30 listopada 2008
| |
Chociaż żem Antoni dla potrzeb tego bloga absolutnie też nie mam na imię Andrzej. Z imieniem tym wiąże się jednak kawałek mojego życia W latach siedemdziesiątych coś takiego jak obecne kluby i puby nie
funkcjonowały tak popularnie jak dzisiaj . Jedyny przykład z okolicy
krakowskie Jaszczury były klubem studenckim elitarnym , trochę dla
snobów trochę dla pasjonatów i trudno było myśleć o weekendowych wieczorach w klubie w luźnej przyjacielskiej atmosferze dla normalnego konsumenta win marki Cotnari ( długa cienka butelka ze sznureczkiem wzdłuż szyjki półwytrawne lub bardziej półsłodkie nie pamiętam ) .
Znaczenia w tej sytuacji nabierały prywatki zwane już za moich czasów
balangami lub ubawami. Zwykle do tego celu potrzebny był jakiś pretekst a
tego dostarczał najczęściej sam kalendarz. Tak to więc listopad oprócz artystycznych raczej Zaduszek jazzowych (pluliśmy wtedy na kapitalistyczne hallowen , ja pluję nadal ) raczył nas Katarzynkami imprezą taką bardziej harcerską i kobiecą oraz ogólno imprezowe Andrzejki. Aby poszumieć trochę w domu znajomych najlepiej było posiadać znajomego o tym wdzięcznym imieniu . Niestety w naszej klasie liceum ogólnokształcącego takowego Andrzeja nie było. Od czego jednak fantazja . Zaraz na początku mojej ogólnokształcącej edukacji wylądowałem w szpitalu na oddziale zakaźnym ze zdiagnozowaną żółtaczką dzięki Bogu w najprymitywniejszej jej formie . Szpital, poszpitalne wolne i kiedy przestałem przypominać wyglądem kubek herbaty Lipton powróciłem
do szkoły celem kontynuowania edukacji. A tam wszyscy jak jeden mąż
zwracali się do mnie per Andrzej . Przez dwa dni żyłem jak w jakimś złym
śnie .Jak Kafkowski Jan K
próbowałem wyjaśnić nieporozumienia. Dopiero po kilku dniach koledzy
wygadali się że z powodu braku oryginalnego Andrzeja w wyniku głosowania zostałem obdarzony
tym zaszczytem . Od tej pory wszyscy przez następne cztery lata łącznie
z nauczycielami zwracali się do mnie tym imieniem .Doszło nawet do tego
że maturalne świadectwo wystawiono mi na Andrzej dobrze że zauważyłem bo trzeba było zrobić
korektę. Obchodziłem teraz imieniny dwa razy w roku chociaż te
Andrzejkowe prezenty były z kategorii śmiesznych ciekawych , nietypowych
albo przeznaczonych na tzw przelew (alkohole).Dzięki
kontaktom jednego ze znajomych korzystaliśmy z podziemi siedziby PTTK
które mieściło się w jednej ze średniowiecznych kamienic .Siłami
własnymi posprzątali i zaadoptowali kilka pomieszczeń. W majestacie wszelkich uprawnień laliśmy wosk do wody , wino do szklanek do tego świece i dobra muzyka. Atmosfera fantastyczna . Fajnie było być Andrzejem. Żona którą zapomniałem wciągnąć w te opowieści jeszcze kilka lad po ślubie dziwiła się że ktoś ciągle szuka jakiegoś Andrzeja. Mikołajki
były zaś kolejną okazją do sprokurowania imprezy. Dzisiaj kiedy
młodzież namiętnie spędza wieczory w klubach i knajpach ranga opisanych przeze mnie okazji drastycznie spada. Lansowany wzorzec spędzania wolnego czasu w pubie zabija atmosferę wyczekiwania na
imprezę . Dzisiaj spotyka się w określonej knajpie bo grają twoją muzę
lub piwo jest tańsze niż gdzie indziej. Osiemnastki też robi się w
knajpach gdzie zbiera się dwoje lub troje solenizantów aby koszty były mniejsze i zaprasza znajomych. Stawiasz szampana i chipsy , piwo każdy kupuje za swoje. Co zostało z atmosfery imprezy w starym stylu gdy kręcisz się pomiędzy setką ludzi których widzisz pierwszy raz w swoim życiu. Możesz za to łatwo zaliczyć
w pysk od nieznajomego o czym przekonał się właśnie syn znajomego
uczestnik jednej z typowych imprez urodzinowych . Że przedtem nie bili
się ? Ależ bili się , dawali sobie po pysku ,tłukli się czasem o teorie zawsze o dziewczyny., Ale ten łomot odbywał się jakby w rodzinie . Następnego dnia nikt nikomu nie pamiętał czasem tylko krwawy wylew pod okiem przypominał o incydencie chociaż zacierały się pryncypia. Byłeś człowieku pewien że twój przeciwnik nie wyciągnie zza pazuch noża , bejzbola czy w skrajnym przypadku pistoletu. Były czasy , nawet bicie po pysku miało inny koloryt.
Trzeba kończyć bo w euforii napiszę jeszcze że kiedyś to i kac był mniejszy .
Pamięć przez fakt zapominania drastycznych chwil i pozastawiana w mózgu częściej aksamitnych wspomnień jest cudowna.
|
28 listopada 2008
| |
W jednym z odcinków kultowej Stawki większej niż życie pewien kolejarz zwraca się do dowódcy partyzantki o zwolnienie zatrzymanego szmuglownika. Komendant pyta
to wasza rodzina ? Zaraz tam rodzina , szwagier –odpowiada kolejarz A
więc jak to z nimi jest czy szwagier to także złośliwy dodatek do żony
jak teściowa i otrzymuje się go w pakiecie , czy może relacje z nim
można ułożyć w sposób prawidłowy ,normalny i rodzinny.
Na
początku wczuj się w sytuacje szwagra. Ty jesteś w końcu facetem który
co noc śpi z jego siostrą . To może być powód jego nerwic i depresji.
Jestem zdania że na bycie rodziną trzeba sobie zasłużyć nic nie działa z automatu ale
nie widzę też powodu dla którego nie mielibyśmy polubić i zaakceptować
tego faceta który widywał w młodości twoją żonę bez ubrania. W
przeciwnym wypadku pozostaje nam tylko ukute przeze mnie stwierdzenie : szwagier szwagrowi szwagrem .
Mój szwagier Leszek towarzysz nie jednej wspólnej imprezy , współ słuchacz Cohena miłośnik wina i fajek które namiętnie paliliśmy zaraz po ślubie stał się w pewnym momencie naszego rodzinnego życia ofiarą testu na luz
wewnętrzny i poczucie humoru . Pracowałem wtedy w firmie
rozprowadzającej akcydensy. Pod tą dziwaczną nazwą kryją się wszelkiego
rodzaju druki do wykorzystywania w administracji państwowej i działalności gospodarczej. Delegacje , kartoteki magazynowe czy na przykład upomnienia z biblioteki. Właśnie to ostatnie nasunęło mi pewien pomysł związany z moim szwagrem. Namiętny czytelnik dobrej literatury któregoś pięknego dnia otrzymał pocztą wezwanie do zwrotu do biblioteki całej serii książek oczywiście wszystkich o zabarwieniu erotycznym .Te wymyślone tytuły wraz z autentycznymi opracowaniami wypożyczono w nieistniejącej bibliotece. Niedzielny obiad u teściowej z
początku spokojny zakończył się żalami szwagra że oto jakiś erotoman na
jego konto wypożyczył kupę książek o seksie i ich nie zwraca .Ulica na
jakimś zadupiu K wymagała dojazdu trzema autobusami miejskimi. Szwagier
był zdruzgotany. Nic nie sprawia większej przyjemności niż zrobić dowcip
komuś kto się przejmuje. Kiedy stwierdziłem że haczyk złapał i szwagier odpowiednio się przejmuje powiedziałem : stawiasz wino a ja powiem Ci co zrobić . Po degustacji winka potargałem wezwanie i przyznałem się do dowcipu. Szwagra puściło. Szwagier stał się czujny początkowo nie wierzył nawet w kwity z elektrowni .Dla mnie oznaczało to tylko większe wyzwanie
Minęło dwa lata od tamtej sytuacji. Zbliżały się trzydzieste urodziny mojego szwagra. Postanowiłem że uczcimy te urodziny z rozmachem. Przygotowałem więc wezwanie do odbycia dwutygodniowego
szkolenia wojskowego . Druk miałem pod ręką. Ale żeby nie powielać
bezmyślnie starej sytuacji podobne wezwanie wysłałem również do siebie dla równowagi. Tu muszę dodać że jesteśmy z tego samego roku. Jubileuszowa impreza nadeszła . Udałem się z prezentem. Przysłowiowe pół litra i szaliczek życzenia cmok cmok z dubeltówki i do stołu. Szwagier stanął jednak na
drodze do biesiadnego stołu , uśmiechnięty że oto złapał mnie na żarcie
i grożąc palcem powiedział oj szwagier , szwagier nie dam się nabrać…
Wtedy ja wyciągnąłem z kieszeni swoje wezwanie , podstawiłem mu pod nos i
spytałem czy o takie żarty ci chodzi?. Leszek zaniemówił.
Osunął się z lekka po futrynie i stracił humor. Drinkowaliśmy więc i
narzekaliśmy na niedogodności służby wojskowej. I tak do dziesiątej .
Wstałem wtedy i powiedziałem Leszku szwagrze
mój mam dla ciebie wspaniały rocznicowy prezent kieruję cię do cywila .
I tym razem przyznałem się do dowcipu. Ulga jaką poczuł w tamtej chwili
była bezcenna. Nieraz ją zresztą wspominał w towarzystwie tak zwanych
osób trzecich . Tak to żartując sobie od czasu do czasu wychowywaliśmy
dzieci odwiedzali się czasem u siebie imprezując trochę rzadziej niż kiedyś. Aż
nadszedł ten dzień . Jesienny ciepły Późnym popołudniem rodzinnie
wybraliśmy się do szwagrówki jak nazywałem mieszkanie Leszka na
jakąś herbatę z pogaduszkami. Domofon brrrr czekamy słychać już
ujadającego psa na czwartym piętrze i pytanie z głośnika kto tam ? . Ja w
sprawie kradzieży samochodu – odpaliłem trochę automatycznie na tzw żywioł ale szwagier tak na mnie rozrywkowo działał . Usłyszałem dźwięk zamka elektrycznego i nim zdążyłem cokolwiek wytłumaczyć
szwagier z czwartego piętra był już na parterze. Kiedy mnie zobaczył
przeklął tylko z lekka i zaczął wracać po schodach do góry. Weszliśmy do domu ale emocje były tak wielkie że Lechu aby
rozładować emocje zdjął sweter i rzucił przez cały pokój, Sweter
zatoczył łuk i spadł na kwiatka. Dorodna dracena w jednej chwili
straciła pióropusz i stała taka z
gołą łodygą w dużej donicy na takim taboreciku. Patrząc na efekty tego
odstresowania Lechu podbiegł do gołego pnia i skopał go z podwyższenia .
Ziemia rozsypała się wokół ale doniczka nie pękła. Szwagier jak w
jakimś amoku skoczył dwa razy na donicę ( a jest człowiekiem dużej wagi im miary ) aż
cała rozpadła się na kawałki. Nie czekałem na ciąg dalszy salwowałem
się ucieczką albo inaczej wycofałem się na z góry upatrzone pozycje . Po
około pół godziny wróciłem do domu szwagrów i przepraszając za
zaistniały incydent zapewniłem że nie będę robił sobie z niego dowcipów.
Słowa dotrzymałem ale nasze kontakty stały się wyprane z emocji ,
sztampowe i sztuczne. Z czasem prawie zanikły . W ostatnim dowcipie nie
uwzględniłem wielkiego przywiązania szwagra do własnych rzeczy .Teraz
spotykamy się tak rzadko że spokojnie mogę powiedzieć : Wszyscy swoi tylko szwagier obcy
A może to tylko dlatego że wyjechał do Dublina ?
|
26 listopada 2008
| |
Niech żyje telewizja cyfrowa .Dzięki niej codziennie wieczorem oglądając TV kiedy
przebywam na mojej wsi mogę dowiedzieć się czy w dalszym ciągu żyję w
tym samym kraju w którym się obudziłem. Dystrybutorzy platform cyfrowych
prześcigają się w pomysłach jak zachęcić klientów do wyboru ich produktu.Do najmniejszego podstawowego pakietu otrzymałem możliwość
oglądania wszystkich kanałów z oferty pełnej przez około 3 miesiące. Z
radością skorzystałem z tej możliwości a że akurat zima była kiepska i
wyciągi niezbyt czynne z radością rzuciłem się szczególnie do oglądania
tych kanałów których nie mam w kablówce. Trafiłem więc na Kino
Polska.To kanał dzięki któremu drugie życie otrzymały filmy
wyprodukowane jeszcze w technice czarno białej w okresie poprzedniego
systemu a nawet w okresie błędów i wypaczeń tego okresu. Tak więc reportaże i produkcyjniaki z tamtego okresu gościły na łamach Kina Polska . Już pierwszego południa zobaczyliśmy film kręcony na
przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Film
opisywał problemy lekarza wiejskiego który niósł kaganek wiedzy i
profilaktyki medycznej w ciemny wiejski lud który najpierw wołał wiejska
znachorkę , potem księdza a w ostatniej kolejności lekarza . Zwykle kiedy było już za późno jak głosił ideologiczny komentarz narratora. Zaskoczeni odkryliśmy że rzecz całą dzieje się w
realiach naszej miejscowości padały nazwy i pokazywano widoki z naszych
stron. Rewelacja. Narrator snuł swoją opowieść o chorobach z których
miejscowi uznawali tylko dwie zawiał i przelęk. Nasyciwszy oczy i uszy udaliśmy
się do sąsiada na umówioną wcześniej góralską herbatę ( ze śliwowicą ) .
Gadka szmatka , od słowa do słowa żona moja opowiadać zaczęła o
obejrzanym właśnie filmie i z ironiczną miną szydząc trochę z zawiału i
przelęku. Ty się nie śmiej dziołcho powiedziała sąsiadka . Ty wiesz jaki zawiał jest niebezpieczny . I to z byle czego. A na przelęk to w lesie mamy takie specjalne ziele. Czas stanął nam w miejscu a przez te 60 lat skurczył się do cieniutkiej przepuszczalnej ścianki. Wtedy to
dopiero uzmysłowiłem sobie że w trakcie rozmów z sąsiadami często
słyszałem że coś kogoś zawiało. Bolą mnie zęby – zawiało mnie mówił
Staszek. .Wysmaruj mi plecy Maryś bo mnie cosik zawiało krzyczał na swoją żonę Jasiek. Rzeczywiście cały czas obowiązują tu te same dolegliwośći. Co prawda służba zdrowia funkcjonuje tu sprawnie .Jest apteka, pogotowie , wszyscy wiedzą co to EKG , USG ale tradycja rzecz święta.
Sąsiad opowiadał mi jak kiedyś w przeszłości pasąc krowy poczuł nagły
ból zęba .Nie zrażając się zbytnio bólem ponieważ odczuwał go od
dłuższego czasu postanowił z tym skończyć . Poszedł do najbliższych
zabudowań gdzie wypożyczył kombinerki .Rozwarł szeroko usta i głęboko
wsadził sobie kombinerki . Wyszukał nimi bolącego zęba na zasadzie
postukiwania złapał go z obu stron i już miał go wyciągnąć ale niestety
scisnął zbyt mocno i ząb rozsypał się na kwałki. Poszedł potem usunąć
resztki ale nie zaraz ,zrobił to dopiero za pięć lat .Wybrał złe
narzędzie. Znajoma właścicielka tartaku opowiadała mi jak kiedyś jeden z
pracowników przyszedł z zapuchniętą gębą do pracy ,. Co się stało Jasiu
spytała szefowa? Kierownikczko bolał mnie ząb więc my postanowili ze
szwagrem że go wykarcymy ( usuniemy – pol ) . Wypilimy pół litra i
szwagier wziął łyżeczkę taką od herbaty i zaczął karcyć ( wyrywać – pol
) O Boże i nic się nie stało ? spytała przestraszona kobieta . Nie ino
się trochę łyżeczka wyszczerbiła. Twardy lud . Bazowali na tym różni znachorzy a jeden z nich konkurując z gabinetem dentystycznym i doprowadzając niemal do jego zamknięcia pojawiał się we wsi w niedzielę po sumie i przy pomocy narzędzi które nosił w podręcznej torbie wyrywał zęby na poczekaniu i świeżym powietrzu biorąc w rozliczeniu jajka ser lub co łaska . I rzecz się działa się w drugiej połowie XX wieku . Medycyna ludowa wszechstronna i taka inna od naukowej. W czasie ostatniego pobytu moich francuzów Eric dostał zapalenia barku. Niedobrze -
powiedział - w takim przypadku lekarz aplikował mi bardzo mocne leki
przeciw bólowe z pogranicza narkotyków a tu na wsi ? . A tu na wsi
stwierdzono, że najlepsza będzie słonina trzyletnia zmielona razem z
żywokostem. Tą to mieszanką należy obłożyć bolące miejsce. Słoninę którą minimum trzy lata trzyma się gdzieś na strychu posiadali znajomi z końca osiedla żywokost nakopał inny i tak przygotowaną papką zaczęliśmy obkładać bark Erica. Aby to przyjął to z godnością uraczyłem Francuza kilkoma kieliszkami krakowskiej starki i
kiedy było mu już wszystko jedno zaczęliśmy bandażować obłożony bark.
Smiechu było co niemiara. A rano ? Rano Eric obudził się bez bólu. Sam
wychodził z siebie próbując zrozumieć
fenomen medycyny ludowej . Ze względów estetycznych nie opowiem tu o
innych bardziej radykalnych metodach walczenia z obrzękami potłuczeniami
trudno gojącymi się ranami .Medycyna ludowa dziwna śmieszna , straszna . Pomagająca szkodząca uspokajająca ale nie można przejść koło niej obojętne. Zadziwiała mnie i ze względu na częste wizyty na mojej wsi nieraz pewnie jeszcze mnie zaskoczy byle tylko z pożytkiem dla zdrowia . Patrzę tak na to, czasem w tym uczestniczę a zawsze czuję się jakbym brał udział w wyprawach National Gegraphic .
|
24 listopada 2008
| |
W dzisiejszym Onecie znalazłem news o szokującej treści :
Władze
w Harwich w stanie Massachusetts wszczęły dochodzenie w sprawie
tajemniczego pojawienia się pianina, w doskonałym stanie, w samym środku
lasu. Pianino zauważyła pewna kobieta, która wybrała się na spacer.
Pianino Baldwin Acrosonic, model numer 987, jest w nienaruszonym stanie i
w dodatku... nastrojone. Co
ciekawe, tuż przy tajemniczym pianinie, znajdował się stołek,
postawiony w taki sposób, jakby ktoś zamierzał grać na instrumencie.
Ja też wybrałem się kiedyś na spacer do mojego wiejskiego lasu w powiecie nowotarskim i oto co znalazłem w trakcie tego spaceru :
- Lodówkę marki polar rok produkcji 1972 bez przednich drzwiczek i agregatu chłodniczego
- Opakowanie po lakierze do włosów puste bez końcówki spryskującej.
- Puszki po piwie żubr puste częściowo zgniecione.
- Suszarkę do włosów bez kabla zasilającego z przepaloną obudową .
- Akumulator samochodowy bez elektrolitu najpewniej rozładowany
Oraz
- około setki różnych reklamowych toreb plastikowych częściowo potarganych nie nadających się do przeniesienia czegokolwiek.
Od
dłuższego czasu czytam wszędzie komentarze naszych polityków że kraj
nasz znajduje się poza polem rażenia kryzysu gospodarczego a największy kryzys dotknął amerykanów. Nie rozumiem tego ponieważ mówi się : „ poznasz pana po cholewach „ a poziom rozwoju po produkowanych śmieciach. Jeżeli w dobie kryzysu ekonomicznego w lasach pozostawia się pianina w komplecie z obrotowymi krzesłami to nawet nie chcę myśleć co porzucało się przed narodzinami bessy . W jednej chwili zrozumiałem te tysiące górali wystających pod konsulatami USA w oczekiwaniu na wizę . Oni już uprzątnęli te swoje stare lodówki wyrzucili do lasu zużyte suszarki by zrobić miejsce na amerykańskie cuda .
Może czepiam się tych niekompletnych śmieci wszak do dzisiaj na niemieckich czy austriackich ulicach funkcjonuje zwyczaj pozostawianie w określone dni tygodnia na ulicy przed domem śmieci wielko gabarytowych .Wrodzona kultura każę im (Niemcom i Austriakom ) obcinanie wtyczki gdy dane urządzenie elektryczne nie jest sprawne. Z daleka więc widać czy taki np. telewizor jest zepsuty czy też właściciel kupił tylko nowszy model. Być może czerpiąc z tych doświadczeń innych narodów moi górscy ziomkowie obrywając drzwi w lodówce dają być może czytelny przekaż że lodówka jest zepsuta nie nadaje się do użytku a nie znajduje się tutaj jedynie z powodu kaprysu byłego właściciele. Być może
|
23 listopada 2008
| |
W trakcie ostatniej jesiennej górskiej wędrówki w jednej z tatrzańskich wiosek spotkałem stary góralski dom przeznaczony
do rozbiórki .Smutno gdy historia i tradycja odchodzą w takich
dramatycznych okolicznościach. Zapatrzyłem się w okna oczy duszy domu potraktowane tu tak bezceremonialnie .
W moim góralskim domu
Ktoś zabił okno
Z szyb go odarł
A drutem kolczastym
związał rozchybotane skrzydła
Z desek krzyż złożył
Do którego przybił połowy
Jedną obok drugiej , równo
Po dwa gwoździe na kwaterę
I umierało okno w moim domu
Pozbawione perspektywy
Skrzydła nie uchylą się już
by niczym zdrowe płuca
Zaczerpnąć czystego powietrza
Nie pojawi się błysk lampy
w szybach których nie ma
W domu który jest stary
Najpierw umierają okna .
I tylko zza płotu staruszka jakaś
Spoglądała smutno w ich obrys
Stojąc w cieniu drewnianego dachu
Który chylił się ku upadkowi
Za nowe czasy.
|
21 listopada 2008
| |
Pewien manager w prywatnym biznesie postanowił zatrudnić sekretarkę. Zorganizowano więc casting .Zjawiającym się paniom zadawał następujące pytanie : ile jest dwa plus dwa .
- cztery - zdecydowanie odpowiedziała pierwsza
- to zależy od okoliczności ,może być trzy , może być pięć - rozbudowała swoją odpowiedź druga .
-a ile pan sobie życzy? - spytała trzecia.
Jak myślicie kogo wybrał manager ?
Na nic domysły i próby odpowiedzi , wybrał blondynkę z dużym biustem ale to już inna historia.
Typowo męski punkt widzenia powiecie ale czy do końca ?.
Ostatnio znajomy postanowił wspólnie z żoną wymienić laptop na nowszy model , ponieważ stary jest już stary i niektóre jego funkcje są już czysto teoretyczne. Uzyskali więc wiedzę o swoich możliwościach finansowych . Z wiedzą tą znajomy zasiadł przed komputerem i zebrał informację na temat dostępnych modeli. Z szumu informacyjnego wyłoniły się po dłuższym czasie dwa modele laptopów oba o podobnych parametrach w
miarę nowoczesne z dużym twardym dyskiem liczących się producentów tego
sprzętu i mieszczące się w możliwościach finansowych obojga . Znajomy
wydrukował porównanie procesorów , kart grafiki itp. Próbował zapoznać żonę z tą wiedzą i zakończyć pytaniem : Który według ciebie ? .Taka próba na
sucho w domu ? Skąd ja mogę wiedzieć ja się na tym nie znam .To ty
dokonasz wyboru stwierdziła na koniec. Będąc przekonany do wyższości jedynie estetyczno wizualnej jednego z modeli wraz z żoną udali się do firmowego sklepu laptopowego . Czy ilość zgromadzonego sprzętu czy elegancja salonu sprawiły że z trudem udało się wysegregować wspomniane wyżej dwa modele. Który wybierasz spytał znajomy próbując wobec sprzedawcy i oczywiście siebie nadać swemu małżeństwu partnerskiego charakteru ?
Ten czerwony powiedziała małżonka wskazując na zdobny w czerwoną obudowę zupełnie inny model z niższej półki cenowej , technologicznej z mniejszym monitorem oraz wyprodukowany przez producenta który z równym powodzeniem produkuje telefony , laptopy i lokomotywy. Dlaczego ten ? . Bo jest ładny . Ładny? Myślałem że wystarczy funkcjonalny ,nowoczesny i na końcu elegancki.
Dyskusja i próby przekonania żony w
obecności sprzedawcy patrzącego z wyższością na znajomego nie należała
do najlepiej wspominanych . Stanęło na wyborze jednego z wcześniej
wytypowanych modeli ale skończyło się zarzutem że znajomy jest despotą .
Jak z powyższego wynika tak w przypadku kobiet i mężczyzna podejmowanie decyzji nie zawsze warunkowane jest użyciem racjonalnych przesłanek . A podobno do tych samych celów używamy innych obszarów mózgu
|
19 listopada 2008
| |
Dzień 19 listopada ustanowiony został Międzynarodowym Dniem Toalet. Doczytałem się
tego w dzisiejszym Onecie. Nieraz jeszcze Unia zaskoczy nas ciekawymi
pomysłami a tu fantazji nie powinno zabraknąć .Całkiem niedaleko może
znaleźć się np. Międzynarodowy Dzień Sikających Inaczej , Czy
Międzynarodowy Dzień Zaparcia lub Rozwolnienia do wyboru .Ale skoro już jesteśmy
w temacie toalet . Toalety od czasu kiedy porzuciliśmy nocnik ,
towarzyszą nam codziennie. Począwszy od drewnianych wiejskich sławojek
nazwanych tak na cześć ich pomysłodawcy Walerego Sławka do tych futurystycznie super eleganckich Restroomów w restauracjach.
W chwili gdy kupiliśmy chałupę na wsi nie była ona wyposażona
w żadne z sanitarnych dobrodziejstw. Do kabinki chodziliśmy do sąsiada i
z własnego doświadczenia wiem że można w niej było wytrzymać do minus pięciu stopni Celsjusza potem w takiej kabinie gotowi byliśmy jak na torturach przyznać
się do wszystkiego co ktoś chciałby nam wmówić nawet do współpracy .
Sławojki dalej mają się dobrze często widzę szczególnie tych ze
starszego pokolenia wybierających się tam na chwilę samotności i zadumy .
Zawsze można , czego doświadczyłem osobiście zostać pozdrowionym lub
zagadniętym przez kogoś siedzącego za drzwiami z serduszkiem.
Szczeniakiem będąc wybierałem się
z kuzynami podkradając dziadkowi papierosy do takiego kibelka.
Namiętnie kurzyliśmy tam fajki delektując się ich aromatem . Inne
zapachy zupełnie nam wtedy nie przeszkadzały . Opatrzności Bożej
zawdzięczać możemy że nie
sfajczyliśmy całej chałupy. A po dupie nie dostaliśmy chyba tylko
dlatego że chłop nie jest skory do błyskawicznych reakcji . I penie
lekceważył widok kłebów dymu wydobywających się przez wycięte serduszko
.Nieopatrznie nie zamknięte na haczyk drzwi przy silniejszym powiewie
wiatru otwierały się na całą szerokość pozostawiając użytkownika z głupią miną i opuszczonymi spodniami. Z tamtego okresu pochodzi taki dowcip:
Idzie turystka przez górską wieś i nagle zauważa sławojkę z otwartymi drzwiami w
środku zamyślony gazda z opuszczonymi spodniami kontemplował widok
górskich szczytów letnim porankiem. Zamykalibyście drzwi gazdo –
powiedziała zdegustowana kobieta. Pani a po co przecie tu mi ma co
ukraść odparł zdziwiony gazda.
Każde
z nas ma swoje własne wspomnienia z toaletą : domową , dworcową albo
jakąś inną .Jedne śmieszne inne krępujące ale zawsze zapadające głęboko w
pamięć . Może więc jednak warto otworzyć w ten dzień jakąś
zakamuflowaną butelczynę i wypić zdrowie naszych toalet : Niech się nam
spłukuje !.
|
17 listopada 2008
| |
I doczekałem .W sierpniu na wskutek własnej głupoty czy
też nieszczęśliwego zbiegu okoliczności doznałem urazu kręgosłupa .Nic
wielkiego ot po prostu dysk przesunąl mi się trochę . Ból jak cholera ,
zepsuty urlop wizyta u lekarza i rehabilitacja .Nasza kochana służba
zdrowia na ubezpieczalnie ( teraz mówi się na NFZ ) już za 3 miesiące od zdarzenia zagwarantowała mi rehabilitację . Kiedy naszedł dzień zero przed pracą ryzykując kilkuminutowe spóźnienie pojawiłem się przed gabinetem
fizykoterapii . Zabiegi od ósmej ja jestem 7.40 luzik . Niestety przed
gabinetem powitał mnie tłum oczekujących .Średnia wieku siedemdziesiąt
pięć lat a więc już po tzw wieku produkcyjnym . Ciężki zawód .Dopiero
po chwili dzięki uprzejmej informacji jednego z pacjentów dowiedziałem
się że w ramach tego tłumu obowiązuję kilka kolejek do każdego w
zabiegów osobno . Zupełnie nie mogłem odnaleźć się w tym bałaganie .Na
laser jest pan czwarty - stwierdził ze znawstwem. Siadłem zrezygnowany
przed zamkniętymi drzwiami . Spojrzałem na twarze . Stare , starsze
zmęczone życiem , od dawna na emeryturze lub rencie . Co wzywa je do
zrywania się przed świtem aby ustawiać się z rana przed gabinetami .
Dokąd śpieszą i co tak pilnego mają zaplanowane zaraz po zabiegach gdzie
nie zdążą bez takiego rozkładu dnia . Przecież zabiegi trwają do osiemnastej. Czy nie można dać szansy pracującym na to aby zarywając tylko pół godzinki z pracy załatwić sprawy swojego zdrowia . Czy to tylko jakieś atawistyczne przyzwyczajenie. Galeria siwych fryzur i rogowych okularów kiwała się dostojnie w rytm wypowiadanych słów o nerwach, stawach i
skutecznych terapiach. Nadeszła moja pora . Zabieg laserem trwał dwie
minuty , oczekiwanie pół godziny. Wpadłem do pracy spóźniony z
przepraszającym uśmiechem rzuciłem się do załatwiania zaległych już
spraw służbowych. Zabieg poprawił moją kondycję albo psychikę . Jest
dobrze . Ponieważ człowiek jest istota myślącą wykombinowałem sobie scenariusz natępnego dnia . Wstać wcześniej. Rano zebrałem się w sobie i już o 7.30 stanąłem przed drzwiami gabinetu. Jest Pan czwarty przywitał
mnie od progu znajomy już facet. Ten sam tłum te same tematy . Zabieg
dwie minuty oczekiwanie pięćdziesiąt minut. Muszę wstać jeszcze
wczesniej , zdecydowanie wcześniej pomyślałem sobie i chociaż sen przed samą chwilą wstawania się z łóżka jest najsłodszy zrealizowałem plany .Rajd porannymi ulicami ( nie polecam ) i już 7.15 zameldowałem się na miejscu . Boże dejavu. Te same twarze te same fryzury i
ten sam facet który na przywitanie podsunął mi pod nos dłoń z
rozcapierzonymi palcami . Nawet ich nie liczyłem Tak wiem znowu czwarty.
Dałem za wygrana Godzina oczekiwania dwie minuty zabiegu.
Samopoczucie bezcenne.. Kiedy trzeba wstać , o której zameldować się
pod gabinetem aby być pierwszym?. Przez chwilę podejrzewałem nawet że
pierwszy klient jest ostatnim z dnia poprzedniego i śpi spokojnie na
twardej ławie przychodnianego korytarza . Społeczność siwych włosów
przed gabinetami lekarskimi czuje się jak ryba w wodzie . Swoją
desperacją w przychodzeniu pod gabinet i wyczekiwaniu na siedząco i stojąco zadają kłam obiegowej teorii o schorowaniu starszych.
Antoni ! - mówię sobie - więcej tolerancji . Oczywiście ale czy tej mojej tolerancji nie mogliby troszeczkę pomóc emeryci i renciści którzy przez lata ciężkiej pracy zasłużyli sobie na przywilej spokojnego snu i
możliwość przyjścia na zabieg który im nie przepadnie bo jest
zaplanowany trochę później . Dlaczego nie chcą korzystać z tego prawa i czy o wnukach , synowych i sąsiadce z góry nie można opowiadać w gronie im podobnych koło południa ? Nie wiem ale za parę naście lat pewnie sam to sprawdzę .Jeżeli mój fundusz emerytalny to wytrzyma.
|
15 listopada 2008
| |
Uczyć się szkolić doskonalić .Hasło naszych czasów .Lotne , trafiające w sedno co miesięcznym przelewem na konto udowadniające swoją prawdziwość co prawda czasem przy spełnieniu jeszcze kliku oczywiście kryteriów jak wygląd znajomości itp. Sam pomysł edukacji jest
bardzo chwalebny. Podciągamy swoje kwalifikacje nabieramy nowych
umiejętności ,mnożymy tytuły i dyplomy. Dzięki temu nasze Cv wygląda
lepiej na tle pozostałych . I nie było by w tym nic zdrożnego gdyby nie sytuacje w których szkolenie to odbywa się kosztem osób postronnych. Skrzywdzony bądź potraktowany jak idiota człowiek słyszy : trzeba być tolerancyjny każdy się musi nauczyć.
Dobrze
że w trakcie operacji na żywym naszym organizmie stosowana jest narkoza
bo uciekłbym ze stołu słysząc pouczania starszego chirurga : Wojtuś weź
od tyłu i tnij ten kawałek ,nie ten , ten drugi . I coś wyciął idioto.
Na szczęście dobroczynne działanie narkozy ogranicza liczbę zwałów w
trakcie operacji . każdy wszak się musi kiedyś nauczyć.
Godziny szczytu, strategiczne skrzyżowanie światła sygnalizacyjne dostały zadyszki i ostatnim wysiłkiem mrugają tylko na żółto wywołując frustracje kierowców. Patrzę i widzę przede mną cztery samochody nauki jazdy popularne e-L –ki. Boże ale urodzaj. Mam nieszczęście mieszkać nieopodal trasy egzaminacyjnej na prawo jazdy. Z uporem maniaka wszyscy instruktorzy kierują tu swoje pojazdy powodując zamieszanie i sporą frustrację u pozostałych Maksymalną ilość pojazdów oznaczonych literką L które stały przede mną obliczyłem kiedyś na siedem. No oczywiście każdy się musi kiedyś nauczyć ale czy koniecznie na jednej czy dwóch ulicach i koniecznie w godzinach szczytu.
Jakiś czas temu wracałem z poznańskiej Budmy - cztery dni poza domem. Przez cały okres pobytu prowadziłem się bardzo poprawnie w
myśl dowcipu w którym żona pakując męża na delegację przypomina mu : I
pamiętaj kochanie nie wydaj pieniędzy na to co możesz mieć za darmo w
domu. Zatrzymaliśmy się za stacji benzynowej kolega tankował a ja wszedłem do sklepiku z hasłem Jurka O – oj będzie się działo. Wziąłem z półki dwa opakowania Durexów i położyłem na sklepowej ladzie.
Oglądaliście
filmy Woodego Allena ? Pamiętacie scenę gdy facet próbuje dyskretnie
kupić kilka erotycznych magazynów?.Wierzyłem w talent scenarzystów a to samo życie pisze takie scenariusze
Oj biedny niedźwiedziu gdybyś mógł to wiedzieć.... .Miła pani uśmiechnęła się do mnie a za jej plecami wyrosła druga instruktorka jak się miało za chwilę okazać.
- No to zaczynamy ,przesuń kodem pod czytnikiem co nie wchodzi przesuń jeszcze raz. Ta nie czyta. Weź drugie pudełko i próbuj.
Niestety kod nie chciał się zczytać .
- Wprowadź ręcznie tylko
nie wiem czy to figuruje pod Durex czy pod prezerwatywy. I tu z
pytaniem do koleżanki przy drugim stoisku : jak wprowadzane są
prezerwatywy?
Ponieważ poszukiwanie pod prez.. prez i pre nic nie dało odnaleźliśmy je pod D.
- Kierowniczko ale tu jest parę rodzajów mówi uczennica . To sczytaj z pudełka.
Ustalono więc na głos typ moich preferowanych prezerwatyw i kontynuowano sprzedaż W tak zwanym międzyczasie za moimi plecami urósł tłumek dopingujących mi osób .
Zachowując pełny luz pozwoliłem sobie na żart : - Gdybym był trochę młodszy to pewnie w popłochu zbiegł bym ze stacji .
- Każdy się musi kiedyś nauczyć - ripostowała ostro kierowniczka.
- Ale dlaczego koniecznie na moich gumkach - spytałem szczerze
I po co nerwy już po 10 minutach byłem właścicielem dwóch opakowań zapowiadających intrygujący wieczór.
Pal licho dyskrecję gorzej gdy zauważamy że na naszym mieszkaniu uczył się fliziarz tynkarz i malarz. Olej w samochodzie zmieniał mi chłopaczek który właśnie się uczył w efekcie gdy auto nagrzeje się i czuję smród palonego oleju i wtedy w niewybrednych słowach klnę edukację.
Uczmy się dokształcajmy ale nie traćmy w zamian umiejętności logicznego myślenia .
|
12 listopada 2008
| |
Twój facet radość życia czy już tylko obowiązek ? Uwaga tekst kontrowersyjny !
Sprzątaczka w pewnym biurze została zgwałcona w trakcie wykonywania czynności służbowych to znaczy mycia podłogi w w obszernym holu wejściowym. Przesłuchujący ją prokurator pyta : A nie próbowała Pani uciekać? Gdzie ? na umyte - spytała zdziwiona.
Typowy przykład wyznaczenia sobie hierarchii ważności. Czytam wszędzie dokoła z uwzględnieniem blogów że całe to życie erotyczne u partnerów z długim stażem szczególnie małżeństw staje się monotonne , szare bezbarwne za sprawą zaniku romantyzmu w facecie , braku walki o względy , nie inwestowaniu w uczucie czy w końcu zasypianiu przed telewizorem z manifestowaniem tego faktu poprzez głośne chrapanie. Ponieważ autorami tego typu stwierdzeń są zarówno kobiety co jest zrozumiałe ponieważ odzwierciedla ich odczucia ,oraz mężczyźni co jest dla mnie troszkę dziwne i podejrzewam że jest to takie trochę pomieszanie kokieterii z wazeliną . Kobietom się oczywiście podoba takie potwierdzenie tej tezy ale pytanie czy prawda nie leży zwykle po środku ? Lubię seks jak kot whiskas żeby nie używać wytartych już porównań . Ale satysfakcję warunkuje spełnieniem kilku oczekiwań.
W gronie ludzi z tzw mojego przedziału wiekowego prowadzimy czasami rozmowy na temat udanego życia w tym i erotycznego po jubileuszowych rocznicach . Zdecydowanej większości facetów bardzo zależy na udanych
zbliżeniach . Z rozmów tych wyłania się się wniosek że nie do końca
prawdą jest określenie iż z biegiem czasu facetom zaczyna wisieć to znaczy przestaje zależeć. Oto zestaw przykładowych działań lub zaniechań współmałżonek wpływających na jakość seksu czyli inaczej : jak w sześciu krokach skutecznie zniechęcić do siebie faceta
Krok pierwszy
Naprawdę
udany seks wiążę się z potrzebą obu stron i jeżeli uda się tą potrzebę
realizować równocześnie przez dwie osoby to super gorzej gdy jedno z nas
postawiło na przeczekanie i
przetrwanie paru minut jak to się zwyczajowo określa. Trzeba być
naprawdę gruboskórnym aby nie zauważyć jak partner obija się i udaje . Zaręczam że taki kontakt z tzw kłodą drewna nie należy do przyjemnych i pozostawia uczucie niesmaku na długo. O wiele lepsze wydaje mi się stwierdzenie nie mam ochoty teraz ale wieczorem… proste i
nieskomplikowane .No chyba że ani wieczór ani poranek nie zmienią
negatywnego nastawienia. Najlepsze podsumowanie tego jest zdanie jakie
słyszałem całkiem niedawno doświadczona małżonka radziła
wchodzącej w arkana dziewczynie: chłopu trzeba dać najlepiej wieczorem
bo ci potem nie da spać do rana. Czyli sprowadza się to do odhaczenia punktu z planu dnia . Bez sensu.
Krok drugi
Wieczorna kolacja ze znajomymi wyobraźnia podpowiada scenariusze domowego zakończenia . Pędzisz więc do domu wpadasz pod prysznic wychodzisz
.Dla pewności wpadasz jeszcze raz potem sypialnia. Przytłumione światło
, zagrzane łóżko oj będzie się działo jak mówił Jurek Owsiak. Ale czemu
się nie dzieje. Bo w trakcie naszego pobytu na kolacji pralka właśnie
skończyła prać i trzeba rozwiesić .Nie będę przecież trzymać do rana bo
zapleśnieje i się zemnie. No tak jak się zemnie to nieodwracalnie a
seks to tylko seks tyle już go było za ostatnie dwadzieścia lat .
Przecież przełożenie tego rozwieszania o kilka kwadransów i tak niewiele zaszkodzi temu praniu. Zaryzykuj bo być może uskrzydlony facet z pewnością zrobiłby to razem ze swoją kobietę ,aby po powrocie do łóżka powtórzyć parę niedogadanych do końca kwestii. Na wskutek rozbieżności interesów pranie rozłożone na suszarce powiewa na wietrze a w sypialni miarowo faluje pierś śpiącego faceta. Jaś nie doczekał .Znany i często praktykowany sposób wygaszenia emocji. Rano można wzbudzić poczucie winy rzucając od niechcenia : wczoraj jak weszłam do sypialni to ty już mocno chrapałeś i nie było to wcale romantyczne.
Krok trzeci
Zmieniamy więc kolejność żona do łazienki my w drugiej turze . Wpadamy więc do łazienki korzystamy z prysznica raz i drugi dla pewności . Fruniemy do sypialni i właśnie w TV leci program na TYN Style który trzeba koniecznie do oglądać do końca. Albo film sprzed 10 lat . Ambicje grają , ciało przestaje . Można się obrazić i iść spać można zabrać pilota z ręki wyłączyć TV ale wtedy może nas spotkać tzw odhaczenie punktu dnia czyli patrz krok pierwszy . Be sensu. Koniecznie wyrzućmy TV z sypialni jeżeli to tylko możliwe .
Krok czwarty
Małżeństwa z zazwyczaj dużym stażem posiadają posiadają dzieci .Dojrzewanie dzieci prowadzi ich
do wniosków że rodzice to takie istoty które od dawna nie uprawiają już
seksu ( Boże jakie to bezpłciowe określenie uprawiać seks ) i w każdej
chwili można wchodzić do ich pokoju z każdym bzdurnym problemem. I na
pewno ojciec potrafiłby to załatwić w po męsku ale serce matki nie pozwoli na takie ograniczenia dla nich . Seksujący dwudziestokilkulatek to taki mały szkrab któremu zawsze trzeba przytrzeć nosek. Zamykać
drzwi od sypialni. Nie przecież któreś z dzieci może mieć nocne
problemy. Oczywiście w ich wieku zdarzają im się nocne problemy ale nie
takie które wymagałyby naszej interwencji .Powiem więcej nawet nasza
obecność byłaby nie wskazana. Tak dzieci i serce matki to mieszanka
zabójcza dla seksu.
Ograniczony w sposób naturalny czas kiedy mamy możliwość zbliżyć się do siebie ponieważ jedno z dzieci zasypia po północy a drugie budzi się już koło czwartej rano sprawiają poczucie zamieszkiwania
w jakimś akademiku czy hostelu .Zmuszają nas jednocześnie do właściwego
zagospodarowania wszelkich chwil wolności które życie nam funduje .Nie dziwcie się że pienimy się jak mydło gdy najlepszą pora na prasowanie , szorowanie zlewu czy porządkowanie odzieży jest chwila gdy młodzi korzystają z uroków życia na dyskotekach czy w pubach.
Krok piąty
Moja kobieta jest dla mnie zawsze atrakcyjna .Naprawdę tak o swoich kobietach myśli większość facetów ale prawda jest taka że powtarzając błędy opisane wyżej nie zawsze jesteśmy gotowi do żarliwych i pełnych emocji zachowań.
Bielizna piękna romantyczna może wyzywająca, bielizna działa na wszystkich facetów a na pewno na większość i nie koniecznie trzeba być zaraz fetyszystą . Śledzimy zatem Internet dobieramy modele odpowiednie dla naszego poczucia piękna i zaczynamy pracę przygotowującą . W końcu decydujemy się na otwarcie strony intymna.pl czy coś takiego pokazując Jej fajne wzory.
Propozycja – zamówimy ? Nie ja tak nie mogę ja muszę przymierzyć ,
miseczki są różne , czasem pije itp. Po co w takim układzie wymyślili
sklepy internetowe?. Kubeczek zimnej wody cyk. Ale nie poddajemy się . W
czasie .W czasie którejś wizyty w galeriach handlowych rzucam protekcjonalnie , a może taki gorsecik do tego stringi i takie pończochy z szerokim wzorem na końcu ? .
Ty
widzisz ile to kosztuje .Nie mamy pieniędzy na takie zakupy .Zresztą ja
w tym miesiącu muszę zapłacić ratę za coś tam i coś tam i jeszcze coś
tam. Na zdanie że to ma być prezent i ja płacę za te rzeczy słyszę :Lepiej dołóż mi do raty lub do szybkowaru. I bez szybkowaru już się ugotowało a nawet przegotowało. Przecież każdej
wolnej kwocie jaka odkładałem na ten cel przyświecała jakaś fantazja.
Boicie się naszych fantazji ,czy może zboczeń jak zdarza się że określacie takie pomysły. Przecież ubrana w delikatną koronkę kobieta wygląda jak księżniczka . Może i jak księżniczka pełna seksu ale czy to źle ? Czy po czymś takim jest miejsce aby zaproponować wspólne obejrzenie jakiegoś filmu klasy powiedzmy X lub XX a najlepiej XXX .Jak odeprzeć zarzuty o uprzedmiotowienie .
Krok szósty i podsumowanie
Do kompletu najlepszym anty afrodyzjakiem jest zarzucić swojemu facetowi że zarabia zbyt mało na potrzeby domu. Że wszyscy jej znajomi wyjeżdżają na wczasy nad południowe morza , tylko nie ona że wszyscy remontują ,zmieniają sprzęt tylko nam wystarcza do pierwszego . A że nie musimy żyć z kredytu to już nie jest warte . Wierzcie mi że po takim zdołowaniu ci ciężko wznieść się z fantazją a jeszcze gorzej osiągnąć szczyty w najodpowiedniejszym momencie. Czasem trudno w takich chwilach odnaleźć swoją królewnę . Walczyć o co ? Chyba tylko o własną godność . Odnoszę wrażenie że czasem uczciwiej powiedzieć : wyrośliśmy z seksu już mnie nie
cieszy nie katujmy się . Zostańmy przyjaciółmi. Co prawda mówią że nie
ma prawdziwej przyjaźni między kobietą a mężczyzną ale zawsze można to
jeszcze raz sprawdzić . Poza tym myślę że po latach spędzonych razem
jest parę rzeczy które wiążą równie mocno jak seks .Choćby coś co się nazywa uczciwością małżeńską .A powyższe to jej przejaw. Osobiście wolałbym usłyszeć gorzkie słowa niżbym miał żyć systematycznie okłamywany. Udostępnienie partnerowi ciała żeby się nie awanturował bądź aby nie zrzędził jest tak niedalekie na nawet tak bliskie prostytucji.
Oczywiście nie musicie wykonywać wszystkich sześciu kroków każdy z osobna jest wystarczająco deprymujący a wszystkie jakoś dziwnie uzupełniają się z krokiem pierwszym .
Czy
w całym wyżej opisanych przykładach jesteśmy bez winy. Oczywiście że
nie . Czytałem mądre zdanie że po dziesięciu , piętnastu latach
wspólnego życia za to jaki jest obecnie nasz partner jesteśmy w znacznym
stopniu odpowiedzialni.
Tylko gdzie popełniliśmy błędy ?
Jerzy Duda Gracz Babie Lato 1979
|
10 listopada 2008
| |
„Trza być w butach na weselu” – ten cytat z Wesela zapamiętany
w przeszłości złośliwym chichotem odezwał mi się w uszach w sytuacji
która najmniej wesele przypominała . Ale po kolei. Kanionig męskie wyzwania adrenalina na najwyższym poziomie sport niszowy ekskluzywny . Daleki mi znany bardziej z telewizji niż własnych doświadczeń . Dlatego też z ogromną radością i takim samym strachem przyjąłem wiadomość o planach wzięcia udziału w tej imprezie którą przekazał mi mój Francuz . Jedziemy jutro do Hiszpanii z ekipą . Ze
względu na fakt zamieszkiwania na południu Eric już klika razy brał,
udział w takiej eskapadzie , zawsze z takim samym entuzjazmem. Szybko zebrałem wiedzę i cenne rady na ten temat . Z rzeczy potrzebnych tylko buty na zmianę ponieważ otrzymujemy kaski, piankowe kombinezony . Buty należy mieć własne jakieś takie sportowe adidasy do kilkugodzinnego brodzenia w zimnym górskim potoku . Otrzymałem deklarację moich Francuzów że buty pożyczą mi ze swego zbioru butów sportowych . Dobre zahartowane w dwóch już wyprawach. Ok. to rozwiązuje moje wątpliwości związane ze sprzętem. Następnego dnia wspólnie z Erickiem oraz naszymi dziećmi wybraliśmy się na miejsce zbiórki . Tam czekał już przewodnik i cztery inne samochody. Wyjechaliśmy i po pokonaniu kilkukilometrowego tunelu zawitaliśmy w Hiszpanii. Pireneje idę do was ! Po drodze dowiedziałem się że jest to pierwsza wyprawa w skali trudności taki lajt stąd możliwa obecność dzieci . Nie będzie też ścian wspinaczkowych i nurkowania w jaskiniach. Dojeżdżamy .Po kilku km polnymi drogami dotarliśmy do celu. Na miejscu czekał już wspólnik przewodnika w półciężarówce pełnej kombinezonów , kasków i plastikowych pojemników na najpotrzebniejsze rzeczy :dokumenty klucze od samochodu karty kredytowe. itp. Po cholerę mi karty kredytowe w górskim potoku . Wciągnąłem na siebie mokry jeszcze i zimny kombinezon. Kask dopełnił wizerunku buty pasowały a w plastikowej butli zawieszonej na plecach spoczywały najcenniejsze rzeczy . Marsz do rzeki trwał około kwadransa i spowodował że kombinezony z lodowato zimnych stały się bardzo ciepłe i wszyscy zaczęłiśmy przekonywać się na własnej skórze fantastycznej szczelności kombinezonów . Rzeczywiście nie przepuszczają wody w żadną stronę . Rezka , potok podobna do Białki w jej początkach. Idziemy z nurtem .To dobrze wszak w Rejsie apelowano : nie walcz z prądem. Kamienie , głazy , kamyczki każdy
z nas wybiera sobie ścieżynkę którą podążą ,woda coraz wyższa do kolan
po pasa . Pierwszy wodospad trzeba skoczyć w dół około czterech metrów .
W dole niecka z wodą tak przeźroczystą że widać każdy kamien którym
wyłożone jest dno . Patrzę w dół .No nie możliwe, połamię nogi jest za płytko. Przedowdnik pogania ale
, ale . Decyduję się zamykam oczy skaczę . Zdziwienie zamiast
spodziewanego gruchotu łamanych kości miękkie lądowanie. Zanurzam się
cały i nie dotykając dna wypływam na powierzchnię . Złudzenie optyczne z tą głębokością . Dokonaliśmy chrztu kanioningowego, adrenalina spowodowana pierwszym skokiem działa organizm już jest przygotowany na więcej.
Lecz póki co idziemy. W pewnej chwili zauważam że idzie mi się znacznie
trudniej . Jakbym miał na nogach płetwy. W ychodzę na brzeg , podnosze nogę do góry wiem wszystko . Gumowa podeszwa mojego buta od tylnej strony odlepiła
się do połowy kłapiąc w dość widoczny sposób . Druga puściła tylko
nieznacznie ale ma dobre perspektywy .Szok . Przecież nie mogę
zrezygnować w połowie drogi gdzieś pomiędzy skałami gdzie jedyną formą
zakończenia jest dojście do celu . Butów innych tez nie posiadam. Nie
przyda się nawet karta płatnicza spoczywająca w hermetycznym pojemniku
na plecach. Kłapnie podeszew pogłębia się . W pewnym momencie Eric
zauważył moje problemy i mówi . Antoni chyba
masz problem z butami. Widząc wyraz moje twarzy milknie. Przerwa ,
odpoczynek , chwila wytchnienia. Niektórzy rozpinają głęboko swoje
kombinezony próbują uczynić zadość nautrze jednakże ze względu na temperaturę wody jest to szalenie utrudnione. Myśl ,myśl dopinguję siebie . Francuski przewodnik proponuje plasterki do zalepienia ranki , takie malutkie pierdołki – śmieszne , bardzo śmieszne. Już widzę siebie dymającego boso po kamienistym dnie Wpadam jednak na pomysł wart Mc Givera . Wyciągam sznurek wzmacniający siłę gumki w kąpielówkach ,na ostrym kamieniu dzielę
go na pół. Przy pomocy kluczyków samochodowych czyli jedynego narzędzia
jakie miałem pod ręką wykonuję w podeszwach dziury . Przewlekam przez
nie sznurek i jak rzymianki wiążę wokół kostek. Działa. Jest wspaniale ,
satysfakcja i w ogóle powiew entuzjazmu. Ot po prostu buty w trakcie
poprzednich wypraw rozmokły klej puścił w najmniej odpowiednim momencie stąd ta tragedia. Niektórzy tylko z uczestników wyprawy w ekskluzywnych sportowych specjalnych butach na nogach patrzą na mnie z niedowierzaniem. Cholerni kapitaliści syknąłem przez zęby ale zdałem sobie sprawę że od wielu lat też jestem kapitalistą tylko na razie takim poradzieckim. Nic to Baśka mówię sobie i do przodu . Następny wodospad ,
konieczny skok. Rozpędzam się i w ostatnim momencie w trakcie odbicia
buty wykonały zwód ja w lewo podeszwy w prawo .Zamiast pięknego lotu
zwaliłem się w dół niczym worek ziemniaków . Gdy wychyliłem głowę ponad
powierzchnię wody przewodnik był już przy mnie . W porzadu ? spytał wystraszony . Ok. - odparłem . Spokojnie Antoś spokojnie, powtarzałem sobie . Mijaliśmy wspaniałe kombinacje skał przesuwaliśmy się pomiędzy blokami wysokości paruset metrów w odległości od sobie półtorej metra w dole woda my w tej wodzie .Nie wiemy jaka głębokość pianki
utrzymują nas na powierzchni. My pilnujemy tylko aby prąd wody nie
rzucił nas twarzami na skały . W górze z moje perspektywy wąska
tasiemeczka błękitnego nieba . I tylko te cholerne buty. Nic nie może wiecznie trwać . i ja poczyłem że buty czczynają się odklejać
z przodu. Tutaj poszło szybko , na wskutek marszu wzmagałem jakby
działanie destrukcyjne wody. Trach , plum i po podeszwie . Odwiązałem ją od nogi ,pod stopą czułem tylko płótno i trochę pianki która bardzo krucha odpadała za każdym stąpnięciem na kamień. Po kwadransie marszu koniec trasy . Wielka
skała . duża niecka wody . Wypoczynek przed marszem w górę . Dzięki
Bogu dotarłem .Dzieci skaczą ze skały do wody . Dość wysoko jest czas
aby w trakcie lotu żałować podjętej decyzji o skoku. Ja w iście stoickiej postawie odrywam drugą podeszwę . Wyruszamy pod górę . Przygotowany zaczynam wędrówkę skalną ścieżką . Górki ,dołki , stopnie kamienne trochę , korzeni .ja wyposażony w buty które przykrywały mi stopy tylko od góry stwarzając wrażenie dekoracji a nie funkcjonalności. Podeszwy to szare płótno i teoretycznie pianka która jednak została w małych drobinkach na kamieniach i wykrotach .Dotarłem do samochodu gdyby pod stopami nie miałem już nawet płótna i gdyby nie to że
mam dwie nogi mógłbym ściągnąć buty przez głowę . Nie patrząć na
ekologię w nerwach walnąłem butami pod jakiś krzak. Ale po chwili za sprawą cytatu z Różewicza : widzisz żyjemy choć śmierć była blisko , nabrałem dystansu do sprawy i zabrałem buty do auta .
Zdjęcia z wyprawy wyszły bardzo dramatycznie i dynamicznie .
Szczęśliwie na żadnym nie widać moich butów. W ramach rewanżu
zaprosiłem moich bliskich sercu żabojadów na spływ Dunajcem ale na
pontonach . Tym razem miałem swoje buty Bo wiadomo trza być w butach …
Tutaj też nie widac moich butów bo to ja robiłem zdjęcie
|
09 listopada 2008
| |
W ramach tak zwanego wolnego czasu przeglądałem galerię prac Pani Małgorzaty Romaniuk na blogu : alella.blog.onet.pl .Szczególną moją uwagę zwrócił szkic Albanka I 2003 .Gdy tak długo przyglądałem się twarzy a szczególnie oczom wspomnianej Albanki nie mogłem się oprzeć i napisałem na ten temat następujący wiersz :
Albanka
O butach chciałabym rozmawiać
Szpilkach ,paseczkach i koturnach
Sukienkach w grochy i wzory bałkańskie
Torebkach i kapeluszach.
Wspomnienia mieć słodkie nawet cukierkowe
O wieczorach przy winie
Lśniącycm księżycu i gwiazdach
Które rozpalają się w mojej głowie
O zapamiętaniu i zachwycie
O młodzieńczych marzeniach.
Ale moja głowa pełna jest zdjęć
Czarno białych i nagłówków z gazet
Ludzkie tragedie najlepiej krzyczą
Na czarno białych fotografiach.
Szukam sposobu na życie
I pytam nieznajomych
Czy kiedyś zmienię moje myśli.
Inspirowane szkicem Małgorzaty Romaniuk – Albanka I 2003
|
08 listopada 2008
| |
Skoro zabezpieczyliśmy sobie sprawy ciała ponieważ dwa ostatnie posty dotyczyły zup to może teraz dla odmiany coś dla ducha .Manią ostatnich dni stało się dla mnie tworzenie limeryków .Mądre źródła podają ze : Limeryk to gatunek żartobliwej poezji opartej na absurdalnym, groteskowym dowcipie słownym, anegdota z zaskakująca pointą.
Budowa limeryku:
Ja to nazwalem sobie landszaft słowny , jest zabawny i niestety zaraźliwy . Poniżej pierwsze próbki:
Jedna Pani hrabina z Chorzowa
By wyjść za mąż nie będąc gotowa
Zniechęcała gości
Że są tacy prości
Więc pustkami wciąż świeciła alkowa
Jeden znany judoka z Japonii
Pijał wywar z owoców aronii
Codziennie rano
Tak mu kazano
Więc był źródłem ogólnej ironii
Jeden łamacz serc damskich z Warszawy
Wciąż uwodził i zdradzał dla wprawy
Z miną niewinną
Codziennie z Inną
Choć ogólnie miał umysł ciasnawy
Pewna znana solista z Ostródy
Zamieniła harfę na dudy
Napełniając miechy
Kraśniała z uciechy
Bez szeroko pojętej obłudy
Spróbujcie będzie śmiesznie
|
07 listopada 2008
| |
Gdy widzę słodycze to kwiczę śpiewał zespół braci Golców a w poczet tychże zaliczyli kwaśnicę na wieprzowinie .Od popularności tej właśnie piosenki rozpoczął się wielki come back tej tradycyjnej polskiej a nawet góralskiej zupy. Ambicją każdej regionalnej knajpy stało się posiadanie w karcie dań tej właśnie zupy . Ponieważ lubię czasami gotować zmierzyłem się i ja z tym wyzwaniem. Mówię czasami ponieważ dla mnie kuchnia jest jak pracownia artysty i
działania w niej przypominają tworzenie dzieła sztuki . Oczywiście pod
warunkiem że źródłem inspiracji jest natchnienie a nie przymus. W
pierwszej dekadzie naszego małżeństwa korzystałem z przywileju wolnych sobót , żona pracowała co którąś. W piątek przygotowywałem menu na sobotę cichutko w tajemnicy żeby zaskoczyć i oszołomić żonę .Ona jednak wychodząc z domu odwracała się jeszcze i pytała: zrobisz jakiś obiad. No nie całą radość z zaplanowanego obiadu trafiał szlag. My artyści wolne ptaki, chętnie zrobił bym coś ciekawego niespodziewanego i najważniejsze nie narzuconego . A tu pytanie żony dławiło we mnie sztukę i
pojawiał się obowiązek . To piękne być artystą to nudne być
rzemieślnikiem .Tyle razy mówiłem nie zlecaj mi będziesz zaskoczona.
Jednak zmysł praktyczny z reguły brał górę nad uniesieniem .
Wracając do kwaśnicy żeberka wieprzowe świeże i wędzone w proporcji pół na pół do wody gotuję osobno aby były odpowiednio miękkie ponieważ w kapuście mięso nigdy nie uzyska właściwej miękkości. Do tego warzywa , suszone grzyby rodzinnie zbierane przyprawy liść laurowy , ziele angielskie sól pieprz . W osobnym garnku gotuję kiszoną kapustę z czosnkiem i cebulą . Ponieważ kwaśnica w moim wydaniu musi powalić na kolana staram się jej nie płukać za
bardzo ponieważ straci swą moc . Żeberka zaczęły bulgotać a znad
kapusty rozszedł się już pierwszy aromat. Jeżeli to co wydobywa się z
nad kiszonej kapusty w pierwszej fazie gotowania nazwać aromatem to jak nazwać aromat piernika?. Kapusta kiszona źródło witaminy C bogatsze
ponoć od cytryny. Od lat według tej samej receptury tylko sposoby
przygotowywania bardzo się zmieniły . Dzisiaj kapustę w poręcznych
woreczkach lub słoikach kupisz w każdym spożywczaku a markety powróciły nawet do tradycyjnej sprzedaży z beczek. W miastach powoli odeszło się od domowego sposobu kiszenia i przechowywania o czym świadczy znośny do wytrzymania klimat piwnicznych korytarzy. A jak to kiedyś się robiło ? Z dzieciństwa pozostało mi kilka obrazów corocznego rytuału kiszenia kapusty.
Wytargowane i zaakceptowane główki kapusty zajechały wozem zaprzężonym w konie wprost pod dom mojej babci gdzie miejsca było na tyle aby rozłożyć cały warsztat. Od rana czekała już szatkownica wspólna
własność całej ulicy którą przekazywano sobie z rąk do rąk według
specjalnego ulicznego grafika. W przypadku braku takiej współwłasności
wynajmowało się faceta z szatkownicą który za drobne pieniądze w
efektowny sposób zamieniał główki kapusty na sieczkę . Najpierw
wykrawało się jednak z pełnych główek tak zwane głębie czyli najtwardszą ich część a reszta na szatkownicę . Szatkownica to
deska z otworem w środku który przykryty był trzema nożami ustawionymi
pod kątem. Na górze skrzyneczka jak szuflada bez dna w którą wkładało
się kapustę i przytrzymując rękami przesuwało po specjalnych
prowadnicach do siebie i od siebie. Wielkiej koncentracji trzeba było by
nie zsiekać sobie palców w trakcie tego siekania. Cudem wydawał mi się brak ofiar skoro męska część obsady popijała z buteleczki przygotowanej na tą okazję gdzieś w kącie poza wzrokiem żon i teściowych. Wyparzona dębowa beczka czekała na swoje. Czekała tez wytypowana przez rodzinę osoba najczęściej
młoda i dobrze żeby iężka która robiła za ubijak kapusty . Wiadomo
kiszonka uda się wtedy gdy będzie maksymalnie ubita bez powietrza. Dziewucha przebrana
na tę okoliczność w jakieś białe gacie spięte nad kolanami ( estetyka i
moralność ) moczy nogi w wodzie ciepłej może nawet lekko gorącej wiadomo
higiena rzecz ważna .Wpadają już pierwsze kawałki zsiekanej kapusty do
tego sól przyprawy jak np. kminek tak do wysokości jednej trzeciej
beczki . Teraz kolej na dziewczynę .Przy pomocy męskich ramion ląduje w beczce. Beczka sięga jej do pasa a ona zaczyna deptać wrzuconą kapustę systematycznie miejsce w miejsce. Na zewnątrz dwie ocynkowane balie pełne czekającej siekanki .To niemożliwe aby to wszystko zmieściło się do beki. Dziewczyna podskakuje wśród docinków i zapewne pieprznych komentarzy których wtedy nie rozumiałem dlatego nie zapamiętałem . Czasem babka włączała muzyczkę z radia z takim dużym zielonym światełkiem zwanym nie wiedzieć dlaczego magicznym okiem które zmieniało
intensywność swojej barwy ale już nie wiem dlaczego. Jeżeli w tej
chwili leciała audycja muzyczna serii „ Z Kolbergiem po kraju” skoczne mazurki uzupełniały wygłupy deptującej kapustę . Czasem leciał Rena Rolska Jerzy Połomski .Czerwone Gitary debiutowały dopiero za dwa lata . Dziewczyna w miarę dosypywania sieczki kapuścianej była coraz bardziej widoczna .Kiedy widoczne stały się kostki dziewczyna zeskakiwała na bok. Satysfakcja z wykonanej pracy a zmęczenie jak po sylwestrowej nocy. Po napełnieniu całej beczki przykrywało się ją specjalnie przygotowanym
denkiem które oddawało kształt góry beczki. Ciężki kamień panował nad
tym żeby kapusta nie podnosiła się i nie łapała powietrza . Po pewnym
czasie rodzice podchodzili tam aby zebrać nadmiar soku coś tam przepłukać coś tam zalać. Nie pamiętam
już co. Zresztą te pielęgnacyjne zabiegi nie były takie widowiskowe jak
samo deptanie więc pewnie przy nim nie uczestniczyłem. Sok z kiszonej
tak kapusty bardzo nam smakował nie tylko nam dzieciakom .Niejednokrotnie ratował kondycje uczestnika jakichś imienin czy
rocznic . Wszak my Polacy umiemy się barwić najczęściej w jeden sposób.
Kiedy wysyłano mnie po kapustę do piwnicy a potem do sklepu byłem w
stanie zjeść po drodze z pół kilo wybierając
rękami po garstce a sok kapiący po palcach piekł niemiłosiernie we
wszelkich skaleczeniach i zadrapaniach. Bo widział kto kiedy chłopaka
bez zadrapań.
No tak my tu gady gadu a żeberka są już miękkie . Wyciągnąłem z nich kości. Odkroiłem chrząstki a resztę pokroiłem na drobne paseczki. Całość wrzuciłem do kapusty przyprawiłem
do smaku a potem pogotowałem całość pół godziny . Tak więc włożywszy do
garnka wszystko o czy pisałem wyżej plus całe serce własne
i cztery godziny przygotowań uzyskałem zupę o konsystencji pomiędzy
tradycyjnym kapuśniakiem a bigosem. Całość uzupełniam ziemiankami i dodatkowo daję na talerzu razowe
pieczywo. Dobrze przyprawiona kwaśnica ma mocy intensywny smak ,jest
kwaśna i pieprzna . Najlepiej smakuje na drugi i trzeci dzień kiedy
składniki przejdą . Świetna na imprezę i na dzień po imprezie .Od czasu
gdy zacząłem własnoręcznie przygotowywać
zupę nikt z moich domowników nie zamawia jej już w knajpie. Tamta nie
wytrzymuje konkurencji myślę że używają za mało, serca. Serce jest bardzo potrzebne bo w sumie nie chodzi o zupę ale o rodzinę .Smacznego!
|
06 listopada 2008
| |
Co nam zostało z tych lat.
Wracając do domu zatrzymałem się przed osiedlowym sklepikiem ponieważ żona wymyślił żurek staropolski a wiadomo żurek bez białego barszczu się nie liczy. Wszedłem więc do sklepu gdzie w dziale przetworów równym rzędem prężyły się butelki z białym barszczem obok perskie oko do mnie puszczał barszcz czerwony. Beznamiętnie wrzuciłem do koszyka dwie butelki i stanąłem w kolejce do kasy. Ponieważ zgodnie z prawem Murphiego kolejka w której stałem okazała się najdłuższa i w pewnej chwili zamarła z nudów zacząłem oglądać butelki leżące w koszyku. Jakiś Zakład produkcyjny napełnia tą mętną cieczą plastikowe
buteleczki z kolorową etykietką a pamiętacie jak było dawniej.
Otwierając szeroko okno matka na cały głos wykrzykiwała moje imię aby
przywołać mnie do domu z podwórkowego kurzu. Mniej więcej po kwadransie
takiego nawoływania który mieszał się z innymi imionami bo przecież i
inne matki miały jakieś pilne potrzeby , wpadałem do domu ubabrany
błotem ,kurzem albo z rozbitym kolanem . Co ? pytałem nie dbająć o
konwenanse (ach to podwórkowe wychowanie ) od progu . Pójdziesz do pani Gieni po barszcz mówiła matka wręczając mi pół litrowy garnuszek i złotówkę do drugiej ręki. Mieszkanie Pani Gieni znajdowało się jakieś pięćset metrów od naszego w takiej starej po żydowskiej jak się popularnie mówiło kamienicy. Gdzie przez ciasne i mroczne pomieszczenie docierało się na klatkę schodową którą po pokonaniu jednego piętra wpadało się na odrapane drzwi na której pozostał jeszcze ślad po wizytówce poprzednich właścicieli . Po sforsowaniu drzwi najczesciej otwartych kto by je wtedy zamykał ,wchodziło się do małego pokoju jedynego pomieszczenia w którym zamieszkiwała Panie Gienia. Staruszka w moich oczach miała z osiemdziesiąt lat ale
wtedy za dinozaurów uważałem już pięćdziesięciolatków . Jedno co
pamiętam to kącik higieniczny Miednica stojąca na trójnożnym postumencie
wiadro na czystą wodę ,wiadro na wodę brudną oraz biały dzbanek z
granatową rączką do nabierania czystej wody. Nad miednicą przybita na czterech gwoździach bieliła
się ręcznie haftowana makatka z napisem; zdrowa woda życia doda. Wtdey
stare kamienice nie posiadały wody w mieszkaniach a sprawę zapewniał
jeden kran na danym piętrze lub nawet na podwórku . W kuchni zaś koło pieca następna makatka informowała że: dobra żona to gotuje co mężowi smakuje . Nie zastanawiałem się nad tym komu gotuje Pani Gienia bo odkąd pamiętam mieszkała samotnie . Gienia wiedziała po co przyszedłem brała ode mnie garnuszek podchodziła do kamionkowego 10 litrowego gara zdejmowała przykrywający go talerz .Dość sporą chochlą zaburzała płyn i tak przygotowany wlewała mi do garnuszka .Wręczenie złotówki dopełniało całej transakcji. Produkcja białego barszczu była prosta pięć łyżek razowej mąki zalewało się dwoma litrami przegotowanej wody dodawało się przyprawy jak czosnek , pieprz , sól .Po 7 dniach barszcz był gotowy . Dlaczego Pani Gienia zajmowała się tym procederem nie wiem być może dorabiała sobie do wdowiego grosza który otrzymywała z ZUS a być może w ogóle nie miała renty. Istniała jakaś forma solidarności sąsiedzkiej ponieważ zawsze miałem kupować tylko tam. Garnuszek pełen, pozostawało jedynie donieść
cenny płyn do domu. W mało wprawnych rękach dzieciaka z podstawówki
było to zadanie nie lada . Szczególnie przejście wieczorem przez klatkę schodową na której często ktoś kradł żarówkę , wobec powszechnie panujących opowiadań że oto straszy tam duch poprzedniego właściciela. Rozpędzałem się więc zaraz za drzwiami z nadzieją że odpowiednia szybkość zbiegania uchroni mnie przed ewentualnym atakiem duchów. Zawsze udało mi się uratować skórę nie zawsze barszcz. Najgorzej było więc wrócić po dolewkę bo Pani Gienia znała dzieci dolewała
za darmo . Donosiłem więc do domu to co zostało w garnuszku i czego nie
wylałem po drodze . Czasem czekałem też pod domem aż zawiesina opadnie i
będę mógł wypić kilka łyków czystego barszczu który chociaż bardzo
kwaśny wtedy smakował mi bardzo . Zresztą szczaw rosnący nieopodal na
łąkach też był kwaśny a zjadaliśmy go całymi kupami przypłacając co
najwyżej szybko kończącą się niedyspozycją żołądkową . Kto by się tym wtedy przejmował. W ramach smaków Peerelu popijaliśmy też sok spod kiszonej kapusty- ponoć doskonale tępił owsiki plagę tamtych szczenięcych lat . Z tej perspektywy czasu okazuje się że działania te miały jakiś głębszy sens boć to
witaminy i mikroelementy a wtedy można było za to dostać w dupę .Nie
wiedzieliśmy jeszcze wtedy że coca cola od początku swej działalności
nie dodaje do swoich napoi konserwantów. Ba Ne wiedzieliśmy nawet co to
jest coca cola.
|
05 listopada 2008
| |
Po dzisiejszej wizycie w IKEI .
Ostatnie znicze na wyprzedaży minus siedemdziesiąt procent ,maski haloweenowe zdjęte z półek spróbuje się je upchnąć ostatecznie w karnawale .Widok ten podpowiada następne istotne wydarzenie handlowe Święta Bożego Narodzenia. Oto już zza węgła działu zabawkarskiego spogląda Mikołaj taki bardziej Santa Claus niż nasz tradycyjny , a oprócz tego bańki, łańcuchy , chińskie lampki mrugające , połyskujące podstawowymi barwami świąt. Kicz , szmelc , wydmuszki oraz oczywiście dobiegające nas z każdego końca sali kolędy . Kolędy atakujące nas już w listopadzie .
Pomimo swego wrodzonego piękna denerwujące nas w trakcie zakupów ,
papieru toaletowego , płynu do toalet i karmy dla psa. Zakupy w takiej wszech ogarniającej atmosferze świąt powodują u nas zażenowanie na początku doprowadzające do agresji w późniejszym etapie . Im bliżej do świąt tym bardziej stajemy się znudzeni dźwiękami tradycyjnych melodii . Kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości kiedy nawet socjalistyczna władza nie miała odwagi walczyć z kolędami był czas kiedy zaczynało się je grać . Najczęściej w Wigilię rano . Czułeś się wtedy atmosferę i bliskość Bożego Narodzenia . Czułeś się odświętnie i wyjątkowo . W chwili obecnej przy pomocy kolęd nakłaniani jesteśmy do większych zakupów. Czego ? To nie ważne czego. Więcej , drożej – słupki zysku rosną A marżą jak pisałem jest bezwyznaniowa . Jesteśmy w komfortowej sytuacji ponieważ statystyczne zakupy trwają około półtorej godziny i koniec. A co ma powiedzieć kasjerka w markecie narażona na dzwoneczki u sań i skrzące gwiazdeczki przez osiem godzin dziennie przez cały przedświąteczny okres. Czy chcielibyście spojrzeć w oczy takiej kobiecie gdy po wigilijnej wieczerzy usłyszy od męża : kochanie posłuchamy kolęd . Składając taką propozycje ryzykujesz śmiercią
|
04 listopada 2008
| |
Na miły Bóg
Życie nie tylko po to jest by brać Życie nie po to by bezczynnie trwać I aby żyć siebie samego trzeba dać
Autor tych słów Stanisław Soyka nie jednokrotnie pomagał mi w chwilach trudnych oraz przełomowych momentach. Zaprzyjaźniony z francuskim zakonnikiem Lassalistą lub zwanym inaczej Bratem Szkolnym o nazwisku tak pełnym ż ,ó i ł że żaden statystyczny żabojad nie potrafił tego wymówić. Zwany powszechnie Bratem Janem z pochodzenia kresowianin którego życie rozdzieliło z rodziną i rzuciło w świat przy okazji
drugiej wojny światowej. Zawsze o polskim sercu chociaż francuskim
paszporcie w trakcie ciemnego okresu PRL organizujący wycieczki z pomocą dla Polski. Umiał zebrać wokół siebie zawsze grono biznesmenów takich średniego formatu którzy odkurzywszy własne magazyny firmowe czy Pólki sklepowe pakowali trochę z ubrań , zawsze coś z lekarstw czasem trochę spożywczych gadżetów jak kawa czy kakao zjeżdżali
do kraju gdzie składali te dary w jakimś domu dziecka. Przy okazji
poznawali kraj Chopina inny trochę niż malował go socjalistyczny PR.
Uczestnicy eskapady mieszkali w polskich domach poznając
na bieżąco sprawy bliskie nam z tej strony berlińskiego muru .Nasze
małe problemy , małe wydatki , małą stabilizację . W trakcie tych
eskapad od kilku do kilkunastu francuzów lokowało się w mieszkaniu mojej
teściowej skąd mieli bazę wypadową na cały Kraków, Wawel, Wieliczkę , Zakopane spływ Dunajcem i obowiązkowo Nową Hutę gdzie
gremialnie fotografowali się przed pomnikiem Lenina stojąc do niego jak
podkreślali swoimi czterema literami. Teściowa moja w trakcie tych najazdów starała się wzlecieć nad poziomy organizując obiady i gorące kolacje według zasad staropolskiej gościnności. Otrzymaną od Brata Jana kawę sprzedawała w pracy ryzykując oskarżenie o spekulację a zarobione w
ten sposób pieniądze wydawała na placu kupując schab, polędwicę ,
trochę szynki. Szczególnie w czasie normalizacji Jaruzelskiej wymienność
kawy jako waluty sprawiała że teściowa stawała zawsze
na wysokości zadania. W trakcie tych spotkań francusko polskich
dochodziło do zderzenia życia z wyobraźnią a były to czasem zderzenia
bolesne szczególnie dla przedstawicieli tamtej strony .Tak więc dorobili się wielkich oczu gdy
pragnąc obejrzeć polski program telewizyjny cierpliwie znosili
poszukiwania anteną na terenie całego domu i balkonu miejsca gdzie
sygnał telewizyjnej dwójki najmniej śnieży bo chcieliśmy przecież
pokazać że nasza TV jest na poziomie. Wydawało nam się że dwójka była. Po jednej z kolacji niejaka Marie Frances poderwała się krzycząc dzisiaj ja sprzątam po kolacji! . Ok. Przyjęliśmy to jako kolejne dziwactwo i nawet teściowa pogodziła się z losem nastawiając zmysły na brzęk tłukącej się ślubnej zastawy. Po kwadransie do pokoju weszła Marie Frances rozkładając szeroko ręce zdziwiona pytała : A gdzie macie maszynę ?. Chodziło oczywiście o maszynę do mycia naczyń. Nie mamy odparła teściowa i wróciliśmy do polskiego mycia naczyń w zlewie. Innym razem Michael poderwał się po śniadaniu mówiąc że
dzisiaj on idzie robić zakupy. I nim zdążyliśmy mu objaśnić cały
skomplikowany system zakupów na kartki wybiegł z domu. Nie było go kilka
godzin i w chwili kiedy powiadamiać mieliśmy milicję o zaginięciu
wszedł , bez słowa położył na stole paczkę krakersów i poszedł do pokoju
, nie odezwał się do też do wieczora .Może zrozumiał że tu żyje się
inaczej . O naprawie spłuczki
przez dwóch Francuzów wietnamskiego pochodzenia która spowodowała
zalanie połowy mieszkania już nie wspominam. Dzięki tym ludziom byłem około dwunastu razy w wielickiej kopalni.
Około ośmiu razy na spływie Dunajcem , nie mówiąc że zakopiańskie Krupówki nie miały dla mnie żadnych tajemnic. Nauczyłem się jak po francusku jest :
lewo , prawo i prosto pracowałem więc także jako auto mapa. Kiedy
wieczorem nasi Francuzi kładli się spać w kuchni spotykaliśmy się z
Bratem Janem . On niezmiennie
pytał Jak Pani myśli Pani Józiu podobało im się a kiedy potwierdzaliśmy
że chyba tak w oczach pojawiała mu się łza szczęścia. Rzadko spotkać
można było człowieka tak zakochanego w kraju i starającego się swoją miłość podarować
tak dużej rzeszy obcokrajowców . Wiązało się to także z pomocą
humanitarną co w tamtych czasach było nie do przecenienia. Sam Brat Jan pełniąc
przez lata funkcję dyrektora szkoły katolickiej nie dorobił się
majątku. Przyjeżdżał na wycieczki ze starą tekturową walizką z której
oblazł już lakier. Z poczucia estetycznego wstydu podarowaliśmy mu nową torbę turystyczną . Niezbyt dużą a
i tak mieścił się w niej cały jego dobytek jakiego dorobił się przez
lata. Jeżeli prowincjał kazał mu zmienić miejsce pobytu potrafił się
spakować całym, dobytkiem w kwadrans. Za resztę kupował leki i te
duperele do konwoju. W domu mojej teściowej trafił na kolejnego
postrzeleńca. Z teściową stanowili zgrany duet. Z czasem brat Jan
namawiał ludzi do adopcji w Polsce ale to już temat na inne wspomnienie.
Póki co kończyliśmy dzień i rozchodziliśmy się w różne kąty mieszkania aby przespać noc. W przedpokoju w wannie czy u sąsiada . Bo w końcu nie po to człowiek rodzi się by brać…
|
03 listopada 2008
| |
W ramach przeciwdziałania deprsji czy może tylko depresyjki
wybrałem najpopularniejszy anty depresant . Leczyłem się wczoraj w
ramach terapii grupowej cały wieczór i co i dzisiaj - Kac . Niestety dopada każdego . Pierwszy raz we wcześniejszej lub późniejszej fazie młodości . Potem w miarę regularnie . Niektórym udaje się z nim walczyć poprzez misterną dietę , stosowanie odtruwaczy ,dopalaczy , soków, tabletek czy innych wynalazków .
Pewien fragment populacji hołduje tak zwanemu klinikowi w myśl zasady :
czym się strułeś tym się lecz . Ja uważam że w życiu za głupoty należy
płacić dlatego też żadnych kliników , Kac z niemieckiego Katzenjammer to w końcu reakcja obronna organizmu na bądź co bądź truciznę. A że czujesz się tak fatalnie to dobrze to znaczy że organizm nie poddał się . Organizm dalej walczy.
Są też tacy którzy uważają kaca za kwit esencję życia . Ważne zdanie w tej kwestii wypowiedziała podhalańska poeta Wanda Czubernatowa nazywana czasami tischnerowską muzą ( tak tak dotyczy to tego ks. Józefa Tishnera.)
Kto ni mioł kaca nie wi co to smutek
kie kufa drewniano ocka ropom skute kie koty łupoim raciami o blachy a wróble w bebny bijom i dziurawiom dachy suchość w cłowieku od krztonia do dusy i bolom cię pazdury i kudły i usy nie postois nie lygnies jesce gozy siedziec a co kwila ci się beko przedwcorajsym śledziem Może i som tacy Co Kaca ni mieli
Ale cóz oni w życiu culi Cóz oni widzieli ?
Zakończenie wiersza iście w stylu Mickiewiczowskich Dziadów coś jak : nie zrozumie człowieka kto człowiekiem nie był ni razu
Czy trzeba jeszcze coś do tego dodać ?
|
01 listopada 2008
| |
Przychodzą takie dni w miesiącu kiedy wykres naszego samopoczucia spada poniżej osi rzędnych i ku wielkiej rozpaczy gna dalej w dół .Czasem dół ten pogłębia się tak jak grrób kopany przez grabarza powoli systematycznie łopata po łopacie . Równo do kanta i kąta . Wydłubującego problemy jak kamienie kilofem i równo układający je wokół
przyszłej mogiły tak aby nie zasypać sąsiednich nagrobków . Są też dni
kiedy dół pojawia się jak lej po wybuchu pocisku .Ziemia pode nami zapada się gwałtownie a my zdziwieni jak żołnierz który opada na ziemię po trafieniu obcą kulą . A jeszcze gorzej gdy kula trafia z naszej strony okopu . Przecież ranek tak miło zapowiadał się . Najbardziej zdziwieni jesteśmy gdy granat detonuje ktoś z bliskich . Leżymy w tym dole i nim powróci do nas świadomość miejsca i czasu podświadomie machamy rękami i nogami w nadziei że są całe i
uda nam się zbiec jak najdalej. Zatykamy uszy za późno niestety . Co
powiedziane zostało usłyszane .A jakże często usłyszane równa się
zapamiętane .Zmagamy się więc i my z dołami i dziwi nas bardzo czasem bo życie daje odczuć że poruszamy się po polu minowym choć nie do końca winni jesteśmy tym eksplozjom i wybuchom zdradzającym nasze położenie .
Te
dni w których czujesz się jak para znoszonych butów. Niby pasują jak
ulał do nóg gospodarza ,nie powodują otarć nie cisną a jednak właściciel
zauważa te przetarcia na czubku i wreszcie dochodzi do wniosku ze ten kolor na dobrą sprawę zawsze go wkurzał.. Jeszcze pamięta o marszach w tych butach mniej o tym ile razy dzięki nim uniknął skręcenia kostki czy
nadwerężenia stawów ale te przetarcia i ten kolor. Nie zdecydowania nie
nadają się na najbliższe wycieczki . Na które on także nie pójdzie bo
nie ma odpowiednich butów. Leżą więc w kącie kompletne para i nie
rozumieją dlaczego są tak denerwujące . Tylko polna mysz która gdzieś
przez nieuwagę zaplątałą się w garderobie zachwyca się jakie są dobre. Ale któżby liczył się zjej zdaniem wszak to złodziejka i wagabunda .Wyrzucenie na margines lub jak kto woli zmarginalizowanie jest cholernie dołujące. Nachodzą nas wtedy radykalne myśli i ekstremalne rozwiązania ,czasem boimy się tych rozwiązań . I dalej nie znamy odpowiedzi na odwieczne , cisnące się na usta pytanie czy wiek dojrzały w żaden sposób nie może zawrzeć kolacji z rozkwitającą menopauzą.
Rozliczenie
Gdyby wezwał mnie teraz Pan
Aby z życia się swego rozliczyć
Wierzcie proszę nie wiem już sam
Czy naprawdę czym było się szczycić .
Jakim byłem człowiekiem na co dzień?
Czy nim tylko bywałem od święta?
Czy mądrości tkwi we mnie choć cień?
Czy o swoich upadkach pamiętam ?
Czy dla bliskich byłem podporą ?
Czy to bliscy przez życie mnie wlekli?
Szcęściem byłem kogoś czy zmorą ?
I czy w złościach swych byłem zapiekły?
Czy wybaczyć umiałem złe słowa
I opinie nie zawsze radosne?
Czy wciąż chciałem zaczynać od nowa ?
Jesień życia już miałem czy wiosnę?
Parafrazując Ewę Błyszczyk - Depresja w granicach normy
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz