Gentlemani w Wielkiej Brytanii
wybierają sobie dwa kluby. Do tego pierwszego chodzą, a w drugim
nie pojawią się nigdy i pod żadnym pozorem.
To tak jak my mamy z muzyką Czegoś
słuchamy czymś innym gardzimy.
Jak Free Jazz i Discopolo.
Preferujemy też wybraną literaturę.
Są jednak pozycje książkowe którym nie uchylimy okładki, bez
względu na kuszący zapach farby drukarskiej.
Ja mam tutaj na myśli popularne
romansidła zwane Harelquinami.
Wiecie, gorący romans ekstra, światowo
życie ekstra i tylko po przeczytaniu rzeczywistość tak strasznie
skrzeczy.
W czasach zamierzchłej przeszłości,
kiedy dorabiałem po godzinach w zaprzyjaźnionej hurtowni książek,
spotkałem się z tą literaturą.
Wydrukowane na kiepskim papierze,
sprzedawane były w dwóch kategoriach, co można było rozpoznać po
okładce. A więc biały i czarny Harlequin. To tak jak z Gandalfami,
z tym, że ten drugi był szary.
Księgarze brali całe paczki tych
książek na tak zwaną krechę i prowadzili sprzedaż przez miesiąc
a w pewnych okresie nawet krócej.
Po tym czasie zwracali niesprzedane
pozycje, płacąc jedynie za te sprzedane i odbierali następny
pachnący świeżością numer.
Z tego co słyszałem, niesprzedane
pozycje szły na przemiał jako przyszła baza dla nowego wydania.
Lata zatarły mi ostrość wspomnień i
coś mogłem pomylić.
Kiedy zakończyłem współpracę z
księgarzami, przestałem interesować się Harlequinami.
Ponoć z czasem pojawiły się inne
kolory okładek, w tym różowe. Tematykę tych ostatnich
czytelnicy potrafią sobie sami określić.
Lata minęły i na owe książki
natrafiłem, odwiedzając pewien dom pogodnej starości.
Pewna osiemdziesięciosześciolatka
zaczytana w kolejnym romansie wyznała mi powód.
- Czytam to Panie Antosiu, bo to samo
życie. Sama prawda o życiu.
Przyjąłem tę wypowiedź bez
komentarza, myśląc o tym, jakże przyjazna jest ludzka pamięć.
Ona to pozostawia w swoich zasobach jedynie przyjemne chwile i jakby
sama decyduje które ze wspomnień pod tę kategorię podciągnąć.
Na półce dziarskiej staruszki szybko
kurczył się stosik romansów, a kiedy przeczytała ostatnią z
półki, otworzyła dzieła Szekspira i wgryzła się w
„Poskromienie złośnicy”.
No !!! pomyślałem z uznaniem.
O tym, że czytanie Harlequinów
przynosi korzyści dowiedziałem się z prasy.
Bibliotekarka, która na co dzień
pracuje w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Ciechanowie na stanowisku
starszego bibliotekarza pokazała wspaniałą cechę swojego
charakteru
W popularnym Harlequinie znalazła
kopertę z pieniędzmi w kwocie 8 tys. zł.
Ponieważ biblioteka pracuje w systemie
kopertkowym (sic!), więc nie było możliwości sprawdzenia kto
ostatni wypożyczył tę książkę. Pieniądze przeliczono
komisyjnie, a następnie przekazano funkcjonariuszom policji.
Na drzwiach wewnątrz biblioteki
wywieszono informację o znalezionych pieniądzach. Po kilku
tygodniach właścicielka sama zgłosiła się po odbiór. Pieniądze
wydano po sprawdzeniu opisu koperty kwoty i nominałów
Okazało się, że to oszczędności
życia pewnej starszej pani.
To potwierdza moje ostatnie obserwacje
o czytelniach tych romansów.
Starsza Bibliotekarka (stopniem)
wykazała się tak wspaniałą a jednocześnie jakże prostą cechą
zwykłej, ludzkiej przyzwoitości.
A czy ja oddałbym takie pieniądze?
Zadaliście sobie takie pytanie?
Przypomina mi się taki dowcip.
Żydowski ojciec zrobił swojemu dorastającemu synowi następujący
test
- Powiedz mi Mosze co ty byś zrobił,
gdybyś znalazł 100 dolar ?
- Zachowałbym je dla siebie tate.
- Źle Mosze - oddałbyś te pieniądze
na policję, a następnego dnia napisaliby w gazecie - Uczciwy Żyd
Mosze oddał 100 dolar. A co byś ty zrobił synu, gdybyś tak
znalazł milion dolar ?
- No tate, to proste. Oddałbym na
policji aby napisali o mnie, że jestem uczciwy Żyd...
- Mosze, a poco tobie być uczciwy Żyd,
jak ty masz milion dolar ?
No właśnie. Jakże trafnie te
żydowskie dowcipy trafiają i w nasz charakter.
Czasem aż zbyt trafnie. Bo nasz
charakter nie jest kryształowy, jest pełen rys i niedoskonałości.
Poetka napisała - tyle wiemy o sobie
ile nas sprawdzono, a więc nie przesądzam sprawy swojego zachowania.
Poza tym taki milion dolarów to z
pewnością byłyby pieniądze mafijne. Z mafią zaś jak wiadomo,
się nie zaczyna.
Tymczasem więc przeglądam jakieś
Harleqiuny ze strychu, w oczekiwaniu na ów egzamin z przyzwoitości.
He,he ...a jak kupisz jakiś staroć w antykwariacie z ukrytą szufladką ???
OdpowiedzUsuńCzytałem o takich klientach co to znaleźli w sekretarzyku 120.000 dolarów i oddali poprzedniej właścicielce. Ale to było w USA Pozdrawiam
UsuńA ja tam Harlequiny lubię, ale nie ma kto ich przynosić z biblioteki. Przyzwoity jest zawsze bogaty, choć nie dzięki pieniądzom. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńGdybym tylko mieszkał bliżej.
UsuńPozdrawiam
Krakusie Słodki, doczekasz się Ty u mnie notki, jak będziesz częściej takie deklaracje składał. Tylko najpierw muszę to uzgodnić z Twoją Ślubną, by wałkiem po głowie nie dostać. Uściski dla Zony, ukłony dla Ciebie.
UsuńPisz spokojnie i bezpiecznie, a końcu jesteś Zmyślona.
UsuńSięgnęłam swego czasu po Harlequiny, bo lubię mieć własne zdanie. Przeczytałam kilka, stwierdzając, że to nie mój klimat. Najgrubszą zostawiłam na koniec i tu zdumienie, pierwsza myśl po jej przeczytaniu, taka jak u tej starszej pani: "Sama prawda o życiu". Książka mądrze napisana, dobrym stylem, dająca do myślenia. Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego znalazła się pomiędzy Harlequinami. Nie, nie przekonała mnie do czytania tego typu książek, ale pytanie zostawiła...
OdpowiedzUsuńMarytka
To jak z muzyką. Nie potępiam z góry żadnego gatunku muzycznego, a lubię te utowry muzyczne które mi się podobają. I tak ma być
UsuńPozdrawiam
Korzystam z biblioteki i nigdy nie natrafiłam na żadna kopertę... Nie ustanę w wysiłkach, może kiedyś coś znajdę:))
OdpowiedzUsuńŻadna lektura nie hańbi - czasem chce się przewietrzyć umysł i dać się ponieść bajkowym marzeniom. Dlaczego nie?
Tak jak praca, żadna ponoć nie hańbi
UsuńPozdrawiam
Nooo, mnie w książkach z biblioteki zdarzało się raczej znaleźć mało apetyczne "wtręty" w rodzaju włosów itd. Za to dziś w lesie znalazłam piękną, błyszczącą śrubkę, którą mój syn nazwał nakrętką. Być może:)
OdpowiedzUsuńJa również szybciej kasę stracę niż znajdę.
UsuńPozdrawiam
Od czasu gdy pani sklepowa warknęła ostro i głośno: "Znowu pieprzona emerytka", gdy powiedziałam nieśmiało: "Pani się chyba pomyliła", bo wydała mi ze stu złotych zamiast z dwudziestu, czekam na okazję, by się nie wtrącać ale na próżno.
OdpowiedzUsuńJakoś wszyscy zapominają że każdy z nas będzie tym emerytem, albo pieprzonym, albo wkur...ionym. Zapowiada się też, że jeszcze dodatkowo bardzo biednym
UsuńPozdrawiam