-Mogę
teraz sporo zyskać na czasie – powiedziałem do żony, pokazując
jej równocześnie jak dopasowane do tej pory jeansy zeszły mi z
bioder, bez konieczności rozpinania guzika, o zamku błyskawicznym
nawet nie wspominając.
W
zasadzie nie wiem po co mi teraz ta umiejętność. To tak jak garb jako magazyn wody dla wielbłąda, który od dziecka mieszka w
zoo.
A
może? Kiedyś.
Czasem
są to umiejętności zawodowe. Jak w tym dowcipie gdzie Jeden z
dyrektorów chwali się drugiemu, że ma nową sekretarkę.
-
Jak się ubiera? - pyta drugi
-
Bardzo szybko – odpowiada dumny manager.
Póki
co, doceniam zalety paska do spodni. Pomyśleć, że w młodości
miałem mu za złe, bo zostawiał czerwone ślady na tyłku.
Nie,
nie pochodzę z patologicznej rodziny. Ot po prostu takie były wtedy
metody wychowawcze.
Pamiętam
jak w pierwszej klasie ogólniaka bezpośrednio przez zebraniem
rodziców, ktoś z moich kolegów wysmarował na czarnej tablicy
takie oto hasło:
Wychowanie
to trudna sprawa. Bić czy nie bić?
Zrobiła
się z tego oczywiście afera, jak zresztą zawsze z byle powodu. A
to że potargano na ścierki do tablicy czerwoną szturmówkę, a to
że ktoś strzelił z biustonosza koleżanki.
W
końcu, że próbujemy mówić głośniej na tematy o których wzorem
Dulskiej mówiło się tylko we własnym domu.
Stąd
może ten nowy, lansujący się na otwartość ustrój bywał dla
młodzieży atrakcyjny. Dochodziło do flirtów i zauroczenia. I jak
w małżeństwie prawda wychodziła na jaw, dopiero jakiś czas po
nocy poślubnej.
Wtedy
też okazywało się, że ta atrakcyjna młoda panna jest jeszcze
bardziej pruderyjna niż ksiądz proboszcz z pobliskiej parafii,
tylko tamta pruderia jest nieco inaczej ukierunkowana.
A
miało być o luźnych spodniach. To wszystko za sprawą
odchudzanie. Towarzyszy mi takie rozkojarzenie myśli i trudności w
koncentracji.
Wszystkie
w zasadzie myśli kierują się wokół jedzenia, a każdy czytany w
internecie przepis fantastyczny, a produkt z pewnością wyjątkowo
smaczny.
Minęło
mi już, że od wieczornego zamknięcia oczu zaczynałem planować
swoje śniadanie. Teraz nachodzą mnie tak zwane nieodparte smaki i
niczym kobieta w ciąży im ulegam. Nie są to jednak wydmuszki w
stylu kawał tortu, a zaraz potem solony śledź. To surówka lub
zwykła surowa kiszona kapusta. Organizm domaga się witaminy C.
Ponieważ
wierzę w mądrość mojego organizmu, spożywam tę kapustę pełną
ostrego, kwaśnego soku, a nawet cytrynę obraną ze skóry i
pokrojoną na plasterki. Kwaśne i ostre.
Swoją
drogą wyostrzyły mi się zmysły i odnajduję słodycz w
produktach, których do tej pory o to nie posądzałem.
Nic
nie jest za to dla mnie zbyt ostre i zbyt mocne.
Do
codziennej porcji kawy dorzucam jeszcze pół łyżeczki, ponieważ
ta poprzednio preferowana wydaje mi się zbyt słaba. Wczoraj na mały
plasterek szynki położyłem dwie łyżeczki chrzanu ze słoiczka z
napisem „ostry” i pochłonąłem z przyjemnością.
Chili
i surowy imbir stały się królami przypraw.
Do
czego to prowadzi?
Moja
żona uważa, że do absurdu.
Ostatnio
próbowała mnie namówić do zjedzenia „chudego”, jak to nazwała
żurku na kiełbasie.
Walczyć
więc muszę nie tylko z własną słabością ale i z troskliwością
małżonki
-
A co ty zrobisz w tłusty czwartek? - spytała
Mam
czas do północy w środę, aby to przemyśleć
Póki
co moja walka z wagą własną przy pomocy tej łazienkowej zamyka
się cyfrą minus osiem
Kiedy
kończysz ?
Jak
mój indeks BMI pokaże mi wynik – waga normalna.
A
do tego moi kochani brakuje mi tyko sześćdziesiąt dkg.
Jest
to w zasięgu ręki i jest o co walczyć.
Nawet kosztem
lukrowego pączka z cukierni obok marketu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz