30 sierpnia 2010
| |
Wyobraź sobie stary, że wchodzę do domu i czuję się jakbym pomylił
drzwi. Nie ma moich płyt, nie ma moich kaset. Moje dokumenty gdzieś wsiąkły.
Pytam żony - gdzie to wszystko ? a ona z
rozbrajającą szczerością mówi mi, że
kast już się nie słucha, a płyt musiała się pozbyć bo potrzebuje miejsca. Fakt. Ja
ich nie słucham, ponieważ pracuję w
Irlandii. A przecież to były moje płyty, moje kasety, kupione z własnych pieniędzy,
które zaoszczędziłem nie paląc i
odmawiając sobie piwa. Do wielu byłem przywiązany emocjonalnie, gdyż były to pierwsze wydania i pamiętałem
okoliczności ich nabycia. Być może część
kaset należało po prostu wyrzucić, ale mogła to zaproponować w trakcie mojego
tutaj pobytu. Zrobiłbym to bez zbędnej
zwłoki. Ot jeszcze jedna podróż sentymentalna, w czasy mojej młodości.
Dodatkowo moje zdjęcia i pamiątki osobiste, wrzucone byle jak do reklamówki,
wypełniły pawlacz, dopychając zimowe kurtki i jesienne polary. Pamiątkowy
dyplom dziadka, najpewniej zgniótł się, podczas gdy jej zdjęcia od pierwszej
Komunii, leżą w równym rządku fotograficznego albumu. Jestem zdruzgotany. To
tak jakby ktoś próbował mnie wymazać gumką myszką z całego tego życia. Przecież
zabierając mi pamiątki, sprzęty, rzeczy które lubię pozbawia mnie tożsamości.
Zaborcy robili to na większą skalę i to nazywało się wynaradawianie. Za chwilę
nie będę miał po co wracać. A przecież ja tam pracuję, aby mieć do czego wrócić na starość. Przecież do emerytury zostało mi tyle ile
tobie Antoni.
Niekontrolowany wybuch zwierzeń, przesączonych żalem targał moim kumplem od czasu, kiedy wzburzony wszedł do mojego domu z
tradycyjną wizytą. Zamiast jednak
cieszyć się degustacją Jacka Danielsa zamieniłem się w słuchacza, widza
tego osobliwego monodramu. Oto od pewnego czasu podczas urlopów w kraju znajomy
zauważa brak swoich rzeczy. Najpierw była to kolekcja fajek, a powód prozaiczny
- brak miejsca. Niech tam pomyślał w
końcu od lat ich nie palę, cieszą tylko moje oczy. Przeżył, zapomniał.
Zdenerwował się kiedy następnym
razem stwierdził brak paru innych rzeczy. Tu tłumaczenie brakiem miejsca było o
tyle pokrętne, że właśnie wyprowadziło się jedno z dzieci i w szafach pojawiły
się pustki. I to przełknął po męsku, ale być może to był właśnie błąd
krytyczny. Ośmielona łatwością
czynionych kroków, szanowna
małżonka posunęła się do zamachu na rzeczy bardzo osobiste i emocjonalne.
Nie wszystkie jednak rzeczy związane z mężem traktuje w
taki chłodny instrumentalny sposób. Oto bez skrępowania korzysta z wpłat, które wierny małżonek dokonuje na jej rzecz z zadziwiającą regularnością. Nie przeszkadza
jej szelest związanych z mężem euro, czy
brzęk centów. Zdecydowanie jednak preferuje szelest banknotów, dopowiadając
kolejne powody dokonywania przelewów.
Tyle tej historii opowiadanej przez gościa, który z miesiąca na miesiąc traci
swoją przeszłość. Temat na scenariusz filmowy, albo materiał do pozwu
rozwodowego.
Kolega nie ma pisarskiego talentu, ma więc ograniczony
wybór.
Jak śpiewał Kazimierz Grześkowiak:
Czy już mnie nie kochasz?
Czy już masz innego ?
Czy co ?
|
27 sierpnia 2010
| |
Siedzę na wsi. W
zasadzie to również chodzę, leżę i co tam jeszcze trzeba, więc może lepiej
będzie napisać - przybywam. Chociaż tego chodzenia i leżenia mi się nie chcę i
poprzestać mógłbym na samym siedzeniu i gapieniu się ponad linię horyzontu.
Niczym baca, który tak lubił siedzieć wieczorami, kurzyć fajkę i myśleć, a
jak nie miał ochoty myśleć, to tylko kurzył. I mnie nie zawsze chce się myśleć
, szczególnie o tym co najbliżej mnie. Nie palę, więc element zajmowania rąk odpada. Bezrobotne ręce buntują się
chwytając się byle czego, najczęściej tym byle czym jest puszka chłodnego piwa.
Kamienna piwniczka sprzyja utrzymywaniu
odpowiedniej temperatury złotego płynu. Jest tylko jeden problem, piwniczka znajduje
się po przeciwnej stronie domu niż taras . Muszę więc chodzić po kolejne i tak koło się zamyka. Mógłbym oczywiście
przynieść od razu kilka, ale wtedy każde kolejne będzie cieplejsze od
poprzedniego. Nie powiem że całkiem nic
nie robię. Skosiłem trawę, przyciąłem
winorośl, aby się w niej nie zaplątać jak Marek Grechuta i bez tego mi
się poplątało. Coś tam dociąłem i
przybiłem, nawet pomalowałem. Kobiety w
postaci żony i teściowej rzuciły się natychmiast na porządki, jak gdyby chciały zamanifestować niedokładność mojego ostatniego sprzątania. A mówiłem tyle razy:
– Po wejściu doi
domu napijmy się herbaty, albo wina. Kurz poczeka.
Poza tym, abym nie musiał czuć się niepoprawnym
bałaganiarzem, proponowałem dzień
przejściowy. Jeden dzień po
przyjeździe, w którym nie poprawiają demonstracyjnie wszystkich
serwetek, narzut, pokrywek do garnków i
salaterek. Osiągamy wewnętrzny spokój, a drugiego dnia po stwierdzeniu w stylu
– ale się kurzy w tych drewnianych domach - można już
spokojnie szturmować z prochówką. Gadaj
sobie zdrów, przyzwyczajenie
drugą naturą. Natychmiast więc poczułem
się nie jak w moich Gorcach, a na podwórku sycylijskiego domu. Suszarki pełne wypranej pościeli, wietrzące
się poduszki i kołdry. Nie wiedziałem
czy ułożyć się w cieniu, czy może w słońcu? . Po stronie rzeczy pranych, czy
tylko wietrzonych?. Zaczynam rozumieć
skłonność Włochów do towarzyskich spotkań. Oni uciekają przed wizją tych
sznurów pełnych, koszul i majtek. Ja
natomiast nie bardzo mam się z kim spotkać, ponieważ w tygodniu wieś jest wyludniona. Oczywiście tylko o męską część mieszkańców, ale to prawie to samo. Nie pójdziesz przecież odwiedzić Maryśki, gdy jej Jasiek zbija szalunki pod
Warszawą. Tak się nie godzi, a poza tym obowiązuje męska solidarność. Siedzę więc i widzę przechodzące przez osiedle Zośki i
Hanki , czy Antośki. Wszystkie one z tym dzikiem błyskiem pożądania w oku, po którym można doczytać, że dopiero środa i stary wróci za dwa dni. Normalnie strach wyjść naprzeciw. Pozostaje Sycylia. Słyszałem, że pranie jest niezbędne, ale już
starożytni mówili, że naprawdę konieczne
jest tylko żeglowanie.
Wczoraj był pogrzeb. Jedna z kobiet
naszego osiedla zmarła. Nikt o którym mógłbym powiedzieć wiele słów.
Pamiętałem ją głównie z tego, że kiedy przejeżdżałem samochodem, zawsze pospiesznie schodziła z drogi brnąc w wysokiej trawie. Ja zaś za każdym razem miałem wyrzuty sumienia, że
spłoszyłem ja szybką jazdą. Tak więc na jednej drodze mijała się grzeczność z
niezręcznością.
Zmarła tak jak
żyła, cichutko, szybciutko, w szpitalu w Krakowie. Nie angażowała nikogo
z zapracowanych bliskich.
- Okazało się że miała dziurę w sercu - powiedziała
Jaśkowa Maryśka. Grabarz kopał szybko,
bo to była nadprogramowa mogiła. Ksiądz
się spieszył, bo był od dawna umówiony,
a potem wszyscy rozeszli się do siebie, ponieważ nikt nie organizował stypy. Rodzina zmarłej czyli syn i jego żona reprezentują po prostu niekonwencjonalny styl
bycia. Chociaż, czy obecnie ekstrawagancją
jest oczekiwanie otrzymania i
powstrzymywanie się przed dawaniem?
W naszym osiedlu
to nadal dziwi. Kiedy więc
koło siedemnastej uderzył w nozdrza zapach grillowanej kiełbasy, na pytanie:
- Jak to? grill w
środku tygodnia o tej godzinie.
Ktoś szybko rzucił:
- Może to Ci z
Rzeki robią grilla w ramach stypy.
Nikt nie był zaskoczony taką możliwością. Prawda była
jednak prozaiczna. Kiełbasę przypiekali pracownicy interwencyjni, którzy poprawiali drogę w osiedlu. Niech tam.
Może dzięki ich pracy nie będziemy musieli zjeżdżać lub wyjeżdżać, z boskim imieniem na ustach. Wracając zaś do
tej co odeszła. Może pamięć o Marysi z
Rzeki będzie lepsza niż jej spłoszone życie.
Wieczorami robi się zimno. To norma w myśl przysłowia - od świętej Hanki zimne wieczory i ranki. Za chwilę ponad kartofliskami zacznie się
snuć dym, duszący i gęsty, to zawsze
najpełniej określa jesień. Naszą drewnianą chałupę już wizytują polne
myszy, jak gdyby chciały sprawdzić czy
zimą tu się da przemieszkać. Bezczelne
są i wypasione zbożem. To co powoduje, że bez
lęku próbują spacerować przez pokój, kiedy oglądam
informacje, świadczy o ich niepohamowanej ciekawości świata. Niestety ta mysia
ciekawość jest dla nich zabójcza. Ciekawość świata potrafię zrozumieć, ale mnie bardziej irytuje ta mysia bezczelność.
W tym roku nie nastawiłem żadnej nalewki. Schodzę na
dziady. A zeszłoroczna jest wyśmienita, nie za słodka, niezbyt cierpka.
Degustacje przeciągają się do późnych godzin wieczornych. Jakąś muzyczka, kilka
świec i sączenie z kryształowych kieliszków, uzupełnianych z takiej samej
karafki. Niespiesznie, delikatnie, kropla po kropli. Nie w celu przyspieszenia pulsowania
skroni, ale by odkryć aromat wszystkich zatopionych w niej owoców.
Boże, jeżeli tak
jej kadzę mając pełny kieliszek przed sobą, co będę mówił
gdy mi kiedyś jej zabraknie? Dymion
ma w końcu ograniczoną pojemność, a ja niczym Zagłoba nienawidzę pustych
naczyń.
Dzisiaj zadzwonił magiczny telefon. Wychodzi na to, że to właśnie to odbicie od dna, którego
potrzebowałem. Na razie nie piszę nic więcej aby nie zapeszyć
To może jakiś
grill bez smutnej okazji. Szczególnie że
jutro przyjeżdża Starszy ze swoją nową partnerką, miłością, zwał jak chciał. Duże zmiany zauważyłem u mojego dziecka, szczególnie na zdjęciach. Nie pamiętam czy już
o tym pisałem. Jeżeli tak, przepraszam
że się powtarzam, ale powód jest. Nie ma już tego frasobliwego spojrzenia i
wyłącznie czarnych ubrań. Zauważył że biały to również kolor. Nie jestem nerwowy, na pastele
przyjdzie czas. Poza tym ten uśmiech na każdym zdjęciu mówi
sam za siebie.
Zapowiada się, że będzie to pierwszy spokojny weekend od
ponad dwóch miesięcy.
|
24 sierpnia 2010
| |
Rok to nie wyrok, a dwa lata jak za brata – głosiło stare
powiedzenie siedzących pod celą. Dzisiaj
w
dobie rozluźnienia więzi rodzinnych,
pewnie już nie używane. Wynika z
niego, że dwa lata to niezmiernie mało
czasu. Osadzeni dodatkowo bagatelizują
ten czas mówiąc, że to tylko dwie
niedziele… palmowe.
Fakt. Nawet z perspektywy mojego wieku, a nie jest on matuzalemowy, to niewiele. Ot właśnie tyle ile mija od
czasu, kiedy zamieściłem swój pierwszy post jeszcze bez tytułu ale już o seksie.
Na jedzenie przyszedł czas nieco później. Od początku odrzuciłem politykę. Tak
jest zdrowo, tak kiedyś było
również bezpieczniej. O to ostatnie nie dbam, wszak my kochamy niebezpieczeństwo. W poprzednim zdaniu
po my powinienem wpisać Polacy albo
naród, ale tym narodem wielu ostatnio wyciera sobie gębę, namaszczając się jego rzecznikami, sumieniem, wolą. O przepraszam bardzo,
wypraszam sobie.
Wracając do dat. Mała roczniczka jest i
minie. Mam nadzieję że będą następne, a tak zwany konsumpcjonizm nie
przesłoni mi spojrzenia na otaczający
świat. Na razie nie przesłonił; życie o
to zadbało ograniczając mi konsumpcję. Nie tracę więc na razie tej naiwnej wizji własnego podwórka i wiary,
że przy odrobinie wyobraźni, jak klocki lego można to życie poukładać w całkiem przyjemny widoczek.
Potrafię dochować
tajemnicy. Nikomu z rodziny, ani znajomych nie podałem adresu mojego bloga. Dzięki temu korzystam ze swobody myśli i ich artykułowania.
Nie znaczy to wcale, że tej wolności nadużywam. My pokolenie
dorastające w poprzednim systemie, sami potrafimy sobie założyć jakieś granice. Niestety jest to umiejętność
wymierająca. Informuję o fakcie pisania i zachęcam
do poszukiwań. Nie trzeba
wielkiej dociekliwości, aby odnaleźć mnie po śladach, które gęsto pozostawiłem w sieci i nie chodzi bynajmniej
o adres IP pozostawiany na
stronach WWW. Czy im się to udało? Nie wiem i nie drżę z tego powodu. Jeżeli
uważam kogoś za ch..a potrafię mu to
powiedzieć bez pośrednictwa bloga.
Cieszę się że dzięki zamieszczanym regularnie notatkom, poznałem paru fantastycznych ludzi, z którymi wymieniam się komentarzami pod
tekstem i mailami poza nim. Dziękuję.
A poza tym, jak to już kiedyś pisałem - jestem jaki jestem.
Tanie wino musujące gubi bąbelki, a więc - Na
zdrowie.
|
22 sierpnia 2010
| |
Od pewnego czasu czułem ostry ból pod łopatką. Nie
zastanawiając się nad przyczynami zastosowałem terapię, w postaci maści przeciwzapalnej, dobrej i reklamowanej
w TV. Niestety bez rezultatu. Tensa
czyli elektroimpulsy targające mięśnie w tę i w tamtą – bez rezultatu. Ogólna
gimnastyka podobnie. I wtedy zacząłem
analizować przyczyny tego bólu. I kiedy tak zbierałem fakty, zdarzenia, cofając się jednocześnie w czasie, doszedłem do przerażających
wniosków. To boli ślad po nożu, który
przyjaciel wbił mi w plecy.
… Gdy zimą przy
kominku siedzimy dwaj przy świecy
Przyjaciel zawsze
może sztylecik wbić ci w plecy
Troszeczkę dobrej
woli troszeczkę wyobraźni
i można już
zaśpiewać piosenkę o przyjaźni…
Piosenkę o takich mnij więcej słowach słyszałem w latach
siedemdziesiątych, w kabaretowym programie Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy w III Programie PR. Śmiesznie przewrotne,
może dlatego zapamiętałem. Bez analizy,
bo jakże to przyjaciel i nóż w plecy. Te dwie rzeczy nie funkcjonują łącznie.
Życie jednak potrafi udowodnić wszystko, łącząc ze
sobą najdziwniejsze sprzeczności.
Doświadczyłem tego
kilka razy.
Jednak co nas nie zabija, to nas wzmacnia - głosi znane
powiedzenie.
Wychodząc z tego założenia, to powinienem być nieśmiertelny niczym Superman.
A tu kłuje ślad po nożu, aż drętwieje ręka. Dzięki Bogu
lewa.
Szczerzę kły niby w uśmiechu, jak ten zając, który chciał latać. Skoczył ze skały i
machając łapami symulował lot. Spadł z
głośnym łomotem, aż przednie zęby wybiły mu się w ziemię.
- Ty się możesz śmiać, aleś zdrowo przypierdzielił -
mówił do niego orzeł, skrzydlaty
nauczyciel latania.
- Ależ ty jesteś
pełen humoru - mówią nieświadomi znajomi,
a to tylko połyskują te zęby wbite w ziemię. Nie zdążyłem jeszcze
zamknąć ust z zadziwienia.
…Gdy masz
pieniądze przyjmie, przychyli chętnie nieba
Powierzysz coś w
sekrecie, doniesie tam gdzie trzeba…
Czujny i rozsądny
twardo stąpający po ziemi, po raz kolejny dałem się nabrać na plewy.
Teraz jednak nie
zaryzykowałem tajemnicą, zaryzykowałem rodziną.
Tajemnicą były zaś ustalenia pomiędzy nami. Dżentelmeńska,
niepisana umowa gwarantowana
przyjacielskim podaniem ręki i tak
zwanym honorem inżyniera. Trzeba coś
więcej?
Okazuje się że trzeba.
W sytuacjach trudnych, powoływanie się na dżentelmeńskie
umowy jest bez sensu. Dżentelmenom nie trzeba jej przypominać, a w innym
przypadku nie ma mocy.
- Mówiłeś tak
- Ja?
- Negocjowaliśmy to trzy dni.
- Nie przypominam sobie tego fragmentu.
- Zapewniłeś, że mogę czuć się bezpiecznie.
- ( cisza)
- Dlaczego teraz milczysz?
- ( cisza )
Dalsze powoływanie się na swoją dobrą pamięć nie ma sensu w sytuacji, gdy to druga strona ma cała talię kart w
dłoniach. I przydzieli ci komplet dwójek
i trójek, by zaraz po tym krzyknąć
-Sprawdzam, karty
na stół.
Potrzebne mi były te zmiany w życiu jak dziwce majtki.
Poniósł mnie romantyzm i deklarowana troska o los moich
najbliższych. I dodatkowo znana doskonale
mojemu znajomemu, aktualna sytuacja
rodzinna.
- Stary nie zostawimy Cię samego w takiej sytuacji.
Podjąłem się wyzwania, ujęty tą troską.
Rzuciłem się na
głęboką wodę.
Bez łodzi ratunkowej, bo proponowany kolor burt nie podobał się znajomym.
Silnika też nie było, bo nie podjęto decyzji
jaki ma być. Benzynowy?, a może
wysokoprężny?
Wiosła miały być pod kolor burt, ale wiadomo, koloru burt
nie uzgodniono.
Skacz, łódka nadpływa.
Skoczyłem. Kiedy nabrałem wody powyżej ust, okazało się
że nie posiadam nawet deklarowanej
kamizelki ratunkowej.
Miała być na wyposażeniu, a ja nie uwierzyłem nie
sprawdzając.
Ślepy w karty nie gra – powie ktoś po przeczytaniu
tekstu. Tak jest ślepy i naiwny.
Ale co zostanie człowiekowi jak odrzuci wiarę, w miłość,
przyjaźń czy elementarną sprawiedliwość?.
Czy ot tak odrzucicie wyciągniętą dłoń węsząc
nieszczerość?
Mam nadzieję, że wystarczy mi powietrza, aby dobić do brzegu, a wtedy zapamiętam na zaś
zasadę ograniczonego zaufania. I żeby nie wytkać palców między męża a żonę, nawet w sprawach służbowych. Nawet gdyby oboje cię o to bardzo prosili.
I oczywiście liczyć tylko na siebie.
…Troszeczkę dobrej woli troszeczkę wyobraźni
i
można już zaśpiewać piosenkę o przyjaźni…
|
18 sierpnia 2010
| |
Świnie te miastowe. Niby takie wykształcone, a świnie. W
całym pokoju walały się puszki po piwie, butelki po wódce i puste opakowania po
jedzeniu. Przede wszystkim torebki po chipsach i kubki
z McDonaldsa. Maryśka z niesmakiem brała w te śmieci w dwa palce i
wrzucała do dużego czarnego worka, w jaki wyposażyła ją miejscowa firma śmieciarska. Wyposażyła to
może dużo powiedziane, bo za każdy, jej Stary wyłożył po dziesiątce.
Zaraz doliczyli tę dychę do czynszu za pokój, tak więc na ekologii, przy oszczędnych
turystach wychodzili do przodu. Przy tych ostatnich może się to jednak nie
udać. Wór wypełniony był już w połowie, a ona co chwila dorzucała wygrzebane
dosłownie spod ziemi śmieci.
No zrobione. Dla
porządku odsunęła jeszcze od ściany
łóżko, zaglądając w poszukiwaniu jakichś
miastowych pamiątek. Trafiłam – pomyślała
gdy coś zsunęło się pod łóżko. Narzekając na swoją dociekliwość uklękła najpierw na jedno, a następnie na drugie kolano. Pochyliła się głęboko i sięgnęła wyciągniętą
ręką jak najdalej potrafiła. Po chwili
palcami wyczuła coś co wydawało jej się grzbietem gazety. Pociągnęła do siebie. Był to rzeczywiście kolorowy magazyn.
Po zdjęciach jednak rozpoznała, że nie była to Viva ani Gala, które często pozostawiają turyści. Trochę
świata i parę przepisów dzięki nim poznała. Kultura i to całkowicie za darmo. Z ciekawością
otworzyła stronę drugą i trzecią.
Oczy robiły jej się coraz większe, przypominały już monety pięciozłotowe. Ona nie przerywała oglądania.
Z otwartymi ustami cofnęła się do
tytułowej strony.
- D-o-m-i-n-o - wysylabizowała tytuł.
Magazyn w żadnym
fragmencie nie był jednak poświęcony tej wspaniałej grze. Jeszcze raz złożyła litery do kupy.
- D-o-m-i-n-a - zabrzmiało przy drugiej próbie.
Domina, tego to już
zupełnie nie rozumiała. Rozłożona gazeta spoczęła na kolanach, a ona podniosła dłonie do głowy, poprawiając włosy. Robiła tak zawsze kiedy była zmieszana, zdenerwowana, czy zawstydzona. Teraz
była zawstydzona, totalnie zawstydzona. Przeleciała jeszcze
stronę drugą i trzecią, a następnie
błyskawicznie czternastą, piętnastą i szesnastą, by za chwilę cofnąć się do siódmej i ósmej.
Ja cie pierniczę – zaklęła z wrażenia
I chociaż Maryśka miała już swoje pięćdziesiąt osiem lat,
nie była tak kompletnie zacofana. Widziała parę filmów o miłości
i coś tam jednym okiem po dwudziestej trzeciej. Nie była pasjonatką wyuzdania, ale przyjmowała do wiadomości, że świat pognał mocno do przodu.
- Mnie tam z tym nie po drodze - mówiła komentując opowieści męża po filmie
z Internetu,
który Franek pokazał mu ukradkiem,
gdy wypili dwie flaszki. To było chyba po ostatnich
sianokosach, ale starego trzyma do dzisiaj. Widziała też parę kolorowych gazetek z równie
kolorowymi dziewczynami. Na błyszczących
stronach, w różnym stopniu rozebrania,
dziewczyny prężyły się do obiektywów
aparatów fotograficznych. Faceta na
łańcuchu widziała pierwszy raz. Zimny dreszcz przeszedł jej przez kręgosłup, kiedy zobaczyła tę fotografię.
Jakaś kobieta ubrana w
czarny obcisły, błyszczący
kostium i buty na wysokim obcasie, w zapamiętaniu okładała pejczem faceta.
Gołego faceta.
- Koniec świata i Sodoma z Gomorą - jak miała w zwyczaju komentować ekscentryczne widoki. Gazetę wrzuciła do worka z pozostałymi
odpadami i przygotowała do wywiezienia na następny tydzień. A potem dzień potoczył się jak zwykle. Obiad,
nowi goście, a więc zajęcie do
wieczora. I jak od lat krowy, świnie i
kury. Od lat w tej samej kolejności. Nie
widać było jeszcze końca tej harówki, kiedy czerwona kula słońca kładła się za
horyzont. Potem zapadł zmrok.
Maryśka odmówiła
swoją wieczorną modlitwę i wgramoliła się na wysokie małżeńskie łóżko. Stary leżał już z lewej strony, przewrócony na
bok tyłkiem do środka i zarzynał miarowo.
Świadczyło to o tym, że objął go we władanie ożywczy sen
rozładowujący napięcie. Napięcie zresztą to on rozładował sobie wcześniej, kiedy ze Staszkiem od Miarki wypili flaszkę gorzałki i po dwa piwa jako utrwalacz. Poszwendał się jeszcze trochę po kuchni,
wyjadając rosołowe mięso z garnka stojącego na blasze. Po tym
kiedy to mięso wypadło mu na koszulę,
pozostawiając tłustą plamę, zaklął szpetnie
i tak jak stał poszedł spać.
Podniosła kołdrę i cicho wsunęła się pod nią pilnując
swojej połowy łóżka. Stary na chwilę
przestał chrapać, mlasnął, wrzucił z siebie jakiś niezrozumiały bełkot, a po
chwili wrócił do regularnego zarzynania.
Zgasiła światło. Nocna
lampka niczym centrum wszechświata otoczona była rojem krążących much i komarów. Trafiły się również dwie ćmy,
a wszystko to razem, niczym porażone siłą grawitacji światła krążyło wokół
żarówki, tracąc nagle orientację po jej
zgaszeniu. Po chwili w pokoju zrobiło
się cicho, jeżeli nie liczyć sapania Starego.
Maryś zamknęła oczy, ale zaraz otwarła je znowu , wystraszona obrazem który
pojawił jej się pod powiekami. Odczekała
chwilę i kiedy serce powróciło do miarowego rytmu, zamknęła je znowu. I znowu przed jej oczami pojawił się ten
obrazek żywcem wyjęty z
gazety odnalezionej w pokoju letników. Tylko sceneria była nieco inna. W
miejsce komnaty stylowego zamczyska,
rzecz działa się w ich stajni.
Oto w boksie gdzie zwykle stał koń, klęczał jej stary. Całkiem pozbawiony ubrania, przodem do
żłobu niczym koń, a tylko jego tłuste,
białe pośladki skierowane były w stronę wejścia. Zresztą po tych pośladkach poznała go
najbardziej. Nawet nie tyle po nich, ile po tej myszce, która od dziecka zdobiła lewą półkulę Starego.
Wokół szyi zapięta była skórzana obroża do
której doczepiono gruby łańcuch. Łańcuch
kończył się tuż przy żłobie. Dziwnie, ale nie
zaskoczyła jej ta sytuacja. Nie zdziwiło również to, że trzymała w dłoni bat. Ten sam kij z
kawałkiem rzemienia, który na co dzień używał
jej stary, do wymuszania posłuszeństwa swojego konia. Z batem w ręce podeszła bliżej. Trochę tylko te wysokie czerwone buty
spowalniały ją w tym marszu. Podobały
jej się jednak i raz czy drugi podnosiła
nogę wyżej, by je lepiej obejrzeć.
Czuła się jakaś inna, ważna, władna. To od niej zależało
wszystko, a przede wszystkim cudze życie.
Teraz nie chciała już się obudzić, otworzyć oczu i
przerwać akcji. Pęd wydarzeń wciągnął ją całą.
Szła tak i szła
jak gdyby nie była to ich szopa, a stajnie
Augiasza. Skąd się wziął jej ten
Augiasz nie wiedziała, ale nie dbała o to w tej chwili. Chwili wielkiego
napięcia, kiedy serce biło coraz mocniej i mocniej, by za chwilę
walić niczym dzwon kościelny z pobliskiej parafii. Weszła w strefę rażenia i zdecydowanym ruchem zacięła
bat. Rzemień spadł na pośladki Starego,
pozostawiając na nich wyraźny siny ślad oddzielający na dwie części pas białej
skóry. Dziwne, ale poczuła ulgę i odrobinę satysfakcji. Powtórzyła uderzenie. Stary nie protestował, nie krzyczał i nie klął jak to miał w
zwyczaju. Stał czy klęczał tak jakoś posłusznie pomiędzy belkami i patrzył gdzieś w dal. Ponad
ściany stajni, ponad las i gdzieś dalej. Wydawał z siebie tylko takie
ciche mruczenie. Nie za głośnie, w miarę regularne.
A ona zatracała się w tym używaniu bata, po raz kolejny podnosząc go do góry i w dół.
Z akcji wybiło ją jednak nerwowe szarpnięcie. Ktoś targał
ją za ramię. Odwróciła się do tyłu.
Ciemność.
- Maryśka bój się Boga, wierzgasz w tym łóżku jak koń
przy zrywce. Śniło Ci się coś ? – usłyszała głos. Głos znajomy od trzydziestu pięciu lat.
- Nic Jasiu, nic –
powiedziała zawstydzona. Ino mi te ręce strasznie od kręgosłupa cierpną, tom je próbowała wyćwiczyć. Kłamała na poczekaniu.
Znów była na jawie, w ciemnym pokoju , obok trzeźwiejącego nocną porą Starego.
A on ponownie odwrócił się na swój ulubiony bok i w chwilę później zasnął. O to szybkie zasypianie Maryśka miała zresztą
do niego pretensje. Gdy Ona wybiła się ze snu, mogła już tylko do rana haftować
krzyżyki na serwecie. O żadnym spaniu nie było już mowy.
I teraz wiedziała, że do świtu nie zmruży oczu.
- Tfu na psa urok – pomyślała, aby po chwili zgodnie z domowym wychowaniem uczynić znak krzyża. - Panie Boże przebacz, ale ja już pokoju po
letnikach nie będę sprzątała. Niech to robi Stary. Tylko szkoda i grzech z tego
jakiś być może.
Dla spokoju odmówiła jeszcze po trzykroć „wieczne
odpoczywanie’, aby jakaś zatracona dusza
nie kusiła jej do grzechu. Najgorsze jednak było to, że
nie do końca czuła zawstydzenie z tego co się stało. Swoją drogą sen czy nie sen, parę razy to się
temu mojemu Staremu należało.
Nie poszła jednak stawiać krzyżyków na surowym lnianym
płótnie. Zamknęła powoli oczy, jak gdyby
kusząc los. Przyjdzie czy nie przyjdzie sen tej nocy?. A jeżeli przyjdzie to jaki?
|
16 sierpnia 2010
| |
Od dziecka wiedziałem, że faceci tak nie mówią. Faceci nie płaczą, faceci nie narzekają, faceci nie poddają się.
Rosłem i dojrzewałem w presji płci. A kiedy przyszedł czas, gdy burza hormonów rozwalała mnie totalnie, starzy
dodawali do tego kanonu zakazów nowe.
Znowu dowiadywałem się, czego to nie
powinien robić prawdziwy facet. Zakazy były wprost proporcjonalne do poziomu testosteronu w moim
organizmie, więc powziąłem podejrzenie, że te reguły są wymyślane ad hoc, na użytek spokojnej i uczciwej rodziny w której dorastałem. A
mnie się chciało życia. I kiedy
próbowałem znaleźć regułę złotego środka współpracy ze starymi i
realizacji swoich pragnień, po raz pierwszy na zakaz
bliskości ciał powiedziałem sobie
- chyba nie podołam.
To pierwsze istotne „nie podołam” w moim życiu, bo któż
będzie pamiętał pierwsze „nie podołam” kiedy sutek wymykał mi się z bezzębnych
dziąseł i nie mogłem się zassać w
ciepłego matczynego cyca. Zresztą ona czuwała nad tym bym go w końcu znalazł, a kiedy już zassałem się, słychać było narzekanie – taki mały a jak gryzie.
Następne „nie podołam” kiedy po pierwszym kroku spadłem na dupę, także uważam za nie istotne ponieważ zaraz
dostałem chodzik wymalowany w ludowe
wzorki i jakoś się udało.
Wszak teraz poza zakazem kontaktu międzypłciowego, nie poszła żadna rada jak sobie z tym radzić, pomocna dłoń okazała
się moją własną. Przeżywałem dylematy, znowu wydawało mi się że „nie podołam”. Życie przyniosło rozwiązanie tego problemu w iście matematycznej regule, która mówi że dwa minusy dają plus. Spotkałem
na swoje drodze dziewczynę, którą też
postawiono pod presją zakazu. I tak dokonując prostego sumowania zakaz plus
zakaz daje przyzwolenie,
uszczęśliwiliśmy się wynikiem
zastosowania tej reguły matematycznej. Rzuciliśmy się sobie w ramiona, by
liczyć, mnożyć i dzielić na mniejsze części to całe nowe uświadomione
szczęście.
Biorąc pod uwagę ile dobrego spotkało mnie dzięki
znajomości matematyki, gorąco pochwalam wprowadzenie jej do maturalnych egzaminów.
A później
kiedy w efekcie tego potęgowania uczuć zostałem mężem i zaraz potem ojcem, to życie
podrzucając mi problemy filuternie
puszczało perskie, jak gdyby pytając -
I co Antoni podołasz?.
Kto? Ja ? Ja
sobie nie podołam ?
I udowadniałem sobie, że podołam, że dam radę, bo przecież
zgodnie z tym czego uczył mnie ojciec
faceci nie płaczą, faceci nie
narzekają, faceci się nie poddają. Kiedy
czułem się źle, mierzyłem temperaturę w
kiblu, aby nikt nie widział mojej
słabości.
- On sobie poradzi
stwierdził ojciec. I to
stwierdzenie przypieczętowało ostateczne
moje opuszczenie rodzinnego domu. Już
nie tylko w sensie fizycznym ale i psychicznym.
A ja? Pełna satysfakcja,
że sobie poradzę chociaż czasami w skrytości ducha zacząłem zadawać sobie pytanie
- Czy to rzeczywiście tak dobrze dawać sobie radę? .
Zostajesz wtedy sam ze swoimi problemami, ponieważ przyjmując
założenie - on sobie poradzi pozostawiają
cię samotnego, a problem nie zmniejszył się przecież od tego uspokajania.
Najbliżsi i też
przyjmują jako pewnik pełne bezpieczeństwo rodziny, bo ojciec da radę.
A kiedy w końcu
przełamałem w sobie przeświadczenie o niemęskości przyznawania się do problemów, usłyszałem w odpowiedzi na nie tekst z Dnia Świra:
- Zrobiłam pomidorową.
Zjedz trochę, dobra, dodałam śmietany. Tylko trzeba dmuchać bo gorąca.
A ja nie chciałem zupy, chciałem zrozumienia. Naiwnie
sądziłem że problem o którym opiwiem staje się mniejszy.
W międzyczasie była praca
i konieczność pokazania ojcu, że
sam dam radę, że sobie poradzę.
I decyzja o wyjeździe
do pracy poza miejsce zamieszkania. Uspokajałem wszystkich zagryzając ze
strachu wargi że przecież „podołam”.
I kiedy otrzymałem ekscytującą propozycję nie do odrzucenia, zadałem sobie
pytanie
- Co jest dla Ciebie najważniejsze. I na to pytanie sobie odpowiedziałem – bo wiedziałem że podołam
I chociaż czasami budzę się nad ranem w poczuciu niespełnienia, z wykazem niezałatwionych spraw wydaje mi się
że „nie podołam”, ale zaraz budzi się we mnie ta wyrobiona w młodości teoria, że faceci nie płaczą, więc muszę podołać.
Czasami jednak czuję się zmęczony tą własną zaradnością ,
opanowaniem i spokojem. Chciałbym tak wywalić
z siebie, że czuję się zmęczony tą walką i wypalony tym ciągłym napinaniem muskułów.
To życie kiedy
chodzę z wyciągniętą szyją, by
widzieć więcej i szybciej przeciwdziałać, to nasłuchiwanie jak w czasie przedzierania się przez pozycje wroga, męczy mnie i niszczy.
I może tęsknienie do czasu kiedy z rozbitym
koleniem wpadałem do domu, bo bycie
facetem to jedno, a lejąca się stróżką
krew i towarzyszący jej piekielny ból były ponad moje dziecięce siły. A wtedy matka wycierała mi łzy ściekające z
policzka, czym tam miała, aby przytulić,
na koniec zaś wyciągnąć z jakiego
zakamarka kuchni coś słodkiego. Czasami
przygotowywała kisiel który jadłem ze smakiem, chociaż ostatnie krople łez jeszcze wpadały
do salaterki z kolorową galaretką. Tak
smak tego kisielu pamiętam do dzisiaj i chociaż
obecnie półki zwalone są kolorowymi opakowaniami szybkich kubków, czy
innych mutantów kisielu , żaden nie smakuje jak tamten.
Więc jak to jest z nami, twardymi facetami. Czy to cecha
genetyczna, wpływ hormonów, czy po prostu presja środowiska? Bo facet nie płacze.
Z rzeczy na „P”
Facet czasami pali
Częściej pije
Zawsze dąży do
trzeciego „P”
Oraz oczywiście za
wszystko w życiu płaci i to jest to
czwarte „P”.
|
13 sierpnia 2010
| |
Z definicji nie
czytam komentarzy internautów pod
artykułami. Wyziera z nich frustracja
piszących. Różnice polityczne,
wyznaniowe eksponowane razem z królującym niestety chamstwem i drobnomieszczaństwem. Brak elementarnego
choćby wychowania i wulgaryzmy wobec
innych, są tutaj niestety typowe. A może
się mylę, może to problem całej ogólnoświatowej
społeczności Internetowej?.Być może na wyrost kalam ten nasz grajdoł.
Ponoć jeżeli gdzieś tam, ktoś na forum pochwali się,
obroną pracy doktorskiej, zewsząd płyną
życzliwe gratulacje. U nas przeczyta , że
pracę kupił, komisję przepłacił, lub przespał(a) się z promotorem lub
promotorką. Jest burakiem, ćwokiem i co tam jeszcze można wymyślić, aby obrazić i aby solidnie zabolało. W
podpisie wymyślony pseudonim, bo tak się
pluje bezpieczniej.
Nie wszyscy mają
takie szczęście jak piszący te słowa, że
pod jego wpisami pojawiają się komentarze
życzliwych i kulturalnych ludzi.
Mamy jednak wakacje, czas łamania swoich postanowień.
Zdarzają się niezgodne z charakterem przypadkowe wyjazdy i równie przypadkowe
kontakty, seksualnych nie wyłączając. Pijemy brudzia z dziwnymi osobami. Imponuje nam u nich stara
gitara, albo nowy motor. Może w tym urlopie od codziennego życia o to chodzi.
Trzeba się tak sponiewierać trochę anonimowo
(imię to tylko imię), by powrócić w
pełni sił do ułożonego moralnie domu. Na
progu zrobić krótki rachunek sumienia i spokój. A póki co szalejemy. W atmosferze tego
wakacyjnego luzu zwróciłem uwagę na
artykuł - „One są seksowne nawet bez olbrzymich piersi”.
Prawdą jest, że na piersi to ja zawsze zwracam uwagę, ale tu
idzie o komentarze. Rzecz
dotyczy bohaterek gier komputerowych. Kiedy oglądam zrzuty ekranowe z gier, wszędzie
widać roznegliżowane cycate bohaterki, które świetnie radzą sobie z mieczem , nożem
czy garotą. Do czego więc te duże piersi, skoro iść z taką wojowniczką do łóżka, to
strach powodujący pewną impotencję?.
Poza tym stwierdzenie „wziąłem ją”
jest w tym przypadku nieprawdziwe.
Mówi się, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim
dogodził. Na świecie szczęśliwie
żyją posiadaczki dużych i małych piersi,
brunetki i blondynki, filigranowe porcelanowe laleczki i monstrualne baby. Podobnie jak mężczyźni . Niscy i wysocy,
chudzi i grubi, łysi i zarośnięci , z mikro ptaszkami i drapieżnymi ptakami na wyposażeniu. Jednym słowem czym chata
bogata.
Dlatego w tej mnogości
i różnorodności gustów nie można
przyjmować żadnej średniej. Tworzenie uniwersalnych schematów
jest bez sensu. Jako przegląd
rozpiętości gustów, potraktowałem komentarze czytelników do wyżej
wymienionego artykułu. Oto co na temat klasycznej damskiej trójki, sądzą
Internetowi wyznawcy gier. Cytuję
(pisownia oryginalna) :
·
Współżycie z kobietą bez piersi jest
pierwszym krokiem do homoseksualizmu
·
Nie spotkałem jeszcze kobiety bez piersi.
·
Każda kobieta powinna mieć duży biust, ja
uwielbiam wielkie piersi
Jeśli komuś podobają sie małe cycuszki to cos z nim nie tak.
·
Ja lubię duże piersi... nie wkręcajcie ludzi,
każdy mężczyzna lubi duże Cycuszki i nic tego nie zmieni. A te dziewczyny które
maja małe nie są dla mnie prawdziwymi kobietami. Piersi to jeden z najważniejszych
kobiecych atrybutów i musza być duże!!!
·
Kręcą mnie filmy z laskami
o małym biuście-tak niewinniutko wyglądają.
·
kto powiedział, że to właśnie duże piersi są
sexi?
To chyba rzecz gustu, nieprawdaż? A de gustibus non OSINOBUS.
·
Ale to już dawno zostało
stwierdzone...PANOWIE...
...że duże piersi podobają się tylko kolesiom z cyt."
małych miejscowości i z wykształceniem podstawowym"...Wyprzedzając pytania
- słyszałam i widziałam na własne oczy wypowiedź pewnej dosyć znanej pani
psycholog w telewizji...z palca sobie tego nie wyssałam...inteligentni faceci
wolą mniejsze i nie zwracają uwagi na rozmiar biustu, tylko na całokształt kobiety
łącznie z intelektem...Sorry Winetou...
·
A moja dziewczyna ma rozmiar 5
Możecie mi zazdrościć i pluć jadem.
·
Duże cycki
to nagroda pocieszenia dla grubych lasek.
·
Odpowiedni rozmiar to taki, aby się pierś mieściła w dłoniach, a
nie wylewała za łokcie... w wielkich piersiach nie ma nic seksownego, kobieta o
nie dojna krowa...
·
A lubię duże. Duże bo są bardziej oryginalne
·
Cycki muszą być wielkie. Im większe tym lepiej. Ale nie w
grach ino na żywca!!
·
Wielkość biustu jest zależna od poziomu hormonów
wieksze cycunie-
bardziej kobieca właścicielka.
·
Wolę kobiety o kobiecych kształtach, a nie
chłopczyków w sukienkach .
·
Jaka jest kobieta bez piersi?
to jak skok bungee bez bungee.
·
Zdecydowanie MAŁE cycuszki !
Małe są jędrne , twarde, sterczące, zaczepne, a duże se
wiszą...
Najlepszy jest jednak ostatni głos w dyskusji który
potraktuję jako podsumowanie. Trudno nie zgodzić się z autorem tego komentarza
·
Dziwne, ze wpatrujecie sie w ekran i podziwiacie
bohaterki gier. Wyjdźcie z domu, za oknem jest prawdziwy Świat! Nie marnujcie
sobie życia przed PC czy konsolą. Kobiece piersi to wy widzieliście na pewno
tylko w grze He He , bo kto by na was poleciał nolify?
A więc panowie,
komputerowe nolify, na plażę, nad rzekę czy basen. Tam biustów do
podziwiania, od koloru do wyboru. Tylko
nie gapcie się w nie, jak wół w malowane wrota, Takie gapienie się pachnie
molestowaniem. Chociaż z drugiej strony, wywalić dziesięć czy piętnaście
tysięcy na korekcję biustu, aby tego nikt nie zauważył? To byłyby najgorzej
zainwestowane pieniądze w życiu.
A dla mnie osobiście najważniejsza jest estetyka i
wolność wyboru.
Bo w końcu nie to
jest ładne co jest ładne, tylko to co
się komu podoba.
|
10 sierpnia 2010
| |
Spojrzałem jeszcze
raz za fotel, tak profilaktycznie. Przeciągnąłem palcem po powierzchni komody. Nigdzie nie ma kurzu, ani tego widocznego, ani namacalnego. Przetarłem również te listewki w drzwiach które okalają szybę, zawsze o tym zapominałem,
teraz jestem nie do zagięcia. Wiem
dokładnie do czego służą poszczególne
pojemniki na półce ze środkami czystości i pamiętam o ich uzupełnianiu. Zacząłem
zwracać uwagę na ceny dokonując zakupów
czyli trzymam za pysk domowy
budżet. O gotowaniu mogę wypowiadać się fachowo. Od pewnego czasu nie
zamawiamy już pizzy na telefon. Nie wytrzymuje konkurencji z własną. Tajemnica
tkwi w cieście jak mówi reklama. Własna
pizza ma również dodatkowy plus, nigdy
nie jest chłodna kiedy do niej zasiadam. Wypracowałem niemęską ponoć umiejętność - potrafię wykonywać równocześnie
dwie prace domowe.
Dlaczego tak się chwalę, skoro potrafi to robić każda
przeciętna kobieta, oporządzająca dom oprócz wykonywania swoich zawodowych
obowiązków?
Być może dlatego, że zdążyłem się do tego wszystkiego przyzwyczaić.
A przyzwyczajenia są ponoć naszą drugą
naturą.
W zeszłym tygodniu mój młodszy Syn wszedł do pokoju właśnie wtedy, kiedy kończyłem zadanie w telefonicznej rozmowie
- …i na koniec posypujesz to tartym serem i masz gotowe.
- Z kim Ty rozmawiasz o kuchni? - spytał zdziwiony
- Z moim Bratem odparłem z uśmiechem
Młody z dezaprobatą pokręcił głową – Was już całkiem pogięło. O meczu nie możecie
pogadać.
- Pogadamy zaraz po tym gdy mu opowiem jak zrobić beszamel.
Brat z pewnych rodzinnych względów wpisany jest również w męski standard życia.
Postawiliśmy na jakość tego męskiego życia. Owszem można się
ograniczyć do jajecznicy na boczku, ale można pobawić się w łowcę smaków. Można zapuścić mieszkanie do etapu, kiedy
nie zauważamy już postępującego bałaganu. Można też regularnie napełniać
i opróżniać zmywarkę, kosz na śmieci i pralkę.
Po pewnym czasie czynności te przestają boleć, później
potrafią dać nawet przyjemność.
Jak drożdżowe dobrze wyrośnie mam dobry humor.
Powtórzę, sobie
samemu zadane pytanie - dlaczego o tym piszę?
Odpowiedź jest
prosta, a powód ważny. Dzisiaj po ponad
dwóch miesiącach pobytu w
szpitalu, powraca do nas żona i matka w jednej osobie.
Zdaliśmy sobie z tego sprawę wczoraj, siedząc przy obiadowym stole.
- Ty wiesz tato,
że od jutra wszystko u nas nie będzie takie jak dzisiaj.
- Co masz na myśli? – spytałem
- Mama jutro wraca i skończą się eksperymenty w kuchni,
na rzecz solidnej rzemieślniczej roboty.
Fakt odrzuciliśmy standardy żywieniowe, a fantazja podpowiadała
ciekawe połączenia. No może nie wszystkie trafne, ale błąd to też cenne
doświadczenie.
I życie toczyło się jakby
na większym luzie. Nie kupiona paczka masła, pozwalała mi przespać spokojnie noc. Ranną grzankę, bez protestów zjadłem z samym dżemem. Lodówka zawiera tak jak w
przypadku obecności żony, niezbędne produkty. Mamy tylko inną definicję
niezbędności.
Niestety wyłamujemy
się trochę ze schematów i standardów wykonywania prac domowych.
Tak więc radość z powrotu żony, psuje nieznacznie konieczność przestawienia
się na trochę szersze tory.
Nie trzeba być prorokiem, żeby
przewidzieć mniejsze i większe konflikty w codziennym życiu. W
końcu my żyliśmy bez najważniejszej
kobiety naszego życia, a Ona bez swoich facetów.
Tyle planów, tyle oczekiwać. Żeby tylko nie próbować tego odrobić natychmiast.
Ale najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Dosyć
krakania, cieszymy się tym co będzie, a musi być dobrze.
Póki co przyczepiamy do drzwi tablicę z napisem „Witaj w domu „ - z kolorowymi kwiatuszkami i motylkami wokół
tekstu. Świeżo ścięte kwiaty do wazonu, a butelka musującego wina, zwanego
popularnie szampanem, do lodówki. To do
toastu, a jest jeszcze butelka gruzińskiego.
Wypiję , może i we mnie jest coś z dżygita? . No i może
zrobię coś do jedzenia, póki fantazji za
grosz.
|
07 sierpnia 2010
| |
Właściwie to miało nie być trzeciej części, ale tak to
czasem bywa, że życiem naszym rządzą przypadki. Z powodu urlopów w naszej grupy
piwnej, na wczorajszą degustację umówiłem się
z Mateuszem. Spotkaliśmy się celu konsumpcji pewnego zimnego piwa, ostatnio popularnego w
mediach. Po drugim, opowiedziałem mu
historię z bieliźnianą wpadką w Carrefourze.
Uprzedzam
komentarz, faceci także opowiadają sobie takie historie. Życie nie kręci się
wyłącznie wokół wyników ligowych meczów, bo o tym nie można dyskutować. Nad tym
należy zapłakać.
- Widzę Antoni, że
studiowałeś 101 rzeczy które zaskoczą kobietę – posumował moją opowieść kumpel
- Mam i ja swoje własne doświadczenia w tym temacie. Myślałem jak zaskoczyć
swoją kobietę. Wiesz, może i One mają
rację narzekając na monotonię w związku.
Życie teraz takie szybkie, więc i
czułości pospieszne i powierzchowne.
A oto całe opowiadanie Mateusza.
Pomysł wycieczki do Wenecji, czy Werony odrzuciłem z powodu
posiadania dzieci i nie posiadania kasy.
Pomyślałem o śniadaniu do łóżka. Pokazują to w co drugim filmie,
widocznie one to lubią. Może mało oryginalne, ale pewne. Poradnik podpowiedział mi jak to zrobić.
Jak brzmi ta
tajemnicza porada?. Podniosłem ekran laptopa i w zakładkach odszukałem stronę.
Przezornie dodałem ją do ulubionych. Odczytałem propozycję umieszczoną w
pierwszej dziesiątce:
1. Zaskocz mnie śniadaniem do łóżka. Tylko
pamiętaj, miodem masz
posmarować moje
ciało, a nie bułkę.
Może, może, chociaż nie lubię jak kleją mi się ręce,
dlatego do perfekcji opracowałem jedzenie kurczaka nożem i widelcem. Uczucie
rzecz ważna, ważniejsza niż niechęć do sklejonych dłoni. W sklepie wybrałem takiego misia pełnego miodu, który w główce ma dozownik i można tak z zaskoczenia strzelić miodem w
wybrane miejsce. Rankiem zerwałem się wcześniej niż zwykle. Wydawało mi się że żona jeszcze śpi. Ledwie
jednak opuściłem nogi na podłogę, z
drugiej strony łóżka dobiegł mnie głos
- Co się stało?
- Nic śpij jeszcze wcześnie.
- To po co wstajesz
- Mam sprawę do załatwienia, w łazience.
Wyszedłem do kuchni
i włączyłem ekspres do kawy. Tej kawy która w telewizyjnej reklamie przyciągała wszystkich do kuchni. Przyciągnęła nawet
dostawcę kwiatów. W moim przypadku żaden dostawca kwiatowy nie przechodzi
jednak w pobliżu. Dwie grzanki, masełko
i miodowy misio.
Wszedłem do pokoju. Żona już nie spała, czytała jakąś książkę.
- Odłóż - poprosiłem -
mam coś dla ciebie.
- A co to za okazja ?- spytała zaskoczona.
- Bez okazji, to najlepsza okazja – powiedziałem
filozoficznie.
- Jestem jednak interesowny – pomyślałem za chwilę.
Podałem jej kawę. Na grzankę musiałem namawiać. Kiedy w
końcu wzięła ją do ręki, odkręciłem czubek na główce misia. Precyzyjnie mierząc
nacisnąłem brzuszek. Nie stało się nic, nie poleciała nawet kropla. Zebrałem
się w sobie i wzmocniłem nacisk. Miś sprężył się w sobie i wystrzelił szerokim
łukiem, a miód poleciał ponad wybranym miejscem (pomiędzy jedną a drugą
piersią). Ochlapał za to koniec ramienia,
znacząc swój ślad poduszce, prześcieradle i wezgłowiu łóżka. Prawdopodobnie miód skrystalizował się i taką
twardą bryłką zagrodził wyjście miodowej słodyczy. Pod naporem jednak siły
nacisku, przepchnął się przez wąski otwór i pozwolił eksplodować miodowej
melasie. Nie rzuciłem się do wylizywania poduszki i drewnianych elementów
łóżka. Nie widziałem w tym nic podniecającego.
Usłyszałem tylko
- Boże! A ja wczoraj
zmieniałam pościel
Zrobiło się tak jakoś głupio i śmiesznie zarazem.
Prysły zmysły, a
pościel powędrowała do pralki.
- To ty mi już nie podawaj tego śniadania do łóżka, a jak już to bez miodu.
A tu szło o ten miód co
miał dać rozkoszy w bród
- Może bita śmietana byłaby lepsza? - zauważyłem
Mateusz pomyślał chwilę
- Piwo, zimne piwo
jest najlepsze, tylko nie nadaje się na
śniadanie do łóżka.
|
05 sierpnia 2010
| |
Dobrze zbierają
moje nowe szkła. Ta czcionka, którą do tej pory uważałem za złośliwość
Microsoftu wobec dojrzałych klientów, daje się odczytać. Nie zrażony początkowym
niepowodzeniem w stosowaniu porad cementujących związek, postanowiłem działać.
Pierwsze koty za płoty.
Rozłożyłem zadrukowaną kartę papieru i spojrzałem na
następny punkt.
2. W sklepie, przy
kasie, szepnij mi do ucha, że zaraz zerwiesz ze mnie
majtki, bo już nie
możesz wytrzymać. Na pewno zapomnę o reszcie.
Okazja trafiła się w czasie którejś z wizyt w markecie.
Staliśmy w kolejce do kasy
Zbliżyłem usta do jej uszu i pełen erotycznego napięcia
wyszeptałem:
- Mam ochotę
zerwać z ciebie majtki, tu i teraz pomiędzy tymi…
- Przypominamy o korzyściach płynących z posiadania karty
kredytowej naszego marketu - poprzez wszystkie głośniki jakaś panienka
reklamowała produkt, zagłuszając
zupełnie moje pełne napięcia słowa.
- Co mówiłeś kochanie ? - spytała żona
- Mówiłem że tu i teraz miałbym ochotę zerwać z ciebie
majtki - powiedziałem głośniej. Niestety w chwili wypowiadania słowa „ochotę” głośnik zamilkł tak nagle jak się
włączył i w ten właśnie sposób, moje
pragnienie, poza żoną poznała jeszcze pewna starsza Pani, stojąca przed nami w
kolejce. Odwróciła swoją siwą głowę i wzrokiem pełnym wyrzutu spojrzała mrużąc
oczy najpierw na mnie, a później na
żonę. Dezaprobata w oczach, wyraźny
grymas zniesmaczenia na ustach, komentowały całą tą sytuację. Miała na pewno przygotowany tekst o zepsutej młodzieży, ale nasz wygląd w żaden sposób nie
klasyfikował już nas do tej grupy.
Ścisnęła powtórnie usta i kolejny raz zmierzyła nas wzrokiem . Żona jak
to się mówi spiekła raka, ale mnie wyrwało się natychmiast:
- Pani oczywiście
może czuć się całkowicie bezpieczna.
Odwróciła głowę
poirytowana.
- Bezczelność – podsumowała. Zepsucie i brak moralności .
- Podsłuchiwanie
cudzych rozmów, to oznaka braku kultury.- próbowałem się bronić, ale Pani
zamknęła się w swojej dezaprobacie.
Czy siwa główka
zaśnie, gdy wieczorem w łóżku analizując dzień, wyobrazi sobie takiego mnie zrywającego majtki, z takiej mojej żony.
Scena kipiąca seksem pomiędzy tic-tacami
i batonikami Pawełek. A jeżeli wyobraźnia wsadzi ją, w miejsce burzliwej akcji?
Nie! tak nie
działa nawet moja bardzo rozbudowana
wyobraźnia.
- Jest tyle miejsc w których możesz to zrobić –
powiedziała ślubna - Dlaczego wybrałeś sobie akurat kolejkę do kasy w tym
markecie?
Bo jak kupowaliśmy iglaki w budowlanym, ręce zajęte miałem świerkami, a one kłują – powiedziałem
usprawiedliwiająco.
Pomysł skreślam.
No chyba że będziemy u Harrodsa, ale tam kobiety dostają
orgazmu już od samego oglądania
wystawy.
Wyrzuciłem kartkę i kupiłem dwa bilety do kina. Komedie
romantyczne od zawsze dobrze działają Im na psychikę. Wiem to bez Internetu. A
po powrocie do domu odczytałem SMS od Młodego. „Będę rano” – informował w
oszczędnej formie. Była okazja aby zaskoczyć się nawzajem. W zawiązku z ogromem
wolnego czasu. Niejednokrotnie.
Faceta jednak łatwiej
zaskoczyć, zadowolić i uczynić uległym
jak plastelina.
Jest na to jeden stary,
wypróbowany sposób.
|
03 sierpnia 2010
| |
- Pasują
- powiedziałem oglądając swoją
twarz w lustrze. Zdjąłem je jeszcze raz, za chwilę włożyłem, ponieważ bez nich widzę niewiele.
Tak, chyba
wszystko w porządku - powtórzyłem, spoglądając jeszcze raz na moją twarz zdobną w
nowe okulary. Optyk położył na ladzie etui w gratisie od firmy, a w woreczku foliowym stare połamane szkła.
- Musiał się Pan zderzyć z jakąś przeszkodą ? Solidnie
pokiereszowane.
- To szczęście na
mnie napadło. Może kiedyś to Panu opowiem
- wymigałem się od opowieści, bo jak przyznać się, że
skorzystałem z internetowej
podpowiedzi jak wzmacniać swój związek.
A wszystko to wspominam, po powtórnym przemyśleniu własnego tekstu „Zamków na
piasku”
Czy wskazując innym kierunek sam nie błądzę na granicy
pomiędzy przyzwyczajeniem, a obojętnością?
Zawsze wiedziałem,
że warto pracować nad swoim małżeństwem. Nie powinno tutaj wiać nudą, a
jeżeli już ma coś wiać, to niech to będzie jakiś wiatr zmian. Od czegóż jest Internet i
przeglądarka. Wpisałem hasło „jak
pozytywnie zaskoczyć kobietę” i już za
chwilę studiowałem sto dwa sposoby na wywołanie pozytywnego wrażenia u swojej
partnerki. Podzieliłem rady na dziesięć grup, oraz na trzy kategorie. Rzeczy które można
robić w trakcie obecności dzieci w domu. Rzeczy których pod żadnym pozorem nie
powinno się robić w trakcie ich obecność, oraz rzeczy które robi się poza
domem. Ta systematyka to chyba efekt dojrzałości życiowej, kiedy to
doświadczenie bierze górę nad fantazją.
Na początek wybiorę ze trzy proste punkty i zobaczymy jak to działa .
Pierwszy sposób beznakładowy. O ile sam sposób jest tani, o tyle kosztowne są opisane wyżej
konsekwencje.
Porada w kobiecej
formie proponuje mi:
1. Gdy czytam lub
siedzę przed komputerem, podejdź do mnie z tyłu, chwyć
pełnymi dłońmi za
piersi i całuj po karku.
Właśnie siedziałem przed telewizorem oglądając jakąś
totalną bzdurę, kiedy w przerwie na reklamy zauważyłem żonę
skoncentrowaną za komputerową klawiaturę. Dobra nasza. Podszedłem cichutko od tyłu, zgodnie z instrukcją objąłem ją mocno, ze szczególnym
uwzględnieniem piersi. Była chyba bardzo
pochłonięta tym co robiła. Krzyknęła
głośno, odrywając ręce od klawiatury.
Nie zdążyłem pocałować jej w szyję jak sugerowała autorka poradnika. Szeroki
wymach jaki zatoczyły ręce zaskoczyły mnie, a mocna plomba która spoczęła
na łuku brwiowym odebrała mi głos. Przypadkowo precyzyjny cios
zmasakrował moje oprawy w przysłowiowy
drobny mak.
- I tak były do
wymiany - wydusiłem zbierając połowę
leżąca na podłodze. Druga część smutno zwisała z lewej strony twarzy, wykorzystując
moje ucho jak wieszak.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziała żona - przykro mi.
- Akurat nie to
uczucie chciałem u Ciebie wyzwolić. Wiesz… małe podniecenie, dreszczyk
rozkoszy, takie tam.
- Ale skradałeś się jak przestępca
- Jeżeli seksualny maniak to przestępca?
- Ty się już chyba nie zmienisz
- Pracuję nad tym aby się nie zmienić.
Mam nauczkę na zaś i nim rzucę się na spontan, spokojnie odłożę okulary na biurko, zdejmę z
ręki R zegarek, w dalszej przyszłości pewnie zabezpieczę sztuczną szczękę.
Niestety będę wtedy seplenił szepcząc do ucha miłosne zaklęcia.
Jeżeli myślicie że ja się szybko poddaję to się mylicie.
Nowe okulary posłużą mi do odczytania
kolejnej dobrej rady.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz