Bardzo cieszyła nas oglądających ten film ta taka infantylność przekleństw.
Już od dziecka żyłem w otoczeniu soczystych "panienek". Nie, nie piszę w ten sposób, że dorastałem w rodzinie patologicznej, ale z braku komputera czy smartfona ( które wymyślono zdecydowanie później) większość czasu wolnego spędzałem na podwórku, w okolicy trzepaka lub śmietnika. Tam zaś miałem doskonałą okazję by spotkać tych którzy w takich dysfunkcyjnych rodzinach wzrastali. Dzięki nim oprócz soczystych przekleństw poznałem wiedzę na temat prokreacji i metod na póki co samodzielne uzyskanie satysfakcji seksualnej. Zdajecie sobie sprawę jak taka wiedza wyglądała?
Czy do dzisiaj coś się w tej kwestii zmieniło?
Tak, teraz dzieciaki po wpisaniu odpowiedniego adresu internetowego otrzymują wszystko w postaci materiału video z dokładnymi zbliżeniami ( jakkolwiek by nie interpretować tego słowa). To postęp. Tak, ale poziom tej wiedzy jest z reguły na takich stronach mniej więcej taki jaki otrzymałem od kolegów przy trzepaku. Wtedy musiała działać wyobraźnia, teraz obraz w sieci nie pozostawia miejsca dla wyobraźni. Wszyscy jednak klną bądź używają wulgarnych określeń.
Przekleństwa mają się dobrze, ba nawet może lepiej.
Przekleństwa mają się dobrze, ba nawet może lepiej.
Nawet tacy sławni językoznawcy jak profesor Miodek pozwolili sobie na felietony w tym temacie które są dostępne w Internecie bądź na żywo w piwnicy pod Baranami. Tam w wykonaniu wspaniałego Tadeusza Kwinty.
Od dawna wiemy, że przekleństwa są nieeleganckie, że nie powinniśmy, że... A jednak klniemy i co tu ukrywać czerpiemy z tego przeklinania swego rodzaju satysfakcję.
Pisałem już na tych łamach o przeklinaniu nie raz i nie dwa, ale temat dalej nośny i aktualny o czym można się przekonać w codziennych rozmowach Polaków.
Starsze pokolenie wie, że nie klnie się w towarzystwie dam ( tylko gdzie damy, gdzie te damy są?), a używanie wulgaryzmów przy rodzicach było w ogóle nie do pomyślenia. Teraz damy same klną na potęgę, a rodzice starają się być nowocześni i przymykają oczy lub tylko puszczają oko perskie na takie zachowania.
Od dawna wiemy, że przekleństwa są nieeleganckie, że nie powinniśmy, że... A jednak klniemy i co tu ukrywać czerpiemy z tego przeklinania swego rodzaju satysfakcję.
Pisałem już na tych łamach o przeklinaniu nie raz i nie dwa, ale temat dalej nośny i aktualny o czym można się przekonać w codziennych rozmowach Polaków.
Starsze pokolenie wie, że nie klnie się w towarzystwie dam ( tylko gdzie damy, gdzie te damy są?), a używanie wulgaryzmów przy rodzicach było w ogóle nie do pomyślenia. Teraz damy same klną na potęgę, a rodzice starają się być nowocześni i przymykają oczy lub tylko puszczają oko perskie na takie zachowania.
- Pozwalam mu ( jej) wyrazić siebie - usprawiedliwiają sytuację.
Dobrze to czy źle?
Po pierwsze drażnią mnie eufemizmy. Takie jak "kurde".
Dobrze to czy źle?
Po pierwsze drażnią mnie eufemizmy. Takie jak "kurde".
Kurde to eufemizm, czyli złagodzona wersja, ale jednak wulgaryzm chociaż społecznie akceptowalny.
Niektórzy na własny użytek maskują te wulgaryzmy w sobie tylko znajomym kodzie, ale to są wyjątki jak ten poniżej.
Niektórzy na własny użytek maskują te wulgaryzmy w sobie tylko znajomym kodzie, ale to są wyjątki jak ten poniżej.
- Za co?
- Za nic. Zawsze mówię dziękuję zamiast spier..laj żeby ludzie się nie poobrażali
- Fajny sposób
- Dziękuję
Po drugie sam klnę. Niestety.
Z natury robię trochę w domu i zagrodzie, a więc na moim koncie trochę tych ku.w się zgromadziło.
Żaden środek nie pomoże obluzować zapieczonej śruby, jak rzucona w odpowiedniej intonacji ku..a.
Nie zamartwiam się jednak zbytnio tym problemem ponieważ jak przeczytałem parę lat temu :
„ Naukowcy z Massachusetts College of Liberal Arts odkryli, że rzucanie mięsem nie jest wcale takie złe i zupełnie niepotrzebnie gorszy społeczeństwo. Przeklinanie poprawia bowiem predyspozycje językowe i dzięki wymyślnym wulgaryzmom szybciej uczysz się nowych słów. Co więcej, są na to twarde dowody. „
No proszę, im bardziej wyszukanych wulgaryzmów używasz, tym sprawniej posługujesz się językiem ojczystym.
„ Naukowcy z Massachusetts College of Liberal Arts odkryli, że rzucanie mięsem nie jest wcale takie złe i zupełnie niepotrzebnie gorszy społeczeństwo. Przeklinanie poprawia bowiem predyspozycje językowe i dzięki wymyślnym wulgaryzmom szybciej uczysz się nowych słów. Co więcej, są na to twarde dowody. „
No proszę, im bardziej wyszukanych wulgaryzmów używasz, tym sprawniej posługujesz się językiem ojczystym.
Dochodzę do wniosku że pewien prezes znaczącej partii w naszym kraju musi zdrowo przeklinać skoro w publicznych wypowiedziach używa tych różnych trudnych słów jak choćby:
Dyfamacja, absmak, apoteoza, imposybilizm, ekspiacja, jurgieltnik, lumpenliberalizm, oligofrenik czy inne.
Jeżeli ma zachodzić jakaś korelacja pomiędzy przeklinaniem a erudycją to z pewnością przyda mi się to na blogu. Uczeni przecież twierdzą że ma związek.
Po raz kolejny napadła mnie potrzeba pisania. Potrzeba, nie konieczność, bowiem w tej chwili filozoficznie choć już nie tak oryginalnie nadal twierdzę, że tak naprawdę to tylko żeglowanie jest rzeczą konieczną.
No i tu mam mieszane odczucia- sama czasem rzucę mięskiem i rzeczywiście wieko słoika wtedy puszcza:):):), jednak nie lubię, gdy ktoś przy mnie klnie w nadmiarze i z błahych powodów. Ja widzę różnicę w klęciu, w wykonaniu wulgarnych facetów czy bab i to strasznie razi, a w klęciu takim, jak to powiedzieć (?), wiem- doraźnym.
OdpowiedzUsuńI od razu nasuwa mi się cudne polskie słowo "pierdolić", kiedy po dopisaniu różnych przedrostków i przyrostków, możemy za pomocą niego wszystko ( no, prawie wszystko) emocjonalnie wyrazić.
Oczywiście że i ja jestem za umiarem. Zauważyłaś że w niektórych ustach wulgaryzm razi a w innych nie. Jakby nie było Beata Tyszkiewicz jest damą a zakląć ponoć potrafi. Jakoś zupełnie mnie ten fakt nie razi.
UsuńOch, Beata Tyszkiewicz, klasa sama w sobie:):):)Nawet jak wiązankę puści to zrobi to z taką gracją, że nikomu do głowy nie przyjdzie się obruszyć.
UsuńJak mieszkałam w leśniczówce, to przychodzili do pracy "leśni ludzie". Wiesz jak oni klęli, ale to brzmiało jak jakaś piosenka, cały ciąg przekleństw i jeszcze taki akcent nie do podrobienia. I też trudno było się oburzać, bo to jak poezja było.
O nie! Prezes Pan Nasz (Amen) nie klnie! Skąd to wiem? Po pierwsze, wychowała go mamusia, a przy mamusi się nie klnie - przynajmniej w jego pokoleniu. Po drugie - za dużo miał do czynienia z księżmi, a ci nie klną - bo tego odruchu (zresztą, wielu innych również) pozbywają się skutecznie podczas tresury w seminariach.
OdpowiedzUsuńSamo przeklinanie nie jest czymś złym., Pamiętać trzeba tylko, że wulgaryzm jest takim samym słowem jak inne i należy go używać w określonym kontekście. Jeśli "dama lekkich obyczajów" ma podkreślić emocje - wszystko OK. ALe jeśli ta sama dama używana jest zamiast przecinka - to we mnie to już budzi "absmak".
Swoją drogą tak religijny teraz Pan Prezes prezentował wcześniej raczej spory dystans do Kościoła. Kiedy jednak szukał sobie miejsca na scenie politycznej to wyszło mu, że właśnie w okolicy kościelnej najlepiej mu się rozpychać, a teraz jest takim obrońcą wiary i ojca. Ojca Dyrektora.
UsuńRozróżniam przeklinanie i używanie wulgaryzmów. To drugie jest tym, o czym piszesz. Przeklinanie zaś, to rzucanie przekleństw, a przekleństwa są intencjonalne. Np. przekleństwem jest "Obyś rósł jak rzodkiewka - głową w dół!". Ewentualnie "Niech cię szlag trafi!".
OdpowiedzUsuńJakoś tak w obiegowej mowie potocznej te pojęcia się wymieszały i obydwa znaczą to samo czyli rzucanie mięsem. Być może tradycyjne przeklinanie zastąpił teraz internetowy hejt. Taki więc i ja pisząc ten tekst sam to zatarcie potwierdziłem. Rozumiem jednak różnicę.
UsuńI to jest piękne 😊
UsuńJa byłem, w prawdzie mówiąc, ostatnim pokoleniem, które bawiło się na trzepaku. Przeklinanie imponowało mi jako dzieciakowi. Do tej pory lubię przekleńśtwa, ale tylko te "dobrze podane". W innych sytuacjach kują one w oczy.
OdpowiedzUsuńOczywiście że najważniejszy jest umiar i wyczucie chwili.
UsuńHmm, głośno nie przeklinam, natomiast po cichu "kurczę pieczone" czasem się wyrwie, niestety.
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie Twojego postu to cudna perełka!
Zasyłam serdeczności
Przez skromność posłużę się cytatem z Bohdana Smolenia w programie kabaretowym " Z tyłu sklepu"
Usuń= Tak sobie czasem siądę i kombinuję" Koniec cytatu, odwzajemniam serdeczności
Sama nie klnę, taka kindersztuba ale nie razi mnie jak inni to robią, nawet ja to jest co drugie słowo. Ale jak się walnę młotkiem w palec albo paluchem o krawężnik to zaklnę: O, jezu!!!
OdpowiedzUsuńTo Twoje " O jezu" to chyba nie przekleństwo a raczej - Wzywanie imienia Pana swego nadaremno. Nie przejmuj się przeklinanie w żadnym razie nie nie jest obowiązkowe, wręcz przeciwnie
UsuńCześć Antoni. Poszedłem do szkoły jako sześciolatek. Kilka miesięcy przed tym faktem pisałem list do bociana zaczynający się od słów "Kochana Boziu przyślij nam dzidziusia". I Bozia wysłuchała. W szkole posadzono mnie obok drugoroczniaka (tak, w tym czasie byli drugoroczni w pierwszej klasie) pochodzącego z dwunastoosobowej rodziny (dwa plus dziesięć). Kiedyś gdy siedzieliśmy na świetlicy mówi do mnie patrząc na świetliczankę. Popatrz niedługo będzie tu inna bo ona urodzi dziecko, ma już duży brzuch. A ja mu na to: co znaczy urodzi dziecko, przecież dzieci przynosi bocian. Popatrzył na mnie jak na głupiego i tu nastąpiło uświadomienie. Było w nim gęsto od słów na "ch", a raczej samo "h" bo tak się pisało wtedy na murach i płotach. Określenie vaginy też było w wersji hard czyli wcale nie "cipka". Fajny był pokaz ruchów tyłkiem jakie należy w celu prokreacji wykonać, wykonywany bez jakiejkolwiek żenady przy świetlicowym stole. Wielką ciekawostką było coś co świadczyło jednak o braku teoretycznego przygotowania kolegi. Otóż pamiętam jak dziś, że powiedział: żeby była dziewczynka to trzeba dupcyć 5 minut, a żeby chłopak to dziesięć. Mogło być zresztą odwrotnie bo za to już nie ręczę. I tak nastąpiło uświadomienie sześciolatka w dobie przed internetowej. Później za kilka lat zgłębiałem temat w bibliotece gromadzkiej posługując się dziełami Godlewskiego i Imielińskiego bo Wisłockiej jeszcze nie było. Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńZobacz jak to jest. Podświadomie łączymy używanie wulgaryzmów ze strefą seksualną. To chyba efekt tego że przez wieki nie wypadało o tym głośno mówić. żaden z innych popędów człowieka nie jest tak oblepiony wulgarnością. Co do lat szczenięcych, dla mnie tym momentem uświadamiania był kilkutygodniowy pobyt w sanatorium w Kołobrzegu. Ileż ja się tam nasłuchałem i jak inaczej zacząłem patrzeć wtedy na swoich rodziców. Jeden z kolegów na leśnej polance pokazywał nam na sobie jak wygląda masturbacja, sam oczywiście używał innych pojęć. Pomijając wszystko, to chyba wtedy ludzie chętniej dzielili się wiedzą, teraz wszędzie widzą konkurencję. Od wspomnień robi się ciepło na sercu , nawet wtedy gdy wspomina się takie momenty. Pozdrawiam
UsuńJa przeklinam, ale zawsze o cichutku, tylko na własny użytek:)
OdpowiedzUsuńJeżeli tylko pomaga
UsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuń