15 kwietnia 2022

Motocykl który ratował święta.

Marzyła mi się jazda na motocyklu. Ba, brak takowej mocno mi już uwierał. Pieniądze ( nie takie małe) na przegląd i drobny remont wydane, a rury wydechowe zimne.
Patrząc każdego ranka na pogodę za oknem, myślałem - może to już dziś ?. Traciłem jednak zainteresowanie jazdą gdy zerkałem na termometr: minus dwa, zero, plus jeden. 
Czy to są temperatury na motor? Nie używałem od pewnego czasu określenia motor na rzecz motocykl, ale profesor Miodek lub Bralczyk uważają że to są formy dopuszczalne i równorzędne. Niech więc będzie, wracając zaś do tematu, w zasadzie to pierwszą dawkę jazdy czyli oficjalny debiut miałem kilka tygodni temu i pierwsze 50 km w tym roku zostało zrobione. Wczoraj dostałem  możliwość normalnego użytkowego funkcjonowania. Miałem po południu odebrać wyniki tomografu małżonki w jednej części Krakowa i rezonansu w całkiem przeciwnej lokalizacji. Tylko motocykl pomoże w jeździe przez centrum Krakowa po szesnastej. 
Rzeczywiście, droga uciekała szybko. Bez stresu wjeżdżałem pomiędzy długie kolejki oczekujących samochodów. Niektóre z nich ułatwiały mi to zjeżdżając nieznacznie na bok ( dziękuję ) inne trwały w uporze, prezentując stanowisko - ja stoję, stój i ty (jakież to nasze). Przypomnę tylko, że jazda motocyklem pomiędzy stojącymi (!) rzędami samochodów jest zgodna z Kodeksem Drogowym.
Na Alejach trzech Wieszczów są nawet tablice ukazujące motocyklistę jadącego pomiędzy dwoma samochodami z dopiskiem - spokojnie zmieścimy się !
Przejeżdżałem więc sprawnie i owocnie co skutkowało tym, że już po dwóch godzinach zameldowałem się w domu w wynikami.
Na miejscu przy bramie wjazdowej czekała na mnie żona.
Ponieważ nie pamiętam już kiedy to ostatni raz żona czekała na mnie za bramą, poczułem lekki niepokój.
- Mamy problem, maszynka do mięsa rozpadła się i nie mam czym zmielić mięsa na pasztet. Ratuj.
Kupię taką ręczna - powiedziałem - lub elektryczną.
Osiemnasta czterdzieści pięć to trochę późno jak na prowincję, ale bez słowa wsiadłem na motocykl i pojechałem do najbliższego miasta, miasteczka na poszukiwania.
W Mrówce PSB dowiedziałem się, że Pani ze stoiska gospodarczego co prawda takie urządzenie jak maszynki kojarzy, ale od dłuższego  już czasu nie dostała tego towaru, bo ponoć są problemy ze stalą.
W dwóch innych miejscach też nic nie załatwiłem, więc przekonany ostatecznie do zakupu maszynki elektrycznej, udałem się do salonu AGD RTV reklamowanego szeroko na łamach mediów.
Tu doznałem szoku ponieważ maszynki elektryczne oscylowały w cenie około 500 zł,-
Była to różnica spora, powyżej moich wyobrażeń nie przekraczających kwoty 200 zł,-.
Odpuściłem.
- Jutro kupię Ci maszynkę w sklepie koło mojej pracy. Ten sklep to taki relikt z PRL-u więc z pewnością maszynki do mięsa posiadają.
W tak zwanym międzyczasie żona obdzwoniła sąsiadów, którzy wykazali się nieposiadaniem takiego sprzętu.
Ciotka zaś naszej synowej, posiadała nie używaną od kliku lat maszynkę elektryczną, którą zgodziła się pożyczyć.
- OK. Odbiorę ją jutro przed pracą.
Kiedy wjeżdżałem  motocyklem do garażu, pomyślałem ,że może by tak jutro na nim do tej pracy?
Ucieszyła mnie ta koncepcja
Ranek przywitał mnie słońcem, ale temperatura wynosiła zaledwie  plus dwa stopnie.
Trudno, niechaj będzie samochód.
Ktoś tam jednak na górze postanowił, że nie bacząc na warunki zrealizuję moje motocyklowe marzenie.
Po wejściu do samochodu i przekręceniu kluczyka zauważyłem tylko przygasające światła i klekot tak zwanego bendixa. Samochód nie odpalił
Trudno, niechaj będzie motocykl.
Kurczę, dlaczego mówię trudno kiedy realizuję wczorajsze marzenie?
Ubrany nieco lekko bo jak do pracy w biurze, siadłem na motocykl i ruszyłem po ową wyczekiwaną przez żonę maszynkę.
Ciotka maszynkę dała. Ja stwierdzając, że termometr nie kłamie wróciłem do domu.
Widząc radość żony, pomyślałem - bezcenne.
Kiedy podjechałem pod miejsce mojej pracy, bez problemu znalazłem miejsce parkingowe, bowiem motocykl postawisz tam gdzie raptem wejdzie tylko pół samochodu.
Wszedłem na górę i odpaliłem komputer, wtedy zadzwoniła żona.
- Nie uwierzysz powiedziała
- Dzisiaj uwierzę we wszystko
- Umyłam maszynkę i kiedy ją włączyłam na sucho do prądu, zazgrzytała i rozpadła się. Nie mam sprzętu.
Po prostu plastiki były zleżałe, a plastik jest elementem ślimaka, który odwala większość prac w maszynce. Kolejny sprzęt który rozwalił się mniej więcej w tym samym miejscu.
Poszedłem do wspomnianego sklepu.  Kupię tę cholerną ręczna maszynkę, by uratować święta. W przyszłym tygodniu dokupimy przystawkę do robota planetarnego i cześć. Ileż taka maszynka starego typu może kosztować 50 -70 zł?
- Mamy, oczywiście, że mamy - odpowiedziała na pytanie sympatyczna Pani w sklepie pamiętającym PRL -  Te są Polskie, a te Chińskie. Wie Pan jaka jest różnica: jakość wykonania, trwałość itp.
- A ceny?
- Wybrany model  polskiej maszynki to 215 zł-
O kuźwa - pomyślałem.
Model elektryczny tylko produkcji chińskiej kosztował już 235 zł,-, ale do tego modelu Pani zachowywała dystans.   
O reputacji dalekowschodnich produktów wiele czytałem jak i sam przekonałem się na własnym przykładzie.
Wybrałem maszynkę do mięsa chińskiej produkcji za 105 zeta. W końcu idzie tylko o pasztet na te święta. Nie ma świąt bez pasztetu więc ja te święta uratuję.
Niczym renifer Niko z dziecięcej kreskówki choć to nie te święta, dumny i zadowolony wsiadłem na motocykl i popędziłem do domu. Nie minęła jeszcze dziesiąta, a ja już byłem w nim trzeci raz tego ranka. Dzień się jednak jeszcze nie skończył.
Historia w sumie bzdurna bo rzeczy się psują co jest normalne, a tak zwane nieszczęścia jak mówią przysłowia chodzą parami.
Ja zaś uważam od pewnego czasu, co nawet opisałem w poście "znajomy Pana Boga" że moje marzenia realizują się, ale nie zawsze w sposób w jaki bym sobie życzył
Poszalałem na tym moto dzisiaj i nie przeszkadzała mi w tym ani temperatura, ani praca.
Co z resztą?
Przed świętami oczywiści nikt nawet nie będzie próbował zaglądać do mojego auta. Dzieci pożyczą kabriolet, ale żebym za bardzo nie mógł przekuć porażki w sukces, na czas świąt zapowiadają opady i znaczne obniżenie temperatury.
Jak tu prowadzić samochód z parasolem w ręku. Przyjdzie jeździć z opuszczonym dachem, co jest przyjemnością porównywalną... i tu mi przychodzą mi na myśl przyjemności z jednej tylko kategorii, a nie chcę być posądzonym, że mam w głowie tylko jedno.
Mam nadzieję, że pasztet się uda ( Puk Puk odpukać ), a w samochodowym rozruszniku wytarły się tylko szczotki, albo zwyczajnie akumulator nie wytrzymał zwiększonej liczby  startów,  bo inaczej czeka nas ciąg dalszy tej makabreski.
Wszystkiego świątecznego.

Epilog

Po powrocie do domu podłączyłem akumulator do prostownika. Żarł prąd jak  oszalały, ale po półtorej godziny wskazał pełne naładowanie. Niedobrze - pomyślałem - mała pojemność. Swoje lata ma. 
Gdy następnego dnia przekręciłem kluczyk silnik zajęczał, ale ostatkiem sił  zapalił.
Potrzymałem go na uruchomionym silniku aby się podładował i udałem się do pierwszego sklepu z częściami samochodowymi.
Przywiozłem nową baterię i rozgryzając pomysłowość projektantów samochodów 
przez dłuższą chwilę mocowałem się ze starym aby go wyjąć, oraz z nowym aby go założyć z każdej strony po kilka cm luzu i śruby utopione gdzieś w niewidocznej głębi.  Udało się
Silnik odpalił ochoczo, a kiedy przypomniałem sobie kod do radia, oraz sposób wprowadzania i ono radośnie zagrało. 
Szczęście moje nie miało granic, bo szczęście to radość  z rzeczy prostych.
A kasa ? Jak to kasa rzecz nabyta.
I tych powodów do radości też Wam życzę

  To mówisz święta ? - zdaje się mówić moja suka




13 komentarzy:

  1. O matko! Trzeba było przyjechać do mnie - mam maszynki dwie, które ślicznie mielą:)) Wypożyczam lub mielę na miejscu gratis.
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. ...ściągnięte z netu. >>Święta powinny być czasem rozważań i odprężenia, a tymczasem w większości domów panuje napięta atmosfera i pośpieszna krzątanina związana z przygotowaniami. Dla osób starszych świąteczne spotkania z rodziną często są źródłem stresu i niepokoju. Wśród najczęstszych przyczyn występowanie w tym czasie zawałów naukowcy wymieniają stres emocjonalny, smutek, złość i lęk. Stres powoduje zwiększenie ciśnienia tętniczego krwi oraz tętna<< itd. Dobrze Antoni, ze nie oddałeś życia za pasztet. Ja też przeżyłem i co ważniejsze nie zabiłem swojej od niedawna żony. Cieszmy się więc świętami w zdrowiu i tym że nie jesteśmy w kostnicy lub w więzieniu. I życzmy sobie cobyśmy jeszcze wielu świętom sprostali. A w ogóle coby nam jeszcze długo whisky smakowała, a pasztety (i karpie też) życia nie zatruwały. Wesołych świąt. JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Ci życzę wszystkiego najlepszego.
      Jedno co mnie niepokoi to stwierdzenie z Twojego tekstu - Wśród osób starszych...
      A więc jednak
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. ...też zastanawiałem się czy do tego jakoś się nie odnieś, że niby to nie o nas, ale potem wspomniałem swoją date urodzenia i pomyślałem: jak nie my to kto. Jerry

      Usuń
  3. Świetna opowieść na świąteczny ranek.
    Ja nie mam świąt, bo mnie nie ma w domu 😁
    Dowiedziałam suę właśnie, że motocykliści mogą się przepychać między samochodami - dzięki Antoni za uświadomienie. Teraz już nie będę rzucać błyskawicami w ich kierunku. 😉

    Maszynka do mięsa??? Relikt przeszłości - może dlatego, że nie jem mięsa.

    Z akumaloterem miałam ciekawe zdarzenie.
    Mój siostrzeniec właśnie zapakował samochód i dziecko, odpala, a tu... nic.
    No to otwiera bagażnik żeby podpiąć akumulator a akumulatora nie ma!!!
    Zebraliśmy się wszyscy, ja, moja siostra i żeby nie było, że baby się nie znają, dwóch mężczyzn: siostrzeniec i szwagier.
    Ale patrzenie nic nie dało, akumulatora nie znależliśmy. 🤔
    To była toyota hybryda, bateria znajduje się w podszybiu. 😁
    Wiedział to mój syn, do którego zaraz zadzwoniłam i wujek Google.

    A twoja bokserka jest jak nasz Rocky - imię jak na boksera przystało. Tak samo leżał a opowieści o nim wciąż krążą w rodzinie chociaż nie żyje już jakieś 25 lat.
    Pozdrawiam wiosennie. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojciec miał kiedyś skodę 110( lata 70 te ) tam akumulator był schowany w skrytce za tylnymi siedzeniami pod podłogą. Nie do odnalezienia na logikę

      Usuń
  4. Witaj Antoni, miałam nadzieję na ten epilog, w którym wszystko jednak kończy się dobrze :)
    Dobrze czasem być takim ratownikiem na szybkiej maszynie spełniającym życzenia czekającej na rozwiązanie żony :)
    Pozdrowienia świąteczne :)
    I nadal cieszmy się z drobiazgów!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do takiej radości z drobiazgów też trzeba dojrzeć

      Usuń
  5. Dawno temu do pracy jeździłam motorem, pamiętam szum w uszach i uczucie lekkości...wtedy miałam dwadzieścia kilka lat...ech. 🌸

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie wiesz o co w tym wszystkich chodzi. O ten wiatr co wywiewa z głowy złe myśli

      Usuń
  6. Uwielbiam Twoje opowieści pisane piękną polszczyzną, w dodatku zabawnie, z humorem tak potrzebnym w tym trudnym czasie. Dawniej mówiło się: złośliwość rzeczy martwych, bo odmawiają posłuszeństwa w najmniej oczekiwanym czasie.
    Sama miałam prawo jazdy na motor, ale nasz klimat nie zachęcał do jazdy, bo albo zimno, albo deszcz, albo upał.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie drobiazgi jak zła pogoda mniej teraz przeszkadzają. Od kiedy jest cała fura dodatków do odzieży, goretexy i nieprzemakalne ubrania wszystko wydaje się łatwiejsze. Na przykład mam rękawice zimowe i letnie a dodatkowo takie cienkie termoaktywne które da się włożyć do rękawicy.
      Teraz tylko zła wola jest przeszkodą. No i domowe obowiązki.

      Usuń