Bociany odleciały do ciepłych krajów
już jakiś czas temu. Ponieważ jednak w przyrodzie wszystko musi
wyjść mniej więcej na równo to dwa dni temu powróciła teściowa.
Teściowa wczasowała się w
Międzyzdrojach razem z tuzinem innych teściowych. Może była ich
kopa a może i gros ?. Nie wiem ale jakoś tak do jej wieku pasują mi
takie jednostki miary.
Wrzesień do dobra pora na emeryckie
wojaże bo to nie dość, że wczasy tańsze to w okolicznych
sklepach trwają posezonowe wyprzedaże co jest nie do pogardzenia
gdy w grę wchodzi emerycki portfel. Z tych to powodów, w zeszłym
roku matka mojej żony zjechała z kompletem energooszczędnych
żarówek. Co przywiozła w tym roku? Jeszcze nie miałem okazji
wysłuchać jej wynurzeń na ten temat.
Co prawda widziałem w kącie takie
niby crocsy co to są idealne do pracy w ogrodzie, ale zaraz
przyjdzie wywalać na ziemię kompost i przekopać więc gumowce są
bardziej przydatne.
- Butów do prac w ogrodzie jest ci u
nas dostatek ale i te przyjmę jako oznakę lepszych plonów w
przyszłym roku - powiedziałem w iście królewskim stylu do
małżonki.
W wersji dla teściowej ograniczyłem
się do zwykłego – dziękuję - bo jak to mówią uczeni „serce
jest najważniejsze”.
Pomimo wysokich temperatur zwinąłem
węża do podlewania, czyli zlikwidowałem pogotowie wodne, a ogród
już jakoś sam sobie daje radę.
Starszy z małżonką wyjechali na
południe Francji, gdzie mają szczery zamiar przejechać bocznymi
drogami Prowansji. Póki co meldują się z Midi Pirenejów gdzie
mieszkają nasi znajomi. Co tam znajomi, jak kto woli (ja wolę)
gdzie mieszka mój francuski Brat z rodziną.
Przy okazji podróży dzieci,
obciążyliśmy ich zleceniem kurierskim.
Na targu w Wieliczce nabyłem drogą
kupna i solidnego targowania się dość spory kosz wiklinowy.
W nim to umieściliśmy plony naszego
ogrodu zamknięte w szklane słoje z kolorowymi nakrętkami.
Dodatkowo każdy słój na wiejską nutę przykryty jest kolorowym
płótnem i związany sznureczkiem. Na boku zaś znajduje się
odpowiednia nalepka z napisem po polsku i francusku. Zaprojektowałem
je wspólnie z małżonką i wydrukowałem na czerpanym papierze.
Wyszło przyzwoicie. Tak to staliśmy
się eksporterami ekologicznej żywności i to na rynki zachodnie.
Ogórki a la korniszon i komplet owocowych dżemów wypełniły
wiklinowy kosz.
Nie przesadzę jeżeli dodam, że
całość uzupełniliśmy torebkami z białym i czerwonym barszczem
bez którego nasi znajomi nie wyobrażają już sobie normalnego
życia.
Prezent się spodobał a najwięcej
zachwytów wzbudził sam koszyk. Ponoć właśnie taki potrzebny
jest do plonów z południowego ogrodu, a z wikliną we Francji
krucho.
Powołując się na moją logikę
pasowało by by, by ktoś do nas zajechał, bo jak to śpiewał Jan
Kaczmarek „Pero, pero, bilans musi wyjść na zero”. .
Nic na ten temat jeszcze nie wiem ale z
rana widziałem dwie sroki siedzące na naszym płocie. Wiadomo zaś,
że sroka gości zapowiada.
Póki co, na liczniku mojego motocykla
wybiło 1500 kilometrów i zaliczyłem kolejny obowiązkowy przegląd.
Staram się jak mogę a im więcej
jeżdżę tym bardziej mi się to podoba. Aby nie stracić poczucia
rzeczywistości zainstalowałem zegarek na kierownicy. Teraz wiem że będę wszędzie o czasie
Pogoda dopisała i znowu powróciłem
do lżejszego ubioru motocyklowego a był już czas gdy ganiałem
odziany w skórę od stóp do głów (albo głowy, bo mam ja tylko
jedną).
Cóż tu rzec wyglądałem nawet nieco
perwersyjnie co mi się (przyznam ze zgrozą) spodobało.
Dzisiejszą przyjemność z jazdy
zepsuł mi widok na horyzoncie. Dawna Huta Lenina przemianowana
później na Hutę Sendzimira by zakończyć jako element składowy
koncernu globalnego Mittal Steel popisała się takim oto
ekologicznym widoczkiem.
Po zobaczeniu tego co powyżej niewiele
zostało z tego co Jonasz Kofta zatytułował „Radością o
poranku”.
Na zdjęciu po lewej stronie widoczna
jest kończona właśnie spalarnia śmieci. Wiem, że obiekt
potrzebny ale wróżący jeszcze nie jeden zepsuty humor o poranku.
Smutki zalałem kawą o poranku ze
śmietanką, bo taka ponoć mniej szkodzi, a później zagryzłem
koktajlowymi pomidorami, których latoś bardzo obrodziło.
Jem te pomidory, nie są złe i tak
zastawiam się czy w natłoku tych wszystkich politycznych emocji
związanych ze zbliżającymi się wyborami nie powinni wyświetlić
w naszej telewizji (tej czy tamtej) serialu „House of cards” z
Kevinem Spacey i Robin Wright w rolach głównych.
Właśnie skończyłem oglądać trzeci
sezon. Serial daje do myślenia, a jeżeli ktoś odrzuca całkiem
oglądanie seriali w TV to podpowiem, że jeden z odcinków trzeciej
serii reżyserowała sama Agnieszka Holland, a ona raczej daje
gwarancję jakości.
Serial podtrzymał moje silne
przekonanie, że polityka to bagno i to wszystko jedno czy tam czy
tu.
A my ? My wiemy tylko tyle ile chce nam
się powiedzieć. Po co więc tak pluć się i emocjonować?
Nie znaczy to jednak by cyklicznie nie
dokonywać przemyślanych wyborów.
Okazja do najbliższych takich
przemyślanych wyborów już niedługo
No właśnie przemyślanych.
Czego sobie i czytającym życzę.