Nie powinniśmy jeździć nim
Lecz nie wybiera ten kto musi
Kto wybrać nie ma w czym
Lecz nie wybiera ten kto musi
Kto wybrać nie ma w czym
Nuciłem pod nosem tę piosenkę Jacka Kaczmarskiego, stojąc na przystanku linii autobusu podmiejskiego. Ze wzrokiem skierowanym tam skąd on powinien przyjechać lub na tarczę zegarka, aby potwierdzić sobie, że nie jestem jeszcze spóźniony.
To autobus spóźnił się jakieś dwie minuty, ale posłusznie zatrzymał się na moje dyskretne machnięcie.
W końcu to przystanek na żądanie, ja zamachałem raczej tak jakby to miała być bardziej prośba. Ot taki nawyk z minionych lat, gdy człowiek bał się kelnera i kierowcy autobusu który mógłby człowieka z pojazdu wyrzucić.
Niebieski autobus zatrzymał się obniżając podłogę, aby wsiadało mi się lepiej. Nacisnąłem guzik od drzwi i te szeroko otworzyły się tylko dla mnie. Tak, byłem jedynym pasażerem oczekującym tego autobusu. Tego i w ogóle autobusu ponieważ tabliczka wewnątrz wiaty pokazywała godziny odjazdu tylko i wyłącznie jednej linii. Tej linii.
Wszedłem do środka. Z pewną nieśmiałością rozejrzałem się wewnątrz i podszedłem do automatu biletowego. Po kilku próbach udało mi się kupić bilet jednoprzejazdowy, uwzględniający zniżkę związaną z wiekiem czyli ulgowy i to za całe 2 złote. Skasowałem go i stanąłem przed wyborem miejsca, bo było w czym wybrać. Godzina 8.48 to dobry czas. Przewalił się już tłum tych co do pracy na 8.00 i tych co do szkoły. Teraz jadą, sądząc po wyglądzie raczej posiadacze biletów ulgowych.
Rozsiadłem się wygodnie, położyłem laptop na kolanach i wyciągnąłem komórkę, by czas szybciej zleciał. Nie zagłębiłem się jednak w jej ekranie ponieważ z ciekawością obserwowałem ludzi wsiadających i wysiadających, migające za oknem krajobrazy jak i lokalizację poszczególnych przystanków.
No i co w tym takiego niezwykłego? Spytacie
No właśnie
Ileż to już lat nie jeździłem autobusem? Od czasu gdy żona siadła na wózku przejąłem całkowicie rolę jej kierowcy. Podróż autobusem czy tramwajem wydawała mi się w tej konfiguracji niemożliwa. Teraz gdy widzę tę podłogę opuszczającą się ku wygodzie pasażera i oznaczenie, że pojazd przystosowany jest dla niepełnosprawnych, myślę sobie, że to całkiem możliwe. Gdyby jeszcze z mojego zadupia nie wyjeżdżał jeden autobus na dwie godziny. No ale jakąś cenę trzeba zapłacić za widok saren za oknem i szybujących niezdarnie bażantów.
No więc długo nie jeździłem masową komunikacją, pomijając jakieś jednostkowe kursy na kilka przystanków. Kiedyś skłonność do jazdy komunikacją miejską byłą większa jak i większa była skłonność do towarzyskich spotkań z udziałem alkoholu. Teraz da skłonność jakby zmalała, a tym samym mniejsza jest potrzeba odbijania biletu komunikacji podmiejskiej.
Tym razem nie jechałem też na imprezę. Jechałem do pracy.
Powód ?
W moim samochodzie wysiadł katalizator. Już sama ta informacja mocno mnie zabolała, a informacja o tym ile kosztuje fabrycznie nowy wprost rzuciła na kolana. Pozostała alternatywa w postaci katalizatora regenerowanego. Kiedy pytałem w grudniu, wszystko było proste. Zamawiam towar, kurier przywozi do warsztatu, płacę, kurier odbiera stary i wszystko to kosztuje 30 % ceny fabrycznie nowego.
Tylko, że to było w grudniu. Mechanik umówił się ze mną na początek lutego, bo to i święta i ferie i coś tam jeszcze.
Kiedy odstawiłem auto do warsztatu, okazało się, że nie ma tego typu urządzeń na półce i trzeba zrobić mój. Powoduje to pewną zmianę. Tak więc: wysyłamy katalizator do regeneracji, tam robią go w dwa dni, wysyłają do warsztatu, kurier dostarcza i kasuje należność. Należność dzięki bogu nie zmieniła się.
Czas jedna znacząco się wydłużył. Pisząc te słowa nie liczę na odbiór auta przed weekendem.
Dotarłem więc do pracy, chwaląc cenę biletu i fakt że nie muszę płacić za parkowanie w strefie. To prawie 20 złotych.
Powrotną drogą odwiedziłem sklep i stragan gdzie dokonałem niezbędnych zakupów na niedzielę.
Ograniczyłem zakupy do tak zwanego niezbędnego minimum, abym wszystko zmieścił do jednej torby na zakupy. Tu kilka miłych słów na temat małżonki, która umiała sporządzić taką krótką listę potrzeb. Zwykle krótka lista to dwie pełne siaty.
Kiedy już oporządziłem się z pracą i zakupami, wróciłem autobusem do domu. Dzierżyłem laptop na kolanach, a torba z zakupami leżała na podłodze obok siedzenia. Poznawszy zasady transportu nie śledziłem już wszystkiego co dokoła. Skupiłem się więc natomiast na rozmyślaniach jak to łatwo jest przyzwyczaić do dobrego.
Przecież kiedyś w początkach naszego wspólnego, małżeńskiego życia, dzień w dzień jeździłem autobusem dwóch linii do pracy, a po pracy robiłem jakieś zakupy i siatka towarzyszyła mi na co dzień.
Teraz podjeżdżam do sieciowy market i zakupy wprost z wózka pakuję do bagażnika. Przedtem trzeba było tych sklepów odwiedzić więcej. Przed niedzielą kursowało się ze dwa razy dom-sklep-dom.
Postał człowiek w kolejce do mięsa, do chleba, do mleka, to wracał do domu zmęczony, a i tak przychodziły mu do głowy głupie pomysły, o spotkaniach towarzyskich nie wspominając.
Bawiliśmy się na całego na przekór linii rządu i partii.
Teraz wygoda zakupów, potrzeby konsumenckie większe, dogodny dojazd, a człowiekowi ciągle coś nie pasuje.
A to tego by chciał, a może tego.
Kiedyś na placu kupowałem skrzynkę jabłek i wszyscy byli zachwyceni, teraz marudzę, ze nie kupiłem owoców kaki, a mandarynki nieco kwaśne.
A pozytywy?
Widziałem takiego mema, z którym się w pełni zgadzam
Właśnie teraz kiedy kończę ten tekst, zadzwonili z Poznania, że katalizator zrobiony i wysyłają.
Będzie więc w poniedziałek w warsztacie. Liczę na odbiór auta we wtorek po południu.
W sumie w tym jeżdżeniu autobusem trochę się jakby rozsmakowałem i tak sobie myślę, że przecież mogę tak pół na pół, raz autem i raz busem. No chyba, że zrobi się ciepło to wtedy bezdyskusyjne wygrywa motocykl.
Jeżdżąc na nim też mogę zrobić naprawdę małe zakupy.
Świetna rzecz ten autobus! A Sz. Małżonka zapewne zdawała sobie sprawę z faktu, że nie masz samochodu - stąd ta krótka lista zakupów. U mnie jest podobnie, aczkolwiek jeśli wyjeżdżamy gdzieś pociągiem, zawsze jest rytuał siadania na walizce, w celu jej zamknięcia. Koleżanka Małżonka tak się rozbisurmaniła od jazdy samochodem (z dużym bagażnikiem!), że z trudnością przychodzi jej pakowanie w wersji "PKP-minimum".
OdpowiedzUsuńByła okazja to pochwaliłem żonę. Wiesz, że kobiecie do przeżycia dnia wystarczy kromka suchego chleba i dwa komplementy. Sprawdzone.
UsuńJeszcze nie wiesz, ale za jakiś czas się dowiesz, jaka to frajda jechać autobusem lub tramwajem za darmo:))
OdpowiedzUsuńTeraz to by była oszczędność kolejnych 2 złotych. Powiem jednak szczerze że nie specjalnie do tego tęsknię. Jeszcze mi silnik w duszy gra. Ten od samochodu, a przede wszystkim ten od motocykla.
UsuńTo, że nie muszę poruszać się komunikacją publiczną, postrzegam jako błogosławieństwo z niebios. Autobusy są wiecznie zatłoczone, a miejsca siedzące okupowane przez młodzież z głośną muzyką ze słuchawek. W roku akademickim to już w ogóle Armagedon.
OdpowiedzUsuńA ja jak widzisz byłem przyjemnie zaskoczony. To zauroczenie trwa być może dlatego że bardziej mogę niż muszę.
UsuńMogę Wam tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńIwonko, ja też podróżując z żoną nie korzystam z autobusu.
UsuńByliśmy młodzi i organizm regenerował się błyskawicznie, dwie-trzy godziny snu i do roboty na dniówkę, teraz jestem zmęczona na samą myśl o takim trybie życia
OdpowiedzUsuńRacja, ja też z większą ostrożnością planuję sobie dzień. Kiedyś mogłem robić od rana do wieczora a na koniec iść na spotkanie z przyjaciółmi.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńZawsze się dziwiłam, gdy ktoś mówił mi: nie mogę przyjechać, bo samochód w naprawie. A czym ja do ciebie jeżdżę? Pytałam zawsze, gdy nie miałam samochodu. Teraz też nie mam i jeżdżę. Jest mi z tym bardzo dobrze.
Pozdrawiam serdecznie.
Po prostu, do lepszego człowiek przyzwyczaja się bardzo szybko. Ewentualny powrót do tego co było jest bolesny.
UsuńOd lat jeżdżę komunikacją miejską, nie narzekam, pewnie to kwestia przyzwyczajenia. Lubię w tym czasie obserwować ludzi, przysłuchiwać się beztroskim chichotom nastolatek, poważnym rozmowom starszych, bo też ja lubię ludzi, więc cieszę się, gdy z nimi przebywam.
OdpowiedzUsuńDo luksusu nie przyzwyczaiłam się, ponieważ go nie miałam, dlatego zawsze zadowolona jestem z tego, co mam.
Zasyłam serdeczności
Tak właśnie. Wsiadam do autobusu z taką ciekawością ludzi. No chyba, że ktoś niezrażony kaszle mi nad głową.
UsuńPowyższy wpis napisała Ultra, a nie anonim. Przepraszam, nie wiem, dlaczego tak się dzieje.
OdpowiedzUsuńJa mam czasami tak samo
Usuń