29 stycznia 2015

Życzenie samotności

 Myślicie, że to łatwe, nie zapalić słomy swojego wdowieństwa w dobie wszechobecnych mediów i Wielkiego Brata w globalnej sieci?
Odpowiadam, że nie jest to łatwe.
Już dwa dni po czułym pożegnaniu w Zakopanem, zaczęły przychodzić do mnie tematyczne maile. Pora skończyć z samotnością, odważ się i zrób krok.
 
Pierwszy krok jest jednak najtrudniejszy, jak głosi pewna znana piosenka.
Poza tym kiedy stawia się pierwsze kroki? Będąc dzieckiem, a nie wymuszając dziecko na własnych dorosłych już dzieciach.
Wracając zaś do zasadniczej kwestii czyli świeżej i czasowej samotności.
Przecież ja chciałbym się tą samotnością nacieszyć. Pytanie zaś brzmi inaczej - czy w ogóle mam na to szansę ? Na to cieszenie się oczywiście.
Co prawda teściowa nad wyraz elegancko znika przed moim powrotem i zgodnie z moją prośbą nic nie gotuje, ale zwierzęta nadrabiają.
Pies na powitanie rzuca się z dzikim atakiem miłość waląc bez opamiętania ogonem o wszystko co napotka na swej drodze. Kiedy już zostanę dokładnie wybatożony suczym ogonem, zaczyna się festiwal lizania. Spokojnie poddaję się temu rytuałowi ponieważ wiem z wcześniejszych doświadczeń jak cieszą się boksery. To w końcu był jeden z powodów wyboru rasy. Pies już nie opuszcza mnie do samego wieczora, uważnie monitorując każdy krok. Kiedy próbuję przygotować coś do zjedzenia, zaraz czuję delikatne a potem coraz bardziej natarczywe trącane łydki. To suka z piłeczką w pysku zdaje się mówić
- Porzucaj mi.
- Tylko coś zjem, zaczekaj – odpowiadam na tę niewypowiedzianą propozycję.
Suka odchodzi, by za chwilę pojawić się z kawałkiem liny zawiązanej w fantazyjny supeł.
- To może trochę poprzeciągamy się - mówi wzrok pełen nadziei.
- Za chwilkę, tylko przełknę te warzywa – odwlekam ale  tylko na chwilę.
- To może poprujemy misia? - psia natura jest nieustępliwa.
Kończę więc szybko ten swój dietetyczny obiad a zieloną herbatę piję już lewą ręką, prawą przeciągam żółtą alpinistyczną poręczówkę.
- Ja tu szarpię poręczówkę a to żona siedzi w górach - pomyślałem patrząc psu w ślepia.
Suka ciągnie, warczy, przewraca się do góry łapami. Pozwala się ciągnąć po podłodze, zamiatając ogonem wszystko to co napotka na swej drodze.
Głośne zabawy budzą kota. Schodzi dostojnie po drewnianych schodach aby przystanąć na trzecim od dołu. Zawsze to ten sam schód. Spogląda na mnie uważnie ale tylko przez chwilę widzę to wielkie kocie oczy. Zaraz potem przyjmuje pozę sfinksa jakby chciała powiedzieć
- No jestem. Możesz mnie wielbić, podziwiać i delikatnie przytulić. To przytulanie ma być naprawdę delikatne i w żaden sposób nie może naruszyć mojej kociej niezależności.
Suka już zauważyła kota i dalejże ją gonić. Ruch potrzebny jest wszystkim. Przez fotele, pod ławę, między krzesłami które rozjeżdżają się głośno na boki, aż pod półkę w pokoju Marii, gdzie kota czuje się już bezpieczna. Wskakuje na trzeci poziom i chowa się się pomiędzy stojącym tam bibelotami.
Pies odpuszcza i układa się na środku dywanu. Kładzie łeb na łapach i obserwuje kota. Odwraca wzrok tylko na chwilę gdy przechodzę. A nuż mam do załatwienia jakąś sprawę w ogrodzie. Zawsze to okazja do wsadzenia łap w mokry śnieg, lub nosa rzadkie błocko. Wszystko w zależności od okoliczności.
Sprzątam naczynia i przygotowuje wieczorne miski dla zwierzaków. Sikorki karmię rano, przed wyjściem do pracy tak, że przynajmniej tu odpadają mi wieczorne obowiązki.
Parafrazując klasyka można by rzec - Village oblige
Zbliża się pora wieczornych wiadomości. Jeszcze tylko telefon do żony z niezmiennym pytaniem
- Jak minął dzień ?
Tu następuje mała przepychanka. Bo każde z nas przywołuje swoją monotonię jako większą.
Żona jednak przegrywa, bo katar jaki ją złapał monotonię tę przełamuje.
- Bo ja nie mogę wytrzymać tej wysokiej temperatury w pokojach – tłumaczy się zaciągając nosem.
Boże jaka to odmiana. Przez ostatnie dwa lata słyszałem tylko narzekania na niedogrzanie.
Jak kto sam zarządza centrum ogrzewania, to inaczej podchodzi do optymalnych wskazań termometru.
Wiadomości, pogoda, kawałek jakieś wieczornego filmu i znów łapię się na przysypianiu.  Dzień jak co dzień
Sieć nie odpuszcza. Ponieważ nie udało im się zachęcić mnie do zrobienia pierwszego kroku pojawił się mail z pogróżkami. A czym najłatwiej nastraszyć faceta?
Najpierw taki oto widoczek




I to pełne dramatyzmu pytanie-  Jak szkodliwy może być brak seksu?
Poniżej  opis utrzymujący niepokój na właściwym poziomie.
„Stosunek seksualny jest formą kształtowania relacji międzyludzkich i dla psychiki tak naprawdę fakt, czy jest to stosunek jednorazowy, czy ze stałym partnerem, a także forma i czas trwania samego aktu mają znaczenie, ale ledwie drugorzędne. Obcowanie płciowe jest zresztą w świecie zwierząt jednym z najbardziej podstawowych mechanizmów poznawania nie tylko partnera, ale i siebie, zatem nie należy oczekiwać, że u ludzi będzie inaczej. Kontakty seksualne rozwijają psychikę, a także – i tu też raczej dziwić się nie ma czemu – mogą korzystnie wpływać na sferę somatyczną. Bądź co bądź, stosunek płciowy jest aktem jak najbardziej fizycznym, ba, bywa, że nawet wyczerpującym, acz niosącym satysfakcję. Nie bez kozery mówi się, że niewiele jest skuteczniejszych treningów odchudzających niż ostry seks…
No proszę. Bezczelnie wykorzystują i moją samotność i decyzję o odchudzaniu.
Jakby to skomentował Jan Wróbel dziennikarz z TOK.FM - Przypadek? Nie wydaje mi się.

Aneks.
Wczoraj, w sposób nieświadomy do spisku dołączyła teściowa.
- Zrobić ci czerwony barszcz? - spytała dzwoniąc do mnie koło południa.
- Barszcz? Do czego?
- Do krokietów co je zrobiłam.
- A umawialiśmy się, że mamusia nic nie gotuje
- Ale te krokiety są dietetyczne. Z mięsem indyczym.
No i jak walczyć z wezbraną falą dobroci?
Jest szansa, że Młody po powrocie z siłowni da im radę. Trudno bowiem będzie mi walczyć z wrogiem, który tak kusząco wygląda na porcelanowym talerzu.




22 stycznia 2015

Czas relaksu. Relaksu to czas?

Wymyślono nawet specjalne określenie na ten stan. Stan w którym wydawać by się mogło, że więcej powietrza wpada do płuc, a cały świat nabiera męskich kolorów. Stan w którym nic nie musisz a wszystko możesz.
Słomiany wdowiec.
To ja, od wczorajszego popołudnia, czyli od chwili gdy zamknęły się za mną drzwi pokoju w szpitalu rehabilitacyjnym w Zakopanem
- Uważaj jak będziesz wracał – żegnała mnie żona
- Boisz się, że radość rzuci mi się na głowę ? - spytałem
Mogłem sobie na taki żart pozwolić, znamy się bowiem już jakiś czas.
Jakiś czas temu okazało się też, że już można.
Poprzednie plany wyjazdowe zostały przesuwane z miesiąca na miesiąc, by potem zostać skreślane przez zniecierpliwione placówki medyczne.
Bo to prosiliśmy o przesunięcie wyjazdu z powodu pobytu w regularnym szpitalu, a to z powodu ciągnącej się dolegliwości lub też całego ich zestawu.
Zasady są jasne - Nie to nie "sruuu" na koniec kolejki.
Jakoś tak pogodziliśmy się nawet z tymi obiektywnie słusznymi zasadami.
Kiedy jednak okazało się, że jest jako tako, nacisnęliśmy guzik.
Ludzkie podejście do tematu sprawiło, że oto dzisiaj rano, zaraz po obudzeniu żona wyjrzała przez okno i ujrzała tam zaśnieżone szczyty Tatr.
Szpitalne śniadanie i upragniona rehabilitacja. Wyczekiwana chociaż wywołująca lęki. Tak naprawdę żona nie ćwiczyła intensywnie od ponad dwóch lat i to tylko z powodu lekarskich przeciwwskazań.
Wziąłem trzy godziny wolnego w pracy, co jest swego rodzaju wydarzeniem i skierowaliśmy się na południe. Zakopane powitało nas korkami na drodze dojazdowej.
- I oni chcą tu Igrzysk - Skomentowałem ruch wahadłowy na jednym z mostów.
O tym, że miasto obeznane jest z najnowszymi trendami poznałem po ilości tablic reklamowych, zasłaniających widok na szczyty jak i starą góralską zabudowę.
SPA, Hotel, Mleko 3,2%, a nawet jakaś agencja towarzyska, chyba z Gliwic ( sic!). Wszytko to z czego pewnie region jest sławny. Oscypek i bryndza nie występują na bilbordach, Aż nadto są widoczne w dziesiątkach przydrożnych budek handlowych do spółki z baranimi skórami.
Na sławę i to niekoniecznie dobrą, pracuje straż miejska z tatrzańskiej stolicy.
Według opowiadania jednej z zatrudnionych tam osób, z wyjątkową regularnością przyjeżdżają na tę boczną i ślepą w dodatku ulicę, seryjnie mandatując samochody które odważyły się zaparkować w pobliżu szpitala.
Nieśmiało przypomnę tylko, że przyjeżdżają tu najczęściej osoby z dysfunkcją narządu ruchu.
Za szpitalem co prawda znajduje się chroniony automatyczną bramą wewnętrzny parking szpitalny,
ale widza o jego istnieniu przychodzi zwykle już po wypisaniu mandatu.
Prosty sposób na zarobkowanie. Przecież takiego nie do końca pełnosprawnego tak łatwo namierzyć i ewentualnie pogonić.
W końcu to nie fiakier. Rosły chłop z batem w dłoni.
Ponieważ jesteśmy tu po raz kolejny, ominęło nas szczęśliwie „powitanie” strażników.
Skorzystaliśmy z inwalidzkich uprawnień żony parkując na tym placu za szpitalem.
Pytanie brzmi jednak następująco - co zrobię w czasie odwiedzin?
W stosowaniu identyfikatora żony jestem bardzo pryncypialny, a sam za stary jestem już w zabawę przypominającą stosunek przerywany.
Co jest w tych czynnościach podobnego? Skuteczność oczywiście. A przy moim pechu....
Szpitalna kolacja, szpitalne śniadanie i telewizor z puszką na monety chwilowo za mną, a przede mną „bitwa o dom”.
Aby zachował się cały przez te kilka tygodni.
Pies z kotem zaskoczone nieobecnością najważniejszej kobiety w domu. Kot szwendał się po nocy szukając małżonki i na nic zdały się tłumaczenia, że na pewno nie znajdzie jej na biurku, na drukarce i na szafie z których trzeba było niespodziewanie zeskoczyć. Suka poradziła sobie z tym czasowym opuszczeniem lepiej. Nosem przesunęła drzwi od szafy ( to ona to umie?) i wyciągnęła but swojej pani. Zawlokła go na posłanie, położyła na nim pysk i trwała tak ni to śpiąc ni czuwając.
Młodszy też złapał wiatr w żagle i postanowił nie wysyłać SMS-a o tym, że odwleka czas powrotu do domu na nieznane bliżej godziny nocne.
Mechanizm zazgrzytał i trzeba będzie naoliwić tryby lub może nawet lekko stuknąć w obudowę, gdy smarowanie nie pomoże.
Co prawda, na stanowisku jest jak zwykle gotowa do poświęceń teściowa, ale zaplanuję to tak by jej udział w sprawie stał się minimalny.
Niech ma, w pozytywnym oczywiście tego słowa znaczeniu
Podjąłem już nawet jakieś plany związane wyjazdem żony. Plany i zobowiązania.
Porzucam regularne odżywianie w postaci cieplutkich posiłków, czekających po powrocie do domu.
Sam będąc sobie sterem żeglarzem i okrętem postanowiłem:
Trochę więcej warzyw, trochę mniej mięsa i chleba. To powinno dać ze trzy, cztery kilogramy i o to mi dokładnie chodzi.
Tu gdzie z reguły kończą się noworoczne postanowienia, zaczynają się moje, szpitalno-rehabilitacyjne i słomiano-wdowieckie motywacje.
- Dasz radę Antoni, dasz radę – motywuje się - Jak do tego dołożysz dłuższe spacery z psem to nie ma takiego bata który by ci pokrzyżował plany.
Tylko, że ja już znam to na pamięć, że niemożliwe jest zawsze bardzo prawdopodobne. Przynajmniej u mnie.

15 stycznia 2015

Zażyć ale na co?

Pigułki i tabletki. Na receptę i bez niej. Na zniżkę i te pełnopłatne. O jednych toczy się zażarta medialna dyskusja, inne bezkarnie królują w telewizyjnych reklamach.
Przed i po. Czy o wszystkim decyduje czas zażywania? A może miejsce lub coś całkiem jeszcze innego?
Zadałem sobie odrobinę trudu by podzielić piguły na kategorie.
Podziałał jest mój, a z pomocą przyszedł mi Google z jego rankingiem wyszukiwanych fraz.
Kategoria pierwsza - Tabletki "przed".
Przed seksem, przed alkoholem, przed menopauzą, przed chemioterapią, przed jedzeniem, ale też te przed - łużające stosunek lub penisa w zależności od potrzeby.
Kategoria druga - Tabletki "po" czyli poronne lub po stosunku. Krótka kategoria ale są tu też te najpopularniejsze czyli po-wlekane, no i rzecz jasna te po-budzające.
Jak widać nie wszystkie „po” wywołują tak zażarte dyskusje.
Jak już tak zajmujemy się miejscami to są i tabletki „pod” stanowiące trzecią kategorię.
Podjęzykowe, podpoliczkowe, podskórne, podnoszące i podniecające.
„Nad” to kategoria czwarta, nieco ryzykowana - tabletki na nadciśnienie.
Nie ma tabletek „obok”, są natomiast na obojętność lub dla obojga. Tu nie da się zbudować żadnej paraleli, a więc zajmę się kategorią kolejną.
Pięć na mojej liście to tabletki „zamiast”
Zamiast jedzenia, alkoholu (to ciekawe), insuliny, chemioterapii, viagry lub papierosów.
Nie ma zamiast seksu, ale to być może tylko na razie.
Tabletki na nadmiar czyli sześć.
Nadmiar wody, nadmierne pocenie, lub stosowane „we wojsku” na nadmierne podniecenie w postaci jak słyszałem popularnego bromu.
Klasyfikację zamyka siódemka czyli tabletki na brak: apetytu, łaknienia, okresu, energii wytrysku i snu.
Nie wymyślono jeszcze tabletek na brak pieniędzy, ale jeżeli już ktoś tego dokona, będą one z pewnością bardzo drogie.
Klasyfikacja ta jest zgodna z poglądami pewnej znajomej ale nieżyjącej już niestety farmaceutki. Zawsze uważała, że statystyczny pacjent i klient w jednej osobie chce tabletek na zwykłe sranie, a nie na perystaltykę jelit.
Krążymy w tym świecie: przed, po, ponad, obok i co jest najważniejsze w stosowaniu to zachować właściwą kolejność. Przede wszystkim wymagany jest zdrowy rozsądek. A na to już żadnych tabletek nie ma.


09 stycznia 2015

Z kopyta

Dni mijają a ja trwam w świątecznym zadumaniu. Tak przynajmniej wygląda obserwując moją blogową absencję.
Nic z tych rzeczy. Działam i rzucam się na życie. Czasami i życie odwzajemnia mi się tym samym.
Trzeba tylko uważać aby przy okazji zachować całe kości.
Z kronikarskiej rzetelności powinienem poinformować, że pomimo planowania domowego i dwuosobowego Sylwestra (nie licząc psa i kota) razem z małżonką wylądowaliśmy na imprezie.
Może słowo impreza zostało użyte zostało na wyrost, ale optyka zmienia się w zależności od sytuacji.
Gdzieś tak koło dziesiątej, kiedy rozleniwieni oglądaliśmy sylwestrowe występy w jednej z komercyjnych telewizji pociągając przy okazji niespiesznie winko, zadzwonił telefon.
Żona spóźniła się do pierwszego odebrania ale niezrażony autor połączenia zaraz je ponowił.
- Ktoś zdesperowany dzwoni. Odbierz – poprosiłem żonę.
Dzwonili sąsiedzi. Rzeczywiście zdesperowani gdyż z powodu nagłego ataku ospy wietrzej u dwójki ich dzieci, z koleżeństwa opuścili ich wszyscy znajomi. Tak profilaktycznie.
Takim prośbom nie można odmówić. Szczególnie, że ja swoją ospę odbyłem w wieku dwudziestu ośmiu lat mało nie umierając przy okazji, a żona okazała się twarda wobec choroby dzieci i mojej. Jak to się popularnie mówi - Ona jest nie do zar.....a – choć przyznaję, brzmi to nieco dwuznacznie.
Wtedy w czasie tamtej choroby, zdałem sobie sprawę po raz pierwszy i nie ostatni, że to One są prawdziwymi siłaczkami. Pozostawmy jednak na boku lektury szkolne i skupmy się na imprezie. Zabraliśmy wino, szampana w wydaniu dla uboższych i ciasto. Dodatkowo psa dla którego kanonada sylwestrowa jest pierwszym tego typu doświadczeniem w życiu. Na miejscu okazało się, że dotarł jeszcze jeden z gości aż z Oświęcimia.
Spokojnie więc, jak dziadkowie z wnukami spędziliśmy tego Sylwestra na obcej chociaż gościnnej ziemi. Był strzał z korka, życzenia, jakieś sztuczne ognie i takie tam.
Powrotnemu spacerowi do domu gdzieś około wpół do drugiej zawdzięczamy to, że suka spała do ósmej.
- Niech Ci to tylko nie wejdzie w krew – zwróciłem się do niej, patrząc w te nieświadome niczego ślepia.
- Spanie? - spytała w imieniu suki żona
- Nie. Spacery o drugiej w nocy – wprowadziłem jasność do noworocznych rozważań.
Nowy Rok nastał.
Nastał i od razu pokazał pełen wachlarz swoich możliwości.
Noworoczny rodzinny obiad i wiadomość o śmierci w tak zwanej szeroko pojmowanej rodzinie.
I jeszcze to jakieś fatum które ciążyło nad tymi rodzinnymi relacjami.
Najpierw nie udało się zorganizować spotkania rodzinnego z Jej udziałem.
Potem kiedy choroba stała bolesnym faktem, nie udało się odwiedzić Jej w domu.
Na koniec, wszystko łącznie z awarią samochodu sprzeciwiło się obecności żony w tym ostatnim pożegnaniu.
- O co w tym wszystkim chodzi – pytała zadziwiona teściowa.
Nikt nie silił się na próbę odpowiedzi.
- Takie bywa życie – chciało by się powiedzieć, ale to takie banalne podsumowanie.
I to chyba najkrótszy opis tych problemów. Reszta jest z pewnością pozostanie, zbyt często opowiadaną a le wyłącznie rodzinną historią.
Ostatnie pożegnania, kiedy to my stajemy się nagle najstarszymi członkami rodzin powodują, że rozluźniają się więzi z dalszą rodziną. Bywa też odwrotnie, więzi te zaciskają w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Tak to kuzyn żony zapowiedział podtrzymanie kontaktów. Czas pokaże szczerość jego deklaracji.
A że bywa różnie świadczy zapowiedziana wizyta mojego kuzyna z rodziną
- Zapowiedział się na sobotę. Telefon w tej sprawie zadzwonił ze dwa dni temu.
- Nie będzie Ci przeszkadzać? - spytał kurtuazyjnie kuzyn.
- Jakże by mi miało przeszkadzać skoro czekam na Twoją wizytę dokładnie trzydzieści trzy lata.
Nad- robimy wszystko - odpowiedział zaskoczony moim wyliczeniem.
- Próbuj choć wydaje mi się to niemożliwe.
- No i sponiewierał się Pan na Sylwestra – spytał rehabilitant mojej żony, uciskając w tak zwanym międzyczasie mięśnie jej karku.
- No właśnie z tym poniewieraniem to już coraz gorzej. Coraz mniej okazji a przecież z każdym rokiem potrzebuję mniejszej ilości do uzyskania tego stanu.
To jakby uboczny efekt tabletek na cukrzycę. Przynajmniej chcę w to wierzyć.