Jednym z powodów dla którego zrobiłem sobie przerwę w pisaniu było to, że nie chciałem po raz kolejny nudzić o nachalnym promowaniu świąt i to zaraz po Dniu Wszystkich Świętych, chociaż w tym roku czekoladowe mikołaje reklamowano już w październiku. Parę razy dałem już w tym miejscu wyraz swego désintéressement tą sprawą i chyba wystarczy. Co nie znaczy, że nie wkurza.
Są jednak rzeczy które wywołują u mnie żywą reakcję, a przynajmniej lekkie zainteresowanie.
Świat się zmienia. Zmienia go technika, nie wiem jednak czy na lepsze.
Kiedyś gdy nie było jeszcze ta popularnych PC-tów o i o telefonach komórkowych nawet nie marzyliśmy, jako człowiek zorganizowany prowadziłem swój terminarz.
Pod datami widniały damskie imiona skorelowane z godziną i miejscem.
Żeby być precyzyjnym, biorąc pod uwagę moje zasady i możliwości, z reguły było to ciężko wywalczone jedno imię. Potem inne ponieważ nigdy nie unikałem ciężkich zadań, a kochliwy byłem.
Teraz technika smartfonów pozwala na łatwe prowadzenie kalendarza i ja z tego korzystam. Zapisuję skrupulatnie. Skorelowane z datą i godziną są wpisy typu: kardiolog, urolog, diabetyk i okulista.
No nie wiem czy ten rozwój techniki wpłynął na mnie aż tak pozytywnie.
Nie jestem jednak luddystą.
***
Oglądam przetarcia i zabrudzenia na mojej skórzanej kurtce motocyklowej i takich samych spodniach.
Z obcasów butów kowobojskich pospadały blaszki a to z powodu intensywności jazdy. Sakwy przy motocyklu też wyglądają na zdefasonowane. Ileż to razy kończyłem już sezon w tym roku. Najpierw 22 września w Czarnym Potoku koło Nowego Targu, po to by miesiąc później wybrać się do Zakopanego. A kiedy ściął mróz pokazując - 6 stopni, powiedziałem - koniec.
I znów nie dotrzymałem słowa. 8 grudnia jechałem w paradzie motocykli, były przecież tak zwane Motomikołaje.
Zbieramy się na motocyklach przebrani w stroje mikołajów, wrzucamy do puszki jakieś datki które idą na szczytny cel. A potem w towarzystwie policji i służb porządkowych ruszamy do centrum. W tym roku na Placu Szczepańskim spotkało się około tysiąca motocyklistów, by rozdawać cukierki i cieszyć dzieci swoim widokiem.
Z uzbieranych pieniędzy remontuje się już świetlica w jednym z ośrodków pomocy matce i dziecku.
Warto pomagać, to pierwsze spostrzeżenie.
A drugie to takie, że motocykliści to nie tylko tak powszechnie określani dawcy narządów. Każdy z nas ma przecież swoją drugą stronę.
***
Chociaż nie chciałbym stracić tej naiwnej wiary w ludzi, coraz częściej łapię się na tym, że mój optymizm wynika z braku informacji.
Stare powiedzenie głosi - optymista to tylko źle poinformowany pesymista.
Nie masz większych problemów ? - spytał ktoś podsumowując moje rozważania.
Mam ale to nie zwalnia mnie od zadawania pytań. Zwłaszcza sobie.
***
Pewnie zadajecie sobie pytanie co gnało mnie na koniec października motocyklem do Zakopanego?
Powiem więcej przez następny miesiąc byłem prawie co tydzień w tej stolicy polskich gór. Po prawie trzech latach, małżonka moja otrzymała skierowanie na turnus rehabilitacyjny.
Rzuciła się więc w wir wirówek, masę masaży i w fale szpitalnego basenu.
A że po prawie czterdziestu wspólnych latach, nawet kawa smakuje inaczej w pojedynkę, siadałem za kierownicą i gnałem na ile Zakopianka pozwoliła.
Ponieważ w domu został domowy pies i kot który co prawda jest wolny jak dzika świnia, ale od czasu do czasu wpada do domu by łyknąć coś z michy lub sprawdzić obecność, żona zaprosiła do domu teściową.
Teściowa samą swoją obecnością zapewnić miała rozrywkę i poczucie bezpieczeństwa domowemu inwentarzowi.
Na wszelkie możliwe sposoby prosiłem by nic nie gotowała, bo mnie nie odpowiada kuchnia rodem z PRL-u. Ciężkie zawiesiste sosy, obowiązkowe mięso ( bo zdrowe) i pełna od śmietany 18-stki zupa.
W zamian, to ja po powrocie z pracy uruchamiałem kuchenkę i tworząc, a to spaghetti, a to ryż po chińsku, nie gardząc parówkami lub pamiętaną z PRL_u jajecznicą.
Mamusia przyjęła konwencję czekając dzień w dzień nad pustym talerzem na moje przyjście.
Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało - można by powiedzieć, ale w ten sposób jadłem z przyjemnością w ilościach które nie blokują tchu w piersiach.
Aby uprzedzić finał powiem, że wytrzymałem z teściową półtora miesiąca cierpliwie ucząc ją po obiedzie jak odbierać telefon nie wyłączając mu całkowicie dzwonka, oraz to, że o funkcjonowaniu telefonu decyduje nie siła naciskania guzików a kolejność ich naciskania.
Ktoś pewnie krzyknie teraz w moim kierunku
Santo subito ( Święty natychmiast)
Ja powiem raczej - Santo Dio ! (Boże Święty !)
A jeżeli już to raczej subito dopo ( zaraz potem )
Zaraz po czym?
Zaraz po tym gdy teściowa myjąc schody na piętro ( nie wiem po co ?) wodą kapiącą z mopa zalała mi płytę główną wieży RTV Pionieer i to tak skutecznie, że koszt wymiany spalonej przekracza koszt zakupu nowej wieży.
Myślałem, że wraz z wyjściem dzieci z domu wyjdzie też samosię.
Jak widać samosię ma się dobrze, a ja nie zrobiłem nawet dymu.
Ponoć z wiekiem mężczyznom obniża się testosteron.
Cała prawda jest zaś taka, że pomimo towarzystwa teściowej, suce zaszkodził niedźwiedź polarny. Ledwo przez niego uszła z życiem.
Jakimś sposobem suka weszła w posiadanie maskotki niedźwiedzia polarnego wielkości około 15 cm. Być może stres spowodowany brakiem małżonki, być może ciekawość spowodowały, że suka zeżarła tylne łapy niedźwiedzia z całym syntetycznym wnętrzem który miśka wypełniał.
W efekcie którejś kolejnej nocy musiałem wziąć na ręce cierpiące suczysko i dowieść do weterynarza.
Śmieci z polarnego miśka spowodowały niedrożność przewodu pokarmowego Weterynarz musiał więc zajrzeć do środka psa i co nieco z niego wyciągnąć.
A potem?
Potem mieliśmy szczęście, że w tym przypadku sprawdziło się powiedzenie o tym iż coś goi się jak na psie.
A ileż było z tego nerwów ?
Może i w naszym przypadku spełni się kolejne powiedzenie - czas goi rany, albo raczej nerwy.
A kota ? Kota ma to wszystko gdzieś
W związku z rekonwalescencją psa żona wróciła tydzień wcześniej, a teściowa poszła do swojego domu.
Jeżeli zaś myślicie, że to koniec tej historii, to powiem tak - w ciągu kolejnego tygodnia los zakręcił tak ruletką naszego życia, że to gotowy temat na kolejnego posta, albo nawet na kilka. Może, jak spojrzę na to z dystansu i dojdę do wniosku, że nie przekracza to mojej czerwonej linii.
Boże, nie mam jednak nudnego życia.
Kiedy czytam o tym ile emerytury mam otrzymywać w przyszłości, to albo to będzie bardzo nudna i utrzymana w jednym miejscu egzystencja, albo survivalowa walka o przetrwanie.
Pytanie którego sobie ze strachu nie zadaję brzmi - co lepsze?
***
W jakiś niezamierzony przeze mnie sposób blog mój stał się miejscem wymiany poglądów i doświadczeń z dziedziny magii i rzucania uroków. W zasadzie to była reklama jakiegoś speca od tych spraw.Pod jednym z postów zaroiło się od komentarzy, a każdy dziwnie opatrzony namiarami wraz z numerem telefonu.
Ponieważ podchodzę do tematu w sposób ostrożny, czyli nie rozważam spraw ani z tak zwanym mędrca szkiełkiem i okiem, ani jako wyznawca, postawiłem więc na neutralność. Postąpiłem jak ztem jak z węzłem gordyjskim.
Parafrazując Jachowicza mógłbym dodać - tylko posta, posta szkoda.
Ileś tam lat temu, pewna kobieta nie rzuciła na mnie uroku, ale posiadała tyle wewnętrznego ciepła, że to mną rzuciło o ścianę i zatrzepało jak postaciami w popularnych kreskówkach. Od tego czasu jestem pod wpływem tej samej kobiety i tego samego ciepła. Jak więc mawiają Rosjanie - nu i chwatit ! czyli no i wystarczy.
Poza tym powiedzenie żyć jak pies z kotem, ma w naszym domu pozytywne zabarwienie. Oto jak kot podjada z psiej miski
***
Zdecydowałem odpiąć sakwy i piórnik ze Yamahy. Przemyję i zakonserwuję w chłodne dni. Tylko tych dni chłodnych, a nawet zimnych na horyzoncie nie widać. Dzisiaj z rana temperatura na zewnątrz wynosiła 11 stopni Celsjusza.
Więc może nie odpinać jeszcze akumulatora? Tak przejechać w Boże Narodzenie motocyklem na Kazimierz, to by był dopiero lans.
Wiem, wiem zawsze lans atakowałem. Odrobina jednak chyba mnie nie zepsuje. Tak jak odrobina wódki, wina czy kawy. Specjalnie napisałem odrobina bo ta jednostka miary dla każdego znaczy co innego.
O "Maryśce" nie piszę bo nie wiem. Nie próbowałem, a do dziś żyję w przekonaniu że nie warto ryzykować.
Spoglądam na lampki do dekoracji domu. Aż się nie chce przy takiej temperaturze.
- Antoni - rzekł mój Anioł Stróż - tobie to naprawdę trudno dogodzić.
W latach poprzednich, kiedy na zimnie grabiały ci dłonie przy rozwieszaniu girland, marudziłeś, że zdałoby się trochę ciepła. Teraz jak masz ciepło to chcesz zimna.Ty się zdecyduj albo Hawaje albo Norwegia.
- A nie można by tak po staremu, w Polsce z umiarkowanym klimatem?
Brodzić w Wigilię po kolana w śniegu i wypatrywać pierwszej gwiazdki przy umiarkowanym chłodzie? Iść na Pasterkę słysząc skrzypienie butów na mrozie?
Anioł Stróż zamyślił się i nie wiem dlaczego odpowiedział mi po czesku :
- Pane Antonin to se nevrati
Jakoś dziwnie to przeczuwałem.
***
Polityka mnie brzydzi z każdym dniem coraz bardziej.
W czasach słusznie minionych Jacek Kaczmarski śpiewał
... Zapisałem się do takich,
co tym interesem kręcą,
mówią, że się to opłaca i pomaga w studiowaniu,
muszę składki płacić, chodzić na zebrania i nic więcej,
za to wezmą pod uwagę mnie przy każdym typowaniu
Mówią że jak wytypują,
to zbić można szmal nie wąski
i tak samo bez kolejki można dostać tu mieszkanie,
lepsze to niż trzymać świnie, bo się nie ubabrzesz w łajnie
tylko w samym tym że jesteś - swoje masz wyrachowanie...
List... - Jacek Kaczmarski
Ustrój się zmienił a zasady pozostały.
Włosy stają mi dęba i chociaż wydaje się to już niemożliwe, to z każdym dniem bardziej.
Nie mam talentu Kaczmarskiego, ale muszę to wyrzucić z siebie. Taką odrobinę naiwności, bo mnie to okrutnie drażni.
Siedzi lisek przy korycie
taki to ma dobre życie
I tym wcale się nie łamie
Że co powie zaraz skłamie
Szampan, kawior, marmolada
A na ludzi trwoga blada
Spada i pikując pyskiem
Sprawy im zohydza wszystkie
Czy polityk kłamać musi?
Kiedyś w dupę od mamusi.
Ojciec strzelał ręką w pysk
Aby zalśnił prawdy błysk.
Dość już tego oszukaństwa
że to jest dla dobra państwa.
Tego Państwa
Ponoć z myślą o politykach, przed samymi świętami wypuszczono partię golarek, z których można korzystać bez lustra. W ten sposób nie trzeba patrzeć sobie w oczy. Z pewnością się przyjmą. Amen
***
Bez względu na to czy tego chcemy czy nie, każdy kolejny dzień zbliża nas do Świąt. Potem do Nowego Roku, następnie do świąt kolejnych, a wszystkie przeżyte dni przybliżają do emerytury, którą chciałbym jak już przyjdzie potraktować nie jako odpoczynek wojownika, a swego rodzaju finansowe bezpieczeństwo.
A niechaj i na emeryturze oglądają moja gębę codziennie jacyś ludzie z którymi mógłbym załatwiać służbowe sprawy. Jeśli tylko zdrowie pozwoli.
Póki zaś to się jeszcze nie staje, biorę się do rozplątywania sznura światełek
i wieszania wokół domu.
Zona narzeka zaś, że w tej temperaturze ani kapusty, ani grzybów, ani ryb na zewnątrz nie można zmagazynować. Jak na Hawajach.
Ja podpijam czerwone wino które można podawać w temperaturze pokojowej.
Korzystając zaś z okazji składam Najserdeczniejsze życzenia wszystkim tym którzy pomimo moich pisarskich kaprysów, zaglądają w to miejsce od czasu do czasu
Są jednak rzeczy które wywołują u mnie żywą reakcję, a przynajmniej lekkie zainteresowanie.
Świat się zmienia. Zmienia go technika, nie wiem jednak czy na lepsze.
Kiedyś gdy nie było jeszcze ta popularnych PC-tów o i o telefonach komórkowych nawet nie marzyliśmy, jako człowiek zorganizowany prowadziłem swój terminarz.
Pod datami widniały damskie imiona skorelowane z godziną i miejscem.
Żeby być precyzyjnym, biorąc pod uwagę moje zasady i możliwości, z reguły było to ciężko wywalczone jedno imię. Potem inne ponieważ nigdy nie unikałem ciężkich zadań, a kochliwy byłem.
Teraz technika smartfonów pozwala na łatwe prowadzenie kalendarza i ja z tego korzystam. Zapisuję skrupulatnie. Skorelowane z datą i godziną są wpisy typu: kardiolog, urolog, diabetyk i okulista.
No nie wiem czy ten rozwój techniki wpłynął na mnie aż tak pozytywnie.
Nie jestem jednak luddystą.
***
Oglądam przetarcia i zabrudzenia na mojej skórzanej kurtce motocyklowej i takich samych spodniach.
Z obcasów butów kowobojskich pospadały blaszki a to z powodu intensywności jazdy. Sakwy przy motocyklu też wyglądają na zdefasonowane. Ileż to razy kończyłem już sezon w tym roku. Najpierw 22 września w Czarnym Potoku koło Nowego Targu, po to by miesiąc później wybrać się do Zakopanego. A kiedy ściął mróz pokazując - 6 stopni, powiedziałem - koniec.
I znów nie dotrzymałem słowa. 8 grudnia jechałem w paradzie motocykli, były przecież tak zwane Motomikołaje.
Zbieramy się na motocyklach przebrani w stroje mikołajów, wrzucamy do puszki jakieś datki które idą na szczytny cel. A potem w towarzystwie policji i służb porządkowych ruszamy do centrum. W tym roku na Placu Szczepańskim spotkało się około tysiąca motocyklistów, by rozdawać cukierki i cieszyć dzieci swoim widokiem.
Z uzbieranych pieniędzy remontuje się już świetlica w jednym z ośrodków pomocy matce i dziecku.
Warto pomagać, to pierwsze spostrzeżenie.
A drugie to takie, że motocykliści to nie tylko tak powszechnie określani dawcy narządów. Każdy z nas ma przecież swoją drugą stronę.
***
Działo się to kiedyś,
bardzo dawno temu, kiedy nie w głowie były mi dzieci, żona i
stabilizacja, a większość czasu zajmowały mi rozmyślania o tak zwanej
chwilowej bliskości. Otrzymałem list od pewnej dziewczyny z którą
łączyło mnie z dnia na dzień coraz mniej.
A
ponieważ od dawana lubiłem ubarwiać swoje wypowiedzi treściami
patetycznymi, powiedziałem jej, że odchodzę ponieważ zacząłem myśleć o
niej jak o kobiecie, a chciałbym być wobec niej uczciwy.
Pewnie już kiedyś o tym wspominałem, a nie mam w głowie wszystkich popełnionych 1200 postów. Wybaczcie.
Niezbędne
wydaje mi się przypomnienie, młodszej części czytelników że dorastałem
w okresie kiedy nie ciągnęło się dziewczyny do łóżka na pierwszej
randce, a bywało, że najpierw trzeba było trochę zedrzeć zelówki.
Wracając zaś do tematu.
List mój z tym hiobowym wyznaniem, przeczytała jej matka.
(Tacy bywali kiedyś rodzice).
Dziewczyna napisała co pamiętam pomimo upływu ponad czterdziestu kilku lat
- Moja mama mówi, że ja to mam szczęście do porządnych ludzi.
Nie zastanawiałem się wtedy nad sarkazmem tej wypowiedzi, a jednie nad tym, że ktoś inny został świadkiem tej "dyplomatycznej"wypowiedzi.
Z czasem zaczęło mnie z tego powodu uwierać sumienie, ale przyznam szczerze - nie za bardzo.
Potem
zachowywałem się tak lub siak, ale nie stawiałem sobie tak wysoko
poprzeczki. Z reguły chciałem być tylko w porządku, czasem trzeba było
być aż...
Dobry człowiek, zły człowiek. Czy dla słusznej sprawy można być złym ?
A czy kilka złych zachowań nawet takich niewielkich, pozbawia nas możliwości bycia dobrym?
Kto ma prawo do ocen?
Zawsze uważałem, że ludzie są dobrzy z natury.
Jestem świeżo po lekturze książki Piotr Reszki - "Płuczki"
Książka ma również podtytuł - Poszukiwacze żydowskiego złota, co tłumaczy prawie wszystko.
Trafiłem tam na taki oto fragment rozważań autora :
"Staram się nikogo nie oceniać. Myślę,
że człowiek jest zły z natury. Rodzi się egoistą. Kocha tylko
siebie. Złe cechy ma rozwinięte od początku, dobra musi się
nauczyć. Dobrym człowiekiem można się dopiero stać, ale trzeba
wykonać pewną pracę. Wierzę, że każdy ma w sobie zalążek
dobra, od niego zależy co z nim zrobi. Ale też nie każdy jest w
stanie podjąć taki wysiłek i nie każdy czuje taką potrzebę "Dobry człowiek, zły człowiek. Czy dla słusznej sprawy można być złym ?
A czy kilka złych zachowań nawet takich niewielkich, pozbawia nas możliwości bycia dobrym?
Kto ma prawo do ocen?
Zawsze uważałem, że ludzie są dobrzy z natury.
Jestem świeżo po lekturze książki Piotr Reszki - "Płuczki"
Książka ma również podtytuł - Poszukiwacze żydowskiego złota, co tłumaczy prawie wszystko.
Trafiłem tam na taki oto fragment rozważań autora :
Chociaż nie chciałbym stracić tej naiwnej wiary w ludzi, coraz częściej łapię się na tym, że mój optymizm wynika z braku informacji.
Stare powiedzenie głosi - optymista to tylko źle poinformowany pesymista.
Nie masz większych problemów ? - spytał ktoś podsumowując moje rozważania.
Mam ale to nie zwalnia mnie od zadawania pytań. Zwłaszcza sobie.
***
Pewnie zadajecie sobie pytanie co gnało mnie na koniec października motocyklem do Zakopanego?
Powiem więcej przez następny miesiąc byłem prawie co tydzień w tej stolicy polskich gór. Po prawie trzech latach, małżonka moja otrzymała skierowanie na turnus rehabilitacyjny.
Rzuciła się więc w wir wirówek, masę masaży i w fale szpitalnego basenu.
A że po prawie czterdziestu wspólnych latach, nawet kawa smakuje inaczej w pojedynkę, siadałem za kierownicą i gnałem na ile Zakopianka pozwoliła.
Ponieważ w domu został domowy pies i kot który co prawda jest wolny jak dzika świnia, ale od czasu do czasu wpada do domu by łyknąć coś z michy lub sprawdzić obecność, żona zaprosiła do domu teściową.
Teściowa samą swoją obecnością zapewnić miała rozrywkę i poczucie bezpieczeństwa domowemu inwentarzowi.
Na wszelkie możliwe sposoby prosiłem by nic nie gotowała, bo mnie nie odpowiada kuchnia rodem z PRL-u. Ciężkie zawiesiste sosy, obowiązkowe mięso ( bo zdrowe) i pełna od śmietany 18-stki zupa.
W zamian, to ja po powrocie z pracy uruchamiałem kuchenkę i tworząc, a to spaghetti, a to ryż po chińsku, nie gardząc parówkami lub pamiętaną z PRL_u jajecznicą.
Mamusia przyjęła konwencję czekając dzień w dzień nad pustym talerzem na moje przyjście.
Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało - można by powiedzieć, ale w ten sposób jadłem z przyjemnością w ilościach które nie blokują tchu w piersiach.
Aby uprzedzić finał powiem, że wytrzymałem z teściową półtora miesiąca cierpliwie ucząc ją po obiedzie jak odbierać telefon nie wyłączając mu całkowicie dzwonka, oraz to, że o funkcjonowaniu telefonu decyduje nie siła naciskania guzików a kolejność ich naciskania.
Ktoś pewnie krzyknie teraz w moim kierunku
Santo subito ( Święty natychmiast)
Ja powiem raczej - Santo Dio ! (Boże Święty !)
A jeżeli już to raczej subito dopo ( zaraz potem )
Zaraz po czym?
Zaraz po tym gdy teściowa myjąc schody na piętro ( nie wiem po co ?) wodą kapiącą z mopa zalała mi płytę główną wieży RTV Pionieer i to tak skutecznie, że koszt wymiany spalonej przekracza koszt zakupu nowej wieży.
Myślałem, że wraz z wyjściem dzieci z domu wyjdzie też samosię.
Jak widać samosię ma się dobrze, a ja nie zrobiłem nawet dymu.
Ponoć z wiekiem mężczyznom obniża się testosteron.
Cała prawda jest zaś taka, że pomimo towarzystwa teściowej, suce zaszkodził niedźwiedź polarny. Ledwo przez niego uszła z życiem.
Jakimś sposobem suka weszła w posiadanie maskotki niedźwiedzia polarnego wielkości około 15 cm. Być może stres spowodowany brakiem małżonki, być może ciekawość spowodowały, że suka zeżarła tylne łapy niedźwiedzia z całym syntetycznym wnętrzem który miśka wypełniał.
W efekcie którejś kolejnej nocy musiałem wziąć na ręce cierpiące suczysko i dowieść do weterynarza.
Śmieci z polarnego miśka spowodowały niedrożność przewodu pokarmowego Weterynarz musiał więc zajrzeć do środka psa i co nieco z niego wyciągnąć.
A potem?
Potem mieliśmy szczęście, że w tym przypadku sprawdziło się powiedzenie o tym iż coś goi się jak na psie.
A ileż było z tego nerwów ?
Może i w naszym przypadku spełni się kolejne powiedzenie - czas goi rany, albo raczej nerwy.
A kota ? Kota ma to wszystko gdzieś
W związku z rekonwalescencją psa żona wróciła tydzień wcześniej, a teściowa poszła do swojego domu.
Jeżeli zaś myślicie, że to koniec tej historii, to powiem tak - w ciągu kolejnego tygodnia los zakręcił tak ruletką naszego życia, że to gotowy temat na kolejnego posta, albo nawet na kilka. Może, jak spojrzę na to z dystansu i dojdę do wniosku, że nie przekracza to mojej czerwonej linii.
Boże, nie mam jednak nudnego życia.
Kiedy czytam o tym ile emerytury mam otrzymywać w przyszłości, to albo to będzie bardzo nudna i utrzymana w jednym miejscu egzystencja, albo survivalowa walka o przetrwanie.
Pytanie którego sobie ze strachu nie zadaję brzmi - co lepsze?
***
W jakiś niezamierzony przeze mnie sposób blog mój stał się miejscem wymiany poglądów i doświadczeń z dziedziny magii i rzucania uroków. W zasadzie to była reklama jakiegoś speca od tych spraw.Pod jednym z postów zaroiło się od komentarzy, a każdy dziwnie opatrzony namiarami wraz z numerem telefonu.
Ponieważ podchodzę do tematu w sposób ostrożny, czyli nie rozważam spraw ani z tak zwanym mędrca szkiełkiem i okiem, ani jako wyznawca, postawiłem więc na neutralność. Postąpiłem jak ztem jak z węzłem gordyjskim.
Parafrazując Jachowicza mógłbym dodać - tylko posta, posta szkoda.
Ileś tam lat temu, pewna kobieta nie rzuciła na mnie uroku, ale posiadała tyle wewnętrznego ciepła, że to mną rzuciło o ścianę i zatrzepało jak postaciami w popularnych kreskówkach. Od tego czasu jestem pod wpływem tej samej kobiety i tego samego ciepła. Jak więc mawiają Rosjanie - nu i chwatit ! czyli no i wystarczy.
Poza tym powiedzenie żyć jak pies z kotem, ma w naszym domu pozytywne zabarwienie. Oto jak kot podjada z psiej miski
***
Zdecydowałem odpiąć sakwy i piórnik ze Yamahy. Przemyję i zakonserwuję w chłodne dni. Tylko tych dni chłodnych, a nawet zimnych na horyzoncie nie widać. Dzisiaj z rana temperatura na zewnątrz wynosiła 11 stopni Celsjusza.
Więc może nie odpinać jeszcze akumulatora? Tak przejechać w Boże Narodzenie motocyklem na Kazimierz, to by był dopiero lans.
Wiem, wiem zawsze lans atakowałem. Odrobina jednak chyba mnie nie zepsuje. Tak jak odrobina wódki, wina czy kawy. Specjalnie napisałem odrobina bo ta jednostka miary dla każdego znaczy co innego.
O "Maryśce" nie piszę bo nie wiem. Nie próbowałem, a do dziś żyję w przekonaniu że nie warto ryzykować.
Spoglądam na lampki do dekoracji domu. Aż się nie chce przy takiej temperaturze.
- Antoni - rzekł mój Anioł Stróż - tobie to naprawdę trudno dogodzić.
W latach poprzednich, kiedy na zimnie grabiały ci dłonie przy rozwieszaniu girland, marudziłeś, że zdałoby się trochę ciepła. Teraz jak masz ciepło to chcesz zimna.Ty się zdecyduj albo Hawaje albo Norwegia.
- A nie można by tak po staremu, w Polsce z umiarkowanym klimatem?
Brodzić w Wigilię po kolana w śniegu i wypatrywać pierwszej gwiazdki przy umiarkowanym chłodzie? Iść na Pasterkę słysząc skrzypienie butów na mrozie?
Anioł Stróż zamyślił się i nie wiem dlaczego odpowiedział mi po czesku :
- Pane Antonin to se nevrati
Jakoś dziwnie to przeczuwałem.
***
Polityka mnie brzydzi z każdym dniem coraz bardziej.
W czasach słusznie minionych Jacek Kaczmarski śpiewał
... Zapisałem się do takich,
co tym interesem kręcą,
mówią, że się to opłaca i pomaga w studiowaniu,
muszę składki płacić, chodzić na zebrania i nic więcej,
za to wezmą pod uwagę mnie przy każdym typowaniu
Mówią że jak wytypują,
to zbić można szmal nie wąski
i tak samo bez kolejki można dostać tu mieszkanie,
lepsze to niż trzymać świnie, bo się nie ubabrzesz w łajnie
tylko w samym tym że jesteś - swoje masz wyrachowanie...
List... - Jacek Kaczmarski
Ustrój się zmienił a zasady pozostały.
Włosy stają mi dęba i chociaż wydaje się to już niemożliwe, to z każdym dniem bardziej.
Nie mam talentu Kaczmarskiego, ale muszę to wyrzucić z siebie. Taką odrobinę naiwności, bo mnie to okrutnie drażni.
Siedzi lisek przy korycie
taki to ma dobre życie
I tym wcale się nie łamie
Że co powie zaraz skłamie
Szampan, kawior, marmolada
A na ludzi trwoga blada
Spada i pikując pyskiem
Sprawy im zohydza wszystkie
Czy polityk kłamać musi?
Kiedyś w dupę od mamusi.
Ojciec strzelał ręką w pysk
Aby zalśnił prawdy błysk.
Dość już tego oszukaństwa
że to jest dla dobra państwa.
Tego Państwa
Ponoć z myślą o politykach, przed samymi świętami wypuszczono partię golarek, z których można korzystać bez lustra. W ten sposób nie trzeba patrzeć sobie w oczy. Z pewnością się przyjmą. Amen
***
Bez względu na to czy tego chcemy czy nie, każdy kolejny dzień zbliża nas do Świąt. Potem do Nowego Roku, następnie do świąt kolejnych, a wszystkie przeżyte dni przybliżają do emerytury, którą chciałbym jak już przyjdzie potraktować nie jako odpoczynek wojownika, a swego rodzaju finansowe bezpieczeństwo.
A niechaj i na emeryturze oglądają moja gębę codziennie jacyś ludzie z którymi mógłbym załatwiać służbowe sprawy. Jeśli tylko zdrowie pozwoli.
Póki zaś to się jeszcze nie staje, biorę się do rozplątywania sznura światełek
i wieszania wokół domu.
Zona narzeka zaś, że w tej temperaturze ani kapusty, ani grzybów, ani ryb na zewnątrz nie można zmagazynować. Jak na Hawajach.
Ja podpijam czerwone wino które można podawać w temperaturze pokojowej.
Korzystając zaś z okazji składam Najserdeczniejsze życzenia wszystkim tym którzy pomimo moich pisarskich kaprysów, zaglądają w to miejsce od czasu do czasu
Wesołych Świąt
i Dużo Zdrowia
w Nowym 2020 roku
wszelkiej szczęśliwości
OdpowiedzUsuńi co to za hurt?
Oj Antoni, Antoni, ty nadal nawet po lekturze książki "Płuczki" uważasz że ludzie są dobrzy z natury i taki na przykład polityk nie może patrzeć w lustrze na swoją gębę kłamcy i hipokryty. A on może. I nie wróżę biznesowego powodzenia producentowi tych golarek. Pozdro JeryW_54
OdpowiedzUsuńPS. Motomikołaje to wspaniała sprawa
I Wam też :-)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten cytat, zupełnie nie jest sprzeczny z wiarą w ludzi.
Nowe golarki nie będą miały wzięcia, bo podejrzewam, oni nie mają problemu z patrzeniem sobie w oczy. Niestety.
Oraz cieszę się, że jest materiał na kolejne posty;-)
Wszystkiego dobrego Dobry Człowieku!
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż później, jak powiedział chiński (?) poeta :P
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za Twoimi postami, lżej się z nimi wchodzi w święta.
Pogodnych i zdrowych Świąt i stabilniejszego Nowego 2020 roku Tobie, Twoim najbliższym i domowej zwierzynie. Gejzerka
Bodaj w oktawie, ale zdążyłam ...Najlepszego , wszystkiego czego Ci potrzeba...
OdpowiedzUsuńHanula
Pisząc komentarz pod poprzednim postem, nie przypuszczałam, że tak szybko ziści się moje pragnienie. Cieszy mnie, że Twoja piękna suka nie dała się pokonać niedźwiedziowi, a jej wyrozumiałość dla kota jest godna pochwały. Tak jak Twoja dla Teściowej. Szkoda, że żona zrezygnowała z tygodnia rehabilitacji sanatoryjnej, bo na następną będzie musiała poczekać ponoć 3 lata(tak twierdzą Ci, którym udaje się wyjechać do sanatorium, nie należę do tego grona). Tobie, Żonie i pozostałym członkom Rodziny życzę spełnienia marzeń w tym nadchodzącym roku. Ukłony.
OdpowiedzUsuńDużo dobra, zdrowia i pomyślności dla Ciebie Antoni i Twojej Rodziny oraz Gości tego bloga.
OdpowiedzUsuńDo Siego Roku!
PS. Notkę czytam na raty,żeby nie nadwyrężyć wzroku.:)
Jak śpiewał Kaczmarski w Autoportrecie Witkacego:... że polityka dla mnie to w krysztale pomyje. Nic dodać, nic ująć
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego, Antoni:-)
OdpowiedzUsuńMiło było otworzyć Twój blog i nie odbić się od ściany. Tak się czułam kiedy uparcie co jakiś czas wchodziłam tutaj z nadzieją, że może tym razem nie nabiję sobie wirtualnego guza:-)
Lubię Twoje pisanie. Pomyślałam dzisiaj czytając, że róžnica pomiędzy mną czytającą i komentującą, a Tobą jest taka, że Ty po jakimś tam czasie nie będziesz pamiętał, że ktoś o takim imieniu jak ja komentował Twoje posty. Ja będę Twój blog pamiętać już zawsze, dopóki oczywiście cokolwiek będę pamiętać:-)
Odnoszę wrażenie czytając co piszesz, że trochę się tej nadchodzącej emerytury obawiasz. To kolejna zmiana w życiu na którą nie ma się ochoty, a z którą trzeba się pogodzić. A tak naprawdę to zyskuje się wreszcie dużo wolnego czasu, który trzeba jakoś zagospodarować.
Rzecz w tym, że tak naprawdę to tego czasu potrzebujemy kiedy jesteśmy młodzi i sprawni fizycznie, i umysłowo. Kiedy ciągnie nas do ludzi i świata, kiedy wszystko wokół wydaje się takie fascynujące. Na emeryturze dobrze jest odnaleźć tą zagubioną w życiowym pędzie fascynację życiem. Otrzepać z kurzu i odszukać w niej to co da motor naędowy do życia bez kieratu zarobkowania, ale też i mając na względzie, że wiele szczytów i dróg jest już nie do zdobycia.
Mnie pozwoliło cieszyć się emeryturą odejście z koszmarnej pracy. Przecięłam wszystkie łączące mnie z nią więzy i odżyłam. Dzisiaj budzę się z radością każdego dnia, chociaż problemów bynajmniej mi nie brakuje. Cieszy mnie ta nieznana dotąd radość ze wstawania ze słońcem czy deszczem, no i myśl, że niech sobie pada, nareszcie nie muszę pędzić rano na drugi koniec miasta do znienawidzonej pracy w deszczu, wietrze, czy na mrozie. No i takich i temu podobnych radości odnalazłam teraz wiele. Witam te radości jak niespodziewanych miłych gości w swoim życiu, dkurzam i pielęgnuję zapomniane już uczucia i fajnie mi z tym.
Pozdrawiam serdecznie dziękując za to, że dane mi było trafić na Twój blog, czytać, snuć refleksje, komentować. Dziękuję za to wirtualne spotkanie:-)
Wszystkiego dobrego, dla Ciebie, bliskich i rodzinnego zwierzyńca;-)
"Dobry człowiek"... Dobrzy ludzie nie istnieją. Wymarli tuż po mamutach. Istnieją tylko mniej lub bardziej udane kopie [podróbki, falsyfikaty, imitacje].
OdpowiedzUsuńWpadłem tu przelotem...
Pozdrawiam...
Przepraszam...