31 marca 2009
| |
Adopcja
.Określenie przyprawiające o drżenie jednych
, dla innych ostatnia szansa ,aby doświadczyć tego ojcowskiego lub matczynego poświęcenia,
bez którego tak trudno doszukać się sensu w całym długim i skomplikowanym życiu .
Do
tej pory zajmowałem się raczej problemami wychowawczymi, szczególnie tym które
towarzyszą wychowywaniu nastolatka. Czasem w chwilach zwątpienia , pomiędzy
jedną a drugą pyskówką , sami poddajemy
w wątpliwość nasze predyspozycje rodzicielskie. Nie pamiętamy już tego uczucia
rozpierającego nas na wiadomość o tym, że będziemy czy zostaliśmy rodzicami. W
gęstwinie problemów ucieka gdzieś obrazek noworodka zaraz po porodzie,
przytulonego jeszcze do brzucha matki , który opuścił na dobre .To uczucie
bezcenne za resztę zapłacisz kartą …
Nie
wszystkim jednak dane jest to uskrzydlające uczucie. Dla niektórych pozostają
próby , badania , ostatnio tak
komentowane In vitro w końcu adopcja. Najbliższych mi sercem naszych
francuskich przyjaciół poznaliśmy właśnie w takiej sytuacji. Kiedy lekarz
zapoznał ich z diagnozą która brzmiała jak wyrok . Nigdy w życiu nie będą mogli
poznać przywileju naturalnego rodzicielstwa.
W ich otoczeniu każdy kto mógł, porzuciwszy egoizm własny posiadał
przynajmniej trójkę dzieci, a oni sami pochodzili również z wielodzietnych
rodzin . Myśl o adopcji pojawiła się natychmiast jakby naturalnie. Dzięki poznaniu Brata Jana o którym kiedyś pisałem
zaangażowani byli w humanitarną pomoc dla ludzi z Polski. Regularnie wysyłali
paczki z żywnością i lekarstwami . Któregoś wieczora Brat Jan
zaproponował – a może zaadoptujecie dziecko z Polski?. Na odzew nie trzeba było
długo czekać. On zaczął kompletować dokumenty świadczącego o jego statusie
majątkowym i predyspozycjach moralnych , ona postanowiła uczyć się języka polskiego, aby nie ukrywać przed
dzieckiem kraju jego pochodzenia. Kiedy poznaliśmy ich pierwszy raz, z
nieporadnością deklinacyjną mówiła już jednak po polsku nawet o uczuciach i
odczuciach. Wybierali się właśnie do X ,
miasta gdzie adopcja miała się ziścić. W trakcie pierwszego , krótkiego
spotkania ustaliliśmy że oprócz naszego fizycznego podobieństwa (wygląda jak
mój starszy brat ) mieliśmy również podobne zainteresowania. Z X. wrócili wyprowadzeni z równowagi i mocno
wzburzeni .Otóż jednego dnia pokazano im dzieci przeznaczone do adopcji , a
następnego kiedy wybierali się z podjętą decyzją , telefonicznie uprzedzono ich
o dodatkowych ,poza dokumentowych
warunkach jakie mieli spełnić. Aby być w zgodzie z własnym sumieniem
zrezygnowali. On powiedział potem rozżalony : Antoni ja mogę dać tyle albo tyle na poprawę życia tych
dzieci, ale finansowanie prywatnych
kaprysów kogoś innego jest nie do
pomyślenia. Ja pragnę adoptować dziecko, nie chcę go kupić ; to całkowicie
wypaczało by relacje między nami. Wrócili do siebie z nadwerężoną wiarą w
ludzi. Szczęściem jakimś niewyobrażalnym trafiliśmy na Panią Krystynę z Y ,kobietę o gołębim sercu, która sama
adoptowała w przeszłości dwoje dzieci i pomimo mocno dojrzałego już wieku
pracowała w pewnym chrześcijańskim
centrum adopcyjnym. Ona to pochyliwszy się nad losem naszych Francuzów, a
bardziej jeszcze pewnego bardzo chorego na serce dzieciaka zapaliła w nas
nadzieję adopcji. Mały cierpiący na poważną wadę serca ,siniejący przy każdym
wysiłku jak płacz czy jedzenie był bez
szans na krajową rodzinę .Szybko załatwiliśmy dokumenty .Dziecko już półroczne nie zaznało ani godziny
rodzinnej atmosfery. Przerzucane pomiędzy szpitalami , zagwarantowane miało
jedynie leki podtrzymujące podstawowe funkcje życiowe i nieznacznie poprawiające
komfort życia. Podziwiałem podejście moich Francuzów. Nie kalkulowali na zimno
opłacalności , nie rozważali ryzyka . Dziecko jest dziecko mówili tuląc fioletowego Mateusza, jak go nazwali . Pokonując
przeszkody stawiane im przez przepisy i ustawy przeciwdziałające wynaradawianiu dzieci , jak to wtedy mówiono
, zostali w końcu szczęśliwymi rodzicami. Wyjechali do swego kraju pełni
nadziei i szczęścia jakiego wcześniej trudno było w nich szukać . Na miejscu
czekał już na nich kardiochirurg z renomowanej francuskiej kliniki, który pojął
się nieprawdopodobnie ciężkiego zabiegu na sercu Mateusza. W dniu operacji
czekaliśmy w napięciu na informacje . Wieczorem zadzwonił Eric jakimś sposobem
wydusił z siebie że Mateusz nie żyje . Wada serca okazała się niemożliwa do
usunięcia . Od chwili narodzin skazany był na szybką śmierć . Zmarł zgodnie z
przewidywaniami, otoczony jednak miłością nowych rodziców , nie jako
statystyczna sierota z powikłaniami. Dla tego uczucia choć tak krótkiego warto
było, podjąć trud adopcji. Eric bardzo mocno przeżył śmierć swego już syna .
Jego
świat jak sufit zwalił mu się na głowę . Zamknął się w sobie , potem w pokoju z którego przez trzy miesiące
nie można go było wyciągnąć pod żadnym pretekstem. Jego żona bała się aby w
akcie desperacji sam nie zrobił sobie jakiejś krzywdy.
Współuczestnicząc
w tej adopcji czuliśmy się współodpowiedzialni za to co się stało.
Podzielaliśmy również ból po stracie Mateusza. Martwiła się również Pani
Krystyna która powiedziała nam , że pomóc naszym Francuzom to jej moralny
obowiązek. Sposobność nadarzyła się po dwóch latach . Byliśmy wtedy u nich i
odwiedzając cmentarz gdzie w rodzinnym grobowcu spoczywał Mateusz ,powiedzieliśmy - czas na dziecko. Może to bardziej życzenie i
próba znalezienia się w skomplikowanej sytuacji niż przekonanie poparte wiedzą ,
ale tak to wtedy czuliśmy. Kto Wam da powtórnie dziecko - gasili ich entuzjazm ich
rodzice. Tak się szczęśliwie złożyło że zaraz po powrocie zadzwoniła Pani
Krystyna z informacją że jest możliwa adopcja . Dziecko tym razem nie tak poważnie chore , czekające
na czułość i miłość .Francuzi zebrali się jeszcze raz w sobie , przygotowali
dokumentację i przybyli na miejsce .Nie
wybierali dzieciaka , nie ważna była płeć , kolor włosów czy stan zdrowia .
Jeszcze raz nadzieja była najważniejsza. Jeszcze raz przeszliśmy przez czyścieć
dokumentów , spraw , sądów i uprawomocnień decyzji. Tu urzędnicy państwowi przykładając pieczęć , bądź wydając jakaś decyzję deklarowali bez skrępowania że gdyby to od nich zależało
nigdy nie wyrazili by zgodny na zagraniczną adopcję. To lepiej od
rodzicielskiej miłości bidul i stawka żywieniowa pięć złotych na głowę dziennie ?. Ale za to tak po polsku ?
. Nie rozumiałem tego wtedy , nie rozumiem dalej . Szczególnie że nadal nie brakuje notabli świeckich i duchownych
ujadających jak owczarki ( nie ja
wymyśliłem to określenie ) na takie odruchy serca. Bo nie polskie . Piotr wyjechał z tego kraju szesnaście lat temu.
Dzięki mądrości rodziców wie ze został adoptowany .Tam przygotowuje się
książeczki dla dzieci ,gdzie uczy się że mamy rodzą dzieci lub je adoptują
,ogranicza to kłopotliwe pytania . Piotr wie które z miast polskich jest
miejscem jego urodzenia, choć trudno mu je wymówić z francuskim akcentem. Wychowywany przez
kochających i odpowiedzialnych rodziców , którzy ponad kupowanie zabawek i gadżetów konsekwentnie budują swoją rodzinę . Nie
znaczy to że Pierrowi czegoś brakuje . Przede wszystkim nie brakuje mu miłości
bliskich . Czasem tylko postronni pytają skąd na południu Francji taki
młodzieniec o lnianych włosach . Nie zraża to jednak rodziców, adoptowali
również dziewczynkę o arabskich rysach twarzy. Taki United colors of benetton .
W
zeszłym roku pokonując pewne zrozumiałe
opory Pierra odwiedzili Panią Krystynę w Y . Starowinkę do której oboje dzieci mówią ciociu. A także naszą skromną chałupę w Gorcach gdzie Pierre
miał okazję ciągnąć krowy za wymiona w poszukiwaniu mleka i pomagać w sianokosach.
Francuzi powszechnie lubiani są przez mieszkańców mojej wsi , chociaż w
skrytości ducha górale zastanawiają się nad tak znaczną różnicą koloru włosów
pomiędzy rodzeństwem. Ale zaraz to sobie tłumaczą faktem ,że na zachodzie jest
wszystko możliwe . Pierre ma możliwość wyboru drogi życiowej . Nowa Europa
pozwala mu na wybór miejsca dorosłego życia. Na razie deklaruje przejęcie po
swoim francuskim ojcu jedynym jak mówi rodzinnego gospodarstwa rolnego. Trzeba
widzieć wtedy oczy jego francuskiego Ojca.
|
29 marca 2009
| |
Wczoraj
rano rozpadły mi się oprawki okularów .Niby nic wielkiego ale widok okularów w dwóch częściach o czwartej trzydzieści
rano jest mocno stresujący . Nawet kawa
nie była mi już potrzebna ,adrenalina podkręciła mnie na całego . Dlaczego tak
nerwowo ? Ponieważ dokładnie czternaście miesięcy temu , w ten sam sposób
rozwaliłem poprzednie. Nie poczuwam się do winy własnej ponieważ wykazywałem
się wyjątkową troską w ich użytkowaniu .Nie zasypiałem w okularach , nie
jeździłem na nartach , nie wykonywałem
fizycznych prac be zmiany szkieł. Ale
pan optyk stwierdził że musiałem uderzyć . O mało nie uderzyłem optyka , więc
on stwierdził że w takim razie mam pecha . Do szkieł założyliśmy oprawki tego
samego typu i marki .To taka oprawka
która składa się z nauszników i mostka łączącego przewiercone szkła . I co
? I cieszyłem się tym nowym cudem nieco
ponad rok . Jakaś paranoja . Pan wyszkolony powiedział , że nie umiem obchodzić się z
okularami . Po czterdziestu trzech latach użytkowania szkieł nie umiem. To czas
w którym opanował bym skutecznie sterowanie samolotem F-16 łącznie z jego serwisem , ale obchodzenia się
z okularami jeszcze nie opanowałem.
Bezczelność fachowców nie ma granic . Z przezorności życiowej wożę
w samochodzie dodatkową parę szkieł , poprzednio używanych i zbyt małych już na rozmiar mojej
wady ; wczoraj przydały się jak nigdy. Szybki
pozwalają mi obserwować świat z dystansem
.Pewne szczegóły i subtelności uciekają , ale w żaden sposób nie wpływa
to na moje widzenie świata . Czuję się bardziej podkręcony niż spokojny. Wracając jednak do celu porannego
wstawania. W ramach marketingowego pomysłu firmy która płaci mi pensję , wybraliśmy się do
Nowego Targu , aby na miejscu zbadać preferencje handlowe Słowaków .Ponoć goście z południa falami
tsunami zalewają Podhale. Szósta dwadzieścia
( ta godzina powtarza się co rusz w moim życiu ) , zajęliśmy
miejsce a po chwili rozpocząłem obchód tradycyjnego , nowotarskiego sobotniego targu. Po drugim
stoisku poczułem się jakby jakaś niezrozumiała i
niepohamowana siła przeniosła mnie na drugą stronę Tatr . Wszystkie opisy w
języku słowackim , wszystkie ceny w
Euro. A obsada stoisk łącznie z bufetem mówi po słowacku . Powiem , że rozmowę
po Polsku trzeba sobie specjalnie zażyczyć. Tak , już nie patriotyzm a gospodarka rynkowa.
Przeliczniki Euro na złotówki odbywają się
według sobie tylko znanych zasad ,
a skup od sprzedaży nie rzadko przekracza dwa złote. Jest to pewnie
odreagowanie tego , że w swoim czasie
jeździliśmy po piwo oraz inne
duperele na Słowację. Tam sprzedawcy przeliczali korony na złotówki wg własnego
kursu. Jednak przy różnicach cen nawet doliczona do rachunku dycha nie robiła
na nas socjalnego wrażenia. Okazuje się że do czasu . Tak więc wiem jak po
słowacku nazywają się skarpetki, majtki , albo roztrząsacz do obornika.
Podróże szkolą , nie tylko te dalekie. Efekt tego mieszania się kultur jest taki, że np. na stoisku z tabliczkami
ostrzegawczymi , te o złym psie były
tylko po słowacku. Po polsku ostrzegać można było tylko przed złą teściową . Może na
Słowacji są tylko dobre mamuśki żon
Kiedy uznaliśmy że badanie zwyczajów konsumpcyjnych Słowaków dobiegło końca ,spakowaliśmy się i w bałaganie
porzuconych samochodów półtorej godziny czekaliśmy na wyjazd z palcu. Polak
wolnym jest człowiekiem i jeżeli zdecyduje się na parkowanie na środku ulicy, bądź
pakowanie auta w takim miejscu , to nie
ma takiej siły na świecie która mogła by zmienić jego plany . A kolejka
oczekujących samochodów ? Śmierć frajerom.
Gdy już dotarłem do domu , suma
przeżyć soboty spowodowała u mnie niepohamowany wybuch lenistwa i
tumiwisizmu , które podgrzała jeszcze
dzisiejsza zmiana czasu.
Lenistwo. grzech czy błogosławieństwo ?
Mijają mnie
ulice
Domy , place
i drzewa
Nawet słońce
jest już przede mną
Brak
motywacji do działań
A może tylko chęci do zmian
Jedyne do
czego potrafisz zmusić umysł
To leniwe
śledzenie
Mijających
chwil , które zlewają się
W jedno
statyczne zdarzenie.
|
27 marca 2009
| |
Bogaci dają kobiecie
więcej .Truizm tego stwierdzenia aż
kłuje w oczy swoją oczywistością. Tym razem jednak nie
idzie o pierścionek z brylantem , kieckę , torebkę czy samochód pod kolor butów . Chodzi o
satysfakcję w łóżku .Tak moi kochani
według naukowców których cytowano
na Onecie chodzi o orgazmy .” Zanim wpuścisz jakiegoś mężczyznę do swojej sypialni,
powinnaś sprawdzić jak wygląda jego konto. Nie obawiaj się, że on uzna cię za
pazerną - tu chodzi o jakość twojego życia erotycznego. Naukowcy stwierdzili,
że mężczyźni z wysokimi notowaniami bankowymi dają kobietom więcej
satysfakcjonujących orgazmów” Od zawsze mówiło się że bogatemu diabeł do
snu dzieci kołysze , co ubogich ciałem uspokajało ,mogli bowiem
przewidzieć jaki los wieczny bogatemu jest pisany. Satysfakcja seksualna była jakby niezależna od kasy . Znudzonej
żonie Pana dziedzica satysfakcji płciowej
dostarczał raczej młody Cygan , bez domu
ale za to z fantazją i kondycją. Napisano i nakręcono wiele na ten temat a
ubogi student z przestrzelonym śrutem tyłkiem śmiał się w oczy bogaczowi
któremu po obu stronach głowy kiełkowały dorodne jelenie rogi. Dzięki temu dwór co jakiś czas
otrzymywał ożywczy materiał genetyczny.
Czasy zmieniają się do tego stopnia że o punkcie G zaczęła decydować mamona
a nie stymulacja No cóż czytałem gdzieś że kobiety potrafią mieć
satysfakcjonujące życie płciowe z osobą której nie kochają , a która daje jej poczucie
bezpieczeństwa . Facet tak nie potrafi , albo myślę że nie potrafi , bo
w dalszym ciągu żyję pod wrażeniem
młodzieńczej lektury .E Kazan w
Układzie spory fragment poświecił
udowadnianiu która z części ciała mężczyzny jest najuczciwsza.
A
może będąc uczciwymi wobec siebie jesteśmy nielojalni wobec natury , a uczuciowość to jakiś atawizm? W którym kierunku zmierza ewolucja.
Być może już niedługo natura stworzy
instrumenty dzięki którym kobieta potrafi rozpoznać w przyszłym partnerze , tego
najlepszego .Z każdym zarobionym milionem na czole albo na ramionach gościa pojawi się jakieś zgrubienie i multimilionera , jak
amerykańskiego generała poznawać się będzie po ilości wypustek. Nawet w ciemnym pokoju; może
Co w takim
razie pozostanie nam słabeuszom ?
Nie martwmy się wszak natura nie znosi próżni.
|
24 marca 2009
| |
Nigdy w życiu nie piłem jeszcze alkoholu o tej godzinie.
Ale wszystko po kolei.
Firma z którą współpracujemy zorganizowała szkolenie dotyczące nowego produktu .W tym celu z paru współpracujących firm wyselekcjonowano odpowiednich ludzi , nie
bojących się nowych wyzwań i oczywiście kaca.
Termin zbiórki wyznaczono na 5.45
początkowo była to 6:00 ale te piętnaście minut nie robiło nam
już różnicy .Kiedy wszyscy zasiedli wygodnie w podstawionym busie , sprawdzono listę obecności . A potem w
drogę. Rozpierający się na sąsiednim fotelu
Marian potrząsnął reklamówką z
Carrefoura i porozumiewawczo mrugnął okiem . Oto jest.
Wczoraj kiedy planowaliśmy wyjazd padło od razu hasło - ile flaszek ? . Jak to ile? skleiłem głupa przecież jedziemy bladym świtem , a w podróży
będziemy do południa . Przecież prawdziwy gentleman nie pije przed południem , wiem to po
obejrzeniu komedii z Cezarym Pazurą .
Temat niby się rozmył ale koledzy nie zapomnieli , duch w narodzie jest , a moc
w reklamówce. Zamknąłem oczy i próbowałem dobić z drzemką do mojej codziennej ,szóstej dwadzieścia
. Niestety koszmarnie dziurawa droga co
chwilę przywoływała mnie do rzeczywistości .Pod ręką miałem książkę . Na mojego
kochanego Whartona było jeszcze za ciemno chociaż tytuł sugerował podjęcie próby
: W księżycową jasną noc .
Kiedy wyjechaliśmy poza miasto , dał się słyszeć cichy szept Janka : może coś na wzmocnienie ?
.
- Janek o tej godzinie ? . Toż to rekord świata nigdy nie piłem o tej porze .
- A bzykałeś się w
samolocie ? spytał , będąc pewny
odpowiedzi Janek .
- W samolocie ?
nie .
- A pewnie chciałbyś, póki co zrobimy też coś czego również nie robiłeś do tej pory ,
tak zastępczo. Grunt to dar
przekonywania . Flaszka straciła banderolę , nakrętkę a na końcu zawartość dzięki sprytnemu kieliszkowi turystycznemu , który na kolorowej smyczy wisiał na szyi i Jaśka. Poznaliśmy dzięki
temu resztę obsady busa. Kiedy już
nawzajem byliśmy po imieniu ,sąsiedzi wyciągnęli swoją rezerwę .Nie zrewanżować się toż to nie po naszemu ,
nie po słowiańskiemu. - Byłbym
niewdzięcznikiem gdybym twego zdrowia
nie wypił mówił Zagłoba do
Wołodyjowskiego.
Na widok drugiej
butelki nasz opiekun , przedstawiciel firmy
zaapelował:
- Panowie tylko z
umiarem .Będziemy zwiedzać zakład.
- Marian masz jak w banku , będzie elegancko.
Było do najbliższej stacji benzynowej gdzie uzupełniono
zapasy płynów i nie mówię tu tylko o popitce. Spojrzałem na zegarek była
dziewiąta. Zachowywałem dobrą kondycję , ponieważ angażując
się w pomoc w rozlewaniu i podawaniu szklaneczki ,lałem sobie po pół lub jedną trzecią
kieliszeczka . W poczuciu obowiązku i koleżeństwa z Marianem
zarządzono przerwę . Niektórym alkohol uderzył do głowy , innym zaczął z
niej parować. Ja toczyłem kampanię w Ardenach z Williamem. Do południa stan
ogólny i poczucie równowagi
funkcjonowały już prawidłowo. Umówiliśmy się na jednej ze stacji benzynowych z ekipą z
północnego wschodu. Przyjechali. Z busa wysypali się uczestnicy szkolenia , z daleka było widać że w podróży spędzili
więcej czasu . Najprawdopodobniej bujanie busa wpłynęło na styl poruszania się
pasażerów. Świetni ludzie , częstowali nas tabaką .Dostałem szczyptę na brzeg
dłoni ,zaciągnąłem się fachowo .Widziałem na filmach jak się to robi. Kruszynki
tytoniu uderzyły mi do samego mózgu.
Aromat tytoniu i dodatkowy uszlachetniacz zapachu zakręcił kanałami. W oczach zakręciły się łzy
. Kichnąłem m siarczyście. Pęd powietrza
jak silnik odrzutowy cofnął mnie
lekko do tyłu. Boże a gdybym tak miał
problemy żołądkowe i chodził na przysłowiowych cienkich nóżkach.
Bielizna była by do zmiany. Powtórzyłem to doświadczenie jeszcze ze cztery razy. Udrożniłem kanały oddechowe . I gdyby nie to że za
każdym razem po kichnięciu na chustce
zostawał mało efektowny ślad tytoniu , kupił bym sobie paczuszkę tego cuda.
Dość mazurskich sentymentów . Dotarliśmy pod bramy firmy . Wejście , kawka i szkolenie. Najbardziej zmęczeni
osobnicy zasnęli w busach .Nasz bus był pusty ,jak obiecano Marianowi
było spoko . Szkolenie teoretyczne i zwiedzanie linii produkcyjnych . Wycieczka ciekawsza , teoria
nudna. Siedzący przede mną facet swoją rozbudowaną fizjonomią całkowicie
zasłonił mi ekran Power Pointa .Tak więc widziałem tylko
świecące brzegi . Poza tym zapoznawanie się z tabelami i wynikami zbiegło się w czasie z
efektami po spalaniu alkoholu.
Suchość w ustach , szum w głowie , problemy z koncentracją. Reszta
szkolenia poszła więc sprawnie , nie było dodatkowych pytań. W
trakcie każdego szkolenia znajdzie się
zawsze taki ktoś , dla kogo sprawa
jakiejś dupereli , zawiasu , koloru czy techniki wykonania jest tak
życiowo tak ważna, że nie pomny
czterdziestu zdezorientowanych i wkurzonych ludzi ,prowadzi ten swój dialog ze
szkolącym . Ten wije się jak wąż próbując
zadowolić pytającego . Niezłomny napawa się swoim zwycięstwem nad szkolącym i nie chodzi mu zupełnie o rozszerzenie swej wiedzy. Obyło się bez
jastrzębi słownych , dzięki Bogu. Na koniec
certyfikaty i dyplomy. Od tej
chwili jestem więc autoryzowanym coś tam coś tam , o czym zaświadcza swoim
podpisem osobiście Pan Prezes firmy . Firmy która nas szkoliła, potem gościła.
Po zameldowaniu się w hotelu tradycyjna
kolacja , coraz modniejszy bowling ( cholera dlaczego nie używa się już polskiej nazwy ) oraz zawsze na topie
- wódeczka . Ranny trening powoduje że jesteśmy nie do pokonania .
Tylko rozsądek
kieruje mną do wyjścia. Najwytrwalsi
bojownicy pozostają do
zamknięcia. Rano w trakcie hotelowego śniadania doskonale widać , kto pod
żadnym pozorem nie powinien siadać dzisiaj za kierownicą . Na szczęście Pan
kierowca wypił wczoraj jedynie małe piwo do kolacji więc luzik. Po
śniadaniu pakujemy się w do auta i …Home
, Home jak mówił ET . Po drodze cisza ,
czasem syknie ukradkiem otwarte piwo .Na
klina . Na najbliższej stacji piję napój energetyczny . Samopoczucie osiem w
dziesięciostopniowej skali. Wczorajszy rozsądek , procentuje dzisiaj. Zresztą
od zawsze nie lubię nadużywać poza
domem. Świadomość bliskości własnego łóżka działa na mnie rozluźniająco. Kończę książkę i opowiadam dowcip o jogurcie. Niestety ze
względu na formę bloga , nie mogę go tutaj zacytować . Każdy wychodzący deklaruje zakup jogurtu
przed powrotem do domu . A następnego dnia
swoim drugim życiem dowcip krąży wśród pracowników , którzy przez czas
naszego szkolenia wiernie trwali na pierwszej linii obsługi klienta .
Producent odniósł spodziewany efekt czujemy się jego
dłużnikami , pewnie trzeba będzie coś sprzedać z tym ich logo. W końcu oni tacy fajni. Szósta dwadzieścia , mój Boże
|
22 marca 2009
| |
Kebab to potrawa
kuchni orientalnej. Określenie obejmuje ponad dwadzieścia odmian tej
potrawy. Razem z przemianami gospodarczymi w naszym kraju pojawiły się
te stoiska , gdzie sprzedawcy o orientalnych rysach twarzy odcinają kawałki pieczonego mięsa komponując z nich wspaniałe smakowo potrawy . Wyparły one tradycyjną
zapiekankę z pieczarkami i na stałe wpisały się do polskiego katalogu
potraw Fast foods .Mam swoje lokalizacyjne typy , ale nie podam ze względu na troskę o jakość , która często wiąże się z ilością sprzedawanych potraw. Teraz z drugiego bieguna . Świat arabski oprócz oczywiście wielu pozytywnych cech , charakteryzuje się między innymi wrogością do psów .Twierdzą, że są one nieczyste. Dlatego muszą wszystko dokładnie wypucować, gdy to zwierzę przekroczy próg ich domu? W jakiś sposób jego dotknięcie kala ablucję. Dlatego, jeśli róg kaftana otrze się o wilgotną sierść psa,piorą go siedmiokrotnie ?. Dlaczego porównuję te dwie nieporównywalne rzeczy. Wędrując ulicami Lublina trafiłem na restaurację o bardzo Indywidualnym tytule Restauracja Kebab - Pod psem .
Z powyższego wynika że zestawienie to w żaden
sposób nie pasuje do siebie w kulturze krajów dla których Kebab to
potrawa narodowa. No chyba że nawiązywalibyśmy do kraju z którego
wywodzi się kaczka po seczuańsku.
W naszej kulturze ,chociaż nie ma ona nic przeciwko tym sympatycznym czworonogom, określenie „pod psem „ ma również wydźwięk pejoratywny.
Raz
w życiu spotkałem się już z podobnym brakiem zrozumienia dla kultury
narodów, odktórych zapożyczamy menu. W jednej z podbeskidzkich
restauracji , w menu kłuła w oczy następująca pozycja : Golonka wieprzowa po żydowsku.
Dla nie zorientowanych tytułem wyjaśnienia, mięso wieprzowe jako nieczyste ,nie koszerne nie jest spożywane w społeczności żydowskiej ( arabskiej zresztą też nie ).
Odrobina wiedzy na temat obyczajów panujących wkrajach z których zapożyczamy nikomu napewno nie zaszkodzi , a wielu pomogła,czasami nawet uratować głowę .
|
Być może w ramach wiosennego ożywienia ,pomimo zimy obdarowujemy się nawzajem Ten miły zwyczaj dotknął również mnie osobiście .Jagoda z http://turystykaemerytki.blog.onet.pl/nominowała mnie do nagrody Kreativ Blogger . Podoba mi się taka oddolna inicjatywa dlatego też zamieszczam na mojej stronie logo nagrody
Sam nominuję: dirt –devil z http://dirt-devil.blog.onet.pl/
|
19 marca 2009
| |
Kot ma siedem żyć , a
dodatkowo zawsze spada na cztery łapy. Koty to dranie .To obiegowe pojęcia
które przylgnęły do tych dachołazów
wędrujących własną drogą , czasami
przebiegających drogę. Zajęcie to szczególnie upodobały sobie zwłaszcza te w kolorze czarnym.
Kociej reinkarnacji przekonać miał się ostatnio mój znajomy.
Siedział sobie spokojnie w pracy na planowym dyżurze , kiedy dźwięk komórki
wyrwał go z zamyślenia .
- Cześć tata , powiedział mały Krzyś , najmłodsza z
latorośli znajomego. Wiesz jaką mieliśmy przygodę nasz Maciuś zdechł, ale potem ożył i już jest wszystko w porządku. Krzyś odłożył
słuchawkę , a po chwili do ojca zaczynał docierać sens wypowiedzi. Koleżance z pracy oznajmił , że
musi jechać do domu ponieważ rodzina
albo najadła się psychotropów . A już na
pewno tego dziwnego ziela , które sąsiad
w swoim ogródku podlewa wieczorami a w nocy przycina dojrzałe łodygi. Z piskiem
kół zajechał pod dom i wszedł do środka
. Wewnątrz zauważył żonę i dzieci
spożywające obiad , bez wyraźnych oznak
jakiejś niemocy , czy przerażenia.
- Co się stało ? spytał od progu .
Wyobraź sobie taką
sytuację - zaczęła żona. Rano przyszedł Krzyś z Grzesiem i powiedzieli : zobacz mamo bo Maciuś leży i
się wcale nie rusza . Wyszłam przed dom w grilowej chacie pod zadaszeniem leżał
Maciuś na boku zapadnięty brzuch i puste
płuca . Nad głową uparcie krążyły dwie muchy
, a cały Maciuś był już mocno chłodny i sztywny. Aby uchronić dzieci
przed przykrym widokiem zapędziłam je do pokoju , a Maciusia przeniosłam na tył
domu i przykryłam gazetą. Następnie
przeprowadziłam z dziećmi rozmowę
wychowawczą , o przemijaniu ludzi
i zwierząt . O potrzebie miłości , pamięci
i nieodwracalności naszego losu. Śmierć Maciusia dzieci przyjęły z
cichym pochlipywaniem i jak to z dziecięcymi smutkami bywa , za chwilę zajęły się rysowaniem .Ja w kuchni zaczęłam przygotowywać mielone .
Z rozrzewnieniem przypomniałam sobie jak to Maciuś uwielbiał podjadać to świeżo
mielone mięso . Czekał wtedy jak pies , pomiaukując prosząco. Tak to nie zdarzy mi się już nigdy
. Z tych rozmyślań wyrwał mnie hałas na
schodach . Odwróciłam się .Ze stopnia na stopień dumnie prężąc ogon schodził
Maciuś .Zamknęłam oczy ,otwarłam nie
pomaga . Zjawa zbliżą się do mnie . Gdybym nie przeniosła tych sztywnych zwłok
osobiście , pomyślałabym cokolwiek , ale
co myśleć w moje sytuacji. Przez plecy przeszły mi ciarki , kot zbliżał się do
mnie . Uczyniłam znak krzyża i wbrew
mojej naturze zaczęłam wierzyć że może to prawda z tymi siedmioma życiami. A może to tylko , albo aż , koci duch który
teraz będzie włóczył się po domu
Najgorsze przyszło kiedy kot otarł się o moje nogi . Spodziewałam
się trupiego chłodu , a otarł się ciepły zwierzak. Boże o co chodzi ? . Kiedy wróciła
mi władza do nóg wyszłam z kuchni.
Pędem pobiegłam na tył domu . Delikatnie
podniosłam gazetą . Pod nią ….spokojnie spoczywał jak najbardziej martwy Maciuś . W oddali przechadzał
się jak najbardziej żywy Maciuś. Przełamując
wstręt obejrzałam dokładnie
zwłoki. Takie same kolory , obróżka na
szyi . Tylko przy dokładnej obserwacji
zauważyłam inny rozstaw łat . Subtelnie inny. Maciuś żył więc swoim pierwszym życiem , a tam pod gazetą leżał nieszczęśnik , który skonał tu na
gościnnych występach . I co teraz powiedzieć
dzieciom . Krzysio jako pilny wychowanek przedszkola prowadzonego przez
zakonnice od razu znalazł wytłumaczenie . Zmartwychwstanie było dla niego takie
naturalne , słyszał o nim tyle od sióstr.
Wieczorem znajomy wyniósł
kota na łąki za domem i pochował
w nieoznaczonym kocim grobie. Chwilę
wcześnie niósł go na rękach w tej jego
ostatniej kociej drodze. Maciuś zaginął nieodwołalnie pół roku później .
Znajomi mają nadzieję że z ich kotem też
ktoś postąpił w podobny sposób. A opuszczone przez Maćka miejsce wprowadziła
się jakaś małą przybłęda o częściowo oberwanym ogonem .Początkowo mocno
przestraszony ,potem poczuł się u
siebie. Wtedy w nagrodę przyniósł i położył na wycieraczce cztery osobiście upolowane myszy . I pewnie
to było najpiękniejsze kocie podziękowanie za okazane serce .
|
17 marca 2009
| |
Kiedy dzisiaj wiozłem syna do szkoły, bo w przeciwieństwie do mnie , na samochód mój
młody się raczej nie gniewa, toczyliśmy spór wyniesiony z domu. Młody
niezadowolony że musi odpowiadać na kłopotliwe pytania i nie może zatkać
uszu swoimi słuchawkami z MP3, odwrócony twarzą do szyby , odszczekiwał
się seriami szybko wykrzykiwanych zdań. W takiej atmosferze przejechaliśmy obok sportowego modelu , dwuosobowego mercedesa . Stał na poboczu dumnie prężąc reflektory . Puszczał również zawadiacko perskie oko do przejeżdżających samochodów przerywanym światłem migaczy.Młody zapatrzył się na niego, a i ja nie pozostałem obojętny na jego urok.
- Fajne auto
Widzisz
synku każdy z nas ma taki moment w swoim życiu , kiedy dokonuje wyboru
.Albo sportowy dwumiejscowy kabriolet , albo rodzinny Van .Najczęściej dokonujemy wyboru właśnie tego rodzinnego Vana . To nic że ma słabszy silnik
i tak trudno przyciąć oponami przy starcie. Nie ma też wielu gadżetów i
trudno nim poszpanować w trakcie męskich spotkań . Ma za to jedną podstawową zaletę , bezpieczne foteliki dla Twoich dzieci. Snujesz się później w
korku prawym pasem autostrady , regularnie mijanym będąc przez sportowe
cacka .Patrzysz z chwilową zazdrością , aby zaraz wytłumaczyć sobie że najcenniejsze
jest bezpieczeństwo i rodzina . Z czasem foteliki stają się
nieprzydatne . Samochód zbyt ciasny na rozmiar młodzieńczego
temperamentu dzieci. Bo przecież sąsiad spod piątki ma taki z
poszerzanymi felgami - a ty tato? To mogło znaczyć – nieudaczniku, tetryku , czy coś w tym cool stylu . Wymieniasz zdania z dziedzicem Twojego DNA , aż dochodzisz do pytania które zadajesz sam sobie . Czy kiedyś w przeszłości wybrałem właściwy model auta?
|
15 marca 2009
| |
Manekin – figura mająca imitować człowieka Ma zastosowanie zarówno w przemyśle jak i w sztuce . Manekiny wykorzystuje się wszędzie tam, gdzie zaistnieje potrzeba coś wyeksponować .
Manekin występuje też w sztuce jako istota podatna na wszelkie wpływy z
zewnątrz lub całkowicie obojętna wobec wszystkiego co widzi.
Piękne prezentujące bieliznę stały się nawet obiektem wspomagającym doznania erotyczne , co dokładnie pokazano w filmie BORAT. W ekskluzywnej bieliźnie , najmodniejszych ciuchach, czy super drogim futrze stoją za
szybami renomowanych sklepów odzieżowych. Czasami tylko w smętnych
T-shirtach z napisem SALE 50 % wstydliwie chowają się w rogach
wystawowych witryn, jak osoby przyłapane w chwili słabości. Nie bez racji bo czasami projektant mody włoży na takiego manekina tylko podkoszulek zapominając zupełnie o
desous. Okazuje się wtedy że tej harmonijnej postaci o wspaniałej
muskulaturze bądź rewelacyjnym biuście i anielskiej talii , w tamtym
miejscu braku tego czegoś i jest przez to nijaki jak Ken
czy Barbi . Patrzę wtedy na nie szybko , aby nie pogłębiać w nich
frustracji , pełny współczucia dla manekinowego losu . Wydawać by się
mogło że brak penisa czy waginy to najgorsze co może przydarzyć się plastikowym postaciom, ale wczoraj dostrzegłem jeszcze jeden aspekt ich trudnego życia. Towarzyszyłem obywatelce małżonce w poszukiwaniu czegoś takiego , czego to sobie nawet nie wyobrażam , ona natomiast wie w najdrobniejszym szczególe. Aby całkiem nie zwariować pomiędzy tymi sukienkami, spodniami , spodniumami, bolerkami ( Boże co to jest bolerko , znam tylko dorosłą wersję Pana Ravela ) robiłem wszystko aby przetrwać . Miłość moja wystawiona jest wtedy na wielką próbę . Kiedy już zajrzałem w dekolty trzech sprzedawczyń i obejrzałem informacje o czasie pracy sklepu, zauważyłem je. Boże przechodzimy na co dzień pogrążeni we własnych myślach i nie zauważamy że oto manekiny stały się obiektem rozładowywania ludzkich fobii i stresów. Stoją smętnie w przejściu ubrane w modne ciuchy , ale to tylko, aby
odwrócić naszą uwagę od najważniejszego. Abyśmy nie zauważyli śladów
przemocy.Podduszane taśmą klejącą bite po głowie tępym narzędziem , ze
zmasakrowaną twarzą stoją jak wyrzut sumienia , zaprzeczenia naszemu
człowieczeństwu. Zróbmy coś , zmieńmy los plastikowych postaci.
Być może po lekturze niniejszego tekstui obejrzeniu zdjęć coś
wstrząśnie naszym sumieniem , stworzymy Towarzystwo Obrony Manekinów a
Pan Poseł Palikot włoży podkoszulkę z napisem jestem z SLD ,jestem gejem
, jestem manekinem. Może ?
|
11 marca 2009
| |
Gadu , gadu nocą -razem z Magdą Umer śpiewał kiedyś Seweryn Krajewski. Na pewno ,na długo przed wynalezieniem tego popularnego komunikatora internetowego. Baju, baju, baju w dzień dośpiewywał w drugim wersie artysta.
Właśnie dzisiaj dotarło to do mnie , że nie mam numeru GG (Gadu- Gadu ) Za czasów moich rodziców skrót GG oznaczał ni mniej ni więcej Generalną Gubernię ,
a to miało całkiem inne zabarwienie. Zresztą specyfiką skrótów jest to
że zmieniają znaczenie . Za czasów mego dzieciństwa R&B oznaczało rytm and blues , obecnie to tylko rytm and beat . No ale każde pokolenie ma prawo do własnych skrótów. Wracając do komunikacji.Internetowe udogodnienia powodują, że komunikacja między bliskimi osobami przebiega sprawnie i bez zakłóceń. Wpisujemy numer i już . Za pośrednictwem klawiatury
,mikrofonu a nawet kamery internetowej ,zadać możemy kochanej osobie
każde pytanie , złożyć wyznanie a niektórzy posuwają się do czynności
całkiem intymnych.
W czasie życzliwie ostatnio wspominanego PRL-u nie mieliśmy takich udogodnień. Pamiętam ile
poświęceń kosztowało mnie codzienne kontaktowanie się z moją ukochaną.
Po pierwsze w moim mieszkaniu ( wynajmowanym ) nie było
telefonu.Złotówka w zęby i na poszukiwanie czynnej budki. Najbliższa znajdowała się na końcu ulicy, to jakieś czterysta
metrów . Zwyczajowo nieczynna. Urwane słuchawki, porzucone gdzieś dalej
bo do domowego użytku nie nadawały się wcale. Do następnego automatu
wypadało już skorzystać z tramwaju .Serce jednak było szybsze niż czekanie na przystanku. Dwójka i krajem . Zwykle udawało się za drugim lub trzecim razem. Czynny był jeden z automatów pod teatrem Bagatela . I jeżeli tylko nie zeżarł złotówki można było usłyszeć głos ukochanej. W tej szczęśliwej atmosferze trzeba się było speszyć, bo
za trzy ,cztery minuty słyszeć się dało łomotanie do drzwi i krzyk
jakiejś zgorzkniałej baby : kończ Pan , każdy musi zadzwonić a Pan o
głupotach gada!. Następnie dochodziło otwieranie drzwi i głośne
komentarze kolejkowiczów .W tych to czasach należało więc streszczać się
i mówić skrótami . Potrafiliśmy jednak zachować
umiejętność posługiwania się językiem literackim . Kwitła też
szlachetna sztuka epistolografii . Pamiętam że gdy moja dziewczyna
wyjechała do Francji, pisałem do niej listy . Codziennie nowy i
codziennie zachodziłem na pocztę aby dolepić naklejkę lotniczy – par
avion i w drogę . Z tego pisania wyniknął nawet
mały problem ,ponieważ wpadłem w oko takiej panience z okienka , którą
urzekło moje pisanie. Szczęście że kochanie moje wróciło.
W
chwili obecnej kiedy dostęp do wszelkiej maści komunikatorów jest
powszechny, dzieje się coś dziwnego. Tracimy umiejętność wyrażania się
językiem literackim. Słowo zastępują buźki z emocjami. oraz wszech
obecne skróty . Zbitek pierwszej , ostatniej litery i w drogę. I ta
miłość też taka jakaś szybka , na skróty . A poza
tym o czym mówić , kiedy komunikujesz się z kimś czternasty raz w ciągu
dnia . Jak wtedy opisać emocje .
W
niepamięć odeszły już wzory zaczynania listów od słów np.: W pierwszym
słowie listu mego chwalę Boga najwyższego …. To za naszych dziadków albo przy stoliku siadam,papier wyjmuję i do lubego swego to słowo pisuję , czy coś w tym stylu .
A teraz : „ Impra u Rudego o 19 „ i buźka , a odpowiedź trzy buźki.
Tylko jak potem w dorosłym życiu rozmawiać o małżeńskich problemach bez SMS-ów i emtionków bo tak chyba nazywają się te buźki.
A więc jak mówiłem nie mam gadu – gadu , ale lubię rozmawiać wieczorem z żoną
|
09 marca 2009
| |
Jako admirator wina i wiśniówki ,
czego dałem wyraz w kilku swoich tekstach, z dużym zainteresowaniem przeczytałem tekst
Anny Prosieckiej pt : Może nawet nie
wiesz że jesteś alkoholikiem . Artykuł zamieszczony w
Dzienniku.pl kilka dni temu . Całość odnosi się do miłego zwyczaju który zagościł również w moim domu ,wieczornych rozmów przy kieliszku. Otóż w
okresie mojej pracy poza domem , moje powroty weekendowe wiązały się z
pewnym alkoholowym zwyczajem . Po przywitaniu zasiadaliśmy przy kolacji z czerwonym winem , albo szklaneczce
whisky. Po niej rozmowa na temat
mijającego tygodnia i trudów dnia ,prowadzona w atmosferze rozluźnienia Miła, a w towarzystwie dobrego wina, nawet trudne
problemy stawały się łagodniejsze. Oczywiście nie znaczyło to że upijaliśmy
się i zatracali poczucie rzeczywistości. Nic z tych rzeczy. W
grę wchodziła jednak pewna regularność. Wiesz kochanie mówiła żona , jak
przychodzi piątek wieczorem mam ochotę
się napić. Niestety z wiekiem ,
oraz w związku z moim powrotem do K
, takie wieczory zdarzają się częściej . I
ta regularna ochota na alkohol
jest ponoć pierwszym symptomem problemów.
Jak pisze autorka :Tylko 3-5
procent alkoholików kończy w rynsztoku. 95-97 procent to ludzie, którzy
mieszczą się w tzw. przekroju całego społeczeństwa. Normalnie zatrudnieni,
produktywni, często na wysokich stanowiskach. Dyrektorzy, lekarze,
dziennikarze, motorniczy, pielęgniarki. Czasami piją parami, w zaciszu domu.
Czy grozi nam plaga małżeńskiego alkoholizmu ? Wszelkie trudne
sytuacje w pracy - to pod wpływem alkoholu znika jak ręką odjął. Po ciele
rozchodzi się przyjemne ciepło. Gdy pijemy razem z partnerem, paradoksalnie
czujemy większą bliskość - oto dwoje kochających się ludzi umila sobie
wieczór procentami. Ale to niestety straszna pułapka. Bo tak naprawdę tego
nie widzimy, ale do takich par krok po kroku zbliża się alkoholizm.
A wydawało
mi się że szklaneczka wina pita
regularnie ,poprawia pracę serca , nerek , mózgu .Co do wątroby to nie będę się
upierał. W wielu artykułach jako powód śródziemnomorskiej długowieczności
podawano właśnie ową przysłowiową szklaneczkę . No góra dwie a to jest już
butelka na dwie osoby. Czym w związku z
powyższym mam problem z piciem ? Wydaje mi się że nie.
Po czym
więc poznać że mamy problemy że nasz
alkoholizm stoi już na wycieraczce. Na pewno nie po tym, że nagle, z dnia na
dzień przestajemy się myć i czesać, wkładamy brudne ciuchy i zaczynamy się włóczyć po ulicach.
Autorka pisze że poznaje się go po innych symptomach:
„ - czujecie, że musicie się napić, bo tylko tak rozładujecie nagromadzone w was napięcie - zwiększacie dawki przyjmowanego alkoholu (jest różnica między wypiciem 2 a 5 piw) - po alkoholu tracicie nad sobą kontrolę, często urywa się wam film - mimo negatywnych konsekwencji, jakie przynosi picie, nie jesteście w stanie go zaprzestać „
Gdzie mi tam do wymienionych powyżej punktów . Ja zrobiłem sobie swoje
punkty.
- Nigdy nie piłem sam .Nie pozwoliłem sobie na picie wieczornego drinka w
samotności , nawet oglądając dobry film czy słuchając super płyty. Do głupiego
piwa , kiedy miałem na niego ochotę szukałem towarzystwa
- Nigdy nie wypiłem „ klina” czyli kieliszka alkoholu nazajutrz rano.
Odmawiałem zdecydowanie chociaż ponoć
taki klinik potrafi zdziałać cuda. Cierp ciało jak żeś chciało powtarzałem za
każdym razem .
-Pilnuję aby wieczorne
rozluźnienie uzyskać nie tylko przy pomocy
procentów.
- Nie czuję dyskomfortu jeżeli w barku
nie ma przysłowiowej flaszki.
- Niektóre butelki leżą w nim po kilka lat .A butelki wina z rocznikiem
urodzin synów trzymałem po 18 lat
- Zacząłem robić nalewki. Czas
oczekiwania na efekt to ponad rok .Poza tym nie wyobrażam sobie jak można upić się taką nalewką .
W przypadku nalewek niestety pozostaje problem tej regularności. Bo niby
wieczorkiem rozlewamy po kieliszeczku
Autorka tekstu na koniec dodaje :
„Organizacja
Drinkaware zbadała zjawisko popijania wśród polskich par zamieszkujących Wielką
Brytanię. Wnioski są porażające. Otóż małżeństwo bywa kondensatorem
niebezpieczeństwa alkoholizmu. Osoby pozostające w związku małżeńskim
spożywają alkohol każdego wieczoru dwa razy częściej niż single. Co piąte
małżeństwo pije alkohol pięć razy w tygodniu. Z tą samą częstotliwością po
alkohol sięga tylko 8 procent osób samotnych. Sytuacja samotności na emigracji,
poczucie wyobcowania, no i oczywiście chęć odreagowania po ciężkiej pracy - to
powody popijania w parach. Zastanówcie
się zatem dwa razy, zanim usiądziecie do codziennego wieczornego drinka. Chyba
że chcecie niedługo razem uczęszczać na mityngi AA? „
Między używaniem alkoholu a alkoholizmem wiedzie cienka czerwona
linia , którą tak łatwo przekroczyć i
nie zauważyć. Tego właśnie boję się najbardziej. Uważam jednak , że taki strach
jest w sumie pozytywny i motywujący. Tak jak strach przed Górami .Powoduje
szacunek do nich przez co nasza turystyka jest bezpieczna.
PS.
Cholera wyżarliśmy wczoraj z żoną słoik wiśni z wiśniówki i nawet całkiem
konkretnie zawróciło nam się w głowie . Poczuliśmy się rozluźnieni. A w ostatni weekend zachwycaliśmy się efektem pracy mołdawskich winnic.
|
07 marca 2009
| |
Co prawda 14 lutego nadawałem już odrobinę na Święto Kobiet ale to przy okazji Walentynek . Warto jednak do tego wrócić, bo to już historia , jak wyroby czekolado podobne czy kubańskie pomarańcze przed Świętami .
Lata osiemdziesiąte .
Stan wojenny zelżał, ale gospodarka ledwo
dyszała . kupić coś ot tak z wyjątkiem przysłowiowego już octu było niezmiernie
trudno. W takiej to atmosferze na miesiąc przed godziną zero w WPHW
(Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu wewnętrznego )złożyliśmy
zamówienie na pięćdziesiąt paczek kawy ekstra selekt , po 250 g z przeznaczeniem na prezenty . Okolicznościowe
podarki z okazji tradycyjnego święta kobiet , Ósmego Marca . Kobiet mieliśmy czterdzieści , ale dodatkowe
dziesięć paczek zasilić miało sekretariat na wypadek gości specjalnego znaczenia
. Normalnym podawało się herbatę ekspresową POSTI . Dostaliśmy numer zamówienia i
stworzyliśmy społeczną kolejkę zamówień spoczywających na biurku Pana
Zenka . W tych chwilach Pan Zenek był dla nas Bogiem ,to on decydował czy i ile
herbaty wypijemy w kwartale , a i o kawie miał teraz pomyśleć . Tydzień przed
świętem telefon - jest kawa. Stając
w kolejce na rampie magazynowej otrzymałem ten swój przydział , który
jak najcenniejszą rzecz targałem
w torbie turystycznej , tramwajem do pracy. Zwyczaj na służbowe samochody
do byle dupereli pojawił się później. Po powrocie do biura widząc obwisłą wargę naszego szefa ,wydzieliłem
wspomniane dziesięć paczek . Za chwilę
już dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk udarowego młynka do mielenia
spalonych ziarenek. Na maszynie do pisania Łucznik ,przekładając fioletową
kalką arkusze papieru , sporządziłem listę
kobiet uprawnionych do otrzymania wspomnianej torebki. Imię , nazwisko,
liczbę sztuk chociaż tu mógłbym od razu wpisać jeden , oraz podpis
otrzymującego. Lista była niezbędna dla
działu księgowości , aby kiedyś w
przyszłości biegły nie zarzucił nam że
sami wychlaliśmy całość. Fakt faktem ,
pozostałe dziesięć torebek rozpisano na emerytki .Tak to kosztem wdowiego grosza ,dyrektor poprawiał sobie humor i ciśnienie.
Kiedy nadszedł dzień właściwy , dzień świąteczny , bladym świtem pojawiłem się na placu , aby dokupić do prezenty .Czterdzieści sztuk
tulipanów , przewiązanych rachityczną wstążeczką dla ozdoby. I bardzo dobrze bowiem nierzadko
był to jedyny czerwony element w całym kwiatku. Święto świętem a jeżeli kwiatek nie strzelił z pąka ? . Nie
musisz Pan brać - mówiła butnie
kwiaciarka , zdobna z jugosłowiańskie
pierścionki z dużymi syntetycznymi
kamieniami. Cóż było robić , zebrałem zielsko i do pracy. Ubrany w ten dzień w
garnitur i krawat przygotowałem fanty. Pan Dyrektor
zwołał wszystkie aktywne kobiety do jednej Sali konferencyjnej na 14.30 . Łaskawca o 15.00 kończyliśmy pracę
. Przy stolikach pokrytych zielonym
suknem wysłuchały życzeń , oraz dowiedziały się jakie ważne są
w naszym życiu . Dłoń w dłoń, pocałunek na tej dłoni i tulipan. Ja
dorzucałem paczkę kawy. Hurra .Okazało
się że szef poświęcił dwie paczki kawy z których zaparzono czterdzieści szklanek. Jeszcze po WZ-tce i do domu. Nie tak jednak od razu. Tradycyjne prezenty , należało tradycyjnie kwitować w pokoju
Działu Kadr, czyli u mnie . Przez kalkę
oczywiście. Boże ileż cierpkich
komentarzy nasłuchałem się nawet od tych księgowych , które tak skwapliwie
żądały ode mnie nazajutrz potwierdzonego
wykazu . Lista podpisana dzień
zakończony .Nigdy nie piłem alkoholu przy tej okazji bo zawsze byłem jak ten starosta na weselu,
trzeźwy i gotowy. A kiedy po tym wszystkim
wracałem do domu , nie miałem ochoty na całe te życzenia , prezenty i
uśmiechy. Zdawałem sobie sprawę że pewnie żona czekała na to . Wygłosiłem
publiczną krytykę socjalistycznego traktowania tego święta i w tym bojkocie byłem szalenie konsekwentny
. Wieczorem w Dzienniku TV oglądałem
spotkanie I sekretarza PZPR towarzysza
Jaruzelskiego który ze swoją
wojskową sztywnością na spotkaniu z
pracownicami zakładu POLAM wręczał
kwiaty i mówił jakie one ( te pracownice , kobiety )są ważne w naszym życiu.
Przy okazji wrzucano reportaż o ciężkim
losie kobiet w Południowej Afryce i Kambodży ,oraz barwne ujęcia
pionierów radzieckich wręczających goździki ( dlatego kupowałem
tulipany ) frezarkom , tokarkom i
milicjantkom.
Przeminęły te kawy , czasem rajstopy w jednym rozmiarze , oraz inne duperele. Otworzyliśmy oczy na świat . I
co ?
I dalej obchodzimy Dzień Kobiet. Święto niezniszczalne , nośne
chociaż nieco szowinistyczne. A
jakże marketowe. Wielkie sieci już zacierają ręce ,nie ściągnęły przecież towarów przeznaczonych na Walentynki
, opatrzyły go jednak innym komentarzem.
Czepiam się . Oczywiście.
Proponuję : szanujmy
się na co dzień , nie tylko od
święta.
Kwiatek, nawet ten bukiecik stokrotek podarowany ot tak mimochodem w trakcie spaceru po starym
mieście , ma wymiar większy niż zdechła róża
wręczona mechanicznie z równoczesnym pytaniem co dzisiaj na obiad ?
Chyba że się mylę .
W takim więc wypadku
:
Z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet
wszystkim Paniom najserdeczniejsze
Życzenia , Wszystkiego co najlepsze
Całując Wasze
dłonie , pozostaję z szacunkiem
Antoni Relski
|
05 marca 2009
| |
Kacperekodszedł do aniołków. Maila tej treści otrzymałem dzisiaj od Eli. Skasowałem więc mechanicznie link dojego strony . Polecenie usuń zawszedziała bezbłędnie ,nawet gdy tego nie chcesz. Jestem jednak pewien że serce nasze nie posiada klawisza Del .
|
04 marca 2009
| |
Gdy z pościeli wyzwoleni ,
Leżeliśmy tak oboje
Gdzieś odeszły inne zdania ,
złe spojrzenia i nastroje
Ranek światłem na Twej skórze
Tak się zaczął bawić śmiało
Refleksyjnie kładąc cienie
na Twe z nocy nagie ciało
Pierwszy uśmiech usta w usta ,
dłonie w dłonie oczy w oczy
Tak uczucie z pożądaniem
ręka w rękę zgodnie kroczy
Moje myśli, Twoje słowa ,
Moje ciało ,Twoje ciało
W moich włosach twoje włosy
Wszystko nam się poplątało .
W splocie dłoni W błysku oka
W lśnieniu rozchylonych ust
Stajesz mi się całym światem
Od Twych powiek aż po biust
Zjednoczeni w jedno ciało
Jedna myśl i oddech jeden
To wzajemne darowanie .
Ten nasz taki mały Eden
|
02 marca 2009
| |
Marketing
tak nieodłącznie wrósł w nasze życie .Nie ma już świąt bez namawiania
nas do kupienia czegoś , co kojarzy się ze świętami .Szczytem jest
jednak wciskanie nam bez względu na okazję tego samego . Całkiem
niedawno widziałem w sieci na popularnym portalu stringi reklamowane
jako idealny prezent na Walentynki
Oferty sponsorowane
Hit na Walentynki
Perły w sexy bieliźnie - tylko zł -Wysyłka w 24h!
Ponieważ nakład nie sprzedał się w całości , już widnieje następna reklama tych samych majtek z nowym dopiskiem
Oferty sponsorowane
Hit na 8 Marca
Perły w sexy bieliźnie - tylko zł - Wysyłka w 24h!
Dałbym sobie głowę uciąć , że widziałem te same stringi , polecane były nie dawno jako hit na mikołaja i na gwiazdkę .
Przy odrobinie dobrej woli można je polecać również na :
Dzień babci, bo babcie coraz młodsze , a i viagra dostępna .
Dzień matki bo łatwiej dzięki nim zostać matką
Dzień dziecka ze względów edukacyjnych
Dzień ojca byśmy wiedzieli że z ojcostwem nie wszystko stracone.
Zastanawiam się nad dniem żołnierza , bo kolor nieregulaminowy a w czasie długiego marszu lubią wpić się w dupę.
A resztę okazji pewnie wymyślicie sami
Powodzenia
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz