31 maja 2009

Maj 2009


31 maja 2009
Zbliżał się Sylwester .Do moich drzwi zapukał  młody Jachimczak .
Sąsiedzie robię Sylwestra , w nocy może być trochę głośniej.
Ok. w końcu to raz w roku.
 Ponieważ Sylwestra spędzałem w  domu , w towarzystwie szwagrów  dokupiłem  jedną butelkę więcej , gdyby trzeba było zagłuszyć odbieranie mużyki .Młody sąsiad  ma zdecydowanie inny gust muzyczny. Impreza zaczęła się po dwudziestej . U nas spokojne rodzinne spotkanie , u sąsiada ponoć impreza.  Nie , rzeczywiście zaczęła się .Miarowy odgłos uderzeń  fal dźwiękowych  o wspólną ścianę  wywoływałby  pewnie u mnie odruchy lękowe , ale przemyślnie dokupiona flaszka działała medyczne cuda. Z biegiem czasu  nasza rodzinna impreza rozkręcała  się ,humory były bardziej niż doskonałe.  U sąsiada monotonna  łupanina.
Zagrajmy coś dla równowagi  -zaproponowałem .
 Na konto imprez miałem zawsze przygotowany repertuar płyt.  Zwykle na koniec  puszczałem  „Nie wierz nigdy kobiecie „ Budki Suflera. Miałem  to na singlu  .W sumie nie wiem dlaczego , ale czynności potarzane cyklicznie  rodzą tradycję
 Drugim hiciorem  byłą płyta  Viva Chile  na bazie  utworów zespołu  Quilapayún .Ten longplay zawierał pieśni tradycyjne dla kultury chilijskiej,  przeplatane  rewolucyjnymi  kawałkami  .Kupiłem  ją na Węgrzech  w okresie,  kiedy to uchodźcy  po przewrocie Pinocheta masowo zaludniali kraje,  ze szczególnym uwzględnieniem krajów obozu socjalistycznego. Chilijskie pieśni rewolucyjne są rewelacyjnie  , a dodatkowym plusem jest to że nie rozumiem  tekstu . No może  poza Patria , ale ojczyznę kochać  trzeba i szanować …   Venceremos ,  Malembe  ,wspomniana Patria  rozgrzały krew. Pokrętło głośności samo windowało  się do góry. Cóż dużo mówić  ,wyszaleliśmy się do rewolucyjnych pieśni chilijskich. Rano miałem być może trochę wyrzutów sumienia  co do nocnego imprezowania  , ale ból głowy był większy niż wyrzuty .
Gdzieś tak  w okolicy Trzech Króli spotkałem sąsiada z dołu , jak to się popularnie mówi .
Chciałbym porozmawiać z Panem na temat  współżycia sąsiedzkiego  - zaczął.
A chodzi Panu o Sylwestra czy całokształt ?  – próbowałem rozszyfrować problem.
O Sylwestra mi nie idzie, to raz do roku i nie ma o czym mówić .
A to staje się ciekawe bo nie rozumiem  - powiedziałem zgodnie z prawdą .
Nigdy nie wiercę ,nie  stukam  , nie  przycinam po dwudziestej .Nie pozwalam dzieciom biegać na boska   a nawet w ogóle .
Bo Pan sobie urządza kąpiel po dwudziestej trzeciej ! - wyartykułował sąsiad
A chodzi Panu o moją higienę osobistą . Widzi Pan mam dwoje dzieci . Chodzą one  spać coraz później, a ja  jeszcze lgnę do swojej żony. Lubię z niej skorzystać  . I często myję się  przed a zawsze po !
To trzeba sobie zbudować domek i tam zażywać kąpieli – nie ustępował .
Ja wiem że poprzednio mieszkała tutaj nad Panem kobieta po wylewie , samotna bez dzieci i przyzwyczaił się Pan do ciszy . Ale teraz mieszka tam pełna rodzina z dziećmi i potknięcia zdarzają się . Pan też jest zresztą posiadaczem drobnych dzieci. Poza tym prawo do czystości chyba mamy? Gdyby tak  trafił Pan na rodzinę tramwajarza i ten mył się i popierdywał na kiblu o wpół do czwartej , to co by Pan zrobił ? . I czy ten tramwajarz powinien mieć wobec Pana wyrzuty sumienia że nie stać go na własny domek ?
Generalnie jestem przeciwny Pan kąpielom. –  ripostował  sąsiad.
Ale widzi Pan  - kontynuowałem –  Życie w bloku to suma kompromisów . Ja na przykład mam sąsiada za ścianą  .Słabo słyszy  podkręca więc  głośnik w swoim telewizorze i wtedy  jego  fonia  gości   w każdym kącie   mojego  mieszkania.  I czasem proszę  aby oglądał chociaż ten sam program.
A sąsiad -  to nie mój a Pana problem  .
Jeżeli tak podchodzi Pan do tego , to od dzisiaj ja  będę Pana problemem  - podsumowałem.
Oczywiście cały czas kontroluję swoje działania , aby nie potrzebnie nie zakłócać sąsiedzkiego  spokoju .Pewne rzeczy potrafią się jednak wyrwać poza plan .Bo jak mawiają górale śmierć , miłość i sraczka przychodzą z nienacka..
O dziwo sąsiad nauczyciel też  wyciągnął wnioski z tej rozmowy .Doszedł pewnie do wniosku że zawsze może być gorzej , gdy nie szanujemy  tego co mamy .
Od tego czasu częściej ze sobą rozmawiamy  , zawsze sympatycznie witamy się i nie czynimy złośliwości. Myślę że rozmowa potrafi zdziałać cuda.
Co prawda znajomy któremu to ostatnio opowiedziałem podsumował żę sąsiad jest spokojny , bo z każdym rokiem rzadziej  korzystam z niespodziewanych kąpieli (Pił do wieku złośliwiec ) I jak mu powiedzieć żę z czasem  trzeba o higienę dbać bardziej .Kto widział Don Juana de Marco i   Fuye Dunaway  w łazience wie o czy mówię. 
Antoni Relski
12 komentarzy
28 maja 2009
W czasach dzieciństwa i wczesnej młodości ,  w mojej rodzinnej miejscowości  funkcjonował fotograf ,  który specjalizował się w fotografiach użytecznych . Takich do dowodu osobistego czy paszportu. Fotografowane przez niego twarze posiadały przepisowo skrzywione twarze  i odsłaniały właściwy kawałek ucha ,  ale w swej poprawności były tak komicznie pokrzywione  , jakby przed chwilą otrzymały zamaszysty cios z liścia w twarz  .Fotograf uwiecznił to właśnie maksymalne wychylenie głowy. Tradycją też było, że trudno było rozpoznać się na tej fotografii. .Problemy z rozpoznaniem miał również sam  Pan fotograf , dlatego rzucał na blat dwie , trzy różne twarze i pytał :
- na którym z tych zdjęć się Pan rozpoznaje?.
 Surowe komunistyczne realia pozwalały funkcjonować  temu rzemieślnikowi  ,może z tego powodu, że warsztat swój  ulokował naprzeciw  budynku Komitetu Powiatowego PZPR  .Z tam też  cyklicznie otrzymywał zlecenia  dokumentacji pochodów pierwszo majowych,  czy zlotów potwierdzających braterstwo  dwóch narodów  słowiańskich. W tym przypadku las czerwonych flag wystarczał zleceniodawcom  zupełnie. . A brak podobieństwa  oryginału do zdjęcia bywał nawet zaletą  nie przeszkodą dla części społeczności , która jak przysłowiowa rzodkiewka czerwoni z zewnątrz,   biali byli środku swojej duszy .   Zdjęcia pełne nierozpoznawalnych postaci wisiały potem na wystawie warsztatu,  przypięte szpilkami jak motyle  do czasu kiedy słońce nie wypaliło całkowicie postaci , a sam kartonik nie zrolował się do wewnątrz  utrudniając  oglądanie . Jeżeli zdjęcia tego autora znajdują się aktualnie w dokumentacjach IPN   , większość TW może  spać spokojnie. Niektórzy z klientów  próbowali walczyć z fotografem zaczepiając słownie twórcę .
-  Ależ ja  źle wyszłam na tym zdjęciu!
- Kochana Pani robiłem co mogłem – Albo-
- To zdjęcie nie obraz , nie da się upiększyć.
Młodszym czytelnikom przypominam że zdjęcia robiło się wtedy na błonie filmowej , nie było komputerów i  photoshopa ,   co niektórym  może wydawać się nie możliwe.  Jedynym  dopuszczalnym sposobem był retusz na kliszy,  czyli cieniowanie go miękkim ołówkiem . Dzięki tym praktykom twarz zyskiwała pozory szlachetności , ale zdjęcie sprawiało wrażenie robionego przed wojną . Myślę tutaj oczywiście o tej drugiej światowej.  Sam  mam jeszcze takie zdjęcie robione do pierwszego dowodu osobistego na którym wyglądam jak młodszy brat Eugeniusza Bodo  ( mam nadzieję że ktoś jeszcze pamięta przedwojenne komedie )
Takie zdjęcia nie były jednak dopuszczane do paszportów
-.Bez retuszu - powtarzali urzędnicy
- Robiłem co mogłem  powtarzał w kółko Pan fotograf
To  Pan nie wiele możesz , wypaliłem w końcu odmawiając zapłaty za komplet sześciu sztuk legitymacyjnych . Sam  posiadałem aparat  Praktica L2 .Czułem się pewny w temacie  zdjęć , a przez wiek bezkompromisowy. Zemstą fotografa było powieszenie  takiego , niezapłaconego  zdjęcia w gablocie na zewnątrz  pracowni ku uciesze gawiedzi i znajomych ofiary , Stojąc przed wystawą  i parskając śmiechem  pokazywali sobie zdjęcia palcami   . Nie funkcjonowała wtedy jeszcze Ustawa o ochronie danych osobowych i wizerunku.
Pan fotograf poczuł artyzm , który  rozpierał jego płuca i uderzał w tętnice , postanowił więc zostać artystą . Rozwiódł  się z żoną i poświęcił fotografii artystycznej  z udziałem modelek. Próbki działalności obejrzeć można było na drugiej części gablotki .Oczywiście były to zdjęcia  tekstylne,  ale talent fotografującego był  tak porażający , że pomimo odzienia trąciły  takim  pornograficznym zaduchem . O sztuce  czy erotyzmie nie można tu było w ogóle mówić.  
A potem zakład zamknął swoje podwoje . W jego miejsce wybudowano nową kamienicę,  którą sfinansował Pan Bolek cukiernik z zawodu , który uzupełnił działalność o  sprzedaż lodów. Uwierzył w słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego  o  biznesie lodowym  które brzmiały mnie więcej tak:
Nagle widzę napis lody , taki napis niech ja skonam ,
 i maszyna wprost z zachodu  i kolejka tak skręcona.
Zza maszyną  Matka z zięciem za wspólnika mają teścia .
I za każdym pociągnięciem trzy dwadzieścia , trzy dwadzieścia .

Tak było  i kręciła się ta kolejka a Pan Bolek kręcił lody  ,wykręcając z nich kolejną  kamienicę.
Pan Bolek  wsławił się  był  swego czasu   bardzo ciekawym działaniem .Otóż w cukierni w której sprzedawał ciastka swego wypieku , w jakiś piątkowy czy sobotni wieczór wysiadło światło. W tej ciemności z jednej strony lady stał Pan Bolek,  z drugiej około sześciu osób . Na ladzie pomiędzy nimi tace pełne pączków , kremówek , eklerek  czy Wuzetek . Wszystko w jednej cenie dwa złote. Ze zwiększeniem   zysku z produkowanych ciastek  Pan Bolek radził sobie tak , że co jakiś czas powierzchnia ciastka zmniejszała się o  parę m milimetrów . I tak jeżeli w jednym roku z blachy wychodziło 24 cias tka  to już po roku z jednej blachy można było wycisnąć  dwadzieścia osiem ciastek. .Cztery razy dwa równa  się  osiem . A pamiętajmy że działo się to w czasie , kiedy ceny były urzędowe i to na poziomie Centralnego Komitetu PZPR ustalano cenę kilograma mąki,  czy kostki masła. Ten to Pan Bolek stał w ciemności , a naprzeciw niego kolejka spragnionych jego wypieków. Komórki  mózgowe  podpowiadały jak uchronić  cenny towar. Kiedy w końcu światło pojawiło się równie niespodziewanie jak zgasło , oczom kupujących ukazał się Pan Bolek , który ręką uzbrojoną  w długi nóż do  krojenia ciasta , zamaszyście machał w lewo i w prawo nad blachą pełną kremówek. Najpierw zdziwienie , potem śmiech  , na końcu plotka która  z kosmiczną szybkością rozniosła się po mieście. Ganialiśmy wtedy w szczeniackiej grupie  , aby z nienacka wpaść do cukierni z okrzykiem .:
-  Bolek nie czaj się wyciągnij  ten odważnik spod lady.
 Stał bowiem zawsze  Bolesław z rękami opuszczonym pod ladą  i po nauczce z nożem podejrzewaliśmy , że być może dla ochrony kasy posiada tak specjalny odważnik pół kilowy i nie zawaha się go użyć  . Cierpiał więc Pan Bolek nasze gówniarskie docinki , zmniejszał wymiary ciastek  i obsługiwał maszynę do lodów  .Na końcu swej drogi życiowej czekał już na niego  rodzinny grobowiec z pełnego marmuru , z mosiężnymi literami  .Przy nim to wdowa   zdobna w gigantycznego lisa upiętego wokół  szyi , każdego pierwszego listopada rozpalała  morze lampek ustępując  chyba tylko wdowie po piekarzu .
Złe  ludzkie języki  powtarzały z ust do ust na przystankach i w kolejkach  sensacyjne informacje  o działaniach , sztuczkach czy zabawach  biznesmenów. Bo przecież   wiadomo jak to jest   z piekarzami .  W ich chlebie jest tyle dziurek . Mało miasteczkowy  establishment  ,piekarz , cukiernik , ajent CPN – u . O ajent CPN   to była figura . Pracował w szkodliwym środowisku i to na państwowej posadzie . W związku z kontaktem z ołowiem zawartym w benzynie  tracił zęby,  ale nie specjalnie tego żałował. Miejsce naturalnych zajęły  nowe – złote. I było to jeszcze przed tym jak śmialiśmy się z mody nowych ruskich. Zresztą Pan  Rysio  był posiadaczem drugiego samochodu w naszym bloku. Pierwszego Moskwicza  chyba 406  posiadał taksiarz ,  ale wiadomo dla niego to narzędzie pracy. Swoje pierwsze P-70 kupił Pan Rysio gdzieś na giełdzie  i od tej pory grzebał całymi dniami ubabrany po łokcie , bo silnik gasł co chwila  lub w ogóle nie chciał zapalić. Kiedy zaś zapalił  ,ruszał w kierunku głównej drogi a my dzieciarnia , niczym piechota z pod Lenino z głośnym wyciem biegliśmy wokół, wdychając  smród spalin  dwusuwowego  silnika . Dla nas to był  aromat najprawdziwszej cywilizacji.  Pan Rysio  jaki jedyny w naszej klatce kupował  kolorową gazetą . Był to tygodnik „Panorama”  na ostatniej stronie której zamieszczano zdjęcie  dziewczyny w kostiumie kąpielowym i majtkach zakrywających niemalże całe biodra. O ile dobrze sięgam pamięcią tam udało  mi  się zobaczyć  pierwszy sutek damski w ujęciu artystycznym , albo po prostu to suma kiepskiej jakości zdjęcia oraz mojej wybujałej fantazji. Schodziliśmy tedy do syna Pana Ryszarda  gotowi oddać swoją tubkę dropsów , aby chociaż przez chwilę popatrzyć na gołą babę. .Tak to nasze poznania w młodości  były mocno utrudnione.  Pamiętam jak któregoś dnia Pan Rysio wpadł do kuchni  z głośnym okrzykiem : O nowa Panorama  .Nie zauważył nas i od razu odwrócił pismo na ostatnią stronę . Za chwilę lekki uśmiech znikł z jego twarzy  , podłożył pismo i rzekł – Nie ten numer już czytałem. Ciekawy sposób identyfikacji  magazynów.
O imprezach i baletach  z udziałem płci opowiadało się z taką precyzją , jakby relację zdawał  uczestnik tej balangi  , ale sądząc po statusie czy urodzie w żaden sposób nie mógł znaleźć się w obgadywanym gronie.  Bicie się w piersi  i przywoływania imienia Pana swego na daremno,  uwiarygodnić miało te historie  .Zwykli i ludzie żyli inaczej, zwykli ludzie żyli oszczędnie . A oszczędność podcinała skrzydła fantazji . Bogaci mogli wiele. Bo któż bogatemu zabroni.
Ostatnio  spacerowałem wśród cmentarnych alejek Mojego Miasta Urodzenia  .Kiedy pożegnałem grób ojca  naszło mnie na taką skróconą podróż do lat dzieciństwa . Nagrobki z nazwiskami jak  tytuły rozdziałów za którymi kryją się historie , śmieszne ,  zwyczajne a czasem nawet tragiczne. Nazwiska przywołują  wspomnienia  ale w moim przypadku nie brązowią postaci . Obrazy  które przywołuje moja pamięć   pokazują , że miałem do czynienia  z ludźmi z krwi i kości z  emocjami i słabościami . I oby mi tak zostało na zawsze 
Antoni Relski
15 komentarzy
26 maja 2009
Nie wystukam dzisiaj na klawiaturze numeru telefonu do mojej matki. Z uśmiechem na ustach  nie złożę jej życzeń  i nie podziękuję za matczyne ciepło i troskliwość . Moja matka nie odbiera  telefonów  ode mnie. Kupiła sobie nawet specjalny aparat  z wyświetlaniem numeru telefonu dzwoniącego . Wobec  braku chęci uzbrojonej w  nowości techniczne jestem praktycznie bez szans. Moja mama nie utrzymuje ze mną kontaktów . Od śmierci Ojca  wszystkie wątpliwości  i zastrzeżenia  jakie miała wobec swego męża przelała na mnie.  Jako pierworodny syn , kultywuję więc  dzieło swego ojca, jak kol wiek by to gorzko  nie zabrzmiało.  I wiem że matka jest chora , mam świadomość , że  najczęściej to emocje nie rozum wpływają na jej decyzje. I można by to zmienić gdyby nie brak woli samej zainteresowanej .Takie prawo funkcjonuje w Polsce  a wahadło demokracji raz przegina raz w lewo raz w prawo .  Ból jest tym większy że przez całe młode życie wychowywany byłem przez ojca w szacunku i  miłości  do matki.  I myślę że taki wyrosłem . Nie przypominam sobie słowa ,które byłoby   wobec matki , kobiety   nieodpowiednie , czy emocjonalnie podniesione. Los zdecydował za mnie  i brak mi  tej wizyty u matki , gdzie na talerzem pomidorowej mógłbym powiedzieć :   jest mi źle mamo . Nie opowiem o tym co mi się udało lub nie . Z wiekiem  coraz bardziej mi to doskwiera. Wiem że oboje mamy coraz mniej czasu  . Nocami dręczy mnie taki koszmar  :  jakiś reporter interwencyjny podstawia  mi mikrofon pod nos i w świetle  kamer zapyta : Dlaczego nie interesował się Pan losem matki.  Pełno takich pytań np.  w TVN-owskiej  Uwadze. I  jak wtedy wobec całej Polski wykrzyczeć   że to nie prawda .Głos więźnie mi w gardle ,budzę się i  jest mi byle jak . 
Jeżeli więc  nie mam możliwości uczynienia tego w inny sposób , to tą drogą :
Chociaż wiem że nie korzystasz z  Internetu   pragnę Ci powiedzieć :
 Kocham Cię  Mamo  i dziękuję za to jaka byłaś 
 
Antoni Relski
15 komentarzy
23 maja 2009
Tekst bez związku z tzw świńską grypą .Jak mówił śp Maciej Kuroń :  wiem co jem ,  a Wy wiecie ?
Była już około wpół do piątej  . Mrok stajni przełamał blask żarówki czterdziesto watowej , ciemniejszej jednak w blasku ponieważ po ostatnim sezonie mocno została zapaskudzona przez muchy , które gęsto obsiadały ją nie bacząc na niebezpieczeństwo z tego wynikające. Z za drzwi wyłonił się Józek gospodarz i dobrodziej tutejszej stajni oraz całego gospodarstwa rolnego , za nim Staszek , miejscowy osiłek  co to może nie pogada ,ale przepisowo w ryj przypieprzyć potrafi. Poza tym dusza człowiek zawsze chętny do pomocy jeżeli ktoś jej potrzebuje. Krowy leniwie uchyliły po jednej powiece  ,bo to jeszcze nie pora aby poić a tym bardziej by ciągnąc  za mleczne cycki. Tylko świnie jak to zwykle zaczęły pochrząkiwać  radośnie , bo widok gospodarza nieodmiennie kojarzył im się z pełnym korytem. Najbliższa przyszłość jednej z nich nie rysowała się jednak w różowych barwach ,ponieważ na tą właśnie sobotę Józek zaplanował  tradycyjne świniobicie. Nieświadoma swej roli w dzisiejszym spektaklu jedna z nich podbiegła zbyt blisko gospodarza ,który fachowym chwytem złapał ją za uszy i kopniakami zachęcił  do udania się w wyznaczonym kierunku .Staszek złapał za tylne nogi, dźwignął do góry  i w ten sposób świnia znalazła się w stalowym uścisku dwóch rządnych krwi facetów. Nim reszta zwierząt pojęła o co chodzi ,opuścili we trójkę chlew udając się w tą ostatnią życiową drogę wypasionej blondyny. Uderzenie obucha siekiery zwaliło świnię z nóg  a następne rozpłatało czaszkę ,pozbawiając całkowicie życia. Jeszcze w ostatnim tchnieniu zwierzę wydało ciche charknięcie zanim po raz ostatni wypuściło z siebie powietrze.
O dzisiaj Józek bije - rozległo się w okolicznych domach. Potem każdy z nich przewrócił się na drugi bok przymykając oczy ,bo do karmienia  inwentarza  zostało jeszcze ze dwie godziny a w pościeli obok leżała , pełna wewnętrznego ciepła małżonka atrakcyjna w tej chwili chociażby przez sam fakt tego , że aktualnie była pod ręką .
Kiedy słońce w końcu   wyszło zza góry oświetliło  wiszące  ciało świni. Tylne nogi podwieszone do futryny drzwi od stodoły solidnym łańcuchem .Brzuch rozpłatany , pozbawiony wnętrzności , krew do kaszanki złapana ,jelita do kiełbas  czyszczone i płukane w przepływającym przez osiedle potoczku. Każdy z domowników znający dokładnie swoje obowiązki sprawnie przemykał przez podwórko .Pojawił się już Karol z maszynką do mielenia mięsa .To on dzisiaj będzie mistrzem ceremonii,  on to za pięćdziesiąt  zeta plus bonus mięsny przerobi kwiczącą jeszcze niedawno świnię na kiełbasy boczki ,salcesony i pasztetowe.  Józek udał się do spiżarni gdzie z większego baniaka do półlitrowej butelki zlał swojską gorzałkę, którą przerobił w zeszłym tygodniu planując dzisiejsze świniobicie. Zakręcił ręką metalową nakrętkę i już miał wyjść gasząc światło ,ale po chwili zastanowienia cofnął się i nalał jeszcze jedną połówkę . Potem starannie zamknął  baniaczek , zgasił światło i zamknął za sobą drzwi do  spiżarni. Jedną butelkę zostawił za drzwiami do sieni a z drugą wyszedł do szopy .
- A napijcie się  Karolu  na dobrą robotę .
Cyk , cyk i dobrodziejka gorzałka zaczęła krążyć w żyłach  rzeźników  amatorów.
- Wypijmy jeszcze po jednym bo za chwile przyjdzie Staszek .
Staszek gospodarz i sąsiad z osiedla , wielki admirator  swojskiej gorzałki oraz każdego innego płynu zawierającego procenty. Staszek potrafił wyczuć otwartą butelkę z odległości pięciuset metrów i wcześniej czy później można go było zauważyć w szerokim gronie konsumentów.  Mięso odkrojone schaby schładzane przed zamrożeniem , kości i głowizna gotują się na salceson a wątroba na pasztetową. Słonina oceniona według specjalnej miary. O ile Anglicy mierzą odległość w stopach  u nas grubość słoniny mierzy się palcami. I komentarze w stylu   
-  Dobra słonina gruba na dwa palce . A  w zeszłym roku to swok  Maciej miał świnię co miała słoninę na trzy palce.
Ostatnimi jednak laty bardziej ceni się mięso niż słoninę . Wieś też się bogaci. Mięso zmielone przyprawione do smaku. Karol wziął odrobinę w  dwa palce  i takie surowe włożył do ust .
- Będzie dobrze , lubię pikantną.
Napychanie jelit mięsnym farszem  kończy rytuał  potem tylko powiązać na kij i do wędzarni. Faceci mają czas wolny .Teraz kobiety zajęły się myciem , sprzątaniem  i czymś tam jeszcze  co w kobiecej psychice uznawane jest za niezbędne i konieczne , a przecież faceci wiedzą doskonale  że konieczne jest tylko żeglowanie. Wiadomo -  navigare necese  est.
Chłopy zasiadły więc w cieniu szopy  i mając na widoku wędzarnię  przepijały do siebie ,raz za razem , raz za razem. Chwilę później  pojawił się Strażak. Szedł co prawda  do lasu pociąć smreki ,ale nie odmówił wypicia jednego. Odłożył tylko  motorówkę pod stajnią i zasiadł w tworzącym się właśnie kółku zainteresowań. Potem doszedł jeszcze Krakus ,ciekaw wszystkiego  co związane z tradycjami i obyczajami. Taki chory na te obyczaje i tradycje. Kosztem sporej kasy remontuje chałupę starając się utrzymać jej klimat ,podczas gdy miejscowi pukają się z wyrozumiałością w czoło  .Twierdzą że „ trza było zwalić wszystko z góry  i postawić nowe z pustaka Maksa „  .
Bez grzyba w drewnie , myszy i kun , ale też bez ducha jak często mówił Krakus.
Do kompletu brakowało jeszcze Staszka  , degustatora. Pojawił się był pod koniec wędzenia,  ponieważ obowiązki wobec  ziemi  i natury wypomniała mu i wyegzekwowała jego ślubna małżonka. Józek już wykonał kurs po drugą flaszkę,  która gdy tylko poczuła powietrze  parowała z siłą  taką że Józef przemyśliwał  już kurs po następną  . W tak zwanym międzyczasie  kiełbasa dojrzałą już do konsumpcji. Wyciągnięto  więc kij,  a z całej kupy Józek wyciągnął  jedno pęto rzucając je na deskę . Ociekająca w tłuszczu gorąca , świeżo wędzona kiełbasa. Cholernie niezdrowa , szalenie  apetyczna , kusząca jak kobieta swoimi wdziękami. Najbardziej napalony na kiełbasę  był chyba Krakus,  ale po kilku latach przenikania się wzajemnie kultur wiedział, że kiełbasa jest do zakąszania a nie obżarstwa. Gorzałka pobudziła krążenie . Języki stały się giętkie  ale w innym niż Mikołaj Rej pragnął rodzaju giętkości.
A Jasiek to był na robocie w tym no w tym ? -  głośno zastanawiał się  Staszek   .
 W Anglii -  podpowiedział mu znający zapewne  tę opowieść , poirytowany lekko Zbyszek.
 W żadnej Anglii w Londynie -  obruszył się Staszek .
 Przepił  do Strażaka ,przepisowo strzepnął resztki  gorzałki pod nogi  i uzupełnił puste szkło . Długim nożem wyrobionym w półksiężyc od częstego  ostrzenia  , zaciął kawałek świeżo   uwędzonej kiełbasy  obrał  jelita wsadził do ust ,żując ze znawstwem.
 Dwa tyźnie temu to my robili kiełbasę u stryka Karola , ale my  wybili  ździebko  za dużo  i stryk się uśpił przy wędzarni . Okrył się derką  i zamknął oczy a jak się obudził, to w jelitach latało w koło wysuszone mięso . A i boczków nie było tylko skóry zostały. Ech żal , ale gorzałka była przednia, bo ją stryk napędził na chrzciny  najmłodszego wnuka , jeszcze w zeszłym roku.
A tam , stryk pędził .  Przecie wiecie że to ciotka kręciła – poprawili  Staszka zebrani .
 A czemu się mówi kręciła jak ona leci z destylatora -  spytał Krakus  pragnący się jak zwykle przypodobać zgromadzonym w myśl zasady , jeśli wszedłeś między wrony musisz krakać jaki i one.
 No bo jak się nastawia zaczyn z cukru i dojrzeje to można zostawić i się samo przedestyluje . Trzeba  tylko uważać  żeby nie palić zbyt mocno bo zaciągnie do rurek i będzie mętne. A jak się robi z żyta , to trzeba kręcić  tym w kotle żeby się ziarna nie przypaliły . Śmierdzi wtedy jak kruca fuks .
 To stąd się mówi ukręciłem sobie trzy litry żytniówki  -  zorientował się Krakus .
 Jak żem  zeszłym razem pędził tom przypalił - powiedział Franek.
 I cóżeś zrobił ?
A przepuściłem  przez węgiel drzewny  , com  go miał w piecu . I doprawiłem   karmelem . Smród trochę minął ,ale jak się ją wypiło to w żołądku robiło się  jak przy ognisku. Nikt jej nie chciał pić . Dopiero jak my sprzedali konia to przyszli kupce  i my zaczęli .Po trzeciej flaszce  ja im mówię -  gorzałki już nie mam. Tylko taką co mi się nie  udała. Dawaj popróbować powiedział nowy  właściciel konia. Wypilimy tak jeszcze dwie flaszki ,  tylko te kupce co kwila chodziły wonitować za chałupę . Jam to strzymał dopiero mnie wzieno nocą i trzymało do połednia  , a oczy to m i mało nie wyszły ze łba. Oj głupiś Franek –podsumował ktoś z zebranych  . Przecież można się było struć .
Swojom  się nie strujesz - powiedział ze znawstwem Staszek .
Ten mój znajomy co był w tym no, no ?
 Londynie -  odparli chórem zebrani .
 To tak kupował takie wino owocowe nawet dobre bo jeszcze do tego tanie. Tylko potem po wypiciu to go tak trzymało aż od tego małpiego rozumu dostawał .
Wina to ja nie lubię -  powiedział ze wstrętem  Józek.  Jak żem się kiedyś struł  winem co takie słodkie było tom sobie obiecał  , że w życiu nie wezmę do gęby .
No ale to chyba było lepsze niż picie gnojówki  - zażartował Strażak .
 Wszyscy parsknęli śmiechem  , no może z wyjątkiem Staszka.
 A o co chodzi z tą gnojówką ? -  dopytywał się  swoim zwyczajem Krakus .
 A o tym to ci opowiemy następnym razem , ale ciekawość będzie Cię kosztować  flaszkę . Stoi ?
 W tym stanie ciała i  ducha Krakus byłby w stanie zgodzić się nie tylko na flaszkę . Wszak gorzałka złodziejka łagodzi obyczaje i uskrzydla duszę  .
   

Antoni Relski
24 komentarzy
20 maja 2009
Jadąc przez moje osiedle zauważyłem  tabliczkę , która przybita do metrowej wysokości palika zabraniała  wyprowadzania psów  na tereny zielone .Zabraniała  pod karą grzywny oczywiście .`Brakowało tutaj tylko dopisku :  osiedla , miasta  lub  kraju ,  jak w pamiętnych Alternatywach 4 .  Nie jestem zwolennikiem psich kup , którymi upstrzone są  osiedlowe chodniki , tym bardziej rażą mnie kupy zdradliwie porzucone i ukryte pomiędzy źdźbłami traw  na rachitycznych osiedlowych trawniczkach. Zwłaszcza od czasu zmiany przepisów , gdy jako pełnoprawny obywatel swobodnie mogę po tym trawniku ganiać . Bosą stopą bratać się z przyrodą i poczuć bijące serce matki Gaii .  No z tym chodzeniem bosą stopą to przesadzam , bo sąsiad właśnie wczoraj wieczorem wyrzucił  z balkonu  pustą butelkę, która z głośnym hukiem rozpadła się na kawałki wielkości diamentów Swarowskiego .  Nie postawię stopy pośród zielonych traw osiedlowego skwerku z obawy o to, że wdepnę w gnijące jedzenie którego resztki wyrzucane są  przez okno pod pozorem  karmienia gołębi lub piwnicznych kotów. Czy więc zakaz wprowadzania psów polepszy zieloność łąki i zabezpieczy czystość i porządek . Czy jako ludzie jesteśmy bardziej predestynowani do łażenia po trawnikach . Nie wydaje mi się  . Pies srający na trawniku  pod drzewkiem  czyni tak od tysiącleci  a po wszystkim tylnimi lapami w taki smieszny sposób próbuje zasypać efekty swojej przemiany materii. Trudno dziwić się psu i mieć do niego pretensję. W` końcu przewidując psie zachowanie można  nauczyć psa załatwiania swoich potrzeb w wyznaczonych miejscach. Trzeba je tylko wyznaczyć Gorzej z ludźmi którzy od wielu dziesiątków lat mają alternatywę do wyrzucania odpadków przez okno , a jednak to czynią .  A wiec karać  czy  może wychowywać . Odpuścić psom a wychowywać ich właścicieli . Zacząć od kultury życia i współżycia. Może najpierw karać za wyrzucanie puszek , butelek, reklamówek. starego chleba, kości , czy  co tam jeszcze wymyślimy.
Zakaz  wyprowadzania psów na tereny zielone  jest nie konstytucyjny , ponieważ w głębokim lekceważeniu mają  go  psy bezpańskie które bez obroży  i właściciela oblewają i obsrywają co popadnie. Czy pies gorszy bo bezpański jest w takim razie lepszy  chociaż  jest gorszy?. On może huknąć kloca na środku mojego trawnika , a York mojej sąsiadki z dołu nie , bo sąsiadka umie czytać ?. A może zacząć od uświadamiających akcji , bezpłatnych  torebek  czy jakichś tam innych pojemników na psie kupy .Może wytłumaczyć sąsiadce że kupa Yorka chociaż  mikroskopijna spełnia wszelkie kryteria uznania ją za kupę właściwą  i należy ją  bezwzględnie sprzątnąć.  Póki co osiedlowe oszołomy z jednej strony szpikują osiedlowe dróżki zakazami  , podczas gdy właściciele psów  w trakcie skupienia psa rozglądają się niespokojnie dokoła , czy ktoś widzi . Potem spiesznie oddalają się z miejsca przestępstwa. Ba niektórzy  jak barczysty  właściciel BMW z sąsiedniej klatki  , nie próbują nawet  wykazać minimum zakłopotania kiedy ich amstaf czy  bulmastif  wypróżnia się  z poranną flegmą. Nikt nie podejdzie zwrócić  uwagi . Jak też nie będę próbował ,ponieważ  na razie mam wszystkie własne zęby.  Strażnicy miejscy wolą pogonić emerytkę za brak kagańca u drobnego  kundelka , bo nie postawi się , nie pierdzieli . Z wdowiego grosza opłaci mandat bo tak ją wychowano , dziwne bo  za komuny .  Póki co nie sprzątamy po naszych ulubieńcach, bo sąsiad też nie sprzątnął . Tak  więc nikt nie daje dobrego przykładu na początek.  A na tabliczkach najlepszy biznes zrobiła jakaś agencja reklamy , której wszystko jedno co lepi z samoprzylepnej folii : precz z komuną  ,czy żyj z Komunią . Pecunia non olet , trawniki tak.

  


Antoni Relski
126 komentarzy
17 maja 2009
  Moja pani! — powiedziała jej matka bardzo stanowczym głosem. — Taki porządek to nie na pożyczki, nie na ludzkie ręce!… To kosztuje!… To raz na całe życie sprawunek .. Od tej też chwili żelazko niezmiernie poszło w górę w moim rozumowaniu. Zaliczyłem je nawet w myśli do tych rzeczy, które są raz na całe życie, jak chrzest na przykład, bierzmowanie i granatowy płaszcz, o którym ojciec też mówił, że jest raz na całe życie.
(Cytat z   : Maria Konopnicka  Nasza szkapa)
 Żelazko kiedyś z duszą , teraz z ulatującą z niego parą . Kiedyś na całe życie,  teraz na  rok  dłużej niż wystawiona na niego gwarancja .  Obecnie nie ma już produktów  trwalszych niż pokolenie .Ba coraz mnie z nich dorównuje pokoleniu ,  czy chociażby świętuje z nimi  okrągłą  rocznicę ślubu. Porzucając kolejny sprzęt AGD  w przyblokowym śmietniku  Powoli acz z bólem przyzwyczajam się do widoku połyskujących jeszcze plastików i spalonych napędów , czy zmielonych  tandetnych  przełożeń. A że robi się z tego problem świadczyć może stanowione prawo. Za porzucenie zużytego sprzętu zapłacić możemy spory mandat.
 Naprawiacze pralek , lodówek czy zmywarek z wielkim nieskrywanym niesmakiem pochylają się nad ośmioletnią zmywarką , manifestując lekceważenie wobec posiadacza takowego . Ostentacyjnie uważają go za sknerę , lub nieudacznika.
-Szanowna Pani po pięciu latach sprzęt się wymienia a nie naprawia  - zauważył filozoficznie mechanik , wyciągając głowę z bębna  pralko-szuszarki kupionej osiem lat temu za koszmarne  pieniądze. Biorąc pod uwagę  powyższe doświadczenia  nie zdziwiłem się  więc bardzo , kiedy ceramiczna płyta gazowa w naszej kuchni,  palnik po palniku odmawiała posłuszeństwa . Do zagrożeń gazowych mam duży respekt, zamówiłem więc  fachowca  w autoryzowanej firmie,  który własnym podpisem  gwarantował pewność  naprawy.
Kiedy części w końcu dotarły i dotarli lekko spóźnieni fachowcy  ,rozpoczął się proces  sanacji  płyty grzejnej. Ponieważ zgodnie z obecnymi standardami posiadam zabudowaną kuchnię , sprzęt AGD trzeba najpierw wygrzebać z obudowy. Po okresie narzekania na brak dojścia , co w przypadku fachowców  do tego starej daty  nie budzi już nawet mojego zdziwienia , o tyle wyraz twarzy po wyjęciu piekarnika elektrycznego już mnie zaciekawił. Panowie zamarli w bezruchu,  a twarze ich  zdobił wyraz bezgranicznego zdziwienia.  Ekipa montująca kuchnię i zabudowująca sprzęt ,kiedyś w przeszłości wykorzystała do podłączenia  elastyczną  rurę do gazu ze specjalną szybko złączką . To dobrze .Ponieważ jednak rura okazałą się za krótka, do przedłużenia użyli już węża gumowego , co prawda w oplocie stalowym ale przeznaczonego do doprowadzenia najwyżej wody do sracza , a nie do gazu . Całość spięta pięknym żeliwnym nyplem , gdy nie od dziś wiadomo , nawet takim amatorom jak ja że złączki tak , ale  tylko mosiężne. Po demontowaniu węża ,okazało się że uszczelki gumowe zdążyły już sparcieć  i całość tworzyła swego rodzaju bombę zegarową , która w każdej chwili mogła  zacząć upuszczać gaz . Gaz w każdej chwili mógł eksplodować. Całość co najbardziej podłe ,ukryte starannie przed  ludzkim wzrokiem  w zabudowanej szafce .  Zabudowa nie pozwalała  ,nawet  przy corocznych badaniach szczelności instalacji zauważyć i wymienić . Ryzykowałem  życiem swoim i swojej rodziny . Mało tego, życiem  wielu jeszcze przypadkowych ludzi . Ktoś kto montował ten przyłącz  zdawał sobie z tego sprawę . Boję się , że zakładał takie ryzyko dla doraźnego zysku.
 A może nie ma takich bezwzględnych ludzi ?
A może to tylko bezgraniczna i bezdenna głupota fachowców ? .
Czy wydając na montaż  kilkunastu tysięcy zł nie dołożył bym jeszcze stówy?
Wolne żarty.
 A może to ci bawiący się prądem fachowcy , stojący po kostki w wodzie. Balansujący na wysokościach bez zabezpieczeń. Montujących piły tarczowe bez wyłączników bezpieczeństwa , na krótko.?
 Tak tylko Ci ryzykują  życiem własnym.
Jakie  jednak prawo ma ktoś aby ryzykować życiem innych ?
Żona mówi kolejny wydatek , ja jestem w stanie uwierzyć  że to Boża opatrzność

Antoni Relski
10 komentarzy
14 maja 2009
Ponoć mężczyznę poznaje się  nie po tym jak zaczyna , ale jak kończy. Tak twierdził niejaki Leszek Miller. I to wypominano mu  jak kończył , cichutko i samiutko. Mówię oczywiście o karierze politycznej. Bo poza tym bez względu na przekonania polityczne , życzę wszystkim długich lat w zdrowiu. Wiele poradników  podpowiada nam jak zaczynać właśnie : a to Windows jak zacząć ? Lub dieta -jak rozpoczynać ?  . Księgarnie jak i internetowe fora pełne są takich  poradników. Nawet sławny  kiedyś piosenkarz , a teraz  bardziej  juror popularnego programu Zbigniew Wodecki śpiewał piosenkę –  Zacznij od Bacha.  Piosenka była wtedy  szalenie popularna  , zamawiana na koncertach  i dancingach .  W trakcie takiego jednego  ,niegdysiejszego koncertu miała miejsce następująca sytuacja . Nienagannie ubrany Zbigniew Wodecki ;podziwiałem w nim  tą elegancję  bez względu na przekrój publiczności przed którą występował ,  z za dużej muchy zdobiącej szyję  zaczął :
- Dobry wieczór . Powitam Państwa piosenką  : Basia , Basia .
 Brawa. Tylko jeden facet z drugiego rzędu,. notabene , szef drogówki w jej milicyjnych czasach krzyknął
 – E tam zacznij od Bacha !.
  Koniec , brawa , potem kolejne zapowiedzi  i znowu grymas  milicjanta
-  od Bacha , zacznij od Bacha .
 Alkohol zniekształcał wymowę ,  ale i tak dało się słyszeć komentarz po każdej zapowiedzi
-  A to jest ch .j , zacznij od Bacha.
 Według planu Bach był na końcu  recitalu . I tak pozostało.  Nie będziemy się przecież naginać do pijaka , a jeszcze trudniej z nim dyskutować .
Pytanie bez względu kto je zadał pierwszy , pozostaje  aktualne :  jak zaczynać ? :
Odpowiedzi wiele jak wiele działań które wykonujemy  .Tak więc   zaczynamy :
Taniec  od  pieca
Jazdę samochodem   od pierwszego biegu
Seks od gry wstępnej 
To może  od czego  się nie zaczyna . Nie zaczyna się :
Domu od komina
A obiadu od deseru
 Jednak bez względu na to  jak zaczniemy  , trzeba wiedzieć kiedy skończyć  .
Jak  śpiewał  Wojciech Młynarski :  trzeba wyczuć kiedy w szatni płaszcz zostaje przedostatni aby wstać i wyjść . Czego Wam wszystkim serdecznie życzę .
Oczywiście tego wyczucia.
Antoni Relski
13 komentarzy
12 maja 2009
Onet z 9.05.br przynosi informacje na temat  kultury życia w przodujących  krajach Europejskiej Unii.  Otóż :  Przeciętna Brytyjka wydaje w trakcie swojego życia około 2700 funtów na staniki, ale pierze je zaledwie sześć razy w roku.
Najnowsze badania dowodzą, że statystyczna Brytyjka nosi pojedynczy stanik około 7 razy w ciągu 8 tygodni przed wypraniem go, zaś w swojej szafie ma średnio 16 różnych biustonoszy i każdego roku powiększa swoją kolekcję o 4 kolejne modele.
Zawsze uważałem że Polki górą . Może jednak  powodem zachowania czystości Polek jest stan posiadania  i jak w słynnym dowcipie jak majtki Polka ma  że dwa staniki jeden pierze  a w drugim chodzi /. Być może ale receptą na poprawę tego stanu  miały być  tak zwane lumpeksy .
Od czasów  przemian ustrojowych zapisały się na stałe w koloryt naszych ulic. Sklepy z odzieżą z drugiej ręki popularne  second  handy.  Odzież sprzedawana na kilogramy  , rzucona bezładnie na stoły . Trzeba dużego znawstwa i wprawy  aby wygrzebać coś dla siebie  ,coś co będzie nam się podobało  nawet po przyniesieniu do domu.  To w wersji standard . W wersji Lux odzież wyceniana   od sztuki , wisi na wieszakach . I tam i tu denerwujący i drażniący smród  Środka do dezynfekcji szmat.  Specyficzny zapach, którego czasem nie można się pozbyć nawet po kilkakrotnym praniu . Potęgowany jest jeszcze przez  pomysłowość sprzedawców , którzy nawet z przysłowiowego gówna potrafią wycisnąć złoto. Otóż okazuje się , że nie należy ogrzewać pomieszczeń  handlowych z odzieżą  , ponieważ suche szmaty ważą  mniej. Słyszałem że najbardziej chciwi , skrapiają wodą szmaty . Kupujesz bawełniany  podkoszulek z  Holandii dopłacasz za wodę z Wisły.  Wiemy więc  skąd ten zapach stęchlizny w niemal każdym sklepie.
Od pewnego czasu obok wywieszki z informacją o dacie dostawy towaru , jest informacja  :  odzież tylko a Holandii , albo Francji.   Czy ta informacja ma jakieś głębsze przesłanie.  I na przykład opłaca się kupować  stringi  z Francji,  bo ponoć Francuzki chodzą w ogóle  bez majtek ?  A  letnią odzież ze Skandynawii  bo mają krótkie lato i nie bardzo kiedy mają schodzić szmaty.  Poza tym przy marnym słońcu kolory mniej blakną ? . Może .  Może warto korzystać ze stereotypów  narodowych przy zakupie odzieży  . Śledźmy więc prasowe informacje przed wyborem towaru .Cytowana na wstępie informacja o Brytyjkach może okazać się nam pomocna   Tylko czy to jest dobra informacja . Czy flejstwo  wpływa pozytywnie  na trwałość odzieży ?  Poza tym :  … Największą popularnością cieszą się wśród Brytyjek staniki w kolorze białym, zaś najmniej lubiane są staniki czarne, które nosi zaledwie 18% ankietowanych..
 Przyczyny, dla których ludzie  chodzą do lumpeksów są bardzo różnorodne. Zachęca  znajoma  , przyjaciółka,  szpanując  nowym ciuchem po każdej dostawie  .Artykuł w gazecie  w którym znana piosenkarka wyznaje że ubiera się w lumpeksie  . To powód by także spróbować  .
Moda na ubieranie się w lumpeksach nie przemija. Wśród  zaufanych znajomych wymieniane są informacje o nowych sklepach, dostawach, super cenach i niesamowitych okazjach.   
Bazując na stereotypach i uprzedzeniach  osoby puszyste wybierać będą  wyłącznie „American clothes „ Bo widział ktoś szczupłą amerykankę poza Hollywood ? 

  


Antoni Relski
3 komentarze
10 maja 2009
Nazwy ulic   , wprowadzone po to aby łatwiej było dotrzeć do właściwego miejsce . Pomysłowości ludzkiej   zawdzięczamy ,  czy przechodzić będziemy ulicą Słowackiego ,  Norwida czy np. Kupa .Ta wzbudzająca emocję wymieniona w ostatniej kolejności ulica Kupa  , nie wiążę się bynajmniej z fizjologią  ,a jest to historyczna nazwa skarbca gminy żydowskiej. Wszak ulica mieści się na krakowskim Kazimierzu.  Kiedyś pisałem o ulicy Poniedziałkowy Dół  , ale tej  nazwie  jako  czasami bliskiej  moim  emocjom nie dziwię się specjalnie .  
  
 Jakich mamy bohaterów  takie nazwy ulic  .
 Amerykanie naród młody nie dorobił się wielu bohaterów,  dlatego rozwój cywilizacyjny wymusił numerowanie ulic  . I  tak zamiast z Lotników przejść na Kosmonautów przechodzą z siedemnastej na czterdziestą czwartą , może głupie i trudne do zapamiętania , ale Piąta Avene  działa na naszą wyobraźnię. Czasy się zmieniają i miejsce : prządek , traktorzystów oraz miałkich komunistów  zajęły  nazwy związane z historią  i religią . Tu nawet można by było odwrócić kolejność .  
Z religijnymi  nazwami  to tak jest że czasem  potrafią zazgrzytać  w połączeniu z  instytucją  która  przy  nich  funkcjonuje . Za każdym razem  ambiwalentne uczucia wywołuje u mnie  baner  z reklamą    Night  clubu   i agencji  towarzyskiej   . Lalamido bo tak brzmi  nazwa  mieści się przy ul św Katarzyny .   Z drugiej jednak strony  urząd skarbowy w Limanowej mieści się przy ulicy Matki Boskiej Bolesnej. Cóż za trafnie dobrana nazwa .   Zwał jak chciał , nie czepiam się bohaterów  i religijnych określeń ,ale nazwy ulic powinniśmy tworzyć  tak , aby były łatwe do zapamiętania , wymówienia i odmiany.
Łatwo wtedy  zapamiętać  a i do Auto Mapy GPS łatwiej wpisać i  szukać .
Ktoś w Krakowie wymyślił ulicę  Półłanki. Nazwa  jeżeli się nie mylę i dobrze interpretuję  wywodzi się z historycznej miary wielkości areału. 
   
A że nazwa  trudna do wymówienia zdarzają się  potknięcia . Jakiś koneser  damskich wdzięków wymyślił pewnie że idzie o połowę  jakiejś  Anki   O  którą połowę chodzi  mogę się  domyślić  , ponieważ w ferworze   facet zapomniał że puł ( pół )  pisze  się trochę  inaczej . Pikanterii dodaje również  fakt że tabliczka jest ” urzędowa”
   
 Nie utrudniajmy sobie życia  bo GPS  zwariuje .Nam  z tego powodu dekiel odbił już  jakiś czas temu .
Antoni Relski
3 komentarze
08 maja 2009
Wszystkie dzieci są nasze. Takie hasło szczególnie lubiane było w czasach poprzedniego systemu , bo co jak co , ale komunizm dbał o swoje przyszłe kadry i zdobiąc usta w wyżej cytowane frazesy, ubierał młodzież w koszule z czerwonym krawatem lub czerwone krajki Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej. Może to wychodząc z tego założenia powstał zwyczaj opóźnienia się z płatnościami alimentów, bo przecież jak nie ja to Państwo. Wszak wszystkie dzieci są nasze. Teraz czasy się zmieniły .O rząd dusz walczą czerwowni z czarnymi , nacjonaliści z unijnymi pasjonatami. Nie zmienia to sytuacji samych dzieci, obserwujących świat z okien domów dziecka i placówek wychowawczych.
Odbiegłem jednak trochę od myśli przewodniej, która przyświeca mi gdzieś za plecami   Wszystkie dzieci są nasze. Czy to znaczy że nasze dzieci są  naprawdę nasze?
W jakimś opracowaniu , naukowym nawet opracowaniu doczytałem się ,że co piąte dziecko wychowywane w związku małżeńskim nie jest autorstwa  głowy rodziny i strzał padł gdzieś  z boku. Cyfry zresztą zmieniają się w zależności od ośrodka badań, ale problem pozostaje problemem. Dwa tygodnie temu czytałem o procesie sądowym który odbywa się w Niemczech . Pewien Helmut nie mógł mieć dzieci. Po stwierdzeniu tego faktu ,przez lekarzy specjalistów obmyślił szatański pomysł na nadanie sensu swemu życiu. Za kwotę dwóch i pół tysiąca euro wynajął sąsiada  który sam posiadając dwoje dzieci, dając w ten sposób gwarancję poczęcia,  w sposób naturalny zapłodnić miał małżonkę sąsiada . Starał się , odbywając regularne stosunki z sąsiadką  dwa razy w tygodniu,  przez okres sześciu miesięcy. Na zastrzeżenia własnej małżonki stwierdzał tylko, że jemu ta sprawa również nie sprawia przyjemności a robi to tylko dla forsy.
Kiedy po upływie pół roku nic się nie wydarzyło  Helmut zmusił sąsiada do wykonania badania . Okazało się wtedy że sąsiad Helmuta jest również bezpłodny. W jego przypadku dwukrotnie strzał padł z boku. Żona chcąc nie chcąc potwierdziła fakt.
Przykład drugi z życia tzw swingersów , niszowej choć coraz popularniejszej sexkultury. Pewne bezdzietne małżeństwo ,lekko znudzone sobą  zainteresowało się problematyką swingersow  tj osób zmieniających partnerów lub kochających się w grupie za przyzwoleniem i akceptacją małżonka . W wielkim skrócie , po wejściu w tajniki tego sportu dobrali się z inną małżeńską parą  tworząc wspólnie egzotyczny czworokąt  , czasem zabawny trójkąt. Po około roku takiej nieskrępowanej zabawy szanowna małżonka  jednego z nich zaszła w ciążę . Na łamach jakiegoś forum  przyszły ojciec dzielił się  dręczącymi go wątpliwościami.
Po pierwsze nie wiedział czy mające się narodzić dziecko , jest jego dzieckiem.
Po drugie ponieważ swingowanie odbywało się za zgodą obu stron trudno żądać wykonania testu DNA. Był pewien że każde spojrzenie na dziecko przywoływać będzie  toczące go jak robak pytanie . Czy to jest moje dziecko ?. O ile dobrze pamiętam  doszło do dużego małżeńskiego kryzysu. Zresztą czy po tym wszystkim można jeszcze mówić o nich w kategoriach małżeństwa.
Dla mnie małżeństwo to suma jakichś wyrzeczeń , poświęceń , a przede wszystkim  bardzo mocna sfera intymna  , wyłącznie dla naszej dyspozycji . Pozwala ona  wyzwolić niespotykane pokłady  sił w przezwyciężaniu  codziennych i niecodziennych problemów.
Tak wiec narodzi się dziecko ,wzbudzające kontrowersje dziecko , naznaczone piętnem  chociaż samo nie uczyniło nic dla pogorszenia własnych standardów .
Ale przecież wszystkie dzieci są nasze.
Nie piszę tego jako jakiś wojujący aktywista formacji religijnej , ale z punktu widzenia faceta który ma już swoje dzieci , nowych miał nie będzie i rozpatruje całość chłodnym okiem w kategoriach teoretycznych .
Nie mam moralizatorskich zapędów , nie zawracam kijem Wisły. Stosunki pozamalżenskie  były są i będą ,jak świat stary , długi i szeroki. Zbiorowe orgie znane od tysiącleci ,kiedyś uprawiane na cześć bogów, spotykane były  w wielu kulturach, Znane rzymskie uczty  do dzisiaj pobudzają wyobraźnię. Całkiem niedawno czytałem że wśród Eskimosów  takie obyczaje  przetrwały do ery nowożytnej… Dla eskimoskiej rodziny lampa to jeden z najważniejszych przedmiotów w domu, niezbędnych do życia i przetrwania. Zasilane tranem źródła światła tradycyjnie należały wyłącznie do kobiet i palone były przez cały rok – z jednym wyjątkiem. Eskimoskie święto lamp oznaczało spotkanie wszystkich rodzin plemienia we wspólnym domu; każda z zamężnych kobiet przynosiła własną lampę. W kulminacyjnym momencie święta wszystkie lampy gaszono, a cała społeczność oddawała się zbiorowej orgii. Kiedy żądze wygasły, zapalano jeden płomień, od niego odpalając kolejne. Rodziny rozchodziły się, by spotkać wspólnie za rok – podczas kolejnego zimowego przesilenia...
Ciekawe prawda. Rozumiem, że w mentalności Eskimosa nie istnieje problem chromosomów. I tam być może wszystkie dzieci są nasze. Podobnie w kulturze afrykańskiej gdzie na gościa w domu oprócz kolacji i noclegu , w  łóżeczku czeka żona gospodarza gotowa wykrzesać z siebie jeszcze większe poklady  gościnności wobec strudzonego wędrowca.
W afrykańskiej kulturze  inaczej też karze się cudzołóstwo. Złapany facet płaci daninę w postaci sześciu owiec .Chwilę później panowie w zgodzie idą  puścić w niepamięć cały incydent  sfermentowanym napojem z manioku. A dzieci ?  Wszak wszystkie dzieci są nasze . I może to hasło powstało właśnie tam , wykradzione i spopularyzowane przez tych cholernych komunistów. Patrząc na los tam narodzonych  trudno mi jednak w to uwierzyć.
Sięgam tak daleko a wydana w latach siedemdziesiątych książka „Raz do roku w Skiroławkach „ opisuje taką samą jak eskimoska noc mieszania krwi  ,odbywająca się raz do roku w sielskich klimatach polskiej wsi.
Nawet w popularnym  ostatnio „Kodzie Leonarda”  Dana Brona spotkać można  grupę hedonistów oddających cześć Bogu poprzez zbiorowa orgie.
Dlaczego o tym wszystkim piszę ?.  Nie czepiam się stosunków pozamałżeńskich a jeżeli   dzieje się to jeszcze  za przyzwoleniem partnerów ,. Nie krytykuję wspólnych imprez bo jak pokazałem wyżej , są obecne ludzkiej kulturze od tysiącleci. I może ta wierność to tylko taki wymysł wiktoriańskich czasów. Jedno jest ważne , najważniejsze. Cokolwiek robisz myśl !. Aby nowo narodzone życie nie było narażone na rozwój w atmosferze na którą nie zasłużyło
Działając z upoważnienia stwórcy nie czyńmy życia od niechcenia. Upoważniając nas do tego, obdarzył nas zaufaniem . Pokażmy że nie na wyrost. A może trzeba zacząć od edukacji , tej małej w szkole ?Jestem zwolennikiem teorii że  banan w prezerwatywie na lekcji wychowania seksualnego czyni mniejsze spustoszenie  , niż bohater horroru z wysmakowaniem mordujący całą grupę dziewczęcej wycieczki  aż krew wylewa się otworami w monitorze .Film dozwolony od dwunastu lat , ale tam ani raz nie pada słowo penis czy wagina  . Fee!

Antoni Relski
5 komentarzy
06 maja 2009
Nie róbcie z nas pederastów krzyczał Maks , bohater filmu Seksmisja .Teraz w dobie poprawności europejskiej  wypada raczej  powiedzieć gej  . Ale nie o tym chciałem dzisiaj. Z powodów tejże Unii  Europejskiej wypadało by jednak  zakrzyknąć :  Nie róbcie z nas idiotów. Co rusz na opakowaniach  i instrukcjach obsługi  spotkać można informacje sugerujące ,że klienci to kompletni idioci , skretyniałe  dzieci  . Bez pouczenia  i instruktarzu  nie obejdzie się. Do tej pory szczytem idiotyzmu była dla mnie informacja obrazkowa zamieszczona na butelkach wina musującego,  aby pod żadnym pozorem nie otwierać butelki korkiem  w kierunku twarzy. Czy ktoś z Was otwierając szampana skierowałby korek w twarz?.
Rozpakowywanie nowego laptopa pokazało mi jednak  , że świat  w tej dziedzinie gna do przodu .
Zgrabny ,nowoczesny i wypasiony komputer przenośny , bądź  jak to mówił mój austriacki przyjaciel ( kalecząc język Kochanowskiego i Mickiewicza ) – „komputera na torba” opakowany był w foliowy worek, taki  jakich  tysiące towarzyszą nam co dziennie. Standard poza jednym szczegółem. Producent poprzez sugestywne  rysunki  zabrania nam wkładania na głowę  woreczka  zdjętego z kompa , bo moglibyśmy udusić się z braku tlenu. Co gorsza zabrania również  zakładania takiej torby małym dzieciom .Podejrzewam że z tego samego powodu. 
Zawsze irytowały mnie tabliczki z cyklu  : Po skorzystaniu z toalety spuść wodę , albo umyj ręce. Doświadczenie życiowe  i obserwacje otaczających mnie postaci potwierdziło jednak słuszność tabliczek  . Ale nie myjący rąk facet  reprezentuje  według mnie wyższy poziom intelektualny ,niż gość zakładający woreczek na głowę swojego dzieciaka.
W ramach wejścia do Unii odnosiłem wrażenie że się europeizujemy  ,urzędnicy tejże pragną nas jednak od razu  zamerykanizować .

  

Antoni Relski
8 komentarzy
04 maja 2009
O Targach Wystawach i Ekspozycjach już pisałem , ale zegar bez przerwy zawija czas wokół osi swoich wskazówek . Wiosna , jest już po  Targach Ślubnych a przed Ogrodniczymi .  W środku wypadło na Budowlane i Wyposażenia Wnętrz. Wraz z rozwojem Internetu popularność takich ekspozycji mocno podupadła a i blichtr kolorowych ulotek nie kusi już tak, od kiedy dysponujemy monitorami komputerowymi o wysokiej rozdzielczości. Dodatkowo kredowy papier i kolorowy druk bardzo źle się palą, a na tych Targach nie rozdawano kalendarza Pirelli .Ci więc którzy nie posiadają komputera z dostępem do Internetu, albo Ci którzy lubią skonfrontować wirtualną rzeczywistość z realnym chłodem produktu pojawiali się na Targach , przemykając między stoiskami . Potem krok za krokiem, cal po calu analizowali produkty , zadając pytania sugerujące duże znawstwo problemu. Pacjenci jak zwykło się na nich mówić pojawiali się falami, po śniadaniu, po obiedzie i pod sam koniec dnia. Tak jakby autobus zgodnie z rozkładem zatrzymał się na chwilę i wypluł ze swego wnętrza ludzkie postacie rządne wiedzy. W przerwach pomiędzy falami panował lekki marazm , bo Targi przecież lokalne. Po przejrzeniu ulotek z własnego stoiska zacząłem rozglądać się za czymś tematycznie odmiennym. Gdzieś w rogu sali natrafiłem na stojak , gdzie zgodnie obok siebie egzystowały reklamy drzwi , plastikowych okien ,oraz odlotowy Katalog odbywających się jakiś czas temu Targów Ślubnych , pod wiele mówiącym tytułem : Niezbędnik Nowożeńców. Cóż to niezbędnie powinni wiedzieć przyszli małżonkowie ?.
Powiem szczerze z ciekawościa zacząłem oglądać elegancko wydany na lakierowanym papierze podręcznik sztuki wychodzenia za mąż . Już nie trzeba iść na spytki do najstarszej starowinki , aby wypytać po co w ogóle nam to całe małżeństwo?. Nie trzeba podpytywać starszej koleżanki , która będąc właśnie po rozwodzie , z całym jadem zniechęcenia opisze nam  rolę kobiety  w nowoczesnym małżeństwie. Powiem szczerze , że publikacja okazała się skarbnicą tematycznej mądrości , zwyczajów a nawet aforyzmów i przesądów dotyczących ślubnych ceremonii. Szkoda tylko że na kartach poradnika znajduje się  tradycyjny groch z kapustą. Oprócz proceduralnych porad co jak i kiedy załatwiać i dlaczego, znajdują się przesądy zaklęcia i inne głupoty ,na które przymykamy  z pobłażaniem oko  kiedy je słyszymy. No i oczywiście porady psychologiczno filozoficzne . W zgrabnych czterech zdaniach znajdujemy odpowiedź na dręczące  ludzkość od stuleci  problemy . Dobrze na początek  podeprzeć się aforyzmem ,a więc dowiedziałem się  że:
Małżeństwo kobietę wyzwala , mężczyznę zniewala ( Immanuel Kant)
Żony najpierw podcinają mężowi skrzydła a potem mają do nich pretensje o niskie  loty (Regina Kantorska-Koper)
Jeżeli ktoś dostanie dobrą żonę, będzie szczęśliwy, gdy dostanie złą może zostać filozofem ( Charles Talleyrand)
Noooo , początek niezły i jeżeli przyszły małżonek nie  zamknął   niezbędnika  zniechęcony do małżeństwa , to następne strony badają  wielkość jego miłości bez przerwy wystawiając na próbę .Chyba że twórcy niezbędnika założyli że facet skoncentruje się raczej na organizacji wieczoru kawalerskiego a „babską książkę odłoży z niesmakiem  na półkę  Co mogłem przeczytać dalej :
- Kto przed ołtarzem okręci współmałżonka wokół siebie ten będzie przewodził w małżeństwie.
- Noc poślubną należy przetańczyć lub przekochać aż do świtu , gdy zapieje kogut – kto bowiem pierwszy zaśnie ,ten pierwszy odejdzie z małżeństwa lub z tego świata.
Kiedy już ubrani w pożyczone majtki  cudzą chusteczkę i odpowiedni klejnot na szczęście, chcemy rzucić się wir  małżeńskiego życia  weźmy sobie do serca dobre rady twórców poradnika . Złote myśli :
- Zakazany owoc pozostawia gorzki smak na cale życie.
- To kobieta wybiera mężczyznę, który ja wybiera.
 Pomimo że publikacja jest bezpłatna, bo za jej wydanie zgodnie zapłacili producenci sukien ślubnych , jubilerzy oraz hotelarze nie zapominając o fotografach .,w poradniku znajdziemy rozwiązanie odwiecznej zagadki niewierności mężczyzn . Okazuje się ,że po roku stałego związku seksualny apetyt u panów znacznie spadać , ale wystarczy zmienić partnerkę by zaczął gwałtownie rosnąć .
Fiu , fiu  myśmy to zawsze czuli tak pod skórą. Może w związku z tym nie można nas winić za niektóre rzeczy ?. A gdybyśmy chcieli jednak podnieść sobie libido ? Jest rozdzialik dotyczący wyrzutów sumienia.
Poradnik  podpowiada że  -  Czułość się opłaca , a Instynkt każe tulić.
Dobre maniery w łóżku, nosi tytuł następnego rozdziału , gdzie np. w części : Jak ukryć rozczarowanie jakimś szczegółem ciała partnerki , autorzy podpowiadają jak zachować się w przypadku , gdy w łóżku napotkamy miłośniczkę naturalnego piękna a my jesteśmy pasjonatami depilacji . A dodatkowo :
Czy wypada głośno krzyczeć i budzić sąsiadów?
Czy można zaraz po zbliżeniu odebrać telefon.
Kto za co płaci - a to już dotyczy konsumpcji a nie łóżka.
Jeżeli zaś w trudach dnia codziennego dojdziemy do ściany dobrze przed wymianą zdań poczytać rozdział  :Czego nie robić w trakcie kłótni .
Na nic jednak wszystkie dobre rady jeżeli źle wybierzemy , bo jak mówi niezbędnik:
Kto ma złą żonę tego piekło rozpoczęło się już na ziemi ( F. Feldheim )
I na koniec zdjęcia ślubne . zauwacie że cechą nowoczesnego zdjęcia ślubnego jest niecodzienność  sceny , lub otoczenia .Kiedyś młode pary fotografowały się na tle zamku, bądź parku. Sam osobiście widziałem w pałacowym parku w Łańcucie , około ośmiu par biegających po parkowych alejkach wybierając za tło stare mury , bądź dorodne krzaki Teraz młoda parę trzeba ujść w jakiejś nietypowej sytuacji , na przykład podskakujących jak najwyżej przez jakąś bramą , damę spychającą małżonka z gzymsu , żonę na barana , męża pod butem żon itp. Z nabożnym skupieniem pary wczuwają się w sugestię fotografa , pajacując  w imię wyższych celów . Znak czasów  Jedno można powiedzieć, ustawiane  zdjęcia ślubne bez względu na swoja scenerię  zieją sztucznością , warto o tym pamiętać decydując się na horrendalnie drogą sesję .Tylko zrobione ukradkiem zdjęcie młodej pary zatrzymują czas i ducha uroczystości. Myślmy o tym  pozując do zdjęcia  .
Polecam w tej dziedzinie piosenkę ze słowami  Jonasza Kofty „ Stopklatka „
Podsumowując :   niezbędnik , według mnie jest uniwersalny  .Każdy znajdzie w nim coś dla siebie,przejęte rolą dziewczątka , praktyczni młodzieńcy oraz tacy prześmiewcy jak ja .
Złożyłem  niezbędnik  i zabrałem do domu. Tam po uzgodnieniu z żoną sprezentowaliśmy go starszemu synowi z następującym, komentarzem  : .
Wiem  synku nasz kochany ,że nie  myślisz o małżeństwie ze strachu i niewiedzy . Aby rozjaśnić Ci temat wspólnie z mamą  ufundowaliśmy tę oto publikację . Poczytaj , a poznane nie będzie już takie straszne. .
Boże jak On się rzucał.

  

Antoni Relski
17 komentarzy
01 maja 2009
…Jak dobrze mieć sąsiada , on wiosną pomoże  jesienią  zagada … śpiewały kiedyś  Alibabki . Kobietki  , dla niektórych kultowy   girlsband  z lat siedemdziesiątych oczekiwały pomocy przy węglu i przy koksie  i było jeszcze coś o wiośnie . Czy jednak  tak różowo to wygląda?.
Kiedy wprowadziłem się do nowego bloku ,zapragnąłem wytworzyć sobie właściwe relacje z sąsiadami. Każdy  inny typ osobowości , każdy charakter trudny , nie wyłączając  mojego. Funkcjonariusze milicji  apelowali : żaden alarm nie przypilnuje twojego domu tak jak wyczulony sąsiad. Co prawda mój sąsiad częściej bywał znieczulony niż wyczulony,  ale moja wiara w ludzi była wielka.  Po  zakupie chałupy w Gorcach żona z dziećmi  cyklicznie latem  wyjeżdżała tam  na całe wakacje  , a ja  pracowałem poza domem. Była okazja aby moja lojalność  wobec sąsiadów zaczęła procentować. Przed wyjazdem przekazaliśmy klucze od domu  i poprosiliśmy  o podlewanie kwiatów oraz  przysłowiowe rzucanie okiem. Lipiec upłynął nam na  podziwianiu  górskiej przyrody  w spokoju ducha  i wewnętrznym zadowoleniu. Gdzieś tak w ostatniej dekadzie lipca dostaliśmy sygnał od naszych zagranicznych przyjaciół , że nawiedzą nas  za parę dni. Radości co niemiara ,  ale w związku z planami zwiedzania Krakowa  konieczność  powrotu do domu i odbiór przyjaciół z lotniska. Dzień wcześniej wróciliśmy do domu, aby z rana kupić trochę jedzenia. W domu od wejścia przywitał nas zaduch , lato upalne było tego roku. Pierwsze co rzuciło się nam  w oczy to kwiaty,  mocno wysuszone z korzeniami które wypadły z donic. Podlewane ostatnio , najpewniej przez nas samych . Rzuciliśmy się do reanimacji. Kwiaty , wanna , woda , udało się uratować siedemdziesiąt pięć procent. Kiedy już  zakończyła się reanimacja był czas aby  rozejrzeć się po mieszkaniu.  Nie ma magnetowidu! Pod telewizorem wisiały smętne końcówki kolorowych kabli. Rzuciłem się do drzwi .Dzwonek . W drzwiach stanął zaspany sąsiad  .
-Nawet nie widziałem jak przyjechaliście  - przyznał z rozbrajającą szczerością.
- A nie wie Pan co stało się z magnetowidem?.
 Syn sobie pożyczył , bo miał fajny film do przegrania.
 To mi ulżyło , bo myślałem że mnie okradli – powiedziałem cokolwiek . aby zatuszować to że jestem wkurzony. Wróciłem do domu. Za chwilę usłyszałem pukanie , za drzwiami stała córka sąsiada. Sąsiedzie było tak gorąco , że pożyczyłam wentylator  . I jeszcze maszynę  do pisania .
Zgrzytnąłem na zębach , przybrałem mniej  agresywną minę i wybełkotałem  :
 - W porządku.
 Przyjechali znajomi , zwiedziliśmy Stare Miasto  , Wieliczkę i co tam jeszcze trzeba . Po dziesięciu dniach  pożegnaliśmy ich na lotnisku i wróciliśmy do domu , kwiatki  podlaliśmy  z własnej inicjatywy. Nie stwierdziłem zwrotu pożyczonych rzeczy. Pod koniec sierpnia ostatecznie  wróciliśmy do domu  . Zastukałem do sąsiada  z pytaniem czy jeżeli nie używa już magnetowidu istnieje możliwość zwrotu?  .  Już po południu sąsiad  zwrócił magnetowid , następnego dnia maszynę do pisania . Na wentylator musiałem czekać jeszcze tydzień,  a po miesiącu okazało się że sąsiadka oddaje również maszynę do szycia , pożyczenia której w ogóle nie mieliśmy  świadomości. Kochany sąsiad wyniósł wiele cennych rzeczy z troski o moje mienie , aby nikt nie  ukradł ich  kiedy na chwilę odwróci oczy od moich drzwi. Co do drzwi to po tym organicznym doświadczeniu  wymieniliśmy je  na antywłamaniowe  . I koniec . Zawierzyłem bardziej izraelskim ślusarzom niż bliskiemu sąsiadowi . A kwiaty  jest i  na to metoda.  I pewnie zapomniał bym o tym wydarzeniu gdyby nie  skłonność do whisky. Gdzieś tak w połowie października  wieczorem postanowiłem spędzić wieczór z Jasiem Wędrowniczkiem .  Uchyliłem drzwi do barku i sięgnąłem po butelkę . Złapałem za nakrętkę i ta nakrętka została mi w ręce .Próbowałem ją dokręcić , przekręcała się. Jakieś dziadostwo robią ci Szkoci   mruknąłem do siebie i zbliżyłem  nakrętkę do oczu.  Made In France -  przeczytałem na nakrętce. Ki  diabeł zdziwiłem się . Nakrętka oprócz tego że przekręcała się ,  nie dochodziła do metalowej opaski. Pełen obaw    podstawiłem szyjkę pod nos.  Zacząłem wdychać ze znawstwem. W środku była  brandy  , francuska z tych tanich co to są w zielonych butelkach i koniecznie nazywają się Napoleon. Produkują je wyłącznie na polski rynek  . Poskładałem fakty do kupy i już wiem , że sąsiad  urządził imprezę ale przeliczył się z alkoholem. Korzystając z moich kluczy ,wypożyczył otwartą butelkę  z barku  . Alkoholowym zwyczajem nakrętka zamieniła się w łabędzia a następnie  poszła w kosz  .  Kiedy zaś  przyszła  pora by odkupić  flaszkę , sąsiad porównał  ceny. No tylu to on nie zdecydował się wywalić z portfela . Wybrał alkohol o zbliżonym kolorze , który też w końcu skopać potrafi. A Nakrętka ? Kto by się nią przejmował , liczy się szum w głowie. Już nie wkurzyło mnie to , bo do kogo z reklamacją ? do sąsiada po trzech miesiącach  od spożycia ?. Obśmiałem się jak norka  i z uznaniem popatrzyłem na antywłamaniowe drzwi. Sąsiad już nie podlewa moich kwiatków , nie dzierży kluczy  do domu. Wybrałem opcje bez  rozgłosu. Bo w skrytości ducha liczę,  że  być może   kiedyś sąsiad łaskawym okiem  spojrzy na drzwi , a może zechce zareagować.  Z drugiej jednak strony bez skrupułów żyje się ciekawiej . Sąsiad  pali więc  tanie papierosy  na swoim balkonie , obserwując zachodzące słońce , czasem skomentuje , czasem się uśmiechnie ,zawsze jest na bieżąco . A że słabo słyszy  podkręca więc  głośnik w swoim telewizorze .I wtedy  jego ulubiony program  gości   w każdym kącie jego i mojego  mieszkania. A ja  cholerny humanista , zamiast  zmieszać sąsiada z błotem zastukałem do drzwi z propozycją :
- Sąsiedzie jakby Pan przerzucił teraz na TVN,   to każdy z nas maiłby swój obraz a ja mógłbym korzystać z głosu w Pańskim telewizorze, zgoda ?
Dwa razy ten numer udał mi się , ale gusta telewizyjne mamy z sąsiadem zdecydowanie różne.
Poza ty Polak jest indywidualistą  i kto zabroni mu  swobody w swoim mieszkaniu.
 W końcu  Jego  House jest jego  Castllem      
Antoni Relski
23 komentarzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz