Od dziecka prześladowało mnie to
pytanie, zadawane na lekcjach języka polskiego. Oficjalny program
nauczania nie dopuszczał do głosu własnych interpretacji. Tak się szkoli wiernych janczarów rewolucji.
Odzierało mi to poezję z tej bajkowej
możliwości układania słów w sens według indywidualnych odczuć.
Na koniec nauczyciel języka dyktował
kilkuzdaniową notatkę do zeszytu, z której w przyszłości było
się odpytanym.
Wtedy to postanowiłem pisać wypracowania, z tezą odwrotną od tej oficjalnej.
Ileż ja się wykłócałem o stopień lepszy trója. Wiele razy się udało i nauczyło, że niepokornemu jest trudniej.
Nawet polubiłem " to trudniej" bo cóz to za peta co nie jest za młodu gniewnym?
Wersja oficjalna zaś trwa.
Wydawało mi się, że ta moda minie
ale ona się ma dobrze a nawet coraz lepiej, szczególnie w polityce.
Szeregowi członkowie partii za pomocą SMS-ów otrzymują tak zwany
przekaz dnia i już mogą do woli odpowiadać na pytania co pan
prezes, premier ( niepotrzebne skreślić) miał na myśli
wypowiadając tę czy tamtą kwestię.
Najpierw się chlapnie, a potem
mozolnie dorabia temu potworkowi ręce i nogi.
Do akcji dokłada się opozycja
specjalizując się w dorabianiu temu gęby.
Pomimo starań nauczyciela ojczystego
języka, nie straciłem sympatii do poezji, ale do polityki już tak.
Świadczy to o tym jak utalentowany i
skuteczny jest sztab osób biorący w niej udział.
Dlaczego o tym piszę?
Z błahego i całkiem nieistotnego
powodu.
Porządkując folder moje dokumenty,
trafiłem na parę tekstów, które są ledwo jednozdaniowymi
kwestiami, mającymi z pewnością przypomnieć mi problem lub pomysł
na post. Za diabła nie wiem jednak co chciałem zawrzeć w haśle -
O kapitanie mój kapitanie
Wiem oczywiście, że to wiersz Walta
Whitman napisany w 1865 r. po zabójstwie 16-tego prezydenta USA -
Abrahama Lincolna
Kapitanie! Mój
Kapitanie! Minął lęku czas;
Nasz okręt rozbił
mnogość fal, by dobyć z głębin skarb;
Tak blisko port,
już słyszę dzwon i braw wzburzony huk;
W źrenicach ich
sunący kil, okręt - odwagi próg:
No cóż jest to dowód, że
z wiekiem trzeba zapisywać więcej. Głowa już nie ta. Kiedyś... a
tak, kiedyś to mogłem opowiadać dowcipy „z głowy”.
Podejrzewam, że czasami zapraszany byłem specjalnie dla tej zdolności.
Teraz już nie sypię kawałami jak z rękawa. Po pierwsze internet
to kopalnia dowcipów a poza tym w każdej stacji dorabiają sobie
wszelkiej maści kabarety, które jak zauważyłem, bezlitośnie
zapożyczyły i przerobiły dotychczasowy dorobek satyryczny.
Może to odpowiedź na
pytanie, dlaczego nie oglądam kabaretów? No może poza tym
literackimi. Przy okazji przypomniał mi się kolega który w trakcie
tych moich występów non profit, zapisywał dowcipy po to by kiedyś
przeczytać i zabłysnąć.
Ponieważ w dowcipie jest
trochę tego wprowadzenia w sytuację, znajmy nie zapisywał całych
dowcipów a tylko celne pointy.
Wychodziły z tego zabawne
historie. Kiedyś uganiał się za mną z pytaniem:
Antoni ! Nie wiesz co to za
dowcip, co się kończy kwestią – Ludzie, ludzie, idę się
dup..yć ?
Teraz takie pytanie można
wpisać w wyszukiwarkę internetową.
Z iluż to cieniasów taka
wyszukiwarka zrobiła intelektualistów?
A z iluż, przez nieuwagę,
odwrotnie?
A w kabarecie, to znaczy w
polityce zmiana rządu. Spekulacje i giełda nazwisk. Termin
konferencji przesuwany na później. I wiadomości co to przykrywają
inne wiadomości.
Nie podniecam się tym, bo
wbrew temu co niektórzy sądzą i w moim wieku można posiadać spory
wachlarz ciekawszych afrodyzjaków.
Poza tym i w czasach PRL-u
dokonywano wymiany na stanowiskach. Wtedy nazywało się to
reorganizacją.
Bez zapisywania pamiętam
taki dowcip z tamtego okresu
-Tato – pyta syn ojca –
co to jest ta reorganizacja i jak się ją robi ?
- Synu pokażę ci to na
przykładzie.
Podszedł do drzewa na
którego gałęziach siedziały ptaki.
Potrząsnął pniem. Ptaki
poderwały się i zaczęły nerwowo krążyć w powietrzu. Po chwili
uspokoiły się jednak i na powrót usiadły na drzewie.
- To jest właśnie
reorganizacja.
- Ale to są te same ptaki na tym samym drzewie –
zauważył zgrabnie syn
- Tak, ale każdy z nich
siedzi na innej gałęzi.
Przyszło mi to do głowy gdy usłyszałem rano nazwiska ewentualnych kandydatów.
Moja żona robiła maturę po francusku poza granicami Polski. I to, co jej się tam najbardziej podobało, to własnie podejście do lektur. Okazuje się bowiem, że nie istniało tam pytanie "co autor chciał przez to powiedzieć", tylko obowiązywało podejście "moje odczucia po lekturze". I podobno, jeśli tylko potrafiło się własne zdanie odpowiednio uzasadnić, to przechodziło wszystko, co było w granicach języka kulturalnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I to mi się właśnie podoba
UsuńPozdrawiam
Nie odczułam tego przymusu jedynej interpretacji, bo namiętnie czytałam księgi zakazane pod ławką i gadałam to, co chciał nauczyciel, byle mi dał spokój. Nie wydaje Ci się, że każda interpretacja jest właściwa? Bo cóż to zmieni, jak przekażę swoją, kiedy tak naprawdę nikogo to nie obchodzi, a jeżeli obchodzi to na krótki moment? Moment dyskusji, o której potem się zapomina? No, może pozostanie na krótko jakiś niesmak, jakieś zdziwienie lub podziw dla kogoś, kto interpretuje inaczej. Wtedy, w tamtych czasach własna interpretacja utworu szkolnego była wyrazem buntu, buntu przeważnie młodzieńczego (a nie jakoś specjalnie politycznego), bo taki to był okres rozwojowy. No i bardzo niewielu uczniów tak naprawdę inaczej/interesująco interpretowało dane utwory. Z doświadczenia nauczycielskiego wiem, że kiedy daje się wolną rękę w interpretacji, to możemy szybko zejść na manowce i stracić całą lekcję, bo szybciutko małolaty podłapią, że każda interpretacja jest dozwolona, nawet ta najgłupsza. Problem jest w tym, w jakim kierunku nauczyciel poprowadzi wątek, na ile "popuści", czy będzie potrafił omówić kilka uczniowskich interpretacji, czy wskaże tę najbardziej zbliżoną zamysłowi autora. Nie ograniczałam uczniów, bo już nie musiałam. Podczas mojej pracy nie było narzucanych "z góry" interpretacji.
OdpowiedzUsuńMówię o swobodnej interpretacji oczywiście w granicach rozsądku. Rolą nauczyciela powinno być naprowadzić a nie wymusić. Otworzyć oczy i być przewodnikiem. Ale to tylko takie moje wyidealizowane wyobrażenia o nauczycielu i mistrzu.
OdpowiedzUsuńCzytałem i wiem od ludzi z zawodu, że rolą nauczyciela nie jest nauczyć a zrealizować program nauczania.
Wyidealizowałem sobie ten zawód
Przepraszam
Nie tylko Ty wyidealizowałeś. Mnóstwo nauczycieli chciało i pewnie chce być takim "normalnym ideałem", ponieważ ten nasz ideał powinien być normalnością. Wyleciałam, bo nie mogłam taką być. Niestety, a może stety, ten bunt z lat młodości został i nie mogłam się pogodzić, że muszę "tylko realizować program" i nie mam czasu na danie uczniom możliwości swobodnej interpretacji. Mogę teraz tylko współczuć nauczycielom kreatywnym, że szkolna rzeczywistość skutecznie ich dusi i ciągle dziwić się, że nauczyciele przyzwalają na taki stan.
UsuńPrzykład z reorganizacją świetny:)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńCałkiem, jak z tymi treblinkami o wielkim przesłaniu artystycznym w filmie "Nie lubię poniedziałków". Niestety, ideologię zawsze się dorabiało do wszystkiego. Nawet do kleksa na płótnie, jeśli miał być dziełem wiekopomnym.
Pozdrawiam serdecznie.
Tak, zawsze jest jakaś ideologia
UsuńPozdrawiam
No cóż ,skoro " Ptasiek" niezmienny, to i jego ptasiarnia ta sama. Ale kiedyś przyjdzie drwal i wyrąbie to drzewo...
OdpowiedzUsuńW mojej klasie byłbyś hołubioną perłą.Uwielbiam jak uczniowie łamią schematy i dokonują własnej interpretacji. Nie mogę Ci pomóc w kwestii kapitana, ale znając Twoje zamiłowanie do swobodnej interpretacji może miałeś na myśli Agatkę, co to wolała pistolecik generała, od armatki Jacka, tylko skąd ten kapitan, wszak na szarżach się znasz. Co poeta miał na myśli? pytanie pozostaje otwarte ...Hanula
Ale to się już nie zdarzy. Nie cofnę czasu
UsuńPozdrawiam
Nic to, pozostaje nam inna forma hołubienia perły / perełek/ Twoich wolnych interpretacji. Hanula
UsuńPS Tylko z tym stawianiem pał mam dylemat...dobrze to czy źle w edukacji?
Miałam szczęśliwie bardzo dobrą polonistkę, która ukazała nam całe tło historyczne, a nie tylko literackie, dlatego w wielu przypadkach zaufałam w jej interpretacje. Tym bardziej, że zezwalała też na własne uwagi odnośnie czytanych lektur. Reorganizacja - rekonstrukcja - jeden pies!
OdpowiedzUsuńJa i tak wychodziłem poza sztywne ramy
UsuńPozdrawiam
Z jednym się zgodzę. Przybywa lat i już nie wystarczy jakieś zapisane słowo, hasło, cytat aby sięgnąć do niego i wiedzieć co miało się na myśli przy zapisywaniu. Teraz wypadało by nosić jakiś dyktafon i szerzej to ująć.
OdpowiedzUsuńCo do przykładu z ptakami na drzewie, to ja też lubię cytować tę scenkę . Jaś Pietrzak miał kiedyś taką scenkę kabaretową o tytule "Roszada". Podobnie się dzieje obecnie. Ten tu, tamtego damy tam i będzie po zmianach
Pozdrawiam
Pietrzak grał wtedy w szachy, o ile pamiętam.
UsuńJa nie noszę dyktafonu, w końcu nie jestem kelnerem
Pozdrawiam