19 sierpnia 2022

Bynajmniej nie patriotyczna akcja "gniazdo"

Mam pozytywny stosunek do przyrody. Przejawia on się w przekonaniu, że po prostu "Niech sobie żyje" i do czasu gdy owo coś nie włazi mi ewidentnie w moją strefę już nawet nie komfortu, ale zwykłego bezpieczeństwa, nie reaguję. Rozumiejąc argumenty o zbyt dużej populacji dzików, jestem przeciw polowaniom i daleki od powtarzania niczym papuga wyrwany z kontekstu cytat - "Czyńcie sobie ziemię poddaną".
Oj, zirytował mnie tymi wypowiedziami były minister rolnictwa. Stosunek zresztą rolnictwa do otaczającej go przyrody, jest taki jak służby zdrowia do chorych, księży do wiernych i parabanków do dłużników.
Wszędzie trafiają się uczciwi ludzie, ale ogólna opinia jest kiepska.
A świat toczy się, tętni życiem i bzyczy.
Osa pospolita - Vespula vulgaris - gatunek błonkówki z rodziny osowatych. Ta to dopiero potrafi namieszać w typowych czynnościach dnia codziennego.
Wścibia swój ciekawski nos wszędzie, czy to chleb dżem czy piwo. Topi się w winie, wyżera jabłka i niczym sęp złowieszczo krąży nad człowiekiem.
Gwoli przyzwoitości przyznam, że taka osa nigdy nie zaatakowała mnie bez powodu, tak aby mi tylko dogryźć, a ze znajomymi ludźmi nieraz tak bywało.
Problemem jest to, że włażą wszędzie i bardzo łatwo złapać za coś na czym ona akurat siedzi. Ratując własne życie, atakuje i wtedy zaczyna się problem.
Pamiętacie Ewę Sałacką, aktorkę która wypiła sok z osą i niestety tego nie przeżyła? Bądźmy ostrożni. Uwaga, uwaga i jeszcze raz uwaga.
Kiedyś nasza suka złapała w pysk osę, a ta ugryzła ją będąc już w środku.
Młodszy syn jadąc do weterynarza złamał wszystkie chyba możliwe przepisy, ale zdążył bo powiadomieni weterynarze czekali z antidotum.
A gdyby tak trafił na jakiegoś służbistę w mundurze, który stwierdziłby, że to po prostu tylko pies?
Suka niczego się nie nauczyła i dalej kłapie pyskiem gdy obok przelatuje jakaś osa. Dla niej to kłapanie to też pewnie forma samoobrony.
Tak jakoś co roku na przełomie lipca i sierpnia następuje totalny wysyp os.
Każdego ranka wpada ich do domu kilkanaście i zaczyna się polowanie.
W miarę możliwości staram się je wyprowadzić na świeże powietrze, ale niektóre są bardzo do tego nieprzekonane.
Zaraz też po takim wysypie szukamy gniazd os w bezpośrednim sąsiedztwie domu. Jest to o tyle trudne, że budują one soje siedliska byle gdzie, na gałęzi, w garażu. Kiedyś znalazłem takie w mechanizmie sterującym napędem bramy. Tak więc od lat 90-tych kiedy w Gorcach walczyłem z charakternymi górskimi osami toczę te wojny w każde wakacje.
Czasem pojawiają się również szerszenie, ale to całkiem inny wymiar operacji specjalnej.
I tylko pszczoły mogą liczyć, że za każdym razem gdy zbłądzą pod moją strzechę, pieczołowicie i cierpliwie namawiane są od odwrotu.
Pomijając pokazywane w mediach przykłady niszczenia uli, to pszczoła cieszy się naszym szacunkiem i mógłby poeta równie dobrze napisać
- Do kraju tego gdzie winą jest dużą popsować ul co ogrodzie stanie, tęskno mi Panie.
Wracając zaś do os które są również co by nie rzec pożytecznymi owadami.
Kiedy kilka dni temu nastąpił wysyp bzyczących owadów z żółtoczarnymi pasami na dupie, jak już wspomniałem, rzuciliśmy się do poszukiwania gniazd.
Najstarszy syn popisał się talentem łowieckim i wyłapał miejsce. Ustrzelił je aparatem fotograficznym , co było istotne w sprawie. Cwaniule zrobiły sobie gniazdu w dachu pod podbitką z wejściem po sęku który zesechł i odpadł.

Trochę wysoko, ale jestem szczęśliwym posiadaczem aluminiowej drabiny trzyelementowej. Nabyłem tak zwaną gaśnicę do likwidacji gniazda i poczekałem na rozwój sytuacji. Na tę przysłowiową kroplę która przeleje przysłowiowy dzban.
A one jakby przeczuwając grozę sytuacji, na przekór jednak zdrowemu rozsądkowi nasiliły swoje destrukcyjne działanie, którego apogeum wystąpiło w środowe popołudnie.
Cóż było robić?
Zdesperowany rozłożyłem drabinę, a jednego z gości którzy akurat w ten dzień opędzał się od upartych os na na naszym tarasie poprosiłem o zabezpieczenie drabiny na dole. Sam wykorzystując stój motocyklisty ubrałem kominiarkę do osłony szyi, kask z opuszczoną szczęka dla osłony twarzy, do tego ramoneskę i skórzane motocyklowe rękawice. Pełna profeska.
Pamiętam jak w Gorcach likwidowałem gniazdo w ścianie drewnianego domu. Cała eskadra os rzuciła się w moim kierunku pikując niczym myśliwce w kierunku mojej twarzy i pleców. Wtedy musiałem się salwować ucieczką, teraz nie dałem im tej satysfakcji.
Wyszedłem na drabinę i wpuściłem płyn z gaśnicy w małą dziurkę po sęku.
Zgodnie z zaleceniami robiłem to już wieczorem kiedy osy są mniej aktywne, a więc nie było kontrataku.
Zszedłem na dół. Jutro zobaczymy dla kogo jest to 1:0
Nie czułem się komfortowo, jak po jakimś dobrze spełnionym obowiązku. Bo gdyby nie przyłaziły do mojego stołu w trakcie posiłków na tak zwany krzywy ryj, jak to mówią w Małopolsce. Górale zaś mawiają w takich sytuacjach - na krakowiaka. Pytanie, dlaczego?
- Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało - chciałem powiedzieć osom
- Taka jest nasza natura - zdało mi się słyszeć w delikatnym poszumie wiatru przy zachodzącym już słońcu.
Gniazdo opustoszało, a po kilku dniach znalazłem kolejne pomiędzy dachem, a rynną. Mógłby więc z tego powstać istny tasiemiec pod tytułem - Antoniego walka z osami. To film klasy B. Dla klasy C byłby to pewnie horror z tytuły osy giganty atakują.
A wracając do życia czyli przyrody jako takiej
Wczoraj siadł mi na tarasowym stole taki oto zielony cudak

Dzięki pożytecznym aplikacjom ze smartfona ustaliłem, że to Odorek zieleniak, gatunek pluskwiaka
Nazwa owada pochodzi od nieprzyjemnego zapachu, który wydziela z gruczołów zapachowych na śródpiersiu w sytuacji zagrożenia.
Ponieważ żywi się owocami, to pewnie zaczaił się na moje maliny, lub jeżyny .
Żyj sobie spokojnie - Fru !

Na Conice zaś zauważyłem Krzyżaka, który leniwe drzemał w samym środku własnoręcznie zarzuconej sieci. 


Pająk spokojnie odczekał aż znudzi mi się sesja fotograficzna w skali makro.
Taki upał, że się nic nie chce, nawet uciekać. 
Dokładając do tego muszki plujki i żuczki gnojarki to robi mi się w tym ogrodzie niezłe ZOO. 
Ekolog z wyższością stwierdzi, że to tylko ekosystem.
Niech mu tam. 
 

8 komentarzy:

  1. Cześć Antoni. Są ludzie którzy boja się pająków, nazywa to się arachnofobia. Ja boję się szerszeni. Nie malutkich os, pszczółek przemiłych i innych sympatycznych ich kuzynów. Tylko szerszeni. I niby wiem że ukąszenie szerszenia nie boli wbrew powszechnym odczuciom więcej niż osy. Że są to owady pokojowo nastawione do otoczenia i sprowokowanie ich do ataku to prawdziwy majstersztyk. Boję się i już. Niemile się zdziwiłem, kiedy dowiedziałem się że ukąszenie osy klecanki jest w skali bolesności zaraz po tzw mrówce ognistej i daleko przed szerszeniem. A te klecanki maja kilka gniazd pod dachówkami domu w którym mieszkam i latają bez przerwy ciągnąc za sobą długie nogi. I nic, nie boję się ich. A dawniej kiedy nad naszym letnim stołem leciał szerszeń do swojego gniazda w pobliskim lasku to czekałem na niego z rakietą do badmintona. I niewiele z nich uszło z życiem. Teraz już tego nie robię, ale kulę się automatycznie na bardzo niski dźwięk ich skrzydeł. I niech sobie żyją dopóki nie założą gniazda nad moim tarasem. Pozdrawiam JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie fascynuje murarka ogrodowa. To odmiana pszczoły samotnicy, dzięki której mam zamurowane wszelkie otwory w meblach drewnianych na tarasie, o wczoraj zauważyłem że nawet w klamce do drzwi wejściowych. Podziwiam determinację

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    A w moim domu grasują meszki. Nie wiem, skąd się wzięły, ponieważ na oknach mam siatki. Chyba, źle się wyraziłam, że grasują. Leżą nieżywe na podłodze w nieprzebranych ilościach. Sprzątanie odbywa się 2-3 razy dziennie. Rano znowu podłoga usłana meszkami.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W starym domu w Gorcach opanowanym przez mrówki, miałem ich wysyp tak na przełomie maja i czerwca. Kiedy rozpaliłem w kominku one na swych rachitycznych skrzydełkach opuszczały belki drewniane gdzie były gniazda. Rankiem cała podłoga meble i okna były pokryte mrówkami.

      Usuń
  3. Staram się żyć pokojowo z owadami. Czasem jednak potrzebne jest zaostrzenie relacji i gdy zawodzi perswazja oraz wspomagane zapraszanie na świeże powietrze łupię kapciem albo ścierką. Pająki łapię czasem "na szklankę" a czasem "na papier toaletowy". Zdarza mi się pająka utopić ale wtedy zawsze mam wyrzuty sumienia:)
    Walki z osami się nie podejmuję więc podziwiam Twoją waleczność!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu mam ochronę i już jakieś doświadczenie.

      Usuń
  4. Tydzień temu na balkonie ugryzła mnie pszczoła, bolało, szczypało i napuchło mocno. Przytomnie wyrwałam żądło, zażyłam wapno i lek odczulający. Ale miałam szczęście, że chociaż ugryzła mnie w trakcie picia to w wewnętrzną stronę wargi. Stara a niemądra, nie przykrywałam szklaneczki, od tygodnia przykrywam nawet w mieszkaniu. Strach pomyśleć że mogła mnie ugryźć głębiej 😥🤩😅 A przecież pszczoła pożyteczna jest i troszkę żal, ze nie przeżyła tego spotkania ze mną. Dobrze, że ja przeżyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś szczęście, albo opatrzność nad Tobą czuwała. Do wyboru

      Usuń