30 lipca 2025

Z notatnika uśmiechniętego motocyklisty

Motocykl jak mówią daje wolność. W motocyklach można się zakochać, a jak już kochać...

Jeżeli kochać to nie indywidualnie
Jak się zakochać to tylko we dwóch
Czy platonicznie pragniesz jej czy już sypialnie
Niech w uczuciu wspiera wierny cię druh

Tak jak w Kabarecie Starszych Panów, dwa to doskonała cyfra.  Cyfra określająca limit uczestników wyprawy.
Praktykowałem samotne wyjazdy, te we dwójkę i cała grupą siedmiu  lub więcej motocykli.
Najbardziej lubię te dwuosobowe, bo łatwo w nich pogodzić sprzeczne interesy uczestników. Nie od dziś mówi się, że gdzie jest dwóch Polaków tam są trzy zdania. A jak jest  nas siedmioro ?
Jeden więc chce jeść inny tankować. Ktoś nie chce nic zwiedzać,  dla innego zwiedzanie to sens wyjazdu. Ktoś inny właśnie teraz musi sobie siknąć.
Z tego powodu rozleciała się grupa w której poprzednio jeździłem. 
Poszło o prędkość i styl jazdy, oraz cel owych  wyjazdów. Na przykład gdzie jadać?   
W knajpie gdzie spędzisz ze dwie godziny, czy konsumując hot doga na stacji benzynowej i zaoszczędzone w ten sposób 1,5  godziny  poświęcisz na jazdę czyli cel dnia.
Przyznam, że ten hot dog odpowiadał mi najbardziej. Jak chcę iść do knajpy to starannie ją wybieram jaki towarzystwo z którym idę . Biorę też ze sobą żonę a nie  motocykl.
Jeżdżę z rozsądną prędkością ( tak mi się przynajmniej wydaje), a na zaczepki uczestnika grupy o zbyt małą prędkość na wąskiej drodze w obszarze zabudowanym odparłem, że nie po to pracowałem 42 lata na swoją emeryturę by z niej w głupi sposób zrezygnować.  Zresztą grupa to nie małżeństwo i w każdej chwili można z niej zrezygnować. 
Tak więc ja zrezygnowałem i od pewnego czasu jeżdżę sam, a sporadycznie w dwie osoby.
Z niekłamaną radością przyjąłem propozycję  wspólnego wyjazdu do Myszkowa.
Powód wcale nie był taki istotny, ale był.  
W Myszkowie odbywał się trzydniowy zlot motocyklowy organizowany przez Myszkowski Klub Motocyklowy. My chcieliśmy tam tylko zajrzeć,  odbić kartę jak to mówią i wracać.
Wszak najważniejsze jest żeglowanie.
Z Krakowa pojechaliśmy na Skałę, Wolbrom, Pilicę, Zawiercie i do samego Myszkowa.
Według mapy to 120 kilometrów w jedną stronę czyli ponad dwie godziny jazdy.
Super.
Temperatura  w okolicach 20 stopni, a z rana nawet mniej. Słońce lekko zachmurzone i minimalny wiatr. Lepiej nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Kolega, chociaż z omawianej wcześniej większej grupy, dostosował się do uzgodnień, które w jednym zdania brzmiały - Nie przekraczamy dopuszczalnej prędkości o więcej niż  20 km, oczywiście tylko w ramach potrzeby.
Tak więc jechaliśmy spokojnie, a uśmiech zadowolenia wykrzywiał nam twarze w słusznym kierunku.
Gdzieś po drodze minęliśmy trzy motocykle na niemieckich numerach rejestracyjnych i towarzyszącą im karetkę pogotowia ratunkowego. Nie było śladów żadnego incydentu więc być może tylko jakieś zasłabnięcie. Przekaz dnia utkwił nam jednak w tyle głowy.
Nie wpłynęło to broń boże na zadowolenie, a jedynie zwiększyło ostrożność.
Lata robią swoje zwłaszcza w kwestii mądrości życiowej.
Do Myszkowa dotarliśmy przed 11.00. Zaparkowaliśmy z boku aby się rozejrzeć. Część uczestników szykowała się do parady, część  wypoczywała na ogrodzonym terenie  które spełniało funkcję pola namiotowego.   Przed wejściem na pole na teren zlotu zatrzymał nasz szlaban i konieczność opłaty za wejście w kwocie 20 zł,- od głowy.
Niby nie jest to kwota wygórowana, ale zawsze.
 Na nic zdały się nasze pytania, czy jeżeli nie wjeżdżamy motocyklem i chcemy wejść jedynie  na pół godziny by obejrzeć stoiska to też mamy płacić tę stawkę?
Obsada punktu poboru opłat byłą nieubłagana. 
Zapłaciliśmy i weszliśmy do środka ze stosownymi opaskami na ręce.
Rozumiem ich racje, ale i nasze nie są pozbawione sensu. Czułem się trochę tak jakby mi przyszło płacić za wejście do Lidia, bo chcę zrobić zakupu.
Obejrzeliśmy parę zbędnych gadżetów motocyklowych kwitując wszystko zdaniem:
- Za te pieniądze to niech sobie tu leży.
W efekcie  nic nie kupiliśmy, wyszliśmy po kwadransie i  zaczęliśmy się zastanawiać  co robić z tak dobrze rozpoczętym  dniem. 
Nie czekaliśmy już na na zapowiadany na 17.30 koncert zespołu Cycki ani na gwiazdę wieczoru TSA.
To  że nie znaleźliśmy tam nic co by nas porwało, nie zmienia faktu, że widzieliśmy wiele zadowolonych twarzy, a Klub Motocyklowy z Myszkowa  działa prężnie. 
Nas rozpierał entuzjazm i  być może oczekiwaliśmy jakichś niesamowitych fajerwerków. 
W końcu nie to jest ładne co jest ładne, ale to co się komu podoba.


                                                                                                           Opaska jest, można wchodzić 


. 
W  tym wielkim, sięgającym mi prawie do pasa kotle dochodziła pieczonka   czyli ziemniaki w  towarzystwie warzyw  i wędlin. To takie danie regionalne


Akustycy stroili sprzęt nim Cycki pokażą się w pełnej krasie

Wróciliśmy do motocykli  i nagle rozbłysła w mojej głowie wspaniała myśl.
- Czy ty wiesz, że na Pustyni Błędowskiej organizują rekonstrukcję historyczną  bitwy o Tobruk i to ze sprzętem z epoki? 
Tak, to są te fajerwerki których oczekiwaliśmy.
Z nową energią siedliśmy na siedzenia motocykli  i ruszyliśmy w drogę.
Z Myszkowa do Zawiercia, a tam na Olkusz. Po drodze są  Klucze, a przy drodze na Bolesław znajduje się obiekt zwany Różą Wiatrów. To tam prowadzili nas  Ares z Hermesem czyli bóg wojny, a drugi podróży.
Kiedy zbliżaliśmy się do punktu Zero, oczom naszym  ukazała się wielka ilość zaparkowanych na poboczu samochodów. Przy skręcie w drogę docelową panował już taki ścisk, że utworzył się korek którego nawet motocyklem nie można było ominąć.
- Chyba już  wszystko widzieliśmy - rzucił kolega i błyskawicznie na ile pozwalała sytuacja, wycofaliśmy się rakiem.
Jedyna słuszna decyzja to kierować się na Olkusz. 
W tym Srebrnym Mieście postanowiliśmy zatrzymać się na lody lub może na coś bardziej konkretnego. Dochodziła już 14.00, a więc chyba czas na konkrety.
Olkuski rynek rozkopany. W mieście lubiącym żyć historią i snem o wspaniałej przeszłości,  co rusz wykonuje się gest wobec owej historii. A to wykopie się coś spod ziemi i na to historycznie coś się nadbuduje.  
Kręci się wszystko, tak jak ja to postrzegam, wokół tych nowo starych zabytków. 
Mieszane uczucia mam oglądając odbudowywany zamek w Rabsztynie. Dzieckiem będąc całe dnie spędzałem na jego murach ( że też rodzicie nie martwili się o to przesadnie )
Wychodzi na to, że urban exploration w odmianie castle exploration to nie wymysł ostatnich czasów, bo w moich młodych latach też się go uprawiało, nie dokładając do tego angielsko brzmiącej nazwy.
Trzeba przyznać że w tych wycieczkach i bieganiu po zrujnowanych murach mieliśmy kupę szczęścia.
Kiedy byłem ostatnio na zamku żądali ode mnie chyba z  dychy za wejście.
Oczywiście nie zapłaciłem i nie wszedłem. Nie ze względu na wrodzone sknerstwo. W imię zasad....
Burger z boczkiem i zieleniną trafił nam się  w odpowiedniej chwili, a był taki solidny, że na lody nie starczyło już miejsca.
Z Olkusza pojechaliśmy bardzo boczną drogą na Gorenice, Czerną ( klasztor Karmelitów Bosych) i dojechaliśmy do  Krzeszowic.
Tutaj postanowiliśmy wracać i tak przez Rudawę dotarliśmy do Krakowa.
Wspólne podziękowania zakończyły naszą wycieczkę i rozjechaliśmy się  pod swoje adresy zamieszkania.
W sumie nakręciliśmy jakieś 250 kilometrów a do domu wróciłem około 18.00
Radość niezmącona nawet niepowodzeniami pozornymi i prawdziwymi w Myszkowie i na Pustyni Błędowskiej towarzyszyła mi przez kilka kolejnych dni. Niestety nawet po najlepszym ziole euforia w końcu mija  a ja spoglądam na kalendarz. Tam niedziela, 3 sierpnia jest oznaczona czerwonym kółkiem z napisem Zakopane. Tym razem w towarzystwie innego z moich motocyklowych  kumpli.
Byle tylko pogoda dopisała, póki co cudów na niedzielę  nie przewidują



P.S. 

Właśnie wróciłem z miasta. Żona wysłała mnie po kurki do polędwiczek. Przed bramą stał wóz asenizacyjny czy jak kto woli szambiarka. Zgrabnie ominąłem ciężarówkę i zaparkowałem na posesji.
Zza pojazdu wyszedł młody facet zaciekawieniem zaczął oglądać Yamahę
- Pan też na czymś jeździ - spytałem
- Tak na Harleyu, ale to ciężka maszyna.
- Moja Yamaha, jak twierdzili japońscy twórcy, to taki hołd dla Harleya stąd pewne podobieństwa konstrukcyjne.
- Zauważyłem. Silnik i układ ramy.
I tak ze zwykłego opróżnienia szamba zrobiła się miła rozmowa na tematy motocyklowe. Czyż nie mają racji twórcy naklejki które często można zobaczyć na drodze:
Uważaj, motocykle są wszędzie.
Dodam od siebie - Motocykle lub ich pasjonaci.




 

2 komentarze:

  1. No, niezłe kółeczko. Przypomina pętlę GP Kanady, na torze Villeneve, tylko znacznie, znacznie większe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawozdanie z wycieczki przyjęte i ocenione bardzo pozytywnie. Nas Zakopanem to bym się zastanowiła bo może skończyć się podobnym niepowodzeniem jak w przypadku Pustyni Błędowskiej. Ale może tylko kraczę.

    OdpowiedzUsuń