17 sierpnia 2023

Czego uczy doświadczenie czyli Addio pomidory

Wpadłem do domu zdenerwowany i prawie wykrzyczałem do żony:
 - Czyż nie prościej jest zasiąść z piwem przed telewizorem i krytykować wszystko wokół, niż uganiać się w ogrodzie?  Krytyka niczego nie zmieni i dzięki temu możemy przeżyć kolejny dzień spokojnie narzekając i popijając. Tylko, że ja nie jestem fanem piwa.
Kiedy zaś starasz się być człowiekiem aktywnym i nie daj boże ekologicznym, gorzko smakują wszystkie przytrafiające ci się porażki.
Mówiąc wprost, padły mi pomidory. Opanowała je zaraza ziemniaczana, schną liście i łodygi, a owoce dostają plamy które rosną i przypominają wrzody.
Małym pocieszeniem jest dla mnie fakt, że pomidory padły wszystkim wokół. Nie jestem już uczniakiem który w domu mówi że dostał pałę na kartkówce jak trzy czwarte całej klasy. 
- Cóż mnie interesują inni- mówił ojciec - to Ty jesteś moim synem.
Tak, a to sa moje pomidory.  
Od 10 lat  regularnie sadzę pomidory w uprawie gruntowej, bez osłon. Wiem, że to ryzykowne i parę razy miałem jakieś objawy które szczęśliwie udało mi się wyleczyć, poprzez oprysk.
Potem już profilaktycznie opryskiwałem je dwa razy w okresie wegetacji co załatwiało sprawę.
Żona która przynajmniej teoretycznie zdobywała doświadczenie w prowadzeniu ogródka, nieraz mi wytykała, że nie interesują mnie naturalne metody ogrodnictwa.
Nie do końca chciałem się z tym zgodzić, ponieważ nie stosuję nawozów sztucznych, do zwykłego nawożenia gleby traktując ziemię kompostem i granulowanym obornikiem. Niestety jest tak, że ze względu na zagrożenia trzeba też pryskać.
Gdzieś czytałem, że żeby zjeść chrupiące jabłko bez robaków i parchów, trzeba je wcześniej ze czternaście razy pryskać różnym świństwem.  Preferowałem więc te swoje parchate papierówki z miesną wkładka od czasu do czasu. 
Taki agrest ze starych odmian w fazie owocowania narażony jest na amerykańskiego mączniaka agrestu,  który przydarza się zaraz po tym gdy ciepłe dni przeplatają się z deszczowymi.
Winorośl, szczególnie ta szlachetna z odmiany Merlot chłonie wręcz mącznika rzekomego. W jednym i drugim przypadku niszcząc owoce i liście. 
Tak więc, bez pryskania nic się nie da zrobić. Wiem, można wodą z mydłem i takie tam. Może na emeryturze będę miał na to więcej czasu. Narzekanie żony skłoniło mnie jednak do zainteresowania problemem. Problemem nieobcym przecież, bowiem pracowałem w winnicy ekologicznej i prowadzonej w sposób biodynamiczny. Dodatkowym bodźcem była wnuczka, która mogłaby jeść piękne czerwone i ekologiczne pomidorki bez chemii.
Jesienią zasiliłem więc ziemię w tradycyjny kompost i bydlęcy obornik, a wiosną wsadziłem ze dwadzieścia krzaków różnych odmian pomidorów, zdając się na naturalność.
Naturalność wyglądała zaś w sposób następujący.
Pokrzywy zalane wodą które są panaceum na wszystko dla mojej teściowej. Były też opryski wodą z mlekiem oraz wodą z drożdżami. Tym drożdżami podlewałem też sadzonki. 
Zwolennicy drożdży podkreślali, że szczególnie te ostatnie siadają na liściach, walczą z konkurencją w postaci grzybów i bakterii i pilnują bezpiecznego rozwoju rośin.
Podlewałem, pilnując by nie lać po całych roślinach, a jedynie precyzyjnie zasilać korzenie. Pomidory rosły nomen omen jak na przysłowiowych drożdżach, obsypując się owocami. Ja regularnie spryskiwałem je roztworem drożdży. Aż tu nagle któregoś dnia zauważyłem żółknięcie liści. Od spodu pojawił się białawy nalot. Wtedy już wiedziałem, że drożdże jednak nie są takie niezwyciężone. Przygotowałem miedzian do oprysku i spryskałem rośliny. Niestety trafiłem na okres wysokiej temperatury, przetykanej obfitymi opadami deszczu. który zmył środek z powierzchni liści. Po tygodniu zastosowałem mocniejszy już Topsin co przy huśtawce pogodowej zdało się jak przysłowiowemu psu na budę.
Każdego dnia obcinam zarażone liście i łodygi. Obrywam parchate owoce i czuję srogi zawód. Widzę bezsens poświęcania godzin pracy i zbyt wczesny zachwyt nad ilością owoców które pojawiły się na krzakach. 
Organizuję pogrzeb pomidora
Zrażone pędy pakuję do worka, pamiętając by pod żadnym pozorem ani jeden pęd czy owoc nie wylądowały w kompostowniku.
Tylko teściowa uważa, co głośno wyartykułowała, że to z powodu tego iż nie obrywałem liści. Ona obrywała i nigdy jej coś takiego nie spotkało. Nawet nie mam siły się z nią kłócić i udowadniać, że też robiłem przewietrzanie krzaka i usuwałem tak zwane pasierby, ale w przeciwieństwie do niej uważam, że liście potrzebne są roślinom w procesach fotosyntezy.
Nie jest argumentem dla mnie fakt, że mamusia teściowej tak robiła. Od czasów Piłsudskiego pogląd na ogrodnictwo mocno ewoluowało.
- Musimy kupić szklarnię z poliwęglanu lub tunel foliowy - poradziła żona.
Następnego dnia dowiedziała się, że znajomej padły wszystkie pomidory właśnie w szklarni przydomowej. Ot tak z dnia nadzień szlag je trafił.
Pryskać, nie pryskać ? 
Ten hamletowski dylemat chyba mi się sam rozwiązał. W przyszłym roku oprócz ekologicznych czarów dam sobie szansę i od czasu do czasu prysnę, a w tym roku to niech się już te cholery nażrą moimi pomidorami tak do bólu.
Ogórki podlewane mlekiem z wodą i odrobiną jodu ( jodyny z apteki) owocują jak szalone. Codziennie znoszę do domu koszyk ogórasów, które moja żona zamyka w słoikach. Kiszone już nie mieszczą się w spiżarni. Jak co roku będziemy je wciskać dzieciom na wyjściu, po niedzielnym wspólnym obiedzie.
Poza ogórkami parę rzeczy jednak się udało.


Czy więc takie niepowodzenia jak te z pomidorami powinny mnie załamywać.
Pewnie nie, ale w tym roku powiem krótko - Addio pomidory








19 komentarzy:

  1. Bardzo współczuję z powodu "upadłych" pomidorów. Cóż, taki jest urok rolnictwa oraz ogrodnictwa, że nigdy nie wiadomo co uprawy spotka i czy zabiegi agrotechniczne podziałają.
    Mnie kiepsko rosną kwiaty balkonowe - pomimo podlewania, zasilania itp są średnio zachwycające. Taki jakiś rok:) Nie poddawajmy się jednak i w następnym sezonie próbujmy szczęścia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już nawet nie próbuję, nie mam ręki do upraw. Na balkonie schnie mi nawet mięta, która u innych pleni się jak chwast :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mięta rzeczywiście pleni się jak chwast. Zdarzają się rzeczywiście ludzie którzy nie mają ręki do roślin. Ile ludzi tyle talentów, a więc z pewnością błyszczysz w czymś innym.

      Usuń
  3. Łączę się w pomidorowym bólu. To sadzonki są już zainfekowane i nic nie pomoże. Przez jakiś czas owoce są piękne, a potem czernieją. Młodzi pryskają miedzianem- coś uratowali. Poza tym wszystko robią, jak Ty, ekologicznie. Ogórki też im owocują niesamowicie, a ja kiszę na małosolne. Innych nie będzie, bo 4 osoby uwielbiają małosolne i ledwo się ukiszą- znikają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogórki też udały się w tym roku nad wyraz. Półki uginają się już od słoików.

      Usuń
  4. Niestety ten rok nie sprzyja pomidorom. Moje mimo oprysku też zaatakowała zaraza i szlak je trafł.Łaczę się w bólu.
    Ela D.




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza chorobami słabo dojrzewają. Tak żaliła mi się profesjonalna posiadaczka 50 krzaków.

      Usuń
  5. Ja tam lubię i pomidory, i piwo. Natomiast dylematów ogrodniczych nie mam, bo nie jestem posiadaczką ogrodu ani działki. Znając mój rolniczy talent, wyhodowałabym... gołą ziemię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są odmiany pomidorów koktajlowe mini które świetnie się udają właśnie w doniczce na balkonie. Zaryzykuj w przyszłym roku, może ta opinia o talencie tylko złe ludzkie języki?

      Usuń
    2. Nie, to moje własne doświadczenia :-) No a balkonu też nie mam...

      Usuń
  6. Miałam trzy krzaczki i pewnego dnia wyrwałam z korzeniami i wyrzuciłam bo nie dojrzewały tylko wisiały tak smętnie takie żółtawe. Potem dowiedziałam się, że to żółta odmiana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem również takie. Trudno określić kiedy są dojrzałe tak jak odmiana czarna o romantycznej nazwie Black Prince

      Usuń
  7. Ogórki wolę kiszone niż surowe lub małosolne. Pomidory natomiast zawsze uwielbiałam, ale te kupowane smakiem nie przypominają tych, jedzonych w dzieciństwie czy wczesnej młodości, dlatego teraz jem je rzadko. Trzymam kciuki żeby w przyszłym roku pomidory należycie obrodziły. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację pomidory z upraw przemysłowych mają się nijak do tych wyhodowanych we własnym ogródku.

      Usuń
  8. Cześć Antoni, Dawno dawno temu kiedy miałem małe dzieci, uprawiałem ekologicznie pomidory i ogórki. Rosły pięknie do czasu wyjazdu na wczasy, a wyjeżdżałem zazwyczaj w sierpniu. Po powrocie pomidory zawsze były czarne, a ogórki żółte. Od tej pory kupuję w sklepie. Pozdro, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wystarczyło tylko zmienić termin urlopu. W takim styczniu piwo jest zawsze zimne a kobitki nigdy nie są spocone. A tak na poważnie, wiem co to zniechęcenie.

      Usuń
  9. Mam już za sobą te zmagania i dylematy - chemia czy pokrzywy, popiół, obierki, czosnek, mleko, drożdże ..... Raz się udawało i plonów było tyle, że się nie miało komu rozdać bo wszystkim obrodziło a raz ledwo co było by skubnąć prosto z krzaczka. Ot, przygodo żegnaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ileż to razy myślałem już zaorać to wszystko i tylko przycinać trawę

      Usuń