Siadłem
na brzegu łóżka. Rozbudzony nagle, nerwowo lokalizowałem
siebie w mrocznej rzeczywistości pokoju. Po chwili wstałem i
wyszedłem na balkon.
Zimne
powietrze powoli acz skutecznie, przywracało mi trzeźwość
spojrzenia. Serce niespiesznie wracało do normy, ciśnienie spadało
do poziomu oczekiwanego od zażywanych leków.
Jeden,
drugi i trzeci głęboki oddech, wprowadzały harmonię do mojego
organizmu.
Tylko
ta lampa umieszczona na dźwigu z drugiej strony ulicy, raziła w
oczy. Do niej jednak potrafiłem się już przyzwyczaić i wywołuje
u mnie jedynie stan delikatnej irytacji..
Halogen
budowlany świeci z reguły do drugiej lub trzeciej nad ranem.
Powoduje to, że nocą mój pokój jest doświetlony, w stanie
wystarczającym do czytania książek. Zbrojenia stropów i ścian
skręca się tu nawet po zmroku. Znak czasów.
Na
wszelki wypadek zacząłem dbać o kompletność bielizny nocnej.
Szczególnie, nie łażę nocną porą bez dołu, co może jest
wygodne i zbliża do natury, ale przy tej ekspozycji pokoju, może
spowodować niespodziewaną popularność na You tube.
Jakąś
godzinę temu minęła północ i ruch na przebiegającej pod domem
ulicy był minimalny. Poszły spać wszystkie domowe burki, a więc
nie dobiegało mnie zewsząd do ujadanie i odszczekiwanie do wtóru.
Psią
naturą jest szczekać - stwierdził sąsiad proszony o uspokojenie
pupila na którymś z sąsiedzkich balkonów.
Wolny
od wszystkich, denerwujących efektów dźwiękowych, chłonąłem
tę ciszę. Byłem jej wdzięczny tak, jak i wyżej wspomnianemu
zimnemu powietrzu.
Zrobiło
mi się zimno, ale nie uciekałem do buchającego ciepłem pokoju.
Sięgnąłem tylko po mały, polarowy koc, który narzuciłem na
siebie.
Kolejny
sen z gatunku takich, co to powinny jak najszybciej się skończyć,
śniony jednak dalej, sennym bezwładem i tą ciekawością końca.
Sen
mara doprowadzić może do zawału.
Spokojny
już patrzyłem gdzieś tam, gdzie za dnia widoczna jest linia
horyzontu, a teraz wszystko rozmywa się w pozbawionym głębi
granacie.
-
Znowu się śniły głupoty? - zdawało mi się, że usłyszałem
czyjeś słowa.
Nawet
nie to, że usłyszałem, ale i dokładnie je zrozumiałem.
-
Głupoty się śniły. Nie?
-
Czy ktoś tu jest ? - Spytałem rozglądając się po sąsiednich
balkonach, aby odkryć tego towarzysza nocnej wentylacji płuc.
Ponieważ
nie stwierdziłem żadnej sąsiedzkiej obecności, zlustrowałem
trawnik pod balkonem, z podobnym z resztą efektem.
-
Jestem koło ciebie. Wysil na chwilę swoją wyobraźnię to mnie
zobaczysz. No chyba że nie wierzysz w to co słyszysz
Otwierałem
i przymykałem na zmianę oczy. Już gotów byłem poddać się
niepowodzeniu, kiedy w pustej przestrzeni balkonu, zaczął się
pojawiać zarys postaci. Za chwile widziałem już bardzo dokładnie.
Więc
tak sobie mnie wyobrażasz? - powiedział Nieznajomy, klepiąc się
po dorodnym brzuchu ubranym w czerwone wdzianko - To z pewnością z
pewnością magia daty, ale zmartwię Cię. Nie jestem Mikołajem, a
tym bardziej Świętym Mikołajem.
-
No więc kim jesteś? Spytałem, nie tracąc nic z pierwotnego
zaskoczenia.
Koszmarny
sen, śniony chwilę wcześniej uodpornił mnie na niespotykane. Moje
ciało nie miotało się wewnątrz, Trwało raczej stabilnie w
swojej ciekawości zdarzenia.
-
To trochę skomplikowane. Proszę Cię jednak abyś nie wyobrażał
sobie również, mnie ze skrzydłami, ani z kosą dla odmiany. To
takie średniowieczne.
-
Czy mam rozumieć, że mój czas się skończył – spytałem
zdziwiony spokojem własnego pytania, o rzeczy jak by nie było
zasadnicze.
-
Czy chcesz rozmawiać o sprawach zasadniczych z Mikołajem? Ho, ho,
ho, ho.
-
Ale ja na prawdę nie wiem, kim mam sobie, |Ciebie wyobrazić.
-
Powiem tak, nie przyszedłem tutaj ani po Ciebie, ani po Twoją, jak
to mówią duszę.
W
chwili obecnej, to Ty decydujesz, czy dalej ciągnąć swój wózek.
Wiem
jednak że do życia nie jesteś mocno przyszyty. To raczej taka
fastryga, zrobiona na szybko.
Niedokładna,
ale trwała. Wystarczająca jednak, jak na Twoją miarę.
-
Skąd wiesz że tak mówię o sobie? Tak to sobie wymyśliłem
spytałem zaskoczony.
-
Powiem Ci więcej. Wiem o czym myślałeś, gdy jechałeś w ostatni
piątek, nocą, ulicami Krakowa.
A
koło cmentarza tak nagle przyspieszyłeś.
-
Naoglądałem się Dicovery. Teraz automatycznie myślę, że zaraz
pojawi się ktoś na poboczu drogi, albo co gorsza w samochodzie.
-
Stary ja nie jestem z kontroli ruchu drogowego. Bardziej interesuje
mnie dlaczego tak, o tym myślałeś?
-
To jak Wiesz co myślę, to chyba widzisz też jak żyję? Jak
zamknął się mój świat. Zasklepił codziennymi problemami i
murami zbyt wysokimi, aby wyjść z cienia. Schodami zbyt wysokimi,
by się na nie wdrapać. Doświadczeniami zbyt wyrazistymi by o nich
zapomnieć.
-
Czyli straciłeś umiejętność czerpania radości życia. Czyż źle
to interpretuję?
-
Znasz mnie, więc wiesz jaki byłem parę lat temu.
-
Szybko się poddajesz. Wiesz, czasem trzeba trochę pościć, by
poczuć przyjemność jedzenia. Rozwiń to na przykład na swoje
życie.
-
Czyli jeżeli czerń i biel są kolorami, to znaczy, że bez względu
na okoliczności mam kolorowe życie.
-
To akurat przykład pozytywnego myślenia, nie pozbawionego twojej
wrodzonej złośliwości.
Pomyśl
nie jesteś sukinsynem, ponieważ ową złośliwość nie
wykorzystujesz przeciw ludziom.
To
tylko krok do stwierdzenia że jesteś dobry.
-
Tak wszystko się dewaluuje, nawet słowa. Pisałem o tym, że ten
kogo kiedyś nazywano porządnym człowiekiem, paraduje teraz z
metką „bohater”. Świat się zmienia i nie mnie sądzić czy na
dobre. Czasem jednak jeży mi się włos na głowie.
Nie
Mikołaj potarł dłonią, swoją, długą, siwą brodę
-
Tak naprawdę świat jest niezmienny. Świat działa na zasadzie
wahadła. Być może właśnie teraz dochodzimy do maksymalnego jego
wychylenia. Zawsze następuje jednak powrót.
-
Aby przegiąć w drugą stronę, na maksa. Ale nie o świat tu idzie,
ale o moje życie w tym świecie.
-
Jesteś jednak elementem tego świata, jak to śpiewała ta no …
no...
-
Jesteś ziarnkiem pisaku w klepsydrze?- zanucił z gruntu fałszywie.
-
Jopek. Anna Maria
-
No widzisz. Anna Maria jak Twoja żona. Nie? No to mamy i kolejny
pozytyw.
-
Zaraz, zaraz, a czy ty się przypadkiem nie nazywasz Prozac? -
spytałem podejrzliwie - Tylko wtedy muszę sobie Ciebie inaczej
wyobrazić.
-
I będziesz gadał z tabletkami? - zażartował Nieznajomy- Co
ludzie pomyślą?
-
To samo, co gdy zobaczą mnie rozmawiającego z Mikołajem. Na
balkonie, o północy.
-
Czas ku temu odpowiedni. Szósty grudnia. Przepraszam, ale to Ty
sobie mnie wyobrażasz. Chciałem Ci tylko powiedzieć, że
wpadłeś do dziury, ale to już wiesz. Z tej dziury zacząłeś się
już wydostawać. I chociaż nie widzisz jeszcze nic poza osuwającymi
się czarnymi grudami, to do poziomu trawy zostało już nie daleko.
Nie wolno teraz zwalniać. Istotne jest być po właściwej stronie
trawnika. To taki mój ulubiony dowcip – powiedział jakby na
usprawiedliwienie.
Trzymaj
się tego co wymyśliłeś w ostatnią niedzielę - dodał, jakby na
zakończenie tej wypowiedzi.
-
Ale to kawał mojego życia, dlatego o tym myślę.
-
Spójrz do przodu. Od dwóch godzin jest już przysłowiowy, pierwszy
dzień z reszty Twojego życia. Tak lubisz mówić. Prawda? Patrz
tam.
Wiem,
że opowiadam truizmy, ale z ważnymi sprawami dajesz sobie jakoś
radę. Nie rozpraszaj się na duperele. Olewaj je.
Gdzieś
tam, tradycyjny zegar uderzył dwa razy.
-
Muszę wracać do łóżka Za kilka godzin trzeba wstawać. Czy będę
miał jeszcze okazję porozmawiać z Tobą?
-
Jeżeli będziesz miał taką pilną potrzebę. Tylko, na boga nie
wciskaj mnie w ten czerwony uniform.
-
Nie powiesz mi na koniec, kim jesteś?
-
Jeszcze tego nie zrozumiałeś? A więc pomyśl przed zaśnięciem.
Kiedy
rano zbierałem się do pracy i wymieniałem uwagi w kwestiach dnia
codziennego, żona powiedziała
-
Do takiego humoru, ja muszę wziąć Prozac, a Ty...
-
A ja z nim tylko rozmawiałem.
-
Z lekarstwem? -Jej zdziwienie było bezbrzeżne.
Rozśmieszyła
i mnie absurdalność tego stwierdzenia. Dokładnie jak zapowiadał
Nieznajomy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz