Moja lewa noga jest ciężka. Moja prawa noga jest ciężka. Moja prawa ręka jest ciężka tak samo jak lewa.
Nic mi się nie chce.
Nie jest to jednak element jakiejś autohipnozy. To mija pierwszy tydzień odchudzania.
Z rana muszę się zmotywować by wstać. Czasami nawet potraktować prostym żołnierskim słowem. To działa najlepiej.
Oczywiście
nie mam zamiaru dopasować się do rozmiaru zero, ale muszę powrócić do
tej poprzedniej dziurki w pasku na którą się do tej pozy zapinałem.
Pomysły
na zrzucenie zbędnej wagi podrzucali mi członkowie rodziny, ale ja
najlepiej wiem kiedy nadchodzi ten właściwy czas. Dwadzieścia pięć lat
temu tak wyczułem możliwość rzucenia palenia i od tamtego czasu nawet
raz nie zaciągnąłem się tytoniowym dymem.
Gotowość spadku wagi, mój
organizm wskazuje brakiem zainteresowania jedzeniem. Wcześniej pochłania
jakby na zapas tworząc uciążliwą w posiadania oponkę. Szczególnie ten
nadmiar dopieka mi przy wiązaniu butów.
Tak więc jak wspomniałem
powyżej, doszedłem do etapu, w którym wypada zmienić rozmiar jeansów na
większy. Do tej pory stosowałem zasadę, że lepiej abym to ja dopasował
się do rozmiaru w którym czuje się najlepiej. Zasady zaś są po to aby
je respektować.
W ubiegły poniedziałek z samego rana powąchałem tylko opieczoną grzankę i udałem się do pracy.
Zabezpieczone wcześniej jogurty w lodówce i owocowe musli dawało mi to ważne poczucie bezpieczeństwa.
I
tak to się zaczęło. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z jakimiś
postanowieniami noworocznymi, a wynika wyłącznie z jakiejś
egoistycznej, ale podświadomej troski o własne ciało. Zakładam bowiem,
że powinno służyć mi jeszcze ze dwadzieścia lat. Co do życia również
nie mam przesadnych oczekiwań. Motywacyjna jest również tocząca się w
tej chwili kampania anty-cukrzycowa. Być bohaterem i uratować życie,
czy to nie jest fascynujące. Nawet gdy chodzi o życie własne.
Jest to o tyle istotne, ponieważ znajduję się w genetycznym kręgu zagrożenia cukrzycą.
Pierwszy
dzień minął bez emocji, chociaż do domu wchodziłem już na ostatnich
mocach, gotów pożreć obiad już w przedpokoju jeszcze przed zdjęciem
butów.
Wtorek przyniósł mi wsparcie w postaci wizyty współpracującego
z nami przedstawiciela handlowego i kolegi w jednej osobie.
Przygotowaną kawę wypił bez śmietanki. Nie pozwolił też na postawienie
pierniczków z lukrem.
- Odchudzam się, lekarz mi to zalecił –
powiedział, protekcjonalnie zamykając pudełko - Zero chleba , słodyczy
i w ogóle prawie wszystkiego.
- To jest nas już dwóch - przyznałem się.
Znajomy
postanowił sobie ambitny cel, w postaci dziesięciu kilogramów. Ja nie
określam celu tak precyzyjnie. Zakładam minimum i w każde przekroczenie
świętuję jako sukces.
Od lat prowadzę regularne i uporządkowane życie
Pobudka, fizjologia, ablucje, dresing, grzanka z dżemem i do pracy.
Kiedy jak co dzień, zażądałem od swojego organizmu realizacji planu, zaczął się stawiać.
Już przy drugim punkcie ironizował:
- Jaja sobie robisz ? Nie?
- Takie są zasady – postanowiłem
- Zasadą jest również grzanka z dżemem, a tego mi żałujesz - odciął się mój organizm.
Zdusiłem próby buntu żelazną ręką. Partnerstwo ma swoje granice.
Spadająca waga cieszy, chociaż pierwszy tydzień to po prawdzie kontrolowane odwodnienie organizmu.
Myśli
kręcą się wokół jedzenia i gdy zamykam oczy zaczynam planować swoje
najbliższe śniadanie. Sobotni twaróg śnił mi się pół nocy. Zauważyłem,
że chętniej czytam przepisy kulinarne, niż newsy. Każdy zaś opublikowany
w internecie przepis, wydaje mi się wspaniały.
Dzisiaj rano zauważyłem ten sympatyczny luz w pasie po założeniu spodni.
Nie ma rady pójdę tą drogą Yedi.
Po rycersku bowiem, odrzuciłem korzystanie z alkoholi pod każda postacią.
Nawet chilijskie wino nie wzbudza mojego zainteresowania.
Wprawną
ręką przygotowałem żonie whisky z lodem i Schweppesem. Sam sobie
zaordynowałem dwie torebki zielonej herbaty z grapefruitem.
Nie wyznaję bowiem zasady, że w trakcie mojego postu inni wokół mnie muszą się solidarnie umartwiać.
Jest
przysłowie, że w domu powieszonego nie mówi się o sznurze, ale ja mogę
spokojnie rozmawiać nad wyższością pieczenia mięsa w rękawie foliowym. A
co mi tam.
Niestety nie jestem specjalnie rozrywkowy, bowiem reakcje na bodźce wydają się spowolnione.
Z jednej strony umysł kombinuje nieźle. Jak nie ma co jeść, to tu się naprawdę nie ma z czego śmiać.
Z
doświadczenia wiem, że po poczuciu humoru przyjdzie czas na libido. Bo
mnożyć to się można drodzy państwo wtedy, kiedy jest jakaś stabilizacja.
Z drugiej strony jest teoria, że gdy się człowiek zajmuje seksem, to nie myśli o jedzeniu.
Lekarz powiedział mi kiedyś
- Niech Pan wybiera. Albo pan będzie szczupły, albo szczęśliwy.
Postawiłem oczywiście na szczęście, ale w tym rozumowaniu jest chyba jakiś słaby punkt.
Nie, nie nie mówię, że jestem nieszczęśliwy.
Dla odmiany zaś spróbuję choć na chwilę być szczupłym.
Najgorzej bowiem siedzieć tak na środku barykady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz