28 marca 2023

Johnny - tak chcę by wołał Cię świat

Johnny woła cię świat, wołam cię ja - śpiewał w 1991 roku lider zespołu Universe. Przebój dotyczył loczywiście Johnna Lennona i jego tragicznej śmierci. Kiedy zaś zobaczyłem taki tytuł w premierach kinowych Nteflixa, refren tego kawałka jakoś sam mi się przyplątał.
Zasiadłem do oglądania całkiem świadomie i nie było tu mowy o żadnej pomyłce. Do filmu zasiadłem przygotowany i uświadomiony znając historię filmowego Johnnego.
   Johnny to historia księdza Jana Kaczkowskiego polskiego duchownego rzymskokatolickiego. Działał jako prezbiter, doktor nauk teologicznych, bioetyk, organizator i dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Co najważniejsze był człowiekiem na pełen etat. Ilu z nas może tak o sobie powiedzieć?
Tego ostatniego fragmentu życia związanego z hospicjum dotyczył właśnie film. Kaczkowski jako człowiek z licznymi niepełnosprawnościami nie zmarnował swojego życia na użalanie się nad sobą, a poświęcił się całkowicie towarzyszeniu śmiertelnie chorym w ich ostatniej drodze, tu na ziemi.


Nie było mu w tej działalności prosto, przed wszystkim ze względu na opory arcybiskupa który mówił : żadnego hospicjum bez mojej zgody nie zbudujesz. Rozumiesz ? Po moim trupie"
Dzieło życia powstało jako inicjatywa prywatna, na przekór kościelnemu hierarsze.
Wspaniała jest taka scena rozmowy z arcybiskupem w domu rodzinnym księdza Kaczkowskiego.
Rodzice zapowiadają - Przyszedł twój czerwony kolega.
A potem ten monolog Johnnego , który lubił by tak się do niego zwracano :
- Jak nie wnikam w to skąd arcybiskup ma te wszystkie nieruchomości, mnie nie interesuje arcybiskupa alkoholizm. to proszę nie interesować się moimi sprawami. Hospicjum jest poza jurysdykcją kurii - podaję z pamięci więc mogłem cos tam przekręcić.
Każdy kto zetknął się w swoim życiu z problemem śmierci, podejdzie do tego filmu ze zrozumieniem. Każdy kto widział jak tragiczne jest umieranie człowieka samotnego spojrzy na niego niezwykle emocjonalnie.
A potem z pewnością postawi pytanie:
Dlaczego więc siłaczami w ich organizacji są osoby kruche i delikatne. Skąd bierze się w nich ta nadludzka siła?
Jak zdobywają się na taki wysiłek którego nie podejmują się ciała wyrzeźbione masowo w siłowniach i fitness klubach.
Może jestem zbyt sentymentalny, ale film obejrzałem z wilgotnymi oczami.
Raz był smutek i zaduma nad ludzka samotnością innym razem wzruszenie na widok prawdziwego, a nie manifestowanego jedynie człowieczeństwa.
Dobrze że ten film powstał. Zwłaszcza wczasach kiedy brakuje nam wzorców moralnych i kruszą się pomniki. Kiedy powszechnie krytykuje się postawy hierarchów kościelnych i rządzących nami. Kiedy ci rządzący za nic mają prawo.
Choćby z tych powodów warto obejrzeć ten film.
Film który pokazuje, że nie ma wyraźnego podziału na dobro i zło. Nikt nie jest z góry dobry czy zły. O wszystkim decydują ludzie i to od nich zależy czy będzie kogo i kiedy na te pomniki postawić. Z woli narodu oczywiście, a nie mocą politycznej decyzji.
Dodatkową przyjemność sprawił mi fakt, że główną rolę księdza Kaczkowskiego zagrał Dawid Ogrodnik, który upodobał sobie takie wyzwania aktorskie i z których z reguły wychodzi zwycięsko.
Warto zobaczyć ten film, a czas do tego jest chyba idealny i niech was nie zraża ta historia która tylko z pozoru wydaje się kościelną.
Mógłbym nawet powiedzieć - nie lękajcie się. Niestety i tego cytatu ostatnio się nadużywa.



A jak się uda to na zasadach synergii można poczytać trochę książek które Johnny pozostawił po sobie. Znamienne jest to, że wszystkie można znaleźć w taniej książce. Przypadek?
Sieć jest pełna cytatów Johnnego. Tak myślę nad tym i bardzo boję się tego, że w tym pożerającym nas świecie Ksiądz pozostanie jedynie memem. 

Link do filmowego zwiastuna  pod tym adresem Johnny - zwiastun



20 marca 2023

Jak nie sprzedawać w sieci

 O tym, że urodziła nam się wnuczka pisałem jakiś czas temu. Teraz Mała ma ponad rok i nie potrzebuje już ani przewijaka, ani solidnego drewnianego łóżeczka. 
Młodzi wystawili więc obydwa przedmioty na portalu ogłoszeniowym i pozostawili sprawę swojemu losowi. Ponieważ los był nierychliwy, do akcji postanowiła wkroczyć moja żona. 
Wystawiła ogłoszenie i już w godzinę później krzyknęła do mnie - sprzedałam łóżeczko.
Nie zwróciłem specjalnej uwagi na to stwierdzenie ot po prostu przyjąłem je do wiadomości.  Czerwone światła pojawiły mi się nieco później po przejrzeniu historii korespondencji żony z klientem.  A zaczęło się całkiem niewinnie : 
                                                                    
                                     

Po pierwsze Chronopost nie jest firmą kurierską działającą w Polsce. W kraju działa w ich imieniu DPD powiązane chyba kapitałowo, patrząc na logo jednej i drugiej firmy. Po kolejne, jak kurier przekaże te pieniądze?  Towar nie był wystawiony za zaliczeniem pocztowym.


Tutaj niestety żona podała: imię, nazwisko, adres i e-mail.  Po co? Po pierwsze kurier nie może przyjmować pieniędzy. Po drugie zapłacić "ubezpieczenie" i przekonać się, że w środku są pocięte gazety? Kto się na to nabrać da? Z pewnością jednak  w którymś momencie zaproponują by przelać kwotę " ubezpieczenia" na ich konto. Tu już trzeba by było być całkowitym idiotą 




Ubezpieczenie koperty? Skąd to znamy? Dla mnie już to śmierdzi.
Poza tym kto decyduje się na zakup używanego łóżeczka z IKEI wraz  z transportem kurierskim ?  
I jak obdarzyć pełnym zaufaniem nieznaną osobę?

W tym miejscu żona nie dała się zastraszyć i skończyła korespondencję. Nazajutrz przyszedł mail niby z firmy kurierskiej, ale strona była tak przygotowana jakby to robiła 10 letnia dziewczynka. Żona skasowała wiadomość bez zaglądania do odnośników. 

Niestety to już drugi raz kiedy zastawiono na nią pułapkę. Kiedyś chciała sprzedać zbędne kółka terenowe do wózka inwalidzkiego. Tamten towar "sprzedał się w dwie minuty" do transakcji potrzebne był tylko numer karty kredytowej na którą klient chciał przelać pieniądze. Kto przesyła kasę na kartę kredytową? Tu też zadziałał instynkt samozachowawczy. Inaczej moglibyśmy zdrowo popłynąć. Pewnie do limitu.

Łóżeczko, kółka do wózka inwalidzkiego. Nie ma już mowy o honorze złodzieja. Najlepiej obrabia się biedniejszych i pokrzywdzonych przez los. Śmierć frajerom. Powiesz - ja bym się nie dał. Jasne tylko czasem poniosą Cię emocje. Zaznaczyłeś że towar już sprzedany, a więc jesteś jakby na łasce kupującego, co on cynicznie wykorzystuje.

Wielki Szu w filmie pod tym samym tytułem powiedział do pewnej pracującej dziewczyny - Jedź tak jak gdyby wszyscy chcieli cię zabić. 

No cóż, mogę powtórzyć ten cytat. Jego znaczenie jest dużo szersze. Uważajcie !


  



11 marca 2023

Orgazm ortograficzny

Z upodobaniem katuję od czasu do czasu ten temat. 
Nie żebym sam był bez grzechu, ale to co kiedyś było marginesem staje się niepokojącą codziennością.
Jak nie zginąć w tej powodzi niechlujstwa i tumiwisizmu?
    
Ktoś nie uważał na lekcjach, albo w tym czasie były chory. Jakie są tego efekty?  Przegląd Internetu dostarcza nam przeżyć i obrazów które aż kłują w oczy.

Oto przykład pierwszy

              
 https://oneminutehacks.com/trending/50-niezwyklych-rzeczy-o-indiach/19

Słownik Języka Polskiego PWN wypowiada się w sprawie Indian jednoznacznie:
" Mieszkańców Indii nazywamy Hindusami. Jeśli zależy nam na oryginalności, możemy użyć słów Indusi lub Indyjczycy. Indianie zaś, którzy swą nazwę zawdzięczają Indiom, żyją w Ameryce."

Przykład drugi.
Jeżeli ktoś dokonuje radykalnej zmiany postaw mówi się, że zmienił swoje swoje życie o 180 stopni. Każdy o tym wie. No chyba nie każdy

Obrót o 360 stopni to powrót do poprzedniego stanu, czyli mówić inaczej  nic się nie stało, ale kręcić o tym film? Niestety świat jest pełen filmów o niczym.
A teraz wracając  do tytułowej ortografii.
Fragment z poważnego artykułu o robakach na naszych półkach sklepowych
Ktoś doszedł do wniosku, że między półką a pułkownikiem jest jakaś analogia. Efekty są opłakane


Jeżeli zawodowcy popełniają tyle błędów to cóż dopiero dziwić się amatorom.
Wspomniałem kiedyś tam, że ogłoszenia na forach to kopalnia kawałków tak smakowitych, że aż człowiek wątpi w ich autentyczność. 
Nie traćmy wiary w ludzi, w końcu Polak potrafi.
Nie wierzycie ?



albo to :



Z litości zamazałem dane autora ogłoszeń. 
Mówią - czego się Jaś nie nauczył tego Jan nie będzie umiał. 
A może tu nie o to chodzi? 
A może chodzi o coś zupełnie innego? O coś spektakularnego.
Czytałem ostatnio artykuł o przedwojennym poecie Bruno Jasińskim, przywódcy polskiego ruchu futurystycznego. 
Poeci związani z tym ruchem głęboko w czterech literach mieli zasady polskiej pisowni i temu brakowi szacunku nadawali formę sztuki.
Przykładem tego może być choćby ich "Jednodńufka  - Nuż w bżuhu"
Próbowałem to zgłębić, ale po przeczytaniu paru wersów kompletnie wysiadł mi błędnik i musiałem odpuścić z obawy, że spadnę z fotela. 
  Dla odważnych  i dobrze usadowionych, wstawiam fragment poematu Jasieńskiego - "Psalm powojenny" ze wspomnianej "Jednodńufki"

Już dawno, Pańe, duh muj gotuw
i pszyszłość czeka uśmiehńęta, —
w rytmicznym hszęśće kulomiotuw
idą czerwone moje święta!

Do pulsującyh tętńic ulic,
gdźe tłum pszewala swoje tważe,
pszypadłem uho swe pszytulić
i słyszę głuhy huk wydażeń.

Wspomniany Jasieński był komunistą i stalinistą (Stąd pewnie w wierszu te czerwone święta) co i tak nawiasem mówiąc nie uchroniło go od  wyroku i stracenia w Związku Radzieckim.
Tak sobie myślę, czy ten obecny brak szacunku do języka nie jest w związku z tym jakimś atawizmem?
Przyszło mi to do głowy teraz. Przyznam szczerze, że wcześniej o tym nie myślałem.
Ja tam stawiam na tradycyjne wartości ponieważ od dawna swoje wiem.
Kibicuję akcji - Nie czytasz ? Nie idę z Tobą do łóżka. 
A jak już w nagrodzie  za czytelnictwo znajdziesz się w łóżku z fajną dziewczyną  to miej z tyłu głowy takie oto stwierdzenie jednej z nich:


Co to jest ortografia wie sporo osób pomimo jej lekceważenia.
Co to jest orgazm? ponoć już o wiele mniej. 
Jak w tym dowcipie:
W  komunikacji miejskiej słychać takie pytanie :
- Tatusiu! Co to jest orgazm?
Pytanie jak pytanie, ale na odpowiedź czekał cały tramwaj. 

 

08 marca 2023

Jest taki dzień, dzisiaj ciepły choć marcowy

Czasem miły i intymny jest ten dzień, czasem pełen patosu. Na pytanie dlaczego jest ? najlepiej odpowiada chyba poniższy mem


Dlatego też korzystając z okazji składam Najserdeczniejsze Życzenia samych pogodnych i słonecznych dni do kolejnego 8 Marca 






06 marca 2023

A może by adoptować coś takiego ?

Będąc otwartymi na kulturę i religię naszych sąsiadów, uprzejmie informuję, że w religii żydowskiej mamy dzisiaj Święto Purim. Trwa ono od wieczora 6 marca do wieczora 7 marca w tym roku ponieważ jest to tak zwane święto ruchome.
Ponieważ człowiek ze wszystkich otaczających go rzeczy, zdarzeń i zasad wyciąga wyłącznie te które odpowiadają jego słabemu charakterowi tak i ja zauważyłem, że chyba najbardziej popularną purimową micwą jest przykazanie picia dużej ilości alkoholu.
Co jednak pić Panie premierze ? Co pić ?
Wino – to standardowa żydowska odpowiedź na pytanie, co należy pić. Talmud (TB Pesachim 109a) poucza, że nie ma radości bez wina.
Specjaliści w tej kwestii twierdzą, że każdy trunek alkoholowy jest akceptowany. Nie zmienia faktu, że wiele osób w tym skromny gospodarz tego bloga nadal twierdzi, iż wino jest najodpowiedniejsze.
לחיים * (
Czytać lechajim czyli Na zdrowie ) 

                                                                     foto ziemiaswieta-polonia.pl

Ileż w różnych religiach jest chwil kiedy można bezkarnie  cieszyć się życiem? Ile jest świąt gdy z woli bożej wolno nadużywać alkoholu ? 
Zgodnie z tradycją pić można do momentu, kiedy nie widzi się różnicy między Błogosławionym Mordechajem a Przeklętym Hamanem. Nie znam ani jednego ani drugiego, ale wydaje mi się, że ta granica jest bardzo daleko posunięta.
A jeżeli już coś zagryźć do wina to koniecznie trójkątne ciasteczka z makiem zwane uszami lub kieszeniami Hamana. Uczcie oczywiście towarzyszą zabawy, tańce, maskarady i przedstawienia.
Pokazać się wstawionym w tym dniu to dać świadectwo własnej religijności. Co wy na to?
No to Wesołego Święta Purim, może i ja otworzę dzisiaj jakąś butelkę z szacunku do naszych starszych braci w wierze jak mówił o Żydach JPII. Nie będę jednak testował własnej wytrzymałości bo jutro od rana trzeba mi do pracy i to samochodem.
 

Ps 
Tak naprawdę to wiem kto to  i Mordechaj i Hamman

03 marca 2023

W trójkącie z Łempicką

Najpierw dotarły do mnie jej obrazy w stylu art deco, potem świadomość przyjęła autorkę, Tamarę Łempicką
Urodziła się jako Tamara Rozalia Gurwik-Górska. Była córką mecenasa Borysa Gurwicz-Górskiego, rosyjskiego Żyda i jego żony Malwiny z domu Dekler, pochodzącej ze zasymilowanej zamożnej, wpływowej żydowskiej rodziny.
W 1916 w kaplicy Zakonu Kawalerów Maltańskich w Petersburgu poślubiła prawnika Tadeusza Łempickiego, który był synem bratanicy Cypriana Kamila Norwida
Od tej pory mamy Tamarę Łempicką
Podczas rewolucji październikowej Tadeusz Łempicki został aresztowany przez bolszewików. Aby uwolnić męża, Łempicka uzyskała pomoc szwedzkiego konsula, który następnie pomógł jej uciec z Rosji. Małżonkowie spotkali się ponownie w Kopenhadze.
Potem małżonkowie zamieszkali w Paryżu, jednak Łempicki nie mógł utrzymać rodziny, ze względu na trwającą po pobycie w więzieniu traumę. Trudna sytuacja materialna spowodowała, że Tamara Łempicka zaczęła malować w celach zarobkowych.
A więc tak to się zaczęło, od potrzeby, albowiem wiele rzeczy tak się właśnie zaczyna.
Potem Łempicka stała się rozpoznawalna, a następnie podziwiana i pożądana.
W zasadzie prace  artystki z tamtego okresu łatwo rozpoznać. Charakterystyczne barwy, postacie które wypełniają prawie cały obraz i te włosy, w postaci jakby wstążek falujących i oplatających postacie 
Ten okres lubię najbardziej
W końcu  artystka stała się malarką gwiazd Hollywood, a potem jako że fortuna kołem się toczy jej popularność przyblakła. Trzeba więc było opuścić Hollywood, potem Stany i osiąść w znacznie tańszym Meksyku. Mieszkała tam do śmierci w 1980
To tak w największym skrócie.
Ponieważ czasami sobie o kimś przypominamy tak więc w ostatnich miesiącach Muzeum Narodowe w Krakowie postanowiło urządzić wystawę jej prac.
Jakoś tak podświadomie chciałem zobaczyć te wystawę, a chęć nabrała mocy urzędowej kiedy okazało się, że jest to również życzenie żony.
W jedną z lutowych niedziel wybraliśmy się więc do muzeum Narodowego w Krakowie.
Docierały do mnie informacje, że w tygodniu trzeba poświęcić do godziny czasu w kolejce oczekujących na wstęp. Wybraliśmy porę obiadową sądząc naiwnie, że trafimy na tak zwany dołek frekwencyjny.
Pudło. 
Okazało się, że w niedzielne przedpołudnie czas oczekiwania na wstęp wynosił do trzech godzin.
Długa kolejka poprzez cały praktycznie hol jasno wskazywała którędy do obrazów Łempickiej.
W ostatnich latach zbudowano podziemny parking przed muzeum, dzięki czemu nie musieliśmy parkować jak to bywa w tym mieście gdzieś osiem przecznic dalej.
Samo Muzeum jest świetnie przygotowane dla osób z niepełnosprawnościami i dzięki małym windom można dotrzeć wszędzie. Dodatkowo po zgłoszeniu się do Pań z obsługi, skierowani zostaliśmy do zwiedzania bez kolejki korzystając z biletów ulgowych które przysługują tak osobie jak i jej opiekunowi.
-  Spójrz - powiedziałem - po raz pierwszy masz jakąś korzyść z twego statusu.
-  Gorzka ta korzyść - skwitowała żona - wolałabym postać z wszystkimi. Gdybym tylko mogła stanąć na nogach.
W końcu jest, wystawa czyli zbiór ponad trzydziestu obrazów z różnych okresów twórczości artystki.
Jak już wspomniałem, mnie oczywiście najbardziej podobał się okres do 1939 roku, ponieważ czasem jestem jak ten inżynier Mamoń  z Rejsu któremu podoba się to co już kiedyś widział.
Oprócz obrazów zgromadzono również kolekcję zdjęć z sesji fotograficznych Łempickiej. Podobno artystka zlecała robienie zdjęć znanym fotografom, a potem cenzurowała swoje zdjęcia i akceptowała te które publikowano w prasie. 
Dwa filmy jeszcze bardziej przybliżały Łempicką jako człowieka.
Delikatny blichtr wielkiego świata można zauważyć na tych zdjęciach, wszystko jednak celowo zaplanowane.
Nie na darmo mówią, że Teresa Łempicka była jedną z pierwszych celebrytek, ponieważ jej wizerunek był dokładnie przez nią samą wyreżyserowany.
Dyskretny nastrój sprzyjał kontemplacji obrazów które delikatne reflektory wyławiały z mroku.
Stanąłem przed jednym z dzieł w oddaleniu jakichś dwóch metrów, podparłem ręką brodę i lekko przymknąłem oczy. Zaraz też zdałem sobie sprawę, że przyjąłem pozę krytykowaną w swoich książkach przez amerykańskiego malarza i pisarza Williama Whartona, który takie oglądanie uważał za błąd. 
Aby poczuć emocje autora trzeba obraz oglądać z odległości wyciągnietej ręki czyli tak jak go widział malujący. Pozbyłem się również tego podpierania brody z miną znawcy.
I jak mi było?
Nie zauważyłem większej różnicy, wpadłem za to w oko ochronie która z początku otoczyła mnie delikatną obserwacją. W końcu odpuścili uważając moją manierę za efekt krótkowzroczności lub niegroźnej szajby. 

Na marginesie
Jakież to miłe kiedy najpierw widzimy artystkę przy pracy na oryginalnej fotografii z epoki


A na wystawie możemy doświadczyć samego dzieła w oryginale



Tutaj akurat  żona ogląda  portret  męża Łempickiej. Portret  Tadeusza jest niedokończony, ponieważ jego tworzenie przypadło na okres problemów w związku. Problemy te doprowadziły do rozwodu, a  Łempicki pozostał niedokończony po wsze czasy.
Kobiety potrafią się zemścić na byłym.
Po powrocie do domu artystyczne przeżycia utrwalił nam kieliszek solidnego wytrawnego Rieslinga.
To była miła niedziela
Gdyby ktoś miał jeszcze pytanie o tytuł, wyjaśniam:
Tytułowy trójkąt to Łempicka, moja żona i ja