Statystyka
to pojęcie, które pozwala nam na analizę i ocenę wielu
elementów naszej rzeczywistości. W tym również, albo przede
wszystkim naszego życia.
-
Statystycznie rzecz biorąc, miałem ciekawe życie - stwierdza ktoś
w trakcie nocnych rozmyślań.
-
Statystycznie rzecz biorąc, moją stara to dobra kobieta podkreśla
inny
Mówiąc
statystyka najczęściej mamy na myśli jedno z jej narzędzi czyli -
średnią.
Ta
średnia nie bardzo mi się podoba ponieważ kojarzy się z jakąś
przeciętnością, szarością, od czego chcemy uciec poprzez szalone
czyny, lub przynajmniej szalone ubranie i uczesanie.
Nietypowe
zdarzenia pomagają jak nic innego, owemu wyodrębnieniu z tłumu i w
końcowym efekcie zauważeniu.
Moją
gorczańską znajomą oblano kiedyś rosołem, w trakcie przyjęcia
weselnego. Plama z tłustego rosołu była z daleka widoczna ku
rozpaczy właścicielski sukni. Nikt nie pamięta jak nazywa się
Maryśka, wszyscy natomiast kojarzą ją, gdy powiesz - To ta Marysia
którą oblali rosołem na weselu Anki od Józefiaków.
Bo
czyż marzeniem może być regularne przynoszenie pensji do domu?
Znam takich dla których to jest marzenie, ale na Boga, podstawowe
sprawy socjalne nie powinny być treścią naszych marzeń.
To
wygląda jak jakieś przestępstwo przeciwko człowiekowi.
Celowo
wspomniałem o tej średniej, ponieważ poprzednie tygodnie
przemijały szybko, ale pozostawiały po sobie niewiele wspomnień, z
wyjątkiem topornie zmniejszającej się wagi własnej.
Na
zakończenie owego procesu obserwowania wskazań łazienkowej wagi
urządziłem imprezę. Słowo impreza to określenie zdecydowanie na
wyrost, ale niech tam. W końcu w ten to właśnie piątek, żona
rozpoczynała kolejny rok swojego życia. Dzieci pędzą już po
szynach własnego życia, a więc aby nie siedzieć we wspólnej
samotności, w ten wieczór w sposób sterowany zagościli znajomi.
Zaraz po pracy rzuciłem się do zawijania małych paróweczek w
ciasto drożdżowe. Oprócz parówki wkładam do środka kawałek
papryki i żółtego sera. Po zapieczeniu stanowią doskonałą
przekąskę na niezobowiązujące spotkanie przy alkoholu.
Czarnuszka którą posypuję bułeczki z wierzchu daje wspaniały
aromat, a jeszcze lepszy smak. Przekonałem się o prawdziwości
własnych odczuć, gdy wystawione bułeczki „ino się mignęły”-
jak mawiają moi sąsiedzi w górach.
Oprócz
popularności zapiekanych parówek zauważyłem również, że moja
odporność na spożywany alkohol zmniejszyła się wprost
proporcjonalnie do utraconej wagi i znajduje się na żenująco
niskim poziomie. Nie wpadam jednak z tego powodu w panikę, ponieważ
jako pochodzący ze strefy wina, zmuszony byłem do konsumpcji jego
destylatów. A to całkiem inna sprawa.
W
sobotę już od bladego świtu trawiła mnie niespożyta energia, jak
zawsze po udanej imprezie.
Działać,
działać. Tylko co robić, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Żona
zmęczona obowiązkami Pani Domu, a młodszy syn wrażeniami z
piątkowego popołudnia.
Otóż
On, realizując moje marzenie, które w mniej lub bardziej udany
sposób zaszczepiłem do jego umysłu, kupił gdzieś i zwiózł z
połowy Polski motocykl. Zasnął dopiero nad ranem a i tak przez sen
bełkotał coś o owiewkach po które wybierał się do Krosna.
Zapytany o to dlaczego właśnie do Krosna, nie potrafił
odpowiedzieć. Wypieki na twarzy z faktu posiadania dwóch kółek z
silnikiem nie znikły nawet w niedzielny wieczór.
W
sobotnie przedpołudnie udało mi się skorzystać z faktu posiadania
dzieci. Zasiadłem wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu i
pozwoliłem wieść się do rodzinnego domu. Minęła właśnie
kolejna piąta już rocznica śmierci ojca i wypadało Go odwiedzić
pod jego ostatnim adresem. Starałem się nie narzekać na technikę
jazdy młodzieży, chociaż z nietypowego dla mnie miejsca, sytuacje
drogowe wyglądały zupełnie inaczej. Jak się później okazało
moje milczenie synowie przypisali trudom dnia wczorajszego, a nie
chęci porozumienia międzypokoleniowego.
Wypadało
uświadomić im, że gdyby trudy poprzedniego wieczora odbijały się
w moim samopoczuciu, z pewnością reagował bym na każdą próbę
dynamicznej jazdy.
Nie
posiadam breloczka z odpowiednim napisem, ale nigdy nie łączę
alkoholu z jazdą samochodem. Tym uprawiam również jednego po
drugim.
Po
powrocie do Krakowa, chłopaki pojechali pod jeden adres, gdzie
oddali się pasji polerowania blach chromów i plastików.
Jeden
jest wyznawcą crouiserów, drugi ścigaczy. Tak to pogodziła ich
Yamaha, która produkuje obydwa typy.
Nie
będę ściemniał i przyznam, że strach mi dupę ściska na samą
myśl o ścigaczach. Pozostaje jednak wiara we wrodzoną mądrość.
Nie potrafię jednak powiedzieć, że jedno uczucie równoważy
drugie. Oraz tego po kim ta mądrość mogłaby być wrodzona.
Też
miałem kiedyś nieźle nagrzane pod pokrywką.
Z
drugiej strony, kiedy w niedzielę oglądałem ich wspólne zdjęcia,
widać tę nić braterskiego porozumienia. O nią to nam jako
rodzicom chodzi.
Tu
spotkał mnie komplement od mojej żony, która publicznie
stwierdziła, że chciałaby aby nasze dzieci miały takie kontakty
jak ja z moim bratem.
-
Zważ na to, że my do tych relacji długo dorastaliśmy
-
Liczą się efekty – podsumowała.
Myślę
że ma rację.
Dyskusja
odbywała się przy okazji niedzielnego, uroczystego, urodzinowego
obiadu.
Jubilatka
w postaci mojej żony, dzieci ze swoimi połówkami, moja teściowa
czyli matka żony i ja.
Wymyślona
kiedyś składana nakładka na ławę imitująca duży stół,
sprawdza się obecnie rewelacyjnie i jest praktycznie w ciągłym
użyciu. Moja „wielka grecka rodzina” myślę czasami w trakcie
tych niedzielnych spotkań. Określenie, jak wspominałem użyte
przez Starszego. Myślę że jest to powód do radości.
Wczorajszy
obiad miał jeszcze jednego swojego bohatera. Był nim prezent,
który dzieci wręczyły mojej żonie.
Na
oprawionym w antyramie kolorowym druku mogła wyczytać, że oto
jeden z klubów spadochroniarskich, zaprasza ją na oddanie skoku z
samolotu. Oczywiście łącznie z towarzyszącym instruktorem i
kamerą.
Tak
to materializuje się pomysł i marzenia, chociaż na etapie
realizacji zostałem z niego wyłączony.
Liczą
się jednak efekty, ale coś mnie tyknęło.
Żona
pokraśniała z radości, chociaż w głosie można było wyczuć
strach, jak wtedy kiedy nasze najskrytsze marzenie, nareszcie i
nieodwracalnie spełni się.
Skok
ma się odbyć do trzydziestego września, w bezpośredniej bliskości
ukochanych gór.
Serce
jej wali z emocji, a mojej teściowej z nerwów.
Nerwy
były reakcją na informację o zakupie motocykla. Prawdziwe
uderzenie nastąpiło tak naprawdę po informacji o planowanym skoku.
Dobre czerwone wino niwelowało palpitację serca, ale siwa głowa
szukała w swoim strachu sojuszników.
-
Na mnie proszę nie liczyć powiedziałem pozbawiając ją resztek
nadziei.
-
I ty nic na to nie powiesz?
-
Przecież to córka mamusi. Sama chyba mama wie czego można się po
niej spodziewać ?
-
Ale motorami to Ty zaraziłeś dzieci – dodała, aby było
sprawiedliwie i po równo.
-
A Ty nic nie powiesz tato? - spytał Starszy.
-
Ja obserwuję – odparłem
Z
definicji wspomnianej na początku statystyki wynika, że duża
część nauki zajmuje się obserwacją otaczającego nas świata,
lub też posługuje się eksperymentem dla potwierdzenia swoich
teorii.
O
ile ja jestem obserwatorem, o tyle dzieci zastosowały prowokację, i
z góry wyobraziły sobie moje przewidywane reakcje.
Zaraz
bowiem syn dodał:
-
Myślałem, że zrobisz się cały czerwony z nerwów i naupychasz
nam. I w ogóle.
-
Mówiłem kiedyś, a teraz to powtórzę że nie znają mnie moje
własne dzieci. Wymykam się waszym prostym schematom i uogólnieniom.
Przypominam też, że powiedziałem kiedyś, iż poznacie mnie gdy
odnajdziecie mój blog. Nie jest to w końcu beznadziejna ie trudna
sprawa dla tak inteligentnych ludzi jak Wy. Ale jak widzę nie
dotarliście tam. Nie musielibyście wtedy zadawać tego pytania. Co
sądzę?
Możecie
również zadawać pytania. Nie komentuje się otrzymanych przez
kogoś prezentów, bo ma to znamiona obgadywania.
Nie
chcę przez zwykłą grzeczność, odpowiedzieć banalnym –
fantastycznie.
Jeszcze
wczoraj z przyjemnością podzieliłbym się z Tobą Synu moimi
odczuciami.
Ale,
że traktuję Cię poważnie... – tutaj skopiowałem tekst z blogu
sprzed kilku tygodni o marzeniach które kształtują rzeczywistość
i o moim pomyśle w tej kwestii – masz na piśmie co myślałem na
ten temat.
Na
zakończenie czytania powtórzyłem - z pewnością niewiele o mnie
wiecie.
Potem
jeszcze raz oglądaliśmy zdjęcia na których dwóch facetów na
motorach stuka się dłońmi robiąc popularnego żółwika.
A
potem skończyło się wino, torcik z serków homo i wszyscy rozeszli
się do swoich spraw.
Wieczorem,
kiedy robiłem podsumowanie weekendu stwierdziłem że statystycznie
rzecz biorąc żyjemy bardzo aktywnie i praktycznie nie ma dnia, aby
coś się nie wydarzyło. Statystycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz