31 maja 2009
| |
Zbliżał się
Sylwester .Do moich drzwi zapukał młody
Jachimczak .
Sąsiedzie robię Sylwestra , w nocy może być
trochę głośniej.
Ok. w końcu to raz w roku.
Ponieważ Sylwestra spędzałem w domu , w towarzystwie szwagrów dokupiłem
jedną butelkę więcej , gdyby trzeba było zagłuszyć odbieranie mużyki .Młody
sąsiad ma zdecydowanie inny gust
muzyczny. Impreza zaczęła się po dwudziestej . U nas spokojne rodzinne
spotkanie , u sąsiada ponoć impreza. Nie
, rzeczywiście zaczęła się .Miarowy odgłos uderzeń fal dźwiękowych o wspólną ścianę wywoływałby pewnie u mnie odruchy lękowe , ale przemyślnie
dokupiona flaszka działała medyczne cuda. Z biegiem czasu nasza rodzinna impreza rozkręcała się ,humory były bardziej niż doskonałe. U sąsiada monotonna łupanina.
Zagrajmy coś dla równowagi -zaproponowałem .
Na konto imprez miałem zawsze przygotowany
repertuar płyt. Zwykle na koniec puszczałem
„Nie wierz nigdy kobiecie „ Budki Suflera. Miałem to na singlu
.W sumie nie wiem dlaczego , ale czynności potarzane cyklicznie rodzą tradycję
Drugim hiciorem byłą płyta
Viva Chile na bazie utworów zespołu Quilapayún .Ten longplay zawierał pieśni
tradycyjne dla kultury chilijskiej,
przeplatane rewolucyjnymi kawałkami .Kupiłem
ją na Węgrzech w okresie, kiedy to uchodźcy po przewrocie Pinocheta masowo zaludniali
kraje, ze szczególnym uwzględnieniem
krajów obozu socjalistycznego. Chilijskie pieśni rewolucyjne są
rewelacyjnie , a dodatkowym plusem jest
to że nie rozumiem tekstu . No może poza Patria , ale ojczyznę kochać trzeba i szanować … Venceremos
, Malembe ,wspomniana Patria rozgrzały krew. Pokrętło głośności samo
windowało się do góry. Cóż dużo mówić ,wyszaleliśmy się do rewolucyjnych pieśni
chilijskich. Rano miałem być może trochę wyrzutów sumienia co do nocnego imprezowania , ale ból głowy był większy niż wyrzuty .
Gdzieś tak w okolicy Trzech Króli spotkałem sąsiada z
dołu , jak to się popularnie mówi .
Chciałbym porozmawiać z Panem na temat współżycia sąsiedzkiego - zaczął.
A chodzi Panu
o Sylwestra czy całokształt ? –
próbowałem rozszyfrować problem.
O Sylwestra
mi nie idzie, to raz do roku i nie ma o czym mówić .
A to staje
się ciekawe bo nie rozumiem -
powiedziałem zgodnie z prawdą .
Nigdy nie
wiercę ,nie stukam , nie przycinam po dwudziestej .Nie pozwalam
dzieciom biegać na boska a nawet w
ogóle .
Bo Pan sobie
urządza kąpiel po dwudziestej trzeciej ! - wyartykułował sąsiad
A chodzi Panu
o moją higienę osobistą . Widzi Pan mam dwoje dzieci . Chodzą one spać coraz później, a ja jeszcze lgnę do swojej żony. Lubię z niej
skorzystać . I często myję się przed a zawsze po !
To trzeba
sobie zbudować domek i tam zażywać kąpieli – nie ustępował .
Ja wiem że
poprzednio mieszkała tutaj nad Panem kobieta po wylewie , samotna bez dzieci i
przyzwyczaił się Pan do ciszy . Ale teraz mieszka tam pełna rodzina z dziećmi i
potknięcia zdarzają się . Pan też jest zresztą posiadaczem drobnych dzieci.
Poza tym prawo do czystości chyba mamy? Gdyby tak trafił Pan na rodzinę tramwajarza i ten mył
się i popierdywał na kiblu o wpół do czwartej , to co by Pan zrobił ? . I czy
ten tramwajarz powinien mieć wobec Pana wyrzuty sumienia że nie stać go na
własny domek ?
Generalnie
jestem przeciwny Pan kąpielom. – ripostował sąsiad.
Ale widzi
Pan - kontynuowałem – Życie w bloku to suma kompromisów . Ja na
przykład mam sąsiada za ścianą .Słabo
słyszy podkręca więc głośnik w swoim telewizorze i wtedy jego
fonia gości w każdym kącie mojego
mieszkania. I czasem proszę aby oglądał chociaż ten sam program.
A sąsiad - to nie mój a Pana problem .
Jeżeli tak
podchodzi Pan do tego , to od dzisiaj ja
będę Pana problemem - podsumowałem.
Oczywiście
cały czas kontroluję swoje działania , aby nie potrzebnie nie zakłócać
sąsiedzkiego spokoju .Pewne rzeczy
potrafią się jednak wyrwać poza plan .Bo jak mawiają górale śmierć , miłość i
sraczka przychodzą z nienacka..
O dziwo
sąsiad nauczyciel też wyciągnął wnioski
z tej rozmowy .Doszedł pewnie do wniosku że zawsze może być gorzej , gdy nie
szanujemy tego co mamy .
Od tego czasu
częściej ze sobą rozmawiamy , zawsze
sympatycznie witamy się i nie czynimy złośliwości. Myślę że rozmowa potrafi
zdziałać cuda.
Co prawda
znajomy któremu to ostatnio opowiedziałem podsumował żę sąsiad jest spokojny , bo
z każdym rokiem rzadziej korzystam z
niespodziewanych kąpieli (Pił do wieku złośliwiec ) I jak mu powiedzieć żę z
czasem trzeba o higienę dbać bardziej
.Kto widział Don Juana de Marco i Fuye
Dunaway w łazience wie o czy mówię.
|
28 maja 2009
| |
W czasach
dzieciństwa i wczesnej młodości , w
mojej rodzinnej miejscowości
funkcjonował fotograf , który
specjalizował się w fotografiach użytecznych . Takich do dowodu osobistego czy
paszportu. Fotografowane przez niego twarze posiadały przepisowo skrzywione
twarze i odsłaniały właściwy kawałek
ucha , ale w swej poprawności były tak
komicznie pokrzywione , jakby przed
chwilą otrzymały zamaszysty cios z liścia w twarz .Fotograf uwiecznił to właśnie maksymalne
wychylenie głowy. Tradycją też było, że trudno było rozpoznać się na tej
fotografii. .Problemy z rozpoznaniem miał również sam Pan fotograf , dlatego rzucał na blat dwie ,
trzy różne twarze i pytał :
- na którym z
tych zdjęć się Pan rozpoznaje?.
Surowe komunistyczne realia pozwalały
funkcjonować temu rzemieślnikowi ,może z tego powodu, że warsztat swój ulokował naprzeciw budynku Komitetu Powiatowego PZPR .Z tam też cyklicznie otrzymywał zlecenia dokumentacji pochodów pierwszo majowych, czy zlotów potwierdzających braterstwo dwóch narodów
słowiańskich. W tym przypadku las czerwonych flag wystarczał
zleceniodawcom zupełnie. . A brak
podobieństwa oryginału do zdjęcia bywał
nawet zaletą nie przeszkodą dla części
społeczności , która jak przysłowiowa rzodkiewka czerwoni z zewnątrz, biali byli środku swojej duszy . Zdjęcia pełne nierozpoznawalnych postaci
wisiały potem na wystawie warsztatu, przypięte szpilkami jak motyle do czasu kiedy słońce nie wypaliło całkowicie
postaci , a sam kartonik nie zrolował się do wewnątrz utrudniając
oglądanie . Jeżeli zdjęcia tego autora znajdują się aktualnie w
dokumentacjach IPN , większość TW
może spać spokojnie. Niektórzy z
klientów próbowali walczyć z fotografem
zaczepiając słownie twórcę .
- Ależ ja
źle wyszłam na tym zdjęciu!
- Kochana
Pani robiłem co mogłem – Albo-
- To zdjęcie
nie obraz , nie da się upiększyć.
Młodszym
czytelnikom przypominam że zdjęcia robiło się wtedy na błonie filmowej , nie
było komputerów i photoshopa , co niektórym może wydawać się nie możliwe. Jedynym
dopuszczalnym sposobem był retusz na kliszy, czyli cieniowanie go miękkim ołówkiem . Dzięki
tym praktykom twarz zyskiwała pozory szlachetności , ale zdjęcie sprawiało
wrażenie robionego przed wojną . Myślę tutaj oczywiście o tej drugiej
światowej. Sam mam jeszcze takie zdjęcie robione do
pierwszego dowodu osobistego na którym wyglądam jak młodszy brat Eugeniusza
Bodo ( mam nadzieję że ktoś jeszcze
pamięta przedwojenne komedie )
Takie zdjęcia
nie były jednak dopuszczane do paszportów
-.Bez retuszu
- powtarzali urzędnicy
- Robiłem co
mogłem powtarzał w kółko Pan fotograf
To Pan nie wiele możesz , wypaliłem w końcu
odmawiając zapłaty za komplet sześciu sztuk legitymacyjnych . Sam posiadałem aparat Praktica L2 .Czułem się pewny w temacie zdjęć , a przez wiek bezkompromisowy. Zemstą
fotografa było powieszenie takiego ,
niezapłaconego zdjęcia w gablocie na
zewnątrz pracowni ku uciesze gawiedzi i
znajomych ofiary , Stojąc przed wystawą
i parskając śmiechem pokazywali
sobie zdjęcia palcami . Nie
funkcjonowała wtedy jeszcze Ustawa o ochronie danych osobowych i wizerunku.
Pan fotograf
poczuł artyzm , który rozpierał jego
płuca i uderzał w tętnice , postanowił więc zostać artystą . Rozwiódł się z żoną i poświęcił fotografii
artystycznej z udziałem modelek. Próbki
działalności obejrzeć można było na drugiej części gablotki .Oczywiście były to
zdjęcia tekstylne, ale talent fotografującego był tak porażający , że pomimo odzienia
trąciły takim pornograficznym zaduchem . O sztuce czy erotyzmie nie można tu było w ogóle
mówić.
A potem
zakład zamknął swoje podwoje . W jego miejsce wybudowano nową kamienicę, którą sfinansował Pan Bolek cukiernik z zawodu
, który uzupełnił działalność o sprzedaż
lodów. Uwierzył w słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego o
biznesie lodowym które brzmiały
mnie więcej tak:
Nagle
widzę napis lody , taki napis niech ja skonam ,
i maszyna wprost z zachodu i kolejka tak skręcona.
Zza
maszyną Matka z zięciem za wspólnika
mają teścia .
I za
każdym pociągnięciem trzy dwadzieścia , trzy dwadzieścia .
Tak było i kręciła się ta kolejka a Pan Bolek kręcił
lody ,wykręcając z nich kolejną kamienicę.
Pan
Bolek wsławił się był
swego czasu bardzo ciekawym
działaniem .Otóż w cukierni w której sprzedawał ciastka swego wypieku , w jakiś
piątkowy czy sobotni wieczór wysiadło światło. W tej ciemności z jednej strony
lady stał Pan Bolek, z drugiej około
sześciu osób . Na ladzie pomiędzy nimi tace pełne pączków , kremówek ,
eklerek czy Wuzetek . Wszystko w jednej
cenie dwa złote. Ze zwiększeniem zysku
z produkowanych ciastek Pan Bolek radził
sobie tak , że co jakiś czas powierzchnia ciastka zmniejszała się o parę m milimetrów . I tak jeżeli w jednym
roku z blachy wychodziło 24 cias tka to
już po roku z jednej blachy można było wycisnąć
dwadzieścia osiem ciastek. .Cztery razy dwa równa się
osiem . A pamiętajmy że działo się to w czasie , kiedy ceny były
urzędowe i to na poziomie Centralnego Komitetu PZPR ustalano cenę kilograma
mąki, czy kostki masła. Ten to Pan Bolek
stał w ciemności , a naprzeciw niego kolejka spragnionych jego wypieków.
Komórki mózgowe podpowiadały jak uchronić cenny towar. Kiedy w końcu światło pojawiło
się równie niespodziewanie jak zgasło , oczom kupujących ukazał się Pan Bolek ,
który ręką uzbrojoną w długi nóż do krojenia ciasta , zamaszyście machał w lewo i
w prawo nad blachą pełną kremówek. Najpierw zdziwienie , potem śmiech , na końcu plotka która z kosmiczną szybkością rozniosła się po
mieście. Ganialiśmy wtedy w szczeniackiej grupie , aby z nienacka wpaść do cukierni z
okrzykiem .:
- Bolek nie czaj się wyciągnij ten odważnik spod lady.
Stał bowiem zawsze Bolesław z rękami opuszczonym pod ladą i po nauczce z nożem podejrzewaliśmy , że być
może dla ochrony kasy posiada tak specjalny odważnik pół kilowy i nie zawaha
się go użyć . Cierpiał więc Pan Bolek
nasze gówniarskie docinki , zmniejszał wymiary ciastek i obsługiwał maszynę do lodów .Na końcu swej drogi życiowej czekał już na
niego rodzinny grobowiec z pełnego
marmuru , z mosiężnymi literami .Przy
nim to wdowa zdobna w gigantycznego
lisa upiętego wokół szyi , każdego
pierwszego listopada rozpalała morze
lampek ustępując chyba tylko wdowie po
piekarzu .
Złe ludzkie języki
powtarzały z ust do ust na przystankach i w kolejkach sensacyjne informacje o działaniach , sztuczkach czy zabawach biznesmenów. Bo przecież wiadomo jak to jest z
piekarzami . W ich chlebie jest tyle
dziurek . Mało miasteczkowy
establishment ,piekarz ,
cukiernik , ajent CPN – u . O ajent CPN to była figura . Pracował w szkodliwym
środowisku i to na państwowej posadzie . W związku z kontaktem z ołowiem
zawartym w benzynie tracił zęby, ale nie specjalnie tego żałował. Miejsce
naturalnych zajęły nowe – złote. I było
to jeszcze przed tym jak śmialiśmy się z mody nowych ruskich. Zresztą Pan Rysio
był posiadaczem drugiego samochodu w naszym bloku. Pierwszego Moskwicza chyba 406
posiadał taksiarz , ale wiadomo
dla niego to narzędzie pracy. Swoje pierwsze P-70 kupił Pan Rysio gdzieś na
giełdzie i od tej pory grzebał całymi
dniami ubabrany po łokcie , bo silnik gasł co chwila lub w ogóle nie chciał zapalić. Kiedy zaś zapalił ,ruszał w kierunku głównej drogi a my
dzieciarnia , niczym piechota z pod Lenino z głośnym wyciem biegliśmy wokół,
wdychając smród spalin dwusuwowego
silnika . Dla nas to był aromat
najprawdziwszej cywilizacji. Pan
Rysio jaki jedyny w naszej klatce
kupował kolorową gazetą . Był to
tygodnik „Panorama” na ostatniej stronie
której zamieszczano zdjęcie dziewczyny w
kostiumie kąpielowym i majtkach zakrywających niemalże całe biodra. O ile
dobrze sięgam pamięcią tam udało mi się zobaczyć
pierwszy sutek damski w ujęciu artystycznym , albo po prostu to suma
kiepskiej jakości zdjęcia oraz mojej wybujałej fantazji. Schodziliśmy tedy do
syna Pana Ryszarda gotowi oddać swoją
tubkę dropsów , aby chociaż przez chwilę popatrzyć na gołą babę. .Tak to nasze poznania
w młodości były mocno utrudnione. Pamiętam jak któregoś dnia Pan Rysio wpadł do
kuchni z głośnym okrzykiem : O nowa
Panorama .Nie zauważył nas i od razu
odwrócił pismo na ostatnią stronę . Za chwilę lekki uśmiech znikł z jego twarzy
, podłożył pismo i rzekł – Nie ten numer
już czytałem. Ciekawy sposób identyfikacji
magazynów.
O imprezach i
baletach z udziałem płci opowiadało się
z taką precyzją , jakby relację zdawał
uczestnik tej balangi , ale sądząc
po statusie czy urodzie w żaden sposób nie mógł znaleźć się w obgadywanym
gronie. Bicie się w piersi i przywoływania imienia Pana swego na daremno,
uwiarygodnić miało te historie .Zwykli i ludzie żyli inaczej, zwykli ludzie
żyli oszczędnie . A oszczędność podcinała skrzydła fantazji . Bogaci mogli
wiele. Bo któż bogatemu zabroni.
Ostatnio spacerowałem wśród cmentarnych alejek Mojego
Miasta Urodzenia .Kiedy pożegnałem grób
ojca naszło mnie na taką skróconą podróż
do lat dzieciństwa . Nagrobki z nazwiskami jak
tytuły rozdziałów za którymi kryją się historie , śmieszne , zwyczajne a czasem nawet tragiczne. Nazwiska
przywołują wspomnienia ale w moim przypadku nie brązowią postaci .
Obrazy które przywołuje moja pamięć pokazują , że miałem do czynienia z ludźmi z krwi i kości z emocjami i słabościami . I oby mi tak zostało
na zawsze
|
26 maja 2009
| |
Nie wystukam
dzisiaj na klawiaturze numeru telefonu do mojej matki. Z uśmiechem na
ustach nie złożę jej życzeń i nie podziękuję za matczyne ciepło i
troskliwość . Moja matka nie odbiera telefonów ode mnie. Kupiła sobie nawet specjalny
aparat z wyświetlaniem numeru telefonu
dzwoniącego . Wobec braku chęci
uzbrojonej w nowości techniczne jestem praktycznie
bez szans. Moja mama nie utrzymuje ze mną kontaktów . Od śmierci Ojca wszystkie wątpliwości i zastrzeżenia jakie miała wobec swego męża przelała na mnie.
Jako pierworodny syn , kultywuję więc dzieło swego ojca, jak kol wiek by to gorzko nie zabrzmiało. I wiem że matka jest chora , mam świadomość ,
że najczęściej to emocje nie rozum
wpływają na jej decyzje. I można by to zmienić gdyby nie brak woli samej
zainteresowanej .Takie prawo funkcjonuje w Polsce a wahadło demokracji raz przegina raz w lewo
raz w prawo . Ból jest tym większy że
przez całe młode życie wychowywany byłem przez ojca w szacunku i miłości do matki. I myślę że taki wyrosłem . Nie przypominam
sobie słowa ,które byłoby wobec matki ,
kobiety nieodpowiednie , czy
emocjonalnie podniesione. Los zdecydował za mnie i brak mi
tej wizyty u matki , gdzie na talerzem pomidorowej mógłbym powiedzieć : jest mi źle mamo . Nie opowiem o tym co mi
się udało lub nie . Z wiekiem coraz bardziej
mi to doskwiera. Wiem że oboje mamy coraz mniej czasu . Nocami dręczy mnie taki koszmar :
jakiś reporter interwencyjny podstawia mi mikrofon pod nos i w świetle kamer zapyta : Dlaczego nie interesował się
Pan losem matki. Pełno takich pytań
np. w TVN-owskiej Uwadze. I jak wtedy wobec całej Polski wykrzyczeć że to
nie prawda .Głos więźnie mi w gardle ,budzę się i jest mi byle jak .
Jeżeli
więc nie mam możliwości uczynienia tego
w inny sposób , to tą drogą :
Chociaż wiem
że nie korzystasz z Internetu pragnę Ci powiedzieć :
Kocham Cię Mamo i dziękuję za to jaka byłaś
|
23 maja 2009
| |
Tekst bez związku z
tzw świńską grypą .Jak mówił śp Maciej Kuroń :
wiem co jem , a Wy wiecie ?
Była już około wpół do
piątej . Mrok stajni przełamał blask
żarówki czterdziesto watowej , ciemniejszej jednak w blasku ponieważ po
ostatnim sezonie mocno została zapaskudzona przez muchy , które gęsto obsiadały
ją nie bacząc na niebezpieczeństwo z tego wynikające. Z za drzwi wyłonił się
Józek gospodarz i dobrodziej tutejszej stajni oraz całego gospodarstwa rolnego
, za nim Staszek , miejscowy osiłek co
to może nie pogada ,ale przepisowo w ryj przypieprzyć potrafi. Poza tym dusza
człowiek zawsze chętny do pomocy jeżeli ktoś jej potrzebuje. Krowy leniwie
uchyliły po jednej powiece ,bo to
jeszcze nie pora aby poić a tym bardziej by ciągnąc za mleczne cycki. Tylko świnie jak to zwykle
zaczęły pochrząkiwać radośnie , bo widok
gospodarza nieodmiennie kojarzył im się z pełnym korytem. Najbliższa przyszłość
jednej z nich nie rysowała się jednak w różowych barwach ,ponieważ na tą
właśnie sobotę Józek zaplanował
tradycyjne świniobicie. Nieświadoma swej roli w dzisiejszym spektaklu
jedna z nich podbiegła zbyt blisko gospodarza ,który fachowym chwytem złapał ją
za uszy i kopniakami zachęcił do udania
się w wyznaczonym kierunku .Staszek złapał za tylne nogi, dźwignął do góry i w ten sposób świnia znalazła się w stalowym
uścisku dwóch rządnych krwi facetów. Nim reszta zwierząt pojęła o co chodzi
,opuścili we trójkę chlew udając się w tą ostatnią życiową drogę wypasionej
blondyny. Uderzenie obucha siekiery zwaliło świnię z nóg a następne rozpłatało czaszkę ,pozbawiając
całkowicie życia. Jeszcze w ostatnim tchnieniu zwierzę wydało ciche charknięcie
zanim po raz ostatni wypuściło z siebie powietrze.
O dzisiaj Józek bije -
rozległo się w okolicznych domach. Potem każdy z nich przewrócił się na drugi
bok przymykając oczy ,bo do karmienia
inwentarza zostało jeszcze ze
dwie godziny a w pościeli obok leżała , pełna wewnętrznego ciepła małżonka
atrakcyjna w tej chwili chociażby przez sam fakt tego , że aktualnie była pod
ręką .
Kiedy słońce w końcu wyszło zza góry oświetliło wiszące
ciało świni. Tylne nogi podwieszone do futryny drzwi od stodoły solidnym
łańcuchem .Brzuch rozpłatany , pozbawiony wnętrzności , krew do kaszanki
złapana ,jelita do kiełbas czyszczone i
płukane w przepływającym przez osiedle potoczku. Każdy z domowników znający
dokładnie swoje obowiązki sprawnie przemykał przez podwórko .Pojawił się już
Karol z maszynką do mielenia mięsa .To on dzisiaj będzie mistrzem
ceremonii, on to za pięćdziesiąt zeta plus bonus mięsny przerobi kwiczącą
jeszcze niedawno świnię na kiełbasy boczki ,salcesony i pasztetowe. Józek udał się do spiżarni gdzie z większego
baniaka do półlitrowej butelki zlał swojską gorzałkę, którą przerobił w zeszłym
tygodniu planując dzisiejsze świniobicie. Zakręcił ręką metalową nakrętkę i już
miał wyjść gasząc światło ,ale po chwili zastanowienia cofnął się i nalał
jeszcze jedną połówkę . Potem starannie zamknął
baniaczek , zgasił światło i zamknął za sobą drzwi do spiżarni. Jedną butelkę zostawił za drzwiami
do sieni a z drugą wyszedł do szopy .
- A napijcie się Karolu
na dobrą robotę .
Cyk , cyk i dobrodziejka
gorzałka zaczęła krążyć w żyłach
rzeźników amatorów.
- Wypijmy jeszcze po jednym
bo za chwile przyjdzie Staszek .
Staszek
gospodarz i sąsiad z osiedla , wielki admirator
swojskiej gorzałki oraz każdego innego płynu zawierającego procenty.
Staszek potrafił wyczuć otwartą butelkę z odległości pięciuset metrów i
wcześniej czy później można go było zauważyć w szerokim gronie
konsumentów. Mięso odkrojone schaby
schładzane przed zamrożeniem , kości i głowizna gotują się na salceson a
wątroba na pasztetową. Słonina oceniona według specjalnej miary. O ile Anglicy
mierzą odległość w stopach u nas grubość
słoniny mierzy się palcami. I komentarze w stylu
- Dobra słonina gruba na dwa palce . A w zeszłym roku to swok Maciej miał świnię co miała słoninę na trzy
palce.
Ostatnimi
jednak laty bardziej ceni się mięso niż słoninę . Wieś też się bogaci. Mięso
zmielone przyprawione do smaku. Karol wziął odrobinę w dwa palce
i takie surowe włożył do ust .
-
Będzie dobrze , lubię pikantną.
Napychanie
jelit mięsnym farszem kończy rytuał potem tylko powiązać na kij i do wędzarni.
Faceci mają czas wolny .Teraz kobiety zajęły się myciem , sprzątaniem i czymś tam jeszcze co w kobiecej psychice uznawane jest za
niezbędne i konieczne , a przecież faceci wiedzą doskonale że konieczne jest tylko żeglowanie. Wiadomo
- navigare necese est.
Chłopy
zasiadły więc w cieniu szopy i mając na
widoku wędzarnię przepijały do siebie
,raz za razem , raz za razem. Chwilę później
pojawił się Strażak. Szedł co prawda
do lasu pociąć smreki ,ale nie odmówił wypicia jednego. Odłożył
tylko motorówkę pod stajnią i zasiadł w
tworzącym się właśnie kółku zainteresowań. Potem doszedł jeszcze Krakus ,ciekaw
wszystkiego co związane z tradycjami i
obyczajami. Taki chory na te obyczaje i tradycje. Kosztem sporej kasy remontuje
chałupę starając się utrzymać jej klimat ,podczas gdy miejscowi pukają się z
wyrozumiałością w czoło .Twierdzą że „
trza było zwalić wszystko z góry i postawić
nowe z pustaka Maksa „ .
Bez
grzyba w drewnie , myszy i kun , ale też bez ducha jak często mówił Krakus.
Do
kompletu brakowało jeszcze Staszka ,
degustatora. Pojawił się był pod koniec wędzenia, ponieważ obowiązki wobec ziemi
i natury wypomniała mu i wyegzekwowała jego ślubna małżonka. Józek już
wykonał kurs po drugą flaszkę, która gdy
tylko poczuła powietrze parowała z
siłą taką że Józef przemyśliwał już kurs po następną . W tak zwanym międzyczasie kiełbasa dojrzałą już do konsumpcji. Wyciągnięto więc kij,
a z całej kupy Józek wyciągnął
jedno pęto rzucając je na deskę . Ociekająca w tłuszczu gorąca , świeżo
wędzona kiełbasa. Cholernie niezdrowa , szalenie apetyczna , kusząca jak kobieta swoimi
wdziękami. Najbardziej napalony na kiełbasę
był chyba Krakus, ale po kilku
latach przenikania się wzajemnie kultur wiedział, że kiełbasa jest do
zakąszania a nie obżarstwa. Gorzałka pobudziła krążenie . Języki stały się
giętkie ale w innym niż Mikołaj Rej
pragnął rodzaju giętkości.
A
Jasiek to był na robocie w tym no w tym ? -
głośno zastanawiał się
Staszek .
W Anglii -
podpowiedział mu znający zapewne
tę opowieść , poirytowany lekko Zbyszek.
W żadnej Anglii w Londynie - obruszył się Staszek .
Przepił
do Strażaka ,przepisowo strzepnął resztki gorzałki pod nogi i uzupełnił puste szkło . Długim nożem
wyrobionym w półksiężyc od częstego
ostrzenia , zaciął kawałek
świeżo uwędzonej kiełbasy obrał
jelita wsadził do ust ,żując ze znawstwem.
Dwa tyźnie temu to my robili kiełbasę u stryka
Karola , ale my wybili ździebko
za dużo i stryk się uśpił przy
wędzarni . Okrył się derką i zamknął
oczy a jak się obudził, to w jelitach latało w koło wysuszone mięso . A i
boczków nie było tylko skóry zostały. Ech żal , ale gorzałka była przednia, bo
ją stryk napędził na chrzciny
najmłodszego wnuka , jeszcze w zeszłym roku.
A
tam , stryk pędził . Przecie wiecie że
to ciotka kręciła – poprawili Staszka
zebrani .
A czemu się mówi kręciła jak ona leci z
destylatora - spytał Krakus pragnący się jak zwykle przypodobać
zgromadzonym w myśl zasady , jeśli wszedłeś między wrony musisz krakać jaki i
one.
No bo jak się nastawia zaczyn z cukru i
dojrzeje to można zostawić i się samo przedestyluje . Trzeba tylko uważać
żeby nie palić zbyt mocno bo zaciągnie do rurek i będzie mętne. A jak
się robi z żyta , to trzeba kręcić tym w
kotle żeby się ziarna nie przypaliły . Śmierdzi wtedy jak kruca fuks .
To stąd się mówi ukręciłem sobie trzy litry
żytniówki - zorientował się Krakus .
Jak żem
zeszłym razem pędził tom przypalił - powiedział Franek.
I cóżeś zrobił ?
A
przepuściłem przez węgiel drzewny , com
go miał w piecu . I doprawiłem
karmelem . Smród trochę minął ,ale jak się ją wypiło to w żołądku robiło
się jak przy ognisku. Nikt jej nie
chciał pić . Dopiero jak my sprzedali konia to przyszli kupce i my zaczęli .Po trzeciej flaszce ja im mówię -
gorzałki już nie mam. Tylko taką co mi się nie udała. Dawaj popróbować powiedział nowy właściciel konia. Wypilimy tak jeszcze dwie
flaszki , tylko te kupce co kwila
chodziły wonitować za chałupę . Jam to strzymał dopiero mnie wzieno nocą i
trzymało do połednia , a oczy to m i
mało nie wyszły ze łba. Oj głupiś Franek –podsumował ktoś z zebranych . Przecież można się było struć .
Swojom się nie strujesz - powiedział ze znawstwem
Staszek .
Ten
mój znajomy co był w tym no, no ?
Londynie -
odparli chórem zebrani .
To tak kupował takie wino owocowe nawet dobre
bo jeszcze do tego tanie. Tylko potem po wypiciu to go tak trzymało aż od tego
małpiego rozumu dostawał .
Wina
to ja nie lubię - powiedział ze
wstrętem Józek. Jak żem się kiedyś struł winem co takie słodkie było tom sobie
obiecał , że w życiu nie wezmę do gęby .
No
ale to chyba było lepsze niż picie gnojówki
- zażartował Strażak .
Wszyscy parsknęli śmiechem , no może z wyjątkiem Staszka.
A o co chodzi z tą gnojówką ? - dopytywał się
swoim zwyczajem Krakus .
A o tym to ci opowiemy następnym razem , ale
ciekawość będzie Cię kosztować flaszkę .
Stoi ?
W tym stanie ciała i ducha Krakus byłby w stanie zgodzić się nie
tylko na flaszkę . Wszak gorzałka złodziejka łagodzi obyczaje i uskrzydla
duszę .
|
20 maja 2009
| |
Jadąc przez moje osiedle zauważyłem tabliczkę , która przybita do metrowej
wysokości palika zabraniała wyprowadzania
psów na tereny zielone .Zabraniała pod karą grzywny oczywiście .`Brakowało tutaj
tylko dopisku : osiedla , miasta lub kraju , jak w pamiętnych Alternatywach 4 . Nie jestem zwolennikiem psich kup , którymi
upstrzone są osiedlowe chodniki , tym
bardziej rażą mnie kupy zdradliwie porzucone i ukryte pomiędzy źdźbłami
traw na rachitycznych osiedlowych
trawniczkach. Zwłaszcza od czasu zmiany przepisów , gdy jako pełnoprawny
obywatel swobodnie mogę po tym trawniku ganiać . Bosą stopą bratać się z
przyrodą i poczuć bijące serce matki Gaii . No z tym chodzeniem bosą stopą to przesadzam ,
bo sąsiad właśnie wczoraj wieczorem wyrzucił
z balkonu pustą butelkę, która z
głośnym hukiem rozpadła się na kawałki wielkości diamentów Swarowskiego . Nie postawię stopy pośród zielonych traw
osiedlowego skwerku z obawy o to, że wdepnę w gnijące jedzenie którego resztki
wyrzucane są przez okno pod pozorem karmienia gołębi lub piwnicznych kotów. Czy
więc zakaz wprowadzania psów polepszy zieloność łąki i zabezpieczy czystość i
porządek . Czy jako ludzie jesteśmy bardziej predestynowani do łażenia po
trawnikach . Nie wydaje mi się . Pies
srający na trawniku pod drzewkiem czyni tak od tysiącleci a po wszystkim tylnimi lapami w taki smieszny
sposób próbuje zasypać efekty swojej przemiany materii. Trudno dziwić się psu i
mieć do niego pretensję. W` końcu przewidując psie zachowanie można nauczyć psa załatwiania swoich potrzeb w
wyznaczonych miejscach. Trzeba je tylko wyznaczyć Gorzej z ludźmi którzy od
wielu dziesiątków lat mają alternatywę do wyrzucania odpadków przez okno , a
jednak to czynią . A wiec karać czy
może wychowywać . Odpuścić psom a wychowywać ich właścicieli . Zacząć od
kultury życia i współżycia. Może najpierw karać za wyrzucanie puszek , butelek,
reklamówek. starego chleba, kości , czy
co tam jeszcze wymyślimy.
Zakaz wyprowadzania
psów na tereny zielone jest nie
konstytucyjny , ponieważ w głębokim lekceważeniu mają go psy
bezpańskie które bez obroży i
właściciela oblewają i obsrywają co popadnie. Czy pies gorszy bo bezpański jest
w takim razie lepszy chociaż jest gorszy?. On może huknąć kloca na środku
mojego trawnika , a York mojej sąsiadki z dołu nie , bo sąsiadka umie czytać ?.
A może zacząć od uświadamiających akcji , bezpłatnych torebek
czy jakichś tam innych pojemników na psie kupy .Może wytłumaczyć sąsiadce
że kupa Yorka chociaż mikroskopijna
spełnia wszelkie kryteria uznania ją za kupę właściwą i należy ją bezwzględnie sprzątnąć. Póki co osiedlowe oszołomy z jednej strony
szpikują osiedlowe dróżki zakazami , podczas
gdy właściciele psów w trakcie skupienia
psa rozglądają się niespokojnie dokoła , czy ktoś widzi . Potem spiesznie
oddalają się z miejsca przestępstwa. Ba niektórzy jak barczysty
właściciel BMW z sąsiedniej klatki , nie próbują nawet wykazać minimum zakłopotania kiedy ich amstaf
czy bulmastif wypróżnia się
z poranną flegmą. Nikt nie podejdzie zwrócić uwagi . Jak też nie będę próbował
,ponieważ na razie mam wszystkie własne
zęby. Strażnicy miejscy wolą pogonić
emerytkę za brak kagańca u drobnego
kundelka , bo nie postawi się , nie pierdzieli . Z wdowiego grosza
opłaci mandat bo tak ją wychowano , dziwne bo
za komuny . Póki co nie sprzątamy
po naszych ulubieńcach, bo sąsiad też nie sprzątnął . Tak więc nikt nie daje dobrego przykładu na
początek. A na tabliczkach najlepszy
biznes zrobiła jakaś agencja reklamy , której wszystko jedno co lepi z
samoprzylepnej folii : precz z komuną
,czy żyj z Komunią . Pecunia non olet , trawniki tak.
|
17 maja 2009
| |
Moja
pani! — powiedziała jej matka bardzo stanowczym głosem. — Taki porządek to nie na pożyczki, nie na
ludzkie ręce!… To kosztuje!… To raz na całe życie sprawunek .. Od tej też
chwili żelazko niezmiernie poszło w górę w moim rozumowaniu. Zaliczyłem je
nawet w myśli do tych rzeczy, które są raz na całe życie, jak chrzest na
przykład, bierzmowanie i granatowy płaszcz, o którym ojciec też mówił, że jest
raz na całe życie.
(Cytat
z : Maria Konopnicka Nasza szkapa)
Żelazko kiedyś z duszą , teraz z ulatującą z
niego parą . Kiedyś na całe życie, teraz
na rok
dłużej niż wystawiona na niego gwarancja . Obecnie nie ma już produktów trwalszych niż pokolenie .Ba coraz mnie z
nich dorównuje pokoleniu , czy chociażby
świętuje z nimi okrągłą rocznicę ślubu. Porzucając kolejny sprzęt
AGD w przyblokowym śmietniku Powoli acz z bólem przyzwyczajam się do widoku
połyskujących jeszcze plastików i spalonych napędów , czy zmielonych tandetnych
przełożeń. A że robi się z tego problem świadczyć może stanowione prawo.
Za porzucenie zużytego sprzętu zapłacić możemy spory mandat.
Naprawiacze pralek , lodówek czy zmywarek z
wielkim nieskrywanym niesmakiem pochylają się nad ośmioletnią zmywarką , manifestując
lekceważenie wobec posiadacza takowego . Ostentacyjnie uważają go za sknerę ,
lub nieudacznika.
-Szanowna
Pani po pięciu latach sprzęt się wymienia a nie naprawia - zauważył filozoficznie mechanik ,
wyciągając głowę z bębna
pralko-szuszarki kupionej osiem lat temu za koszmarne pieniądze. Biorąc pod uwagę powyższe doświadczenia nie zdziwiłem się więc bardzo , kiedy ceramiczna płyta gazowa w
naszej kuchni, palnik po palniku odmawiała
posłuszeństwa . Do zagrożeń gazowych mam duży respekt, zamówiłem więc fachowca
w autoryzowanej firmie, który własnym
podpisem gwarantował pewność naprawy.
Kiedy
części w końcu dotarły i dotarli lekko spóźnieni fachowcy ,rozpoczął się proces sanacji
płyty grzejnej. Ponieważ zgodnie z obecnymi standardami posiadam
zabudowaną kuchnię , sprzęt AGD trzeba najpierw wygrzebać z obudowy. Po okresie
narzekania na brak dojścia , co w przypadku fachowców do tego starej daty nie budzi już nawet mojego zdziwienia , o
tyle wyraz twarzy po wyjęciu piekarnika elektrycznego już mnie zaciekawił.
Panowie zamarli w bezruchu, a twarze
ich zdobił wyraz bezgranicznego
zdziwienia. Ekipa montująca kuchnię i
zabudowująca sprzęt ,kiedyś w przeszłości wykorzystała do podłączenia elastyczną
rurę do gazu ze specjalną szybko złączką . To dobrze .Ponieważ jednak
rura okazałą się za krótka, do przedłużenia użyli już węża gumowego , co prawda
w oplocie stalowym ale przeznaczonego do doprowadzenia najwyżej wody do sracza ,
a nie do gazu . Całość spięta pięknym żeliwnym nyplem , gdy nie od dziś wiadomo
, nawet takim amatorom jak ja że złączki tak , ale tylko mosiężne. Po demontowaniu węża ,okazało
się że uszczelki gumowe zdążyły już sparcieć
i całość tworzyła swego rodzaju bombę zegarową , która w każdej chwili
mogła zacząć upuszczać gaz . Gaz w
każdej chwili mógł eksplodować. Całość co najbardziej podłe ,ukryte starannie
przed ludzkim wzrokiem w zabudowanej szafce . Zabudowa nie pozwalała ,nawet
przy corocznych badaniach szczelności instalacji zauważyć i wymienić .
Ryzykowałem życiem swoim i swojej
rodziny . Mało tego, życiem wielu
jeszcze przypadkowych ludzi . Ktoś kto montował ten przyłącz zdawał sobie z tego sprawę . Boję się , że
zakładał takie ryzyko dla doraźnego zysku.
A może nie ma takich bezwzględnych ludzi ?
A może to
tylko bezgraniczna i bezdenna głupota fachowców ? .
Czy wydając
na montaż kilkunastu tysięcy zł nie
dołożył bym jeszcze stówy?
Wolne żarty.
A może to ci bawiący się prądem fachowcy , stojący
po kostki w wodzie. Balansujący na wysokościach bez zabezpieczeń. Montujących
piły tarczowe bez wyłączników bezpieczeństwa , na krótko.?
Tak tylko Ci ryzykują życiem własnym.
Jakie jednak prawo ma ktoś aby ryzykować życiem
innych ?
Żona mówi
kolejny wydatek , ja jestem w stanie uwierzyć że to Boża opatrzność
|
14 maja 2009
| |
Ponoć
mężczyznę poznaje się nie po tym jak
zaczyna , ale jak kończy. Tak twierdził niejaki Leszek Miller. I to wypominano
mu jak kończył , cichutko i samiutko.
Mówię oczywiście o karierze politycznej. Bo poza tym bez względu na przekonania
polityczne , życzę wszystkim długich lat w zdrowiu. Wiele poradników podpowiada nam jak zaczynać właśnie : a to
Windows jak zacząć ? Lub dieta -jak rozpoczynać ? . Księgarnie jak i internetowe fora pełne są
takich poradników. Nawet sławny kiedyś piosenkarz , a teraz bardziej
juror popularnego programu Zbigniew Wodecki śpiewał piosenkę – Zacznij od Bacha. Piosenka była wtedy szalenie popularna , zamawiana na koncertach i dancingach .
W trakcie takiego jednego ,niegdysiejszego
koncertu miała miejsce następująca sytuacja . Nienagannie ubrany Zbigniew Wodecki
;podziwiałem w nim tą elegancję bez względu na przekrój publiczności przed
którą występował , z za dużej muchy
zdobiącej szyję zaczął :
- Dobry
wieczór . Powitam Państwa piosenką :
Basia , Basia .
Brawa. Tylko jeden facet z drugiego rzędu,. notabene
, szef drogówki w jej milicyjnych czasach krzyknął
– E tam zacznij od Bacha !.
Koniec
, brawa , potem kolejne zapowiedzi i
znowu grymas milicjanta
- od Bacha , zacznij od Bacha .
Alkohol zniekształcał wymowę , ale i tak dało się słyszeć komentarz po każdej
zapowiedzi
- A to jest ch .j , zacznij od Bacha.
Według planu Bach był na końcu recitalu . I tak pozostało. Nie będziemy się przecież naginać do pijaka ,
a jeszcze trudniej z nim dyskutować .
Pytanie bez
względu kto je zadał pierwszy , pozostaje
aktualne : jak zaczynać ? :
Odpowiedzi
wiele jak wiele działań które wykonujemy
.Tak więc zaczynamy :
Taniec od
pieca
Jazdę
samochodem od pierwszego biegu
Seks od gry
wstępnej
To może od czego się nie zaczyna . Nie zaczyna się :
Domu od
komina
A obiadu od deseru
Jednak bez względu na to jak zaczniemy
, trzeba wiedzieć kiedy skończyć
.
Jak śpiewał
Wojciech Młynarski : trzeba
wyczuć kiedy w szatni płaszcz zostaje przedostatni aby wstać i wyjść . Czego
Wam wszystkim serdecznie życzę .
Oczywiście
tego wyczucia.
|
12 maja 2009
| |
Onet z 9.05.br przynosi
informacje na temat kultury życia w
przodujących krajach Europejskiej Unii. Otóż :
Przeciętna Brytyjka wydaje w trakcie
swojego życia około 2700 funtów na staniki, ale pierze je zaledwie sześć razy w
roku.
Najnowsze badania dowodzą, że
statystyczna Brytyjka nosi pojedynczy stanik około 7 razy w ciągu 8 tygodni
przed wypraniem go, zaś w swojej szafie ma średnio 16 różnych biustonoszy i
każdego roku powiększa swoją kolekcję o 4 kolejne modele.
Zawsze uważałem że Polki górą . Może
jednak powodem zachowania czystości
Polek jest stan posiadania i jak w
słynnym dowcipie jak majtki Polka ma że
dwa staniki jeden pierze a w drugim
chodzi /. Być może ale receptą na poprawę tego stanu miały być
tak zwane lumpeksy .
Od
czasów przemian ustrojowych zapisały się
na stałe w koloryt naszych ulic. Sklepy z odzieżą z drugiej ręki popularne second handy.
Odzież sprzedawana na kilogramy ,
rzucona bezładnie na stoły . Trzeba dużego znawstwa i wprawy aby wygrzebać coś dla siebie ,coś co będzie nam się podobało nawet po przyniesieniu do domu. To w wersji standard . W wersji Lux odzież
wyceniana od sztuki , wisi na
wieszakach . I tam i tu denerwujący i drażniący smród Środka do dezynfekcji szmat. Specyficzny zapach, którego czasem nie można
się pozbyć nawet po kilkakrotnym praniu . Potęgowany jest jeszcze przez pomysłowość sprzedawców , którzy nawet z
przysłowiowego gówna potrafią wycisnąć złoto. Otóż okazuje się , że nie należy
ogrzewać pomieszczeń handlowych z
odzieżą , ponieważ suche szmaty ważą mniej. Słyszałem że najbardziej chciwi ,
skrapiają wodą szmaty . Kupujesz bawełniany
podkoszulek z Holandii dopłacasz
za wodę z Wisły. Wiemy więc skąd ten zapach stęchlizny w niemal każdym
sklepie.
Od pewnego
czasu obok wywieszki z informacją o dacie dostawy towaru , jest informacja : odzież tylko a Holandii , albo Francji. Czy ta
informacja ma jakieś głębsze przesłanie.
I na przykład opłaca się kupować stringi
z Francji, bo ponoć Francuzki
chodzą w ogóle bez majtek ? A
letnią odzież ze Skandynawii bo
mają krótkie lato i nie bardzo kiedy mają schodzić szmaty. Poza tym przy marnym słońcu kolory mniej
blakną ? . Może . Może warto korzystać
ze stereotypów narodowych przy zakupie
odzieży . Śledźmy więc prasowe
informacje przed wyborem towaru .Cytowana na wstępie informacja o Brytyjkach
może okazać się nam pomocna Tylko czy to jest dobra informacja . Czy
flejstwo wpływa pozytywnie na trwałość odzieży ? Poza tym :
… Największą popularnością cieszą się
wśród Brytyjek staniki w kolorze białym, zaś najmniej lubiane są staniki
czarne, które nosi zaledwie 18% ankietowanych..
Przyczyny,
dla których ludzie chodzą do lumpeksów
są bardzo różnorodne. Zachęca znajoma
, przyjaciółka, szpanując nowym ciuchem po każdej dostawie .Artykuł w gazecie w którym znana piosenkarka wyznaje że ubiera
się w lumpeksie . To powód by także
spróbować .
Moda na
ubieranie się w lumpeksach nie przemija. Wśród
zaufanych znajomych wymieniane są informacje o nowych sklepach,
dostawach, super cenach i niesamowitych okazjach.
Bazując
na stereotypach i uprzedzeniach osoby
puszyste wybierać będą wyłącznie „American
clothes „ Bo widział ktoś szczupłą amerykankę poza Hollywood ?
|
10 maja 2009
| |
Nazwy
ulic , wprowadzone po to aby łatwiej
było dotrzeć do właściwego miejsce . Pomysłowości ludzkiej zawdzięczamy , czy przechodzić będziemy ulicą Słowackiego , Norwida czy np. Kupa .Ta wzbudzająca emocję
wymieniona w ostatniej kolejności ulica Kupa
, nie wiążę się bynajmniej z fizjologią
,a jest to historyczna nazwa skarbca gminy żydowskiej. Wszak ulica
mieści się na krakowskim Kazimierzu.
Kiedyś pisałem o ulicy Poniedziałkowy Dół , ale tej
nazwie jako czasami bliskiej moim emocjom nie dziwię się specjalnie .
Jakich mamy bohaterów takie nazwy ulic .
Amerykanie naród młody nie dorobił się wielu
bohaterów, dlatego rozwój cywilizacyjny
wymusił numerowanie ulic . I tak zamiast z Lotników przejść na Kosmonautów
przechodzą z siedemnastej na czterdziestą czwartą , może głupie i trudne do
zapamiętania , ale Piąta Avene działa na
naszą wyobraźnię. Czasy się zmieniają i miejsce : prządek , traktorzystów oraz
miałkich komunistów zajęły nazwy związane z historią i religią . Tu nawet można by było odwrócić
kolejność .
Z
religijnymi nazwami to tak jest że czasem potrafią zazgrzytać w połączeniu z instytucją
która przy nich funkcjonuje . Za każdym razem ambiwalentne uczucia wywołuje u mnie baner
z reklamą Night clubu
i agencji towarzyskiej . Lalamido bo tak brzmi nazwa
mieści się przy ul św Katarzyny . Z drugiej jednak strony urząd skarbowy w Limanowej mieści się przy
ulicy Matki Boskiej Bolesnej. Cóż za trafnie dobrana nazwa . Zwał jak chciał , nie czepiam się bohaterów i religijnych określeń ,ale nazwy ulic
powinniśmy tworzyć tak , aby były łatwe
do zapamiętania , wymówienia i odmiany.
Łatwo wtedy zapamiętać a i do Auto Mapy GPS łatwiej wpisać i szukać .
Ktoś w
Krakowie wymyślił ulicę Półłanki.
Nazwa jeżeli się nie mylę i dobrze
interpretuję wywodzi się z historycznej
miary wielkości areału.
A że
nazwa trudna do wymówienia zdarzają
się potknięcia . Jakiś koneser damskich wdzięków wymyślił pewnie że idzie o
połowę jakiejś Anki O którą
połowę chodzi mogę się domyślić
, ponieważ w ferworze facet zapomniał że puł ( pół ) pisze
się trochę inaczej . Pikanterii
dodaje również fakt że tabliczka jest ”
urzędowa”
Nie utrudniajmy sobie życia bo GPS
zwariuje .Nam z tego powodu
dekiel odbił już jakiś czas temu .
|
08 maja 2009
| |
Wszystkie
dzieci są nasze. Takie hasło szczególnie lubiane było w czasach poprzedniego
systemu , bo co jak co , ale komunizm dbał o swoje przyszłe kadry i zdobiąc
usta w wyżej cytowane frazesy, ubierał młodzież w koszule z czerwonym krawatem
lub czerwone krajki Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej. Może to wychodząc
z tego założenia powstał zwyczaj opóźnienia się z płatnościami alimentów, bo
przecież jak nie ja to Państwo. Wszak wszystkie dzieci są nasze. Teraz czasy
się zmieniły .O rząd dusz walczą czerwowni z czarnymi , nacjonaliści z unijnymi
pasjonatami. Nie zmienia to sytuacji samych dzieci, obserwujących świat z okien
domów dziecka i placówek wychowawczych.
Odbiegłem
jednak trochę od myśli przewodniej, która przyświeca mi gdzieś za plecami Wszystkie dzieci są nasze. Czy to znaczy że
nasze dzieci są naprawdę nasze?
W jakimś
opracowaniu , naukowym nawet opracowaniu doczytałem się ,że co piąte dziecko
wychowywane w związku małżeńskim nie jest autorstwa głowy rodziny i strzał padł gdzieś z boku. Cyfry zresztą zmieniają się w
zależności od ośrodka badań, ale problem pozostaje problemem. Dwa tygodnie temu
czytałem o procesie sądowym który odbywa się w Niemczech . Pewien Helmut nie
mógł mieć dzieci. Po stwierdzeniu tego faktu ,przez lekarzy specjalistów
obmyślił szatański pomysł na nadanie sensu swemu życiu. Za kwotę dwóch i pół
tysiąca euro wynajął sąsiada który sam
posiadając dwoje dzieci, dając w ten sposób gwarancję poczęcia, w sposób naturalny zapłodnić miał małżonkę
sąsiada . Starał się , odbywając regularne stosunki z sąsiadką dwa razy w tygodniu, przez okres sześciu miesięcy. Na zastrzeżenia
własnej małżonki stwierdzał tylko, że jemu ta sprawa również nie sprawia
przyjemności a robi to tylko dla forsy.
Kiedy po
upływie pół roku nic się nie wydarzyło
Helmut zmusił sąsiada do wykonania badania . Okazało się wtedy że sąsiad
Helmuta jest również bezpłodny. W jego przypadku dwukrotnie strzał padł z boku.
Żona chcąc nie chcąc potwierdziła fakt.
Przykład
drugi z życia tzw swingersów , niszowej choć coraz popularniejszej sexkultury.
Pewne bezdzietne małżeństwo ,lekko znudzone sobą zainteresowało się problematyką
swingersow tj osób zmieniających
partnerów lub kochających się w grupie za przyzwoleniem i akceptacją małżonka .
W wielkim skrócie , po wejściu w tajniki tego sportu dobrali się z inną
małżeńską parą tworząc wspólnie
egzotyczny czworokąt , czasem zabawny
trójkąt. Po około roku takiej nieskrępowanej zabawy szanowna małżonka jednego z nich zaszła w ciążę . Na łamach
jakiegoś forum przyszły ojciec dzielił
się dręczącymi go wątpliwościami.
Po pierwsze
nie wiedział czy mające się narodzić dziecko , jest jego dzieckiem.
Po drugie
ponieważ swingowanie odbywało się za zgodą obu stron trudno żądać wykonania
testu DNA. Był pewien że każde spojrzenie na dziecko przywoływać będzie toczące go jak robak pytanie . Czy to jest
moje dziecko ?. O ile dobrze pamiętam
doszło do dużego małżeńskiego kryzysu. Zresztą czy po tym wszystkim
można jeszcze mówić o nich w kategoriach małżeństwa.
Dla mnie
małżeństwo to suma jakichś wyrzeczeń , poświęceń , a przede wszystkim bardzo mocna sfera intymna , wyłącznie dla naszej dyspozycji . Pozwala
ona wyzwolić niespotykane pokłady sił w przezwyciężaniu codziennych i niecodziennych problemów.
Tak wiec
narodzi się dziecko ,wzbudzające kontrowersje dziecko , naznaczone piętnem chociaż samo nie uczyniło nic dla pogorszenia
własnych standardów .
Ale przecież
wszystkie dzieci są nasze.
Nie piszę
tego jako jakiś wojujący aktywista formacji religijnej , ale z punktu widzenia
faceta który ma już swoje dzieci , nowych miał nie będzie i rozpatruje całość
chłodnym okiem w kategoriach teoretycznych .
Nie mam
moralizatorskich zapędów , nie zawracam kijem Wisły. Stosunki
pozamalżenskie były są i będą ,jak świat
stary , długi i szeroki. Zbiorowe orgie znane od tysiącleci ,kiedyś uprawiane na
cześć bogów, spotykane były w wielu
kulturach, Znane rzymskie uczty do
dzisiaj pobudzają wyobraźnię. Całkiem niedawno czytałem że wśród Eskimosów takie obyczaje przetrwały do ery nowożytnej… Dla eskimoskiej
rodziny lampa to jeden z najważniejszych przedmiotów w domu, niezbędnych do
życia i przetrwania. Zasilane tranem źródła światła tradycyjnie należały
wyłącznie do kobiet i palone były przez cały rok – z jednym wyjątkiem.
Eskimoskie święto lamp oznaczało spotkanie wszystkich rodzin plemienia we wspólnym
domu; każda z zamężnych kobiet przynosiła własną lampę. W kulminacyjnym
momencie święta wszystkie lampy gaszono, a cała społeczność oddawała się
zbiorowej orgii. Kiedy żądze wygasły, zapalano jeden płomień, od niego
odpalając kolejne. Rodziny rozchodziły się, by spotkać wspólnie za rok –
podczas kolejnego zimowego przesilenia...
Ciekawe
prawda. Rozumiem, że w mentalności Eskimosa nie istnieje problem chromosomów. I
tam być może wszystkie dzieci są nasze. Podobnie w kulturze afrykańskiej gdzie
na gościa w domu oprócz kolacji i noclegu , w
łóżeczku czeka żona gospodarza gotowa wykrzesać z siebie jeszcze większe
poklady gościnności wobec strudzonego
wędrowca.
W
afrykańskiej kulturze inaczej też karze
się cudzołóstwo. Złapany facet płaci daninę w postaci sześciu owiec .Chwilę
później panowie w zgodzie idą puścić w
niepamięć cały incydent sfermentowanym
napojem z manioku. A dzieci ? Wszak wszystkie
dzieci są nasze . I może to hasło powstało właśnie tam , wykradzione i
spopularyzowane przez tych cholernych komunistów. Patrząc na los tam
narodzonych trudno mi jednak w to
uwierzyć.
Sięgam tak
daleko a wydana w latach siedemdziesiątych książka „Raz do roku w Skiroławkach
„ opisuje taką samą jak eskimoska noc mieszania krwi ,odbywająca się raz do roku w sielskich
klimatach polskiej wsi.
Nawet w
popularnym ostatnio „Kodzie
Leonarda” Dana Brona spotkać można grupę hedonistów oddających cześć Bogu
poprzez zbiorowa orgie.
Dlaczego o
tym wszystkim piszę ?. Nie czepiam się
stosunków pozamałżeńskich a jeżeli dzieje się to jeszcze za przyzwoleniem partnerów ,. Nie krytykuję
wspólnych imprez bo jak pokazałem wyżej , są obecne ludzkiej kulturze od
tysiącleci. I może ta wierność to tylko taki wymysł wiktoriańskich czasów.
Jedno jest ważne , najważniejsze. Cokolwiek robisz myśl !. Aby nowo narodzone
życie nie było narażone na rozwój w atmosferze na którą nie zasłużyło
Działając z
upoważnienia stwórcy nie czyńmy życia od niechcenia. Upoważniając nas do tego,
obdarzył nas zaufaniem . Pokażmy że nie na wyrost. A może trzeba zacząć od
edukacji , tej małej w szkole ?Jestem zwolennikiem teorii że banan w prezerwatywie na lekcji wychowania
seksualnego czyni mniejsze spustoszenie
, niż bohater horroru z wysmakowaniem mordujący całą grupę dziewczęcej
wycieczki aż krew wylewa się otworami w
monitorze .Film dozwolony od dwunastu lat , ale tam ani raz nie pada słowo
penis czy wagina . Fee!
|
06 maja 2009
| |
Nie róbcie z
nas pederastów krzyczał Maks , bohater filmu Seksmisja .Teraz w dobie
poprawności europejskiej wypada raczej powiedzieć gej
. Ale nie o tym chciałem dzisiaj. Z powodów tejże Unii Europejskiej wypadało by jednak zakrzyknąć :
Nie róbcie z nas idiotów. Co rusz na opakowaniach i instrukcjach obsługi spotkać można informacje sugerujące ,że
klienci to kompletni idioci , skretyniałe
dzieci . Bez pouczenia i instruktarzu nie obejdzie się. Do tej pory szczytem
idiotyzmu była dla mnie informacja obrazkowa zamieszczona na butelkach wina
musującego, aby pod żadnym pozorem nie
otwierać butelki korkiem w kierunku
twarzy. Czy ktoś z Was otwierając szampana skierowałby korek w twarz?.
Rozpakowywanie
nowego laptopa pokazało mi jednak , że
świat w tej dziedzinie gna do przodu .
Zgrabny
,nowoczesny i wypasiony komputer przenośny , bądź jak to mówił mój austriacki przyjaciel (
kalecząc język Kochanowskiego i Mickiewicza ) – „komputera na torba” opakowany
był w foliowy worek, taki jakich tysiące towarzyszą nam co dziennie. Standard
poza jednym szczegółem. Producent poprzez sugestywne rysunki
zabrania nam wkładania na głowę
woreczka zdjętego z kompa , bo
moglibyśmy udusić się z braku tlenu. Co gorsza zabrania również zakładania takiej torby małym dzieciom
.Podejrzewam że z tego samego powodu.
Zawsze
irytowały mnie tabliczki z cyklu : Po
skorzystaniu z toalety spuść wodę , albo umyj ręce. Doświadczenie życiowe i obserwacje otaczających mnie postaci
potwierdziło jednak słuszność tabliczek
. Ale nie myjący rąk facet
reprezentuje według mnie wyższy
poziom intelektualny ,niż gość zakładający woreczek na głowę swojego dzieciaka.
W ramach
wejścia do Unii odnosiłem wrażenie że się europeizujemy ,urzędnicy tejże pragną nas jednak od
razu zamerykanizować .
|
04 maja 2009
| |
O Targach
Wystawach i Ekspozycjach już pisałem , ale zegar bez przerwy zawija czas wokół
osi swoich wskazówek . Wiosna , jest już po
Targach Ślubnych a przed Ogrodniczymi .
W środku wypadło na Budowlane i Wyposażenia Wnętrz. Wraz z rozwojem
Internetu popularność takich ekspozycji mocno podupadła a i blichtr kolorowych
ulotek nie kusi już tak, od kiedy dysponujemy monitorami komputerowymi o
wysokiej rozdzielczości. Dodatkowo kredowy papier i kolorowy druk bardzo źle
się palą, a na tych Targach nie rozdawano kalendarza Pirelli .Ci więc którzy
nie posiadają komputera z dostępem do Internetu, albo Ci którzy lubią
skonfrontować wirtualną rzeczywistość z realnym chłodem produktu pojawiali się
na Targach , przemykając między stoiskami . Potem krok za krokiem, cal po calu
analizowali produkty , zadając pytania sugerujące duże znawstwo problemu.
Pacjenci jak zwykło się na nich mówić pojawiali się falami, po śniadaniu, po
obiedzie i pod sam koniec dnia. Tak jakby autobus zgodnie z rozkładem zatrzymał
się na chwilę i wypluł ze swego wnętrza ludzkie postacie rządne wiedzy. W
przerwach pomiędzy falami panował lekki marazm , bo Targi przecież lokalne. Po
przejrzeniu ulotek z własnego stoiska zacząłem rozglądać się za czymś
tematycznie odmiennym. Gdzieś w rogu sali natrafiłem na stojak , gdzie zgodnie
obok siebie egzystowały reklamy drzwi , plastikowych okien ,oraz odlotowy
Katalog odbywających się jakiś czas temu Targów Ślubnych , pod wiele mówiącym
tytułem : Niezbędnik Nowożeńców. Cóż to niezbędnie powinni wiedzieć przyszli
małżonkowie ?.
Powiem
szczerze z ciekawościa zacząłem oglądać elegancko wydany na lakierowanym
papierze podręcznik sztuki wychodzenia za mąż . Już nie trzeba iść na spytki do
najstarszej starowinki , aby wypytać po co w ogóle nam to całe małżeństwo?. Nie
trzeba podpytywać starszej koleżanki , która będąc właśnie po rozwodzie , z
całym jadem zniechęcenia opisze nam rolę
kobiety w nowoczesnym małżeństwie. Powiem
szczerze , że publikacja okazała się skarbnicą tematycznej mądrości , zwyczajów
a nawet aforyzmów i przesądów dotyczących ślubnych ceremonii. Szkoda tylko że
na kartach poradnika znajduje się
tradycyjny groch z kapustą. Oprócz proceduralnych porad co jak i kiedy
załatwiać i dlaczego, znajdują się przesądy zaklęcia i inne głupoty ,na które
przymykamy z pobłażaniem oko kiedy je słyszymy. No i oczywiście porady
psychologiczno filozoficzne . W zgrabnych czterech zdaniach znajdujemy
odpowiedź na dręczące ludzkość od
stuleci problemy . Dobrze na
początek podeprzeć się aforyzmem ,a więc
dowiedziałem się że:
Małżeństwo
kobietę wyzwala , mężczyznę zniewala ( Immanuel Kant)
Żony najpierw
podcinają mężowi skrzydła a potem mają do nich pretensje o niskie loty (Regina Kantorska-Koper)
Jeżeli ktoś
dostanie dobrą żonę, będzie szczęśliwy, gdy dostanie złą może zostać filozofem
( Charles Talleyrand)
Noooo ,
początek niezły i jeżeli przyszły małżonek nie
zamknął niezbędnika zniechęcony do małżeństwa , to następne
strony badają wielkość jego miłości bez
przerwy wystawiając na próbę .Chyba że twórcy niezbędnika założyli że facet
skoncentruje się raczej na organizacji wieczoru kawalerskiego a „babską książkę
odłoży z niesmakiem na półkę Co mogłem przeczytać dalej :
- Kto przed
ołtarzem okręci współmałżonka wokół siebie ten będzie przewodził w małżeństwie.
- Noc
poślubną należy przetańczyć lub przekochać aż do świtu , gdy zapieje kogut –
kto bowiem pierwszy zaśnie ,ten pierwszy odejdzie z małżeństwa lub z tego
świata.
Kiedy już
ubrani w pożyczone majtki cudzą
chusteczkę i odpowiedni klejnot na szczęście, chcemy rzucić się wir małżeńskiego życia weźmy sobie do serca dobre rady twórców
poradnika . Złote myśli :
- Zakazany
owoc pozostawia gorzki smak na cale życie.
- To kobieta
wybiera mężczyznę, który ja wybiera.
Pomimo że publikacja jest bezpłatna, bo za jej
wydanie zgodnie zapłacili producenci sukien ślubnych , jubilerzy oraz hotelarze
nie zapominając o fotografach .,w poradniku znajdziemy rozwiązanie odwiecznej
zagadki niewierności mężczyzn . Okazuje się ,że po roku stałego związku
seksualny apetyt u panów znacznie spadać , ale wystarczy zmienić partnerkę by
zaczął gwałtownie rosnąć .
Fiu ,
fiu myśmy to zawsze czuli tak pod skórą.
Może w związku z tym nie można nas winić za niektóre rzeczy ?. A gdybyśmy
chcieli jednak podnieść sobie libido ? Jest rozdzialik dotyczący wyrzutów
sumienia.
Poradnik podpowiada że
- Czułość się opłaca , a Instynkt
każe tulić.
Dobre maniery
w łóżku, nosi tytuł następnego rozdziału , gdzie np. w części : Jak ukryć
rozczarowanie jakimś szczegółem ciała partnerki , autorzy podpowiadają jak
zachować się w przypadku , gdy w łóżku napotkamy miłośniczkę naturalnego piękna
a my jesteśmy pasjonatami depilacji . A dodatkowo :
Czy wypada
głośno krzyczeć i budzić sąsiadów?
Czy można
zaraz po zbliżeniu odebrać telefon.
Kto za co płaci
- a to już dotyczy konsumpcji a nie łóżka.
Jeżeli zaś w
trudach dnia codziennego dojdziemy do ściany dobrze przed wymianą zdań poczytać
rozdział :Czego nie robić w trakcie
kłótni .
Na nic jednak
wszystkie dobre rady jeżeli źle wybierzemy , bo jak mówi niezbędnik:
Kto ma złą
żonę tego piekło rozpoczęło się już na ziemi ( F. Feldheim )
I na koniec
zdjęcia ślubne . zauwacie że cechą nowoczesnego zdjęcia ślubnego jest
niecodzienność sceny , lub otoczenia
.Kiedyś młode pary fotografowały się na tle zamku, bądź parku. Sam osobiście
widziałem w pałacowym parku w Łańcucie , około ośmiu par biegających po
parkowych alejkach wybierając za tło stare mury , bądź dorodne krzaki Teraz
młoda parę trzeba ujść w jakiejś nietypowej sytuacji , na przykład
podskakujących jak najwyżej przez jakąś bramą , damę spychającą małżonka z
gzymsu , żonę na barana , męża pod butem żon itp. Z nabożnym skupieniem pary
wczuwają się w sugestię fotografa , pajacując
w imię wyższych celów . Znak czasów
Jedno można powiedzieć, ustawiane
zdjęcia ślubne bez względu na swoja scenerię zieją sztucznością , warto o tym pamiętać
decydując się na horrendalnie drogą sesję .Tylko zrobione ukradkiem zdjęcie
młodej pary zatrzymują czas i ducha uroczystości. Myślmy o tym pozując do zdjęcia .
Polecam w tej
dziedzinie piosenkę ze słowami Jonasza
Kofty „ Stopklatka „
Podsumowując
: niezbędnik , według mnie jest
uniwersalny .Każdy znajdzie w nim coś
dla siebie,przejęte rolą dziewczątka , praktyczni młodzieńcy oraz tacy
prześmiewcy jak ja .
Złożyłem niezbędnik
i zabrałem do domu. Tam po uzgodnieniu z żoną sprezentowaliśmy go
starszemu synowi z następującym, komentarzem
: .
Wiem synku
nasz kochany ,że nie myślisz o
małżeństwie ze strachu i niewiedzy . Aby rozjaśnić Ci temat wspólnie z
mamą ufundowaliśmy tę oto publikację .
Poczytaj , a poznane nie będzie już takie straszne. .
Boże jak On
się rzucał.
|
01 maja 2009
| |
…Jak dobrze mieć sąsiada ,
on wiosną pomoże jesienią zagada … śpiewały kiedyś Alibabki . Kobietki , dla niektórych kultowy girlsband
z lat siedemdziesiątych oczekiwały pomocy przy węglu i przy koksie i było jeszcze coś o wiośnie . Czy jednak
tak różowo to wygląda?.
Kiedy wprowadziłem się do
nowego bloku ,zapragnąłem wytworzyć sobie właściwe relacje z sąsiadami.
Każdy inny typ osobowości , każdy
charakter trudny , nie wyłączając
mojego. Funkcjonariusze milicji
apelowali : żaden alarm nie przypilnuje twojego domu tak jak wyczulony
sąsiad. Co prawda mój sąsiad częściej bywał znieczulony niż wyczulony, ale moja wiara w ludzi była wielka. Po
zakupie chałupy w Gorcach żona z dziećmi
cyklicznie latem wyjeżdżała tam na całe wakacje , a ja
pracowałem poza domem. Była okazja aby moja lojalność wobec sąsiadów zaczęła procentować. Przed
wyjazdem przekazaliśmy klucze od domu i
poprosiliśmy o podlewanie kwiatów
oraz przysłowiowe rzucanie okiem. Lipiec
upłynął nam na podziwianiu górskiej przyrody w spokoju ducha i wewnętrznym zadowoleniu. Gdzieś tak w
ostatniej dekadzie lipca dostaliśmy sygnał od naszych zagranicznych przyjaciół
, że nawiedzą nas za parę dni. Radości
co niemiara , ale w związku z planami
zwiedzania Krakowa konieczność powrotu do domu i odbiór przyjaciół z
lotniska. Dzień wcześniej wróciliśmy do domu, aby z rana kupić trochę jedzenia.
W domu od wejścia przywitał nas zaduch , lato upalne było tego roku. Pierwsze
co rzuciło się nam w oczy to
kwiaty, mocno wysuszone z korzeniami
które wypadły z donic. Podlewane ostatnio , najpewniej przez nas samych .
Rzuciliśmy się do reanimacji. Kwiaty , wanna , woda , udało się uratować
siedemdziesiąt pięć procent. Kiedy już
zakończyła się reanimacja był czas aby
rozejrzeć się po mieszkaniu. Nie
ma magnetowidu! Pod telewizorem wisiały smętne końcówki kolorowych kabli.
Rzuciłem się do drzwi .Dzwonek . W drzwiach stanął zaspany sąsiad .
-Nawet nie widziałem jak
przyjechaliście - przyznał z
rozbrajającą szczerością.
- A nie wie Pan co stało się
z magnetowidem?.
Syn sobie pożyczył , bo miał fajny film do
przegrania.
To mi ulżyło , bo myślałem że mnie okradli –
powiedziałem cokolwiek . aby zatuszować to że jestem wkurzony. Wróciłem do
domu. Za chwilę usłyszałem pukanie , za drzwiami stała córka sąsiada. Sąsiedzie
było tak gorąco , że pożyczyłam wentylator
. I jeszcze maszynę do pisania .
Zgrzytnąłem na zębach ,
przybrałem mniej agresywną minę i
wybełkotałem :
- W porządku.
Przyjechali znajomi , zwiedziliśmy Stare
Miasto , Wieliczkę i co tam jeszcze
trzeba . Po dziesięciu dniach
pożegnaliśmy ich na lotnisku i wróciliśmy do domu , kwiatki podlaliśmy
z własnej inicjatywy. Nie stwierdziłem zwrotu pożyczonych rzeczy. Pod
koniec sierpnia ostatecznie wróciliśmy
do domu . Zastukałem do sąsiada z pytaniem czy jeżeli nie używa już
magnetowidu istnieje możliwość zwrotu?
. Już po południu sąsiad zwrócił magnetowid , następnego dnia maszynę
do pisania . Na wentylator musiałem czekać jeszcze tydzień, a po miesiącu okazało się że sąsiadka oddaje
również maszynę do szycia , pożyczenia której w ogóle nie mieliśmy świadomości. Kochany sąsiad wyniósł wiele
cennych rzeczy z troski o moje mienie , aby nikt nie ukradł ich
kiedy na chwilę odwróci oczy od moich drzwi. Co do drzwi to po tym
organicznym doświadczeniu wymieniliśmy
je na antywłamaniowe . I koniec . Zawierzyłem bardziej izraelskim
ślusarzom niż bliskiemu sąsiadowi . A kwiaty
jest i na to metoda. I pewnie zapomniał bym o tym wydarzeniu gdyby
nie skłonność do whisky. Gdzieś tak w
połowie października wieczorem
postanowiłem spędzić wieczór z Jasiem Wędrowniczkiem . Uchyliłem drzwi do barku i sięgnąłem po
butelkę . Złapałem za nakrętkę i ta nakrętka została mi w ręce .Próbowałem ją
dokręcić , przekręcała się. Jakieś dziadostwo robią ci Szkoci mruknąłem do siebie i zbliżyłem nakrętkę do oczu. Made In France - przeczytałem na nakrętce. Ki diabeł zdziwiłem się . Nakrętka oprócz tego
że przekręcała się , nie dochodziła do
metalowej opaski. Pełen obaw
podstawiłem szyjkę pod nos.
Zacząłem wdychać ze znawstwem. W środku była brandy
, francuska z tych tanich co to są w zielonych butelkach i koniecznie
nazywają się Napoleon. Produkują je wyłącznie na polski rynek . Poskładałem fakty do kupy i już wiem , że
sąsiad urządził imprezę ale przeliczył
się z alkoholem. Korzystając z moich kluczy ,wypożyczył otwartą butelkę z barku
. Alkoholowym zwyczajem nakrętka zamieniła się w łabędzia a
następnie poszła w kosz .
Kiedy zaś przyszła pora by odkupić flaszkę , sąsiad porównał ceny. No tylu to on nie zdecydował się
wywalić z portfela . Wybrał alkohol o zbliżonym kolorze , który też w końcu
skopać potrafi. A Nakrętka ? Kto by się nią przejmował , liczy się szum w
głowie. Już nie wkurzyło mnie to , bo do kogo z reklamacją ? do sąsiada po
trzech miesiącach od spożycia ?.
Obśmiałem się jak norka i z uznaniem
popatrzyłem na antywłamaniowe drzwi. Sąsiad już nie podlewa moich kwiatków ,
nie dzierży kluczy do domu. Wybrałem
opcje bez rozgłosu. Bo w skrytości ducha
liczę, że być może
kiedyś sąsiad łaskawym okiem
spojrzy na drzwi , a może zechce zareagować. Z drugiej jednak strony bez skrupułów żyje się
ciekawiej . Sąsiad pali więc tanie papierosy na swoim balkonie , obserwując zachodzące
słońce , czasem skomentuje , czasem się uśmiechnie ,zawsze jest na bieżąco . A
że słabo słyszy podkręca więc głośnik w swoim telewizorze .I wtedy jego ulubiony program gości
w każdym kącie jego i mojego
mieszkania. A ja cholerny
humanista , zamiast zmieszać sąsiada z
błotem zastukałem do drzwi z propozycją :
- Sąsiedzie jakby Pan
przerzucił teraz na TVN, to każdy z nas
maiłby swój obraz a ja mógłbym korzystać z głosu w Pańskim telewizorze, zgoda ?
Dwa razy ten numer udał mi
się , ale gusta telewizyjne mamy z sąsiadem zdecydowanie różne.
Poza ty Polak jest
indywidualistą i kto zabroni mu swobody w swoim mieszkaniu.
W końcu
Jego House jest jego Castllem
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz