21 grudnia 2014

O rzeczach koniecznych

Zamiast siedzieć i tkwić w zadziwieniu, że oto jak co roku o tej porze, wywala się wszystko z szaf i szafek by całą ich zawartość po chwili wsadzić z powrotem tylko według innego porządku, wybrałem spacer. Spacer z psem. Zwierzaki zresztą łapa w łapę siedziały przy oknie, obserwując świat w nadziei na coś co może się zdarzyć.

Zdarzy się, spokojnie.
Zasznurowałem buty i założyłem wojskowa kurtkę. Wziąłem do ręki psią uprząż.
Kota trudno wyprowadzić, bo wiejski kot ma sobie tylko wiadome ścieżki.
Suka przestała już nerwowo reagować na widok czerwonych szelek i popuszczanej smyczy. Teraz traktuje to jako szansę na obwąchanie nowych paruset metrów kwadratowych łąki, ziemi onej czy betonowego chodnika. A jak jeszcze trafi się świeży kopiec kreci, to już szczęście jest pełne.
- Skąd się bierze u niej to kopanie? - zastanawia się żona – czyżby miała w rodzinie jakiegoś teriera?
- Każdy pies kopie, nawet te dogowate – odpowiedziałem mądrze, dopinając szelki.
Jeszcze tylko rękawiczki i do zobaczenia za jakiś czas.
Kiedy zamknęła się za nami bramka i nie słyszałem już szczęku porcelany, poczułem ulgę. Mogłem nastawić się wyłącznie na odbiór przyrody.
Tak prawdę powiedziawszy, to bez psa nikt by mi nie kazał samotnie szwendać się po wertepach, nierównych łąkach i wałach wiślanych. Nawet świąteczne porządki nie byłyby pretekstem, tym bardziej powodem.
Wały wiślane od dawna działały na moją wyobraźnię. A tu do pracy autem, po pracy autem i chociaż ciekawość podpowiadała pojedyncze ścieżki, rozum tłumił ochotę w zarodku.
A tu  choćby aa stara chałupa z początków ubiegłego wieku.



Stoi w sadzie całkiem niedaleko naszego domu.
Za rok dwa lub trzy zawali się dach i o wszystko upomni się ziemia rodzicielka. Przyroda jest w tej kwestii bezwzględna.
- A gdyby tak wyremontować? - myśl taka pojawiła się już za pierwszym razem gdy widziałem ją z daleka. Doświadczenia ze starymi chałupami przecież mam.
- Korzyści byłyby ewidentne – kontynuowałem wywód w obecności żony - Przede wszystkim w porównaniu z Gorcami, mocno zaoszczędzimy na benzynie. Tam nie trzeba jechać. Wystarczy spacer. A w razie potrzeby to po sól, chleb czy butelkę czegoś wzmacniającego, zawsze można skoczyć do domu.
- Nie wystarczy ci już remontów starych chałup - spytała lekko wystraszona małżonka.
No wiesz to tkwi ta we mnie. Ostatni stary dom remontowałem przez dwadzieścia lat. Weszło mi to w krew. Reparare necesse est.
Łacińska sentencja na podsumowanie dodaje bowiem mocy każdej, nawet głupiej wypowiedzi.
Pewnie, że głupotą byłby taki remont, o kosztach nawet nie wspominając. Ale te marzenia, marzenia są bezcenne.
Snując tak remontowe plany nawet nie zauważyłem jak znaleźliśmy się z drugiej strony wału przeciwpowodziowego.
Zawsze dziwiłem się dlaczego ludzie lokują się w pobliżu rzek nie bacząc na zagrożenia.
Teraz sam mieszkam w podobnym miejscu i chociaż miejscowi mówią, że najstarsi nie pamiętają by tu kiedyś wylało, czasem mnie ta bliskość rzeki niepokoi.
- Zawsze jest ten pierwszy raz – podpowiada mi doświadczenie.
­- Nie krakać ! Nie krakać ! - skarciłem rozum i zaraz nastawiłem się na radość z obcowania z przyrodą.
Jak tylko zszedłem z wału otoczyła mnie zieleń i brak śladów cywilizacji. Rozległe niekoszone łąki o wyrastających z nich, zasuszonych roślin o wysokości ponad półtora metra.



Trochę mi to przypomina tundrę.
Dlaczego przypomina? Tak mniej więcej ją sobie wyobrażam.
Starymi zarośniętymi koleinami które jednak śladami cywilizacji są, dotarliśmy do brzegu Wisły. Jakże inaczej wygląda tu  niż tam, dumnie obmywająca skały Wawelu.
Sztuczka ze stopniami wodnymi w mieście jest rzeczywiście trafiona. Tutaj brak jej tego dostojeństwa. Tak prosta i wiejska można by powiedzieć.



Rozważania na tema potęgi królowej rzek przerwał mi trzepot skrzydeł dzikich kaczek, które zwietrzyły nasza obecność.
Kilkadziesiąt ptaków z głośnym krzykiem zerwało się do lotu. Zaraz też pofrunęła druga i trzecia grupa. Potem nastąpiła ciszą i nad rzekę wrócił spokój.
Wycofaliśmy się znad wody, wracając w wygodne koleiny prowizorycznej drogi.
Suka chwyciła w pysk koniec smyczy by nim szarpać i patrzeć na mnie bardziej niż niemiłosiernie.
Był to nad wyraz czytelny przekaz, żeby psu podarować trochę wolności.
- Puszczę cię, puszczę jak zaczniesz odrobinę słuchać. Nie będę cię szukał po krzakach.
Suka zrezygnowała w końcu, przerzucając swoje zainteresowania z wolności na świeży kreci kopiec. Pozwoliłem jej na tę ciekawość, bo i ja sam nie byłem ciekaw postępów w porządkowania kuchni.
Prawie trzy kilometry w jedną stronę, tyle samo w drugą. To chyba całkiem przyzwoicie jak na urzędnika w całkiem średnim wieku ?
Szliśmy tak a mnie napełniała duma z tego, że sam, z własnej woli, na własnych nogach, z psem.
W pewnej chwili usłyszałem szum wodospadu.
Wodospad? Tu ? Góry potrafię zrozumieć ale pod Krakowem?
Szum wody nasilał się w miarę zbliżania się do rzeki.
Kiedy wyłoniliśmy się zza krzaków oczom naszym rzeczywiście ukazał się wodospad


Proszę bardzo, jest.
- Więc nie mówicie mi, że to jest niemożliwe - zdawała się mówić rzeka.
Wodospad stał się celem ale i kresem naszej włóczęgi. Potem już tylko powrót w jesienno-zimowym słońcu, do domu. Niespiesznie do domu
Suka jakby wyczuła moje intencje obwąchując co druki krzak i rozgrzebując co trochę świeży kopiec.
Minęliśmy wierzbę która jakiś drwal rozebrał z gałęzi.

Rozejrzałem się dokoła w nadziei, że namierzę jakąś traperską chatę z jakże modnym ostatnio drwalem w kraciastej koszuli.
Niestety nikogo nie było. Tylko wyobraźnia podpowiadała scenariusze rodem w filmów sensacyjnych lub horrorów.
Weszliśmy na wał. W oddali widać było maszyny wydobywcze żwirowni. Do domu już niedaleko.


Jeszcze tylko powrót koło starego domu i ponowna niepoprawna myśl o jego remoncie.
Bramka i drzwi. Suka rzuciła się na wodę a potem na posłanie.
- Coś ty temu psu zrobił że śpi jak zabity – spytała dwie godziny później żona.
Pozwoliłem sobie na luksus nie odpowiadania na to pytanie. Uśmiechnąłem się tylko szeroko.
W domu panowała już cisza wysprzątanego domu, a wokół roznosił się zapach drożdżowego ciasta

PS
Zdjęcia z telefonu nie grzeszą jakością. Przepraszam

25 komentarzy:

  1. Będąc dzieckiem marzyłam o wyremontowaniu pobliskiego śmietnika aby w nim zamieszkać. Tak więc rozumiem marzenia remontowe:))
    Porządki domowe oraz upieczenie ciasta w czasie sześciu kilometrów to mistrzostwo świata! Gratulacje dla obojga zawodników!
    Równie udanych Świąt Życzę:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Vulpian de Noulancourt21 grudnia, 2014 10:19

    U mnie Wisła całkiem inaczej wygląda. I, prawdę powiedziawszy, trochę mnie szokuje, że gdzieś przecież musi być małą strugą.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są miejsca gdzie jest jeszcze mniejsza. szok
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. nie jest źle jeśli się chce
    remontować, włóczyć po łąkach i polach z psem, pucować szafki i piec ciasta
    szczęśliwych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Najważniejsze żeby się chciało chcieć
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Mam marzenia remontowe ale chłop takowych nie posiada. Ale mi szkoda, znalazłam takie piękne cudo, dom marzenie, w pięknej okolicy ech naprawdę cudny to był kiedyś dom, tylko dziś stodoła tam w lepszym stanie, niż domeczek jak marzenie.
    Uzdrowić to byłoby czymś wielkim.
    A wędrówki z psem po okolicy i powrót do ciepłego pachnącego czystością i ciastem domu, to bardzo duże szczęście. :)
    Szczęśliwych dobrych świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naiwnie sądzimy na początku, że para zręcznych rąk wystarczy do takiego remontu. Potem idzie już tylko o pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Cały czas o pieniądze. Pozdrawiam

      Usuń
  5. To ostatnie zdjęcie bardzo nostalgiczne. Sposób na "robienie"porządków niezły.
    Żeby było naprawdę blisko po tę wodę i narzędzia pod ręką, to należy chałupę przenieść do ogrodu.
    Wesołych i zdrowych Świąt oraz spełnienia wszystkich (a co?!) marzeń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak jest już ze sto metrów od ogrodu. Tyle to chyba można sie pofatygować?
      Plan upadł za co żona dziękuje Bogu
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Piękny spacer odbyłeś Antoni, a ile dobrego odkryłeś przy okazji w okolicy i w sobie...
    Radosnych i spokojnych świąt i wiele takich spacerów

    OdpowiedzUsuń
  7. I u nas niedaleko stoi stara chalupa, a na trasie wedrowek z Psica mam stary spichlerz, ech marzenia :-)
    Piekne zdjecia :-)
    Tak jak piszesz fajnie miec psa, jako pretekst do wedrowek, bo tak samemu lazic po polach, lakach, wertepach to jednak smutno i nie zawsze z domu wypuszcza :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W chwilach zwątpienia sam się przekonuję że warto mieć psa.
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Kiedy oglądam takie stare ale jeszcze nadal urocze chałupy, też jeszcze mnie czasem nachodzą myśli o remoncie... Jeszcze pewnie mnie jakiś w życiu czeka, więc nie mówię do końca nie. :)
    A spacer się Wam udał, okolic można tylko pozazdrościć.
    Pozdrawiam świątecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt że można tak kilometrami iść w tę lub w tamtą stronę
      Trzeba sobie tylko jakiś cel wyznaczyć.
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Ja mam takie same myśli na temat napotkanych starych chałup lub domów z czerwonej cegły. Dane mi było wybudować własny dom ale nie spełniło sie jeszcze marzenie o posiadaniu starej drewnianej chaty, podobnej do chałupy moich dziadków, którą Wój zamiast zapytać, po prostu rozwalił i spalił. Dawno tu nie zaglądałam, choć uwielbiam czytać te ciekawe, dowcipne teksty trafnie opisujące rzeczywistość.
    Planuje nadrobić lekturę w parę dni świątecznych. Tymczasem życzę całej Rodzinie i futrzanym domownikom Wspaniałych Świąt, Rodzinnych i Spokojnych.
    Pozdrawiam z Przytulnego Domu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój wuj zrobił to samo z powodu jakiego prozaicznego podatku. Chałupę w Gorcach trzeba było kupić. A że zrobił to ojciec, powszechnie mówiłem że to ojcowizna
      Teraz cieszy już kogoś innego. Albo może nie, wiadomo co w ludziach siedzi?
      Pozdrawiam dziękując za życzenia

      Usuń
  10. Bardzo ładne zdjęcia :)... dom budzi nostalgię...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystkiego najlepszego w Świąteczny czas oraz szampańskiej zabawy w Sylwestra życzy Ataner.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobry spacer a i zdjęcia wcale, wcale. Ja, nie chwalący się, sześc kilometrów spaceruję bez psa. Ale nie przed świętami bo wtedy jestem po tej stronie co żona i lepię 200 uszek maleńkich.
    Noworoczne życzenie spełnienia marzeń i realizacji planów, niechby nawet remoncik mały starej chaty.

    OdpowiedzUsuń
  13. ale na fajny spacer mnie zabrałeś, nasze polne drogi takie podobne, taki podlaski krajobraz... a ta droga - jak moja dzika, do rzeki Bug wiodąca, kilometr od mego domu... Pierwsze zdjęcie - pies z kotem - na jgo widok, jakem psiara i kociara, umarłam z zachwytu i jeszcze tkwię w tym stanie bardziej ducha niz ciała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak jeszcze uda mi się zrobić zdjęcie jak pies liże pyszczek kota to będzie fajnie

      Usuń