07 lutego 2025

O tym jak łatwo przyzwyczaić się do dobrego

My starzy ludzie w autobusie
Nie powinniśmy jeździć nim
Lecz nie wybiera ten kto musi
Kto wybrać nie ma w czym
Nuciłem pod nosem tę piosenkę Jacka Kaczmarskiego, stojąc na przystanku  linii  autobusu podmiejskiego. Ze wzrokiem skierowanym tam skąd on powinien przyjechać lub na tarczę zegarka, aby potwierdzić  sobie, że nie jestem jeszcze spóźniony. 
To autobus spóźnił się jakieś dwie minuty, ale posłusznie zatrzymał się na moje  dyskretne machnięcie.
W końcu to przystanek na żądanie,  ja zamachałem raczej tak  jakby to miała być  bardziej prośba. Ot taki nawyk z minionych lat, gdy człowiek bał się kelnera i kierowcy autobusu który mógłby człowieka z pojazdu wyrzucić.
Niebieski autobus zatrzymał się obniżając podłogę, aby wsiadało mi się lepiej. Nacisnąłem guzik od drzwi i te szeroko otworzyły się tylko dla mnie. Tak, byłem jedynym pasażerem oczekującym tego autobusu. Tego i w ogóle autobusu ponieważ tabliczka wewnątrz wiaty pokazywała godziny  odjazdu tylko i wyłącznie jednej linii. Tej linii. 
Wszedłem do środka. Z pewną nieśmiałością  rozejrzałem się wewnątrz i podszedłem do automatu biletowego. Po kilku próbach udało mi się kupić bilet jednoprzejazdowy, uwzględniający zniżkę związaną z wiekiem czyli ulgowy i to za całe 2 złote. Skasowałem go i stanąłem przed wyborem miejsca, bo było w czym wybrać. Godzina 8.48 to dobry czas. Przewalił się już tłum tych co do pracy na 8.00 i tych co do szkoły. Teraz jadą, sądząc po wyglądzie raczej posiadacze biletów ulgowych.
Rozsiadłem się wygodnie, położyłem laptop na kolanach i wyciągnąłem komórkę, by czas szybciej zleciał. Nie zagłębiłem się jednak w jej ekranie ponieważ z ciekawością obserwowałem ludzi wsiadających i wysiadających, migające za oknem krajobrazy jak i lokalizację poszczególnych przystanków.
No i co w tym takiego niezwykłego? Spytacie
No właśnie
Ileż to już lat nie jeździłem autobusem? Od czasu gdy żona siadła na wózku przejąłem całkowicie rolę jej kierowcy. Podróż autobusem czy tramwajem wydawała mi się  w tej konfiguracji niemożliwa. Teraz gdy widzę tę podłogę opuszczającą się ku wygodzie pasażera i oznaczenie, że pojazd przystosowany jest dla niepełnosprawnych, myślę sobie, że to całkiem możliwe. Gdyby jeszcze z mojego zadupia nie wyjeżdżał jeden autobus na dwie godziny. No ale jakąś cenę trzeba zapłacić za widok saren za oknem i szybujących niezdarnie bażantów. 
No więc długo nie jeździłem masową komunikacją, pomijając jakieś jednostkowe kursy na kilka przystanków. Kiedyś skłonność do jazdy komunikacją miejską byłą większa jak i większa była  skłonność do towarzyskich spotkań z udziałem alkoholu. Teraz da skłonność jakby zmalała, a tym samym mniejsza jest potrzeba odbijania biletu komunikacji podmiejskiej. 
Tym razem nie jechałem też na imprezę. Jechałem do pracy. 


Powód ?
W moim samochodzie wysiadł katalizator. Już sama ta informacja mocno mnie zabolała, a informacja o tym ile kosztuje fabrycznie nowy wprost rzuciła na kolana. Pozostała alternatywa w postaci katalizatora regenerowanego. Kiedy pytałem w grudniu, wszystko było proste. Zamawiam towar, kurier przywozi do warsztatu, płacę, kurier odbiera stary i wszystko to kosztuje 30 % ceny fabrycznie nowego.
Tylko, że to było w grudniu. Mechanik umówił się ze mną na początek lutego, bo to i święta i ferie i coś tam jeszcze.
Kiedy odstawiłem auto do warsztatu, okazało się, że nie ma tego typu urządzeń na półce i trzeba zrobić mój. Powoduje to pewną zmianę. Tak więc: wysyłamy katalizator do regeneracji, tam robią go w dwa dni, wysyłają do warsztatu, kurier dostarcza i kasuje należność. Należność dzięki bogu nie zmieniła się.
Czas jedna znacząco się wydłużył. Pisząc te słowa nie liczę na odbiór auta przed weekendem. 
Dotarłem więc do pracy, chwaląc  cenę biletu  i fakt że nie muszę płacić za parkowanie w strefie. To prawie 20 złotych.
Powrotną drogą odwiedziłem  sklep i stragan gdzie dokonałem niezbędnych zakupów na niedzielę. 
Ograniczyłem zakupy do tak zwanego niezbędnego minimum, abym wszystko zmieścił do jednej torby na zakupy. Tu kilka miłych słów na temat małżonki, która umiała sporządzić taką krótką listę potrzeb. Zwykle krótka lista to dwie pełne siaty.
Kiedy już oporządziłem się z pracą i zakupami,  wróciłem autobusem do domu. Dzierżyłem laptop na kolanach, a torba z zakupami leżała na podłodze obok siedzenia.  Poznawszy zasady transportu  nie śledziłem już wszystkiego co dokoła. Skupiłem się więc natomiast na rozmyślaniach jak to łatwo jest przyzwyczaić do dobrego.
Przecież kiedyś w początkach naszego wspólnego, małżeńskiego życia, dzień w dzień jeździłem autobusem dwóch linii do pracy, a po pracy robiłem jakieś zakupy i siatka towarzyszyła mi na co dzień.
Teraz podjeżdżam do sieciowy market i zakupy wprost z wózka pakuję do bagażnika. Przedtem trzeba było tych sklepów odwiedzić więcej. Przed niedzielą kursowało się ze dwa razy dom-sklep-dom.
Postał człowiek w  kolejce do mięsa, do chleba, do mleka, to wracał do domu zmęczony, a i tak przychodziły mu do głowy głupie pomysły, o spotkaniach towarzyskich nie wspominając. 
Bawiliśmy się na całego na przekór linii rządu i partii.
Teraz wygoda zakupów, potrzeby konsumenckie większe, dogodny dojazd, a człowiekowi ciągle coś nie pasuje.
A to tego by chciał, a może tego.
Kiedyś na placu kupowałem skrzynkę jabłek i wszyscy byli zachwyceni, teraz marudzę, ze nie kupiłem owoców kaki, a mandarynki nieco kwaśne.
A pozytywy?
Widziałem takiego mema, z którym się w pełni zgadzam



Tylko czy inflacja to pozytyw? Obśmiewajmy problemy, stają się wtedy mniejsze.
Właśnie teraz kiedy kończę ten tekst, zadzwonili z Poznania, że katalizator zrobiony i wysyłają.
Będzie więc w poniedziałek w warsztacie. Liczę na  odbiór auta we wtorek po południu.
W sumie w tym jeżdżeniu autobusem trochę się jakby rozsmakowałem i tak sobie myślę, że przecież mogę tak pół na pół, raz autem i raz busem. No chyba, że zrobi się ciepło to wtedy bezdyskusyjne wygrywa motocykl.
Jeżdżąc na nim też mogę zrobić naprawdę małe zakupy.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz