie – ostatnia dycha minęła niczym z bicza strzelił. Tfu, Tfu, dosyć takich rozmyślań.
Uruchomiłem silnik, udzieliłem informacji na temat wagi motocykla innemu emerytowi i ruszyłem przed siebie z miną bohaterów filmu Easy Rider
Po przejechaniu dwóch kilometrów krople zgęstniały, a po kolejnym z nieba lunęło już bez zahamowań.
W jednej chwili zalało i szybę w kasku i nie widziałem już prawie nic. Zwolniłem i podjąłem decyzje o dalszej jeździe, bo jaki sens ma zakładanie przeciwdeszczowego ubrania na totalnie mokrą kurtkę i spodnie.
- Pamiętaj o co prosisz bo lubi ci się spełniać - przypomniały mi się słowa żony sprzed kilku lat.
No cóż, bywam minimalistą, zwłaszcza jeżeli idzie o mnie.
Zamiast afrykańskich upałów zapowiadają taką sobie pogodę na przyszły tydzień. Słońce lub deszcz i czternaście stopni.
Blacharz zadzwonił, że skończył. Lakiernik oświadczył, że do końca tygodnia się nie wyrobi.
Damy radę. To takie moje, od lat ulubione powiedzenie.
PS
Ponieważ moje auto nie jest już najmłodsze  uzupełniam akcesoria motocyklowe, które pomagają w przetrwaniu jazdy po deszczu.
Właśnie przyszedł chlapacz do przedniego koła, z załączoną informacją.




I nie wiem mątować czy montować ?