12 listopada 2025

My młodzi, my młodzi, nam wódka nie zaszkodzi. A wino?

Motto :
Nie wiem z jakiego powodu zwykłe chlanie nazywa się ostatnio "Kulturą nadmiernego spożycia alkoholu". I co to w ogóle ma wspólnego z kulturą ?
 
Tytuł nieco mylący ponieważ od jakichś 12 lat nie korzystam z ciężkich alkoholi, młody też już zdecydowanie nie jestem Bez żalu pożegnałem się z wódką od kiedy w sposób widoczny przestała mi służyć. Zadziwiające, a nawet zachwycające, że nie spotkałem się z żadnym sprzeciwem w tej kwestii ze strony mojego organizmu. Nie znaczy to, że nie korzystam z alkoholu jako takiego. Moje zainteresowanie skupiło się na winie, który to napój od zawsze traktowałem wymiennie z wódeczką. Od zawsze też miałem przeciętne zainteresowanie piwem. Napój ów jest dla mnie przede wszystkim moczopędny i bywał kłopotliwy z tego właśnie powodu. Przyznam jednak, że lubię wypić małe dobrze schłodzone piwo po koszeniu trawy w lecie. Tak więc moje zainteresowanie piwem zaczyna się wraz z pierwszym pokosem, a kończy tak w połowie września. Potem butelka leży w spiżarni, oczekując otwarcia  nowego okna konsumpcyjnego.

Wino poprzez swoja tajemniczość i różnorodność zainteresowało mnie z wielu stron, a nie jedynie z powodu samej konsumpcji. Pomijając wszystko, twierdzę, że rozsądna degustacja wina wpływa na ogólną kulturę.
Preferujący wódkę lub (i)  piwo mają za złe picie przez innych wina. Atakują ich gusta, za zły smak, kwasowość płynu i ileś tam jeszcze wymyślonych jego mankamentów.
Bardzo rzadko zdarza się odwrotna reakcja.
Zaraz po zamieszkaniu w nowym (dla nas) domu,  zbliżyliśmy się towarzysko z sąsiadami. Niektórzy byli bardziej biesiadni inni mniej.
Zaprosiłem kiedyś z rewizytą jednych z nich, pamiętając, że dwoje z nich pije wódkę, a jedna piwo. Dobrze schłodzone trunki znalazły się na stole do wyboru. Nie zapomniałem rzecz jasna o gospodarzach. Dla żony przygotowałem białe wytrawne wino, dla siebie wytrawne czerwone.
Już przy pierwszym kieliszku spotkałem się z zarzutem, że lekceważę gości nie pijąc wódki. Wytrzymałem jeszcze dwie zaczepki i powiedziałem:

- Drogi sąsiedzie. Spotkaliśmy się tu, aby porozmawiać, pośmiać się i dobrze bawić. Biorąc pod uwagę zwłaszcza to ostatnie przygotowałem dla każdego z nas to co lubi, to co sprawia mu przyjemność już podczas picia. Lubisz wódkę, masz wódkę. Tak samo Twoja siostra i żona maja wybór. My lubimy wino i to lejemy do własnych kieliszków. Dlaczego zabraniasz nam wyboru?
Nie zmuszam Cię do picia wina, więc z jakiego powodu ty zmuszasz mnie do konsumpcji wódki?

- Bo nie piejmy równo - odpowiedział.

- A więc tu Cię boli sąsiedzie drogi. Z przeliczenia na 40 procentową wódkę jedna butelka wina to ćwiartka wódki o stężeniu 40%.  Patrząc na butelkę Twoja i moją butelkę, to jesteśmy na podobnym stopniu konsumpcji, a obaj pijemy to co lubimy.

Nie wiem czy przekonałem go do końca, bo w kwestii alkoholu jest podobnie jak z polityką. W tym kraju nikt nikogo do niczego nie przekona, a jedynie zwiększy urazy.
Postanowiłem obniżyć nieco temperaturę naszych relacji, Po śmierci sąsiada reszta towarzystwa zaakceptowała w końcu  nasze "dziwactwo"  W końcu dobrze żyć zgodnie z sąsiadami.
I oto właśnie chodzi, o akceptację. W końcu alkohol ma być tylko i wyłącznie dodatkiem do towarzyskich spotkań, a nie jego głównym celem .



                                                                                                                                                                                 rys GPT- AI
Po co przywołuje te procentowe wspomnienia?
Od początku prowadzenia tego bloga ciepło piszę o degustacji wina. Z rozsądkiem i umiarem.
Teraz chcę napisać o przełamywaniu rutyny.
Czytający mój blog wiedza, że piątek godzina 17.00 to ten magiczny czas kiedy zaczynam przygotowywać stół na piątkową degustację. To raczej taka kolacja z winem, chociaż nieco skromniejsza w oprawie. Świeża bagietka, kabanos, kilka rodzajów dobrego sera i wino. 
Jak wspominałem, białe delikatne z owocowym aromatem dla żony. Czerwone, zdecydowane w smaku średnio ciężkie z dającym się wyczuć aromatem suszonej śliwki, wanilii czy czarnej porzeczki, ale też czekolady, czy pieprzu.
Od lat trwa ta celebracja piątkowego wieczoru i ta długotrwałość doprowadziła do pewnej rutyny. Nie chodzi o to, że tego wina jest zbyt dużo,  ponieważ z wiekiem narzuciłem sobie pewne maksymalne normy, które są zależne od nastroju i potrzeb. Zwykle lokuję się poniżej normy, czasem do niej dobijam. Norma  nie jest  na szczęście wygórowana. Staram się i w tej kwestii słuchać organizmu.
Problemem jest to, że piątek stał się nieco przewidywalny. Dodatkowo gdzieś z tyłu głowy siedzi mi zdanie z rozmowy z pewnym specjalista od terapii uzależnień. Stwierdził on, że nawet weekendowa konsumpcja alkoholu niesie za sobą zagrożenie. Jeżeli w piątek rano cieszysz się z tego, że wypijesz wieczorem to znaczy, że masz problem.
Niby śmiałem się z tego, ale cytowane zdanie powracało jakoś tak samo z siebie.
Co, ja nie dam rady?
W piątek 19 września podjąłem decyzję o zmianie piątkowych zachowań. Żona zadeklarowała, że będzie uczestniczyć w ogłoszonym przeze mnie zobowiązaniu.
Od zawsz żartowałem na temat noworocznych zobowiązań. Szczególnie tych dotyczących picia , alkoholu. Uważam że jeżeli już, to w takich przypadkach nie powinno się szermować słowami "nigdy" i "zawsze".
Przyjmujmy zobowiązania na naszą miarę ponieważ niehonorowo jest ich nie dotrzymywać.
Postanawiamy -  Nie degustujemy przez miesiąc.
Ten detoks, ma na celu przełamanie dotychczasowej piątkowej rutyny.
Tak jak już wspomniałem, pod koniec września rozpoczęliśmy detoks i przyznam szczerze, że poszczególne weekendy minęły nam bez żadnych problemów. Nawet moje wewnętrzne ja nie naciskało na zmianę decyzji. Zadziwiające, że żaden z moich organów wewnętrznych na czele z głową nie strajkowały.
W chwili gdy pisałem te słowa kończyłem ów 30 dniowy okres niekorzystania z winnych aromatów.
Powiem, że po tym miesiącu czuję się lepiej, pewniej i mogę pisać o zrównoważonej konsumpcji.
Choć niektórzy próbowali wybić mi z głowy  sympatię do wina,  pisząc o nim : Skisła, śmierdząca, niepijalna ciecz,  to ja przyjmę tę ich subiektywną ocenę z pokorą i nie będę ich przekonywał, że jest inaczej.
W końcu to sami sobie w miarę możliwości budujemy swój mały świat, swój dom w którym nawet drobne przyjemności ustawiamy po swojemu. 
Ponieważ jednak niektórzy mają jakąś potrzebę ekshibicjonizmu, dlatego ja zaprosiłem Was do mojego świata, mając nadzieję, że tego nie pożałuję. Wiele razy pisałem na tych łamach, iż wierzę w Człowieka.
Z drugiej strony, trzymam się wiernie czerwonej linii  prywatności, którą sobie kiedyś wyznaczyłem.
Patrząc zaś na sprawę wina, zauważam, iż potrafię być czasami konsekwentny.  No ale już dość tej auto pochwały.
Taki idealny to ja znowu nie jestem



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz