31 października 2008
| |
Odchodzą wielcy a jeżeli do tego są bliscy żal jest większy. Bardzo zasmuciła mnie wiadomość o śmierci Williama Whartona. Ten autor tak sztandarowych dzieł jak Ptasiek i Tato popełnił jeszcze przynajmniej dziesięć innych .Najbardziej podobał mi się Dom na Sekwanie nie ze względu na jakiś szczególny artyzm lub wyjątkowy temat. W książce opisuje on krok po kroku problemy związane z remontem i adaptacją starej barki rzecznej na mieszkanie. W książce jest wiele zabawnych czasem irytujących ale z reguły pozytywnie rozwiązanych problemów natury inżynierskiej związanych z wykonywaniem tych prac przez artystę malarza i pisarza zarazem czyli
humanisty. Ten trud podjęty ponad miarę artystycznego usposobienia był
mi bardzo bliski. Ja też otrzymałem w prezencie od życia możliwość
remontu starej , zapadającej się chałupy. W początkowym okresie wydawało mi się że sprawne ręce młotek piła i kilka gwoździ załatwią całą sprawę . Jak Wharton przyszło mi się zderzyć z realizmem życia i popełnić wiele błędów. Książkę czytałem po tym remoncie i co rusz odnajdywałem analogie do sytuacji które sam przeżyłem. Aż dziwne a zarazem śmieszne wydawało mi się że ludzie popełniają tak podobne gafy . Książka ta była bodźcem do przeczytania innych . Nie żałuję. Wharton poprzez swoją malarską naturę nie pisał a raczej malował swoje książki , pełne opisów , kolorów cieni i półcieni które sprawiały mi prawdziwą frajdę. A pomyśleć że w młodości czytając Nad Niemnem czy przygody Tomka omijałem jak mogłem opisy przyrody . Nauczyłem się od Whartona jak patrzeć na obrazy . Z jakiej odległości aby być najbliżej odczuć malarza w trakcie aktu tworzenia a także żeby pod żadnym pozorem w trakcie analizy dzieła nie pocierać dłonią podbródka bo to ponoć typowa cecha pozera. Tamtej jesieni popełniłem pewien błąd zaraz po Whartonie wziąłem się za Forrest Gumpa Winstona Grooma . Po przeczytaniu dwóch rozdziałów musiałem odłożyć książkę na półkę i wróciłem do niej dopiero za jakiś czas . W porównaniu z Whartonem książka Grooma wydawała mi się pisana wojskowymi komendami suchymi ,prostymi zdaniami. Tak Wharton potrafił zepsuć czytającego . Dzięki więc za to zepsucie i rozpasanie
|
29 października 2008
| |
Jest taki dzień czasem mglisty czasem słoneczny. W kalendarzu oznaczony czerwonym kolorem . Dzień pamięci o zmarłych - Wszystkich Świętych od jakiegoś czasu również pierwszy dzień kiedy w jesienną pogodę zakładając futro nie będziemy de mode . Kult zmarłych tak ważny w naszej obyczajowości i równocześnie tak swojsko
polsko traktowany przez rodaków. Groby nawet te zapomniane przez cały
rok teraz przemyte wybłyszczone , przybrane kwiatami. Pojawiamy się na
nich od rana zapalając znicze
jednen , dwa , trzy .Niektórzy popadając w maksymalizm zastawiają cała
płytę szkiełkami i cierpliwie parząc palce rozświetlają bańkę za bańką .
Czyżby jakieś wyrzuty sumienia wobec zmarłego czy tylko chęć pokazania
swego nowego statusu materialnego doprowadzają do takiego maksymalizmu.
Mówi się że człowiek żyje tak długo jak długo żyje pamięć o nim. Pamięć o czynach , gestach, zachowaniach. Nie ilość zapalonych lampek , wielkości chryzantem w doniczce i połysk uzyskany w polerowanym granicie. Ostatnio dzieje się tak że wszechobecny granit czy marmur zagościły nawet na wiejskich cmentarzach które połyskują w słońcu zamaszystymi złoconymi literami nazwisk zmarłych, załamaniami cudownie wyszlifowanego kamienia czy tez ostatni hit kolorowymi szatami Jezusa przy tabliczce z nazwiskiem zmarłego. Zaginął gdzieś indywidualizm cmentarzy .Takich z rzeźbionymi Chrystusami jak na Pęksowym Brzysku w Zakopanem . Nie ma rzecznych głazów na mogiłach wszędzie niepodzielnie króluje granit . Z podrzuconego przez kamieniarza prospektu wydanego na całą unię europejską wybieramy kształt napis i gotowe. Kamień pochodzi z Polski , Rosji Chin a nawet Południowej Afryki. Przykrywamy naszych zmarłych prefabrykatami okładamy kamieniem . Na nic zdają się apele nawet wielkich umysłów. W trakcie licznych wizyt na Podhalu ks Józef Tishner apelował o opamiętanie w tej dziedzinie tłumacząc po chłopsku że murowana studnia powoduje reumatyzm nawet po śmierci.
Z okazji zbliżającego się święta pomstujemy więc na konieczność sprzątania grobów , na korki przed cmentarzami i brak miejsca na parkingach. I te ceny złodziejskie . A potem wpadamy w ten młyn i napędzamy koniunkturę .Oprócz wszystkich świętych swój dzień ma również Merkury
. Dla kogo robimy to wszystko? Dla poprawy własnego samopoczucia? .
Będąc dzieckiem chętnie spacerowałem z rodzicami na cmentarz i być może
mniej zwracałem uwagę na ustawienie lampki na grobie dziadka który zmarł 18 lat przed moim urodzeniem i był dla mnie tak bardzo odległy i nieznany niż
na inną coroczną tradycję . Braliśmy kilka lampek które zapalaliśmy na
grobach żołnierzy i nie ważne było wtedy czy nad grobem dominuje krzyż
czy czerwona gwiazda. Polityka była mi tak odległa a żołnierz to żołnierz daleko od domu .
Wybieraliśmy też z ojcem mogiłę na której nie świeciła się żadna
świeczka. Pamiętam że wywoływało to w moim młodym umyśle zawsze duże
wzruszenie . Podobały mi się warty harcerzy przy grobach i to właśnie
na cmentarzu podjąłem decyzję że zostanę harcerzem . Był to czas kiedy marmurowy
nagrobek należał do rzadkości. Posiadali go miejscowi przedstawiciele
small biznesu bo na większy nie było przyzwolenia państwa. Prężyła się
więc wdowa po piekarzu pocąc się niemiłosiernie w karakułowym futrze
zapalała lampkę za lampką budząc żywe dyskusje przechodzących. Bohaterowie wojenni i zwykli ludzie posiadali mogiły obłożone świeża darnią i
wbitym metalowym lub drewnianym krzyżem .Groby te starzały się
,obumierały robiąc miejsca następnemu pokoleniu zmarłych biorąc udział w
swoistej sztafecie pokoleniowej . Potem niebezpiecznie pojawił się
wynalazek socjalizmu lastrico i tak to się zaczęło . Dzisiaj gdy patrzę na tą zimną sterylną elegancję nagrobków zastanawiam się dokąd doszliśmy. Dziewięćdziesiąt procent formy i tylko trochę treści. Dokąd doszliśmy ze złodziejami zniczy, wiązanek , w końcu liter z tablic i wizerunków Chrystusa zabitego młotkiem i sprzedanego w składnicy
złomu . Jest potrzeba jest profesja tylko gdzie więc zaszło ludzkie
człowieczeństwo. Kasa misiu kasa jak słyszałem ostatnio w TV. Zabawne
żaden z tych leżących poniżej poziomu gruntu już jej nie potrzebuje. Podoba mi się forma czczenia pamięci zmarłych praktykowana w kulturze judaistycznej. Tam przychodząc
na grób bliskich kładzie się na nagrobku mały kamyk. Proste , tanie a
dodatkowo powszechnie pogardzane przez złodziei . Nie czcimy więc
rozbuchanego Merkurego który już próbuje dołożyć do tego
niepowtarzalnego dnia w roku jeszcze haloween , tak obce naszej kulturze
kultu zmarłych. Ale cóż słupki marży ze sprzedaży są bez uczuciowe i
bezwyznaniowe. Dla ludzi z zagranicy szczególnie tych nastawionych na poznawanie obyczajów innych uroczystości
wszystkich świętych są fascynujące i niezapomniane. W pamięci mam moją
Francuzkę ,zafascynowaną polska kulturą która adoptowała nawet chore polskie dziecko . Nie chciała wyjść z cmentarza podziwiając
na nowo i na nowo podświetlone mogiły. Na zachodzie szczególnie po
śmierci jesteś bardziej samotny. Wieczorem wygląda to fantastycznie I jest to jedyny dzień w roku kiedy bez lęku mogę chodzić tu wieczorem. Odczuwa się paradoksalnie ciepło tego miejsca i
mam nadzieję że nie wynika to jedynie z mnogości zniczy. I mógłby ten
dzień stać się polską specjalnością eksportową , oczywiście nie w
znaczeniu handlowym. Cały czas pragniemy coś dać Europie . Zacznijmy od
rzeczy prostych .Jednak najpierw wyczeszmy ideę z rozbuchanej komercji .
Słysząc jednak utyskiwania na konieczność wygospodarowania czasu do obsługi nowoczesnych grobowców , będąc przeciwnikami murowanych piwniczek i tym podobnych architektonicznych form cmentarnych zapowiedzieliśmy z żoną dzieciom naszym i
sobie nawzajem : po śmierci kremacja a urna z powodzeniem zmieści się w
kolumbarium . Gdzie nie trzeba tyle zabiegów by miejsce wyglądało
przyzwoicie. Wystarczy też jedna świeczka czy lampka. Nie miałbym nic także przeciwko temu aby prochy moje rozsypać nad moimi ukochanymi górami ale tego ponoć nie dopuszcza polskie prawo.
Przecież człowiek żyje tak długo jak długo żyje pamięć o nim.
A reszta to tylko dekoracje.
foto : Fragment ulotki reklamowej popularnego marketu
|
27 października 2008
| |
- Einundzwanzig , zweiundzwanzig , drei mówiłeś i rzucałeś śrapnelem. A co to znaczy dziadku? - Dwadzieścia jeden , dwadzieścia dwa , trzy. A nie można było tak dziadku po polsku raz dwa trzy - Nie bo takie były komendy. Mój dziadek nie z wermachtu a taki zwykły walczący w czasie I wojny Światowej w austriackiej armii za Najjaśniejszego Pana Cesarza Franca Jozefa. Walka ta i podróż po prawie całej europie wywarła na nim tak niesamowite wrażenie że została w nim na zawsze . Wspomnienia z drugiej wojny nie były już tak ostre i pomimo że cudem uniknął wywózki do Niemiec właśnie tej pierwszej wojnie poświęcał więcej serca i wspomnień wprowadzając zamęt w naszej szczeniackiej niedouczonej głowie i konsternacje u naszych rodziców na niektóre jego wiarusowe opowieści. Ponieważ z dziadkiem widywałem się rzadko tak około trzech razy
w roku byłem dla niego świetnym słuchaczem . Wiejskie dzieci jego
najmłodszej córki cierpiały od nadmiaru opowiadań i nie zwracały na nie
uwagi co więcej widząc rodzącą się w oczach dziadka chęć wspomnień
starały się nie wchodzić w strefę rażenia. Wchodziliśmy więc w drzwi
domu dziadka początkowo starej drewnianej chałupy krytej jeszcze wtedy słomianą strzechą a później gdy wybudowano nową stara
szybko uległa zapomnieniu i oddała ostatnie tchnienie pod siekierami i
piłami dzieci które ochraniała przez lata tak i dziadek nie bardzo
wkomponował się w nowe miejsce i najpierw podupadł na pamięci potem na
zdrowiu a potem odszedł cicho razem ze swoimi wspomnieniami. Od progu
szukałem wzrokiem dziadka aby przywitać się z nim i spotkać z twardym
siwym zarostem czego akurat nie lubiłem ale trwało to tylko chwilę i
zaraz po tym jak wręczałem mu karton papierosów marki Sport .Dziadek wkręcał jednego w pożółkłą lufkę fachowo
pozbywając się poprzedniego peta wprawnym trzepnięciem dłoni o dłoń.
Zapalał zaciągał się głęboko a następnie poklepywał siedzisko
drewnianego zydla przyzwalając mi na siadanie i włączając mnie do swego tajemniczego kręgu. Siadałem lekko spłoszony nie oswojony jeszcze z dziadkiem a on zaczynał : Siedzimy w okopach w górze cepeliny. Masingwery grają , śrapnele latają kur… dziod . - Tato nie klnijcie - mówili rodzice. Ale w trakcie opowiadań przerywników tych nigdy nie postrzegałem jak przekleństw. Ojciec tłumaczył mi później że cepelin
to taki wojskowy balon, masingwer to karabin maszynowy a śrapnel to
granat . – W około ruskie a my strzelomy do nich od dwóch dni . -
Dziadku pomyliłeś się myśmy z Rosjanami walczyli przeciw Niemcom . - Nie
my walczyli z Niemcami przeciw ruskim. Boże mój wysilałem cały umysł
aby ogarnąć tą sytuację która wydawała mi się tak nieprawdopodobna.
Przeciw ruskim to zupełnie nie możliwe. Przecież uczestniczyłem w tylu szkolnych akademiach na cześć . Przyjmując trochę jak bajkę te dziadkowe opowieści w niedługim czasie znałem już komendy musztry i fechtunku gwerami a nawet takie rzeczy jak kategorie
diety w wojskowym lazarecie . Dziadek odtwarzał bowiem po kolei jak
taśma magnetofonowa. Okraszone polsko austriackimi wierszykami czasami romantycznymi jak ( piszę bardzo fonetycznie ):
Maine libe Kaśka pisałem do ciebie cwaj bryf a tyś mi nawet ajc nie odśrajbowała.
Co miało znaczyć :
Moja Kasiu Kochana napisałem do ciebie dwa listy a ty mi nawet na jeden nie odpisałaś
Lub takie całkiem pieprzne O babie co to wyszła na rynek i coś pokazała zgromadzonym tak ludziom . Wznosiło się wtedy głośne wypełnione dezaprobatą : tato !!!
Rodzynkiem było opowiadanie o tym jak to dziadek wraz z grupą pojmał do niewoli kilku taliańskich żołnierzy i w nagrodę za ten wyczyn udekorowany został przez samego Cysorza Franciszka Józefa Krajcem drugiej kategorii . Cesarz pośratał się z nim ( podał mu rękę) a potem powiedział : róbcie tak dalej frajter. Ale ja se pomyślałem że jak będę tak dalej robił to mi w końcu łeb odstrzelą. Proponowano mu również aby został gefrajtrem ale odmówił bo ponoć gefrajter musiał jako pierwszy wybiegać z okopów. Tak więc dzięki chłopskiemu poczuciu dystansu do rzeczywistości dziadek zachował głowę na karku i dotarł do morza śródziemnego gdzie wrzucił do wody karabin i
wrócił do domu z krzyżem zasługi drugiej kategorii , i bagnetem którym
przez najbliższe 60 lat obierano buraki a który zmarł potem z nudów w
wiejskiej izbie pamięci narodowej. Medal również
gdzieś się zapodział bo miejsca w starych chałupach gdzie chowano
pamiątki zbyt często odwiedzały myszy i inne szkodniki wliczając w to
dzieci.
Czasem dziadek dokładał jeszcze opis cierpień jego kolegi z oddziału który w bólach umierał po wybuchu granatu ,albo z udziału w plutonie egzekucyjnym. Ale tych opowiadań nigdy nie dane mi było dosłuchać do końca bo rodzice zamykali temat. Uczestniczyłem natomiast w lekcji fechtunku składając ręce jakbym trzymał karabin w ręce raz w trakcie takich zabaw dziadek już wtedy po 90- tce zblokował mnie tak skutecznie aż spadłem z krzesła wzbudzając zdziwioną miną wesołość otoczenia.
Dziadek zdążył jeszcze zaakceptować mój ą kandydatkę na żonę i
pogrążył się w swoim świecie. Zamykając się w nim na dłużej coraz
dłużej . Mylił osoby , daty , miejsca. Coraz bardziej uciążliwy dla mieszkających z nim członków rodziny . Ze smutkiem patrzyłem na nieobecnego coraz bardziej dziadka. On zaś któregoś dnia zachorował na przeziębienie w efekcie którego w ciągu tygodnia odszedł . I tak to wiarusowi armii austriackiej nie wojna a bzdurne przeziębienie zdecydowało o kresie jego życia. Po prawdzie on już od kilku lat szykował się do spotkania ze swoją Kaśką i może to ona przyszła po niego tej jesiennej nocy.
|
26 października 2008
| |
Pracująca sobota. Upiorny poranek po piątkowym wyluzowaniu .Rano wstaję i
już wiem że nie pojadę do pracy samochodem .Już wczoraj przezornie z
Internetu wydrukowałem sobie rozkład jazdy autobusów MPK tak więc
wiedziałem jak wyjść z domu .Na pustawym o tej godzinie w sobotę przystanku łapałem promienie jesiennego
ale jeszcze ciepłego słońca. Uzbrojony w gazetę pogodzony z sytuacją
wyczekiwałem sylwetki autobusu która miała zamajaczyć na horyzoncie. Pierwsze zdziwienie , bus podjechał punktualnie . Mile zaskoczony wszedłem
do środka i zająłem wygodne miejsce siedzące. Zmieniły się czasy
pomyślałem szeroko rozkładając gazetę . Panoramiczne szyby i
głośnikowa zapowiedź najbliższych przystanków dopieszczały mnie w tych
trudnych chwilach człowieka z syndromem dnia wczorajszego. Ponieważ kurs obliczony był na jakieś trzy kwadranse z nad gazety dobiegać mnie zaczęły wspomnienia z czasów gdy na liniach czerwonych autobusów kursowały tzw ogórki oraz pierwsze berliety . Przystanki zatłoczone do granic możliwości autobusy nie trzymały się żadnych norm i Tylko umiejętne ułożenie się w pojeździe gwarantowało oddychanie również pomiędzy przystankami czy ocalenie chociaż części guzików w
ubraniu. Zajmowanie miejsca w autobusach przypominało przygotowania do
bicia rekordu pojemności . Ludzie wchodzili, wchodzili i ginęli gdzieś w
czeluści pojazdu. Gdy maszyna była już pełna następowało tzw dopychanie
. Kolega stawał na ostatnim stopniu wejścia łapiąc się oburącz poręczy
zainstalowanych na drzwiach . Tworzył taką ścianę w którą pozostali dwaj
uderzaliśmy z rozpędu aby dobić i ścieśnić to co już ubite i ścieśnione
było do granic możliwości . Zwykle udawało się uzyskać miejsca jeszcze na dwie do trzech osób . Potem jeszcze wciągnąć
powietrze aby drzwi domknęły się automatycznie ponieważ kierowca nie
ruszy. W ostateczności kierowca opuszczał swoje miejsce pracy i sam przy
pomocy rąk i nóg a szczególnie butów dokopywał
drzwi w celu całkowitego zasunięcia . W takiej to atmosferze kursował
na przykład autobus linii 129 z dworca w Krakowie już od pierwszego
przystanku na Dworcu Głównym. Kiedyś w nowym berliecie na
wskutek naporu ludzi otwarła się szyba bezpieczeństwa i kilka osób co
prawda z nogami w środku tułowiami wystawało na zewnątrz . W tak
cudownie wygospodarowane miejsce natychmiast
zaparkowało klika nowych osób. A potem nikt nie chciał ustąpić. Raz
jeden kolega nie mogąc znaleźć podparcia pod choćby jedną nogę jak małpa
złapał się uchwytu sufitowego i razem z oderwaną rurką wylądował d..ą na
bruku . Trwał tak zdziwiony z rurą w ręce aż kierowca nie zabrał mu jej
i nie pozostawił z bolącym tyłkiem na ziemi . W tej to atmosferze
wyruszaliśmy a codzienne trasy. Niektórzy ryzykowali brak możliwości
wysiadki na właściwym przystanku i wracali dwa przystanki na nogach lub czym popadnie. Zjednoczeni wspólnym bólu i trosce staraliśmy się być mili i grzeczni wobec współtowarzyszy nie trasy a
niedoli. Kwitły więc mądre sentencje i odpowiedzi na pytania w stylu:
Pan teraz wysiada ? . – Droga Pani nigdy między przystankami . Bądź apel
do szturmujących pojazd: - Ludzie kochani autobus nie
prezerwatywa nie naciągnie się . Czy też : Nie pchaj się Pan na chama !
. – Oj przepraszam bardzo ale nie wiedziałem na kogo sę pcham . Z
ciekawych doświadczeń pamiętam kiedyś ścisk tak ogromny że tłum
przyblokował mi dłoń na piersi jakiejś miłej dziewczyny . Spłoniła się
ja w pierwszym odruchu próbowałem wyrwać rękę ale bez rezultatu .Poczuliśmy się nieswojo. Ona powiedziała w końcu nie szarp się nic nie szkodzi. A ja chciałem żeby to było pomiędzy tymi najdalej położonym przystankami. Zycie i dyskusje w autobusie tworzyły dowcipy powtarzane potem na imprezach w stylu . W autobusie : Panie weź Pan tą rękę. Nie do pana mówię , do tego drugiego . W
takiej to atmosferze powrotu z pracy czy uczelni hasło w stylu bileciki
do kontroli wywoływało salwy szczerego śmiechu. Z zamyślenia wyrwała
mnie nazwa mojego przystanku. Zmieniło się wyskoczyłem radośnie z
autobusu wprost na rozchybotaną płytę chodnikową. Brudna woda z pod
betonu zachlapała mi buty i spodnie prawie do kolan. Zmieniło się ale nie wszystko.
|
24 października 2008
| |
Żonie mojej dedykuję
Rzadko Ci mówię że Cię kocham
Przyznam to szczerze bez urazy
Ale przy innych rzeczach pragniesz
Żebym nie mówił Ci dwa razy
Poglądy zresztą na uczucia
Mieliśmy różne Ty i ja
Odmienność jednak od ćwierćwiecza
Skutecznie łączy serca dwa
Czynić codzienność nie tak szarą
W potrzebie poczuć bliskość czyją
Ważniejsze ? niż usłyszeć słowa
Co formą jak pociskiem biją
Szeptane niczym jakaś mantra
Wypowiadane wciąż od nowa
Przy których jedni czują przesyt
Od których innym szumi głowa
Bądź pewna - masz się gdzie przytulić
Choć czasem wzbudzam w Tobie złości
A wszystko co tu napisałem
Wyznaniem mojej jest miłości
|
23 października 2008
| |
Sofia i metalowa muzyka a do tego chińska knajpa brzmi to może trochę orientalnie a jednak. Trzy lata temu w ramach służbowych delegacji odwiedziłem Sofię stolicę administracyjną i kulturalną Bułgarii. Samolot wylądował
na lotnisku i taksówką udaliśmy się do zarezerwowanego hotelu.
Wkraczając w świat cyrylicy nie czuliśmy się bardzo osamotnieni bo
przecież przez prawie 10 lat te wschodnie bukwy wciskano nam do głowy w ramach uzewnętrznienia przyjaźni między państwami demokracji ludowej. Czas najbliższy pokazać miał jak bardzo mylące są te poglądy . O ile w hotelu zameldowano nas bez problemu ,może dlatego że pokazaliśmy imienne rezerwacje o tyle zamówienie czegoś w restauracji wymknęło się spod kontroli. Menu po bułgarsku i
nie wiedzieć czemu niemiecku nie dało nam odpowiedzi na pytanie co
chcielibyśmy zjeść .Zdaliśmy się na instynkt i znaki pradawnych ludzi -
pismo obrazkowe. Na restauracyjnych serwetkach narysowaliśmy barana z zakręconymi rogami ponieważ stereotyp kraju
pasterskiego wyniesiony jeszcze z podstawówki zadziałał w nas silnie.
Kelnerka zaprzeczyła kiwając głową na boki. Potem przyszły krowa, świnia
i ryby .Efekt taki sam .
Narysowanemu kurczakowi zdecydowanie zaprzeczyliśmy.Nie wiedząc do końca
na co kelnerka przyjęła zamówienie i ku naszej rozpaczy otrzymaliśmy
półmiski z drobiem. Cholera jasna dlaczego ? Po drugiej butelce wina przypomnieliśmy sobie że Bułgarzy inaczej kiwają głową na potwierdzenie i zaprzeczenie. Bułgarskie wino ( dobre ) złagodziło żal z nieudanego biesiadowania .Decyzja na jutro Fast food tam
też z reguły potrawy są sfotografowane wystarczy pokazać zdjęcie. To
nasze dekadowe nauczanie rosyjskiego przydało się w Bułgarii psu na budę
ponieważ ta najwierniejsza córka układu RWPG w obozie socjalistycznym demonstracyjnie wszem i wobec manifestowała zerwanie więzów łączących ją z wielkim bratem .Dzień następny .Negocjacje wizytacje czas wolny. Z egzotycznych wycieczek zwoziłem synowi płyty CD z muzyką metalową z danego kraju. Czyż może być coś ciekawszego niż metal po bułgarsku . Tutaj akurat poszło mi prosto Trzy
angielskie zdania zdziałały cuda i oto w rękach mych tkwiła płyta Cd
Bułgarskiego zespołu Epizod . Groźne miny i długie włosy wykonawców na zdjęciach wewnątrz płyty przekonywały mnie o trafności wyboru. W poszukiwaniu Fast foodu dotarliśmy do chińskiej knajpy Podjęliśmy to ryzyko i weszliśmy do środka. Obsługę prowadziła starsza Chinka która z bułgarskiego menu znała tylko liczebniki zamawiało się potrawę dwa , trzy lub siedem. Za pomocą wczorajszych rysunków na serwetkach głośnego pochrząkiwania i stukania się po własnych żebrach złożyliśmy zamówienie o dziwo otrzymaliśmy dokładnie wszystko co zamawialiśmy . Ogrom spożytego ryżu i wspaniałe żeberka w ostrym sosie rozleniwiły nas .Wino bułgarskie ( bardzo dobre ) ganiało już w żyłach powodując ogólne zadowolenie . Jedynie muzyka w stylu Chin disco nadawana przez satelitę gdzieś z dalekiego wschodu trochę
przeszkadzała ale w tej sytuacji nie bardzo. Knajpa raczej pusta
ponieważ poza naszą trójką gdzieś w kącie smętnie siedziała dwójka starszych ludzi. W tej to atmosferze przypomniałem sobie o zakupionej płycie. Rozpakowałem ja i oglądałem wkładkę . Jakby z pod ziemi wyrosła przede mną starsza Chinka . Składając w charakterystyczny sposób dłonie i kłaniając się lekko na migi zaproponowała mi odtworzenie płyty w lokalu. Odmówiłem gestem . Nalegam pokazywała
Chinka. Co Ci zależy – powiedzieli koledzy. Co mi zależy stwierdziłem. I
podałem pudełko kobiecie. Satelita wygaszona sprzęt przygotowany. Płyta wystartowała . Pierwsze dźwięki cerkiewnego chóru z początku ciche spowodowały pogłośnienie sprzętu . Prawda przyszła za chwilę . Mocny akord gitary , uderzenie perkusji wyrwały cały lokal z letargu. Przestraszona Chinka spojrzała mi w oczy . Podniosłem kciuk do góry manifestując swoje zadowolenie. Gest ten został przez nią przyjęty w zamierzony przeze mnie sposób i kobieta odstąpiła od sprzętu, zderzając się z kucharzem który z nożem do krojenia mięsa wypadł z zaplecza ponieważ odniósł wrażenie że oto na spokojny lokal dokonano napadu tak strasznego że walczyć o życie przyjdzie. Kobieta wskazała na mnie palcem i uspokoiła personel. Wrócili na zaplecze a ona pozostawała w gotowości by natychmiast wyłaczyć sprzęt gdybym tylko kiwnął palcem. Nie kiwnąłem natomiast aby przełamać wszechobecne
w lokalu Qui pro quo zamówiliśmy butelkę wina a potem jeszcze następną .
Już po drugim utworze w knajpie zaczęli pojawiać się osobnicy w
czarnych skórzanych kurtkach rozglądając się ze zdziwieniem na boki węsząc o co chodzi. Dodam że jeden głośnik wystawiony był na ulicę. W połowie płyty cała knajpa tętniła życiem. Czasem o powodzeniu lokalu nie decyduje menu a muzyka . Wspominam to wydarzenie ponieważ wczoraj znalazłem ta płytę w nieczynnym od dwóch lat odtwarzaczu CD . Ot taki Epizod
|
22 października 2008
| |
Pozwól mi Panie wznieść się ponad życia codzienność
Dostrzegać wszystkie barwy dnia chociaż otacza mnie ciemność
Wystrzegać się wszelkich uprzedzeń I ogólników nie używać
Myśleć , działać, przewidzieć co będzie z tego wynikać
W przyjazny dla innych sposób wykorzystywać swą wolę
By w oczy bez wstrętu spojrzeć gdy rano przed lustrem się golę .
Zachwycać drzewem co stoi , cieszyć się wodą co płynie
Podziwiać ptaka w locie zanim to życie przeminie.
A jeśli to niemożliwe , Masz plan swój boski to wiem
Więc proszę tylko o jedno Daj przeżyć jutrzejszy dzień
|
21 października 2008
| |
Sklepy cynamonowe takie jak u Brunona Szhulza należą już
do przeszłości .Umierały jeden po drugim zamęczone najpierw przez nie
znoszące konkurencji Społemowskie sklepy a następnie w dobie wolnego
rynku Markety super i hipermarkety ogólnohandlowe. Te stare sklepy pełne niepotrzebnych jak mi się wydawało rzeczy , denerwowały swoją prowincjonalnością , paździerzowym wyposażeniem i zarozumiałymi sprzedawcami którym
ze względu na deficytowość dóbr konsumpcyjnych kłaniała się cała elita
intelektualna miasta z panem doktorem ,panem sędzią i innym ważnym osobom .Jedynie chyba księdzu dobrodziejowi kłaniał się taki kierownik ponieważ tu już nie chodziło o zaspokojenie cielesne a o zbawienie duszy. Żyliśmy pośród tych małych sklepików nie denerwując się na jakość towaru czy estetykę wnętrza z prostego powodu nie znaliśmy alternatywy. Ci nieliczni którzy dostąpili zaszczytu zwiedzania takiego na przykład Paryża docierali zaledwie do TATI-ego gdzie co prawda w bród było towaru z Chin , Egiptu i Indii ale i obsługa była na takim samym poziomie.
Tak więc wyrastałem przy kioskarzu który prowadził sprzedaż wiązaną i gdy chciało się kupić Panoramę obowiązkowo dokupić trzeba było Gazetę Krakowską .
Sprzedawcę sklepu metalowego który prowadził sprzedaż części rowerowych Alen gumkę na wentyle sprzedając ciął na kawałki aby nie robić z nich procy. Jednakże zakupy dokonane w jego sklepie pakował w stare strony kolorowych gazet i przy odrobinie szczęścia można było kupić rowerowy łańcuch zapakowany w jakąś cycatą panienkę których zdjęcia raz w tygodniu publikowała Panorama Zachodnia. Ze dwa razy zaliczyłem się do grona szczęśliwców łącząc radość z naprawionego roweru z kolejnym elementem samo edukacji seksualnej.
Sklep z bielizną pełen koszmarnych szaro burych majtek ,kalesonów w którym obsługiwała po szkole pomagając matce koleżanka która bardzo mi się podobała . Sklepu a w którym własna rodzona matka zrobiła mi wiochę oglądając wielkie maciory i rozciągając je na cała szerokość do tak zwanych granic wytrzymałości i podsuwając mi te malinowe slipy pod nos i spytała mnie w obecności koleżanki – i co będą dobre? . Przybrałem na twarzy kolor slipów i uciekłem ze sklepu.
I na koniec stara tęga na jakieś 150 kg babka która prowadziła budkę z oranżadą , galaretką misiami
z kremem i pierwszymi importowanymi z Jugosławii gumami do żucia.
Godzinami staliśmy przed budką i lizaliśmy wystawy . właścicielka budki
miała wnuczka mniej więcej w naszym wielu . Każdy z nas chciał być jego
kolegą chociaż wrodzony egoizm większy był od odziedziczonej po babce wagi.
Każdy sklep , inny człowiek , inna sytuacja.
Najmilej wspominam sklep na który trafiłem przypadkowo pod koniec lat siedemdziesiątych w Krakowie przy ulicy Dolnych Młynów . Sklep
jak z przed wojny pełen pachnących owoców , kiszonych ogórków , białego
barszczu własnej roboty , chrupiącego pieczywa a także takich małych szczapek drewna troskliwie powiązanych w wiązki służących do rozpalenia w piecu. Sklep prowadziła stareńka właścicielka taka po osiemdziesiątce .Przepasana białym fartuchem z troskliwością dobierająca towar
w taki sposób aby klient wyszedł zadowolony. To osoba która po podaniu
mi ziemniaków lub innych warzyw myła ręce przed podaniem chleba a nim zaczęła kroić biały ser wycierała nóż .Może to teraz wydaje się bzdurnie oczywiste, ale jeżeli ktoś kupował coś w latach schyłku komunizmu doceni ten opis. W taki PSS - owskim sklepie zostałem kiedyś zjechany za utrudnianie pracy przez sprzedawczyni która
jednym nożem kroiła krwistą kaszankę a następnie mnie odkroiła kawał
białego sera. Wracając do milszych wspomnień . Na wystawie tego sklepiku
obok wystawionych towarów na kawałkach tektury zamaszystym
pismem właścicielki kopiowym ołówkiem (Czy ktoś wie co to było? )
wypisane było : wspaniałe jabłka, świeże bułeczki, pyszny Świeży ser.
Było to tak przekonywujące w swojej prostocie że stałem się częstym rzekłbym nawet stałym bywalcem sklepiku. Podobny opis spotkałem w 1998 roku w dzielnicy łacińskiej gdzie mała żydowska piekarnia wystawiła dwa opisy pieczywa po francusku i po polsku z dopiskami w stylu pyszne , znakomite . Tu tez poczułem się cofnięty
w czasie o jakieś 50 lat .Pieczywo podawały dwie młode dziewczyny a
kasę przyjmowała starsza tęga żydówka siedząca za dużym starym biurkiem z
równie starą rzeźbioną metalową kasetką na pieniądze . Wracając jednak
do Krakowa Po dwóch latach sklepik zniknął z mapy miasta. Być może ziemski los właścicielki wypełnił się lub przegrała wyścig z wszechobecnym chamstwem państwowych sklepów .
Potem było już tylko gorzej. Lata dziewięćdziesiąte przyniosły zmianę
.Jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęły markety. A tu stałeś się
człowieku przedłużeniem koszyka sklepowego którego przy pomocy
socjologiczno psychologicznych sztuczek próbuje się nakłonić do wydania
jak największej kwoty pieniędzy. Po kilkugodzinnym szkoleniu na front i rzuca się tych niedouczonych niedopłaconych pracowników marketu n co przypomina mi czasem scenę wysyłania nowych żołnierzy w filmie Wróg u bram . Kiedyś sprzedawca miał swoje pomysły na pracę ale miał też swój honor i nazwisko o które dbał jak umiał. Bo nie chodziło się do metalowego a do Zielińskiego ,i nie do piekarni a do Piasnego . A teraz chociaż idziesz do Reala , Castoramy czy Tesco jesteś absolutnie pewien że nie spotkasz osobiście Pana Tesco ba powiem więcej Pan Tesco nie istnieje. A jak ktoś wkurzy Pana Janka z obsługi stoiska to na twoje pytanie o śrubki do drewna powie ci że on jest z paneli i listew przyściennych a więc nie wie . A co mu tam cały ten wolny rynek. Najważniejsza jest walka z koncernami bo one niszczą ducha narodu .I odciągają od niedzielnych powinności wobec Pana i rodziny
I już wiesz jak masz liczyć licz na siebie
A tak na podsumowanie : Człowiek to swoją drogą dziwna istota z reguły zawsze nie zadowolona z tego co ma , wspominający z rozrzewnieniem to co było i minęło. Chociaż w czasie teraźniejszym to co minęło też go nie licho wkurzało
|
19 października 2008
| |
Matka kto taki ? Wikipedia podaje następującą definicję : Matka (mama) – kobieta, która jest rodzicem, urodziła i zazwyczaj jednocześnie wychowuje własne (lub cudze) dziecko. Jest to podstawowa relacja w rodzinie.
Sucho skondensowane określenie Większość z nas ma miało lub pamięta
swoją matkę .Osobę która pierwszy raz pokazała i nazwała najważniejsze
ale i najdrobniejsze rzeczy , funkcje , zjawiska otaczające nas od
pierwszego swego samodzielnego oddechu.
Oczy mlekiem zalewała wychowała jak umiała pisał o niej i śpiewał Wojciech Młynarski. Teraz jesteś dorosły sam – sama jesteś
matką lub ojcem i czy teraz z perspektywy czasu potrafisz wybaczyć
własnej matce że tak cię wychowała. Że nauczyła by kierować się w życiu
sercem. Dzięki czemu przegrywasz w pojedynku z osobami chłodno
kalkulującym . Że zabraniała agresywnych zachowań dlatego również przegrywasz bo
nie umiesz się w tym życiu rozpychać się łokciami. Stoisz cicho
chlipiąc w kąciku - pieprzony humanista. Że nauczyła cię szacunku do
starszych ,słabszych i chorych co odczytywane jest teraz jako przejaw
twojej słabości. Gdy twoje zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych aby pozwolić przejść zgarbionemu staruszkowi komentowane jest nerwowym trąbieniem innych i teatralnym pukaniem się w czoło.
Za to że odkładała każdy grosz byś mógł uczęszczać na lekcje skrzypiec , fortepianu czy gitary a teraz wysoko wykwalifikowany muzyk grasz siódme skrzypce w ósmym rzędzie prowincjonalnej filharmonii . Że jeździsz piętnastoletnim Golfem zazdroszcząc zajeżdżającym ci drogę gburów w beemce czy modnym dziś Q7
Bo
nauczyła Cię że pożyczone pieniądze należy oddać w terminie bez względu
na czas i miejsce .Dlatego rozwaliłeś swój pierwszy i jedyny biznes. Ty zapłaciłeś podatek i VAT chociaż tobie nie zapłacił za fakturę gość który rozłożył piątą już firmę i
jako totalny bankrut z którego komornik nie może nic ściągnąć rozpiera
się w willi z basenem własności jego nie pracującej żony którą się
rozwiódł już pięć lat temu i mają dwoje dzieci 3 i 2 lata .
Za to że od Niej nauczyłeś się że
prawda to najważniejsza rzecz na świecie dlatego też szef pominął Cię
przy awansie bo nie jesteś lizodupcem i brzydzisz się wazeliną , parę
razy powiedziałeś za to co myślisz o nowych pomysłach szefa i nie
pochwaliłeś nowego samochodu wystarczająco wcześnie przed innymi .
Ze
nauczyła Cię że miłość i wierność to coś do czego trzeba dążyć . Wobec
tego od dwudziestu lat masz tę samą żonę w sytuacji gdy co rusz słyszysz
o nowych żonach kolejnych rozwodach, biurowych romansach. Czasem
zazdrościsz tego wszystkiego ale z drugiej strony nie potrafisz tak
podejść do panienki i spytać -bzykniemy się ? . Nawet do seksu potrzebujesz uczucia i tego czegoś co piknie w środku co zamgli oczy zamiesza
w mózgu . Poza tym jak później mógłbyś spojrzeć w oczy swojej żonie
matce twoich dzieci i co czułbyś kochając się z nią w małżeńskim łóżku
mieć przed oczami tamto zdarzenie nieistotne nawet .Słuchasz więc stojąc w trzecim rzędzie opowieści rewelacyjnym seksie wielokrotnym orgazmie , obfitym spełnieniu i wyjątkowym powodzeniu na wczorajszej imprezie i nie potrafisz nawet na poczekaniu wymyślić jakiejś pieprznej historii ponieważ kłamstwo to dla Twej Matki to coś co bardziej boli od ciosu w klatę.
Wpoiła Ci ten dekalog z mlekiem wsadziła do głowy przez włosy które tak staranie czesała . Przyfastrygowała zasady
obycia i obyczaje jak cerowała dziury w skarpetach i na kolanach
spodni, przyszywała guziki .Wtarła poprzez plecy i piersi smarowane w
eukaliptusową maścią w okresach przeziębień i infekcji .I potem na
odległość zarażała cię swoją cierpliwości w odnajdywaniu tych cech w
tobie gdy stała za zasłoną okna wypatrując czy już wracasz z rajdu , wycieczki a potem imprezy. A potem ukryła przed ojcem że wróciłeś z tej imprezy podpity choć widząc ciebie bliską byłą obłędu
I
jak w procesie takiej wielkiej pozytywistycznej pracy zaimpregnować się
na to wszystko być nieprzemakalnym dla tych wszystkich jej teorii . W
końcu jest pierwszą interpretatorką rzeczywistości a my na początku widzimy świat tak, jak interpretuje go Ona. A potem już tak zostaje patrzymy więc na świat matczynymi oczyma . W zależności od jej charakteru może dawać nam pewność i otwartość albo rodzić lęk i niepewność w naszych dalszych
kontaktach ze światem zewnętrznym. Bez względu jak to czyni , czyni to z
miłości . Czasem szalonej , czasem rozważnej ale zawsze wielkiej .
Arnold Matthew jest autorem stwierdzenia Bóg
nie może być wszędzie, dlatego wynalazł matkę. Miłość matczyna
rzeczywiście ma w sobie coś z boskości ponieważ jak to stwierdził Erich Fromm Nic nie musisz zrobić aby być kochanym – miłość matki nie jest obwarowana żadnym warunkiem.
Nie ma warunków są tylko nadzieje że będziesz porządnym człowiekiem.
I w tym cały problem czy w tym nieprzystającym do dnia dzisiejszego oczekiwaniach porządności która czasami krępuje cię i pije jak za mały garnitur i ciasny krawat matka nie zagubiła drogi do Twego popularnie rozumianego dziś szczęścia .
Czy potrafisz to wybaczyć swoje matce ?
|
17 października 2008
| |
Przedpokój
wymaga regeneracji. może nawet reanimacji oraz paru przeszczepów. Na
przykład nowa szafa wnękowa aż prosi się ustami żony od paru lat o
wymianę. Ale ogólnie wiadomo że szafę trzeba ustawić na nowych panelach nie mówiąc o tych ściennych które na pewno nie będą pasowały do nowej konstrukcji.. No i drzwi najważniejsze wymienić drzwi bo te stare pagedowskie w białym kolorze jak wyrzut sumienia po czasach komunizmu nie przystają do nowej rzeczywistości.
Kartka
. Spis zadań bilans i już po wstępnym dosumowaniu tak zwanym grubym
ołówkiem wiem że na remont ten mnie nie stać .Jestem jednak już długo w związku więc wiem że nie ma takiej kwoty której nie dasz dla spokoju i pokoju domowego . Z szafą poszło najłatwiej .
Wynajęty fachowiec w kwadrans rozmierzył wszystko ,gotów do roboty
strzelił tak zaporową kwotą którą patrząc na wyraz moje twarzy
natychmiast skorygował w dół . To był chyba ten wyraz twarzy o którym
żona mówi że mam minę jakbym
zaraz chciał kogoś zabić. Podanie ręki zakończyło negocjacje w sprawie
szafy .Ustaliliśmy termin w którym wg naszego rozeznania w
spokojny sposób zorganizuję sobie wymianę drzwi .Z panelami i
malowaniem sam dam sobie radę . Drzwi .Po czterech dniach oglądania ich w
sklepach miałem dość a one bezwstydnie śniły mi się w nocy. Od zamknięcia więc oczu do porannej pobudki otwierałem zamykałem przechodziłem przez te drzwi do następnych gładząc klamki z czułością taką jak przeciąga się po szyi i plecach kochanej osoby. Już po tygodniu żona określiła swoje warunki estetyczne i sporządziliśmy wstępne zamówienie drzwi z montażem . Ponieważ mieszkamy w tzw budownictwie wielko płytowym niezbędne okazało się wyrwanie futryn i
obsadzenie nowych w powstałe otwory w ścianie. Ale od czegóż w
gospodarce rynkowej kompleksowe usługi .Usłużny szef sklepu umówił mnie
jeszcze tego samego wieczora na pomiar drzwi w miejscu mojego zamieszkania czyli w domu O oznaczonej godzinie z
tolerancja pól godziny ( brawo ) Panowie fachowcy pojawili się w moich
skromnych progach. Bardzo skromnych jak za chwilę miało się okazać .
- To co chce Pan wymieniać te drzwi
- Tak jestem zdecydowany
- Ale wie Pan że to będzie dużo roboty , kucie wyrywanie ?
- Zdaję sobie z tego sprawę
- I zdemolujemy panu podłogi w każdym pomieszczeniu bo musimy wyrwać całe futryny
- Ale jeżeli wytniecie boshem to nie trzeba będzie demolować - podsunąłem pomysł
Tak się nie da dokładnie – powiedział jeden z fachowców zaniepokojony tym że trochę się orientuję i proces urabiania będzie dłuższy . - I płytki Panu pospadają w łazience i WC a te na podłodze na pewno popękają .
- Będziecie ostrożni może się uda – nie ustępowałem .
- I dziury na drzwi ma Pan za małe trzeba będzie ciąć drzwi - odkrył nowy problem
- .Każde drzwi trzeba dociąć tak jest z zasady.- pochwaliłem się wiedzą
- Tak ale te trzeba obciąć o 8 cm .
- Ok. - mówię .
- Powyżej 6 cm traci Pan gwarancję
- Trudno - nie poddaję się
- I będzie to kosztowało 50 zł od sztuki.. - .Jasiu - tutaj jeden zwrócił się do drugiego - będziesz miał w kur… kucia liczę że ze dwa dni.
- Panowie bardzo
przepraszam Was że mieszkam w bloku z wielkiej płyty Jest mi przykro że
taki bloki w ogóle powstały ale nie ja je stawiałem więc za pomysł wielkiej płyty nie będę przepraszał wybuchnąłem w końcu.
- A wie Pani - tutaj pan Józek zwrócił się do mojej żony - że wszystko się Pani zakurzy .Kurz wejdzie do wszystkich szafek szklanek i kieliszków.
- To normalne ,nie jedno remontowałam już w tym domu - rzekła nie zrażona żona.
Panowie fachowcy stracili oparcie i gwałtownie zaczęli poszukiwać innych argumentów przeciwko tej robocie.
- Za wyrwanie drzwi bierzemy 250 .
Moje krótkie - OK. - jak przy rozgrywaniu partii brydża .
- A za wstawienie 200
- Rozumiem .
I
już wydawało się że usłyszę trzy pasy jak w dobrej licytacji ale nie
Panu Józkowi czoło rozjaśniło się nowym wspaniałym pomysłem
- A pan wie że nie otynkujemy ścian wokół drzwi do tego musi Pan wynająć innych.
- Jak to przecież jak wkładali mi drzwi wejściowe to zrobili wokół tynki.
- A bo to były inne drzwi my nie robimy.
Zrozumiałem
że jeżeli nie będą naprawiać i porządkować po sobie to mogą rozwalić po
pół ściany i odejść w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Aby nie
powiedzieć pas rzekłem - mierzyć Panowie a ja jutro dogram szczegóły z szefem.
Panowie złożyli broń ,dokonali pomiaru i wyszli .
Zsumowałem wydatki:
Wyrywanie 250
Docinanie 50
Obsadzanie 200
To już 500 a koszty obrobienia drzwi przez inną ekipę podniosą tę kwotę o 100 – 150 zł,- .
Mamy
więc 650 zł do każdych drzwi plus rujnacja całego domy z wyrywaniem
fliz ze ściany razem z futryną ponieważ jak widać było z rozmowy z
fachowcami troskliwość i dbałość nie były ich hasłem wywoławczym . Zagotowałem. Następnego dnia odwiedziłem zaprzyjaźniony sklep i jego kierownika.
- Szanowny Panie ponieważ handel
nie jest mi obcy wiem jak trudno przy tak rozwiniętej konkurencji
zyskać klienta a przez takich fachowców tak łatwo ich stracić .Pan
stracił.
Drogą powrotną odwiedziłem market budowlany wybrałem
podobne drzwi . Przycięto mi je na wymiar za jedyne 8 zł / szt. .W domu
sprawdziłem wszystko pasowało do metalowych futryn zawiasy nawet otwory
na zamki. Rewelacja . Następnego dnia dokupiłem komplet i w jedno
popołudnie dopasowałem wszystkie . Futryny zmatowiłem i pomalowałem na
kolor drzwi . Wyszło super. Reszta montażu przebiegła bezboleśnie. .Cieszę się odświeżonym przedpokojem ,chociaż żona już chciała by umieścić gdzieś tutaj legowisko psa ( co to go już albo jeszcze nie mamy ). Nie. W tej sprawie jestem szalenie konsekwentny.
Do dzisiaj nie wiem jednak jaki cel przyświecał opisanym wyżej fachowcom .Sciągnąć mi za wymianę drzwi spodnie przez głowę czy po prosty chronicznie uczuleni byli na pracę ? Ale żeby w czasach gospodarki rynkowej? Nie dajmy się fachowcom!
|
16 października 2008
| |
Współczesne filmy .Scenariusze wychodzą z komputera pisze je chyba jakiś program bo są podobne do siebie. Wszystkie zawierają to co
potrzeba aby spełnić wymagania hollywoodzkiej produkcji . Jest dobro ,
jest zło , miłość ,zdrada ,seks, morderstwo , odkrycie zagadki i na
końcu smrodek ideologiczny . Gdzie scenarzysta a priori zakłada że tępy widz nic nie zrozumiał z rozgrywających się scen i trzeba jeszcze raz powoli w jakiejś najlepiej płomiennej mowie w parlamencie , sądzie lub szkolnym zebraniu wykrzykuje z siebie że to zło co się zdarzyło tak naprawdę nie było złem bo doprowadziło do dobra a dobro jest najważniejsze i najważniejszy jest naród Najlepiej wybrany przez Boga i bynajmniej nie chodzi tu o izraelitów a najwspanialszy naród świata amerykanów północnych. Znalazłem
wyjście z sytuacji , jeżeli drugi raz oglądam film nie dam się już
naciągnąć na ten ideologiczny smrodek i wyłączam film w chwili
artystycznego niedopowiedzenia. Zwykle to jest na 10 minut przed
napisami końcowymi . Łudzę się wtedy że producenci nie potraktowali mnie jak totalnego idiotę . Nie zawsze
jednak udaje się tak oszukiwać . Treści i akcje przelewają się przeze
mnie jak piwo. Idę do kina wrzucam w siebie treść dialogów , ciąg
obrazów i nie pozostaje mi nic w głowie . Mieszają się wątki, osoby tytuły. Po miesiącu nie zabierzesz głosu w dyskusji na temat : Fajny film wczoraj widziałem . Bo nie pamiętasz . A
może ja po prostu nie mam odpowiednio wyrobionej percepcji bo przecież
moja moherowa sąsiadka z drugiej klatki doskonale pamięta kogo w 587
odcinku zdradziła Juanitta i czy Hose był z tego powodu szczęśliwy. Ponieważ w dalszym ciągu wierzę że ludzie są z natury dobrzy i piękni w środku nie pójdę tym torem filmowej fascynacji.
Lubię filmy niedopowiedziane które zmuszają widza do odpowiedzi
na wiele pytań gdzie bohater nie jest jednoznaczny a jego zachowania
jeszcze bardziej . Lubię czasem jeszcze po filmie posprzeczać się na ten
temat. Uwielbiam zakręcone filmy czasem zakręcone totalnie .
Dla przykładu dwa tytuły .
Pierwszy to prawdziwy klasyk Akiro Kurosawa ale nie będę tu
mówił o Siedmiu samurajach czy Tronie we krwi . Otóż w 1990 odbyła się
światowa premiera filmu Sny lub jak głosi inny tytuł Yume w Reżyserii A. Kurosawy do którego to filmu Kurosawa współtworzył scenariusz. Film
składa się z ośmiu krótkich opowieści opartych na snach samego
Kurosawy. Każdy z nich przedstawia inną prawdę o człowieku i świecie w
którym żyjemy. Niezależnie od tego czy będzie to wizja nuklearnej
zagłady wiszącej nad Japonią czy sielankowy obraz wsi odciętej z dala od
cywilizacji, to mamy do czynienia z obrazem pełnym symboliki i
wizjonerstwa .Sielskie obrazy kolorowej przyrody przeplatają się z
wizjami bardzo brutalnymi. Przez typowo malarskie podejście do tematu
bardzo piękne plastyczne widoki jakby obrazy z dostojnych
złoconych ram nagle ożyły .Nie spotkałem człowieka który by podszedł
obok tego filmu obojętnie. Film albo podobał się bardzo albo bardzo nie
podobał i to i to emocje. Dziwię się dlaczego w pakietach DVD z dorobkiem Kurosawy trudno
szukać tego filmu .Nie był nigdy wydany w Polsce na DVD mam go w
kolekcji i jak tu czasem nie puścić perskiego oczka przy dyskusji o
piractwie filmowym.
Pierwszy raz film oglądałem dzięki Pani Basi z ITI o której już wspominałem . Dzięki Ci za to Baśka !.
Film drugi całkowicie inny od pierwszego .tworzony przez mało mi znanych chociaż popularnych w Szwecji twórców powstała w 1978r. komedia Przygody
Picassa ze względu na wielką wyobraźnię twórców noszącą dopisek tysiąc
niewinnych kłamstw o życiu. Reżyser i scenograf Tage Danielsson stworzył
piękną opowieść o narodzinach cyganerii artystycznej przełomu wieku .
Ta swobodna
opowieść pomaga zrozumieć akt twórczy wielkiego malarza. Jasno i
zrozumiale tłumaczy powstanie kubizmu . Malowanie jabłka - na płótnie
powstaje sześcian tylko dlatego, że ojciec malarza obgryza jedyne jabłko
- model. Totalny absurd w filmie to amerykańska prohibicja, dotycząca
malarstwa. Film kończy sfingowana śmierć malarza uciekającego przed
komercją wraz z Dolores
W tej opowieści bez dialogów ponieważ to narrator snuje swoją opowieść a bohaterowie w zależności od miejsca w którym się dzieje akcja
wypowiadają pojedyncze wyrazy które brzmią jak francuski , angielski ,
lub rosyjski , Oczywiście bez sensu aby tylko oddać klimat miejsca . Tak
dla przykładu Pisacco wynajmując mansardę pyta
właścicielkę Paryżankę o wodę. Ona nic nie rozumie aby na końcu
odpowiedzieć mu mercredi co z francuska znaczy środa niby bez sensu ale
ta środa brzmi bardzo dobrze po francusku.
Film oglądałem na Konfrontacjach chyba w 1979 roku , Czy ktoś poniżej 45 wie jeszcze co to były Konfrontacje
W naszej dystrybucji również nie do zdobycia.
Wybrałem dwa filmy z gatunku tych bardziej pokręconych . Nie będę przecież powoływał się na La Stradę czy Siódmą pieczęć bo to pójście na łatwiznę .
Daj
Bóg abym jeszcze obejrzał film o którym z emocjami mógłbym mówić po
trzydziestu latach Odchodzą i Ci co mogliby udźwignąć ten ciężar. Od
paru dni o P. Newmanie mówimy już w czasie przeszłym. Żal.
|
15 października 2008
| |
Praktycznie od dziecka chciałem być starszy niż jestem . W czasach szczenięcych bycie starszym wiązało się z wieloma
bonusami a to kino stało przed tobą otworem a to wino a nawet dwa kupić
można było bez podejrzliwego wzroku sprzedawczyni. A to. Ze względu na
swoje warunki fizyczne a szczególnie mikry wzrost w wieku kilkunastunastu lat podobały mi się starsze dziewczyny ponieważ rówieśniczki nie spuszczały swych oczu poniżej pewnej wysokości . Starsze koleżanki szczególne po jakimś traumatycznym doświadczeniu doceniać zaczynały cechy inne niż 180 cm wzrostu i fajne dżiny. I znajdowałem się w polu widzenia . Nawet drzwi dorosłego życia przeszedłem w towarzystwie starszej
koleżanki. Tak więc żyłem w takim świecie w którym co prawda trochę
nadrabiałem miną i wirtualnym doświadczeniem ale już wtedy poczułem że
być starszym niesie za sobą dużo dobra. I tak już chyba zostało. Z
czasem zaczęła mi imponować postawa takiego starszego , doświadczonego faceta który ze względu na przeżyte
już życie upoważniony był jakby z urzędu do zabierania zdania i oceny
zachowań nie zawsze zgodnym z głosami ogółu .Podobało mi się to może ze
względu że zawsze miałem niewyparzony dziób a okrycie go mgiełką doświadczenia zmieniłoby postrzeganie. Idealnie do tego wizerunku zaprojektowanego dla siebie samego wpisał się Pan Jan Nowicki. Można się zgadzać bądź nie z jego teoriami i ocenami ale stworzona przez niego w własny prywatny użytek postać wiekowego mędrca , trochę wkurzonego ale już pogodzonego z życiem jest bardzo realistyczna. Pan Jan wypełnił wszystkie moje oczekiwania w tej kwestii. I tutaj znowu dylemat Antoniego Relskiego czy
kiedyś w przyszłości potrafię wypracować wizerunek własny a nie wtórny.
Ten kapelusz , broda trzydniówka , trochę niestaranne ubranie i ten
cynizm na zawołanie . Kilka dni temu dotarło do mnie że Pan Jan ma
raptem 69 lat a odbierałem go jako człowieka z 10 lat starszego.
I wszystko by było dobrze gdyby przywilejowi ciętych wypowiedzi nie towarzyszyła cała kolekcja mnie widowiskowych dodatków przynależnych wiekowi jak: nadciśnienie , dyskopatia ,problemy z prostatą , z sercem i z innymi bardzo istotnymi częściami męskiego ciała szczególnie z tą najważniejszą.
Więc chyba na razie na zapuszczę brody trzydniówki , kapelusz też wyleciał mi z budżetu przynajmniej na najbliższe 10 lat .
Boże dlaczego również w życiu wszystko musimy otrzymywać w pakietach .
|
14 października 2008
| |
Byłem kiedyś w ZOO z małym jeszcze syneczkiem aby pokazać mu słonika ,krokodylka i coś tam jeszcze. W trakcie wycieczki którą odbywaliśmy w dwie rodziny zatrzymaliśmy
się przed klatką z małpami .akurat było to po okresie rozrodu i klika
małych małpiątek ganiało po klatce. Dla bezpieczeństwa rodzice trzymali
je za ogony w sytuacji gdy młode próbowały wyjść
poza okrąg bezpieczeństwa bez zbytniego zastanowienia ciągnęły za
ogonej i maleństwo znajdowało się już u nóg opiekuna. Pomimo brutalności
opisu działania powyższe wynikały z troski i małpio rozumianej rodzicielskiej troski . Po jednej z takich akcji szwagierka wyraźnie zaintrygowana powiedziała : Spójrz jak ona opiekuje się tym dzieckiem. Zerknąłem i wtedy wzmiankowana ona podczas wstawania wypięła dupsko w naszym kierunku i wszem i wobec ukazał
się dorodny atrybut męskości udekorowany dwoma dyndającym jądrami po
bokach. Ależ Julitko odparłem to przecież on a nie ona.
Po czym pan to rozróżnia? - usłyszałem zza siebie pytanie . Odwróciłem się i
oczom moim ukazała się starsza pani w wieku około osiemdziesięciu lat
starannie ubrana jak przedwojenna turystka w beżowy prochowiec zapięty
dokładnie na wszystkie guziki .Przepasana po przekątnej chlebakiem z płótna harcerskiego w którym jak nic znajdowały się kanapki i termosik z herbatą . Siwiuteńka głowa starannie przyczesana
z misternie ułożonym przedziałkiem na środku głowy .Twarz zorana
zmarszczkami blada pieczołowicie ukrywana przed słońcem, udekorowana
okularami słonecznymi model wczesny Gomułka na ubezpieczalnię. Starannie opisuję panią turystę aby uzmysłowić że nie miałem do czynienia z jakimś babolem ale subtelną delikatną starszą panią szczerze zainteresowana moją
odpowiedzią na jej jakże proste pytanie. Zamurowało mnie na chwilkę
.Rzadko mi się to zdarza ,zwykle potrafię odpalić tak że adwersarza
ścina z nóg. Tutaj zawahałem się .Bo cóż odpowiedzieć na to pytanie
takiej starszej pani u schyłku jej życia . Jakimi słowami wypełnić
pustkę panującą w jej edukacji poruszyć tak fundamentalne tematy
damsko męskich relacji i w końcu czy tym edukatorem powinienem być
koniecznie ja młodszy od niej wtedy o dobre 5o lat. Nie biorę na siebie
tej odpowiedzialności zdecydowałem
.Trwało to kilka sekund i otoczenie nie zauważyło mojej wewnętrznej
walki starsza pani też . Szanowna Pani – powiedziałem – ja je rozpoznaje
po uszach , samce mają bardziej spiczaste. Starsza Pani pokiwała ze zrozumieniem i po chwili odeszła alejką w kierunku wielbłądów . Wtedy dopiero zgromadzenia prze klatką ludzie parsknęli śmiechem .Widać ich też zaskoczyło pytanie starszej pani Nikt też nie wyrywał się z odpowiedzią.. Ale wszyscy bez wyjątku zachowując powagę stanęli na poziomie .
Latka lecą i nagle znalazłem się w wieku kiedy cudze a i własne dzieci zastanawiają się czy rozmawiać jeszcze z
moim pokoleniem o seksie Bo przecież oni nie rozumieją. Nie są na
bieżąco .Zachowują się czasami jakby seks był wynalazkiem pokolenia mp3.
A starzy -
Bożeeee .
Mam osobiście całkiem inny pogląd zbliżony bardziej do J. Sztaudyngiera który mówił :
Starość nie młodość musi się wyszumieć
bo żeby szumieć trzeba mieć i umieć .
I
żeby wyprowadzić ich z tego mylnego przekonania zachowuję się czasem
wyzywająco w słowie i gestach .Mam przy tym nadzieję że pokolenie
depczące nam po piętach jeszcze mnie nie skreśla .Czytam więc i oglądam
materiały od .Joya do (tutaj nie potrafię określić granicy)
Korzystam z multimedialnych pomocy aby w przyszłości nie zostać spławiony szpiczastymi uszami .Muszę przyznać jednak szczerze że edukacja ta idzie mi bez problemów i jest dużo ciekawsza od np. ekonomii politycznej socjalizmu której nienawidziłem
|
13 października 2008
| |
Zauważyliście że codziennie spotykamy
ludzi którzy wywołują u nas nieodparte wrażenie że oto mamy do
czynienia z osobami z innej planety .Jakimiś Innymi pochwyconymi siłą
grawitacji i umieszczeni w naszych realiach na czas jakiś czas naszego ludzkiego życia . Życia które być może dla innych jest tylko weekendową wycieczką . Jak wyglądają ? W zasadzie nie różnią się od przeciętnego osobnika ludzkiego .Przybierają płeć męską lub żeńską i tylko po niekonwencjonalnym zachowaniu poddajemy w wątpliwość ich ziemskie pochodzenie.
Oto kilka przykładów wśród moich
Pierwszy. Chłopak z młodych
lat który ze względu na rodzinę na zachodzie nie został dopuszczony do
zaszczytu służby wojskowej. (Takie były czasy ) Wiedział już że nie
pójdzie do poboru więc na komisji wojskowej wyczyniał cuda . Rzucał się
pod nogi obejmując buty oficera mówił - weźcie mnie do wojska ja tak
bardzo proszę . Na pytanie o ulubione zwierzę (
przy badaniu przez psychologa ) opowiadał że miał na osiedlu
zaprzyjaźnionego zaskrońca któremu nalewał mleko do miseczki. A jak
wołał go po imieniu to wąż podnosił łepek tak do góry i kiwał nim na
boki na przywitanie .
Drugi. Facet z dużą wadą wzroku który jakimś cudem zrobił prawo jazdy .Rozbił swojego fiata 126p więc
oddał go do warsztatu mechanika. Gdy nadszedł termin odbioru Andrzej bo
tak nazwijmy go w tym opowiadaniu zapłacił fachowcowi pożegnał się i
wyszedł. Wsiadł do auta i odjechał .Nie daleko jednak. Uderzył w słupek bramy
wjazdowej , zagiął zderzak, pas przedni i klapę do bagażnika. Wycofał
więc na wstecznym pod biuro. Wchodzi do środka a zaskoczony mechanik
pyta – Jeszcze coś ? .Jeszcze raz to samo - odpowiedział Andrzej.
Trzeci Znajomy
studiujący na dwóch fakultetach naraz. Przyszedł kiedyś na zajęcia w
półbutach bez sznurówek Co to za buty spytałem . Wiesz odparł zachwycony
kumpel – byliśmy wczoraj w fabryce obuwia ,wizytowaliśmy linię do
produkcji. Na koniec Dyrektor pozwolił nam wybrać sobie po jednej parze . A sznurówki ? . Sznurówek nam nie dawali odparł zdziwiony kolega.
Czwarty ,piąty do pięćset sześćdziesiąt cztery . Niektórzy uczestnicy programu ” Mam talent” Nie trzeba komentarza każdy ma telewizor.
Czym
byłby świat bez obcych .Nudną szarą poczekalnią w której nic się nie
dzieje . Oni sprawiają że uśmiech pojawia się na naszej twarzy chociaż
na chwilę . Dlatego mówię nie lękajcie się obcych .Oni od dawna są wśród nas . Muszę kończyć bo zbliża się taka koniunkcja planet .Centrala żąda raportu … pii pii pii
|
12 października 2008
| |
Siądź przy mnie Moja Kochana każdego wspólnego wieczora
Chwyć mnie za rękę i trzymaj ,dnia koniec to dobra jest pora
Powiedzieć słów prostych parę ,słów miłych dwa może trzy
Bo to nam musi wystarczyć na nadchodzące dni
Nad kubkiem zielonej herbaty i ciastek własnego wypieku
Zaprzeczymy że miłość jest zależna od wieku
Marzeń mam już niewiele bo czas je wykreśla skutecznie
Ale jest jeszcze parę więc niechaj się spełnią koniecznie
Budzić się w miłym uczuciu że leży ktoś obok w pościeli
Robić to wszystko dla siebie a nie by ludzie widzieli
Tak się na zapas zrozumieć I odbudować wrażliwość
Na słowa co zabić potrafią albo rozbudzić miłość
… chociaż na chwilę odłóż więc to prasowanie
|
11 października 2008
| |
Koncerny trują , zanieczyszczają ,emitują i
co tam jeszcze wszystko to prawda tak prawdziwa ,oczywistość tak
oczywista że gdyby któregoś dnia okazało się że kombinaty przestały truć
spuszczać i emitować nie bardzo umielibyśmy poradzić sobie z tą
wiadomością . Napisano tak dużo tekstów chwytających za serce że
powstała by z nich największa książka świata o nie odwzajemnionej miłości
planety do ludzi. Co stać się musi abyśmy wszyscy albo przynajmniej w
większości zrozumieli że ekologia to nie tylko moda i rodzaj sztucznego tworzywa (skóra ekologiczna - Boże któż to wymyślił ) ale i sposób na życie . I czy w lansowaniu tego sposobu pomagają zdesperowani ekolodzy przykuci łańcuchami do drzew , czy modelki przeciwniczki futer paradujące nago przed obiektywami fotograficznymi i kamerami TV. Czy oni wyznaczają ten właściwy styl życia czy to tylko modny ostatnio tzw event oraz do kogo ta kampania jest skierowana ? Jedno wiem na pewno nie do moich współmieszkańców pięknej górskiej wsi na południu Polski. Wiadomości które z takich happeningów pokazuje telewizja
komentowane są przez Jaśka , Staszka , czy Franka kreśleniem
zamaszystego kółka na czole. A dlaczegóż tak zależy mi na ich reakcjach
.Bo oni sól tej ziemi poprzez swoje działania naciskają pierwszy klocek
domina a potem to już jakoś leci.
Przykłady proszę bardzo . Jeżeli miniesz opłotki ostatniego domu
oczom twoim ukaże się droga na którą ktoś nawrzucał porozbijane płyty
eternitu rozjechane przez koła .Początkowo służyć miały osuszeniu kałuży
która utworzyła się tutaj wiosną ,. Kałuża wyschła eternit też a
zawarty w nim azbest tańczy w porywach letnich wietrzyków .Wysoką wiedzą ekologiczna popisał się inny członek społeczności ponieważ wwalił cały dach bezpośrednio do rzeki dzięki czemu nie ma mowy o pyleniu azbestu bo przecież kawałki cały czas są mokre. Szkodzi ? nie bo przecież nie śmierdzi. Żeby szkodziło
musi śmierdzieć .Taka jest zasada . Opylałem kiedyś trawnik płynem na
babki , perz i inne chwasty . Dla bezpieczeństwa założyłem maseczkę na
twarz .Chodzę pylę ,pompuję spotykam w końcu sąsiada .Miła rozmowa gadka
szmatka i na koniec pytanie A
po co ci ta maska przecie nie śmierdzi ? Chłopie nie musi śmierdzieć
żeby szkodzić . Dzięki tej wygodnej teorii można wsypać całe wiadro
puszek z konserw do pobliskiego potoczka przed burzą bo woda zabierze no i puszki nie śmierdzą . Można wlać też gnojowicę ta chociaż śmierdzi spływa jednak szybko z nurtem wzburzonej wody w trakcie licznych górskich burz . A jak nie ma długo burz to w nocy po ciemku chyba też nie szkodzi .I nawet wykonanie z pomocą Europejskiej Unii wiejska kanalizacja nie uwolniła od obyczaju wylania resztek , wypłukania opryskiwacza umycia ciągnika w krystalicznej wodzie która czterysta metrów dalej radośnie wytryskuje spod powierzchni. Nie
wolno natomiast wysypać skoszonej trawy na oberwany brzeg strumienia
ponieważ trawa zgnije i będzie śmierdzieć . No tak śmierdzi znaczy
szkodliwe. Wchodzisz więc w końcu do lasu i mijasz porzucone pralki ,lodówki , części samochodowe akumulatory w szczególności. Utylizacja naturalna. O ile porzucona tu na początku lat osiemdziesiątych rama od wsk-i jest już cała skorodowana i za 10 lat nic z niej nie będzie o tyle plastiki z lodówki poleżą w lesie ponoć do czterystu lat . A któż to doczeka . Może nikt ponieważ czytałem wczoraj prognozę genialnego sparaliżowanego fizyka Hawkinga który powiedział że jak ludzkość przetrwa najbliższe dwieście lat czeka ją świetlana przyszłość. Więc może martwimy się na zapas. Z lodówek z czasem pozostały tylko plastiki ponieważ przedstawiciele mniejszości romskiej którzy tradycyjnie pozyskują na wsiach złom wybrali
największe części metalowe. Po puste opakowania po dezodorantach i
lakierach nitro już im się nie chciało pochylić błyszczą więc w słońcu
jak olbrzymie krople rosy pośród wysokich traw. Spacerujesz więc pośród tych łąk zielonych słońcem umajonych , polanek i zagajników myśląc że to człowiek człowiekowi gotuje ten los. O masowym wycinaniu lasu bo mój a węgiel taki
drogi już nie wspomnę .No może o tym że ze względu na cenę węgla jako
paliwo zastępcze używa się plastikowych butelek ,resztek gumy i skóry z produkowanych wokół na potęgę pantofli regionalnych. Dzięki wyjazdowi w góry pierwszy raz widziałem w mroźny poranek dym koloru pomarańczowego wydobywający się w sąsiedniego komina . Śmierdziało ale w zimie okna są na głucho zamknięte w domu nie śmierdzi więc pewnie nie szkodzi. Nie
jest to niestety specyfika jednego osiedla , wsi ,regionu .Dwa tygodnie
temu spędziłem weekend w Białce Tatrzańskiej. Wyczuwając koniunkturę
wynikającą z rozwoju narciarstwa w Białce buduje się pensjonaty. Wieś to
jeden plac budowy. Powstają trzy cztero piętrowe wille
w klimacie zakopiańskim. I może wszystko by było dobrze gdyby nie to że
pozostałości remontu, gruz stare płytki, resztki pianki montażowej,
puszki po emulsji czy plastikowe worki z opakowań porzucone są na
lub obok dróżek polnych prowadzących do rzeki. Mocno zniechęcony
docierasz do rzeki. I nie zawsze jej urok zrekompensuje ci widoki z
trasy dojścia . Oczywiście nie mam nic przeciwko rozwojowi obszarów
wiejskich .Zawsze byłem przeciwnikiem tworzenia skansenów
gdzie mieszkańcy chodzą w zgrzebnych koszulach i lipowych łapciach
.Każdy tak jak ja ma prawo do rozwoju cywilizacyjnego ,byle by rozwijało
się to w sposób przemyślany . A dumni mieszkańcy miast nie mają sobie
nic do zarzucenia?. Wystarczy śledzić pobocza dróg wiodących
ze znanych miejscowości. Usiane są one reklamówkami pełnymi odpadków
puszek i butelek. Nie można na parkingu ?. A co powiecie o rodzicach
którzy akceptują to że ich pociechy opakowania po fast foodach wyrzucają
przez otwarte okno z pędzącego samochodu .Bo tu już nie wrócą ? bo to
nie ich kawałek ogródka? . Cholera ja swoje śmieci często wiozę sto
kilometrów aby wrzucić do pojemnika pod domem a jak młody wyrzucił przez
okno opakowanie z batonika to zatrzymałem samochód i szczeniak dymał na
nogach po papierek. Nie powtórzył tego już nigdy więcej. A kierowcy samochodów stojący w korkach pstrykający kiepami z papierosów gdzieś w dal bądź soczystym półkolem wypluwający zużytą gumę
do żucia. To najmniejsze z przewinień ale strasznie denerwujące.
Zaczyna się właśnie od drobiazgów. Zaczyna się w młodości. Czy syn który
z ojcem traktorem wywożą śmieci do lasu za kilka lat zada sobie trud zastanowienia
się czy dobrze robi wszak ojciec dziad i pradziad robili to samo. A że
za cesarza Franciszka Józefa nie było plastikowych butelek , i dezodorantów w sprayu to już nikogo nie zastanawia. A że rzeka jest martwa już kilometr od źródła bo są pestycydy i detergenty których nie było za babki Austrii to nic ? . Edukacja najważniejsza
jest edukacja .Toczą się dyskusje nad nauczaniem religii w szkole
,wiele emocji wzbudza wychowanie seksualne natomiast nad ekologią nie zastanawia
się nikt .To jest już niby załatwione w ramach lekcji przyrody. Ale
zawsze można to pominąć gdy spóźniamy się z programem .Zresztą
nauczyciele nie są od nauczania jak mi to powiedział kiedy ś jeden a
jedynie od realizacji programu nauczania . A program jest program.
Najłatwiejszy jest apel , zrobimy akcje każdy przyniesie do szkoły 5 kilogramów makulatury , albo lepiej pięć puszek aluminiowych. O
aluminium jest na topie. Dzieciak przyszedł z takim hasłem ze szkoły . I
co zrobiłem ja przeciwnik aluminiowych puszek aby syneczek nie zerwał
pały w szkole . Pokornie udałem się do marketu ,kupiłem
dwa piwa trzy Cole oczywiście w aluminiowych puszkach które zużyliśmy
po powrocie. W ten sposób mały zaliczył akcję z wychowania ekologicznego
. Ja miłośnik szklanych butelek postąpiłem wbrew swoim przekonaniom .
Ale czy chodziło właśnie o to i jaką naukę młody wyciągnął z tej lekcji .Ze nie ważna ekologia wpajana w domu ważne zaliczenie. A co później ? Wykształcony
młody człowiek otrzymuje strategiczne stanowisko w przemyśle i wzorem
wyniesionej ze szkoły lekcji wie już że nie ważna jest ekologia bo kto
go za to pochwali Greenpeace ? Liczy się wynik , wskaźnik i zaliczenie. A że po drodze zdechnie ostatnio perhydrylis magnestikus - dwugrzbietnik torfowy czyli taki gówniany motylek z małymi skrzydełkami to tylko koszty tego zaliczenia .
foto agencja fotograficzna DZ znalezione w sieci
|
10 października 2008
| |
Moja szuflada
Znalazłem w mojej szufladzie
Dwa długopisy z tego jeden piszący
Czternaście naboi do pióra którego nie mam od roku
Dwa ołówki w tym jeden automatyczny
Automatyczny to brzmi jak karabin
Karabinu nie mam ,ani rewolweru.
Znalazłem za to dwadzieścia cztery wizytówki służbowe
Z pracy do której nie chodzę już od dwunastu lat
Zrobię z nich orgiami, łąbędzie pewnie
Albo jaskółki bo na nie nie trzeba dużo papieru.
Cztery kartki pocztowe z Grecji , i Egiptu
Kto teraz pisze kartki pocztowe w dobie maili?
Prawda nadane w dziewięćdziesiątym siódmym roku
Nadawcy jednej z nich już prawie nie pamiętam.
Jedną gumkę do mazania i trzy recepturki
Czyli gumki do spinania recept. Po co ?
Plik wydruków z bankomatu , wspomnienie wydatków
I czyjejś radości z otrzymanego prezentu.
Czternaście wierszy napisanych na kartkach w kratkę
W tym pięć o miłości dwa że jest mi żle
cztery że dobrze i trzy w obronie planety.
Wychodzi z tego że jestem szczęściarzem.
I jeszcze kwiat róży , nie rozwinięty zasuszony pączek
Kiedyś bordowy teraz prawie czarny ,szeleszczący w dotyku
Na pamiątkę .Nie potrafię sobie jednak przypomnieć czego.
|
09 października 2008
| |
Dzisiaj wieczorem w Multikinie leci koncert AC/DC z DVD .Co prawda nie jestem zagorzałym fanem tego zespołu ale czwartek wieczorem świetnie mógłby się nadawać na zanurzenie się w szumie rockowych nutek ,czemu nie . Otóż okazuje się że nie .Nie
znalazłem tak ad hoc nikogo z mojego przedziału z kim można by było
zerwać się z ram konformizmu. Trudno będę z tym żył pomimo tego że na
usta ciśnie się cytat z innych
rockmanów : hej prorocy moi z dawnych lat obrastacie w tłuszcz już was w
szpony swoje porwał szmal i tak dalej . Nie zmieni to mojego zamiaru nawiązania do poprzedniego posta na temat snu
Miałem sen , piękny sen mówił Martin Luter King .I ja mogę tak powiedzieć . I nie chodzi tu o klasyczny męski sen przewidywalny do bólu ale o coś zupełnie innego formatu. Siedziałem na wygodnie w fotelu obok drzwi prowadzących na balkon Okna szeroko otwarte .Z oddali obserwowałem wolno poruszające się w dole samochody ich rozmyte kolory tworzyły coś na kształt szarego węża leniwie snującego się pomiędzy białymi
liniami krawężnika. Ludzie z tej perspektywy jak małe kropelki rtęci
toczyli się po chodnikach by z nienacka łączyć się w grupy pęcznieć i zatrzymywać się przed przeszklonymi ,lustrzanymi wystawami które powodowały iluzje dalszego ich rozrostu. Pogoda późnego letniego popołudnia bezwietrzna statyczna taka pomimo słońca które zawisło nieruchomo gdzieś w górze i bardzo oszczędnie używało swoich promieni . Gdzieniegdzie przelatywały pojedyncze ptaki , które sprawiały wrażenie że całkowicie opanowały przestrzeń pomiędzy horyzontem ograniczonym linią dachów z sąsiedniej ulicy a ścianą mojego bloku . W tej to atmosferze letniego znudzenia zaczęło narastać we mnie dziwne uczucie . Pragnąłem oto powstać i
zbliżyć się do skraju balkonu , mocno uchwycić poręczy i przechylić się
nad nią daleko do przodu.Wstałem. Wykonywałem te wszystkie czynności chociaż uczucia ciekawości i niepokoju mieszały się i plątały ze sobą . Ciekawości do czego to prowadzi a
niepokoju ponieważ od dziecka odczuwam lęk wysokości. Podszedłem do
poręczy balkonu spojrzałem w dół perspektywa wysokości dławiła mi krtań i
nie pozwalała złapać powietrza . Jak gdyby prowadzony na niewidzialnej linie , wbrew sobie nie mając siły ani odwagi by powstrzymać ten samobójczy krok wspiąłem się na barierę . Balansując do przodu i tyłu zacząłem
przybierać postawę wyprostowaną .Stanąłem spojrzałem przed siebie
.Napięcie narastało z chwili na chwilę stawało się nie do zniesienia
,Już nie miałem czym oddychać .Gotów byłem skoczyć w dół ponieważ ponieważ perspektywa
śmierci z uduszenia była okrutna .Skoczyłem jak samobójca .Dziwnym i
niezrozumiałym dla mnie sposobem zacząłem przestawać odczuwać lęk do tej
pory mi towarzyszący. Rozpostarłem szeroko ramiona ,blokady minęły
mogłem oddychać nabrałem powietrze głęboko najgłębiej jak mogłem do samego dna aż do miejsca gdzie skrywa się to pierwsze powietrze które wychodząc z łona matki wciągamy i które nigdy więcej stamtąd nie ulatuje . Najpierw ostro w dół ułamek sekundy ,ruszyłem ramionami i stała się rzecz niesamowita spadek został zahamowany , ciało wyrównało poziom i zamiast spadać zacząłem oddalać się od domu balkonu , ulicy. Leeeeeeeeeccccccccccccęęęęęęęęęęęę !!!
krzyczałem . Płuca odzyskały dawną możliwość swobodnego oddychania a
balansując ciałem i zmieniając geometrię rąk zacząłem poznawać tajniki nawigacji .Wznosiłem się i opadałem w zależności od ułożenia rąk i własnych potrzeb . Mijałem pojedyncze ptaki które na mój widok z głośnym pełnym strachu krzykiem skrzekotem odfruwały jak najdalej od mnie .Trwało to dobrą chwilę kiedy opanowałem wszystkie potrzebne manewry. Poniżej szybko zmieniały się nitki ulic supły rond i plątanina skrzyżowań . Wiatr rozwiewał mi włosy a ja trwałem w tym uczuciu pełnym euforii . Czułem się jak na porządnym spidzie . Co prawda nigdy nie doświadczyłem reakcji po jakimkolwiek narkotyku ale
tak wyobrażałem sobie to w tamtej chwili. Zmieniłem technikę lotu ,
zmniejszyłem szybkość . Teraz przelatywałem obok rzędu okien zaglądając przez nie do środka .Jakimś kolejnym zrządzeniem losu nikt nie spostrzegł mnie unoszącego się w powietrzu nikt nie podbiegł do okna nie skazywano na mnie palcami. Spoglądałem przez szyby zamkniętych okien czasem w głąb mieszkań przez
otwory szeroko otwartych okien . Ludzie wykonywali różne codzienne
czynności. Siedzieli wokół stołu jedząc spóźnione obiady . Gdzie indziej
wygodnie rozłożeni na kanapach patrzyli w telewizyjne monitory. Ktoś płakał zasłoniwszy twarz w dłoniach a obok w pokoju dzieci śmiały się głośno komentując Internet . Na wyższym piętrze jakaś para nie dbając o zasłony kochała się na wielkim łóżku targając się w dzikich konwulsjach . Wszystko to oglądałem bez głębszego zainteresowania szczegółami . Cieszyła mnie co prawda ta świadomość możliwości ale największe zainteresowanie wzbudzał sam lot To nieprawdopodobne nagromadzenie adrenaliny , euforii i czegoś tam jeszcze.
I trwałbym tak pewnie w tym uniesieniu wieczność całą gdyby nie to że w pewnej chwili usłyszałem jakiś metaliczny huk który ogarnął mnie całego i odwrócił uwagę od porywających czynności. Otworzyłem szeroko oczy leżałem na łóżku ,oddychałem płytko i
bardzo szybko .W głowie kłębiło mi się tysiące myśli .Za najważniejsze
uznałem określić swoje położenie. Łóżko moje , otoczenie pokoju też
własne .Wstałem i podszedłem do okna . W dali słychać było jeszcze dźwięk łoskot oddalającego sie motocykla. To pewnie on przerwał mi ten fantastyczny stan jakiego do tej chwili nie doznałem i który pewnie już mi się nie powtórzy. Rozłożyłem ręce , bolały ramiona i dłonie takim bólem wynikającym bardziej przemęczenia niż fizycznego urazu . Chociaż czułem się wspaniale brakowało mi tego przerwanego snu . Czułem się najprawdopodobniej jak kobieta po namiętnym pełnym uniesień seksie której brakło zaledwie sekund do osiągnięcia najpełniejszej z satysfakcji . Wypiłem szklankę mocno schłodzonej wody i wróciłem do
łóżka Nie mogłem zasnąć do rana . Targały mną pojedyncze skurcze mięśni
.w głowie szumiało . A przecież tylko…. latałem .A przecież tylko …
śniłem o lataniu .
foto
Znalezione w internecie
|
08 października 2008
| |
Tak mnie naszło dzisiaj w nocy. Musiałem się rozliczać ze sobą we śnie ale o dziwo zamiast koszmarów obudziłem się dziwnie zadowolony z życia o wiele bardziej niż w realu . No może nie aż tak jak wtedy gdy śniło mi się że latam ale też warte odnotowania.
Pochwała życia
Mam kuchnię trzy pokoje
Dwóch synów zmienne nastroje
Żonę co lubi być żoną
Swoja historię nie skończoną .
Jakie mnie jeszcze czeka życie
W szarości może w dobrobycie
Pewnie życiowe komplikacje
Wino i sery na kolacje.
Trochę uniesień i dołów parę
Wszystko uszyte na moją miarę
Lecz gdyby przyszło powiedzieć dość
Wyrzucić z trzewi całą złość
Zamienić ziemskie na inne mienie
To dobrowolnie nie zamienię
A rano najpóźniej do południa wróci realizm i proza (nie mylić z prozakiem) życia
|
07 października 2008
| |
Śniadanie dzisiaj mniejsze .Ale optymizm trzymam na normalnym poziomie .Byle utrzymać w pracy. A w pracy przeprowadzka.
Cholera jasna znowu. Mądrość ludowa mówi że trzy przeprowadzki to jak
jeden pożar. A ja w ciągu ostatnich miesięcy trzeci
raz przenoszę swoje graty z miejsca na miejsce . Pożar więc jest ale
ten wewnętrzny który spala mnie bo muszę a nie lubię . A więc po kolei
najpierw powrót z N do K potem dwa razy w nowym miejscu pracy. W
perspektywie kolejna zmiana miejsca. Czy to się w ogóle da wytrzymać .
Ja jak kot przyzwyczajający się do miejsca z początku z obawą
obwąchujący miejsce delikatnie układający się na próbę ,długo odczuwający zapach nowości. Ale potem po wewnętrznej akceptacji, mocno wrastający korzeniami w głąb na wiele pięter .Dlatego tak trudno mi spakować swoją walizę i wyprowadzić się . Pozostaje sentyment .Sentyment do miejsc i ludzi . Może to głupie może naiwne ale tak raz do roku wpadam na kawę do firmy w której nie pracuję już od 12 lat . Po co ? Może inaczej sformułować
pytanie - Do kogo ? . Miłe że jest do kogo. Zawsze czeka tam na mnie
filiżanka wonnej i aromatycznej kawy i garść plotek o tych co to ich już
nie ma , albo nie ma ich już razem . W moim przedziale wiekowym rzadko
już słyszy się – wiesz a oni są teraz razem. Skaza wieku. Do ostatniej z
moich byłych prac też będę wpadał niech no tylko wygasi się żar emocji bo z nią odchodziłem.
Zresztą z każdego związku po ponad dziesięciu latach odchodzi się z
emocjami. Nawet jeżeli bardzo pragnie się już tego odejścia. Nie
zagrzałem tu długo miejsca , nie zagubiłem w przepastnej szufladzie
żadnych zdjęć ani bibelotów o których bym zapomniał . Nie ma więc przerw
na wspominki nie wracam myślami do chwil i momentów. Mechanicznie i
bezwiednie wrzuciłem do kartonu biurowe wyposażenie i umarł król niech żyje król.
|
06 października 2008
| |
Filmy z lat siedemdziesiątych szczególnie te zaangażowane pokazywały środowisko studenckie zawsze w tej samej sytuacji .Małe pomieszczenie gdzie wokół jakiegoś
stołu albo nawet butelki wina gromadziła się brać studencka żarliwie
dyskutująca na temat założeń współczesnej filozofii w ujęciu
wielopłaszczyznowych zachowań ludzkich . Cała ta dyskusja niestrawna dla
statystycznego zjadacza chleba zamiast kreować mit hermetycznej intelektualnie wybranej grupy reprezentanów narodu zniechęcała tylko do zadzierzgnięcia z nimi bliższych więzów tworząc podział my i oni . W trakcie więc spotkań w takim gronie gdzy ktoś naoglądawszy się wyżej wspomnianych filmów zaczynał : a zaś Foyerbach razem z kumplem odpowiadaliśmy wznosząc kieliszki a propos Foyerbacha to bach !. Prymitywne ale skuteczne , sprowadzało rozmowę na ścieżki młodzieńczej wesołości. Aby dać upust swojej wybujałej inteligencji zawsze można było zapisać się do jakiegoś klubu koła czy stowarzyszenia. Bez szkody dla innych.
W okresie przełomu lat osiemdziesiąt dziewięćdziesiąt zacząłem korzystać z wypożyczalni kaset VHS . Jedną z pierwszych była wypożyczalnia ITI Gdzie jakaś miła pani dodawała film ,proponując jakiś tytuł ( nie było jeszcze wtedy samoobsługi. Trafiła mi się więc taka Pani Basia która jak to zauważyłem w kontakcie z klientami przede mną nabawiła się jakiegoś urazu w stosunku do męskiej części społeczeństwa . i odreagowywała w pracy .Postanowiłem sobie być miły pomimo wszystko uprzejmy i pozować trochę na intelektualistę . Trafione ,ta gnębicielka męskich serc i charakterów stała się w niedługim czasie moją
koleżanką .Miłe ale każdy medal ma dwie strony .Skończyło się
wypożyczanie tego co chciałem .Na pytanie : Pani Basi ma pani ostatni
film z Bronsonem ? słyszałem odpowiedź niech Pan tego nie bierze to jest kiepskie . Mam za to nowego Kurosawę . Obejrzałem dzięki temu całego Kurosawę , Felliniego o Bergmanie nie wspominając . Nie mówię że stało się to bez korzyści dla mnie ale w zależności od sytuacji i nastroju lubię uprzyjemnić sobie popołudnie czymś na temat .Tak więc są dni na dramat , kryminał są też dni na głupiutką komedię ,może romansidło bądź coś czego jeszcze wtedy wypożyczalnie nie
proponowały. Nie dzielę filmów jak i mużyki na dobrą i złą tylko na tą
która mi się podoba lub nie. Tak więc w pewnym momencie doszedłem do
sytuacji w której mając ochotę na coś lekkiego zakradałem się pod wypożyczalni i patrzyłem czy Basia jest w terenie . Jeżeli jej nie było brałem to co mi nastrój dyktował. Drugi moment pełen napięć to zwrot kasety . Basia brała taką niegodną kasetę jak bierze się zalaną pieluchę niemowlaka i odkładając na kupę zwrotów z wyczuwalnym niesmakiem i widocznym grymasem pytała a któż to panu doradził ?. Uciekałem wtedy w wypróbowaną odpowiedź : nie było Pani Basiu więc wcisnęli mi taki chłam Byłem rozgrzeszony .I dostawałem
w nagrodę jakiegoś klasyka . Wybawieniem było dla mnie wprowadzenie
wypożyczalni samoobsługowych . Treningi z asertywności stały się modne
znacznie później.
Kuzyn mojej żony w trakcie pierwszej naszej wizyty dyskutował ze swą matką o macierzach i przestrzeniach zakrzywionych. Chciał mi zaimponować . Udało mu się tak bardzo że nigdy więcej nie imprezowaliśmy razem
W drugą stronę w tejże wypożyczalni słyszałem taki dialog: Niech
mi Pan da jakąś komedię ale żeby była śmieszna bo wczoraj jak mi Pan
dawał kasetę to mówił że będzie śmieszna a taka nie była . Bo śmieszność to pojęcie względne- powiedział gość z wypożyczalni przy czym wyraz jego twarzy pasował bardziej do żałobnika ,ale w tym smutku był bardzo szczery.
De gustibus not diskutantum. Jeżeli masz ochotę poklaskać u Rubika zrób to, lubisz horrory czy romansidła –oglądaj . Jeżeli jest ci to potrzebne do tego aby dzień był udany i pełny. Pamiętaj tylko że ludzie różnią się od siebie i bez naszej pozy wokół jest za wielu filozofów . Nie cierpię tylko gdy zmuszasz mnie do słuchania swych idoli szeroko otwierając okno w muzycznej ekstazie lub w środku nocy . Ja na mojej wsi nie ciągnę Jaśka do filharmonii a gdy przychodzi na imprezę dobieram taką muzykę która tego wieczora ucieszy nas obu . Działa . Od piętnastu lat lubimy wspólnie posiedzieć od czasu do czasu.
Pozowanie zawsze odwraca się przeciw nam .Nie tylko jest męczące ale zdarzyć się może że trafimy na znawcę a on nie doceni w nas aktorskiego wyjdziemy na parweniusza. Da Bóg jeżeli okażę się inteligentny i litościwy wtedy spyta słowami Młynarskiego ; Kogo udajesz przyjacielu kogo ? . W innym przypadku szkoda gadać . Nie męczmy się by być kimś kim nie jesteśmy. Po latach maska wrasta nam głęboko w twarz za późno by ją ściągnąć a po nocy piecze skóra na twarzy i uwiera sumienie.
|
05 października 2008
| |
Góry
w deszczu. Brrrr. W piątek po południu wyjechaliśmy małżeńsko do naszej
chałupy w Gorcach. Tak taki dom w górach to czasem powód do dumy
,częściej obowiązek. Po zaproszeniu znajomych na weekend pędzimy na
zakupy do marketu zaraz po ustaleniu karty dań a potem sobotę od rana
kosiarka wrrrrrrrr !!!!! do południa .Grabienie zbieranie i upychanie gdzieś zebranej trawy ,.Potem żywopłot ciach ciach od sznurka. I jeszcze zżółknięte liście przy tujach , żona w tym czasie jedzie podłogi na szmacie ,
rozciąga prześcieradła , obleka koce , wkłada kwiaty do pokoju żeby
było tak swojsko. O już po 18.00 zaraz będą goście . Kiedy oddychamy
rękawami zjeżdżają goście -kochani imprezowicze. Gril już rozpalony , mięso w marynacie sztućce w pogotowiu, alkohole schłodzone . A po dwóch kieliszkach najczęściej
facet zwraca się do swojej kobiety: może byśmy tak kochanie kupili
sobie taki domeczek . I tak po południu kiełbaska ,piwko i te widoki.
Oczy gości rozpalają się emocjami które ja pamiętam jeszcze u
siebie dwadzieścia lat temu w trakcie grili u znajomych. Nie wspominamy
wtedy o kosiarce , grabiach czy tym podobnych nie istotnych wtedy
narzędziach. Podobało się znaczy warto było tak zadymiać od rana.Jeszcze
tylko pozmywać naczynia i do najbliższego grila. Teraz mija czas grili ,i imprez na świeżym powietrzu zostaje przygotowanie chałupy na zimę. Jakieś
garbienie liśći , zbieranie gałązek , taplanie się w błocie . I nikt
tego nie pochwali chyba że kuna która z pobliskiego lasu zakrada się
nocami po moje winogrona . Zdarza się i
tak jak w ten weekend że ze względu na deszcz pozostało na tylko
dokładanie do pieca i oczekiwanie na zmianę pogody. Zmieniła się na
lepsze dzisiaj na godziny przed wyjazdem ze wsi . No cóż jeszcze kilka weekendów przed nami .
|
02 października 2008
| |
Może
Pan być albo szczupły albo szczęśliwy. Wybór należy do pana
–powiedziała doświadczona życiem lekarka która chyba wolała być
szczęśliwa o czym świadczył z lekka niedopinający się biały lekarski
fartuch nadający jej ludzkich cech . Wielokrotnie życie potwierdziło mi prawdziwość tej sentencji. Dzisiaj rano stanąłem na wadze, cholera 75,3 kg . Znaczy to że zbliżam się do swojej górki wagowej która z reguły wynosi 77 kg . Ostatnio co prawda doszło do 78 ale to tylko wyjątek od reguły. Staje się wtedy jowialny ,trochę ociężały zadowolony z życia ,poza chwilą
gdy muszę zasznurować buty ponieważ zmuszony jestem do maksymalnego
wyciągnięcia rąk aż po same czubki palców czemu towarzyszy głośne
sapanie . Psuje mi to wtedy szeroko pojętą radość życia której nie poprawi nawet drożdżówką z dżemem do kawy i
niestety przypomina o konieczności zrzucenia wagi . Po wypróbowaniu
kilku diet uważam że najskuteczniejsza jest dieta NŻ ( nie żreć )
.Odrzucam więc pieczywo mój ulubiony chlebuś za który oddał bym wiele innych kulinarnych frykasów i zaczynam katować warzywa. Muszę przyznać a nawet pochwalić się że w odchudzaniu potrafię być konsekwentny. Zrzucam wtedy masę w sposób zauważalny. W
pierwszym tygodniu ok. 3,5 kg w następnych po 1,5 –do 2 tygodniowo .
Chociaż z upływem lat coraz trudniej osiągnąć mi zaniżoną wagę za cel
stawiam sobie 70 -71 kg . Sznuruję wtedy bez problemu buty ,lekko wbiegam po schodach i nie musze podświadomie wciągać brzucha gdy mija mnie atrakcyjna kobieta. Tracę jednak tą wewnętrzną radość i
przestaje Wierzyc tym szczupłym modelkom z reklam telewizyjnych które
jedzą te ziarna dla ptaków popijają butelką wody mineralnej którą zawsze
mają pod ręką i promienieją radosną szczęśliwością . oszuści ! Humor i ochota do życia wraca mi tak po nabraniu 2 kg i trwa podnosząc się systematycznie do
wagowej górki. Po wewnętrznej walce uzyskuję triumf rozumu nad ciałem i
zaczynam walkę z wagą . I tak cyklicznie .Uważam że łatwiej cyklicznie
zrzucać 6 kg niż zmusić się do spadku o 15 .
Chociaż słyszałem skrajne komentarze działa na mnie dieta kopenhaska . Próbowałem ą trzy razy zawsze z pozytywnym skutkiem. Obniżce wagi towarzyszą jednak efekty uboczne . Jestem mocno osłabiony i co najgorsze dla faceta zdarza się że obniża mi się libido. Staram się więc korzystać z niej nie częściej niż co dwa lata .
Tak to w efekcie staję na wadze uczucie dumy rozpiera całe ciało ale towarzyszy temu brak chęci do czegokolwiek. Szczupły czy szczęśliwy ? wybór należy do
mnie. Od dwudziestu lat noszę ten sam rozmiar jeansów. W sytuacji gdy
mierzę nowe w zadeklarowanym rozmiarze i mam problem z dopięciem na
pytanie podać rozmiar większe niezmiennie odpowiadam , Dziękuję
nie – wrócę za dwa tygodnie gdy powrócę do swego rozmiaru. Boże żebym
umiał być tak konsekwentny w innych dziedzinach życia .
Te dwa tygodnie może zacznę liczyć od najbliższego poniedziałku
|
01 października 2008
| |
Leonard Cohen koncertuje
w Polsce. Dla mnie rewelacja .Jak już wspomniałem w poscie na temat
wina jego piosenki bardzo ściśle związały się z moim okresem dojrzewania
.Zaczynałem kochać i być kochanym wsłuchiwałem się setki razy w jego
zachrypnięty przepojony emocjami i alkoholem głosem . Uczyłem się na pamięć tłumaczem Macieja Zembatego . Ba zrobiłem nawet własne tłumaczenia Blue raincoat oczywiście z dopiskiem : Gdziekolwiek jesteś Leonardzie Cohenie wybacz mi .Towarzyszył mi Leonard w chwilach radości smutku czasem seksu . Cena biletów nie jest jednak przyjazna nawet dla półwiecznych fanów . Gdybym chciał zabrać że sobą moje Kochanie przetransportować samochodem w te i nazad na jakieś 600 km i zająć jakiejś miejsce z którego coś widać z trudem zmieścił bym się w kwocie 1000 PLN. Wolę więc wmawiać sobie że Suzane czy Hallelujach w kilkutysięcznej Sali trąci z lekka profanacją .Sam autor mówił zresztą w którymś z wywiadów że to dla kasy. Wolę więc przepolerować pomnikowe brązy wspomnień bo pomnikowych idoli coraz mniej Okudżawa śpiewał że : nad naszym zwycięstwem niejednym górują cokoły na których nie stoi już nikt .
Poniżej wiersz który napisałem w okresie fascynacji Cohenem tak w 1979
Z bezsensów w sensie zbudowany
Z tego co strzępem jest uczucia
Duszę dalekie i te bliskie
Usta poufnie wielkich ludzi.
Dźwięk wibrujący błoną ucha
Receptor w mózgu gdzieś nawala
Uderzam w pustą strunę G
Radość młodości znów się spala
gdzieś szumią jodły moniuszkowskie
Cohen pijacko nuci z wola
Tylko tak cicho , po złodziejsku
Rwie się ma dusza niespokojna
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz