Miało
być o weekendzie, w trakcie którego zabawiłem czas dłuższy z
moim młodszym bratem.
Patrząc
na jego zakola i siwiznę, oraz blizny po bajpasach, trudno
bezkrytycznie przyjąć to „młodszeństwo”. Z roku na rok coraz
bardziej przypomina mi Ojca. Z postury, zachowań i reakcji na
zdarzenia.
Ja
również, z pewnością przypominam Ojca, ale widuję się ze sobą
codziennie, obserwując twarz w lustrze.
Nie
ma więc szoku.
Utrwalaliśmy
więzy rodzinne i pielęgnowaliśmy nocne Polaków rozmowy. Aż po
sam świt.
Słuchaliśmy
chilijskich pieśni rewolucyjnych, wspomnienia naszej młodości.
Zapijaliśmy nuty równie chilijskim winem, który z kolei ze smakami
młodości nie miał nic wspólnego.
Dziwne
te nasze ludzkie losy. Ktoś napisał, jeżeli dobrze pamiętam i
zrozumiałem, że czas jest jest pewną krzywą, która przypomina
łuk. Dzięki temu możliwa ponoć jest podróż w czasie.
Nasz
relacje w czasie, są dowodem na to zakrzywienie. Wychodząc z
jednego gniazda rozeszliśmy się w różnych kierunkach, nierzadko
oddalając od siebie. Po latach coraz bardziej przekonujemy się, że
więcej rzeczy nas łączy niż dzieli. Wystarczyło tylko pozostawić
pewne sprawy swojemu biegowi, a w odpowiedniej chwili po prostu
chcieć. I bez znaczenia jest, który z nas chciał bardziej. To nie
jest istotne. Istotne jest to, że ojciec byłby z pewnością
zadowolony. Do ostatnich swoich dni łączył i sklejał rodzinę, z
jakimś uporem lepszej sprawy.
Ten
wczorajszy upór dzisiaj nazywam mądrością. Ale pewnie trzeba
dorosnąć do takich ocen.
W
niedzielę wieczorem, kiedy za zakrętem zniknęło auto brata
,powiedziałem do swoich dzieci:
-
Chciałbym abyście mieli takie same relacje ze sobą, jak ja mam z
moim bratem. Życzę Wam tego. Tobie Starszy do pięćdziesiątki
zostało tylko dwadzieścia pięknych, szybkich lat.
Czas
leci jak oszalały.
-
A Ty bez względu na czas jesteś patetyczny – skwitował moje
życzenia Starszy.
-
Ufam że z czasem zrozumiesz szczerość tych życzeń.
Wieczorem
krótkie telefoniczne – dojechałem - zamknęło wydarzenia
świątecznego weekendu.
Ojciec
tak samo meldował powrót do domu.
W
poniedziałkowy ranek bez stresu przystąpiłem do obowiązków dnia
codziennego.
I
pewnie byłoby miło przez cały poniedziałek, chociaż dzień
zapowiadał się pochmurny.
Szybko
jednak miłe wspomnienia zastąpił brutalny zgrzyt realizmu.
Podjeżdżając
pod budynek biura zauważyłem uchylone drzwi. Wyrwane elementy
świadczyły, że do otwarcia nie używano klucza.
Zawiadomiłem
Policję, a czekając na ekipę przejrzałem monitoring.
Trzecia
w nocy, tak wynika z zapisu kamery. Młody człowiek w kominiarce,
przy pomocy łomu próbuje wyłamać drzwi. Ze dwa razy spojrzał w
oko kamery, raz odszedł na chwilę, najpewniej w związku z
przejeżdżającym samochodem. Po dłuższej szarpaninie drzwi w
końcu ustąpiły. Potem kradzież i odchodzący złodziej skrył
się w mroku.
Pozostało
tylko zniszczenie i wymierne materialne straty.
Dodatkowo,
kiedy po raz kolejny przeglądam ten monitoring, ogarnia mnie
uczucie takiego nieokreślonego niepokoju. Ktoś bezczelnie wtargnął
na mój teren, gwałcąc zasady. Poczułem się jakoś mniej
bezpieczny. I taki bezsilny.
Kiedy
coś tworzysz, nie przyświeca ci jedynie chęć zysku. Każdy chyba
potrafi odnaleźć w sobie to zadowolenie jakie daje budowanie.
Jednak
nagle ktoś postanawia powiedzieć dość i siekierą odrąbuje
grubą czerwoną kreskę.
Pal
licho kasę, przyszła i poszła. Dobrze że tylko tyle
Życie
jest najważniejsze. Niestety, czasem i jemu ktoś postanawia
powiedzieć dość.
Policyjni
technicy zebrali ślady, zabezpieczyli nagranie z monitoringu i
odjechali, wzywani informacją o kradzieży kół samochodowych.
-
Weekend się skończył – powiedział wysoki dobrze zbudowany
funkcjonariusz – dzień jak co dzień.
No
chyba nie do końca i nie dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz