Jezusie,
Jezusie, plamy są na obrusie. Trza je prać - brzmi fragment
świątecznej piosenki Skaldów.
Według
tego właśnie piosenkowego schematu, następuje przygotowanie do
świąt w moim i wielu innych domach.
Od
czasu kiedy żonie trudniej, teściowa odnalazła w sobie potrzebę
niesienia pomocy.
To
miłe z jej strony i nie mam zamiaru krytykować idei tej pomocy.
Dominujący
charakter starszej osoby przekłada to jednak na zasadę, albo robisz
po mojemu, albo nie robimy.
Moja
żona uważa się za jedyną gospodynię we własnym domu. Co jest
dalej, nie muszę chyba pisać.
Jak
to dobrze, że to moja teściowa, a nie teściowa mojej żony. Panie
dochodzą do porozumienia, w czasie kiedy uprawiam swoją pracę
zawodową. Po siedemnastej przychodzę na gotowe.
Czasem
tylko emocje targają jeszcze moją żoną. Wyczuwam to już w
chwili, gdy ściągam kurtkę w przedpokoju. Z tego też powodu
myślałem nawet nad tym, aby przedświątecznie wydłużyć sobie
godziny pracy. Ponieważ znam Prawa Murphiego, zrezygnowałem.
Odpowiednie
prawo brzmi – Pokaż, że coś potrafisz zrobić, od jutra stanie
się to twoim obowiązkiem.
Rzecz
jest uniwersalna i z równym powodzeniem można ją zastosować do
instytucji małżeństwa, ale to już inna historia.
Póki
co pokazuję że potrafię i zrobiłem zakupy.
W
tym roku małe. Tak stwierdziła moja żona.
Nawet
nie chcę sobie wyobrażać, jak wyglądają takie duże zakupy w jej
wykonaniu.
Kiedy
z Młodszym wlekliśmy po schodach, te torby zakupowe z Castoramy,
pełne puszek i kubków, Młody próbował narzekać. Chociaż w
pełni się z nim zgadzam, nie mogę przecież budować koalicji
opozycyjnej wobec własnej żony i matki moich dzieci.
One
po prostu nie potrafią przygotować wersji mini lub light jak kto
woli.
Sama
zresztą powiedziała ostatnio, że bez względu ile gotuje warzyw,
zawsze wychodzi pełen gar sałatki.
Zaplanowane
dwa ciast dwoją się i troją.
A
potem przy świątecznym stole rzucane są prowokacyjne pytania:
-
Nie smakuje Ci moja sałatka Antoni? Nie jadłeś.
-
A to ciasto dobrze mi wyszło? Spróbuj.
I
chcąc, czy nie chcąc pochłaniasz człowieku kolejną porcję
kalorii. Aby tylko żonie nie było smutno.
Pomijam
tutaj całą duchowość Świąt, bo nie o tym chcę teraz.
Takie
jedzenie „bo wypada”, od dawna uważam za bezsensowne.
Aby
było inaczej, być może musi nastąpić zmiana pokoleniowa.
Myślę,
że nasze dzieci wprowadzą jakościową zmianę w tej celebracji.
W
końcu Oni nie pamiętają wielogodzinnych kolejek po tak zwaną
wędzonkę, czy kubańskie pomarańcze, dostępne w tamtym
komunistycznym kraju, wyłącznie z okazji chrześcijańskich świąt.
Być
może ostudzeniu tej manii upychania jedzenia, posłuży artykuł, do
którego link podrzuciłem żonie
Okazuje
się, że w ciągu ostatnich 20 lat nastąpił tak dramatyczny wzrost
otyłości Amerykanów, że zmusił Straż Przybrzeżną,
administrującą promami pasażerskimi, do ograniczenia dopuszczalnej
liczby przewożonych przez nie pasażerów. Obecnie ok. 1/3
dorosłych osób w USA jest otyłych lub ma poważną nadwagę.
Ograniczenia dopuszczalnej liczbę pasażerów na promach zastosowano ze względu na większe zagrożenie utraty ich stabilności, gdyby np. wszyscy przeszli na jedną stronę jednostki aby obserwować delfiny.
Jak powiedział przedstawiciel Straży Przybrzeżnej, por. Eric Young, oznacza to w praktyce zmniejszenie liczby pasażerów zabieranych na pokład o ok. 250 osób, w zależności od typu i wielkości jednostki. - Np. prom, który zabierał 2000 osób, teraz będzie mógł zabrać tylko 1750.
Ograniczenia dopuszczalnej liczbę pasażerów na promach zastosowano ze względu na większe zagrożenie utraty ich stabilności, gdyby np. wszyscy przeszli na jedną stronę jednostki aby obserwować delfiny.
Jak powiedział przedstawiciel Straży Przybrzeżnej, por. Eric Young, oznacza to w praktyce zmniejszenie liczby pasażerów zabieranych na pokład o ok. 250 osób, w zależności od typu i wielkości jednostki. - Np. prom, który zabierał 2000 osób, teraz będzie mógł zabrać tylko 1750.
Krążył
kiedyś taki, nieprzychylny dla Amerykanów dowcip:
Jakie
wymiary ma idealna Europejka ? 90, 60, 90.
A
Amerykanka ? Również 90, 60, 90. Z tą różnicą, że to miara
w calach.
Informacja
z gazety pokazuje, że życie przerasta dowcipy, nawet te absurdalne
i głupie.
Zanim
jednak z niepokojem stanę na wadze, zabrałem się za ubieranie
drzewka.
Dzieci
za duże, wnuków jeszcze nie ma. Póki co traktuję to jako
obowiązek.
Gasnące
jedna po drugiej żarówki z oświetlenia, wymusiły podjęcie
decyzji o zakupie nowego kompletu, tylko zdzieranie starego,
założonego już do połowy, wyzwoliły z mych ust słowa, które
zaburzyły duchową doniosłość nadchodzących świąt.
Zaraz
też wprawne ucho małżonki wychwyciło słowa i granat został
rzucony.
Dobrze,
że zachowałem spokój sapera i godnie milcząc zabezpieczyłem
atmosferę przed wybuchem.
Jak
to mówił Marszałek lub Wieniawa (na Boga, zapomniałem kto) są
sytuacje w życiu mężczyzny, kiedy wobec słów kobiety wypada mu
jedynie godnie milczeć.
Co
uczyniłem, wkładając buty.
Ciekawe,
że Dulski milczał na długo zanim powiedzenia Marszałka i jego
dworu stały się modne.
Oczywiście pobyt w przegrzanym sklepie spowodował,że kupiłem nie do końca to co chciałem. Ponoć to taka sztuczka marketingowa, by tak podnieść. atmosferę, aby klient nie zastanawiał się długo. Brał towar i spylał ze sklepu.
Oczywiście pobyt w przegrzanym sklepie spowodował,że kupiłem nie do końca to co chciałem. Ponoć to taka sztuczka marketingowa, by tak podnieść. atmosferę, aby klient nie zastanawiał się długo. Brał towar i spylał ze sklepu.
Nie
minęła dwudziesta pierwsza, kiedy światełka zaczęły odbijać
się od rzędu banieczek, w stonowanym platynowym kolorze.
Z
listy odhaczam punkt kolejny - drzewko
Prezenty
w siedemdziesięciu procentach kupione. Pozostaje pakowanie w
okazjonalne papierki i opisywanie.
Powiem
uczciwie, że wolę to szczerze dane kolorowe szkiełko, niż
najbardziej wymyślny prezent.
Potem
już do końca pozostają wątpliwości. Trafiony ten prezent, czy
nie trafiony?.
A
jak myśleć kategoriami przydatności rzeczy w takim przegrzanym,
pełnym ludzi sklepie?
Od
wczoraj jakby inaczej, ponieważ spadł śnieg.
Spadł
to może określenie na wyrost, ponieważ ulice wyglądają jak
posypana cukrem pudrem szarlotka.
Może
to taki pozytywny bodziec dla tych wszystkich takich jak ja, którym
na usta cisną się pytania, o to czy nie zestarzała się ta forma
ich spędzania.
Pozostają
jeszcze życzenia w wigilijny wieczór. Bardzo je przeżywam,
ponieważ traktuję nad wyraz poważnie. Nie wiem czy szczerość
wypowiedzi jest wtedy pożądana, ale pozwalam sobie na nią.
Oczywiście taka szczerość, która nie zakłóci atmosfery. Na
szczerość do bólu, można u mnie liczyć bez okazji.
Dlatego
tak nienawidziłem zakładowych spotkań przedświątecznych.
Życzenia wszystkiego najlepszego, składane osobie o której wiesz,
że gotowa cię utopić w łyżce wody, psuły mi atmosferę.
Dzięki
Bogu, w tym roku nie muszę być sztuczny.
A
na koniec ocena.
Moje
starsze dziecko przyrównało naszą rodzinę do tej greckiej, z
filmu „Moje wielkie greckie wesele”
Potraktowałem
to jako komplement. Z pewnością bohaterowie filmu popełniali wiele
błędów, wychowawczych nie wyłączając. Nie można im jednak
odmówić głębokiej, rodzinnej miłości.
I
to powinno być mottem świąt: Więcej miłości.
Dodałbym
jeszcze - Mniej sałatki
Dobre
wino pozostawię bez zmian w ilości.
A
poza tym dla wszystkich - Wesołych i rodzinnych Świąt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz