Zasiadłem do oglądania całkiem świadomie i nie było tu mowy o żadnej pomyłce. Do filmu zasiadłem przygotowany i uświadomiony znając historię filmowego Johnnego.
Johnny to historia księdza Jana Kaczkowskiego polskiego duchownego rzymskokatolickiego. Działał jako prezbiter, doktor nauk teologicznych, bioetyk, organizator i dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Co najważniejsze był człowiekiem na pełen etat. Ilu z nas może tak o sobie powiedzieć?
Tego ostatniego fragmentu życia związanego z hospicjum dotyczył właśnie film. Kaczkowski jako człowiek z licznymi niepełnosprawnościami nie zmarnował swojego życia na użalanie się nad sobą, a poświęcił się całkowicie towarzyszeniu śmiertelnie chorym w ich ostatniej drodze, tu na ziemi.
Nie było mu w tej działalności prosto, przed wszystkim ze względu na opory arcybiskupa który mówił : żadnego hospicjum bez mojej zgody nie zbudujesz. Rozumiesz ? Po moim trupie"
Dzieło życia powstało jako inicjatywa prywatna, na przekór kościelnemu hierarsze.
Wspaniała jest taka scena rozmowy z arcybiskupem w domu rodzinnym księdza Kaczkowskiego.
Rodzice zapowiadają - Przyszedł twój czerwony kolega.
A potem ten monolog Johnnego , który lubił by tak się do niego zwracano :
- Jak nie wnikam w to skąd arcybiskup ma te wszystkie nieruchomości, mnie nie interesuje arcybiskupa alkoholizm. to proszę nie interesować się moimi sprawami. Hospicjum jest poza jurysdykcją kurii - podaję z pamięci więc mogłem cos tam przekręcić.
Każdy kto zetknął się w swoim życiu z problemem śmierci, podejdzie do tego filmu ze zrozumieniem. Każdy kto widział jak tragiczne jest umieranie człowieka samotnego spojrzy na niego niezwykle emocjonalnie.
A potem z pewnością postawi pytanie:
Dlaczego więc siłaczami w ich organizacji są osoby kruche i delikatne. Skąd bierze się w nich ta nadludzka siła?
Jak zdobywają się na taki wysiłek którego nie podejmują się ciała wyrzeźbione masowo w siłowniach i fitness klubach.
Może jestem zbyt sentymentalny, ale film obejrzałem z wilgotnymi oczami.
Raz był smutek i zaduma nad ludzka samotnością innym razem wzruszenie na widok prawdziwego, a nie manifestowanego jedynie człowieczeństwa.
Dobrze że ten film powstał. Zwłaszcza wczasach kiedy brakuje nam wzorców moralnych i kruszą się pomniki. Kiedy powszechnie krytykuje się postawy hierarchów kościelnych i rządzących nami. Kiedy ci rządzący za nic mają prawo.
Choćby z tych powodów warto obejrzeć ten film.
Film który pokazuje, że nie ma wyraźnego podziału na dobro i zło. Nikt nie jest z góry dobry czy zły. O wszystkim decydują ludzie i to od nich zależy czy będzie kogo i kiedy na te pomniki postawić. Z woli narodu oczywiście, a nie mocą politycznej decyzji.
Dodatkową przyjemność sprawił mi fakt, że główną rolę księdza Kaczkowskiego zagrał Dawid Ogrodnik, który upodobał sobie takie wyzwania aktorskie i z których z reguły wychodzi zwycięsko.
Warto zobaczyć ten film, a czas do tego jest chyba idealny i niech was nie zraża ta historia która tylko z pozoru wydaje się kościelną.
Mógłbym nawet powiedzieć - nie lękajcie się. Niestety i tego cytatu ostatnio się nadużywa.
A jak się uda to na zasadach synergii można poczytać trochę książek które Johnny pozostawił po sobie. Znamienne jest to, że wszystkie można znaleźć w taniej książce. Przypadek?
Link do filmowego zwiastuna pod tym adresem Johnny - zwiastun