30 października 2009
| |
Dbałość o mogiły przodków jest ponoć jedną z miar człowieczeństwa. Grobami mierzy się też narodową świadomość. Nie wspomnę
o stwierdzeniu że wolność krzyżami (czyli grobami) się
mierzy. Czy w ramach europejskiej
integracji zależy nam jeszcze na tej narodowej świadomości? W czasach poprzedniego systemu szczególnie
namawiano nas do pamięci o poległych żołnierzach. Do pamięci za poległych żołnierzy nikt nas nie
musiał namawiać, jeżeli w domu
odebraliśmy normalne wychowanie. Tak
pozostało do dzisiaj z tą różnicą, że zachęca się nas do pamiętania również
o poległych innych , kiedyś wrogich armii. W czasach gomułkowskiej
rzeczywistości nasza szkoła
podstawowa opiekowała się częścią żołnierskich grobów, na pobliskim cmentarzu. Przy okazji Wszystkich Świętych wycinaliśmy
darń aby obłożyć nią mogiły. Betonowy
luksus przyszedł później. Darń
targaliśmy z okolicznych łąk, których w okolicach nie brakowało. Byłem wtedy w drugiej klasie szkoły podstawowej. Dokładnie
druga B. Byliśmy w trakcie zrywania
trawy, kiedy z kijem w ręce wyskoczył na nas
właściciel łąki. W niewybrednych słowach, grożąc kołkiem namawiał nas do natychmiastowego opuszczenia
jego własności. Nauczycielka zarządziła odwrót . I wtedy z grupy wysunął się
mały grubawy chłopczyk w
mocnych szkłach, w za dużej
oprawie na dziecięcej twarzy. Antoni , mały, wkurzający filozof, jak zwykle wsadził swoje trzy grosze.
- Dlaczego Pan tak się denerwuje. Przecież ten trawnik
bierzemy nie dla naszych królików, tylko dla żołnierzy, którzy zginęli za naszą wolność. Za naszą i Pana wolność - poprawiłem się . A Pan za to żałuje im
kawałka trawy.
Człowiek zbaraniał, opuścił drewniany palik i powiedział
już całkowicie spokojnie
- To wycinajcie
tam z rogu , tak jest najładniejsza trawa.
O całym tym zdarzeniu
wychowawczyni opowiedziała
dyrektorowi , a on wykorzysta ł historię w trakcie spotkań z kombatantami
Drugiej Wojny Światowej, którzy co było niegdysiejszym zwyczajem, odwiedzali
szkoły w ramach takiej ogólnopolskiej sztafet. Łzy pojawiły się w oczach wąsatego pułkownika.
Wywołano mnie na środek sali
gimnastycznej. Pułkownik stary
wiarus o posturze sporego niedźwiedzia
objął mnie, przytulił i ucałował z
dubeltówki. Do dzisiaj pamiętam te
kłujące wąsy przesiąknięte tytoniem,
które wciskały mi się w trakcie tych
czułości w oczy. Pamiętam też plakietkę, która wiarus odpiął od munduru i
wręczył mi na pamiątkę. Przez tydzień
byłem na topie każdy chciał być moim
kolegą, albo chociaż potrzymać w ręce
ową tajemniczą plakietkę. Moja kariera
trwała około tygodnia, przebił ją Marek ,
który skakał z daszku nad wejściem do szkoły i złamał nogę w dwóch miejscach. Od tego wszystkiego szumiało mi w uszach i nie
interesowało mnie w której armii
walczyli polegli. Ofiara z życia była najważniejsza. Taka była moja wiedza ,
czy niewiedza ośmiolatka , w świecie wielkich politycznych doktryn. Kraj się
zmienił ale nadal nie brakuje tych, którzy za nas próbują decydować i odmawiać
jednym, przyznając drugim prawo do
świątecznej iluminacji I pamięci.
Żyjemy na tym świecie ledwie chwilę, ot pojawiamy się jak
na kolejowym peronie przesiadkowym między rodzeniem się a umieraniem. Zawieramy
trwałe znajomości i przyjaźnie, które trwają chwilę jeszcze krótszą niż życie.
O przelotnych znajomościach nawet nie warto wspominać . Na koniec odchodzimy. W zależności od okoliczności w ciszy, czasem w spokoju. Zdarza się że wielką pompą i
tysiącem żałobników. Setka wieńców przygniata trumnę do ziemi jakby z obawy aby
już się nie otworzyła. Mamy bowiem gotowy symbol czy znak .
- Pozostaniesz na
zawsze w naszej pamięci - deklaruje któryś z żałobników, odczytując
tekst z kartki. I mija rok, dwa, może trzy,
nagrobek zarasta kurzem i
spadłymi liśćmi. O zmarłym pamięta już tylko rodzina , jeżeli taka rodzina żyje. Coraz mniej lampek z płomykami kołyszącymi się
na wietrze, a potem zapominamy całkowicie w pogoni za codziennymi sprawami.
Zresztą codziennie umiera ktoś wart
zapamiętania. Kto bowiem odważy się napisać w nekrologu – nie wart pamięci ludzkiej. Od
czasu do czasu jakaś bulwarówka zamieści
zdjęcie z krzyczącym podpisem : Tak
wygląda nagrobek byłego trenera, poety, polityka. Politycy są najbardziej osamotnieni.
Pamiętanie o tych z poprzedniego systemu
jest kompletnie niemodne.
Człowiek żyje tak długo , jak długo trwa pamięć o nim. Nie decyduje o tym granit czy marmur tworzący sklepienie nad
doczesnymi szczątkami. Zapalając światło
najbliższym pomyślmy przez chwilę o
tych, którzy tworzyli za życia coś z
pasją , albo o tych dla których pasją było samo życie. Na pewno warto oświetlić zarośnięte mchem litery,
układające się w imiona i nazwiska. Może wtedy uzasadnionym jest oczekiwanie
wzajemności od następnych pokoleń.
Z żoną mieliśmy taki zwyczaj, że spacerując po
cmentarnych alejkach czytaliśmy na głos nazwiska z tablic opuszczonych i
zapomnianych grobów. Taki całkowicie
bezinteresowny gest, taka proteza pamięci po nieobecnym.
Zapalmy w ten dzień
pojedynczą lampkę na opuszczonym grobie,
przeczytajmy nazwisko . Nie każdy był
w tak komfortowej sytuacji jak my, otoczeni znajomymi deklarującymi
przyjaźń po przysłowiowy grób. Właśnie. Po grób, a co dalej?
|
27 października 2009
| |
Mój znajomy pokolenie 60 plus, Kilka lat temu kiedy nasze
relacje służbowe były ścisłe, a i prywatnie rozmawiało nam się dobrze, w
trakcie jednej z takich rozmów o wszystkim zwierzył mi się ze swoich dojrzałych
problemów. Wiesz jadę w weekend nad granicę z Ukrainą. Mam tak taki
upatrzony hotelik. Spotkam się tam z
taką jedną dziewczyną. Bardzo fajna,
grzeczna i czysta. Zresztą młoda mężatka
a więc bezpieczna , w razie czego wszystko idzie na konto męża. Nie żeby zaraz
jakaś dziwka. Dorabia sobie w ten sposób do rat kredytu na dom. Jednym słowem pewność i bezpieczeństwo. Umawiam się z nią od czasu do czasu. Nie potrzebuję już często ale
potrzebuję. Moja stara nie chce ze mną
spać, bo niby już jej to nie cieszy, wnuki ją cieszą. Ja natomiast boję się że z tej bezczynności poleci mi prostata. Taka nasza męska dola. Jak
stara nie chce to trudno. Załatwię to po swojemu. Zdrowie najważniejsze!. Apelować do sumienia, moralności? Czy to ma
sens On już wybrał receptę na
długowieczność. Czasem tylko zastanawiam się nad tym fenomenem męskich ocen. Porządna
bo daje. Jak przestaje dziwka. Fascynująca jest również kwestia religijności wyżej wymienionego obiektu terapeutycznego.
Zresztą nas Polaków nie powinno to specjalnie dziwić.
Parę lat temu gdy spacerowaliśmy wieczorową porą,
wspólnie z naszymi francuskimi przyjaciółmi po placu Pigalle . Koronny punkt
nocnych spacerów po Paryżu , chociaż same panienki przeniosły się na jakąś mała
uliczkę nie opodal. Oglądaliśmy więc wystawy pełne strojów sado-maso,
hiszpańskich much, kajdanek i czego tam jeszcze pomysłowość ludzka nie
wymyśliła. Około 30% wystawianych kostiumów wywoływało w partnerze raczej uczucie litości niż
pożądania, ale jeżeli ktoś nie może inaczej. Tu chciałem wrzucić swoją ulubioną
łacińską maksymę o gustach, ale tego nie zrobię.
Co kilka kroków Night Club z atrakcjami w stylu tańca
go-go czy klasycznego streptease. W natłoku konkurencji, po ulicach krążyli
naganiacze, którzy znając po parę słów w każdym języku nakłaniali przechodniów
do odwiedzin mrocznych pomieszczeń. Kiedy zobaczył naszą czwórkę, przy pomocy słów i gestów pokazał mi jak wygląda
aktualnie moje męskie ego i nie tylko ego opuszczając dłoń w niedbałym zwisie.
Potem jak będzie wyglądało po wyjściu z kabaretu. Tutaj pięść naganiacza
zatoczyła ostry łuk do góry. Aby zbyć nachalnego faceta , nasza Francuzka powiedziała
w języku Słowackiego
– My jesteśmy Polakami.
- A Polacco – wykrzyknął ze zrozumieniem facet i próbując
wepchnąć mnie za łokieć do lokalu powiedział językiem Mickiewicza:
- Wszystkie dziwki
katoliczki.
To miało ostatecznie nas przekonać. Nie
przekonało. Ze śmiechem wróciliśmy do domu i trzeba było dopiero minąć skrzyżowanie przy którym stał nasz, na te dni
dom, aby zobaczyć prawdziwą rasową panienkę, ubraną jak prawdziwa rasowa
panienka, z głębokim dekoltem i króciutkich szortach, pomimo marcowego chłodu. Fantazjowaliśmy trochę z Erikiem na temat pracującej
Paryżanki. Podkręcone takim chłodem sutki stanowiły realne zagrożenie życia i
zdrowia. Mogły wykłuć oczy. Nie wiem
jakiego była wyznania, ale pomijając
profesję można stwierdzić że warta była grzechu.
Polak, katolik i pijak oczywiście. I pojęcia te wspaniale
uzupełniają się, zazębiają, tworząc taką narodowo, religijną plątaninę w której
nie da się oddzielić jednego od drugiego. A my pomimo starań nie potrafimy
zrzucić z siebie tej przyprawionej nam groteskowej gęby.
Kiedy próbowałem przełamać mit Polaka rasisty i
zaprosiłem jednego Francuza afrykańskiego pochodzenia na piwo do oberży w
północnej Francji, on ze strachu spuścił uszy po sobie i zaproponował, że piwo
to możemy wypić sobie tutaj w ogrodzie. Postawił więc po buteleczce 0,25 l podczas
gdy miarą dla normalnego człowieka jest 0,5 l. Nie poczułem smaku, więc gdy
gospodarz zaproponował jeszcze po jednym piwie , zgodziłem się bez wahania.
- O ho, ho, będziemy pić jak Polacy - powiedział Chuck do
siebie idąc po następne piwne miniaturki. Kiedy to usłyszałem i zrozumiałem, nie katolik wyszedł ze mnie lecz rasista.
Dobrze że wyszedł nie do końca i zdołałem utrzymać formy
i konwenanse.
I jak tu wyjść z tych butów uszytych przez wieki. Przecież
one tak niemiłosiernie człapią.
|
25 października 2009
| |
11.00 albo 12.00
według starego czasu.
Jeżeli ktoś mi mówi, że będzie jeszcze ładna jesień to albo
robi to dla podbudowania mojej nadwątlonej jesiennymi słotami psychiki albo
najzwyczajniej w świecie łże. Ulice śliskie jak zimą, a to za sprawą liści, które spadając z drzew zaścieliły ulice i chodniki,
zatrzymując w sobie nadmiar wilgoci. Przypominam o tym mojemu Młodszemu, który
poczuł w sobie dar prowadzenia pojazdów mechanicznych, a konkretnie naszego
rodzinnego pojazdu, szybko z piskiem i przytupem. Dorosłeś już synku do
pierwszej stłuczki lub mandatu za przekroczenie, stwierdziłem parę dni temu,
ale jeżeli mielibyśmy wybór szczerze wolę mandat. Przy czym ostrzegam nie pokrywam kosztów mandatu.
W radio leci reklama sugerująca że osoby które nie zmieniły
opon na zimowe to bałwany, ale temperatura w ciągu dnia oscyluje jeszcze
powyżej 7 stopni Celsjusza, a wszem wiadomo, że powyżej tej temperatury zimowa
mieszanka gumy traci swoje właściwości. Należę więc do tej grupy bałwanów
którzy opon nie wymienili.
Dwa dni temu odebraliśmy
nowe cztery kółka dla żony. Wszystko
jak zamówiono, nawet odcień tapicerki się zgadza. Opony sportowe a wózek lekki i zwrotny. Jeżeli nie poleje to
dzisiaj po obiedzie zerwiemy się na
chwilę z oddziału, aby wypróbować w terenie. Nie będzie to oczywiście klasyczny
off road. Bo jak tu wracać do szpitala
upaprany błotem po oczy. To będzie
raczej taki emerycki spacer żwirowymi alejkami małego ogrodu przyszpitalnego.
A propos szpitalnego mycia. Przez media przewala się
dyskusja na temat higieny osobistej pacjentów. Śmierdzieć nie śmierdzieć ? Badać czy nie badać?. Jaka jest prawda,
przyszło mi przekonać się, gdy postanowiliśmy wykąpać żonę na szpitalnym
oddziale.. Samo pytanie - gdzie wykąpać żonę? wzbudziło już lekki popłoch w
populacji białych fartuchów. Doktor powiedział że na łóżku, nie powiedział
natomiast jak to zrobić. A byłbym wdzięczny za
fachowy pokaz. Ponieważ nie każdy lubi śmierdzieć, metodami jak z filmów Barei udało nam się
zaadoptować jakieś sprzęty i jakąś łazienkę. Kąpiel się udała, ale ile osób ma takie parcie na czystość? Wielu osobom nie ma kto pomóc. Bez determinacji w szpitalu się śmierdzi. I
mówię to z pełną odpowiedzialnością za słowo, nie jest to wyłącznie wina
pacjentów.
Póki co oglądamy zdjęcia, które Starszy zrobił w trakcie
swojego urlopu i dowcipy, mnóstwo
dowcipów niektóre nawet wulgarne to odwraca myśli aktualnej sytuacji.
17.00
Spacer się udał to zasługa pogody i Prozacu po połowie. Wózek chodzi bez zarzutu , a
zdjęcia są fajne. Obiecałem że podrażnię tymi zdjęciami. Umów należy dotrzymywać.
|
23 października 2009
| |
Mój zaprzyjaźniony francuski farmer, jako człowiek
rozmiłowany w gadżetach nabył drogą kupna kombajn do zbioru kukurydzy. Ponieważ to spory wydatek, nie każdy nawet we
Francji może sobie na to pozwolić. Powiem nawet że tak trudniej wydaje się na
zakupy, najpierw musi wypalić tak zwany biznesplan. Szybko zaczęli się pojawiać
amatorzy wypożyczenia maszyny, która znacznie przyspiesza zbiór złocistych
kolb.
- W porządku - mówił mój znajomy. Ja zbieram u Ciebie
trzy dni kombajnem, a ty w zamian zwozisz moje kolby do magazynu przez pięć dni,
bo i auto mniej pali i amortyzacja sprzętu jest inna.
Zgoda
przypieczętowana filiżanką kawy. Mój Francuz nie jest bowiem miłośnikiem
alkoholi.
Jasne czyste zasady. Każdy wie co ma robić nikt nie czuje
się oszukany.
Sytuacja z naszej wsi, nie jest tak prosta i
jednoznaczna, zawiera za to trochę
czarów i ceremoniału, który wypada znać. Jak w tym przysłowiu o wronach
pomiędzy które się wchodzi.
Jasiek przywiózł mi drzewo na pasterskie ogrodzenie.
Zrzucił pod domem i nerwowo kręcił się w okolicach końskiego łba, ni to
poprawiając uprząż, ni to poklepując kasztanowego konia po chrapach.
Koń lizał swoim
szorstkim jeżykiem ręce Jaśka i co chwila próbował tym jęzorem wsadzić dłoń
dobrodzieja do szerokiego pyska. Fakt że konie w okolicy mają piękne
.Perszerony o szerokich zadach i wypracowanych nogach. Taki koń aby przeżyć
zwózkę drzewa z lasu, kiedy to pień stara się połamać tylne nogi konia a on
zbiega z góry umiejętnie stawiając kopyta aby uniemożliwić to drzewu. W takiej
współpracy konieczne jest porozumienie między pracującymi i pełne zaufanie.
Dręczony koń zawsze będzie miał jakieś wątpliwości. Po relacji tej dwójki widać
było że nić porozumienia została
nawiązana jakiś czas temu , a i obie strony starają się jej nie zerwać.
- Chodźże Jasiu na piwo - zaprosiłem zwyczajowo sąsiada.
- Nie będę wchodził bo mam buty ściorane z lasu – odparł kokieteryjnie
- Chodź. To sobie siądziemy na tarasie, albo przed domem
na ławeczce.
- Może być przed domem – skapitulował Jasiek
Rozsiedliśmy się wygodnie i spojrzeliśmy przed siebie.
Najpierw wysoko na słońce, po to tylko aby skomentować pogodę, następnie
spuściliśmy oczy niżej. Wzrok zjechał po stromej łące w dół , wzdłuż ogrodzenia
, aby zatrzymać się na moich iglakach.
- Ładny ten krzak
i dorodny - pochwalił tuję Jasiek.
- Dziesięć lat już rośnie to i wyrosła, a spójrz na ten jałowiec.
- Jak się da poprawy to wszystko urośnie – Jasiek
zareklamował stosowanie nawozów
Botaniczne rozmowy trwały do czasu podania piwa, przez
któregoś z moich synów.
Zimne bo z
piwniczki - zachwalałem. Mam z nią wygodę.
Piana siadła nam
na wargach, a następnie niespiesznie straciła
swój biały burzliwy kolor. Zadałem w
końcu to trudne pytanie, dla którego siedzieliśmy tutaj pijąc browar. Bo
przecież nie siedzieliśmy tutaj dla samego siedzenia, nie chwaliliśmy krzaków
dla samego chwalenia i w końcu nie
piliśmy piwa dla samego picia. Chociaż byłbym skłonny przychylić się
najbardziej właśnie do tego ostatniego stwierdzenia.
- To ile Jasiu płacę za to drzewo? - rozpocząłem.
- E tam zaraz będziecie płacić - odepchnął pytanie Jasiek. Mało to drzewa w
lessie.
- Ale to jest Twój las i Twoje drzewo Jasiu i mogłeś go
spalić, pociąć na deski, albo sprzedać komuś innemu, kogo nie znasz.
Z tymi deskami to akurat przewaliłem. Bo suchary nadawały
się wyłącznie na stemple, albo właśnie wymyślone ogrodzenie.
- Ja tam drzewa mam, a wiosną podciąłem trochę młodego to teraz
podeschło i jako suchary można wycinać .
- No dobra, ja ci jednak zapłacę, żebym miał odwagę w przyszłości zamówić
jeszcze jakiego buczka na przykład - nie
ustępowałem - To ile?
I wtedy, po trzecim zapytaniu jasiek wyrecytował formułkę, którą na pewno obmyślił w domu.
- Bo wiecie to jest 0,3 kubika drzewa, po 250 za
kubik, to będzie osiemdziesiąt na równo.
-Jeżeli chodzi o ścisłość to siedemdziesiąt pięć , a na
równo to chyba siedemdziesiąt.
Jasiek tylko uśmiechnął się pod nosem i przybił rękę .
Transakcja się zakończyła.
Otworzyłem portfel
i włożyłem w wyciągniętą rękę odliczone pieniądze. Dopiliśmy piwo, pożegnaliśmy
się i każde z nas ruszyło do swoich
zadań.
Ja w poczuciu że przepłaciłem, Jasiek że sprzedał po
znajomości, a mógł zarobić z dychę
więcej.
Klasyczny przykład góralskiego syndromu trzeciego pytania. Zwyczajem jest ociąganie
się z podaniem kwoty jako należności za towar, czy wykonaną usługę. I trzeba cierpliwości w
stosowaniu tej gry dialogów, aby
załatwić sprawę.
Oczywiście jeżeli
nie chcesz płacić za góralską grzeczność, pytaj tylko dwa razy. Przy trzecim
pytaniu chłop się złamie i poda wymyśloną kwotę. Oczywiście takie działanie ma
krótkie nogi, bo pomimo tego że będziesz
żył w samozadowoleniu, że przecież pytałeś
dwukrotnie, trudno ci będzie znaleźć chętnego do pomocy.
Chcesz stracić sympatię sąsiadów, pytaj tylko dwa razy. Nikt nie powie ci że
czuje się oszukany , ale zadra w sercu powodować będzie to jątrzące krwawienie.
I nie zgadzaj się natychmiast na zaproponowaną kwotę,
ponieważ zepsujesz negocjacje.
Wystawisz wtedy na śmieszność siebie i sprzedającego. W
lipcu na targu w Krościenku kupowałem siekierę. Dobra siekiera wykonywana z
resztek resorów towarowych wagonów. Stal twarda, dźwięcząca aż, kiedy stuknąć obuchami dwóch siekier o siebie
. Towar dla znawców i wtajemniczonych, dobry choć być może nie efektowny. Kiedy
już upatrzyłem sobie wielkość, spytałem stojącego przed stoiskiem z metalem gościa:
To ile?
- Dwanaście - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Być może. z powodu pośpiechu , lub wysokiej temperatury zapomniałem
o zasadach i wypaliłem:
W porządku, biorę .
W oczach gościa zarysował się smutek bezbrzeżny, ponieważ
tak szybko zgodziłem się na cenę , a może kupił bym za piętnaście. Ostatkiem
sił spróbował uratować twarz
- Dwanaście plus
Vat - dodał szybko.
I tylko śmiech
rozległ się na placu . Nie tylko mój rechot ale i zgromadzonych obok facetów targujących łańcuch.
Pamiętaj podana cena nie jest ostateczna. Targuj, jeżeli cenisz siebie i szanujesz sprzedawcę.
O pieczętowaniu umów gorzałką opowiem przy innej okazji.
|
20 października 2009
| |
Siedzieliśmy kiedyś z żoną przed telewizorem śledząc losy
bohatera jakiejś komedii romantycznej. Na pewno była to komedia romantyczna,
ponieważ horrory oglądam sam. W pewnej
chwili główny bohater pożegnał żonę
wyjeżdżającą gdzieś pociągiem. Czułościom i miłosnym deklaracjom nie było końca,
a gdy tylko pociąg ruszył i ostatni wagon przykrył dym z parowozu, mężczyzna wprawnym
ruchem zdjął ślubną obrączkę i wrzucił ją beztrosko do butonierki.
Ponieważ nie nadążałem bezkrytycznie za filmem ,spojrzałem na swoje wyciągnięte
dłonie. Na palcu prawej ręki spokojnie
tkwiła ślubna obrączka. W chwili gdy udzielający nam ślubu ksiądz wyciągnął je ze święconej wody w której tkwiły całkowicie
zanurzone, od czasu, gdy nabrawszy zamaszyście wody z naczynia księżulo machnął
zawadiacko z lewa na prawo i z przodu do tyłu. Jak w lany poniedziałek wszystko
wokół : obrączki, kwiaty, fryzura żona, a na koniec mój garnitur pokryły się
kropelkami święconej wody. Ksiądz
Zbigniew wyciągnął delikatnie złote krążki, strzepnął z nadmiaru wody i podał
nam do założenia. Od tej chwili noszę obrączkę bez zdejmowania na noc, na
wczasy, czy na wszelki wypadek. Przepraszam w dwóch przypadkach musiałem zdjąć
: raz do operacji, nie mogłem mieć nic na rękach. I raz kiedy z jakiegoś powodu
spuchły mi dłonie, a może po prostu przytyłem. Żółty metal zaczął odcinać
dopływ krwi do palca i powodował potworny ucisk. Wpadłem wtedy do znajomego nie
bacząc na późną porę i sąsiad przy pomocy jubilerskiego brzeszczota przeciął
obrączkę na pół. Reanimacja trwała dwa dni. Powoli ujmując metal w dwa palce
ruchem obrotowym zdjąłem obrączkę z palca i odłożyłem na ławę. Spojrzałem
powtórnie na dłonie. Serdeczny palec w miejscu obrączki był wyraźnie cieńszy a
na skórze odciskał się wierny ślad
kółka.
- Spójrz jak to kretyńsko wygląda. Gdybym podszedł do
kobiety z takimi łapami, gdzie na sto metrów widoczny jest ślad na palcu, może być pewna moich złych
zamiarów.
Udając singla z
czymś takim wyglądam jak facet usprawiedliwiający swoją niegodziwość
najprymitywniejszym kłamstwem. Przecież na dobrą sprawę taka obrączka nie stanowi jakiejś blokady umysłu na zdradę.
Jeżeli będziesz chciał i to sobie zaplanujesz
zrobisz to, bez względu czy będziesz miał jedną obrączkę, dwie, trzy, albo nawet
całą bransoletę. Rwanie z obrączką
wydaje mi się bardziej uczciwe niż bez niej, jeżeli w ogóle o jakiejś uczciwości możemy mówić w tej sytuacji. Niektóre osoby
zdobycz obrączkowanego osobnika dodatkowo podkręca, pewnie dlatego że kiedyś
mówiono : kradzione nie tuczy. Wetknąłem z powrotem krążek na palec. Niech
sobie leży. Na dobre i na złe. Przypominam sobie że kilka razy omal nie straciłem palca zaczepiając o
coś wystającym brzegiem obrączki. Moja znajoma straciła tak właśnie palec.
Chciała coś zabrać z zadaszenia nad drzwiami. Podskoczyła i niechcący zaczepiła
ręką o brzeg blachy. zawisła na palcu. Niestety nie dało się go uratować. Od
tamtej pory nosi obrączkę na palcu drugiej
ręki, jak wdowa.
Traktujemy ją jak remedium na wierność a
tymczasem, obrączka nie stanowi automatycznego zabezpieczenia przed zdradą, a jej brak nie zwalnia z obowiązku uczciwości
wobec partnera.
O czym uczciwie przypominam
|
18 października 2009
| |
Zatrzymałem samochód na parkingu przed supermarketem.
Chwilę poszukiwałem wolnego miejsca, pośród plątaniny białych linii
wyznaczających miejsca. Starałem się zaparkować w miarę blisko wejścia w myśl
zasady, że nie będę brał taksówki aby dojechać do drzwi marketu. Po chwili
zauważyłem dwa wolne miejsca w rozsądnej odległości. Zająłem to z lewej, a
kiedy powtarzałem manewr cofania aby wyrównać koła do linii skrajnych, co jest
swego rodzaju moją słabością zauważyłem stojący obok srebrny Daewoo Lanos. Przykuł mój
wzrok dlatego, że stał z opuszczonymi szybami. Zatrzymałem samochód, a kiedy po wyjściu zamykałem drzwi odruchowo
rzuciłem kątem oka do wnętrza tego pojazdu. Wewnątrz siedziały trzy dziewczyny
w wieku po kilkanaście lat każda . Ze
względu na strój i makijaż trudno było precyzyjnie określić wiek panienek. Taki syndrom
Polańskiego. W żadnym razie nie gapiłem się na dziewczyny tym zachłannym
samczym okiem starszego faceta. Rzuciłem tylko szybkie spojrzenie z gatunku
tych określających bezpieczeństwo własnego zaparkowanego pojazdu. Nacisnąłem guzik pilota i ciche kliknięcie oznajmiło zamknięcie centralnego zamka, oraz aktywację alarmu. W myślach składałem sobie
listę zakupów, wyjątkowo skromną, składającą się z raptem trzech rzeczy.
Zrobię ci loda -
usłyszałem w tej samej chwili.
Spojrzałem odruchowo na dziewczynę wypowiadającą te słowa.
Siedziała na tylnym siedzeniu samochodu.
Patrzyła mi prosto w twarz bez oznak najmniejszego zawstydzenia. Gestem
zapożyczonym z filmów klasy D, lub pornosa przeciągnęła koniuszkiem języka po
grubo wyszminkowanych ustach. Przytkało mnie.
Słyszałeś co mówiłam? – spytała i dla pewności powtórzyła
propozycję.
Dziewczyno – odpaliłem - Ja mam tak bogate i
satysfakcjonujące życie seksualne, że
nie ma już w nim miejsca na twojego loda.
Nadęła wargi i powróciła do wymiany uwag ze swoimi
koleżankami.
Ot taki króciutki
dialog na parkingu, bez dalszego ciągu i bez konsekwencji.
Nigdy nie wiadomo kiedy na swojej drodze spotkasz
Galerianki.
Gdy tak łaziłem między regałami zastanawiałem się nad jednym. Dręczy mnie
mianowicie pytanie, na jakiej zasadzie dziewczyny typują swoich ewentualnych
klientów.
Bo przecież nie wypowiadają powyższych propozycji każdemu, tak jak każdemu rozdaje się ulotki na skrzyżowaniu
ulic. Czy potencjalnym sponsorem może
być osoba która kwalifikują jak osobę z kasą – a to znaczy nie jest źle .
Czy być może potrafią wyczytać w oczach tą mgłę beznadziejności i desperacji
– a to znaczy kaszana, muszę popracować nad swoim spojrzeniem.
Nie dowiem się tego nigdy ponieważ nie ciągnąłem
dyskusji, która mogła by sprawić
wrażenie negocjacji. Zawsze bowiem może pojawić się opiekun, który posiada swoje argumenty. A auto było
służbowe. Wyposażone w wycieraczki i lusterka, które dzięki bogu spotkałem na
swoim miejscu po powrocie. Przyciemniane szyby w Lanosie były zasunięte i mocno
zaparowane. Być może jednak znalazł się jakiś pasjonat lodów w to deszczowo śnieżne południe.
A może to z powodu wieku? Kiedy całkiem niedawno
wybraliśmy się z młodym na mecz ligowy, czekali na nas ochroniarze. Młodego
przeszukali jak na dobrym filmie , a na mnie spojrzeli tylko i powiedzieli: niech Pan przechodzi.
Nie żebym lubił macanie po żebrach, ale jak wszyscy to
wszyscy, babcia też.
Ostatni raz kontrolowali mnie na Deep Purple, ale z tego
co mogłem się zorientować, większość widowni
to była moja półka. Ubrani w mocno wytarte kurtki kowbojki, pamiętające jeszcze
bony towarowe Pewexu z okresu braków i
kampanii buraczanych.
Wszyscy chętni skandować sex, drugs and rock and roll. Z tym że sex – małżeński , drugs na obniżenie ciśnienia i poprawę funkcji
prostaty i tylko rock and roll wiecznie żywy tworzył iluzję niezmienności tego, co niestety mija nas jak zatłoczony autobus na przystanku.
Póki co myślę że nie muszę jeszcze płacić za ten spektakl
z życiem w tle .
A swoją drogą jak przeczytałem powyższy tekst, to czuję
się trochę jak po obejrzeniu amerykańskiego filmu. Ostatnie dziesięć minut
akcji to intelektualny bełkot sprowadzający się do haseł w stylu : ojczyzna,
patriotyzm, honor i uczciwość. Dla zachowania poczucia własnej inteligencji powinniśmy
wyłączać film dziesięć minut przed napisami. I może ten tekst powinno się
przestać czytać po zdaniu … Nadęła wargi
i powróciła do wymiany uwag ze swoimi koleżankami.
|
15 października 2009
| |
Z upływem lat, kiedy
zaczynają się tak zwane srebrne lata ( to z reklamy jakichś tabletek,
pewnie na prostatę), rozpoczyna się również kłopot z pamięcią. Okazuje się, że nagle
mamy problem z przypomnieniem sobie nazwy przedmiotu, miasta, chociaż w dalszym
ciągu nie mamy problemu ze streszczeniem
sytuacji.
Tak teraz będzie - mówił wtedy mój znajomy dentysta - a
najgorzej jak dojdzie do nazwisk.
Z tymi nazwiskami
jest rzeczywiście problem. Są takie podobne do siebie i z niczym się nie
kojarzą. W moim telefonie na karcie SIM są ich dziesiątki, a ja coraz częściej
przewijam listę kontaktów, aby przypomnieć sobie właściwe. Z reguły to się udaje. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji w której gubię taki telefon, lub
zmienia on właściciela na rzecz zakapturzonych osobników w miejskim parku. Pal
licho aparat , niech tylko oddadzą kartę SIM.
Muszę koniecznie
zrobić kopię numerów w laptopie. Niestety jak zwykle nie mam czasu. Pojawiające
się problemy z pamięcią, już dwa razy tknęły mnie w kierunku Google, aby wpisać
hasło Aldzhaimer i poczytać o objawach. Moja teściowa rozwiązująca namiętnie krzyżówki
we wszystkim co wpadnie jej w ręce mówi, że trzeba ćwiczyć, ciągle ćwiczyć. Tak
samo trzeba robić aby dojść do filharmonii . Ćwiczy więc dobra kobieta z tymi
krzyżówkami, ale dlaczego robi to na mojej gazecie?.
Wracając do tematu. Widzę twarz, nie pamiętam nazwiska i
trzeba bodźca aby pamięć wróciła. Wygrzebała z dna nazwę, nazwisko i kontekst.
W pracy posiłkuję się pytaniami w stylu:
co dzisiaj
załatwiamy? kto fakturuje?. To ja może
sprawdzę rabaty czy najlepsze i szybko rzucam okiem na monitor celem
przypomnienia. Działało bez zarzutów do czasu, kiedy do mojego pokoju wszedł
wyraźnie zadowolony z mojego widoku człowiek. Ja też poznawałem te rysy. Kiedyś
już widzieliśmy się.
Kupujemy coś dzisiaj? - spytałem.
A w ryja chcesz ? – odparł pytaniem na pytanie nieznajomy
Jacku przepraszam że cie nie poznałem - odkrzyknąłem zaraz do kolegi ze studiów. Ileż
to razem wypiliśmy piwa wina i wódki. Jacek wybaczył mi gafę. Swoją drogą to on
ważył wtedy ze dwadzieścia pięć kilo mniej.
Znacznie gorzej z wybaczaniem miała jedna pani, którą
poznałem na imprezie integracyjnej. Dwadzieścia osób wokół ogniska, rozmowy
dorosłych ludzi pochodzących z jednego miasta. Wśród nich Pan doktor, szanowany
członek społeczności. Kupiecki syn ponieważ rodzice prowadzili stragan z
owocami i warzywami, a później założyli własną przetwórnię mięsa. Znaczy się
elita. Pan nazwijmy go Janek długo przypatrywał się Pani Joli która z mężem,
kierownikiem ośrodka podejmowała zgromadzonych wokół gości. Kiedy już alkohol
zaczął krążyć w żyłach i odwaga stałą się jakby tańsza, Pan Janek odezwał się do Pani Joli:
A ja Panią pamiętam
Tak ?! -
stwierdziła pytając jednocześnie, zalotnie Pani Jola.
Bo moi rodzice mieli stragan z warzywami i ja po szkole
pomagałem im stając za ladą. Któregoś dnia pamiętam to jak dzisiaj, podeszła do
straganu młoda dziewczyna. Mieliśmy wtedy może po dwanaście lat. Ja zajęty byłem przekładaniem jabłek do
skrzynki, więc byłem schylony za ladą. Dziewczyna zaczekała aż mama która była wtedy
na stoisku odwróci się i ukradła
marchewkę. Jedną marchewkę. Zapamiętałem to sobie dobrze ponieważ byłem bardzo
wzburzony. To była Pani!
Jeżeli to miał być dowcip w ustach prawie
czterdziestoletniego mężczyzny, to był ona najwyraźniej bardzo płytki. Kobieta
spłoniła się jak symboliczna dziewica orleańska i bez słowa szybciutko opuściła
imprezę. Najpierw jednak opuścił ją dobry humor.
Dobra pamięć to powinien być jednak przywilej dla
myślących. Bo cóż udowodnił swoim opowiadaniem Pan Doktor. Że nie ma za grosz
dyplomacji. Ponieważ stratę w kwocie około 20 groszy można było przeboleć,
będąc gościem wspomnianej osoby. Można było przecież najeść lub napić z
procentami aby rachunki zostały wyrównane.
Niepamięci cud się kręci śpiewał Staszek Soyka - o ile oczywiście dobrze pamiętam.
Nie pamiętać w odpowiedniej chwili to zaleta. Rozpoznać a
nie pokazać tego w odpowiednim momencie ,o to właśnie chodzi.
Jakiś czas temu w
innej części miasta natknąłem się na mojego znajomego duchownego. Od razu
powiem, że nie był on w trakcie
służbowych czynności. Towarzysko zaangażowany, poznał mnie z daleka. W
chwili gdy zbliżaliśmy się naprzeciw siebie, zapanowała lekko nerwowa atmosfera. Jakimi słowami
powitam swego pasterza?
Cześć - powiedziałem mijając go i jego towarzyszkę.
Cześć – powiedział z wyraźną ulgą.
Obok słychać było łoskot kamienia który spadł mu z duszy na chodnik.
Nie oczekiwałem za
to ulgi przy pokucie, po prostu
nie spowiadałem się u niego.
Czy dobra pamięć i upieranie się przy swoim że oto
widziało się na sto procent faceta, w
chwili gdy striptizerka rzucała w jego kierunku majtki, wczoraj w nocnym lokalu,
to zaleta czy wada pamięci? Rozpowiadanie
że dokładnie pamiętamy, jak wyszedł w towarzystwie takiej rozbudowanej
brunetki podczas gdy on rozmawia z
nami trzymając za rękę blondynkę o posturze gimnazjalistki, to tylko
gafa?
No masz bracie dobrą pamięć i co z tego?
|
12 października 2009
| |
Dzieje się w telewizji, w radio się dzieje. W ogóle się
dzieje i ma to na mnie zgubny wpływ. Tak mnie czasem coś szarpnie. Tak mnie na czasem zatelepie, kiedy obserwuję polityczne elity Naszej Najjaśniejszej. Soki żołądkowe podnoszą się aż do samej grdyki, w
oczach ciemnieje, a na usta cisną się same przekleństwa. Podrywam się wtedy błyskawicznie
z wygodnego skórzanego fotela, zasiadam
prze klawiaturą laptopa i syczę - ja wam
pokażę! A potem kiedy gapię się na czysty ekran Worda
i próbuję złożyć zdania
nie zawierające słów powszechnie uznawanych za obraźliwe, powoli mija mi pierwsze zdenerwowanie. Jak po
zażyciu leku na zgagę, odchodzą kolejne
fale. Jeszcze kilka kliknięć spacją i
wracam do normalności. Znowu prawie
poddałem się manipulacji i socjotechnicznym sztuczkom. Rozpolitykowanie które
zostało po czasach przełomu, jak podagra daje nam znać o sobie od czasu do czasu. Żyliśmy polityką czy tego chcieliśmy czy nie.
Kiedyś nie mieliśmy wyboru przy
dokonywaniu wyborów. Ale teraz gdy możemy realizować się w tak różnych
dziedzinach, dlaczego ona tkwi w nas tak
mocno?
A jest tyle innych
ciekawych zajęć dla ludzi z naszym wykształceniem. Nie
namawiam do obojętności politycznej, jestem przeciwny politycznej agresji. Mamy przecież szansę co parę lat, aby w sposób
jak najbardziej skondensowany i przy tym jakże kulturalny ocenić tych, dla których polityka stała się solą życia.
Tych którzy jak to zwyczajowo deklaruje
ich PR , są po to aby nam służyć. Tymczasem przez prasę, radio, telewizję przetacza się
fala politycznych pyskówek. Obrażamy się
nawzajem na internetowych forach, a gdy przyjdzie co do czego, nie chce nam się skreślić
nieudolnych. Być może właśnie na to liczą. Myślą że zmęczą normalnych ludzi, przytłoczą tym
potokiem pustej mowy i zniechęcą do dokonania wyboru. A przy urnie sprawę załatwią aktywiści i bojówki. Po okresie wyrobów czekolado podobnych i kawy prawie naturalnej, nie dajmy się nabrać na działania zastępcze.
Potrafimy przecież odróżnić prawdziwą wartość, od ideowego beknięcia.
Nie napiszę daj
Boże nigdy, że właściwa opcja to ta albo
tamta. To podpowie nam na pewno nasza życiowa mądrość i samozachowawczy
instynkt.
Kochani nie dajmy się zmanipulować i wciągnąć w te ruchome piaski czy polityczne
bagno. Pisałem już kiedyś, że jeżeli chcesz stracić przyjaciół, to zaproś ich
do politycznej dyskusji .
Nie przekonasz nikogo a rozdrażnisz wszystkich . Podchodzimy do polityki tak emocjonalnie, że
wprowadzenie takiego tematu skończyć każdą nawet udanie zapowiadającą się
imprezę. Nie wiem dlaczego ? Przed wojną,
tą drugą światową, zapytano jednego z polskich pisarzy satyryków:
- Co sądzi
Pan na temat aktualnych politycznych
wydarzeń.
Odparł wprost :
-Nie wiem. Od polityki to ja mam Piłsudskiego.
Zatraciliśmy to
wspaniałe poczucie dystansu
Po kolejnych
rozmowach Moniki Olejnik, kiedy moje ciśnienie gwałtownie wzrosło, ale
potem zaczęło opadać, wymyśliłem hasło i propozycję znaku. Gdyby
tak każdy kto ma dosyć tego bełkotu, politycznej nowo mowy, bzdur, bzdetów
i tej całej żenady umieścił pod tytułem swojego bloga dopisek np.:
Blog wolny od polityki
Albo :
Tego bloga nie tyka polityka
Może jakiś znaczek?
A co z polityką ?
Treści polityczne, wyraźnie oznaczone z dodatkową
akceptacją, jak erotyka. Wtedy wiesz i
wchodzisz na własne ryzyko. I proszę nie mówić że jestem przeciwko
demokracji. Jestem za zdrowym
rozsądkiem.
|
10 października 2009
| |
Starszy syn mnie
wkurza. Na odległość mnie wkurza, w ramach swojego urlopu. Codziennie zarzuca mnie MMS - ami z odwiedzanych miejsc. Zazdroszczę mu tego
bardziej, niż gdy znajomy pokazuje mi na
swojej komórce zdjęcia lasek, swoich łupów z weekendowych polowań. Z wiekiem
pewnie zmieniają się priorytety. Był już Turbacz, Lubań, teraz Trzy Korony i Sokolica,
Zazdroszczę mu z całego serca, tych widoków,
pełnych kolorowych liści, jesiennego ciepła, zapóźnionego gdzie niegdzie
babiego lata. Pajęczyny oplatające świerki, z rana pokryte kropelkami rosy
przypominają ślubny welon, haftowany perełkami w pewien misterny, chociaż
nieregularny motyw, jaki tylko natura potrafi wymyślić. To dopiero początek, w
planie wszystkie szczyty wokół Ochotnicy tak Dolnej jak i Górnej. W końcu to
jedna wieś a podzielona sztucznie w celu stworzenia oddzielnej parafii. Zazdroszczę mu tej determinacji, która każe w czasie urlopu wstać z ciepłego
łóżeczka o piątej, aby o szóstej wyjść z Krościenka na Trzy Korony. O tej porze
roku i dnia droga spokojna, bez wycieczek. Jest czas na kontemplacje wschodu
słońca jak i zmierzenie się ze
wszystkimi dręczącymi cię doczesnymi
sprawami. Za to widok z góry cudowny. Pomiędzy
szczytami przewala się rzeka mgły, oplatając łagodnie zbocza, łącząc je lub
rozdzielając jak kto woli błękitno białą pianą.
Dla tego widoku warto wstać przed świtem. Starszy, pasjonat gór, który
pierwsze górskie doświadczenia zdobywał w moich schodzonych butach. Potrafiły
się odwdzięczyć za wyciąganie je na tatrzańskie szlaki komfortem i ochroną nóg.
Ej gdyby te buty
potrafiły mówić – stwierdził jeden ze spotkanych na szlaku turystów i nie wiem
czy była to pochwała butów czy kpina ze starego modelu. Szybko z nich wyrósł i
w tej chwili ja do jego butów wchodzę razem ze swoimi. Teraz w swoich butach
dobrej marki, jest pozytywnie zakręconym
szajbusem, zakochanym w górach. Wpadł na
pomysł wędrówki od szczytu do szczytu z noclegami w plenerze przy ognisku. Cudem udało mi się
przetłumaczyć mu, że październik nie jest do tego najlepszym miesiącem. Ale temperatura ostatnich dni i nocy lekko
podważa moje teorie. No cóż. Odszukał
pozostałości z wraku Liberatora który rozbił się nad Gorcami w czasie drugiej
wojny światowej. W środku lasu, ku pamięci potomnych znajduje się tablica i
pomnik na kształt kabiny samolotu. Przypomina o wojennym poświęceniu i
ofiarach. A stan utrzymania pomnika potwierdza że o pamięci ludzkiej nie decyduje
miejsce posadowienia monumentu.
Okiem zawistnika oglądam te MMS - owe informacje. Szkoda że mnie tam nie ma, a z drugiej strony
gdy pomyślę że na wsi : trawa do koszenia,
krzaki do przesadzenia, a drzewa do przycięcia, z wolna opada mi entuzjazm. Może w przyszłym tygodniu. W tym jestem
przynajmniej konsekwentny. W zeszły weekend też tak sobie obiecywałem. Mam
zresztą do wywiezienia parę rzeczy. Telewizor niepotrzebny już znajomym, dwa
przedwojenne obrazy, straszne landszafty ale z patyną lat, oraz jedno koszmarko – cudeńko. W ramach wiejskiej
kolekcji dzwonków, od czasu do czasu ktoś coś podrzuci. W tej chwili otrzymałem
kicz pierwszej wody. Wielkie serce pełne kwiatów, w górę serca wkomponowany
jest amorek, który w wciągniętych rękach trzyma dzwonek. Kiedy ciągniemy za
rzemień przywiązany do nóg amorka dzwonek dzwoni. Całość wykonana z ceramiki, z
lekką patyną czasu , która nadaje
prestiżu całej kompozycji. I tylko pojawiający się z pod warstwy tego prestiżu
biały napis o swojsko brzmiącym wydźwięku: „I love you” trochę psuje ogólny wygląd . Za rok dwa napis
zniknie zupełnie. Amorek miał wyłamane rączki pewnie z powodu
zbyt intensywnego pociągania go za nóżki. Niby paradoks ale to wynika z
konstrukcji mocowania dzwonka. Dobry klej zrobił jednak swoje. Zawiśnie pomiędzy owczymi zbyrcokami, końskimi
janczarami, zaraz obok frankońskiego
koguta. Całość pokrywa się patyną czasu, delikatną rdzą, albo kurzem. Z
wyjątkiem dzwonka na służbę, który w górnej części sygnowany jest niebiesko srebrną
naklejką z napisem NASA. Amerykańska kosmiczna technologia wykonania nie
pozwala na zatrzymanie kurzu na powierzchni i cały czas kłuje w oczy blaskiem
chromowanego wykończenia.
Prezent
jest prezent. De gustibus non est discutantum
Poczekasz sobie amorku dogodniejszego momentu. Rzucam
okiem na monitor laptopa. Szerokim łukiem omijam politykę. A w Internecie
wiadomości dnia:
Magda Żmuda Trzebiatowska pokazała majtki
Gwiazda disco polo musiała zmienić tytuł piosenki
Uczestniczka „tańca z gwiazdami” poparzyła się ( dezodorantem! )
Po tych
zdarzeniach światowego formatu nic już nie będzie takie samo.
Czy potrafię przejść obok tych wiadomości obojętnie i czy
pozwoli mi to spokojnie zasnąć.
Z pewnością zasnę bez problemów. A może we śnie powłóczę
się tymi gorczańskimi ścieżynkami. Czerwonymi bukowinami i żółtymi zagajnikami
brzóz. I abym zdążył zejść z Turbacza zanim budzik zadzwoni tradycyjnie parę po
szóstej.
|
07 października 2009
| |
Mam dwoje dzieci z jednej matki i jak zapewnia mnie żona,
jednego ojca - mnie. Nie mówię tego z powodu jakichś
wątpliwości, ale reguła Prawa Rzymskiego
mówi : Mater semper certa est, pater quem nuptiae demonstrant - Matka dziecka
jest zawsze pewna (wiadoma, znana), a za ojca należy uważać jej ślubnego męża.
Tak panowie. Jak donosi prasa, badania naukowe dowodzą, że co trzecie dziecko nie jest biologicznym synem ojca który je
wychowuje. Boże jakie to szczęście że mam tylko dwoje.
Wracając do dzieci. Pierwsze to typ naukowca posiadający
zadziwiającą skłonność do lektury wszelkiego typu i asortymentu, manualne
zdolności przeciętne. Drugi utalentowany
we wszystkich działaniach związanych z
ruchem, działaniem. Preferowana lektura – obowiązkowa. Dwoje dzieci
dwa talenty w różnych
dziedzinach. Któż bowiem powie że własne dzieci nie są utalentowane.
Doszedłem nawet do wniosku, że talent człowieka to taka
jak gdyby skala z suwakiem. Z jednej strony są zdolności manuale, z drugiej zdolność do doskonalenia duchowego.
Gdy suwak ustawiony jest w połowie skali mamy do czynienia z typem przeciętnym, którego dawnej zwało się taki do tańca i do
różańca. Inaczej ma się gdy suwak przesuwa się w skrajną, w jedną lub drugą
stronę. Diament myśli abstrakcyjnej nie potrafi wymienić żarówki i
nie dba o skarpetki. Zadziwiające kto i kiedy ustawia odpowiedni zakres dla
suwaka i czy my z własnej woli potrafimy na to wpłynąć.
A być może prawdą jest, co się powtarza podczas nieudanych
prób zdobycia czegoś nowego : daj spokój wyżej krzyża nie podskoczysz.
Ludzie uzdolnieni. Potrafią przerobić macierze i
przestrzenie wielowymiarowe, silnie, gubią się w prostych czynnościach.
Mąż mojej znajomej jako wybitna jednostka, wyjeżdżał na
wszelkiego rodzaju sympozja i zjazdy naukowe. W jednej z podgórskich
miejscowości, gdzie organizowano taki zlot mózgowców notorycznie brakowało,
prądu. A jak prądu to również wody, bo pompa
była na elektrykę. Żona
zaproponowała mu więc, aby zabrał ze sobą kanister w wodą. Tak nabył drogą kupna plastikową dwudziestkę. Napełnił
wodą i wywiózł. Dla ułatwienia całość zamocowana była na takim wózeczku do przewozu walizek. Dwa
kółka i rączka. Po czterech dniach
sympozjum, małżonek wracał do domu. Widać go było z daleka, jak w jednej ręce
trzymał torbę z ubraniami a drugą ciągnął
wózek z kanistrem. Kółka jęczały i podskakiwały na nierównościach. Kiedy wywlókł się na drugie
piętro postawił wózek w przedpokoju.
Tam w środku jest
woda – stwierdziła zdziwiona żona.
Tak w tym roku wody nie brakowało - skomentował mąż.
Mąż mógł to śmiało powiedzieć po angielsku lub francusku,
łącznie z dowodem na twierdzenie jakiejś
prawdy z nauk ścisłych, coś co było jego żywiołem. Woda znajdowała się z
drugiej strony suwaka.
Następny przykład, człowieka który skończył dwa fakultety
o zdecydowanie skrajnej tematyce. Kiedyś na zajęciach pojawił się w butach bez
sznurówek.
Co to za buty? - spytała koleżanka.
Wyobraź sobie że byliśmy na wycieczce w zakładach
obuwniczych. Robiliśmy tam jakieś badania. Na koniec dyrektor pozwolił nam
wziąć sobie po parze butów. Ja wybrałem takie – powiedział prezentując skórzane
półbuty z każdej strony.
A sznurówki? – spytała zaciekawiona koleżanka
Sznurówek nam nie dawali
- odpowiedział zaskoczony pytaniem znajomy.
Widziałem bardzo młodego profesora genetyki, który przez
cztery godziny obserwował mrówki
spacerujące na dróżce do basenu . W efekcie nie skorzystał z kąpieli a
wieczorem jego żona wcierała mu maść w spalone słońcem plecy. On jakby
nieobecny, z zachwytem opowiadał o społecznej dojrzałości mieszkanek mrowiska.
Sam nie wiem, dobrze czy źle jest być wybitnie
uzdolnionym naukowcem ?
Pozostawieni sobie
intelektualiści są bezradni, nieprzygotowani do życia.
Komputerowe super mózgi są wykorzystywani przez
otoczenie, które w typowych czynnościach drze z nich łacha i pieniądze. Bo wiedza o macierzach nie
uszczelni przeciekającego kranu. A umiejętność obliczenia z jaką siłą woda
napiera na dziurawą uszczelkę, też nie pomoże
jej szczelności.
Przy odrobinie szczęścia trafia taki nawiedzony
intelektualista na kobietę swojego życia, która poświęci karierę i własne ambicje, dla rozwoju geniusza.
Najpewniej on tego nawet nie zauważy.
|
04 października 2009
| |
Każdy sprząta swój pokój. Z
kuchnią, łazienką i toaletą robimy tak zwany przeskok. Aby nie było
nudno kuchnia wypada mi co trzy tygodnie, tak samo łazienka i toaleta. Na
lodówce wisi grafik i w ten sposób każdy robi swoje. Ma to być bez proszenia i
przypominania. Najgorsza jest jednak samo motywacja. Ale i to mi wychodzi,
potrafię się nawet sam opieprzyć za ewentualne lenistwo. Powoli poznaję
przeznaczenie wszystkich tych butelek i pojemników z szafy w przedpokoju.
Czasami trzeba sobie radzić jak
przysłowiowy baca, który zawiązał buta dżdżownicą. W ostatnią sobotę brakło płynu do mycia szyb. Młodszy bezradnie
rozłożył ręce – nie ma czym. Pogrzebałem w przepastnej szafie i wyciągnąłem
spray do mycia monitorów komputerowych.
Tak lustra nie błyszczały się już dawno, a przy tym zapaszek w całym domu
jakbyś siedział w Internecie. Co prawda taki spray kosztuje siedmiokrotnie
więcej od normalnego psikacza, ale raz
można. Dobrze idzie nam segregacja kolorów białe osobno, kolor osobno i czarne
do którego lejemy tego płynu, co to czarne jest zawsze czarne. Nie bardzo wiem jak to działa, bo płyn jest
biały, a koszule mają być czarne. Niech tam, ryzykuję. Zapracowana pralka wyrzuciła ze swego wnętrza tyle rzeczy,
że konieczne było zatrudnienie babci do pomocy w prasowaniu. Ja swoje wypracowałem, bez dodatkowych kantów i
załamań. Wiem też żeby do prasowania
włączyć film z polską ścieżką dialogową, bo trudno czytać napisy i ciągnąć
gorącą stopą między guzikami. Jest okazja
aby odrobić zaległości, nagrywam i nagrywam, teraz można na coś zerknąć. Ostatnio
to był „Buntownik bez powodu”. Staroć? owszem dobra do prasowania. Teściowa twierdzi
że uwielbia prasować, no nie mogę zabrać kobiecie powodów do radości. Kiedy
przeciąga gorącym żelazkiem podkoszulki chłopaków czuje się potrzebna. Ale zaraz wpada z
obiadem w słoikach, więc muszę ją stopować. Chcemy sami, potrafimy
samodzielnie. Młody poczuł zresztą wolę bożą i zaczął gotować. Bez urazy ale jego chilli con … coś tam jest rewelacyjne. Problem polega na tym, że nie uznaje pokrywek na gary i po akcie
twórczego gotowania trzeba kwadransa, aby doczyścić ceramiczną płytę kuchni. No
cóż to są koszty. Nauka stosowania pokrywek idzie topornie, a lśniąca płyta to
był jeden z koników żony. Utrzymujemy więc stan średni, bo najgorzej podźwignąć się z całkowitego
upadku. Przez te ostatnie trzy tygodnie
ani raz nie jedliśmy typowo męskich dań jak jajecznica czy parówki.
Toczę walkę aby rzeczy po użyciu wracały na swoje miejsce
dopóki pamiętamy gdzie to jest. Z czasem
zapamiętujemy coraz więcej. Bezład w
układaniu spowodować może, że
rzeczy nie zmieszczą się w mieszkaniu. Oprócz walki o porządek
stosuję również podstęp, albo motywację przez pochwały, ale to trochę trąci starym
ustrojem.
I zakupy. Gdy wpadamy między półki słychać tylko świst
wrzucanych opakowań. Według listy,
żadnej przypadkowości. Może jeszcze nie wybieramy według cen i dajemy się podejść specom od marketingu, ale panujemy
nad wyborami. Każda zakupiona rzecz znalazła swoje zastosowanie. A pieczywo. No
zupełnie się nie marnuje, ponieważ kupujemy świeże gdy skończy się stare.
Czasami ciężko przełknąć przy śniadaniu tą naszą decyzję, ale nie marnujemy
jedzenia. Facet potrafi. Radzimy więc
sobie w granicach normy i przyzwoitości, czego namacalnym przykładem jest to że
teściowa, która przy okazji prasowania zlustrowała dom, nie miała uwag. Myślę
tylko tak pomiędzy zmianą płynów do podłóg drewnianych i nie drewnianych, że
być może nie powinniśmy tak sobie radzić. Może powinniśmy z duperelami dzwonić
do żony, aby Ona na tym szpitalnym łóżku czuła się potrzebna. A może nie ?
Niech leży spokojna że oto radzimy sobie i czegoś przez te lata nas
nauczyła? Dobra użyję tego kolorowego spraya bez konsultacji. Próba dopiero
przed nami, zbliża się czas mycia okien i zmiany firanek. O te firany idzie
szczególnie. Jak wyprać i wyprasować taką wielką powierzchnię? Nie obejdzie się bez pomocy teściowej. Chociaż jak prasować kołnierzyki w czarnych
koszulach, wiemy lepiej.
A po robocie
uśmiech na twarz i do szpitala. Problemy zostawiamy przed wejściem na oddział,
zaczekają tutaj na nasz powrót. Są wierne jak pies, a mogłyby być jak
dziecko i zaginąć chociaż na chwilę w tym wielkim przestronnym
szpitalu. Zapodziać się gdzieś pomiędzy składzikami. Dobrze
że nie muszę wypełniać w tej chwili żadnej
ankiety na temat zadowolenia ze służby zdrowia, bez względu jak to określenie
szeroko rozumieć. W chwili kiedy muszę przynieść lekarstwa, zastrzyki nie
wyłączając tych których teoretycznie nie wolno mi nabyć, środki higieny, czy
sprzęt rehabilitacyjny to na usta ciśnie
się pytanie co jeszcze? Własnoręczny
zabieg? Nie każdy jest jak Rambo
i nie wyciągnie sobie kuli czyszcząc ranę prochem.
Zelżało z godzinami odwiedzin.
W tej chwili można przychodzić praktycznie w każdej chwili. Do świadomości
personelu dotarło w końcu, że rodzina działa terapeutycznie. Dodatkowo nakarmi,
przewróci na bok, poprawi pościel, a nawet wyniesie kaczkę. Czasem się
przypieprza, ale nic nie jest idealne. Osoba groźnego portiera, Pana twego
życia i śmierci, od którego zależało czy za pięć złotych wpuści cię poza
godzinami do: matki, żony czy kochanki, dzięki Bogu odeszła w zapomnienie.
Kiedy na chwilę zostawię
za sobą te problemy i poupycham w szafce
aprowizację, siadam koło łóżka a żona
mówi:
Wiesz tak jak Umma Thurmann
w Kill Billu, rozmawiałam dzisiaj z moimi nogami
i być może dojdę z nimi do jakiegoś porozumienia. Ale one są uparte jak
ja. Ja je jednak zmotywuję.
W takiej chwili jak naprawdę wierzę w tą rozmowę i tą
motywację. Po poprzednich operacjach widziałem jak siada, wstaje i robi pierwsze kroki, podziwiam
ją za to. Trzeba tylko by dostała szansę. Wszyscy znajomi zawracają już tym głowę Panu Bogu.
Teraz już tylko co cesarskie cesarzowi. Automat telewizyjny dwa złote za godzinę. Całkiem niedawno za sześć
złotych telewizor działał osiem godzin
ale zlikwidowano taką promocję, aby się
pacjentom w głowach nie przewróciło. Poza tym
jak mówią TV łże. Cztery godziny – osiem złotych. I parking, płatny dla samochodów cztery złote
godzina. Każda rozpoczęta liczona jak cała
co daje średnio osiem złotych. Mogę
parkować gdzie indziej, ale pomysłowa straż miejska już czai się w krzakach i
bez litości kasuje każdego, komu brakło miejsca na bezpłatnym błotnistym
placyku. Jaskrawo żółte szczęki z daleka
kłują w oczy. Łatwy łup. Pewne trafienia. Najprościej
zabiera się słabym i chorym. A czyni się to całkowicie legalnie, w imię prawa. Jakiego
prawa które nie służy obywatelowi? Połowa nieszczęścia jeżeli zarobione w ten
sposób pieniądze szpital kieruje się na
poprawę bytu pacjentów, czy nowe szpitalne wyposażenie. Gorzej gdy z tej kasy
opłaca się pensje związkowych liderów,
albo wzmacnia jakiś całkowicie prywatny biznes. Dzięki Bogu zlikwidowano
pantofle, te co kasa z nich płynęła na związki zawodowe. W tej chwili
rozmawiając z lekarzem czuję się trochę partnerem, jeżeli oczywiście Pan Doktor na to zezwoli. Przedtem stojąc w
białych workowych paputach na nogach przed
ubranym na biało czy niebiesko medykiem, czułem się z
urzędu o kilka klas niżej niż on.
Trzydniowy pobyt nie boli tak bardzo, trzytygodniowy to już pozycja w budżecie.
Już wieczór, jak co dzień w niedoczasie.
- Będę leciał bo muszę odebrać marynarki od czyszczenia. Całuję,
Kocham Cię !
-Widzę że doskonale radzicie sobie beze mnie - stwierdziła żona.
Może było nie chwalić się tak swoją
samodzielnością?
PS
Dziękuję wszystkim moim blogowym znajomym za słowa otuchy
jakie skierowali do mnie pod poprzednim postem, wszystkie te miłe, pełne nadziei słowa przekazałem żonie.
|
01 października 2009
| |
Lakier koniecznie metalik i tapicerka w pastelowym kolorze -
zażartowałem.
Popiel z brązem? czy popiel z oliwką? – spytał usłużnie
sprzedawca
Z oliwką oczywiście z
oliwką – stwierdziliśmy zgodnie.
A opony są całkiem
przyzwoitego producenta - zawyrokował Młodszy.
Oczywiście proponuję
podłokietniki w kolorze tapicerki. Jeszcze sprawdzimy szerokość siedzenia. Kiedy zapisał wszystkie dodatkowe życzenia
ocenił możliwości producenta:
- Czas oczekiwania na
ten model z uwzględnieniem życzeń wynosi około czterech tygodni.
Zgoda , podpisujemy zlecenie
- Kochanie będziesz miała pierwsze cztery kółka wprost z pod
igły, dotychczas wszystkie były z
drugiej ręki.
- Tamto były auta, to
jest wózek inwalidzki - powiedziała kwaśno żona.
Kiedy trzy tygodnie temu oglądałem „dom do góry nogami” w Szymbarku i walcząc z błędnikiem, przemierzając jego pomieszczenia,
nie myślałem o niczym poważnym. Nie
przypuszczałem nawet w najśmielszych przypuszczeniach, że w tych właśnie
chwilach całe moje życie balansuje na
krawędzi zmian, gotowe ustawić się jak
dom, do góry nogami. Różnica polega na tym że dom zaprojektowano i postawiono w
ten a nie inny sposób, natomiast ja, my planowaliśmy zupełnie coś innego. Wizytę
na wsi, jesienne porządki, kilka spotkań z przyjaciółmi, Wenecję w lutym, czy w
końcu z dawna planowane marcińskie rogale w Poznaniu. W chwili
obecnej mamy tylko jedno marzenie : aby wózek był rozwiązaniem przejściowym.
Można iść na zabieg na własnych nogach a wyjechać na wózku? Można
Można z tym jakoś żyć?
Wiem że trzeba !
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zupełnie nie mam
wpływu na to, co w najbliższych dniach, tygodniach miesiącach stanie się i w
którą stronę. Od samych myśli nawala mi
błędnik. Pozostaje niewiele, tylko w wiara w porządek rzeczy i może jakąś
elementarną sprawiedliwość. Rzecz jednak w tym że nikt tej sprawiedliwości mi
nie obiecywał, natomiast przestrzegano
przed trudem życia i szarością dni.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz