12 października 2024

Z pamiętnika szalonego emeryta

Zaplątałem się w rytuałach dnia codziennego. Dzisiaj tak samo jak wczoraj i przedwczoraj, a nawet tydzień temu odkładam w to samo miejsce maszynkę do golenia i szczoteczkę do zębów. Kiedy po raz pięćsetny parzę poranną kawę i sprawdzam skrzynkę mailową, wyrywa mi się z wewnątrz taki krzyk. Krzyk bezgłośny, krzyk sprzeciwu, aby tak żyć choć trochę inaczej. Żeby za Horacym powiedzieć - Carpe diem. „Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie".
E tam. Powiedzieć to jedno, a zrobić drugie
A gdyby tak ...
Połączyć Horacego ze Stachurą na przykład. Edward działa na mnie niezmiennie od lat

Jechać by można do miast
Lub w las
Na błoń.
Na koń
I goń
Nieboskłon.
Ale czy warto?

No właśnie, też często zadaję sobie to pytanie.

Wtorek
Dzisiaj zameldowała się wnuczka i napełniła nasz dom dziecięcym entuzjazmem. Przewróciła wszystko do góry nogami, a dotychczasowe zasady nagle przestały obowiązywać.
Wszystko to w oprawie szczerego śmiechu i nieudawanych emocji.
Zasady porządku i właściwego miejsca dla rzeczy nie obowiązują bo bezinteresownie kochać i rozpieszczać wnuki to jest zadanie dziadków.
Rodzice rzucili się w objęcia przyrody. Za czasów mojego rodzicielstwa, dziadkowie naszych dzieci nie byli tak wyrozumiali dla naszych potrzeb styranych rodziców. Działo się to w PRL a więc to już prehistoria.




Czwartek
Dzisiaj do kompanii dołączył seter irlandzki starszego syna. On też razem z małżonką od kilku godzin w objęciach przygody. Że też tak im się zgrały terminy
Szum i szczekanie psa miesza się z głośnym śmiechem wnuczki.
Z samego początku małą dopadła ta popularna choroba zwana mamozą. Było to jednak tylko mała infekcja, a wobec atrakcji w postaci własnej zjeżdżalni, huśtawki i towarzystwa dwóch psów i pierogów z jagodami istniała perspektywa szybkiego powrotu do zdrowia.
Spróbowaliśmy rozmów video z rodzicami wnuczki, ale zaraz ich zaniechaliśmy, bo małą bardzo rozczulała się w ich trakcie. Pozostały zdjęcia przesyłane na telefon i to w obie strony
Wszystko więc w porządku i tylko w tyle głowy siedzi myśl, że młodzi są blisko strefy konfliktu na bliskim wschodzie.

Sobota
Kiedy już wszystko udało się opanować i nie groził nam żaden kataklizm, a wszystko zaczęło się składać w harmonijną całość, żona wylądowała na SOR-ze, a potem w szpitalu. Tam pilne badania, tomografy i nocne transfuzje.
Pozostałem z całym towarzystwem domowym sam. Dobrze, że prace domowe nie są mi straszne więc bez histerii minęła nam sobota i niedziela już bliska końca

Poniedziałek
Rano synowa odebrała wnuczkę. Mieli ją odebrać w niedzielę wieczorem, ale ze względu na konflikt Izraela z Hezbollahem samoloty zmieniły trasy i miały międzylądowanie na Cyprze, gdzie z kolei zrobiła się kolejka do startu i opóźnienia w odlocie. Dotarli na lotnisko w Balicach pod Krakowem koło 1.00 w nocy.
Dobrze, że nie nastawiałem małej na niedzielny powrót rodziców, bo pewnie ze spania byłyby nici.
Synowa pyta dlaczego nie powiedziałem o pobycie żony w szpitalu?
A co by to zmieniło w Waszej sytuacji - odpowiadam.
Siedzę więc w domu, teraz już wyłącznie z dwoma psami i czekam na rozwój sytuacji.
Ponieważ nie lubię siedzieć bezczynnie, a w wyżej opisanej sytuacji bezczynność jest zabójcza, przygotowuję ogród do zimy.
Jak na ironię nowy tydzień zaczyna się ładnie i bezdeszczowo. Poprzednie dni z wnuczką wymagały od nas mnóstwa pomysłowości bo wiadomo, że - "W czasie deszczu dzieci się nudzą"
Sam więc już nie wiem czy zadać sobie to Carpe diem?
Przecież nie rzucę tego wszystkiego, by złapać wiatr w żagle i poczuć go na twarzy. Nawet motocykl ma mi to za złe.

Wtorek
O czymże dumać na tej wiejskiej trawie, aby czas wyczekiwania na wieści zleciał
Może o powidłach?
Znajoma o której kiedyś wspominałem, a z którą od dziesięciu chyba lat koresponduję napisała:
Ty masz takie problemy, a ja piszę o tym jak robię powidła
Powidła śliwkowe są ważne - odpisałem. Co roku pilnuję kiedy na rynku pojawią się polskie węgierki. Kupuję z 10 kilogramów, a żona robi z nich powidła. Robi je w piekarniku i wychodzą wspaniale. Dodatkowo nie trzeba ich ciągle mieszać. Mam słabość do powideł i piernika z nimi.
Powidła są tak ważne, że wymyślono nawet bajkę o powidłach
Brzmi tak : ( oczywiście lepiej ją usłyszeć niż czytać, ale co tam, macie wyobraźnię )
"Powidłach zostają cztery dziury w plecach."
Tak mi minął czas oczekiwania na dobrą wiadomość. Po południu odebrałem żonę ze szpitala.
Po dwóch transfuzjach, mocno osłabiona. W szpitalu podciągnęli ją w wynikach i wysłali do domu.
Mam doświadczenie. Kiedyś już to przerabiałem, ale chcieli mi ją wtedy oddać bez podciągania. Jakąż ja wtedy wojnę urządziłem w szpitalu. Potem okazało się, że słusznie, bo na kolejnej wizycie za miesiąc nie miałbym się już z kim pokazać

Środa
Żona dochodzi do siebie. Co najlepiej wpływa na kobiecą psychikę? Czyste okna. Zastałem żonę jak ściereczką pucowała szyby w oknie od tarasu. Prosiłem, żądałem, a na koniec znowu prosiłem by się nie forsowała, ale jak kobieta sobie coś postanowi .....
Po oddaniu wnuczki prawowitym rodzicom zabrałem się za ogród i warzywniak.
Rozrzucam kompost, jeżdżę glebogryzarką, kosiarką i wykańczam nożycami do trawy.
Nie wychodzę z gumiaków, chociaż by był nastrój i wiejskie samopoczucie to powinienem paradować w gumofilcach. Niestety mojego rozmiaru nie robią.
Nic to.
Czwartek
Coraz bardziej jestem przygotowany do zimy.
Złożyłem meble ogrodowe i częściowo zdemontowałem huśtawkę.
Jutro mamy wizytę w innym szpitalu w całkiem innej sprawie.

Postscriptum
Jak się tak narobię, nabiegam i wielokrotnie pochylę i wyprostuję to nie mam siły "chwytać dnia". A może to wszystko to jest właśnie moje osobiste carpe diem. Może właśnie tak żyję pełnią życia, aż do odcięcia zasilania?
Wiadomo to jaki plan przewidzieli dla nas bogowie?
Po drugie wdzięczny jestem za tę możliwość, bo taka moja żona, żeby daleko nie szukać, nie ma już takiej możliwości.
Ze względów praktycznych i ideowych piątkową degustację wina przeniosłem na wtorek, kiedy to już nie obowiązywała mnie odpowiedzialność za wnuczkę, a żona bezpiecznie powróciła na łono. Łono rodziny.
Pies starszego syna coraz częściej popołudniowe godziny spędza wpatrzony w drogę prowadzącą do naszego domu. Będzie musiał poczekać jeszcze do niedzielnego wieczora.
Poza tym nic nowego
… Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum,
Wódka w parku wypita albo zachód słońca,
Lecz pamiętaj, naprawdę nie dzieje się nic
I nie stanie się nic, aż do końca.

Naprawdę nie dzieje się nic...

03 października 2024

Janusze remontów ? Czasami nie da się inaczej

Pisałem już trochę o tym jak sobie radzę w amatorskim majsterkowaniu. Załączyłem zdjęcia, a to karmnika, a to regału na drewno kominkowe, Ponieważ mam tę lekkość wypowiedzi czyli jestem gadułą w towarzystwie, zdarza się, że chlapnę tu i tam coś niecoś o swoich działaniach. Czasem ziarno rzucone na podatny grunt wykiełkuje i wzrośnie, a czasem nawet da owoce. Pewien mój znajomy opowiedział żonie co zrobiłem ostatnio i został propozycję nie do odrzucenia, aby ściągnął mnie na domowy montaż, którego wzmiankowany znajomy nie mógł zrealizować od kilku lat.
Ponieważ lubię jak się o mnie dobrze mówi, bo któż nie lubi, zgodziłem się szybko. W zasadzie to lubię pomagać do czasu gdy pomoc nie zaczyna przekraczać tej cienkiej granicy i staje się niepisanym obowiązkiem czyli jest już wykorzystywaniem.
Na tapecie był montaż kilku lamp i kinkietów w domu który na ten montaż sporo już się wyczekał.
Spakowałem niewiele, zapewniony przez gospodarza, że niezbędne narzędzia posiada. On sam zadeklarował, że służyć mi będzie za pomocnika.
Podskórnie poczułem już klimat z filmów animowanych sąsiedzi. Pat i Mat w najlepszym wydaniu


Poczułem się prawie częścią tego animowanego serialu już gdy przyszło do przygotowania drabiny do montażu kinkietów. Zaiste bizantyjskie to było rozwiązanie bowiem składało się z wielu elementów. Tu znowu okazało się, że książki ubogacają jak i ułatwiają życie i to najlepiej gdy książki są różne. Tak różne, aby można było złożyć z nich odpowiednią podpórkę W omawianym przypadku oparliśmy się o przewodniki i książki podróżnicze w twardej oprawie


Tylko Max Kolonko nie wpasował się do zestawu, ale on ma od pewnego czasu problemy z wpasowaniem się do większości projektów.
- Trzeba sobie w życiu radzić - powiedział baca zawiązując buta dżdżownicą.
Tak skomentowałem powstałą konstrukcję, a ponieważ kocham książki, ale nie jest to miłość bezwarunkowa; poprosiłem znajomego by trzymał drabinę od dołu i ją w ten sposób asekurował.
Wykonywałem w końcu na niej wygibasy z wierceniem udarowym w murze włącznie.
Wykonując montaż posiłkowałem się przy okazji kilkoma zaadoptowanym naprędce narzędziami do prac innych niż były im fabrycznie dedykowane. Z rozrzewnieniem wspominałem swój stan posiadania narzędzi które spokojnie leżały w moim warsztacie Zrozumiałem też jak nieprecyzyjne jest określenie "niezbędne"
Dla każdego z nas znaczy to chyba coś innego.
Pomijając niedogodności, uprzejmie informuję, że wszystkie zainstalowane lampy zaświeciły i reagowały na wyłączniki, nie wyłączając schodowych. Dodatkowo żadnego z nas nie poraził prąd, a drabina nie spadła z misternej konstrukcji. No po prostu maestria.
Przy okazji przypomniały mi się dawne czasy młodości kiedy o podstawowe narzędzia było trudno, a jakość zakupionych taka sobie. Czasy zmieniły się teraz półki marketów zawalone są markowymi produktami. Trzeba tylko chcieć. Z samym chceniem bywa różnie.
Już Wyspiański atakował tę przywarę Polaków w "Weselu" - Pany to by chciały mieć ino one nie chcą chcieć.
Jak kiedyś byłem u szwagra z pierwszą wizytą na nowym mieszkaniu i od razu zaproponowano mi naprawę czegoś to do prac używałem szwajcarskiego scyzoryka wielofunkcyjnego z mojego samochodu. Szwagier nie miał bowiem żadnego, ale to żadnego narzędzia.
Zmusiłem go potem by kupił torbę z podstawowymi narzędziami w Lidlu za 80 złotych. Nie będę już taki bezradny w czasie następnej wizyty. Nie podejrzewam, że on sam zrobi z nich jakikolwiek użytek.
Profilaktycznie ograniczyłem swoją rodzinność, a więc może się jednak skusi.
W sumie nie ważne czym się naprawia, ważne są efekty.
Kiedy w studenckich czasach szczelność straciła spłuczka w wynajmowanym mieszkaniu, naprawiłem ją prezerwatywą. Wezwany fachowiec pokładał się ze śmiechu wyznając, że czegoś takiego nigdy nie widział.
- Naprawiłem tym co miałem pod ręką - odpowiedziałem skromnie.
Zaraz też zauważyłem zazdrość w jego oczach.
Odbiegłem jakby od tematu i wyjdzie na to, że znowu się chwalę.
Podchodźcie do remontów z dystansem i humorem, łatwiej wtedy znosi się niepowodzenia, a sukces ma smak szampana choć czasem szamponu.


    
  

20 września 2024

O tym jak to punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia

Chociaż nadal trzymam fason i kierownicę ukochanej Yamahy Drag Star to nie będę zaprzeczał, że dają mi się we znaki te tak zwane "siątki". Mówiła o nich jedna osoba towarzysząca na dyrektorskim spotkaniu w serialu Czterdziestolatek. Chodzi o dziesiątki skończonych lat czyli pięćdziesiątki, sześćdziesiątki itd. Ponieważ te pierwsze nie specjalnie mi doskwierały poza nazwaniem pewnych symptomów prozaicznymi określeniami jak: nadciśnienie, cukrzyca, to te kolejne siątki nie są już takie łaskawe.
Ponieważ nie mam cierpliwości do umawiana wizyt w ośrodku zdrowia, fuchę tę powierzyłem mojej żonie. W zasadzie to tylko dzięki niej mam te wyżej wymienione dolegliwości zdiagnozowanie i leczone. Sam nie udałbym się do żadnego lekarza gdyby tylko udało mi się rano zwlec z łóżka. Że z tym porannym zwlekaniem nie jest już tak różowo, postanowiłem zawalczyć u lekarza rodzinnego o skierowanie do chirurga ortopedy. Całą noc próbuję odpowiednio ułożyć głowę na poduszce i nie mogę znaleźć odpowiedniego miejsca chociaż poduszka jest na tę okazję specjalnie profilowana.
Działo się to w pierwszych dniach września i już na drugi dzień telefonicznych prób ktoś w rejestracji odebrał telefon i wyznaczył mi termin na 18 października. Biorąc za pewnik uzyskanie skierowania do ortopedy, przypuszczalny termin wizyty u owego zakładam na pierwszy kwartał przyszłego roku.

Aby więc nie tracić czasu i wyjść na przeciw domowemu lekarzowi postanowiłem skorzystać z diagnostyki 40 plus. Co prawda czterdziestkę skończyłem już ponad ćwierć wieku temu ( jak ten czas leci), ale fakt pozostaje faktem, że sześćdziesiąt parę to dalej plus czterdzieści.
Po zalogowaniu się na portal pacjenta IKP wypełniłem krótką ankietę i otrzymałem skierowanie na dość kompleksową analizę mojej krwi i za przeproszeniem moczu. A to się przy okazji mój urolog ucieszy.

Zaraz z rana napełniwszy pojemnik udałem się do punktu pobrań. Na miejscu byłem już 10 minut po otwarciu.
Kiedy stałem w kolejce do rejestracji przypomniałem sobie jak to jeszcze niedawno zżymałem się kiedy przed pracą wpadałem na szybkie pobranie krwi. Rano przed pracą kiedy każda minuta miałą znaczenie stawałem na końcu długiej kolejki. Zwykle stało wtedy przede mną spora grupa siwych główek które zdecydowanie opóźniały moje pojawienie się w pracy.
Czyż nie mogą one przyjść później na takie badanie? - myślałem - Człowiek śpieszy się do pracy, a oni / one mogłyby przyjść za godzinę lub dwie. Przecież nie mają żadnej presji czasu, poza porą posiłków. Nigdzie się nie spieszą , bo i gdzie? Nie czeka na nich szef który wstał z noga lewą nogą, itp itd.
Równocześnie ze wspomnieniami zdałem sobie sprawę z tego, że przecież sam już jestem emerytem i będąc wiernym własnym przekonaniom nie powinienem pchać się przed okienko zaraz po jego otwarciu. Gdzież ta godzina lub dwie luzu?
Tylko, że teraz mam jakby inny pogląd na tę sprawę i całą listę rzeczy do zrobienia, począwszy od koszenia i grabienia, a wywoływane wcześniej posiłki to tylko tak zwana reszta z piątki.

Tak to po raz kolejny okazało się, że ludowe powiedzenia są mądrością narodu. Niestety z tej cudzej mądrości rzadko kiedy udaje nam się skorzystać, bo jak napisał Wojciech Młynarski ( cytat którym lubię się posiłkować bowiem on tak pięknie tłumaczy nasze zachowanie):

.. "Jeszcze krew ciepłą w żyłach nie skrzepła i stać na własne cię błędy".



07 września 2024

O tym, że instynkt jest ważny, a jeansy mogą poczekać

Marudzenie na przeszłość

Powinniśmy słuchać swojego instynktu, po coś w końcu on jest. Przez całe wieki z jakiegoś niezrozumiałego powodu walczono z nim, a to przedkładając ponad niego naukę, wychowanie czy posłuszeństwo wobec rodziców. Kiedy kończyłem szkołę podstawową chciałem kontynuować naukę w technikum budowlanym, ale ojciec mój, budowlaniec zresztą nie chciał o tym nawet słyszeć. Wybrał dla mnie elitarną na owe czasy i miejsce zamieszkania klasę o profilu matematyczno-fizycznym w liceum ogólnokształcącym. Teoretycznie nie przeszkadzało to mi w niczym bowiem świadectwo ukończenia ósmej klasy miałem raczej monotonne z taką samą oceną z każdego przedmiotu. Życie szybko zweryfikowało to, że profil ten to nie jest to co niedźwiedzie lubią najbardziej, a szczególnie mój niedźwiedź. Potem uległem jeszcze raz swoim rodzicom przy wyborze studiów, a nauczony doświadczeniem nie powinienem.
Stało się, ale budownictwo tkwiło we mnie od zawsze i z olbrzymią pasją remontuję, naprawiam a czasami coś nowego stworzę. Wszystko to w sferze hobby, ponieważ brak wykształcenia kierunkowego nie pozwala mi brać od ludzi zaliczek, a potem miesiącami zwodzić ich z terminami rozpoczęcia prac.

Marudzenie na teraźniejszość 

Kiedy widzę w sklepie jakieś fajne narzędzie, czuję wewnętrzny imperatyw, aby go nabyć. Gdybym zaś miał do wyboru nowe jeansy czy piłę lub wkrętarkę, zaraz uznam, że jeansy są jeszcze spoko.
Metodą saperską czyli na błędach i potknięciach staram się opanować obsługę nowego  narzędzia i idzie mi z tym raz lepiej raz gorzej.
Kiedyś tam, lata temu postanowiłem nauczyć się spawać. Udało mi się ćwiczyć na sprzęcie zakładowym w godzinach pracy. Coś tam wychodziło, coś tam nie, a szew spawany był średniej urody.
Mój znajomy mówił : ja spawam tak jak dziecko smarka i to chyba bardzo dobre porównanie.
Domowa spawarka nie umywała się do tej z pracy. Szybko przegrzewała się i wyłączała, a dodatkowo stara konstrukcja była bardzo ciężka i chwytała elektrody które rozgrzewały się do czerwoności.
Zaopatrzyłem się wcześniej w samościemniającą się maskę do spawania ( jeansy mogą poczekać).
Nie mogłem też przejść obojętnie obok stoiska ze sprzętem do spawania od czasu gdy usłyszałem określenie - spawarka inwertorowa. Lekka, poręczna, pełna elektronika i nie chwyta elektrod (!)
Zachorowałem na taki sprzęt, bp przecież  już wiecie - jeansy mogą jeszcze poczekać.
Śledziłem portale internetowe, zgłębiałem tajniki sprzętu i prowadziłem wywiad wśród znajomych.
Już miałem faworyta, spawarkę z której zadowolony był mój znajomy, a cena pozwalała na zakup dodatkowo przynajmniej nowych ze dwóch par skarpet, aby co nieco odświeżyć garderobę.
Poczułem się dobrze i nawet nieco patriotycznie w pozytywnym sensie znaczeniu tego słowa kiedy składałem zamówienie on-line. Produkt reklamowano jako wyrób krajowy.
Po trzech dniach odebrałem sprzęt z paczkomatu.
Nabożnie rozpakowałem i ująłem w dłonie. Kolorowe lekkie cacko gotowe do użycia, nic tylko podłączyć do prądu.
Na pierwszy rzut postanowiłem zrobić regał na drzewo do kominka. Nowy kominek z certyfikatem Ekoprojektu aż prosił się o zintegrowany z nim regał.
Przyciąłem starannie profile i zacząłem prace spawalnicze. Szło jak to na początku, ale zaraz zauważyłem, że wyświetlacz nie wyświetla pełnych cyfr i tak zamiast 77 pokazuje 11 zamiast 8 pokazuje 3 itp. Nowe to nowe, ma być dobre.
Zaraz też zgłosiłem reklamację poprzez maila.
W odpowiedzi dostałem link do zlecenia kurierskiego które uzupełniłem swoimi danymi  i nazajutrz kurier odebrał sprzęt do naprawy. To efekt oferowanej przez firmę gwarancji door to door , czyli od drzwi do drzwi.
Po około pięciu dniach otrzymałem paczkę. W środku był fabrycznie nowy sprzęt. Rozczuliło mnie to i ciepło pomyślałem o krajowej firmie. 
Nauczony doświadczeniem postanowiłem ją jednak natychmiast sprawdzić.
Cyferki świecą wentylator pracuje, nic tylko spawać. Niestety, podczas próby zajarzenia elektrody spawarka wyrzuciła z siebie tylko małą iskierkę i zgasła. Potem zaraz mrugać zaczynała wszelkimi możliwymi światełkami. Po pięciu próbach zrezygnowałem.
Zadzwoniłem do serwisu.
- Ma Pan pecha powiedział facet
- Wiem to, na mnie z reguły kończy się beczka z piwem w knajpie - odpowiedziałem.
- Pisz Pan reklamację, wymienimy sprzęt
Napisałem kolejnego maila. W sumie to zrobiła się plątanina korespondencji z pierwszej i drugiej reklamacji. Dodatkowo niektórzy udzielają odpowiedzi powyżej, a inni poniżej otrzymanej wiadomości. To było chyba przyczyną mojego małego błędu. Przez nieostrożność skorzystałem z poprzedniego linku do poczty kurierskiej. Zlecenie zostało jednak przyjęte, a kurier po raz kolejny odebrał przesyłkę.
Po trzech dniach pudełko z nową, trzecią już spawarką przyjeżdża do mnie. Kurier żąda zwrotu starej, a ponieważ starą już wysłałem, zabiera mi sprzed nosa kolorowe pudełko.
Piszę kolejnego maila i tu następuje dwoistość odpowiedzi.
Najpierw jakiś służbista pisze mi, że w takim razie "odeślą mi spawarkę bez naprawy" .
Pewnie chodziło o to abym po raz kolejny zareklamował i miał na wymianę.
Przeraził mnie ten biurokratyzm i dopiero telefon jakiejś sympatycznej oraz trzeźwo myślącej kobiety uratował sytuację.
- Niech Pan przygotuje puste pudełko podobne parametrami i wręczy jutro kurierowi na zamianę.
Tak też uczyniłem. Pudełko obciążyłem gazetami ogrodniczymi.
Wymiana odbyła się jak trzeba, chociaż kurier nieco dziwił się, że pojawiło się pudełko. Jeszcze wczoraj zarzekałem się, że wysłałem. Nie chcę nawet  myśleć,  że miał mnie wtedy za oszusta.
Nie czekając nawet na odjazd kuriera, rozpakowałem sprzęt i rzuciłem się do próbowania.
Wszystko działało jak trzeba. Spaliłem ze trzy elektrody i nic złego się nie stało ( odpukać).
- Działa nareszcie - powiedziałem do żony która z powodu mojego spawania czekała z obiadem.
-  Czyli jak mówią, do trzech razy sztuka - podsumowała małżonka.
- Na to wychodzi - odpowiedziałem i sam nawet podziwiałem się, że nie byłem zdenerwowany ani nawet zbulwersowany tą sytuacją.
Zdziwiłem się, a może nawet zbulwersowałem  dopiero  późnym popołudniem kiedy zauważyłem informację od kuriera, że jutro przywiezie mi kolejną spawarkę.
Po dwudziestu minutach przyszło kolejne powiadomienie z innym numerem listu przewozowego.
Pokazałem żonie. 
- Zobacz idą mi kolejne dwie spawarki.
Rzeczywiście, nazajutrz kurier pojawił się z kolejną przesyłką, odmówiłem odebrania. Dodałem też, aby kolejną którą miała zaplanowaną na jutro też zwrócił ale już bez podjeżdżania.
Nie wiem już jak podejść do tego tematu.

To  chyba jednak  nie jest marudzenie na teraźniejszość

1. Mogę cieszyć się, że firma szybko załatwiła reklamację nie próbując się od tego wykręcić. Zrobiła nawet więcej niż się od niej oczekiwało.
2. Mogę też skrytykować bałagan i niekompetencję pracowników.
Wybiorę tę pierwszą opcję ponieważ z opcji drugiej nic mi nie przyjdzie.
Przy tej opcji pozostaje nienaruszona wiara w ludzi.
Jedna rzecz tylko nie daje mi spokoju.
Ta polska spawarka posiadała instrukcję obsługi gdzie na pierwszej stronie stoi jak wół - "Tłumaczenie instrukcji oryginalnej...."
To co? To jest tłumaczenie z polskiego na nasze?
        Wracając zaś do milszych rzeczy, regał na drewno do kominka stoi i czeka na pierwszy załadunek. Zlicowany z nowym kominkiem zapowiada bezpieczną zimę. Klarka napisała, że to już za 100 dni
Były Premier powiedział, że faceta poznaje się nie po tym jak zaczyna ale jak kończy 
Poniżej koniec który wieńczy to opowiadanie 




 

 

18 czerwca 2024

Daj se luz

 



Daj se luz 
I nie szukaj dziury w całym!
Daj se luz
Bo sam przecież tego chciałeś!
Daj se luz -
Przyszła pora odpoczynku!
Zima wasza, wiosna nasza
A lato - Muminków! (Kabarecik Olgi Lipińskiej)

 

Gdybym tylko tak mógł. Gdybym mógł mieć w dupie wszystkie codzienne problemy.
Z pewnością ulżyło by mi gdybym nie rozpamiętywał nocami błędów młodości. W pościeli podczas bezsennej nocy, po raz kolejny analizuję głupotę która popisałem się dziesiątki lat temu. To nie służy niczemu z wyjątkiem tej sadomasochistycznej chęci cierpienia.
"Mam w środku ogromną ranę i zamiast dać jej zagoić się w spokoju
to lubię sobie ja troszkę posolić, natrzeć cebulą, a na koniec skropić cytryną.
I kiedy wreszcie porządnie zaboli to mam poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu"


Bynajmniej nie ja to wymyśliłem, przeczytałem to gdzieś w sieci i natychmiast zapałałem niekłamanym uznaniem do autora. Jakże bliski mi jest ten facet/ ta facetka
Toż to wypisz wymaluj credo mojego życia. Cierpienie na potrzeby własne. Nie, nie takie za miliony bo z tego wyrosłem tak gdzieś zaraz po maturze.
Takie małe nieustające cierpienie, jako paliwo napędzające.

A tu życie dba oto by nie było mi nudno.
Do problemów zdrowotnych żony doszła szybko postępująca demencja teściowej.
Śmiesznie już było.
Wymieniliśmy się z teściową pokojami. Ja zamieszkałem na piętrze, Ona w moim pokoju
Zamieniliśmy się miejscami  przy stole. Ona zasiada tam gdzie siadałem codziennie od dwunastu lat. Dwanaście lat to wystarcza ilość czasu by się przyzwyczaić.
Głupoty, powiecie, nie masz większych problemów skoro przejmujesz się takimi głupotami.
Taki już jestem. 

Cebula i kilka kropli cytryny.
Czuję się troszkę jak ta mrówka z trzymiesięcznym wypowiedzeniem z mrowiska.
Pamiętam jak w czasie mojej pracy poza domem walczyłem o wieszak.
W przedpokoju  naszego mieszkania znajdowały się cztery wieszaki. Jeden dla mnie, drugi dla żony, pozostałe dwa dla synów. Niby wszystko się zgadza, ale ja lubiłem, żeby ten jeden, ten mój wieszak czekał na mnie pusty.
Był to dla mnie czytelny sygnał że jestem oczekiwany, Że beze mnie dom jest niekompletny.
Zwracałem na to uwagę parę razy. Przedstawiałem swój punkt widzenia w temacie wieszaka.
Przecież wystarczyło tylko przewiesić kurtkę na inny wieszak wtedy gdy w piątkowy wieczór pies szczekał radośnie przy drzwiach, bo znaczyło to, że jestem już na schodach.
Wieszak w końcu czekał na mnie, ale nie na wskutek zrozumienia tego mojego nieszkodliwego wariactwa. Wywalczyłem to sobie ogniem i mieczem.

Troszeczkę posolić.
W ostatnią sobotę wybrałem się na samotną wycieczkę motocyklową. Pogoda dopisywała, a wobec perspektywy deszczowej niedzieli wyruszyłem przed południem. Samotną, napisałem ponieważ ostatnimi czasy z reguły jeździłem w grupach mniejszych lub większych. W takiej grupie ile ludzi tyle charakterów i trzeba to wszystko pogodzić jak w koalicji. Z ta różnicą, że my nie mieliśmy umowy koalicyjnej i konflikty rozwiązywaliśmy na drodze.
Od początku ,mojej przygody z motocyklem starałem się aby moje własne bezpieczeństwo było priorytetem. Szybkość zaś taka, abym miał komfort panowania nad maszyną. Na zaczepki ludzi z grupy (takich w wieku mojego starszego syna) odpowiadałem niezmiennie, że nie po to pracowałem uczciwie przez 42 lata, by teraz nie zdążyć skorzystać z emerytury.
Poza tym nie ma musu, zawsze możemy spotkać się dopiero na miejscu planowanego postoju.
Poza tym uważam, że jazda na górnej granicy tego co jest przepisami dozwolone, to nie jest w końcu jakieś żółwie tempo, a moja drogowa powinność.
Apogeum niezadowolenia osiągnąłem pierwszego maja w drodze z Sandomierza.
Od tej pory nie wyjeżdżałem nigdzie dalej, tak jakbym nie umiał tego zrobić samodzielnie.
Teraz 280 kilometrów przełożyło się na trasę Kraków - Brzesko - Nowy Sącz - Stary Sącz - Łącko- Krościenko - Nowy Targ - Myślenice - Dobczyce - Wieliczka - I do domu  
Cieszy mnie, że się odważyłem. Samotna jazda ma ten plus, że dopasować się musisz jedynie do warunków drogowych. Nie znaczy to wcale, że nie jestem koncyliacyjny. Wydaje mi się, że jestem. Zdecydowanie zaś potrafię być asertywny.

Rozliczenia
Od pewnego czasu zdaję sobie sprawę z tego, że niektórych rzeczy już nie uda mi się zrobić. Nie odwiedzę miejsc które chciałbym, a w których nie byłem. 
Oczywiście nie mam na myśli takich miejscówek jak Tybet, Mongolia czy Wyspy Zielonego Przylądka. Myślę na przykład o czymś tak prozaicznym jak Mazury
Czy Wy wiecie, że ja nie byłem na Mazurach. Nie składało się.  Może i mógłbym na emeryturze wybrać się na te kilka dni do Giżycka czy Mikołajek. W obecnym jednak układzie odpada mi wyjazd z noclegiem poza domem.
Szybko ucieka to życie.
Żałujemy tej szybkości choć są takie dni kiedy mamy go serdecznie dość.
Bo przecież życie to  "śmiertelna choroba przenoszona droga płciową" 
A więc Westerplatte broni się jeszcze, a ja wchodzę na drabinę (chociaż nie mam już tego młodzieńczego zrywu) i skręcam montuję, buduję.
Ostatnio montowałem taki coś dla wnuczki



 
I tylko wieczorem gdy nie wiem jak ułożyć ręce do snu, bo bolą w każdej pozycji myślę sobie pozytywnie - W końcu ból to oznaka życia 

Podsumowanie
Aż prosi się tu cytat z Jonasza Kofty

Wyszedłem ze wszystkim na swoje 
Minus pożyczka plus premia
Teraz przy piwku sobie stoję
U góry niebo na spodzie ziemia
Nie jest mnie dobrze nie jest mnie źle
Cholera wie czego ja chcę
 ....
Nie, nie, nie, ja wcale nie narzekam

 

Post scriptum  -  co znaczy  "pod spodem" jak rozszyfrował ten skrót pewien kapitan na szkoleniu wojskowym w czasach PRL-u  
 
Ten post jest napisany na życzenie Ultry.
Dziękuję Ci za zainteresowanie.      
O Tobie Nitager również pamiętam.